Wydarzenia


Ekipa forum
Leśna Polana
AutorWiadomość
Leśna Polana [odnośnik]16.10.15 22:27
First topic message reminder :

Leśna polana

Polana w lesie, nieopodal wybrzeża, uszy przytulnie pieści miarowy szum falującego morza. Wysoka trawa przeplatana wyrośniętymi polnymi kwiatami otoczona jest krzewami różowego bzu, których przesiąknięty słodyczą zapach otumania i porywa w krainę fantazji. Miejsce jest bardzo dobrze skryte przed oczami niepowołanych, trudno jest się tutaj dostać na własną rękę.  

Spodomantka

Popioły z rytualnych, rozpalanych podczas Festiwalu Lata ognisk, są każdego poranka zbierane do urn i zanoszone do namiotu rozstawionego na zacienionej polanie. Namiot wykonany jest z czarnego, ciężkiego materiału, który o zmroku zdaje się niemal stapiać z gwieździstym niebem i cieniami drzew.
Codziennie o zachodzie słońca na polanie ustawiają się kolejki - po zmroku w namiocie wróży z popiołów wiedźma, wprawiona w sztuce spodomancji. Nikt nie wie, skąd przybyła ta czarownica, jak ma na imię, ani ile ma lat. Pojawia się w Weymouth co roku i pamiętają ją nawet najstarszy bywalcy Festiwalu Lata, którzy zarzekają się, że jej wróżby się sprawdzają. Choć wiedźma ma pomarszczoną twarz i garba, to w namiocie, w świetle świec zmarszczki zdają się wygładzać, a plecy prostować.
W namiocie płoną świece, oświetlając hebanowy stół nakryty białym materiałem. Na stole leżą niewielkie kości zwierząt, poświęconych w rytuałach Festiwalu Lata. Do środka wchodzi się pojedynczo. Pod czujnym okiem wiedźmy, każdy może nabrać garść popiołu i rozsypać go na zwierzęcych kościach.
Popiół układa się w obrazy, czasem abstrakcyjne, a czasem przerażająco realistyczne. Czarownica służy pomocą w interpretacji wróżb.

Aby otrzymać wróżbę, rzuć kością k15:

Wróżby:


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.02.23 0:27, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna Polana - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Leśna Polana [odnośnik]11.01.24 19:23
Już otwierała usta, by powiedzieć, że tej jesieni wszystko miało się odmienić (och, jakby trzeba było o tym przypominać), ale Eve sama ją w tym ubiegła, nazywając na głos myśli półwili i wzniecając na jej nieco pobladłej twarzy szerszy uśmiech.
- To piękna pora roku na narodziny. Chociaż nie wiem, czy dzieciom też jest w smak zasypiać do odgłosu deszczu uderzającego o parapet i spływającego rynnami, albo szumu wiatru, ale komu miałoby się to nie podobać? - zastanowiła się, jej żyły wypełniły się cieplejszą krwią, wyobraźnia trysnęła widokami zawiniątka wtulonego w Eve siedzącą przy kominku, gdy szaruga za oknem będzie śpiewała dla jej dziecka najpiękniejsze kołysanki. Idylliczna scena, właśnie taka, jakiej jej życzyła z całego serca. - Jak sobie poradziłaś? - spytała melancholijnie, zacieśniając dotyk na jej dłoni. Od pamiętnych wianków nie widziała Eve, nie miała pojęcia, czy Cyganka zorganizowała własny namiot, czy znalazła inny, być może pozostawiony przez opuszczających Weymouth ludzi; zresztą sama Celine nieczęsto pojawiała się potem w namiocie dziewcząt, by się przekonać, czy Doe tam wróciła. Całe szczęście, że mimo to miała wokół siebie ludzi, którzy zadbali, by odepchnąć od niej cienie, uładzić kanty przygnębienia oraz rozczarowania, bez nich to byłoby znacznie trudniejsze.
- Och, to na pewno to - parsknęła lżej, zanim rozbawienie zbladło, zastąpione przez nerwowe przygryzienie dolnej wargi. Trudno było jej wracać do tego myślami, jeszcze trudniej o tym opowiadać, ale zaufanie, jakie wykształciło się między nimi, pozwalało uchylić przed Eve rąbka tajemnicy. Na dodatek i tak prędzej czy później o wszystkim by się dowiedziała: jeśli nie od Marcela, to od Jima. Zanim odpowiedziała, ujęła ją pod rękę i poprowadziła w kierunku przeciwnym do namiotu spodomantki, wnętrze jej ust było suche, gardło drapało nieprzyjemnie, jakby słowa wcale nie chciały się z niego wydostać. - To długa historia, ale... - zaczęła półgłosem, dopiero gdy znalazły się dostatecznie daleko od zajętych rozrywkami ludzi. - Ktoś mnie pokochał, Evie, miłością, którą odwzajemniłam. Silniejszą niż każde zauroczenie, które znałam do tej pory. Ale podążenie za tym uczuciem dwóm innym ludziom sprawiło przykrość i... Boję się, że przez to straciłam przyjaciela - westchnęła słabo. Nie chciała o tym rozmawiać, nie chciała opowiadać o szczegółach, o jednych z najtrudniejszych rozmów w jej krótkim życiu, zbyt zmęczona, ociężała i przytłoczona, a to odbiło się w jej przepraszającym spojrzeniu, gdy znów zerknęła na towarzyszkę. Nie mogła nie bać się, czy ta jej nie potępi, bo traumy lubiły ostrzyć sobie zęby i sączyć do jej uszu truciznę lękliwych scenariuszy, ale pragnęła wierzyć - wierzyła -, że tak się nie stanie.
- Często tak tylko się mówi, ale czasem trzeba po prostu... zaryzykować - odpowiedziała na feniksowe dylematy, próbując brzmieć pokrzepiająco, dodać otuchy, przekonać, że na dnie roztoczonego przez spodomantkę losu spoczywała dobra wróżba, nie taka, przed którą należało uciekać. Ale gdy Eve przyznała, co spotkało ją w przeszłości, nagle wszystkie potencjalne sposoby na rozweselenie i przekucie przepowiedni w pomyślność wydały się jej głupie. Niestosowne. Patrzyła na nią w cichym poruszeniu, w zrozumieniu, bo czas rzeczywiście miał w sobie tę moc. Rany nie znikały, ale zabliźniały się i łatwiej było z nimi żyć, w tym także ze śmiercią najbliższych. Przed oczami Celine mignęła uśmiechnięta twarz Egertona, ogorzałego od słońca, z wywiniętym do góry wąsem, w okularach na dużym nosie, których oprawki często oplatała polnymi kwiatami. - Podobno nawet tęsknota staje się lżejsza - wymamrotała, ni to twierdząco, ni pytająco, patrząc na przyjaciółkę. Nie tęskniła za matką, której nie znała, owszem, odczuwała pustkę na miejscu matczynej wnęki w jej sercu, ale to nie była tęsknota nawet w połowie tak dojmująca, jak ta, którą czuła teraz za ojcem.
- Tak sądzisz? - tarcze oczu błysnęły ufnością i zawoalowaną ulgą, jakby półwila przylgnęła do perspektywy Doe i nie chciała pozwolić się jej wymknąć. Wędrowały ramię przy ramieniu, dłoń w dłoni, i serce przy sercu. - Mam nadzieję. Myślałam, że to będzie dobry sposób, żeby jakoś wrócić do baletu, ale wiem, że zrobiłam głupio. To znaczy... Nie do końca rozumiem, na co liczyłam. Po tym wszystkim... I tak miałam dużo szczęścia, że w ogóle otrzymałam tę pracę. Ale najwyraźniej oni potrzebują kogoś innego. Kolejna nauczka, by trzymać się z daleka od tego świata. Nic dobrego mi z niego nie przyszło - zasępiła się na wspomnienie ponurego Grimmauld Place, skrzacich głów przybitych do ścian, policzka wymierzonego jej przez młodą lady, gdy ośmieliła się powiedzieć, że mugole byli ludźmi tak samo jak czarodzieje. Ród Abbottów nigdy nie splamiłby się podobną praktyką, mimo to i tak miała do nich żal, czuła ogniki iskier mrowiące w opuszkach palców, gdy wspominała korespondencję z arystokratką, z którą nie zdołała odnaleźć porozumienia. Ale tak musiało być. Gdyby nie to, ten świat, mogłaby jeszcze przez długi czas nie dowiedzieć się co czuł do niej Hector. - Jak twoje przygotowania? Na lwiątko? - spytała potem, wskazując na wybrzuszenie pod sukienką, bezwiednie podsunąwszy kąciki ust do góry.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Leśna Polana [odnośnik]15.01.24 20:04
| 11 sierpnia 1958

Została dłużej, tak jak obiecała, nie wróciła po spotkaniu z Celiną od razu do Londynu. Nie były to może najwygodniejsze warunki do życia, ale dawała radę. Krążyła to tu, to tam. Raz spała pod drzewem, innego dnia całą noc przesiedziała przy ognisku. I tak się bujała od wieczora do poranka, od poranka do wieczora czując całkowitą, bezkresną swobodę. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak wolna, kilka kilo lżejsza i o dziesiątki włosów więcej na głowie. Praktycznie nikogo tu nie znała, wszyscy ludzie byli zajęci sobą. Część z nich nocowała na terenie festiwalu, inni ulegali rotacji, przyjeżdżając tylko na dzień czy dwa. Brali udział w konkursach, widowiskach, łowili wianki, tańczyli wokół ogniska. A Huxley przyglądała się temu z ciekawością, jakby wcześniej nie zdając sobie sprawy z tego, że istnieją ludzie, którzy chcą i mogą się tak bawić. Przecież ona sama nigdy nie wzięła udziału w takim festiwalu. Mógł być nawet i w środku Londynu organizowany, nigdy nie wpadła na to, by tam pójść. Patrząc teraz na tych wszystkich ludzi, zastanawiała się dlaczego. Może dlatego, że zawsze wszyscy uważali, na czele z nią samą, że nie powinna bez potrzeby wystawiać nosa poza port? Po co szukać rozrywki dalej, jeśli najlepsze kąski ma się pod nosem? Potrzebowała pieniędzy, alkoholu, używek – wszystko miała pod ręką. Ciepły zakątek, posiłek i najlepszych przyjaciół też. Czy wtedy były jej do szczęścia potrzebne jakieś letnie, festiwalowe zabawy? Nie. Czy teraz były jej potrzebne? Jak najbardziej. Rozluźnienie i odpoczynek. Traktowała to trochę jak wakacje. Gdy wróci do domu, wszystko wróci do normy, a ona będzie musiała zderzyć się z brutalną rzeczywistością.
Dzisiejszego późnego popołudnia wybrała się w miejsce, którego jeszcze nie zwiedziła. Co prawda trudno tu mówić o zwiedzaniu, wszystko wyglądało wręcz identycznie i było lasem, polaną lub wybrzeżem. Ale akurat na tej leśnej polanie jeszcze nie była. Słyszała wśród głosów czarodziei, których mijała, że są tu jakieś wróżby. Poszła więc to sprawdzić. Najlepsza z wróżbiarstwa nie była tak jak z wielu innych przedmiotów. Uważała, że to strata czasu. Ale kto wie, może dowie się czegoś ciekawego? Swój horoskop lubiła poczytać, więc była też ciekawa, czego dowie się tutaj. Był już prawie zmrok, kiedy udało jej się wejść do namiotu tajemniczej czarownicy.
Lubiła ryzykować. Może nie było tego teraz po niej widać, ponieważ nie pozwalała sobie na zbyt wiele, to zawsze czuła, że żyła, gdy dreszczyk emocji rozchodził się po jej plecach. Nie zawsze to ryzyko przynosiło efekty takie, jakie by chciała. Chociażby ostatnio, gdy odpłynęła na statku, licząc na lepsze jutro, a wróciła do Anglii z podkulonym ogonem. I długo zajmowało jej wrócenie do pełni sił. Ostatnio każde ryzyko, które podjęła, kończyło się klęską. Wchodząc do namiotu, miała trochę nadzieję, chociaż nie chciała się przed sobą do tego przyznać, że w tej całej wróżbie usłyszy coś dobrego. Na przykład, że jej przeklęty pech, którzy niszczy wszystko, za co się zabierze, w końcu się skończy.
Miała nabrać garść popiołu, wzięła więc go odpowiednią ilość w prawą dłoń, a następnie rozsypała po stole. Popiół ułożył się w dziwny obraz.
Huxley opuściła namiot z zamyśloną miną. Cóż to miało oznaczać?


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Leśna Polana [odnośnik]15.01.24 20:04
The member 'Rain Huxley' has done the following action : Rzut kością


'k15' : 12
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna Polana - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Leśna Polana [odnośnik]11.02.24 20:56
Celina

- Myślę, że tak. Pamiętam, jak moja kuzynka cieszyła się, gdy padał deszcz, bo twierdziła, że wtedy najszybciej było jej ułożyć synka do snu i nie budził się co chwilę.- stwierdziła, wspominając tamte rozmowy. Wtedy niekoniecznie przykładała do tego uwagę, ale dziś takie szczegóły wracały do niej, będąc jedynymi możliwościami, aby nie czuła się całkowicie pozbawiona wiedzy. Wspomnienia stawały się jej szansą.- Tylko obawiam się, że wtedy i ja usnę, jak dziecko.- dodała zaraz z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie miała pojęcia czy tak właśnie będzie, czy pozwoli sobie na sen, będąc w domu samej. Na jej barki spadnie bezpieczeństwo maleństwa, które dopiero pojawi się na świecie, jej i najpewniej Aishy.
Zawahała się na moment, gdy dziewczyna spytała o to, co działo się przez ostatnie dni i jak sobie radziła. Wzruszyła lekko ramionami, milcząc jeszcze moment.
- Tak jak zawsze. Znalazłam idealne miejsce dla siebie, obserwowałam nocne niebo i korzystałam ze szczodrości ludzi zebranych na festiwalu. Trochę, jak codzienność.- wyjaśniła, bo to nie różniło się wiele od każdego zwykłego dnia.- Poza tym spotykałam się z przyjaciółmi.- dodała zaraz. Nie stroniła od nich, spotykała się z ludźmi, którzy wiedziała, że są jej bliscy i nie zostawią jej ot, tak. Żałowała tylk jednego spotkania, ale o tym nie chciała teraz myśleć.
Obserwowała z uwagą Celinę, kiedy ta wyraźnie stała się nerwowa i chciała, aby odeszły kawałek od innych. Nie miała nic przeciwko, byle dowiedzieć się, co się działo. Martwiła się o nią, bo nigdy nie widziała Lovegood takiej. To było coś innego niż stan w jakim była dziewczyna, gdy się poznały. Inne emocje zdawały się dominować.
- To chyba dobrze? – spytała niepewnie. Przestawała wierzyć w miłość i piękne zakończenia związane z nimi, ale może Celina trafiła lepiej, może trafiła na kogoś, kto naprawdę ją pokochał i nigdy nie przestanie.- Nie da się wszystkim dogodzić, a jeżeli masz być szczęśliwa, skup się tylko na tym. Nie na osobach, którym jest przykro, bo oni może kiedyś zrozumieją, że to cię uszczęśliwia.- odparła, bo życie nauczyło ją egoizmu i stawianiu swoich uczuć na pierwszym planie. Świat pokazał jej, że ludzie mieli ją gdzieś z różnych powodów, czasami realnych, a czasami takich, które sobie ubzdurali i wmawiali innym. Pokręciła powoli głową.- Jeżeli był prawdziwym przyjacielem, to nie mogłaś go stracić. Prawdziwi przyjaciele nie przekreślają nikogo z powodu tego, że chcemy miłości i przyszłości u boku kogoś.- stwierdziła. Nie miała pojęcia o kim mówiła Celina, ale to nie miało większego znaczenia... a przynajmniej tak sądziła w tej konkretnej chwili.
Kiedy temat zszedł na kwestie ognia i feniksa, czuła się niepewnie. Czy była gotowa zaryzykować? Ile musiała spopielić, żeby iść dalej? Ile relacji i osób musiał pochłonąć ten ogień, aby cokolwiek się zmieniło? Nie znała dziś odpowiedzi, nie wiedziała, gdzie są te granice, które musiała sobie postawić. Spojrzała na nią, słysząc o tęsknocie. Miała rację, tak było. Po czasie stawała się lżejsza, przestawała przysłaniać wszystko. Dawało się iść dalej przez życie i nie oglądać na prywatne tragedie.
Pokiwała głową powoli, a uśmiech powrócił na jej usta. Był szczery, bardziej niż przez te ostatnie dni.
- Właśnie tak sądzę i będę przeszczęśliwa, jeżeli w to uwierzysz.- odparła, muskając palcami jej dłoń.- Nie poddawaj się, jeżeli kochasz balet i chcesz wrócić, to znajdź inny sposób, ale nie rezygnuj, Celly.- spoglądała na nią cały czas.- Taniec to piękno, nie odwracaj się od tego.- dodała, bo w tej kwestii rozumiały się, jak nikt inny.
Zerknęła na brzuch i ułożyła na nim dłoń, czule i opiekuńczo.
- Powoli, jeszcze mam chwilę, zanim maluch pojawi się na świecie. Udało mi się zdobyć troszkę ciuszków, kilka pieluch, ale i tak będę potrzebować jeszcze więcej.- robiła co mogła, kombinowała, jak się da.- Parę tygodni temu, poprosiłam Iana o kołyskę dla dziecka i obiecał się tym zająć, więc chociaż maleństwo będzie miało swoje miejsce.- dodała, bo chyba nie chwaliła się tym jeszcze.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Leśna Polana - Page 21 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Leśna Polana [odnośnik]22.02.24 21:10
dla Rain

Z początku Justine miała wrażenie że jej się przewidziało. Nie miała zapomnieć tej twarzy, widziała ją nie raz nadal, kiedy sen zabierał ją dalej w odmęty Azkabanu. Ale przecież to było nielogiczne, nie łączyło się ze sobą w żadnym punkcie, chyba, że robiła tutaj coś konkretnego - co tylko mocniej wzbudziło jej czujność. Co prawda nadal trwało zawieszenie broni, ale to, nieuchronnie zbliżało się do końca. Chwile wytchnienia - nie wątpiła, że potrzebne - nie miały po tych dniach nadejść szybko. Po nich, miała powrócić walka. Co jeśli była tutaj zbierając informacje. Jasne tęczówki Justine wędrowały za kobietą, która znikała w namiocie wróżb. Uniosła opuszczoną wcześniej niżej brodę. Nie miała wyjścia musiała to sprawdzić. Nie, nie musiała. Chciała. Od miesięcy rozpuszczała informacje o niej licząc, że ją znajdzie. Legilimentkę, która ośmieliła się wejść jej do głowy. Nigdy nie miała zapomnieć tego uczucia, obleśnego, kaleczącego najbardziej prywatne rejony. Skryła się za jednym z drzew, zaplatając dłonie na ramionach - czekała. Nie była cierpliwa, umiała w sobie wymusić do cierpliwość, ale nie zawsze potrafiła się jej poddać. Dzisiaj - teraz - tym bardziej. Jej noga podrygiwała w przymuszonym oczekiwaniu. Zmrużone spojrzenie wisiało zawieszone na wejściu do namiotu, nie patrzyła na nic innego - właściwie nic innego nie zauważała. A kiedy poły rozchyliły się i kobieta z niego wyszła, odepchnęła się od drzewa, ruszając w podobnym do niej kierunku, ale nie całkiem, bardziej obok, tak by móc ją zajść między drzewami w które weszła. Skupiona, poważna co jedynie dodawało ostrości rysom jej twarzy nie czekała i nie wahała się. Wiedziała do czego chce doprowadzić. Kiedy odeszły trochę dalej od tłumów, kiedy było ich mniej przyspieszyła wychodząc obok. Różdżka wsunęła się do jej ręki w ułamku sekundy w drugim wciskała się już w bok kobiety, którą złapała drugą z dłoni, żeby nie zdążyła się od niej odsunąć.
- Nie radzę próbować czegokolwiek. - zapowiedziała od razu, na wstępie. - Jestem szaloną i niebezpieczną terrorystką. - wypowiedziała ironizując choć niebezpieczna a może i szalona w jakimś stopniu na pewno była. - A ciebie, podejrzewam o współpracę z wrogiem. - nie było sensu kluczyć wokół. - Wbije ci Lamino w żebra nim zrobisz dwa kroki. - dodała jeszcze naciskając mocniej na różdżkę. Nie żartowała. Nie było jej do śmiechu. Wygląd jej twarzy sprawiał, że przez jej plecy mimowolnie przechodził nieprzyjemny dreszcz i robiło jej się niedobrze. - Teraz pogadamy paniusiu. - zapowiedziała jej unosząc na nią tęczówki. - Idź. Tam dalej jest zagajnik, powinien być pusty. - nakazała nie spodziewając się sprzeciwu. Tylko głupi próbowałby się go podjąć w sytuacji w której ją postawiła. Musiała widzieć w jej spojrzeniu brak zawahania i szczerość w każdym wypowiedzianym słowie. Pchnęła ją lekko, żeby zmusić do postawienia pierwszego kroku.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Leśna Polana - Page 21 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Leśna Polana [odnośnik]10.03.24 15:47
Nie tego się spodziewała, po swojej dzisiejszej wizycie na leśnej polanie. Głównie chciała zabić czas, obiecała przecież Celinie, że zostanie dłużej. Miała się też tutaj spotkać z Percivalem, szukała informacji. Czasami można było znaleźć je w najmniej spodziewanym miejscu i momencie. Gdy wychodziła z namiotu wróżb pochłonięta była słowami wróżbitki, rozmyślała nad znaczeniem wróżby, którą usłyszała. Nie rozglądała się, nie czuła się zagrożona. Wiedziała, że to miejsce jest pełne przeciwników obecnego reżimu. Aktualnych rządów, jednej ze stron walczących w tej piekielnej wojnie przez którą oni, zwykli mieszkańcy, cierpieli najbardziej. Zdawała sobie sprawę z tego, że tu są. Nie spodziewała się jednak, że zagrożenie może pojawić się właśnie z ich strony. Tego nie przewidziała i to był błąd. Na chwilę zapomniała, że jeśli nie stoisz po którejś stronie, to jesteś wrogiem dla wszystkich. Dla jednych i dla drugich, tym bardziej, że w ciągu ostatniego roku, może półtorej, Huxley nagrabiła sobie po jednej i po drugiej stronie. I teraz wyjście z tego bagna było piekielnie trudne. Bo nie wiedziała, która ze stron przypomni sobie o tym jako pierwsza. A żyć normalnie i udawać, że się nic nie stało nie mogła. No bo jak?
Nie zauważyła blondynki. Z ręką na sercu, jak Merlina kocha, nie zauważyła jej. Kobieta wzięła ją z zaskoczenia. Rain nie zdążyła ani odskoczyć, ani się wyrwać, ani nawet nic powiedzieć, kiedy poczuła ukłucie różdżki tuż pod żebrami. Serce jej się zatrzymało.
Zamarła. Ta chwila ciszy, nim dotarł do niej kobiecy głos, był istnym przekleństwem. Kto? Jak? Przecież ona tu praktycznie nikogo nie znała. Miała się czuć tu bezpiecznie, odpocząć, a nie spotykać się z takim zachowaniem. Żeby ktoś w biały dzień podchodził do niej z różdżką i wbijał w żebra? Albo był szalony albo zdesperowany. Ta chwila trwała wieczność, ukłucie różdżki bolało, a sama Huxley wręcz starała się nie oddychać, jakby bała się, że gdy tylko weźmie głębszy wdech, ta różdżka przebije jej ciało. Jak ostrze.
Damski głos. Przełknęła ślinę. Szalona, niebezpieczna terrorystka. Chciała siarczyście zakląć pod nosem, ale słowo ugrzęzło jej w gardle. Poczuła, jak zrobiło jej się nagle gorąco, potem zimno i gęsia skórka przeszła jej wzdłuż pleców. Odważyła się delikatnie obrócić głowę w stronę kobiety, chcąc zobaczyć z kim ma do czynienia. Znowu głośno przełknęła ślinę.
- Mylisz mnie z kimś - odpowiedziała, starając się, aby jej głos zabrzmiał pewnie. I aby nie zadrżał.
Chociaż zdenerwowanie w tym momencie było absolutnie na miejscu i nie było niczym dziwnym. Stała z kobietą, która wciskała jej z całej siły różdżkę pod żebra i groziła rzuceniem Lamino. Terrorystka. Prawdziwa terrorystka.
Ale ruszyła. Tak jak kobieta kazała, zaczęła powoli robić kroki w kierunku, w którym jej nakazała. Nie było opcji, aby teraz, w tym momencie, miała zacząć się rzucać i świrować. Miała wrażenie, a nawet była praktycznie pewna, że kobieta nie żartowała. Jej ton głosu wskazywał na to, że jeśli tylko Huxley zrobi w tym momencie fałszywy ruch, to Lamino poleci i na tym może się nie skończyć.
Szare komórki Huxley zaczęły pracować na zwiększonych obrotach. Wręcz czuła, jak jej mózg zaczyna się przegrzewać od ilości informacji, pomysłów, rozwiązań, które mogłyby sprawić, aby wyszła z tego bez szwanku. Lub od tego, jak jej mózg pokazywał czego nie robić i co może się z nią stać i jakie czarne scenariusze mogą ją czekać. Może, gdyby blondynka się przyjrzała, to dostrzegłaby unoszącą się parę nad czarną burzą loków Rain?
Dotarły do tej polany, a Rain już miała kilka opcji, które mogą pomóc jej wyjść z tego cało. No halo, ona miała tu jeszcze robotę do zrobienia. Pieniądze się przecież same nie zarobią, informacje nie zbiorą, a terroryści nie wsadzą do Tower. Wsio rybka było Rain, po której stronie frakcji stała jej towarzyszka. Jeżeli wbijała jej różdżkę w żebra i groziła, to skrupuły Huxley znikały.
- Kim ty jesteś i dlaczego mnie atakujesz? - Zapytała, starając się opanować zdenerwowanie. - Mylisz mnie z kimś, kurwa…
Plan A. Niewiedza. Rain nie znała tej kobiety. Nie wiedziała, kim jest, skąd mogą się znać i dlaczego ona ją atakuje. Nigdy się nie spotkały, więc Huxley nie mogła jej nigdy podpaść i na pewno była z kimś mylona. A jeśli kiedykolwiek faktycznie się spotkały, to Rain absolutnie tego nie pamiętała. Tyle się działo, tyle się zmieniło, była pod wpływem Imperiusa. Nie była sobą, dotąd nie mogła się w pełni pozbierać po klątwie. Tak mocno wpłynęła ona na jej świadomość, na jej psychikę i zachowanie. Ludzie się zmieniają pod wpływem czarów. Na lepsze lub gorsze. I kiery Rain w końcu miała okazję być znowu sobą i odbudować swoje własne ja, zacząć grać na swoich zasadach, to pojawiała się taka terrorystka. I wszystko diabli brały.
Na dzisiejszy dzień, wieczór, może nawet noc, celem było przetrwać. Wyjść z tego cało, jak najmniej oberwać. A przede wszystkim przeżyć.
Westchnęła ciężko i spojrzała kobiecie prosto w oczy, obracając głowę w jej kierunku.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Leśna Polana [odnośnik]17.03.24 14:19
- Oh z pewnością nie. Pewnych twarzy się nie zapomina. - wcisnęła mocniej różdżkę, w jej ciało. Była wściekła, wiedziała doskonale, którą ścieżkę wybrała kobieta - i była to zła ścieżka. Całkowicie nieodpowiednia. Nie miała dzisiaj nastroju na grę w kotka i myszkę. Na pewno jej nie pomyliła - dokładnie tak jak powiedziała, pewnych twarzy po prostu się nie zapominało. Nigdy własnych oprawców, nigdy kogoś, kto wślizgnął się do twojego umysłu i węszył po nim bez pozwolenia. Kto dokonał swoistego pogwałcenia twojej własnej prywatności. Czuła ją dokładnie, ja chodziła po jej wspomnieniach. Pamiętała dokładnie jej twarz przed sobą - nie istniała możliwość, by ją z kimkolwiek innym pomyliła. -Idź. - nakazała kobiecie, prowadziła ją w ciszy, bo czas na rozmowę miał przyjść za chwilę. Jeszcze chwilę, czekała tyle czasu kilka minut nie trwało dłużej niż sekundę. Mijane drzewa były niemal takie same, ale Justine dokładnie wiedziała dokąd idzie. W środku lasu znajdowała się niewielka, nieuczęszczana polana. Tam, miała dostać trochę ciszy by przeprowadzić przesłuchanie.
- Oddaj mi swoją różdżkę. - poleciła kobiecie, popychając ją do przodu. - Albo sama ją znajdę, ale to nie będzie przyjemne doznanie. - nie żartowała, nie była w nastroju do żartów. Po pierwsze, musiała zadbać o to, by ta jej nie uciekła. Wątpiła, by miała znaleźć moment jej nieuwagi, bo całą swoją uwagą skupiała się na kobiecie przed nią, ale nie zamierzała popełnić błędu nowicjuszy. Ale padające słowa sprawiły, że w Justine zawrzało. Ruszyła, jak burza, mimo niewielkiego wzrostu, tym razem układając różdżkę na szyi kobiety i popychała ją tak długo, aż za jej plecami nie znalazło się drzewo. Jej oddech przyśpieszył, a wściekłość i powaga którą prezentowała dodawała ostrości jej twarzy - nadal zbyt chudej, ukazującej dokładnie kości policzkowe i zaciśnięte w wąską kreskę usta.
- Naprawdę nie mam nastroju. - wysyczała do niej. Zadzierając głowę, wbijając różdżkę mocniej. - Odważnie z twojej strony, szlajać się po ziemiach zakonu, kiedy wspomagasz tych dupków. - wypadło z warg Justine. - Zanim znów zaczniesz ściemniać, że nie pamiętasz, radzę ci się dobrze mi przyjrzeć i ocenić, czy ta droga cokolwiek ci pomoże. - nie mogła Justine była wściekła, furia obejmowała ją cała. Nie potrafiła pojąć jak ta kobieta mogła tak bezstrosko spacerować sobie po ziemiach które wspierały działania Zakonu udając, że wszystko jest w porządku - to tylko potęgowało jej przeczucie, a może wniosek, że szpiegowała dla Rycerzy, tym bardziej i tym szybciej musiała się tym zająć. - Ale że jestem wspaniałomyślną terrorystką, odświeżę ci pamięć. - obiecała, nie zelżawszy uścisku na różdżce. Przedramię wolnej dłoni ułożyła na jej brzuchu, żeby opanować każdy możliwy ruch. - Poznałyśmy się w Azkabanie, moja droga. Ja, ty i dwóch dupków od Voldemorta. Ja byłam zakuta w kajdany, torturowana, a ty… - zawiesiła głos. - pamiętasz już co robiłaś w tym zabawnym czworokącie? - zapytała rozciągając wargi w uśmiechu. Abstrakcyjnym, niemal szalonym, nie umiała zapomnieć. To uczucie, obleśnie, niedobre, niewygodne, nieraz nadal wyciągało ją ze snu kiedy przychodziło w nocy przyśpieszając oddech. A ona śmiała stać tutaj i udawać, że wszystko było w porządku, że wszystko było dobrze, że nie wiedziała, kim jest. Pierdolona bzdura. Nie istniała szansa, by ją przekonała w ten sposób. Nie musiała, kiedy z nią skończy po prostu ją zamknie, żeby nie skrzywdziła nikogo więcej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Leśna Polana - Page 21 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Leśna Polana [odnośnik]20.03.24 19:14
Oczywiście, że stąpała po ziemiach, które wspierały Zakon, ponieważ dla niej było to absolutnie bez znaczenia. Nie popierała ani jednych, ani drugich, a to, że raz na jakiś czas ktoś sypnął większym groszem… przecież nie było w tym nic złego, że chciała trochę zarobić, prawda? Jej profesja była taka, a nie inna, zarabiała swoim ciałem, wiedzą, umiejętnościami. A to, że czasem podwinęła jej się noga i musiała zrobić coś wbrew własnej woli? Gdyby mogła, na własne myśli wzruszyłaby ramionami.
Plan A nie wypalił, w czarodziejce nie pojawiła się nawet iskra zwątpienia i dalsze podążanie w tym kierunku nie było zbyt racjonalne. I bezpieczne, ze strony Huxley. Liczyła na to, że kobieta się zawaha, pomyśli, że może faktycznie Huxley to nie ta kobieta, z którą miała na pieńku. Ale nic takiego się nie wydarzyło, a w zamian za to różdżka kobiety powędrowała tuż pod szyję portowej informatorki. Huxley wbiła w nią swoje spojrzenie, milcząc przez chwilę, widziała tę wściekłość, która ogarniała blondynkę. Pamiętała jej spojrzenie, oczywiście, że pamiętała, co jej zrobiła. Nie było to dla Rain wcale traumatyczne wspomnienie, nie śniło jej się nocami i nie wracała nawet do tego swoimi wspomnieniami. Wnikanie do cudzych myśli było dla niej czymś absolutnie normalnym, nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie i już. Jedyne co mogła żałować to fakt, że robiła to pod rządami Mulcibera.
- Nikogo nie wspomagam – warknęła. Nie bała się, mówiła w tym momencie prawdę. – I nie jestem tutaj z powodu tych… dupków.
Monolog kobiety dał jej chwilę na to, aby móc przygotować swoje dalsze słowa. Drażnienie jej nie było zbyt mądre, była na tyle rozwścieczona, że Huxley przygnieciona przez nią do drzewa, czuła każdy jej spięty mięsień. A przez różdżkę przyciśniętą do szyi nie była w stanie porządnie przełknąć śliny. Dobrze pamiętała tamten dzień, kiedy dostała list od Mulcibera z poleceniem. Nie mogła go zignorować, wewnętrzna siła nakazała jej udać się do wskazanego miejsca i tam wysłuchać poleceń czekających na nią czarodziei. Teraz wiedziała, że była pod wpływem czarno magicznego zaklęcia. Wtedy myślała, że robi to dlatego, że chce. Przez ten okres czasu, kiedy Mulciber miał nad nią kontrolę, miała wspólne z nimi poglądy. To Zakon był tym złym, gardziła nimi i oczerniała na prawo i lewo. Nadal po ulicach można było słyszeć plotki, które sama rozpuściła o zajmowaniu się przez nich nekromancją.
- Co za szczegółowy opis, jak na kogoś, kto był w twoim położeniu – fuknęła ściszonym głosem, trochę do niej a trochę do siebie. – Byłaś wtedy dla mnie tą terrorystką, to prawda. Wierzyłam w każde ich słowo, popierałam każde ich działania. Nie byłam sobą…
Huxley nie miała ich poglądów. Zawsze mówiła, że to, co się dzieje jej zwisa i powiewa, dopóki, dopóty nie ma to na nią bezpośredniego wpływu. Ale w pewnym momencie nastała wojna. I brak opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron było zagrożeniem. To tak, jakby być wrogiem dla jednych i dla drugich. A niektórzy ludzie naprawdę nie chcieli mieć z wojną nic do czynienia. Naprawdę brak mugoli lub ich obecność nie robiła im różnicy, a zmuszeni do wybierania. Rain nie chciała wybierać, dlatego tak długo nie była ani za jednymi, ani za drugimi. Mugole jej nie płacili, ale też nie przeszkadzali. A jedyną rzeczą, która mogła Hux do czegoś przekonać to zysk. Nie tylko finansowy, oczywiście.
- Nie byłam sobą… - powtórzyła jeszcze raz, spokojniej, może trochę ciszej, ale z wyczuwalną szczerością w głosie.
Nie wiedziała, czy to jest przypadek, w którym lepiej kłamać czy lepiej mówić prawdę. I nie wiedziała tego, dopóki nie sprawdzi. Natomiast na pewno wiedziała, że nie była w położeniu, by nadwyrężać cierpliwość napastniczki. Musiała ją tylko przekonać, że nie stanowi dla niej teraz żadnego zagrożenia.
- Wiesz, nie każdy czarodziej musi popierać was lub ich, ale każdy czarodziej może wpaść w tarapaty. I wiesz co? Nagle się budzisz i nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś pod wpływem czyjegoś czarnomagicznego zaklęcia… – chciała jeszcze coś dodać, ale w porę ugryzła się w język.
Wybrała szczerość, nie kłamstwo. Czy blondwłosa kobieta wychwyci, że Rain mówi prawdę? Stara się porozumieć i załagodzić sytuację? Czy będzie tak zaślepiona swoją złością i nie odpuści?
- Nie jestem zagrożeniem, więc do kurwy, odsuń się i porozmawiajmy - poruszyła się, próbując wyswobodzić z jej uścisku.


Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5603-rain-huxley https://www.morsmordre.net/t5628-poczta-rain#131770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-dzielnica-portowa-welland-street-5-12 https://www.morsmordre.net/t5630-skrytka-bankowa-nr-1380#131776 https://www.morsmordre.net/t5629-rain-huxley#131774
Re: Leśna Polana [odnośnik]03.04.24 1:20
Była zła - chociaż to nadal było łagodne określenie na to, co poczuła, kiedy zobaczyła kobietę przechadzającą się jakby nigdy nic po terenie festiwalu. Jak wielki tupet miała? Nie chciała się nawet nad tym zastanawiać. Cóż, możliwe, że myślała że zginęła a jej przewina - a może tajemnica jest bezpieczna w grobie albo więzieniu razem z Justine Tonks, którą Ministerstwo tak chwalebnie pojmało i zapomniało wspomnieć, że zaprzestała bycia rezydentką Tower - a może bardziej, nowego Azkabanu. Teraz, jedynym - pozornie - wspomnieniem i śladem, że kiedykolwiek naprawdę tam była był ciemny tusz tatuażu pod żuchwą, którego nie była w stanie się pozbyć. Zmiany metamorfmagiczne wyrzucały go i tak na wierzch - a nawet pozbycie się skóry, nie przynosiło żadnych efektów. Wiedziała, w pierwszych dniach, tygodniach, kiedy jej dłonie w końcu działały paznokciami zdrapywała wierzchnie warstwy skóry, czując własną krew na nich, nie potrafiąc przestać mimo iż wiedziała, że niczego tak nie wskóra.
- Już wspomogłaś. - powiedziała nawet na chwilę nie pozwalając, by zelżał uścisk na jej różdżce. - Oh, nie? - zaironizowała. - Co więc cię sprowadza w nasze progi? - zapytała nie zmieniając ani trochę uścisku nie zelżał on ani o jotę a dłoń pozostała stała i pewna.
Kiedy słowa kobiety wypłynęły pomiędzy nich, pełne ironii fuknięcie sprawiło, że nacisnęła mocniej na różdżkę. Nie miało znaczenia, że była niższa, niewiele jej to przeszkadzało - głównie dlatego, że miała pewność, co do własnych umiejętności. Ale stojąca kobieta, zdawała się nadal nie pojmować sytuacji w której się znajdowała. Sądziła, że buta jej coś w tym momencie pomoże. Niebieskie, lodowate spojrzenie mierzyło ją uważnie, twarz przez złość nabrała na wyrazie i ostrości.
- Może gdybyś nie nauczyła się tak plugawej umiejętności, nigdy byś w nie nie trafiła, hm? Może gdyby nikt z nich o niej nie wiedział, sprawy potoczyłby się inaczej, a może właśnie wciskasz mi gadkę próbując grać na moim współczuciu - ale mogę go nie znaleźć go dla kogoś, kto nauczył się penetrować cudze umysły. - jej oczy zmrużyły się. Bo może i stojąca jej kobieta wpadła w tarapaty przypadkiem, ale nie potrafiła dokładnie zrozumieć, czemu ktoś pozornie normalny sięgałby po taką umiejętność. - Miałaś okazję, doświadczyć tego co robisz innym? - zapytała jej przesuwając spojrzeniem po twarzy. Złość i stwierdzenie, które nijak się miało do prawdy. Nie była zagrożeniem? Była. Wargi Justine wygięły się w kpinie. Nie odsunęła się. Przycisnęła mocniej różdżkę kiedy wyczuła ruch. Uniosła lewą rękę wyginając ją w tył po czym bez zastanowienia uderzyła w brzuch kobiety.
- Nie ty decydujesz, jeśli nie zauważyłaś. - przypomniała jej. Wyciągnęła lewą rękę do góry. - Różdżka, teraz. Trzeci raz się nie powtórzę. - zastrzegła od razu. Nie dodawała nic więcej, ale było widać, że nie żartowała jej nowa koleżanka musiała zrozumieć, że jej złość ważyła dla Justine tyle, co nic. A jej życzenia nie miały zostać wysłuchane. Była poważna i nie zamierzała ugiąć się pod ciężarem żądań oprawcy. Jeśli zamierzała ją zaatakować była na to gotowa. Na razie musiała zrozumieć, że na jej stronę zadziałać może jedynie uległość. Jeśli chciała rozmawiać, jej różdżka, już powinna być w jej dłoni. W innym wypadku, jedynie próbowała się wykpić. Cóż, najwyżej ją zamknie, potem przesłucha, a potem razem z Biurem Aurorów postanowią, co dalej. Może należało ją wykorzystać, skoro miała dostęp do Rycerzy. Mogła przynieść im informacje, albo pomóc zastawić pułapkę. Tak, ta zdecydowanie byłaby na rękę - element zaskoczenia przecież działał zawsze na korzyść planującego.

| sorry Rain - wyważony cos w brzuch (ST 60-79), walka wręcz I



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Leśna Polana - Page 21 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Leśna Polana [odnośnik]03.04.24 1:20
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 95
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna Polana - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 21 z 21 Previous  1 ... 12 ... 19, 20, 21

Leśna Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach