Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Staffordshire
Cannock Chase
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cannock Chase
Niegdyś las królewski, dziś rozległy park przyrodniczy obejmujący urokliwe lasy liściaste, iglaste, dzielące je barwne wrzosowiska i kilka pomniejszych pięknych jezior. Stosunkowo niska gęstość zaludnienia i przeważające wiejskie tereny od zawsze czyniła ten obszar otwarty na rzadsze gatunki magicznych zwierząt, a zwłaszcza ptaków. Do lokalnego folkloru przedarło się też wiele doniesień o błąkających się w trakcie pełni wilkołaków - ze względu na liczne lasy oddalone od domostw wydaje się bezpiecznym azylem dla objętych klątwą likantropii.
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'k100' : 15
--------------------------------
#4 'k10' : 5
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'k100' : 15
--------------------------------
#4 'k10' : 5
Krew trysnęła z martwego mugola i z impetem uderzyła w stojącego nieopodal mężczyznę, którego krzyk doszedł mych uszu. Uśmiechnąłem się pod nosem, widziałem jego przestraszoną twarz, drżące ciało, jakie wręcz wołało o rychłą ucieczkę. Nieopodal padł kolejny uderzony potworną klątwą. Jego wątroba pękła, a on pozbawiony jednego z najważniejszych organów nie miał żadnych szans na przeżycie. Mogli siebie wzajemnie jedynie słyszeć; jęki bólu i rozpaczy wypełniały przestrzeń owianą gęstą, czarną mgłą, podobnie jak dźwięk łamanej kości udowej, która przebiła skórę dezertera. Mogłem tylko wyobrazić sobie co czuli, co kłębiło się w ich głowach i jak bardzo pluli sobie w brodę za przejaw odwagi tudzież zwykłej naiwności nakłaniającej do stawienia nam czoła. Byli słabi, nędzni, pozbawieni możliwości magicznego rozwoju. Zatruwali angielskie ziemie, czuli się lepsi i potężniejsi od czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie przyjdzie im zaznać. Myśleli, że utrzymają nas w ukryciu, zepchną na margines i nakażą żyć pod ich dyktando – nic bardziej mylnego. Te czasy odeszły w niepamięć; czarodziejski świat w końcu dostał szansę, doczekał lat świetności i sukcesów, a to wszystko dzięki Czarnemu Panu. Pragnąłem być tego częścią, być świadkiem jak kruszały mury, upadały miasta, a szlam trawił ogień.
Uciekli, niczym szczury zbiegli z pola bitwy i skryli się w ścianach, które wkrótce staną się ich grobem. Nie szukałem, właściwie nawet nie ruszyłem się z miejsca, bowiem doskonale wiedziałem, iż po wiosce nie pozostaną nawet zgliszcza. Płacz dzieci, krzyk matek, to wszystko miało wnet ucichnąć, na dobre zaszyć się w historiach, jakie wkrótce zaleją inne hrabstwa niczym nasza zwycięska pieśń. Strach był jedynie początkiem, ból kontynuacją zwieńczoną śmiercią – bolesną, obdartą z honoru i godności.
Odwróciłem się w kierunku reszty Śmierciożerców i podążyłem za nimi. Słowa Tristana były jasne, wężowe drewno zadrżało w mej dłoni na myśl o płomieniach, które wzniosą się ponad korony drzew. Chełpiłem się tą chwilą, czerpałem z niej wiele i choć była to zwykła rzeź, pokaz naszej siły rażenia, to zdawałem sobie sprawę jaki miała cel. Uniosłem różdżkę zatrzymując się nieopodal Sigrun, zaraz po tym jak nasze spojrzenia się skrzyżowały i jeszcze raz objąłem wzrokiem czarną otchłań, kłęby mgły zalewające każdy skrawek wioski. Lekkim ruchem nadgarstka skupiłem się na ogniu, fali gorącego powietrza mającego na dobre zakończyć nędzy żywot mieszkańców. Polegli czarodzieje sprzeciwili się nam, sprzeciwili się Jemu i choć wciąż żal było magicznej krwi, to sami wybrali drogę. Mieli szansę, a mimo to ją przekreślili. Liczyli na zwycięstwo? Mieli nadzieję, że ich zdolności są w stanie sprzeciwić się Czarnemu Panu? Egzystowali w obłudzie.
Uciekli, niczym szczury zbiegli z pola bitwy i skryli się w ścianach, które wkrótce staną się ich grobem. Nie szukałem, właściwie nawet nie ruszyłem się z miejsca, bowiem doskonale wiedziałem, iż po wiosce nie pozostaną nawet zgliszcza. Płacz dzieci, krzyk matek, to wszystko miało wnet ucichnąć, na dobre zaszyć się w historiach, jakie wkrótce zaleją inne hrabstwa niczym nasza zwycięska pieśń. Strach był jedynie początkiem, ból kontynuacją zwieńczoną śmiercią – bolesną, obdartą z honoru i godności.
Odwróciłem się w kierunku reszty Śmierciożerców i podążyłem za nimi. Słowa Tristana były jasne, wężowe drewno zadrżało w mej dłoni na myśl o płomieniach, które wzniosą się ponad korony drzew. Chełpiłem się tą chwilą, czerpałem z niej wiele i choć była to zwykła rzeź, pokaz naszej siły rażenia, to zdawałem sobie sprawę jaki miała cel. Uniosłem różdżkę zatrzymując się nieopodal Sigrun, zaraz po tym jak nasze spojrzenia się skrzyżowały i jeszcze raz objąłem wzrokiem czarną otchłań, kłęby mgły zalewające każdy skrawek wioski. Lekkim ruchem nadgarstka skupiłem się na ogniu, fali gorącego powietrza mającego na dobre zakończyć nędzy żywot mieszkańców. Polegli czarodzieje sprzeciwili się nam, sprzeciwili się Jemu i choć wciąż żal było magicznej krwi, to sami wybrali drogę. Mieli szansę, a mimo to ją przekreślili. Liczyli na zwycięstwo? Mieli nadzieję, że ich zdolności są w stanie sprzeciwić się Czarnemu Panu? Egzystowali w obłudzie.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k10' : 1
- Jego ciało opowie to za niego - odpowiedział na słowa Deirdre, skinąwszy głową Sigrun, spojrzeniem badając oddalający się cień puszczonego wolno mugola; jego głos będzie drżeć, jego oczy będą pełne łez, jego dłonie będą gubiły naturalny rytm. Tego, co wydarzyło się dzisiaj w miasteczku, nie oddadzą w pełni żadne słowa, tak samo jak żadne słowa nie wykażą pełni potęgi Czarnego Pana. Miał zanieść ostrzeżenie, opowiedzieć o grozie i strachach, miał wyśpiewać ułożoną tutaj pieśń śmierci, nie on jeden, był pewien, że z miasteczka umknęło znacznie więcej osób, czarodziejów, niewielu jednak pośród nich znajdowało się tak blisko samego oka cyklonu. Miał nadzieję, że nie zawiedzie i dobiegnie bezpiecznie w miejsce, które pozwoli roznieść te wieści. Że wieści wnet obiegną nie tylko te ziemie i okolice, ale i cały kraj, wzdłuż i wszerz, bo oto znaleźli się krok bliżej ku zwycięstwu w imię Czarnego Pana, krok bliżej jego chwały, bliżej rzucanego przez niego cienia i blasku zarazem. - A ruiny dokończą tę opowieść - Będzie brzmiała jak koszmarna bajka, nierealna i okrutna baśń, lecz każdemu, to nie uwierzy, prawdę przekażą zmaltretowane ciała, zawalone budynki i spopielony krajobraz.
Uchwycił spojrzenie Deirdre, dostrzegając w nim szczerą pasję - w jego spojrzeniu też tlił się ogień, fanatyczny, zawzięty, gorliwy, rozżarzony przez osobę Lorda Voldemorta. Wystarczyła sama jego obecność, aprobata, jego słowa, by uskrzydliły ich wszystkich i wypełniły siłą gotową zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze ku jego wielkości. - Bo to z tych popiołów powstanie nasz nowy wspaniały świat - zakończył, gdy magia otoczyła go iskrzącą pożogą, a wzniecony wieczorny wiatr poszarpał gorejące płomienie, które dopiero zaczynały kształtować się w wężowe bestie. Poczuł wsparcie, najpierw Deirdre, potem Ramseya, ich wspólne siły zatliły ogień podlej zemsty, który wnet uderzył w pobliskie budynki, z łomotem wyłamując okna i wdzierając się do kamienic ognistą nawałnicą. Tristan mocno zaciskał dłoń na rękojeści różdżki, gdy w jego źrenicach odbijały się szalejące płomienie pełzające kształtami setek węży. Ich moce były potężne, szatańska pożoga, którą potrafili przywołać, też była potężna. Nie mniej od drugiej - Sigrun i Drew skupili swoje moce wspólnie, wzniecili iskry w drugą stronę - z płomieni uformował się kształt straszliwego cerbera, za którym pognały mniejsze ogary, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Słychać były krzyki, krzyki bólu i krzyki strachu, słychać było trzaski palonego drewna. Lada moment otaczające ich budynki miały runąć, lada moment ogień rozprzestrzeni się dosłownie wszędzie, już czuli bijącą od nich ciepłą aurę. Musieli stąd odejść, nad tym ogniem nikt nie był w stanie przejąć kontroli. Musieli stąd odejść, nim zacznie zagrażać również im - znajdowali się przecież w samym centrum tych zdarzeń. Szarpnął Deirdre za ramię, nim wraz z pozostałymi rozmył się w strzępach czarnej mgły, ratując cielesną postać, Czarny Pan był zadowolony, powody do zadowolenia mieli również oni. Wróg miał popamiętać ten dzień. Już na zawsze.
/ zt wszyscy
Uchwycił spojrzenie Deirdre, dostrzegając w nim szczerą pasję - w jego spojrzeniu też tlił się ogień, fanatyczny, zawzięty, gorliwy, rozżarzony przez osobę Lorda Voldemorta. Wystarczyła sama jego obecność, aprobata, jego słowa, by uskrzydliły ich wszystkich i wypełniły siłą gotową zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze ku jego wielkości. - Bo to z tych popiołów powstanie nasz nowy wspaniały świat - zakończył, gdy magia otoczyła go iskrzącą pożogą, a wzniecony wieczorny wiatr poszarpał gorejące płomienie, które dopiero zaczynały kształtować się w wężowe bestie. Poczuł wsparcie, najpierw Deirdre, potem Ramseya, ich wspólne siły zatliły ogień podlej zemsty, który wnet uderzył w pobliskie budynki, z łomotem wyłamując okna i wdzierając się do kamienic ognistą nawałnicą. Tristan mocno zaciskał dłoń na rękojeści różdżki, gdy w jego źrenicach odbijały się szalejące płomienie pełzające kształtami setek węży. Ich moce były potężne, szatańska pożoga, którą potrafili przywołać, też była potężna. Nie mniej od drugiej - Sigrun i Drew skupili swoje moce wspólnie, wzniecili iskry w drugą stronę - z płomieni uformował się kształt straszliwego cerbera, za którym pognały mniejsze ogary, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Słychać były krzyki, krzyki bólu i krzyki strachu, słychać było trzaski palonego drewna. Lada moment otaczające ich budynki miały runąć, lada moment ogień rozprzestrzeni się dosłownie wszędzie, już czuli bijącą od nich ciepłą aurę. Musieli stąd odejść, nad tym ogniem nikt nie był w stanie przejąć kontroli. Musieli stąd odejść, nim zacznie zagrażać również im - znajdowali się przecież w samym centrum tych zdarzeń. Szarpnął Deirdre za ramię, nim wraz z pozostałymi rozmył się w strzępach czarnej mgły, ratując cielesną postać, Czarny Pan był zadowolony, powody do zadowolenia mieli również oni. Wróg miał popamiętać ten dzień. Już na zawsze.
/ zt wszyscy
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Jego blizny już zawsze miały reagować na jej obecność. Te na dłoniach, przedramionach, piersi; ta na karku — blizny po oparzeniach, po czarnomagicznym ogniu, przed którego niszczycielską siłą udało mu się umknąć. Nie pamiętał co się działo po wypadkach; okres rekonwalescencji umknął mu bezpowrotnie, ale nie zastanawiał się nad tym, bo i nie było po co. Różdżki uniosły się, a ich energia skumulowała, wywołując ogień, który pochłaniał wszystko, rozprzestrzeniając się z zabójczą prędkością. Płomienie szybko przybrały postać węży. Ich okazałe głowy, zwinięte tułowia piętrzyły się wraz z rosnącym wokół pożarem. Pyski rozwierały się, a języki poruszały, tak jak te, które niedawno widzieli jeszcze na niebie, ułożone z lśniących, szmaragdowych gwiazd. Szybko poczuł od nich ciepło — dwie pożogi o wielkiej sile, zrodzone z potęgi czarnej magii miały doszczętnie zniszczyć wszystko wokół. Ciemny, gryzący dym palonego drewna i obłożonych smołą dachów wznosił się nad ich głowami. Noc była późna, ciemność rozganiał złoty płomień. Śmierciożercy znikali. Jeden po drugim rozmywali się w czarnej mgle, wznosząc ku jaśniejącemu od błyskawic niebu. Zrobił to samo, zmuszając swoje ciało do tego, by zmieniło swoją formę, stało się cieniem, mgłą. Nieuchwytnym bytem. Ogień nie mógł go zniszczyć, zabić i unicestwić. Szybko ruszył za innymi, jeszcze nim gorące języki zbliżyły się do niego niebezpiecznie.
Dzisiejszy dzień pozostanie w pamięci mieszkańców Staffordshire. Nasiąknięta krwią ziemia, błąkające się po hrabstwie nieumarłe istoty, rozrzucone ciała, aż w końcu historie, opowieści obrastające w wielkie legendy — wieści o Czarnym Panu i Mrocznym Znaku, kroczącej z nim i jego Rycerzami Walpurgii śmierci. Dokonywali dziś rzeczy wielkich, pozbywając się zgnilizny, by zbudować świat według własnych zasad, nadać mu nowy, właściwy porządek i ukierunkować wyjątkową, umagicznioną ludność. Społeczeństwo budowane na miłości i dobrobycie nie było stabilne i trwałe — tylko strach był w stanie trwale i nierozerwalnie związać władców z obywatelami. Tylko nim mogli zapanować nad chaosem i przekrzykującymi się rewolucyjnymi głosami. Przyszłość czarodziejskiego świata leżała w ich rękach — mieli o niego zadbać, zbudować na własnych warunkach od nowa.
| zt wszyscy i ja
Dzisiejszy dzień pozostanie w pamięci mieszkańców Staffordshire. Nasiąknięta krwią ziemia, błąkające się po hrabstwie nieumarłe istoty, rozrzucone ciała, aż w końcu historie, opowieści obrastające w wielkie legendy — wieści o Czarnym Panu i Mrocznym Znaku, kroczącej z nim i jego Rycerzami Walpurgii śmierci. Dokonywali dziś rzeczy wielkich, pozbywając się zgnilizny, by zbudować świat według własnych zasad, nadać mu nowy, właściwy porządek i ukierunkować wyjątkową, umagicznioną ludność. Społeczeństwo budowane na miłości i dobrobycie nie było stabilne i trwałe — tylko strach był w stanie trwale i nierozerwalnie związać władców z obywatelami. Tylko nim mogli zapanować nad chaosem i przekrzykującymi się rewolucyjnymi głosami. Przyszłość czarodziejskiego świata leżała w ich rękach — mieli o niego zadbać, zbudować na własnych warunkach od nowa.
| zt wszyscy i ja
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
| 17 stycznia
Informacje, jakie udało się zdobyć od dziewczyny w Oazie, okazały się bardziej cenne niż początkowo przypuszczał. Rozmazany ostatnią wolą list zamordowanego w masakrze mugola do córki, okazał się być zakodowaną wiadomością z koordynatami miejsc, gdzie wciąż ukrywali się uciekinierzy z wojennego ucisku. Było ich kilka, ale dziś, razem z Michaelem, zgodnie z prośbą dziewczyny, mieli dotrzeć do jej przyjaciół ukrywających w miejscu, które przeżyło prawdziwą falę grozy i okrutnej śmierci. Zaatakowane przez skundlonych rycerzy i popleczników Czarnego Pana. Być może powinien myśleć o nim, jako o tym, którego imienia nie wolno wymawiać, ale - trudno było mu się do tego zmusić. Postać czarnoksiężnika wywoływała tak wielki lęk wśród społeczności, że urastał do rangi jakiegoś bóstwa. Być może, coś w tym mogło być. Skamander nigdy nie spotkał nikogo o tak ogromnej mocy, ale - przynajmniej w wielu aspektach, znał początki zbudowanej potęgi. Zgliszcza. Tak wyglądało jego bzdurne "królestwo". Zupełnie jak miasto, które tak bardzo opustoszało od tamtego momentu, nawet mimo wielu zabiegów odwetowych.
Zatrzymał kroki przy jednym z bardziej sędziwych drzew. Kora wyglądała na osmolona, ale wiekowy pień wciąż sięgał wysoko. I dla nich był drogowskazem, punktem, który wskazał niewidoczną na pierwszy rzut oka ścieżkę. Skamander nachylił się, zupełnie tak, jak na polowaniach, szukając śladów, które mogli pozostawić niewidzialni jeszcze, acz ukryci lokatorzy. Odchylił głowę, odsuwając dłonią brzeg głębokiego kaptura, by spojrzeć na towarzyszącego mu aurora - tu i tu - wskazał gestem - zaczyna się ścieżka. Dalej będą wejścia. Dziewczyna wspominała, że to jest coś na kształt poszerzonej ziemianki czy piwnicy - mówił cicho, bardziej opierając się na wyuczonych gestach, wiedząc, że Tonks doskonale zrozumie przekaz. Jedna z kryjówek mugoli miała być w pobliżu, ale musieli zakładać kłopoty - od pułapek począwszy, po czarnomagiczne plugastwo, które rozpleniało się równo z zasięgami rycerzy Walpurgii i Ministerialnego szaleństwa. Ich praca, jako aurorów, była aktualnie bardziej niż konieczna. Nawet, jeśli całe, pochłonięte mrokiem tałatajstwo, wyobrażało sobie inaczej.
- Będziemy musieli ich przeprowadzić do granicy. Tam będzie czekało już wsparcie - chociaż zdążył skontaktować się z Tonkesm w kwestii ich zadania, kilka szczegółów, które otrzymał dopiero dzisiaj, wymagało doprecyzowania. Podniósł się do pionu, wciąż zaciskając różdżkę w jednej dłoni, by wypowiedzieć ciche, acz znaczące inkantacje - Hexa Revelio... Carpiene - powtórzył wyraźnie, czekając, aż magia zadrży pod palcami, by krystaliczną smugą rozlać się po okolicy. Najpierw, lokalizując drgania napięcia tego mrocznego, plugawego, szczęśliwie dla nich i dla mugoli, zdawały się tylko pozostałością magii, która spustoszyła okolicę - Cztery osoby, brak klątw, ale okolica ucierpiała od mroku - zamrugał wysuwając wolną dłoń przed siebie, wskazując kierunek. Czuł jak ciemne ślepia przez moment spoglądają na rzeczywistość inaczej, skupione na mocy, która otworzyła się dzięki zaklęciom i wskazując świetliste sylwetki zapewne - poszukiwanych mugoli. Nie mogli się bardziej ociągać. Niewidzialny wyścig trwał i mocno wierzył, że nikt poza nimi nie dotarł jeszcze do ukrywających się w podziemiach ludzi.
Oba rzuty tutaj
Informacje, jakie udało się zdobyć od dziewczyny w Oazie, okazały się bardziej cenne niż początkowo przypuszczał. Rozmazany ostatnią wolą list zamordowanego w masakrze mugola do córki, okazał się być zakodowaną wiadomością z koordynatami miejsc, gdzie wciąż ukrywali się uciekinierzy z wojennego ucisku. Było ich kilka, ale dziś, razem z Michaelem, zgodnie z prośbą dziewczyny, mieli dotrzeć do jej przyjaciół ukrywających w miejscu, które przeżyło prawdziwą falę grozy i okrutnej śmierci. Zaatakowane przez skundlonych rycerzy i popleczników Czarnego Pana. Być może powinien myśleć o nim, jako o tym, którego imienia nie wolno wymawiać, ale - trudno było mu się do tego zmusić. Postać czarnoksiężnika wywoływała tak wielki lęk wśród społeczności, że urastał do rangi jakiegoś bóstwa. Być może, coś w tym mogło być. Skamander nigdy nie spotkał nikogo o tak ogromnej mocy, ale - przynajmniej w wielu aspektach, znał początki zbudowanej potęgi. Zgliszcza. Tak wyglądało jego bzdurne "królestwo". Zupełnie jak miasto, które tak bardzo opustoszało od tamtego momentu, nawet mimo wielu zabiegów odwetowych.
Zatrzymał kroki przy jednym z bardziej sędziwych drzew. Kora wyglądała na osmolona, ale wiekowy pień wciąż sięgał wysoko. I dla nich był drogowskazem, punktem, który wskazał niewidoczną na pierwszy rzut oka ścieżkę. Skamander nachylił się, zupełnie tak, jak na polowaniach, szukając śladów, które mogli pozostawić niewidzialni jeszcze, acz ukryci lokatorzy. Odchylił głowę, odsuwając dłonią brzeg głębokiego kaptura, by spojrzeć na towarzyszącego mu aurora - tu i tu - wskazał gestem - zaczyna się ścieżka. Dalej będą wejścia. Dziewczyna wspominała, że to jest coś na kształt poszerzonej ziemianki czy piwnicy - mówił cicho, bardziej opierając się na wyuczonych gestach, wiedząc, że Tonks doskonale zrozumie przekaz. Jedna z kryjówek mugoli miała być w pobliżu, ale musieli zakładać kłopoty - od pułapek począwszy, po czarnomagiczne plugastwo, które rozpleniało się równo z zasięgami rycerzy Walpurgii i Ministerialnego szaleństwa. Ich praca, jako aurorów, była aktualnie bardziej niż konieczna. Nawet, jeśli całe, pochłonięte mrokiem tałatajstwo, wyobrażało sobie inaczej.
- Będziemy musieli ich przeprowadzić do granicy. Tam będzie czekało już wsparcie - chociaż zdążył skontaktować się z Tonkesm w kwestii ich zadania, kilka szczegółów, które otrzymał dopiero dzisiaj, wymagało doprecyzowania. Podniósł się do pionu, wciąż zaciskając różdżkę w jednej dłoni, by wypowiedzieć ciche, acz znaczące inkantacje - Hexa Revelio... Carpiene - powtórzył wyraźnie, czekając, aż magia zadrży pod palcami, by krystaliczną smugą rozlać się po okolicy. Najpierw, lokalizując drgania napięcia tego mrocznego, plugawego, szczęśliwie dla nich i dla mugoli, zdawały się tylko pozostałością magii, która spustoszyła okolicę - Cztery osoby, brak klątw, ale okolica ucierpiała od mroku - zamrugał wysuwając wolną dłoń przed siebie, wskazując kierunek. Czuł jak ciemne ślepia przez moment spoglądają na rzeczywistość inaczej, skupione na mocy, która otworzyła się dzięki zaklęciom i wskazując świetliste sylwetki zapewne - poszukiwanych mugoli. Nie mogli się bardziej ociągać. Niewidzialny wyścig trwał i mocno wierzył, że nikt poza nimi nie dotarł jeszcze do ukrywających się w podziemiach ludzi.
Oba rzuty tutaj
Darkness brings evil things
the reckoning begins
17.01
Szczęście, które aurorzy znaleźli w nieszczęściu podczas patroli w Derbyshire, wydawało się niebywałe. W ciągu dwóch dni zarówno Michael, jak i Samuel natknęli się na sceny rzezi - i zdołali stamtąd wynieść zaszyfrowane listy, adresowana do dwóch mieszkanek Oazy. Kobiety zdawały się współpracować w szerszym gronie organizujących się mugoli - w Derbyshire brutalnie zamordowano już dwie grupy, ale aurorzy mieli szansę dotrzeć do reszty. Dziś zmierzali do Staffordshire. Dziewczynie, z którą kontaktował się Samuel wyjątkowo zależało na ukrytych tutaj przyjaciołach, ale miejsce wydało się priorytetowe również ze strategicznego punktu widzenia. Na początku stycznia hrabstwo stanęło w ogniu, zwolennicy Czarnego Pana panoszyli się na tych ziemiach, to tutaj mugole będą najmniej bezpieczni. O ile w ogóle zastaną ich żywych. Ewakuacja była niezbędna, natychmiastowo. Może przy okazji dowiedzą się czegoś więcej, a może... cóż, wiedział, że powinni zachować ostrożność. Podczas patroli w Derbyshire był już świadkiem masakr, a Staffordshire znajdowało się w jeszcze gorszej sytuacji.
Omiótł Skamandra odruchowym, badawczym spojrzeniem. Od kilku tygodni nie widzieli się w cztery oczy, był ciekaw jak Samuel dochodzi do siebie po powrocie. Chętnie by spytał, ale po pierwsze chyba samemu nie chciałby odpowiadać na podobne pytanie. Jak miał powiedzieć, że ledwo wziął się w garść po kilkunastu godzinach w Azkabanie komuś, kto przesiedział w Tower kilka miesięcy? Po drugie, szybko przeszli do konkretów.
Działali zgodnie, ze zgraną wprawą nabraną podczas lat wspólnej pracy.
-Homenum Revelio. - mruknął Mike, gdy Samuel sprawdził okolicę pod kątem klątw i pułapek. Było czysto - to dobrze dla nich, aurorów, intruzów, ale niedobrze dla ukrytych tutaj mugoli. Najwyraźniej pomagali im czarodzieje, którzy nie potrafili nakładać zabezpieczeń, albo niemagiczni byli zdani całkiem na siebie.
Magia rozświetliła okolicę, a Tonks skinął lekko głową, dostrzegając jasne sylwetki, których spodziewał się Skamander.
-Cztery osoby, zgadza się. - przytaknął. Tak, jak pisało w liście. -Poszukajmy tej piwnicy. - zaproponował, ruszając do przodu i omiatając ścieżkę uważnym spojrzeniem. -Co masz na myśli z tym mrokiem? Magia... wykazała coś konkretnego? Też mam wrażenie, że coś jest nie tak... - zapytał w końcu, zanim samemu sięgnął po odpowiednie zaklęcia.
-Czytałeś mój raport u Longbottoma? - zagaił, marszcząc lekko brwi. -W grudniu w stolicy pojawił się jakiś... dziwny rodzaj czarnej magii. Nieznany ani Czarszpiegowi ani mnie. Obłąkani ludzie i dziwna, purpurowa poświata. - zwierzył się szeptem, tamta sprawa z Dziurawego Kotła nadal nie dawała mu spokoju. Zakładał, że Minister zajmuje się badaniem tej sprawy ale frustrowało go, że sam nie wie o niczym podobnym. Powinien, mało co zaskakiwało aurorów. Po chwili umilkł, choć i tak wyrażał się ogólnikami. Jeszcze raz rozejrzał się uważnie po okolicy - posępnej, dziwnie wrogiej. Czuł w kościach, albo raczej miał nosa, że coś tu nie gra.
Ale ostatnio wszędzie czuł zapach śmierci. Powinien przywyknąć.
homenum
Szczęście, które aurorzy znaleźli w nieszczęściu podczas patroli w Derbyshire, wydawało się niebywałe. W ciągu dwóch dni zarówno Michael, jak i Samuel natknęli się na sceny rzezi - i zdołali stamtąd wynieść zaszyfrowane listy, adresowana do dwóch mieszkanek Oazy. Kobiety zdawały się współpracować w szerszym gronie organizujących się mugoli - w Derbyshire brutalnie zamordowano już dwie grupy, ale aurorzy mieli szansę dotrzeć do reszty. Dziś zmierzali do Staffordshire. Dziewczynie, z którą kontaktował się Samuel wyjątkowo zależało na ukrytych tutaj przyjaciołach, ale miejsce wydało się priorytetowe również ze strategicznego punktu widzenia. Na początku stycznia hrabstwo stanęło w ogniu, zwolennicy Czarnego Pana panoszyli się na tych ziemiach, to tutaj mugole będą najmniej bezpieczni. O ile w ogóle zastaną ich żywych. Ewakuacja była niezbędna, natychmiastowo. Może przy okazji dowiedzą się czegoś więcej, a może... cóż, wiedział, że powinni zachować ostrożność. Podczas patroli w Derbyshire był już świadkiem masakr, a Staffordshire znajdowało się w jeszcze gorszej sytuacji.
Omiótł Skamandra odruchowym, badawczym spojrzeniem. Od kilku tygodni nie widzieli się w cztery oczy, był ciekaw jak Samuel dochodzi do siebie po powrocie. Chętnie by spytał, ale po pierwsze chyba samemu nie chciałby odpowiadać na podobne pytanie. Jak miał powiedzieć, że ledwo wziął się w garść po kilkunastu godzinach w Azkabanie komuś, kto przesiedział w Tower kilka miesięcy? Po drugie, szybko przeszli do konkretów.
Działali zgodnie, ze zgraną wprawą nabraną podczas lat wspólnej pracy.
-Homenum Revelio. - mruknął Mike, gdy Samuel sprawdził okolicę pod kątem klątw i pułapek. Było czysto - to dobrze dla nich, aurorów, intruzów, ale niedobrze dla ukrytych tutaj mugoli. Najwyraźniej pomagali im czarodzieje, którzy nie potrafili nakładać zabezpieczeń, albo niemagiczni byli zdani całkiem na siebie.
Magia rozświetliła okolicę, a Tonks skinął lekko głową, dostrzegając jasne sylwetki, których spodziewał się Skamander.
-Cztery osoby, zgadza się. - przytaknął. Tak, jak pisało w liście. -Poszukajmy tej piwnicy. - zaproponował, ruszając do przodu i omiatając ścieżkę uważnym spojrzeniem. -Co masz na myśli z tym mrokiem? Magia... wykazała coś konkretnego? Też mam wrażenie, że coś jest nie tak... - zapytał w końcu, zanim samemu sięgnął po odpowiednie zaklęcia.
-Czytałeś mój raport u Longbottoma? - zagaił, marszcząc lekko brwi. -W grudniu w stolicy pojawił się jakiś... dziwny rodzaj czarnej magii. Nieznany ani Czarszpiegowi ani mnie. Obłąkani ludzie i dziwna, purpurowa poświata. - zwierzył się szeptem, tamta sprawa z Dziurawego Kotła nadal nie dawała mu spokoju. Zakładał, że Minister zajmuje się badaniem tej sprawy ale frustrowało go, że sam nie wie o niczym podobnym. Powinien, mało co zaskakiwało aurorów. Po chwili umilkł, choć i tak wyrażał się ogólnikami. Jeszcze raz rozejrzał się uważnie po okolicy - posępnej, dziwnie wrogiej. Czuł w kościach, albo raczej miał nosa, że coś tu nie gra.
Ale ostatnio wszędzie czuł zapach śmierci. Powinien przywyknąć.
homenum
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
Z dnia na dzień, a może nawet z nocy na noc częściej odnosił wrażenie, że wojna wyjątkowo mocno nabrała tempa. Działania - z każdej ze stron stały się bardziej otwarte, więcej akcji towarzyszyło medialnym echem. I nawet te "nieprzychylne" w perspektywie propagandy - akcje Zakonu Feniksa świadczyły o tym, że nie próżnowali. A aurorzy, jako swoista ręka zbrojna w rękach Longbottoma, mieli wyjątkowo pełne ręce roboty. Z jednej strony, wiele z akcji pokrywało się z aurorskimi obowiązkami - zbyt wielu przeciwników sięgało bo plugawa magię, ale nie poprzestawali na tym. Dlatego pokonywali ogromne odległości, dzień w dzień, krążąc po hrabstwach Anglii, z oczywistych względów trzymając się terenów,. które - rozpaczliwie wręcz - starali się utrzymać w rękach zakonnych wpływów. Tak było i teraz, chociaż - na cel akcji wpływ miał podwójny - chociaż nie jedyny przypadek masakry, jakiej dokonywali wrogowie na mugolach. I mimo makabrycznego tła, szukali czegoś, co wciąż mogło mieć wpływ na przyszłe sukcesy. Z pozoru niewielka informacja, dała szansę na działania w większej skali, a znalezienie mugoli, przyjaciół kobiety, która wskazała koordynaty do kilku kryjówek uciekinierów, było priorytetem.
To, że wciąż miał zajęcie, pomagało mu pozbyć się koszmarów, które wciąż, od czasu do czasu nawiedzały jego umysł. Zupełnie tak, jakby ktoś obcy, znajdował pękniecie z murze, jaki postawił i próbował zepchnąć go w mrok. Im dłużej jednak skupiał się na swych powinnościach, im bardziej dostrzegał skutki działań swoich i towarzyszy broni, tym przeszłość, ta rozmazywana przez wspomnienie więziennych krat, słabość szarpiąca jego życie, tworzyła w nim - na przekór - siłę, którą bez wahania wykorzystywał. I miał wrażenie, że Tonks odnalazłby się w jego postrzeganiu równie dobrze, chociaż - nie zapytał o to. Jeszcze.
Skinął głową. Coraz mniej wątpliwości krążyło w głowie, które szukały luk w przeprowadzanej misji. To, czego jeszcze się spodziewał - to walka. Ciężko było mu uwierzyć, że gdzieś i tu nie krążyła banda szmalcowników, którzy mogli być też odpowiedzialni za masakry, na które trafił on I Michael. Ktoś musiał zdradzić. Ktoś, kto postawił życie mugoli na szali w zamian... za co? Raz jeszcze skinął głową, wędrując niemal niewidoczną ścieżką, szukając kolejnych punktów, które miały wskazać im wejście do wspomnianej piwnicy - Ciężko wytłumaczyć. To tak, jakby plugawa magia zostawiła ślady. Jakby ktoś jej tutaj używał. Może próbowano nałożyć klątwę - w skupieniu marszczył brwi, nie zatrzymując się jednak w miejscu. W jakiś sposób był bardziej wyczulony na czarna magię, chociaż to istoty stanowiły ich wyraźny wyznacznik. I wiedział wtedy, na co i gdzie patrzeć, by chwycić nici zaawansowania plugawej zgnilizny, która toczyła czarnoksiężników. Pokręcił jednak głową, skupiając się na kolejnym podjętym wątku - Nowy rodzaj? - zacisnął usta, zerkając przenikliwie na Tonksa - Mogę być przewrażliwiony, ale może to jakaś klątwa? Może, któryś z naszych łamaczy powiedziałby ci coś więcej... - urwał zdanie, przez moment zastanawiając się, co wybiło go z rytmu. Szum? Trzask? Świst... zaklęcia? - Protego - wypowiedział niemal na wydechu, bardziej intuicyjnie kreśląc znajome gesty mające przywołać tarczę. Dopiero w drugiej kolejności szukając wroga.
| k3 - co za zaklęcie na mnie leci
1. Commotio (moc 88)
2. Ignitio (moc 88)
3. Drętwota (moc 88)
| k100 na moje protego
To, że wciąż miał zajęcie, pomagało mu pozbyć się koszmarów, które wciąż, od czasu do czasu nawiedzały jego umysł. Zupełnie tak, jakby ktoś obcy, znajdował pękniecie z murze, jaki postawił i próbował zepchnąć go w mrok. Im dłużej jednak skupiał się na swych powinnościach, im bardziej dostrzegał skutki działań swoich i towarzyszy broni, tym przeszłość, ta rozmazywana przez wspomnienie więziennych krat, słabość szarpiąca jego życie, tworzyła w nim - na przekór - siłę, którą bez wahania wykorzystywał. I miał wrażenie, że Tonks odnalazłby się w jego postrzeganiu równie dobrze, chociaż - nie zapytał o to. Jeszcze.
Skinął głową. Coraz mniej wątpliwości krążyło w głowie, które szukały luk w przeprowadzanej misji. To, czego jeszcze się spodziewał - to walka. Ciężko było mu uwierzyć, że gdzieś i tu nie krążyła banda szmalcowników, którzy mogli być też odpowiedzialni za masakry, na które trafił on I Michael. Ktoś musiał zdradzić. Ktoś, kto postawił życie mugoli na szali w zamian... za co? Raz jeszcze skinął głową, wędrując niemal niewidoczną ścieżką, szukając kolejnych punktów, które miały wskazać im wejście do wspomnianej piwnicy - Ciężko wytłumaczyć. To tak, jakby plugawa magia zostawiła ślady. Jakby ktoś jej tutaj używał. Może próbowano nałożyć klątwę - w skupieniu marszczył brwi, nie zatrzymując się jednak w miejscu. W jakiś sposób był bardziej wyczulony na czarna magię, chociaż to istoty stanowiły ich wyraźny wyznacznik. I wiedział wtedy, na co i gdzie patrzeć, by chwycić nici zaawansowania plugawej zgnilizny, która toczyła czarnoksiężników. Pokręcił jednak głową, skupiając się na kolejnym podjętym wątku - Nowy rodzaj? - zacisnął usta, zerkając przenikliwie na Tonksa - Mogę być przewrażliwiony, ale może to jakaś klątwa? Może, któryś z naszych łamaczy powiedziałby ci coś więcej... - urwał zdanie, przez moment zastanawiając się, co wybiło go z rytmu. Szum? Trzask? Świst... zaklęcia? - Protego - wypowiedział niemal na wydechu, bardziej intuicyjnie kreśląc znajome gesty mające przywołać tarczę. Dopiero w drugiej kolejności szukając wroga.
| k3 - co za zaklęcie na mnie leci
1. Commotio (moc 88)
2. Ignitio (moc 88)
3. Drętwota (moc 88)
| k100 na moje protego
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 68
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 68
Pewnie powinni porozmawiać. O koszmarach i bezsilności, o Azkabanie i Tower, o czymś pomiędzy siłą i agresją, o determinacji narastającej w ich sercach. O tamtym pojedynku w Londynie, jeszcze przed wojną - o wizjach zesłanych Michaelowi upiornym zaklęciem i o poświęceniu, jakie wybrał wtedy Skamander. Porozmawiać jak auror z aurorem, albo raczej jak przyjaciel z przyjacielem. W Biurze Aurorów rzadko jednak rozmawiano, działanie wypełniało cały ich czas. Na wojnie zaś czasu było coraz mniej i mniej i mniej. Tonks jedynie cudem znajdował go na spotkania z magipsychiatrą i to tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę jak wiele istnień zależy od jego stabilności psychicznej, że wreszcie postanowił zawalczyć też o samego siebie. Nieśmiało marzył, że rozmowy z Samuelem o oklumencji przestaną być kiedyś czczą teorią, ale rozumiał już, że przed nim długa droga. Resztę zajęć wypełniały patrole i próby zdobycia jedzenia. Spiżarnia pustoszała, zdawało się, że pustoszały także lasy. Nabrał w polowaniach coraz większej wprawy, ale zwierzyny nie przybywało.
Skinął lekko głową, chyba wiedząc, co Skamander ma na myśli. Gdy tak długo zwalczało się czarną magię, po jakimś czasie po prostu się ją... czuło.
-Nie, to... Czarszpieg mówił, że mugoli nic nie dotknęło dopóki nie pojawiła się tamta dziwna energia, nie mieliby też kiedy nałożyć klątwy. Odkąd byłem w Dziurawym Kotle w maju, miejsce jest strzeżone. - zmarszczył lekko brwi, pamiętając podstawy. Krew, miejsce, przedmioty - chyba, że to ostatnie? Ale mugole nie mieli z nikim kontaktu, a właściciele baru nie byliby tak nieostrożni. -Masz rację, może nasi łamacze znają się na... mniej standardowych rodzajach magii. - przyznał z rezygnacją i nagle zatrzymał się w pół kroku. Też coś usłyszał.
-Homenum pokazało cztery osoby, ale nie wiemy, czy wszyscy to mugole. Byli jakby... osobno. - zdał sobie nagle sprawę, ostrzegając Samuela - o ułamek sekundy za późno. Zaklęcie już mknęło w stronę aurora, ale on skutecznie wzniósł różdżkę do obrony.
Mike widział wcześniej świetliste sylwetki dzięki rzuconemu zaklęciu. Wiedział, z której strony spodziewać się ataku - dlatego uniósł różdżkę, jeszcze zanim napastnik wypowiedział swoją inkantancję.
-Venenifer Captiona! - starannie zatoczył wokół siebie krąg gestem dłoni, chcąc przywołać barierę, która pochłonie kolejne ataki. Jeśli ktoś przyszedł tutaj po mugoli - albo zasadzał się na nich - to Mike chciał przyśpieszyć całe starcie, skupić się na ofensywie.
W tym czasie napastnik rzucił kolejny czar.
wchodzimy do szafki
rzucam na mój czar & OPCM
k3 na czar napastnika: Everte Stati, Deprimo, Ignitio, moc <100
Skinął lekko głową, chyba wiedząc, co Skamander ma na myśli. Gdy tak długo zwalczało się czarną magię, po jakimś czasie po prostu się ją... czuło.
-Nie, to... Czarszpieg mówił, że mugoli nic nie dotknęło dopóki nie pojawiła się tamta dziwna energia, nie mieliby też kiedy nałożyć klątwy. Odkąd byłem w Dziurawym Kotle w maju, miejsce jest strzeżone. - zmarszczył lekko brwi, pamiętając podstawy. Krew, miejsce, przedmioty - chyba, że to ostatnie? Ale mugole nie mieli z nikim kontaktu, a właściciele baru nie byliby tak nieostrożni. -Masz rację, może nasi łamacze znają się na... mniej standardowych rodzajach magii. - przyznał z rezygnacją i nagle zatrzymał się w pół kroku. Też coś usłyszał.
-Homenum pokazało cztery osoby, ale nie wiemy, czy wszyscy to mugole. Byli jakby... osobno. - zdał sobie nagle sprawę, ostrzegając Samuela - o ułamek sekundy za późno. Zaklęcie już mknęło w stronę aurora, ale on skutecznie wzniósł różdżkę do obrony.
Mike widział wcześniej świetliste sylwetki dzięki rzuconemu zaklęciu. Wiedział, z której strony spodziewać się ataku - dlatego uniósł różdżkę, jeszcze zanim napastnik wypowiedział swoją inkantancję.
-Venenifer Captiona! - starannie zatoczył wokół siebie krąg gestem dłoni, chcąc przywołać barierę, która pochłonie kolejne ataki. Jeśli ktoś przyszedł tutaj po mugoli - albo zasadzał się na nich - to Mike chciał przyśpieszyć całe starcie, skupić się na ofensywie.
W tym czasie napastnik rzucił kolejny czar.
wchodzimy do szafki
rzucam na mój czar & OPCM
k3 na czar napastnika: Everte Stati, Deprimo, Ignitio, moc <100
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 1, 4, 2, 2, 6, 3, 7, 5
--------------------------------
#3 'k3' : 2
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 1, 4, 2, 2, 6, 3, 7, 5
--------------------------------
#3 'k3' : 2
| wracamy z szafki
Wciąż czymś niezwykłym był fakt, że tak często - te na pozór małe rzeczy - zmieniały bieg wydarzeń. W ich wypadku, był to list. Zmięty pergamin w martwej dłoni i kilka nakreślonych słów, poprowadziły do działań, których świadkami byli nie tylko oni. Na wojnie, były to sprawy widoczne wyraźniej - na każdej ze stron. Ile z nich wsparły ich różdżki, słowa? Wrogowie próbowali przekonać, że rebelia była czymś złym, niosła śmierć - a na każde ich działanie posyłano do grobu kolejne życia. Ile jednak ich uratowali? Ile z nich miały szansę pójść dalej, ile zainspirowali? Skamander długo nosił za sobą listę win, którą mu przypisywano. Dziś,patrzył na nią bardziej obojętnie. Lista strat i zysków, była w ich czasach czymś równie kapryśnym, co magia płynąca w czarodziejskich żyłach. Ciężko byłoby zapomnieć o całym koszmarze, jakiego doświadczali, ale nie był kimś, kto chciał i miał prawo się poddać. Był żołnierzem. Byli. I fakt, że podążyli dziś za wskazówką, by odnaleźć kryjówkę mugoli, była jedną z powinności, za którą obaj aurorzy podążyli bez wahania - To magia - zawyrokował - nie zrozumiesz wszystkiego, bo jej naturą jest chaos, który przez formuły - porządkujemy. Ale wszystkiego nie jesteśmy w stanie pojąć. To tajemnica - mówił coraz ciszej, urywając końcówkę, by spojrzeć kontrolnie na Tonksa. Widzieli już dziwy, które serwowała im magia. Anomalie, tajemnicze zdolności dzieci, które więził Grindewald, Próba i moce, jakie posiadali i wyznawcy Czarnego Pana i te, które były udziałem Zakonu Feniksa. A było tego więcej - Warto zapytać - dodał na zakończenie i chociaż wydawał się podążać tokiem rozmowy, ciemne ślepia Skamandera czujnie skanowały otoczenie, szukając - odruchowo - ukrytego gdzieś zagrożenia. Koordynaty jasno wskazywały obecność ludzi, których mieli wyciągnąć, zanim - dotrze do nich ktoś mniej przyjazny.
Słowa czarodzieja zbiegły się z intuicją, by ukształtować jasną tarczę, chroniącą go przed nieoczekiwanym atakiem - Już wiemy dlaczego osobno - rzucił na wydechu, zwracając pełną uwagę na dwójkę bardzo lekkomyślnych przeciwników. Brawury im nie brakowało.I głupoty,albo - zbytniej bezkarności, która tak bezmyślnie rzuciła ich do konfrontacji z dwójką aurorów.
Walka była krótka, acz intensywna. Żaden z atakujących nie mógł przeżyć, a zajadłość, z jaką próbowali ich pokonać mogła tylko potwierdzać siłę propagandy i wypaczenia, jaka ogarnęła czarodziejski świat - Raczej się od nich nie dowiemy nic specjalnego - odezwał się, gdy napięcie z walki opadło - Orcumiano - zdecydował jeszcze i powtórzył formułę, gdy magia kapryśnie odbiła promieniem gdzieś w bok - Orcumiano - Dwa ciała, nawet wrogów, nie powinny były pozostawać na widoku. Jedno z nich, brzydko osmolone, zwęglone, drugie rozdarte magicznymi soplami - Znajdźmy tych mugoli. Nasza przyjaciółka z Oazy na pewno będzie czekać na informację o nich - dodał, niezależnie od efektu. Dwa trupy tak czy inaczej miały zostać pogrzebane. I miał nadzieję, zapomniane.
| Tutaj pierwsze zaklęcie
Wciąż czymś niezwykłym był fakt, że tak często - te na pozór małe rzeczy - zmieniały bieg wydarzeń. W ich wypadku, był to list. Zmięty pergamin w martwej dłoni i kilka nakreślonych słów, poprowadziły do działań, których świadkami byli nie tylko oni. Na wojnie, były to sprawy widoczne wyraźniej - na każdej ze stron. Ile z nich wsparły ich różdżki, słowa? Wrogowie próbowali przekonać, że rebelia była czymś złym, niosła śmierć - a na każde ich działanie posyłano do grobu kolejne życia. Ile jednak ich uratowali? Ile z nich miały szansę pójść dalej, ile zainspirowali? Skamander długo nosił za sobą listę win, którą mu przypisywano. Dziś,patrzył na nią bardziej obojętnie. Lista strat i zysków, była w ich czasach czymś równie kapryśnym, co magia płynąca w czarodziejskich żyłach. Ciężko byłoby zapomnieć o całym koszmarze, jakiego doświadczali, ale nie był kimś, kto chciał i miał prawo się poddać. Był żołnierzem. Byli. I fakt, że podążyli dziś za wskazówką, by odnaleźć kryjówkę mugoli, była jedną z powinności, za którą obaj aurorzy podążyli bez wahania - To magia - zawyrokował - nie zrozumiesz wszystkiego, bo jej naturą jest chaos, który przez formuły - porządkujemy. Ale wszystkiego nie jesteśmy w stanie pojąć. To tajemnica - mówił coraz ciszej, urywając końcówkę, by spojrzeć kontrolnie na Tonksa. Widzieli już dziwy, które serwowała im magia. Anomalie, tajemnicze zdolności dzieci, które więził Grindewald, Próba i moce, jakie posiadali i wyznawcy Czarnego Pana i te, które były udziałem Zakonu Feniksa. A było tego więcej - Warto zapytać - dodał na zakończenie i chociaż wydawał się podążać tokiem rozmowy, ciemne ślepia Skamandera czujnie skanowały otoczenie, szukając - odruchowo - ukrytego gdzieś zagrożenia. Koordynaty jasno wskazywały obecność ludzi, których mieli wyciągnąć, zanim - dotrze do nich ktoś mniej przyjazny.
Słowa czarodzieja zbiegły się z intuicją, by ukształtować jasną tarczę, chroniącą go przed nieoczekiwanym atakiem - Już wiemy dlaczego osobno - rzucił na wydechu, zwracając pełną uwagę na dwójkę bardzo lekkomyślnych przeciwników. Brawury im nie brakowało.I głupoty,albo - zbytniej bezkarności, która tak bezmyślnie rzuciła ich do konfrontacji z dwójką aurorów.
Walka była krótka, acz intensywna. Żaden z atakujących nie mógł przeżyć, a zajadłość, z jaką próbowali ich pokonać mogła tylko potwierdzać siłę propagandy i wypaczenia, jaka ogarnęła czarodziejski świat - Raczej się od nich nie dowiemy nic specjalnego - odezwał się, gdy napięcie z walki opadło - Orcumiano - zdecydował jeszcze i powtórzył formułę, gdy magia kapryśnie odbiła promieniem gdzieś w bok - Orcumiano - Dwa ciała, nawet wrogów, nie powinny były pozostawać na widoku. Jedno z nich, brzydko osmolone, zwęglone, drugie rozdarte magicznymi soplami - Znajdźmy tych mugoli. Nasza przyjaciółka z Oazy na pewno będzie czekać na informację o nich - dodał, niezależnie od efektu. Dwa trupy tak czy inaczej miały zostać pogrzebane. I miał nadzieję, zapomniane.
| Tutaj pierwsze zaklęcie
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Magia to chaos. Skinął głową i uśmiechnął się jakoś smutno, odruchowo przesuwając dłonią po własnym przegubie, czując pulsującą pod skórą krew. Co właściwie krążyło w jego żyłach - wypaczona magia, klątwa, choroba? Czymkolwiek nie było, Michael nosił chaos w sobie i czuł, że odkąd został ugryziony, wiele się zmieniło. Może wystarczyła sama zmiana własnego podejścia do magii - powodowany wojenną koniecznością i wilkołaczymi rozchwianiami nastrojów, sięgał po nią pewniej i z większą determinacją, nie wahając się już nad najpotężniejszymi i najbardziej agresywnymi inkantancjami.
Tylko - kto mógłby uporządkować chaos do tego stopnia, by ten zwrócił przeciwko sobie niewinnych mugoli, przyjaciół? Czaroszpieg obserwował tamtych ludzi przez kilka miesięcy, nie zauważył wśród nich żadnych konfliktów, nie potrafił znaleźć logicznych powodów takiego zachowania.
Skamander miał rację, tajemnica wymykała się aurorom. Minister Longbottom o niej wiedział i pewnie skierował informacje do zaufanych, a Michaelowi ta tajemnicza magia przypomniała o tym, ile jeszcze nieodkryte. Ile jeszcze nie wiedział o czarnej i białej magii, pomimo lat tępienia tej pierwszej i zgłębiania tej drugiej. Może i osiągnął mistrzostwo w dziedzinie obrony przed czarną magią, ale wciąż musiał się doskonalić, poszerzać wiedzę, dalej przekraczać granice.
Te teoretyczne rozmyślania przerwała konieczność sięgnięcia po magię w praktyce - Michael ze słabym uśmiechem podchwycił spojrzenie Samuela, skinął głową na jego komentarz i przeszedł do pojedynku.
Uporali się ze szmalcownikami szybko. W innej sytuacji spróbowaliby zachować któregoś przy życiu i przesłuchać, ale dzisiaj mieli już wszystkie niezbędne informacje o kryjówkach mugoli, ekipę gotową przejąć uciekinierów na granicy, oraz napięty czas.
Śmiertelny urok błyskawicznie pozbawił szmalcownika życia, a Michael przez chwilę czuł lodowate igiełki na własnej dłoni. Magia lodu doskonale działała w zimie.
-Już się nie dowiemy. Oni też nie wiedzieli, by nie stawać przeciwko niebezpiecznym członkom Zakonu Feniksa. - zacytował z lekkim przekąsem ich listy gończe, beznamiętnie spoglądając na zwęglone i nabite na lodowe kolce zwłoki. Ogień i lód, poetycko. Nie spodziewał się, że z ich dwójki to Skamander zrobi piorunujące wrażenie, ale im dłużej znał Samuela, tym bardziej miał wrażenie, że ten skutecznie skrywa pod maską oklumencji prawdziwy żar. Czy pobyt Tower w nim też rozpalił łaknienie sprawiedliwości, gotowość do samodzielnego jej wymierzania? Odkąd Tonks wrócił z Azkabanu, stracił ostatnie skrupuły. Tak, jakby cierpienie tych ludzi, których zostawił za sobą w lodowatych klatkach, legitymizowało wszystko, co robił.
-Bombarda. - rzucił pomiędzy krawędzie dołów, wykopanych przez Samuela. Zaklęcie miało zburzyć zgromadzony wokół śnieg i zasypać prowizoryczne groby. Niezależnie od efektu, Tonks odwrócił się do Skamandra - nie będzie marnował na tamte ciała więcej energii, zasłużyli na to, by rozdziobały ich wrony.
-Chodźmy. Mogli nas usłyszeć. Widziałem ich... tam. - wskazał dłonią na miejsce, gdzie Homenum pokazało mu wcześniej świetliste sylwetki. Pojedynek nie był długi, nie mieli szans uciec daleko.
-Jeśli nas słyszeli, mogą być nieufni. A jeśli pozostała tylko dwójka - mogło stać się coś złego. Opowiedzmy im o liście. - zaproponował rzeczowo, wiedząc z doświadczenia, że wojna jedynie podkreślała napięcia między czarodziejami i mugolami.
-Dissendium. - szepnął, kierując różdżkę w stronę, gdzie widział sylwetki mugoli. Musiało tutaj być ukryte przejście - magia je otworzy. Coś zgrzytnęło i nagle w powietrze wzbił się tuman śniegu - odkrywając drewnianą klapę, która uchyliła się dla czarodziejów.
rzuty - Bombarda i Dissendium udane
k3 - w jakim stanie są mugole?
1. Nie ufają czarodziejom - jeden rzuci się na Samuela z pięściami (Protego obroni, rozmowa ma szansę deeskalować nastrój)
2. Boją się wyjść poza kryjowkę - trzeba zapewnić ich, że jest bezpiecznie
3. Była ich trójka, ale jeden nie żyje - godne pochowanie czarodzieja pozwoli im pozostawić go za sobą.
Tylko - kto mógłby uporządkować chaos do tego stopnia, by ten zwrócił przeciwko sobie niewinnych mugoli, przyjaciół? Czaroszpieg obserwował tamtych ludzi przez kilka miesięcy, nie zauważył wśród nich żadnych konfliktów, nie potrafił znaleźć logicznych powodów takiego zachowania.
Skamander miał rację, tajemnica wymykała się aurorom. Minister Longbottom o niej wiedział i pewnie skierował informacje do zaufanych, a Michaelowi ta tajemnicza magia przypomniała o tym, ile jeszcze nieodkryte. Ile jeszcze nie wiedział o czarnej i białej magii, pomimo lat tępienia tej pierwszej i zgłębiania tej drugiej. Może i osiągnął mistrzostwo w dziedzinie obrony przed czarną magią, ale wciąż musiał się doskonalić, poszerzać wiedzę, dalej przekraczać granice.
Te teoretyczne rozmyślania przerwała konieczność sięgnięcia po magię w praktyce - Michael ze słabym uśmiechem podchwycił spojrzenie Samuela, skinął głową na jego komentarz i przeszedł do pojedynku.
Uporali się ze szmalcownikami szybko. W innej sytuacji spróbowaliby zachować któregoś przy życiu i przesłuchać, ale dzisiaj mieli już wszystkie niezbędne informacje o kryjówkach mugoli, ekipę gotową przejąć uciekinierów na granicy, oraz napięty czas.
Śmiertelny urok błyskawicznie pozbawił szmalcownika życia, a Michael przez chwilę czuł lodowate igiełki na własnej dłoni. Magia lodu doskonale działała w zimie.
-Już się nie dowiemy. Oni też nie wiedzieli, by nie stawać przeciwko niebezpiecznym członkom Zakonu Feniksa. - zacytował z lekkim przekąsem ich listy gończe, beznamiętnie spoglądając na zwęglone i nabite na lodowe kolce zwłoki. Ogień i lód, poetycko. Nie spodziewał się, że z ich dwójki to Skamander zrobi piorunujące wrażenie, ale im dłużej znał Samuela, tym bardziej miał wrażenie, że ten skutecznie skrywa pod maską oklumencji prawdziwy żar. Czy pobyt Tower w nim też rozpalił łaknienie sprawiedliwości, gotowość do samodzielnego jej wymierzania? Odkąd Tonks wrócił z Azkabanu, stracił ostatnie skrupuły. Tak, jakby cierpienie tych ludzi, których zostawił za sobą w lodowatych klatkach, legitymizowało wszystko, co robił.
-Bombarda. - rzucił pomiędzy krawędzie dołów, wykopanych przez Samuela. Zaklęcie miało zburzyć zgromadzony wokół śnieg i zasypać prowizoryczne groby. Niezależnie od efektu, Tonks odwrócił się do Skamandra - nie będzie marnował na tamte ciała więcej energii, zasłużyli na to, by rozdziobały ich wrony.
-Chodźmy. Mogli nas usłyszeć. Widziałem ich... tam. - wskazał dłonią na miejsce, gdzie Homenum pokazało mu wcześniej świetliste sylwetki. Pojedynek nie był długi, nie mieli szans uciec daleko.
-Jeśli nas słyszeli, mogą być nieufni. A jeśli pozostała tylko dwójka - mogło stać się coś złego. Opowiedzmy im o liście. - zaproponował rzeczowo, wiedząc z doświadczenia, że wojna jedynie podkreślała napięcia między czarodziejami i mugolami.
-Dissendium. - szepnął, kierując różdżkę w stronę, gdzie widział sylwetki mugoli. Musiało tutaj być ukryte przejście - magia je otworzy. Coś zgrzytnęło i nagle w powietrze wzbił się tuman śniegu - odkrywając drewnianą klapę, która uchyliła się dla czarodziejów.
rzuty - Bombarda i Dissendium udane
k3 - w jakim stanie są mugole?
1. Nie ufają czarodziejom - jeden rzuci się na Samuela z pięściami (Protego obroni, rozmowa ma szansę deeskalować nastrój)
2. Boją się wyjść poza kryjowkę - trzeba zapewnić ich, że jest bezpiecznie
3. Była ich trójka, ale jeden nie żyje - godne pochowanie czarodzieja pozwoli im pozostawić go za sobą.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 04.11.21 17:04, w całości zmieniany 1 raz
Cannock Chase
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia :: Staffordshire