Wydarzenia


Ekipa forum
Plaża
AutorWiadomość
Plaża [odnośnik]25.09.15 23:20
First topic message reminder :

Plaża

Piaszczysta plaża przy brzegu chłodnego morza; słychać miarowy szum spienionych fal, powoli otulających brzeg oraz krzyk skarżących się mew. Czuć delikatny zapach bryzy niesiony nadmorskim wiatrem. Piasek jest miękki, czysty, można w nim odnaleźć bursztyny lub muszle. Roztacza się stąd doskonały widok na zachodzące w morzu słońce.

Rytuał oczyszczenia



1 sierpnia 1958

Na oświetlonej zachodzącym słońcem plaży rozpalano powoli pochodnie, które ustawiono przy niewielkich, okrągłych stolikach suto przykrytych wzorzystymi, kwiatowymi materiałami. W powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy zmieszany ze słodkawym aromatem kwiatów,  a te zebrane w bukiety rozwieszone wśród drzew, kołysane przez delikatny wiatr kusiły i zachęcały, aby zbliżyć się do plaży. Tutaj bowiem miał odbyć się rytuał oczyszczenia i odrodzenia, otwierający nowy rozdział, zamykający to co złe. Każdy czarodziej oraz czarownica, byli witani przez młodych i starszych mężczyzn ubranych w zwiewne, lniane szaty. Na ich piersi kołysały się woreczki przewiązane różnokolorowymi sznureczkami. Uśmiechami oraz przyjaznymi gestami zachęcali do zajęcia miejsc przy okrągłych stolikach, wokół których ułożone były poduchy. Na stołach zaś stały misy, jedne większe, a drugie mniejsze, w których mieściły się kamienie, rośliny suszone oraz świeże oraz wyryte runy na drewnianych krążkach.
Każdego wchodzącego w krąg stołów witano czarką miodu pitnego ze słowami: “Szczęśliwego Lughnasadh”. Miód, owoc pracy, dar natury symbolizował połączenie z Matką Ziemią, którą w czasie obchodów czcili, której zawdzięczali życie. Święto życia obchodzili wszyscy, zarówno starzy i młodzi, zatem w kręgu pochodni witano każdego kto się pojawił. Młodszym zamiast miodu pitnego, podawano szczodraki, miodowe ciasteczko, które symbolizowało pomyślność.




Rytuał oczyszczenia w ramach obchodów święta Lughnasadh właśnie się rozpoczął. Postaci mogą się gromadzić na plaży, zajmować miejsca  przy stolikach. Stolików jest 6, przy każdym może usiąść max 5 osób. Proszę na samym końcu swojego posta napisać nr stolika.

Wydarzenie bez zagrożenia życia.
Sama ceremonia rozpocznie się wraz z postem Mistrza gry. Mistrzem Gry jest Primrose Burke, wszelkie pytania proszę kierować do niej.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 09.05.23 8:40, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plaża - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Plaża [odnośnik]13.06.23 18:57
Nie obiecuj ― odpowiedział na groźby Justine, uśmiechając się przy tym bandycko. Czy wątpił w groźby? Może. Czy istniało ryzyko, że faktycznie go wytropi gdzieś na tym festiwalu i spróbuje się odegrać? Może, wcale niewykluczone. W zasadzie - nawet całkiem prawdopodobne.
Victor uśmiechnął się pod nosem, uznając, że to byłoby całkiem zabawne.
Nie? ― zagadnął uprzejmie, kiedy tylko Evelyn czmychnęła za plecy Herberta. ― Podobno jak kobieta mówi, że nie to znaczy, że jednak tak ― kontynuował niezrażony, gotów dokonać czynu straszliwego i niewybaczalnego. Gniew Despenser może nie był mu do końca na rękę ― lubił ją na swój sposób ― ale co miał lepszego do roboty? Lekki nastrój udzielał mu się już od paru dni, trzymały się go żarty i scena na brzegu nie była specjalnym wyjątkiem. Szkoda, że nie było tu Lety, ją bez wahania cisnąłby w odmęty i jeszcze doprawił jakimś niewybrednym komentarzem.
Zdziwił się za to, kiedy Grey złapał Evelyn w objęcia i po prostu ― całkiem zwyczajnie ― wyniósł z wody. Obrazek wydawał mu się wyjątkowo zabawny, toteż skwitował go kolejnym uśmiechem, pokręcił głową.
Upiekło ci się tym razem! ― zawołał za parką i po chwili sam wylazł z wody. Będzie musiał się osuszyć zanim zacznie szukać nowego zajęcia. Może powinien poszukać Hectora na tym wypizdowiu? Czy jego brat gdzieś tu był? (Musiał być).
Justine także zaczęła się oddalać. Spojrzał ponad jej ramieniem na grupę ludzi nieopodal, ale nie znał tam nikogo ― albo nie kojarzył od razu ― a poznawać nie zamierzał, w każdym razie nie dzisiaj i nie teraz, kiedy w jego głowie już wykluł się nowy pomysł obejmujący znalezienie brata.
Nie, dzięki ― mruknął na pożegnanie i stracił zainteresowanie Justine. Co tam Grey mówił? Że oczyszczenie znajdzie w miodzie i chlebie? Cóż, zawsze lepsze to niż siedzenie o suchym pysku. Victor skierował się znów w głąb plaży, tam gdzie stał wielki bochen, tam gdzie przelewano miód. Zgarnął dla siebie oderwany kawałek chleba, przeżuł go bez większego przekonania, poprawił serwowanym napitkiem i uznał, że to by było na tyle.
Co za pojebana akcja.

|zt dla Victora


Soul for sale

Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca, zbir do wynajęcia
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128
Re: Plaża [odnośnik]13.06.23 19:13
-Udało mi się dwa razy, ale... - odpowiedział Lucindzie w temacie klątwy, ale ugryzł się w język zanim dopowiedział, że dwa razy zaatakowały ich potem dziwne Cienie. Miała rację, może nie powinni martwić się tym teraz. Widziała przecież, że Billy i Marcel są wśród nich, zdrowi, widzący i słyszący. -...nieważne, cieszmy się dzisiejszym dniem.
Przeniósł wzrok na Elrica, z sekundy na sekundę coraz bardziej zafascynowany jego pracą. Nieco rozczarowało go, że smoków się nie ujeżdża, ale dowiedział się CZEGOŚ LEPSZEGO.
-Nosiłeś małe smoki na rękach?! - powtórzył, zachwycony. Po rytuale pochwali się Jimowi i Marcelowi, że poznał kolesia, który NOSIŁ MAŁE SMOKI NA RĘKACH. Niezależnie od tego, co myślał sam Elric, momentalnie uznał go za przyjaciela (to, że Lucinda się z nim przyjaźniła dawało w końcu gwarancję zaufania). Podążył za jego wzrokiem i zobaczył znajomą twarz - lord Nott! pan Blake!
-Och, robiłem z nim kiedyś... - wywiad, ale ugryzł się w język. -...konsultację odnośnie run. - wydał się lekko stremowany, bo chyba zirytował trochę lord smokologa podczas tamtej rozmowy, ale pomachał radośnie Percivalowi. Nie widział go od dawna, chyba od któregoś ze spotkań Zakonu - dobrze było go zobaczyć, całego i zdrowego, nawet jeśli trochę go onieśmielał.
-To Marcel, mój przyjaciel i znamy się od zawsze! - oznajmił Elrikowi z promiennym uśmiechem, sądząc, że ten komplementuje tylko i wyłącznie celny rzut talizmanem i nie dopatrując się żadnych ukrytych intencji w jego niewinnym pytaniu. A nie dopatrzywszy się żadnych aluzji, nie udzielił mu więcej informacji, bo sądził, że Elric spytał tylko z grzeczności.
Potem oddalili się w stronę wody - Lucinda i Elric, najwyraźniej byli zakochani, a Vincent nie wydawał się w nastroju do rozmowy, więc Steffen (którego dopadła przecież podobna chandra) postanowił mu się nie narzucać. Nikomu się nie narzucać, bo swoim przyjaciołom też nie chciał psuć humoru - postoi tu trochę, posłucha o rytuale, a potem może jakoś się ulotni.
Zanim zdołał zrealizować ten plan, poczuł na sobie spojrzenie Eve. Łagodne, nienachalne, jak wtedy - w nocy pod domem Jima, gdy mógł jej opowiedzieć o wszystkim, a ona po prostu słuchała. Od tamtego czasu coś się zmieniło, ale wolał o tym nie myśleć, bo wolał wierzyć w świat, w którym Eve odnalazła swojego ukochanego (i jednego z trójki dwójki jego najlepszych przyjaciół) po długiej rozłące i żyje długo i szczęśliwie.
Tyle, że kiedyś wolał też wierzyć w świat, w którym piękna księżniczka jest w stanie uciec z pałacu do zwykłego głupiego Jasia, a on potrafi dać jej szczęście.
-Przepraszam, muszę wyglądać jak zmokły szczur. - westchnął i uśmiechnął się do Eve przepraszająco. Przymknął oczy, gdy krople opadły na jego włosy. -Po prostu... - nie pytała, ale łatwo było przy niej o tym mówić, łatwiej niż przy kolegach przy których udawał twardego (chyba nigdy się na to nie nabrali, ale mógł się łudzić) i rodzinie, przy której wciąż się wstydził. -...myślałem, że każdy kolejny Festiwal spędzę z nią. - wyszeptał. Ostatnie wianki, te w Oazie, o których Eve nie mogła wiedzieć, spędził tłumacząc się Belli z gigantycznego nieporozumienia. Do niedawna łudził się, że w tym roku wszystko naprawi.
Nabrał w dłonie trochę wody, skropił nią czoło Eve.
-Niech Matka cię błogosławi i strzeże - Ciebie i dziecko. - szepnął. Może i Matki nie było nigdzie, gdy samemu brał ślub, a może rozgniewał ją jakimiś swoimi czynami ale wierzył, że weźmie pod opiekę Eve i życie, które nosiła pod sercem. Jim i Eve będą mieć dziecko. - tak strasznie cię cieszył, gdy się o tym dowiedział. Najpierw odnalezienie się po latach, potem nowe życie.
-Przykro - na moment spojrzał w jej czarne oczy, ale potem odwrócił wzrok. Marcel nie mógł ich usłyszeć, Jima tu nie było, ale słowa i tak brzmiały gorzko, jakby się ich wstydził. -przykro mi, że go tu nie ma. Z tobą. - zamiast zmyślać za niego wymówki, wyjątkowo nie wziął strony przyjaciela. Powinni oczyścić się razem, jak rodzina.
Przynajmniej uśmiechała się tak ślicznie, jakby jej nie było przykro, ale może dziewczyny tak umiar.
-Nie odmówię - przyjaciółce? Żonie przyjaciela? -ciężarnej. - zgodził się, wreszcie zdobywając się na śmiech. Chwycił jej dłoń, zaskakująco ciepłą (samemu musiał mieć zimne palce) i podążył trochę głębiej, do wody. Wspomnienia z Oazy odeszły, to Weymouth, tu nie było tsunami ani duchów ani stworów - a gdyby były, to i tak lepiej było trzymać się bliżej Eve niż dalej.
Chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale wtem ochlapała ich ociekająca wodą Celine, a przy niej nigdy nie wiedział, co powiedzieć. Równie szybko zniknęła.
-Gdzie ona... - obejrzał się za Celine, a potem spojrzał na Eve i wzruszył ramionami. Poszukał wzrokiem przyjaciół. Marcel zniknął pod wodą, a Liddy...
-Tylko uważaj i się nie zachłyśnij! - pouczył kuzynkę zanim zrozumiał, że to idiotyczny pomysł tak się do niej zwracać, no ale Billy i Ted byli gdzieś dalej, więc to chyba on miał jej pilnować? Byłby gotów się założyć, że Marcel pływa lepiej od Lids, choć nigdy nie widział ich razem w akcji - teraz miał okazję, ale wtem Celine powróciła i...
-Myślisz, że możemy jeść chleb w wo... MMMM!!! - ...i przycisnęła mu kromkę do ust, słodką i stała tak blisko...
Omal nie udławił się chlebem, a słodki miód zlepił mu wargi, ale w końcu złapał oddech.
-Dziękuję, Celine. - powiedział nieco nazbyt oficjalnie, unikając spojrzenia Eve i kogokolwiek. Nie miał ochoty na tańce, ale Celine jakoś trudno było odmawiać, zupełnie nie wiedział dlaczego. -Możesz tańczyć w swoim stanie? - wymamrotał do Eve, jakże taktownie.



intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Plaża [odnośnik]14.06.23 16:18
Chyba nie do końca poprawnie interpretowali rytuał. Zamiast spokojnego oczyszczenia nastał istny chaos, którego nie szło opanować. Czy to tylko jej trafił się tak przedziwne towarzystwo przy stoliku, czy może jednak absurdalne poczucie humoru udzieliło się dziś wszystkim? Dodali coś do tego miodu? Nie zdążyła się dobrze zastanowić, bo zaraz coś wytrąciło jej powietrze z płuc. Poczuła tylko ręce na swoim ciele, które oplotły ją szczelnie, podnosząc gwałtownie do góry. Zlękła się, zupełnie jakby wpadła w nagły i bardzo niespodziewany potrzask. Słowa Victora wpierw ją zdziwiły, zaraz potem zrozumiała jednak, że to Herbert poderwał ją do góry i właśnie wynosił na brzeg. Czuła się spięta, co było uwydatnione powtarzalnym zagryzaniem i rozluźnianiem zębów. Była zła, a nawet wściekła i poniekąd rozżalona, bowiem nie czuła się w tej sytuacji komfortowo. Zaczęła się nerwowo wiercić, próbując oswobodzić się z uścisku. – Jeśli chcesz mieć wszystkie zęby, to puść mnie do cholery – burknęła, jednocześnie zaczynając się  szamotać, starając się doprowadzić mężczyznę do porządku. Może to tych kilka odrobię za mocnych kuksańców w żebra sprawiło, że w końcu się uwolniła, a może jednak Grey zrozumiał swój uczynek i zwyczajnie ją puścił. Niemniej, gdy tylko stopy dotknęły ziemi, Evelyn nałożyła na nie wcześniej zdjęte buty i odwróciła się do mężczyzny, krzyżując z nim spojrzenia i wyrzucając ręce w powietrze. – Nie jestem niedojdą żeby przenosić mnie z miejsca na miejsce, bohaterze – ostatnie słowo nacechowane było jadem godnym poziomu złości, który osiągnęła. Nie miała ochoty tego roztrząsać, ba, nie chciała więcej o tym rozmawiać, obawiając się, że w przypływie emocji wypowie o kilka gorzkich zdań za wiele. Zajęta rozstrzyganiem swojej małej wojny, nie dosłyszała w pełni słów Justine, choć z pewnością te by jej teraz – w obecnej sytuacji - nie obeszły. Przestąpiła kilka kroków, próbując rozchodzić własne emocje, ewentualnie choć trochę się oddalić na własnych nogach. – Cholerni Anglicy – gderała pod nosem, okraszając swoją wypowiedź kilkoma szkockimi niewybrednościami, których na rytuale zapewne nie powinna wypowiadać, ale cóż, mleko się rozlało.
Spojrzenie zawiesiła na Justine, która akurat ruszała z nieznajomymi, zapewne w celu oddania się dalszym urokom festiwalu. Sama jednak miała już odrobinę dość i potrzebowała chwili spokoju, wybór więc mógł być tylko jeden. – Dzięki, ale wybiorę miód – odpowiedziała krótko, ruszając do zastawionych stołów. Minęła Victora gdzieś koło rozstawionego chleba, porwała stamtąd też dwa kielichy z trunkiem i ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku w celu odnalezienia mniej obleganego miejsca na własne świętowanie. Najwidoczniej miała już powyżej uszu przebywania w tak gwarnym otoczeniu i wolała wybrać miejsce zgoła spokojniejsze i przede wszystkim - oddalone od wody.


|zt.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
try to find a chain that i won't break
a price i wouldn't pay for what i want
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Plaża - Page 21 G7XUCqO
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Plaża [odnośnik]19.06.23 18:33
Blondynka wsłuchiwała się w rozmowę prowadzoną przez Steffena i Elrica. Zawsze lubiła patrzeć jak ten pierwszy fascynuje się nowymi rzeczami. Przypominał jej trochę o tym, że ludzie utracili zaciekawienie magią i jej niezwykłością. To z czym obcowali nigdy nie powinno stać się obojętne czy proste. Bez względu na przyzwyczajenia, bez względu na prozę życia. Jeżeli zapomnieli o tym jak wiele niezwykłych rzeczy ich otacza, to również zapomnieli o własnej wyjątkowości. Uśmiechnęła się szeroko wiedząc, że bycie smokolgiem to niezwykle trudne i niebezpieczne zajęcie, ale niosło ze sobą również wiele przyjemnych aspektów. Te potrafiły zrekompensować to co ryzykowne. Z wnikliwej obserwacji prowadzonej rozmowy wyrwał ją głos przyjaciela. Słyszała ironię w jego głosie, słyszała żartobliwą nutę. Na jej ustach znów pojawił się uśmiech lecz tym razem miał on w sobie wiele udawanej złośliwości. – Specjalnie dla ciebie się postaram. Narysuje drzewka, kwiatuszki i świecące słoneczko – odparła wyciągając w jego stronę czarkę z miodem by mogli obić szkła o siebie. Nie był to toast, ale swego rodzaju przeprosiny. Teraz trochę żałowała, że tak bardzo upierała się przy tym by ten wziął udział w Festiwalu Lata. Myślała, że mu to pomoże, a chyba tylko pogorszyła sytuacje. Trudno. Z konsekwencjami przyjdzie jej mierzyć się później. Dziś, w tym miejscu poruszanie jakichkolwiek trudnych tematów wydawało się nieodpowiednie i bezsensowne. W końcu rytuał oczyszczenia miał naprawiać, a nie komplikować. Czasami bardzo chciała wierzyć w wyższość tajemnych mocy. O wiele prostsze byłoby życie, gdyby mogli zrzucić odpowiedzialność na kogoś lub na coś.
Od razu przeniosła spojrzenie na Steffena, gdy w jego głosie pojawiło się zawahanie. Mogła się tego spodziewać. Przecież nic nie mogło być zwyczajne proste. Wszystko co robili niosło ze sobą konsekwencje, z którymi musieli się później mierzyć. Pokiwała głową, gdy ten nie chciał kontynuować tematu. – U nas również było wiele... ale.– odparła jedynie posyłając mu znaczące i uspokajające spojrzenie. Nie chciała by ten myślał, że nie poradził sobie z zadaniem. Klątwa sama w sobie była zbyt trudna by zdjąć ją bez ryzyka. Cienie pojawiły się również w mieszkaniu Lucindy, po tym jak Vincentowi udało się pozbyć klątwy. Nie były one materialne, nie musieli z nimi walczyć, ale na moment całkowicie zawładnęły ich ciałem odcinając dostęp do tlenu. – Chyba zawsze musi być jakieś ale.– dodała jeszcze uśmiechając się szeroko. Ich profesja miała w sobie wiele ryzyka, ale to zawsze Lucinda lubiła w zdejmowaniu klątw. Adrenalinę.
Nie wiedziała jak traktować znaczenie talizmanu. W końcu interpretacja bardzo często pozostawała w rękach osoby, której ów znaczenie dotyczyło. Chyba tak samo było z przepowiadaniem przyszłości. Wszystko co dotyczyło symboli mogło być interpretowane w przeróżny sposób. Słysząc słowa Lovegooda dotyczące rozstania wzruszyła ramionami. – Ty jesteś specjalistą od interpretowania znaków, symboli, przepowiedni. – odparła pozostawiając mu pole do wykazania się. Z jednej strony nie oddawała im wiary, a z drugiej mogła się nazwać osobą przesądną. Wszystko zależało od tego w co pokładało się pewność. Jaki symbol postanowiło się poddać rozmyślaniom. – Ty mi powiedz – zachęciła by odpowiedział o swojej interpretacji. Tego w co sam wiarę pokładał.
Woda przyjemnie chłodziła skórę. Była orzeźwieniem po wszystkich ekscesach dzisiejszego i nie tylko dzisiejszego dnia. Parnota panująca na dworze dawała w kość nawet najbardziej wytrwałym więc nie dziwiła się, że każdego wręcz ciągnęło na plażę, do wody. Choć teraz chodziło o rytuał i oczyszczenie, to nie mogła zaprzeczyć temu, że była to przyjemna chwila. Przymknęła oczy, gdy kolejne krople chłodnej wody spłynęły jej po twarzy. Nie zorientowała się w tym co Lovegood zamierza zrobić i była szalenie zaskoczona kiedy jego wargi dotknęły jej warg. Otworzyła momentalnie oczy, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Oddała delikatnie pocałunek, ale po sekundzie cofnęła się o pół kroku. Nigdy nie okazywała uczuć publicznie, przy ludziach. Było to dla niej coś nowego i dlatego kompletnie nie wiedziała jak powinna się zachować. Uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Plaża - Page 21 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Plaża [odnośnik]20.06.23 13:33
Uznał, że kuksańce są niczym względem rozwścieczonej i mokrej Despenser. Dlatego dzielnie znosił każde uderzenie.
-Przestań wierzgać jak kot. - mruknął poirytowany i odstawił na ziemię czarownice kiedy znaleźli się w odpowiedniej odległości od wody. Obawiał się, że Justine zaraz do nich dopadnie i zacznie oblać wodą, ale na szczęście jej uwagę przykuł ktoś inny więc nie musiał się obawiać o nagły, wodny atak. Wysłuchał tyrady i oburzenia ze stoickim spokojem, nałożył przy tym swoje buty i otrzepał dłonie z piasku. -Proszę bardzo.
Mruknął i oddalił się podobnie jak Evelyn. Nie miał zamiaru zmuszać jej do swojego towarzystwa. Przyjście na święto było dla niego wyczynem, bo miał spotykać się z ludźmi. Zdjął z szyi amulet jaki podarowała mu szkotka i schował go do kieszeni, bo choć na niego furczała niczym dzikie zwierzę to na swój pokręcony sposób dbała o Greya. Skierował się ku wielkiemu bochnu chleba, urwał kawałek i upił znów miodu z czarki. Znad wody dochodziły śmiechy i radość z zabawy. Muzyka unosiła się w górę wraz z płomieniami z pochodni, a lekkość dało się wyczuć w powietrzu. Dziwnym to było kiedy tuż za rogiem czaiła się wojna, bo czymże było zawieszenie broni jak nie odsuwaniem katastrofy w czasie. Co im jednak pozostało jak nie udawanie, że jeszcze mają życie. A może święto miało im przypomnieć o co powinni walczyć? Spojrzenie ku przeszłości i przyszłości na raz? Ta myśl sprawiła, że nagle poczuł chęć pisania, chciał zasiąść przed maszyną i przelać swoje pamiętniki i wspomnienia. Dawno tego nie robił, a przecież sprawiało mu to dużo radości. Wychylił jeszcze jedną czarkę i z jakąś lekkości, tak bardzo nienaturalną dla ostatnich miesięcu ruszył w drogę powrotną. Kątem oka zobaczył jak Despenser się oddala tak samo jak Victor. Inni zaś zostali na plaży. Co przyniesie kolejny dzień? Nie wiedział. Czy coś się zmieni? Na pewno nie, ale miał poczucie, że warto wstać następnego dnia. Od bardzo dawna nie miał takowych myśli.

|zt


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Plaża [odnośnik]27.06.23 22:39
Udawanie zadowolonego z towarzystwa dawnego znajomego i jakiegoś młodego, ewidentnie dobrze obeznanego w sekretach Lucindy chłopaka, przychodziło mu z coraz większym trudem. Spojrzenia wymieniane między całą trójką sprawiały, że choćby nawet chciał zadusić w sobie ciekawość, zwyczajnie nie był w stanie. Jeśli naprawdę nie chcieli, żeby o czymś wiedział, mogliby zachować więcej subtelności.
- Zrobiłeś co mogłeś? W czym? - spytał wreszcie, lekko i (miał nadzieję) niepostrzeżenie zgrzytając zębami nad krawędzią swojego pucharu. - Co się udało dwa razy? I co ma do tego alkohol? Nie jestem wścibski ale czuję się wykluczony. - Ścisnął nieco mocniej palce Lucindy pod stolikiem, a potem posłał jej zawadiackie mrugnięcie, żeby nie pomyślała, że naprawdę jest zły. Trochę był, ale bardziej na tego młodego kretyna, bo zaczął temat, który ewidentnie nie był nikomu na rękę.
Przynajmniej nie wydawał się groźny, co najwyżej nieco lekkomyślny i nad wyraz entuzjastyczny. Kontrastowało to mocno z przygnębieniem Vincenta i po prawdzie wahał się trochę, czy w ten sposób nie wbijają koledze kolejnych szpili. Lucinda wydawała się na tyle meandrować wokół tematu, żeby jak najmniej angażować Rinehearta w dyskusję i może to było dobrym posunięciem, żeby nie zmuszać go do niczego czego robić nie chciał. Sam by chyba tak zrobił, gdyby nie to, że kompletnie nie miał pojęcia dlaczego Lucy towarzyszyła mu dzisiaj w tym depresyjnym stanie i jakie było jego źródło. Mimowolnie zaczął zastanawiać się nad swoimi snami w ostatnim czasie; tymi wyraźnymi, i tymi, które szybko zapomniał. Czy któraś z cienistych sylwetek mogła być właśnie Rineheartem? Tak się zamyślił, że nie w porę zareagował na kolejne pytania.
- Co?... Tak, tak nosiłem. Nie często, ale się zdarzyło - Zamrugał i dopił resztki swojego miodu jednym dużym haustem. - Smoczogniki też. A ty się czym zajmujesz? Rozumiem, że runami i... klątwami. Ale gdzie dokładnie? - Vincent i Lucy też się tym zajmowali i zaczynało się to powoli łączyć w jeden większy i cholernie nieprzyjemny obraz. Będzie ją musiał o to później zapytać, o te sekretne uwagi; miał tylko nadzieję, że nie okaże się to jedną z tych tajemnic, o której nie mogła wspomnieć przez wojnę. Nie wierzył, żeby taki pogodny chłopak był częścią ruchu oporu; zachowywał się jak ktoś, kto nadal prosi mamę o napisanie listu do uzdrowiciela.
Zmarszczył brwi, kiedy chłopak tak gładko zbył jego zainteresowanie towarzyszem Celine. Obejrzał się na siostrę raz jeszcze i już był gotowy do zadawania kolejnych pytań, ale przerwało mu nadchodzące rozwiązanie rytuału. Wymienili się z Lucindą talizmanami - swój schował w przedniej kieszonce koszuli, zaraz przy sercu, tam, gdzie był pewien, że go nie straci w trakcie dalszych tańców, biegów, wygłupów, czy innych rzeczy, które się jeszcze robiło na festiwalu lata. Młodzi ludzie szybko się rozbiegli, nie próbował ich gonić; Celine miała prawo się bawić, w jej wieku pewnie też by nie chciał, żeby Magdalene nad nim stała i go pilnowała. Sam zebrał się znacznie wolniej, nie dlatego, że był stary, a po prostu zmęczony. Tymi niedopowiedzeniami i ciężką atmosferą.
- Hmm? - zdziwił się, kiedy Lucy nazwała go ekspertem od symboli i przepowiedni. Nie był nim, może i miał trzecie oko, które gnębiło go w snach, ale większość życia spędził nie cierpiąc wróżbiarstwa i udając, że nie ma w tym temacie żadnych specjalnych umiejętności. Im więcej udawał, tym łatwiej przychodziło mu kłamać; a tarot, wróżby z fusów i inne głupoty zawsze wprawiały go w niepokój. Jakby wrodzone brzemię miało sprawić, że dostrzeże w nich coś prawdziwego. - Nie, nie, mylisz mnie z tymi szeptuchami na jarmarku. Ja... wolałbym nie. Naprawdę, Lucy. - zmieszał się nieco, bo to nie był dla niego wygodny temat. Ucałował jej dłoń i pociągnął ją do wody, ale przez jakiś czas jeszcze na nią nie patrzył, uparcie skupiając uwagę na linii horyzontu.
Dopiero, gdy słowa się dopełniły, gdy pochylił się nad nią, delikatnie uniósł palcem jej podbródek, wtedy znowu złapał jej spojrzenie - na chwilę przed pocałunkiem. W jego oczach pewnie mogła dostrzec smutek, którego nie umiał dobrze maskować. Ale kiedy odsunęła się nieco z tym dziewczęcym rumieńcem, który sprawiał, że wyglądała niemal jak każda inna młoda panna, nie doświadczona żadnym cierpieniem, wtedy właśnie poczuł się lżej i cieplej.
O to chyba chodziło, czy nie tak?
Głęboko jednak wierzył, że to nie była zasługa ani rytuału ani amuletów, a wyłącznie tego jak piękna była Lucy z tym szerokim uśmiechem, z kropelkami wody spływającymi po różowej skórze. Chętnie pocałowałby ją jeszcze raz, wziął w ramiona i wyniósł z wody na rękach - ale na brzegu wciąż czekało tak wielu ludzi, że nie chciał wprawiać jej w zakłopotanie. Na te wszystkie rzeczy przyjdzie czas później. Teraz splótł ich palce, mokre i ciepłe od wody.
- Wolisz jedzenie czy taniec? - spytał, a potem parsknął pod nosem. - Właściwie o co ja pytam. Chodź, idziemy na ucztę.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Plaża [odnośnik]28.06.23 0:21
Obejrzała się przez ramię na Marcela, gdy ten zareagował na jej słowa. Uśmiechnęła się do niego szeroko, chociaż wątpiła, aby zauważył to, zdecydowanie zapatrzony w Celinę.- Mi nie i będę ci kibicować, byś je takie utrzymał.- odparła z rozbawieniem. Widząc, co ten robi, spoważniała, a później z wręcz teatralnością w ruchach i piskiem, rzuciła się do ucieczki przed wodą, którą wzburzył Marcel.- Pożałujesz! – fuknęła, ale zaraz roześmiała się w głos. Miała nadzieję, że nie wyjdzie stąd całkowicie przemoczona, ale cóż najwyraźniej przyjaciel zdecydował inaczej i nie miała mu tego wcale za złe.
Pogodność ustąpiła jednak w chwili, gdy stanęła niedaleko Steffena. Nie pochmurniała z powodu jego towarzystwa, które sama wybrała, lecz ograniczała trochę emanującą z niej chwilowo radość. Wiedziała, że jemu najpewniej nie jest tak wesoło, a potwierdzeniem tego był fakt, że wybierał samotność na brzegu niż zabawę z przyjaciółmi.
- Nie jest tak źle, a zmokłe szczury są w jakiś sposób urocze, więc nie wiem, czy do tego właśnie chciałeś dążyć.- uśmiechnęła się do niego łagodnie. Wyglądał na smutnego, faktycznie, lecz nadal nie prezentował się najgorzej. Przekrzywiła lekko głowę, gdy mimo że nie musiał zaczął sam z siebie mówić. Słuchała, gdy zdradzał szczegóły, którymi najpewniej nie dzielił się tak otwarcie i chętnie. Nie rozumiała do końca, dlaczego właśnie ją wybrał na powierniczkę swych sekretów, ale jeśli tak właśnie zdecydował, to zamierzała to uszanować.- Wiem, przykro mi, Steffen.- szepnęła, wiedząc, że jej głos prawie zniknął w hałasie, który tworzyli przyjaciele kawałek dalej.- Wiem, jak boli to rozczarowanie, ale to w końcu minie i przestanie sprawiać, aż taki dyskomfort. Zaufaj mi.- dodała, czując, że powaga otula ją szczelniej. Też myślała, że spędzi z nim najbliższy Festiwal, a stała teraz tutaj... sama.
Zamknęła na moment oczy, gdy krople wody opadły na włosy i popłynęły po czole, a później zrosiły długie rzęsy i policzki. Dopiero wtedy ponownie spojrzała na chłopaka.- Dziękuję.- chciała, by jakakolwiek siła istniała na tym świecie, strzegła jej dziecko. Jej samej nie musiała, mogła całkiem pominąć, ale maleństwo, które miało niedługo przyjść na świat, zasługiwało na każde wsparcie.
Zmarszczyła delikatnie brwi, gdy ich spojrzenia spotkały się jakoś bardziej namacalnie, a po chwili Steff uciekł wzrokiem w bok. Jednak to jego słowa wzbudziły już na początku największy niepokój. Milczała, gdy słowa zawisły w powietrzu między nimi. Mimowolnie skuliła ramiona, walcząc z chęcią, aby cofnąć się. Nie spodziewała się czegoś podobnego, nigdy wcześniej nie słysząc, że komuś było przykro z takiego powodu. Rozchyliła pełne usta, ale żadne słowo jeszcze przez moment nie padło.
- Niepotrzebnie.- przywykłam do samotności.- Jim nie przepada za podobnymi rytuałami.- ze mną. Woli bawić się z inną, byle dalej ode mnie. Wiedziała, że słowa, które pozostały niewypowiedziane, właśnie takie powinny być. Mimo to miała wrażenie, że coś się w niej zachwiało, gdy Steffen nieświadomie dotknął wrażliwego tematu. Nie chciała przyznać się, jak to wygląda, bo czas pokazał, że nic się nie zmieniało. Nie wierzyła już, że cokolwiek jeszcze ulegnie zmianie.
Śliczny uśmiech, który pojawił się na jej ustach, maskował prawdziwe emocje i pozostał na swoim miejscu mimo wszystko. Nikogo nie obchodziło, jak było naprawdę, gdy każdy miał swoje problemy.
- Tak myślałam.- rzuciła z pewną nonszalancją. Splotła ich palce, kiedy przyjaciel zaakceptował jej gest. Chciała pociągnąć go głębiej w kierunku tej wesołej bandy, ale to oni zdążyli znaleźć się obok.
Słysząc Liddy, rozejrzała się ze strachem, zanim dotarło do niej, że to tylko żart, a z tym wielkim druzgotkiem przyjaźniła się od lat. Zaśmiała się nieco nerwowo, by ukryć kłębiące się emocje. W całej rozmowie i zamieszaniu spowodowanym przez przyjaciół nie zauważyła, że oto rytuał dobiegł końca. Skupiła swą uwagę na Celinie, gdy ta stanęła przy nich. Skinęła głową i wzięła od niej kawałek chleba, który przy pierwszym kęsie zdradził swą prawdziwą słodycz. Cichy chichot wyrwał się z jej gardła, kiedy Lovegood miała mniej wyczucia dla Steffena i chyba próbowała go udusić kawałkiem chleba.
- Coś tam podreptać mogę, ale niewiele więcej.- odpowiedziała, powracając spojrzeniem do Cattermole.- Wiesz, że nie musisz, jeśli nie masz ochoty? Mogę cię zawsze uratować od tego, prosząc o dotrzymanie towarzystwa, gdy nagle źle się poczuję.- uśmiechnęła się lekko i przy ostatnich słowach, przyłożyła dramatycznie grzbiet dłoni do czoła. Zawsze mogła udać, że poczuła się słabo.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Plaża - Page 21 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Plaża [odnośnik]07.07.23 10:07
Rytuał hołubił beztrosce, której Marcel zdawał się oddać w pełni; może to magia przeplatająca powietrze i wodę, może magia chwili, a może po prostu towarzystwo przyjaciół sprawiały, że jego myśli nie uciekały dziś do dramatów codzienności, a jedyna towarzysząca mu dziś walka była tą morską. Roześmiał się głośno, jeszcze nim Celine uderzyła go w ramię i czmychnęła gdzieś w delikatnej przejrzystej wodzie, ku brzegowi. Liddy odwróciła jego uwagę, łobuzerski uśmiech zdradzał, że nie był zły za zmasowany atak - zasalutował za to z rozbawieniem na jej dalsze słowa.,
- Jako najczystszy sercem nie mogę patrzeć, jak wy wciąż jesteście skażeni! - zawołał z przekonaniem nim jeszcze zanurkował w morskich falach, podpływając bliżej przyjaciół.
Marcel jednak nie wyściubił nosa spod morskiej toni, pod wodą sięgnął dłońmi łydki Liddy, nic nie robiąc sobie z jej przestróg i pogróżek i mocno pociągnął ją w tył, z zamiarem zaburzenia jej równowagi; chciał wciągnąć ją pod wodę, odciągnąć do głębszej wody. Puścił ją wystarczająco szybko, by zdążyła się wynurzyć i złapać oddech, sam też dopiero wtedy wyrzucił głowę ponad taflę wody, zagarniając jej fale rękoma, by utrzymać się na powierzchni. Roześmiał się na głos, wyczekując jej widoku, jednak wtedy jego uwagę odciągnął głos Celine - powiódł za nim, obserwując półwilę skąpaną w blaski pełnego słońca odbijającego się od wilgoci pochłaniającego ją morza. Zawsze wyglądała pięknie, ale w ten scenerii przypominała morską nimfę; piruet wniósł w górę drobiny wody, na twarzy Marcela zatańczył uśmiech. Nieopodal stali Steffen z Eve w wyraźnie słabszych nastrojach, ale wiedział, że Steffen przechodził ostatnio trudniejsze chwile - pomyślał, że Eve postanowiła go wesprzeć. Obejrzał się na Liddy, po czym rzucił się w ucieczkę, w kierunku brzegu, zamierzając dopłynąć do pozostałych i umknąć przed straszliwą zemstą panny Moore.
- Chodźcie do ognisk! - zawołał, obracając się w wodzie, by spojrzeć na pozostałych, Steffena, Eve i Liddy, powtarzając propozycję Celine. Przy ogniu się wysuszą i ogrzeją. - Pewnie znajdziemy tam Jima! - Nie mógł przecież odejść daleko, a bawili się tu wszyscy razem. Neala łatwo ich tam znajdzie. Zabrał kawałek chleba od półwili, wsuwając go do ust, jedzenie pozwalało nabrać sił.
- Kto ostatni ten z magipolicji! - zawołał, otrzepując wodę z włosów.

Marcel rzucił 39+40x2= 119
Lidka rzuciła 73+20x2= 113


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Plaża [odnośnik]09.07.23 20:50
Parsknęła, kiedy do jej uszu dotarło echo słów tańczących ze wzburzoną wodą, ostrzeżenia o wielkim, niebezpiecznym druzgotku, które Liddy kierowała co prawda do Steffena i Eve - ale oglądająca się na nich przez ramię półwila, akurat podążająca w kierunku brzegu, zdążyła jeszcze wyłapać zamglone pluskającymi harcami zgłoski. Kelpia, druzgotek, Marcel naprawdę nie mógł odpocząć; wyglądało na to, że pod kopułą ich beztroskich spotkań już zawsze znajdzie się miejsce na niebezpieczeństwo wypływające z głębin, nieistotne czy w zasięgu dłoni znajdował się upędzony z piekielnego ognia mocarz, czy zwykły miód nasączony smakiem lata.
Mężczyźni w lnianych szatach chętnie dzielili się z nią chlebem, pozwalając, by zanurzała pajdy w słodkim miodzie do woli, zagadywali, uśmiechnięci, piejąc na temat rytuału i zbawiennej błogości, jaką po sobie pozostawi; ona jednak wykorzystała tę chwilę, żeby zerknąć na Lucindę i Elrika, tak otwarcie okazujących sobie czułość. Powiodła również spojrzeniem po pozostałych, zastanawiając się, czy była ostatnim naiwnym półgłówkiem, który nie dopatrzył się w sercu brata kobiecej obecności. Dlaczego to przed nią ukrywał? Przecież musiał wiedzieć, że kibicowałaby mu z całych sił, pomogłaby mu nawet wybrać jeszcze lepszą koszulę na taką okoliczność, lecz zamiast tego pielęgnował postawiony wokół siebie mur z ceglanej ciszy i przez myśl przeszła jej gorycz podszeptu, że może w ich rodzinie już zawsze miało być właśnie tak. Sekrety i jeszcze więcej sekretów. Mniejszych i większych. Bez sensu.
Wymusiła na ustach gładkość dziękczynnego uśmiechu, po czym obróciła się na pięcie i wróciła do wody, decydując się już więcej nie myśleć o chwastach tajemnic zasianych w lovegoodowskim ogrodzie; skupiała się na przyjaciołach, na wręczaniu im cząstek porytualnej uczty, na Marcelu, który wyglądał ślicznie ze strąkami jasnych włosów lepiących się do twarzy za sprawą słonej wody i w przylegających do ciała materiałach ubrań. Każda chwila takiej radości była na wagę złota, rześka jak nadmorskie powietrze, ulotna jak wiatr, który tańczył w jej włosach i ocierał się o skórę. Jeśli Marcel i Liddy wzięli od niej kromki oblane miodem, obmyła dłonie w falach, a rzucone wyzwanie, tak proste i wesołe, drasnęło jej serce kwasem odrętwienia. Odgrodziła się od konotacji kojarzonych z magipolicją, zamrugała, strząsając z rzęs niewygodę smutku, po czym wystrzeliła pędem w kierunku brzegu, rozbryzgując po drodze wodę bez opamiętania.
- A kto pierwszy ten Harold Longbottom! - rzuciła przez ramię, w Dorset, wśród normalnych ludzi o nienadgniłym kręgosłupie moralnych, to chyba właśnie sir Longbottom nosił miano społecznego bohatera, kto więc lepiej od niego nadawał się na zachętę do zdobycia miejsca na szczycie podium? Zahaczywszy o stolik, przy którym wcześniej konstruowali amulety, chwyciła swój egzemplarz pozostawiony na blacie, wsuwając go do przemoczonej kieszeni sukienki. Kiedy wyschnie, będzie jak nowy. Na stabilnej ziemi jej stopy zaczęły same nieść ją w tańcu do rytmów wygrywanej nieopodal muzyki, obracała się w miękkich, radosnych piruetach, wyciągając ręce w kierunku przyjaciół w zachęcie, by do niej dołączyli - wszyscy bez wyjątku, Eve, jedynie, we własnym tempie, w zgodzie z kaprysami rosnącego pod sercem dziecka.

| zwinność na bieg!

i chyba zt? :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Plaża [odnośnik]09.07.23 20:50
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 67
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plaża - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]09.07.23 22:18
"Tylko się nie zachłyśnij!"? Lidka przewróciłaby oczami na ten tekst Steffka... gdyby nie to, że kiedy już była pewna, że zwiała Marcelowi sprzed nosa, ten drań chwycił ją za łydkę i szarpnął na tyle mocno i znienacka, że nawet nie miała jak się ratować. Jak długa runęła w wodę, a później została wciągnięta pod nią. Wierzgnęła jeszcze dziko, ale kumpel zdążył ją puścić i uniknął tym samym podwodnego kopniaka. Wynurzyła się chwilę później parskając zarówno wodą jak i śmiechem. Rude, ociekające wodą kosmyki włosów przylgnęły jej do głowy, oczy szczypały i ledwo łapała powietrze, bo choć pod wodą była dosłownie chwilę, a kuzyn ją przed tym ostrzegał, to, a jakże, trochę słonej wody się nałykała.
- Khe, KHE! Whra-a-caj tu! Dra-ha-ha-niu! - wykrztusiła, ale choć może miało to brzmieć groźnie, to złowrogi efekt popsuł szeroki uśmiech na jej twarzy, który nie znikał nawet mimo kaszlu. Błyskawicznie też popłynęła w stronę płycizny (podstępnego druzgotka oraz reszty przyjaciół), a stanąwszy już na nogach, potrząsnęła głową otrzepując się jak pies i rozbryzgując wodę z włosów na wszystkie strony. W przeciwieństwie do Celiny nie miała w sobie nic a nic z nimfy, musiała raczej przywodzić na myśl rudego topieca z tymi zaczerwienionymi od słonej wody oczami. Ale przynajmniej przestała już pluć wodą, więc był postęp. Zresztą czym jak czym, ale wyglądem to się w ogóle nie przejmowała, jak zwykle zresztą. Nabrawszy ostrości widzenia (pomogła duża ilość mrugana oczami i ich przetarcie) z szerokim uśmiechem wdzięczności przyjęła chleb od Celiny.
- O Merlinie, jesteś naj-lep-sza! - zawołała radośnie, po czym łapczywie wpakowała sobie kawał chleba do ust, bo jej głód na widok jedzenia znów dał o sobie znać. Cały dzień nic nie jadła, bo zdjęcia i ludzie i jarmark i tyle innych atrakcji, więc teraz Celine w jednej chwili w jej oczach naprawdę zmieniła się w boginię.
Niestety Liddy nie zdążyła nawet dobrze przełknąć, kiedy Marcel rzucił im wszystkim kolejne wyzwanie, którego ani myślała nie podjąć. Zerknęła jeszcze na Eve trochę badawczo, czy ta nie będzie miała nic przeciwko tego typu zawodom, w których miała obecnie znacznie mniejsze szanse. Ale i tak, wciąż przeżuwając, ociekająca wodą Lidka rzuciła się zaraz potem do biegu, choć za przykładem Celine, najpierw musiała ruszyć do stołu przy którym pozostawiła aparat fotograficzny (i amulet, choć on w tym zestawieniu był naprawdę nieistotny). Nie prezentowała się przy tym zbyt estetycznie - mokra koszula wydostała się z jej równie mokrych portek, które obciążone wodą wisiały teraz na niej wyjątkowo smętnie, ale trzymały się na miejscu dzięki szelkom.
Parsknęła śmiechem na tego "Harolda", po czym sama dorzuciła swoje dwa grosze:
- A kto drugi, ten stawia szlugi! - zawołała w biegu i tym głośniej zaniosła się śmiechem, że jej się niechcący zrymowało. Przy okazji zupełnie zapominała, że gdzieś tu przecież byli jej bracia i mogli to usłyszeć, ale... kto by się tym przejmował w tej chwili? Ona na pewno nie! No i BYŁA DOROSŁA.
Złapawszy aparat i talizman jednym, sprawnym ruchem, popędziła prosto do ognisk będąc właściwie przekonaną już o tym, że faktycznie zastanie tam i Jima i Nealę.
A Marcel... a Marcel jeszcze jej zapłaci za to wciągnięcie jej pod wodę. Niech go tylko dorwie.

ja też zwinność na bieg, a co!

[zt]


OK, so now what?

we'll fight

Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Plaża [odnośnik]09.07.23 22:18
The member 'Liddy Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 92
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Plaża - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Plaża [odnośnik]11.07.23 19:28
Uśmiechnął się blado, porozumiewawczo, do Lucy i Vincenta.
-Faktycznie, zawsze jest jakieś ale. - przytaknął. -Jak do tego przywykliście? - byli od niego starsi, bardziej doświadczeni. Zdarzały mu się pomyłki przy zdejmowaniu klątw, ale konsekwencje błędów przy Lucindzie były jeszcze bardziej straszne niż zwykle - mógł jej naprawdę zrobić krzywdę. Ciekawe, czy Lucy i Vincent przywykli już do ryzyka, czy może...
...rozpędziłby się, ale pytanie Elrica przywróciło go do rzeczywistości.
-O... umm... - zamrugał, spojrzał na Elrica przepraszająco, a potem zerknął na Lucindę, bo chodziło w sumie o jej zdrowie i o jej sprawy prywatne.
-Przepraszam, nie chcemy pana... ciebie wykluczać! To sprawy - prywatne, ale surowe spojrzenie Elrica go powstrzymało. -...run, nic ciekawego w sumie. - spróbował wybrnąć. -Ale to nie ma nic wspólnego z alkoholem. - zmarszczył lekko brwi, zupełnie zdezorientowany i nieświadom, że Elric słyszał jak rozmawiali o ale.
Poweselał momentalnie, gdy Elric opowiedział o swojej pracy.
-To niesamowite! A one są w miarę przyjacielskie, smoczogniki znaczy? Czy raczej palą wszystkich wokół? - zasypałby Lovegooda kolejnymi pytaniami, ale rozmówca też go przesłuchiwał był zainteresowany jego pracą. -Od trochę ponad roku w Banku Gringotta, wcześniej w Ministerstwie. - wzruszył ramionami, ale trochę zmarkotniał. Niegdyś mówił o tej pracy z niekrytą dumą, ale ostatnie miesiące trochę rozwiały jego złudzenia.
Gdy rozmowa zeszła na symbole i przepowiednie, to on poczuł się wykluczony, ale właściwie to się tak nie poczuł, bo każdy miał prawo do swoich tajemnic!
-Czyli też znasz się na symbolach runicznych? - zagaił radośnie Elrica, nie dostrzegając jego zmieszania - bo o jakie inne symbole mogło chodzić? Wzmianka o szeptusze nie naprowadziła go na dobry trop - zwykle bywał bardziej domyślny i wścibski, ale dziś był zbyt zajęty udawaniem, że ma dobry humor. Przynajmniej szło mu to trochę lepiej niż Vincentowi.
-Miło było was zobaczyć i ciebie poznać! - zwrócił się do wszystkich, z wyróżnieniem Elrica, zanim opuścił stół - na dobre, by dołączyć do przyjaciół w wodzie.

Środek rytuału nie był może najlepszym miejscem na ciche rozmowy od serca, ale słyszał dobrze Eve, a jej spojrzenie - trochę poważne, trochę łagodne, trochę smutne (czemu była smutna? Miała męża, dziecko pod sercem, trwał Festiwal Lata, nie powinna być smutna) - zachęcało do tego, by słowa płynęły. Może nie powinien zwierzać się żonie przyjaciela, ale przecież ostatnio zaprzyjaźnili się wszyscy - a ona jako jedyna, poza Jimem, przeżyła i chyba rozumiała w pełni gorycz rozłąki. Jim zaoferował mu już świetne rady, ale inne, pełne złości i mściwości i to przez jakiś czas pomagało, ale...
-...czy to nienormalne, że wciąż mam nadzieję, że wróci? - westchnął, umykając wzrokiem. -Przez te dwa lata bez Jima... też miałaś taką nadzieję? - nie chciał wierzyć, że odnajdą się z Bellą ponownie, jak Eve i Jim, nie mógł w to wierzyć, bo zwariuje doszczętnie. Nie wiedział, jak żyć ze sprzecznymi emocjami, ale kobiety chyba cały czas tak żyją, to może chociaż Eve wiedziała.
Nawet jej mina była pełna sprzeczności - uśmiechała się ślicznie, jakby faktycznie bawiła się dobrze bez Jima, ale spojrzenie miała jakieś smutne. Zdezorientowany, zdecydował się uwierzyć w jej uśmiech i uznać, że patrzy na niego ze współczuciem dlatego, że rozmawiają o smutnych sprawach.
Spróbował odgonić dziwną, natrętną myśl. Myśl o tym, że gdyby Bella teraz wróciła to przecież nie byłoby tak samo jak w dniu ich ślubu. Bella nie wróci, ale między Jimem i Eve... mogło po takim czasie nie być tak samo jak w dniu ich ślubu. To absurdalne. Spodziewali się dziecka, więc musieli być szczęśliwi, więc nie powinien myśleć o takich sprawach.
Trudno było zresztą myśleć o czymkolwiek, gdy Celine w mokrej sukience podała im chleb. Poczuł ulgę, gdy Liddy pojawiła się obok, bo dzięki temu mógł nie patrzeć na Celine i wyjaśniło się, że Marcel jednak jej nie utopił (nigdy by tego nie zrobił, ale Steff czuł się lekko niespokojnie gdy Liddy niknęła mu z oczu - właściwie, czuł się niespokojnie odkąd wróciła do Anglii z Francji, a radość z towarzystwa małej kuzynki splatała się z lękiem na myśl o zakończeniu zawieszenia broni).
-Hej...! - wyrwało mu się, gdy Marcel zaproponował wyścig. Wciąż miał chleb w dłoniach i z Marcelem na pewno przegra i nawet jeśli wygrałby z dziewczynami, to porażka będzie smakować tak samo boleśnie przy Celine. W jakiś sposób nie chciał jej zawieść i chciał się ścigać, ale jeszcze bardziej nie chciał się zbłaźnić.
Poza tym, niech Marcel sobie będzie Haroldem Longbottomem. Zasłużył na to, a Celine była zdecydowanie milsza od jego poprzednich dziewczyn - nawet jeśli ich nie znał, to podczas czerwcowej imprezy dostatecznie ponarzekali.
-Wybawisz mnie od tych biegów? - zwrócił się cicho do Eve, gdy reszta zerwała się do wyścigu. -Nie będę magipolicją, jeśli szlachetnie potowarzyszę ciężarnej. - uśmiechnął się ciepło.

ja dołączyłam spóźniona, więc jeszcze będę pisać!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Plaża [odnośnik]14.07.23 17:28
Zaśmiał się, kiedy Celine wywołała imię Harolda Longbottoma, największej nadziei dzisiaj, wybitnego, potężnego, wielkiego czarodzieja. Czasem go zastanawiało - jak to jest być takim jak on. Odważnym, bohaterskim i mądrym. Chciałby pewnego dnia takim się stać, lecz drugiego dnia wątpił, czy kiedykolwiek byłby w stanie, nie był przecież tak zdolny ani tak dobry. Ciekaw był, czy go gdzieś tutaj zobaczą. Po prostu spokojnego - bo jeszcze przez kilka dni nikt nie umrze. Śmiał się dalej, kiedy dostrzegł Liddy wynurzającą się z morskich fal, pomimo jej - jakże przerażającej - groźby. Osłonił się ramieniem, kiedy otrzepywała się z wody, choć na nic się to nie zdało, po części dlatego, że i jego ramię było mokre, a po części dlatego, że wzniosła fontannę zbyt rozległą. Odprowadził ją spojrzeniem, kiedy wróciła się po aparat, przenosząc wzrok na pędzącą już Celine. Odrzucił mokre włosy do tyłu, chcąc poczuć nadmorski wiatr; na moment zamknął oczy, spokój udzielał się też jemu. Magia rytuału niosła oczyszczenie, ale w tym wszystkim chodziło o coś więcej, o pokój, o zatrzymanie przelanej krwi. Myśl o tym, że panował pokój, dawał dziwne poczucie szczęścia, które przyćmiewało nawet przemożne pragnienie zemsty. Obejrzał się przez ramię na Eve, razem ze Steffenem ruszyli wolniej - i on pobiegł za dziewczynami, zamierzając je dogonić, ale nie przegonić. Na miejscu znalazły się niemal równocześnie.
- Załatwię szlugi! - zadeklarował, podnosząc bezradnie ręce do góry w geście kapitulacji. Wiedział, że James je gdzieś miał.
Kiedy znaleźli się już przy ognisku, i on ujął dłoń Celine, pochwycił też dłoń Liddy, w kręgu, który zaczęła tworzyć półwila. Pozostali jeszcze nie dotarli, więc musieli zacząć pierwsi. Gdzieś tu mieli być pozostali, Jim, Neala, ale pewnie zaraz ich znajdą - łatwiej przecież znaleźć grupę niż jedną osobę. Słońce mieniło morski brzeg przepięknie, z plaży było widać to jeszcze lepiej. Na wodzie unosiły się wianki dziewcząt, a dobiegająca z nieopodal muzyka sama rwała nogi do tańca. Ubrania wyschną, w blasku płomieni, w świetle promieni słońca, wieczór minie, a on postanowił spędzić te dni jakby miał się skończyć świat. Bo miał, jeszcze tylko kilka dni i straszliwy rozlew krwi powróci.

nie rzucam na bieg, daję wygrać laskom

zt


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Plaża [odnośnik]05.08.23 21:02
Zdecydowanie nie było w jej intencji by ukrywać coś przed Lovegoodem. Nie sądziła, że fakt, iż posiada z innymi znanymi jej ludźmi tematy, w których on niekoniecznie mógł się orientować sprawiały dla niego dyskomfort. Może nie znała się na uczuciach ludzi tak dobrze jak jej się zdawało? Oczywiście temat sam w sobie dotyczył Lucindy i jej niedyspozycji, ale nie czuła się w powinności by mówić o tym komukolwiek. Wszak wiedzieli tylko ci, którzy byli w to bezpośrednio zaangażowani. Nie chodziło o tajemnice, której nie chciała zdradzać, albo o fakt, że mu nie ufała. Żyła przez tak długi czas sama, że nie miała tego zwyczajnie w zwyczaju. Szybko jednak dostrzegła irytację w oczach Elrica i obróciła twarz w jego stronę. Przez chwile jedynie mu się przyglądała, ale po chwili uśmiechnęła się delikatnie. – Ja, Vincent i Steffen jesteśmy łamaczami klątw. Ostatnio miałam problem z jednym przekleństwem i poprosiłam ich o pomoc. Jeśli pozwolisz nie będę już zanudzać panów opowieścią, a tobie wszystko wyjaśnię na osobności. – odpowiedziała mężczyźnie chcąc przede wszystkim załagodzić ton sytuacji i atmosferę. Jeszcze do szczęścia brakowało jej jedynie bójki podczas rytuału. – Przepraszam jeśli poczułeś się wykluczony, ale nie sądziłam, że cię to zaciekawi. – dodała i przeniosła spojrzenie najpierw na Rinehearta, a po chwili na Steffena, posyłając im łagodzący uśmiech. Odwzajemniła również uścisk Lovegooda, bo szczerze nie chciała by poczuł się wykluczony z prowadzonej konwersacji.
Blondynka skupiła spojrzenie na łamaczu klątw i wzruszyła ramionami. – Ryzyko zawodowe? – uniosła brew w pytającym geście by po chwili wzruszyć nieznacznie ramionami. Ileż to razy myślała, że omówiła wszelkie za i przeciw, przewidziała wszystkie możliwe scenariusze, a i tak wpakowywała się w kłopoty, z których ciężko było jej się wykaraskać? Ileż to razy pozbywała się klątwy, która zdawała się nie mieć przed nią żadnych tajemnic, a kończyła z utratą przytomności? – To loteria, prawda? Magia jest przewrotna i nigdy nie wiesz jaki finał dla ciebie przygotowała. – dodała z całkowitą powagą. Nie zamieniłaby jednak swojej profesji na żadną inną.
Nie chciała urazić Elrica. Nie znała jego stosunku do własnego talentu. Nigdy na ten temat nie rozmawiali i może to był ich podstawowy błąd. W końcu, gdyby wiedziała jak bardzo ciąży mu ten dar, to nigdy nie zaczęłaby tego tematu, nie szukałaby w nim tematu do żartów. Widząc rekcje mężczyzny zmieszała się i odwróciła całym ciałem w jego stronę. – Masz rację – zaczęła z westchnięciem. – Czasem nie myślę co mówię, czasem mówię co mi ślina na usta przyniesie. – dodała przepraszająco i uśmiechnęła się nieśmiało. Wiedziała, że dla dobra ich relacji wiele rzeczy będą musieli sobie wyjaśnić, o wielu sprawach porozmawiać. Sama przecież miała mu tak dużo do powiedzenia. Nie wiedziała czy zdołają znaleźć kompromis, dogadać się na płaszczyźnie, która ich od siebie oddziela, ale… nigdy nie była osobą, która poddaje się zanim w ogóle podejmie się próby. Gdyby tak było prawdopodobnie nie znajdowałaby się w miejscu, w którym aktualnie była.
Nim jeszcze ruszyli do wody, Lucinda uniosła dłoń i pomachała Steffenowi z uśmiechem. Miała nadzieje, że wkrótce przyjdzie im się zobaczyć w bardziej komfortowych warunkach, tak by mogli wymienić się doświadczeniami dotyczącymi obranego zawodu. Aż dziwne, że nigdy nie mieli ku temu okazji.
Otuliła ją lekkość, gdy jej stopy ślizgały się po kamieniach. Czuła wdzięczność, gdy drobinki wody spłynęły jej po policzku. Dziwnie było oddać się beztrosce. Zapomnieć o tym, co jeszcze chwile wcześniej stanowiło centrum jej wszechświata. Dostrzegła w oczach mężczyzny smutek i nie miała zamiaru tego zbyć. Chciała wiedzieć jakie myśli okopują jego głowę. – Wszystko dobrze? – zapytała, gdy uśmiech rozświetlił jej twarz. Dziś nie chciała myśleć o przeszłości, o trudach, o cierpieniu, którego mogła być źródłem. Wiedziała, że na pewno nim by była, gdyby tylko zdobyła się na szczerość przed Festiwalem Lata. Ścisnęła jego dłoń mocniej, gdy wychodzili z wody. Zaśmiała się słysząc jak szybko dotarł do odpowiedniej odpowiedzi. Nie pozwoliła niepewnościom przedrzeć się przez skrzętnie zbudowany mur. – Jednak troszeczkę mnie znasz – powiedziała.


z.t (elric)

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Hensley dnia 09.11.23 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Plaża - Page 21 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 21 z 23 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23  Next

Plaża
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach