Wydarzenia


Ekipa forum
Zagajnik
AutorWiadomość
Zagajnik [odnośnik]24.10.15 23:25
First topic message reminder :

Zagajnik

Nieopodal gęstej kniei, gdzie można spotkać niezwykłej urody kwiaty i magiczne stworzenia znajduje się niewielki zagajnik z wciąż młodymi, zaledwie kilkuletnimi drzewami, głównie brzozami i jesionami. Nie jest gęsty, więc nie ma mowy o zgubieniu się pomiędzy pniami. W jego centralnej części znajduje się niewielka polana otoczona przez krzaki dzikiej róży i jeżyny, które można zbierać o tej porze roku, by nacieszyć się ich smakiem.  


Arena

Nieodłącznym elementem święta Lughnasadh pozostawała wszechstronna rywalizacja sportowa. Na Arenie czarodzieje zmagali się z różnego rodzaju fizycznymi konkurencjami, uprawiane były zapasy, w których prym wiódł jeden z potężnie zbudowanych lordów Macmillanów, przygotowywano aetonany na tradycyjny wyścig pod Durdle Door, urządzono sparingi Quidditcha, popisywano się męstwem i fizyczną sprawnością. W zdrowym ciele zdrowy duch, dało się słyszeć co jakiś czas z ust naganiaczy widowni. Na nieco chwiejnych drewnianych trybunach mogło się zmieścić kilkadziesiąt czarodziejów - był z nich doskonały widok na większość odbywających się na Arenie dyscyplin. Udeptane, wysuszone magią błoto stanowiło stabilne, miękkie i bezpieczne podłoże dla zmagań.

Aby przystąpić do jakichkolwiek zmagań wystarczy zgłosić taki zamiar jednemu z czarodziejów pilnujących w pobliżu porządku. Należy wówczas napisać posta, w którym postać deklaruje taką chęć jeszcze bez jakiegokolwiek rzutu kością (aby możliwe było zawarcie zakładu przez jakiegokolwiek gracza).


Wyścigi
Wyścigi:

Wspinaczka
Wspinaczka:

Zapasy kornwalijskie
Zapasy kornwalijskie:

Siłowanie na rękę
Siłowanie na rękę:


Zakłady
Przy Arenie nieprzerwanie kręci się cwaniakowany półgoblin w połatanym cylindrze, który chętnie przyjmuje zakłady na każdego przystępującego do zmagań zawodnika. Pykając pachnącą ziołami fajkę inkasuje kolejne monety, z uśmieszkiem śledząc kolejne zmagania. Czasem można go znaleźć opartego biodrem o zagrodę lub ścianę trybun, innym razem przesiadywał na jednej z pobliskich ław, przecierając leniwie nieco wyszczerbionego na krańcach monokla. Do pasa przytroczonych miał kilka sakiewek, można było tylko podejrzewać, że wypełnione były złotem.

Aby postawić kwotę na konkretnego zawodnika należy napisać w temacie posta w momencie, w którym przystępuje on do zmagań (sam napisze wiadomość, w której deklaruje przystąpienie do zmagań). Można założyć pieniądze zarówno na jego wygraną, jak i przegraną. W przypadku trafienia końcowego wyniku postać zyskuje dwukrotność założonej kwoty. W przypadku postawienia na niewłaściwy wynik postać traci swoje pieniądze.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 24 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zagajnik [odnośnik]25.09.18 3:56
Serce jej pękłoby na milion kawałeczków, nieodwracalnie roztrzaskane, gdyby danym jej było poznać odczucia najdroższego przyjaciela wobec jakże wstydliwego sekretu, jaki zdążyła ukryć na dnie swej duszy. Jakiż byłby to zawód ogromny oraz rozczarowanie, jeśli mężczyzna — choć wciąż widziany oczami wspomnień, tak też młodzieniec ledwie — uznałby fakt zatajenia przed nim literackich grzeszków, za akt potwornego samolubstwa oraz zamachu na zaufanie, jakim wzajemnie i całkowicie dobrowolnie się obdarzyli. Czyż nie przyrzekali sobie solennie, iż nieważnym było, jak wiele lat przeminie, oni wciąż będą nie tylko dzielić wspólnie myśli oraz pragnienia, ale też będą nade wszystko chronić siebie wzajemnie? Jakże więc lady Parkinson mogła narazić najszlachetniejszego z mężów na potencjalną śmieszność, gdyby jej pisarstwo na jaw wyszło, tylko dla kilku cierpkich uwag niepewnego wsparcia? Wiedziała, iż otwarcie Flavien nie wykpiłby jej zamiłowania do powieści romantycznych oraz ich samego tworzenia, jednak i w jego cudownie niebieskich oczach zaczęłaby się tlić niewielka obawa. Obawa, że przez przypadek, za samą wiedzę może zostać pociągnięty na samo dno towarzyskiego poniżenia. Nie mogłaby tego uczynić, zranić go tak okropnie, narazić na utratę twarzy tylko dlatego, iż dzielnie postanowił trwać w przyrzeczeniu u boku swej przyjaciółki. Nie chciałaby też widzieć, jak pchnięty ostatecznością odsuwa się od niej, upodlonej i skarconej przez rodzinę własną. Czegoś takiego nestor wespół z panem ojcem nie zapomnieliby tak łatwo, acz i to nie napawało dziewczątka lękiem równie wielkim, jak myśl o utracie drogocennego przyjaciela. Podpory, ostoi oraz wytchnienia, przy którym nie musiała nakładać maski uprzejmości oraz szczątkowych zdolności poznawczych, a bez zbędnego skrępowania mogła dzielić się bystrymi, acz często nader rozmarzonymi uwagami, których to iście senny ton udzielał się również i samemu lordowi Flatfusowi. Chociaż ten nigdy by się do tego sam nie przyznał, głosząc wszem i wobec, iż jego stopy wolą na ziemi pozostać niźli w chmurach błądzić.
Orzechowe tęczówki w swej łagodności spozierają na otoczenie, dostrzegając wszelkie mankamenty oraz niepotrzebną oszczędność dekoracji w poszczególnych miejscach. Ach, odpowiednio dobrana służba mająca za zadanie zająć się wystrojem, mogłaby doprawdy zdziałać cuda, jednak przez gęstość drzew oraz wykręcone gałęzie, bardziej polana sprawdziłaby się na bardziej upiorne wydarzenia, niźli letni festiwal mający przecież celebrować przyjaźń, miłość oraz dobro, nie zaś szereg zawałów serca oraz omdleń spowodowanych zaiste tandetnym wystrojem. Lecz czego się spodziewała?
Towarzyska na pewno — oznajmia na wzmiankę o śmierci, marszcząc przy tym lekko nosek. Na samą myśl nią wzdryga, jak pechową i nieprzyjemną personą trzeba być, aby wylosować tak przykrą wróżbę? Zresztą, czy rzeczywiście w takim przypadku obawiano by się tego? Elodie nie była w stanie zdecydować, czy wierzy w zabobony, czy też nie. Z jednej strony przepełniał ją sceptycyzm, z drugiej jednak ta pisarska fantazja nakazywała wykorzystać tenże motyw w nadchodzących opowieściach, za nic mając potencjalne bujdy, jakie tym samym panienka na siebie sprowadzić może. Nie traci na to więcej uwagi, spojrzenie swe kierując na rozmówcę, którego obdarza jednym ze swych najpiękniejszych uśmiechów, jakich nawet lordowi Burke niedane było ujrzeć. Ach, Lestrange zawsze wiedział cóż rzec, aby dama mogła poczuć się prawdziwie wyjątkowo.
Ostrożność wkrada się zaraz na lica, gdy z uwagą przelewa wosk przez dziurkę od klucza. Towarzyszy jej nieznaczne napięcie, choć jeszcze ledwie moment temu zaprzeczała wszelkiej powadze, jaka miała towarzyszyć temu gestowi. Różane wargi rozchylają się jednak, gdy łapczywie chłonie wyłaniający się kształt a blade policzki rosi róż, niezbyt widoczny w panującym półmroku. Biel odcinała się od ciemnej tafli wody, prezentując oczom szlachcianki serce, wprawiające jej własne w jakże przyjemne drżenie. Przytknęła jedną dłoń do piersi w szczerym zaskoczeniu, wzrokiem jednocześnie sunęła ku towarzyszowi, by móc upewnić się, iż rozgorączkowany umysł nie wytworzył żadnej halucynacji. Oto los podarował jej najromantyczniejszą z wróżb, zsyłając prawdziwą pomyślność na nadchodzące dni. Nie śmiała jednak miłosnej przepowiedni przypisywać do nikogo konkretnego, bo...bo nie i już! Nie czas i miejsce na to!
Na tym świecie nie ma wystarczającej ilości woskowych figurek, które mogłyby ukazać ogrom mego uczucia względem ciebie — oświadcza z ciepłem zaległym w głosie Ellie, ostrożnie wyciągając kształt z wody ledwie opuszkami palców. Obserwuje, jak krople powoli opadają, by upewniwszy się, iż niemalże cała wilgoć ustąpiła, a sam wosk na dobre zastygł, mogła skryć kształt w ręcznie haftowaną jedwabną chusteczkę, barwy zgaszonej zieleni złotą nicią obszytej. Potem natomiast całą swą uwagę kieruje na swego lorda Flatfusa, w zaintrygowaniu spoglądając, cóż jemu jest pisanie. Dostrzegając charakterystyczne załamania, aż klaszcze w dłonie ucieszona.
Widzę tutaj, tak, to przecież... — zawiesza na chwilę głos w napięciu, niezwykle poważna — ...niebywale szpetna ośmiornica! — szepce jakże złowróżbnie, zaraz to wargi skrywając za knykciami, kiedy nazbyt szeroki uśmiech wkrada się na twarz szatynki — A tak naprawdę, sądzę, iż to słońce. Lecz Flavienie, najmilszy. Ty już od lat rozświetlasz swą osobą me życie, czyżby ta wróżba miała oznaczać, iż również kogoś innego dosięgnie tenże zaszczyt? — pyta jakże niewinnie Parkinson, na powrót chwytając do niewielkiej rączki wachlarzyk. Pewna była, iż wróżby ich należały do najpomyślniejszych — nie mogłoby być przecież inaczej  — w całym Zagajniku i nikomu fortuna nie sprzyjała, tak jak im. Być może było to nadto aroganckie stwierdzenie, jednak nikt nie ośmieliłby się tego parze choćby i zasugerować. Szczęście było im pisane od dnia ich narodzin.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Zagajnik [odnośnik]27.09.18 20:44
Wcale nie musiał szukać zawoalowanych aluzji, nie musiał się wysilać; były nader oczywiste i Sigrun nawet nie starała się zabrzmieć niewinnie. A przynajmniej nie teraz. - Dziękuję za podpowiedź. W takim wypadku po prostu zmieniłabym się w ciebie, wtedy polecisz jak ćma do ognia, co? - zażartowała, próbując sobie wyobrazić Macnaira podziwiającego własne oblicze; w jego pewność siebie nie wątpiła, czasami bywał aż zbyt pyszny, lecz o kobiecy narcyzm także go nie podejrzewała. Udając, że rozważa tę opcję - przemiany w osobę Drew - oddaliła się na chwilę i zaczęła mu badawczo, teatralnie przyglądać, przechylając przy tym głowę. Obiektywnie rzecz biorąc był przystojnym mężczyzną, nie zamierzała jednak wygłaszać podobnych uwag na głos i łechtać męskie, rozbuchane ego.
- Ależ skąd - zaprzeczyła, jakby to była oczywistość. - Właśnie dlatego powinieneś wziąć udział w Wiklinowym Magu. Jeszcze więcej otwartych relacji z kobietami, czyż nie? - rzuciła pogodnie. Nie sądziła, aby Macnair był zainteresowany relacjami innego typu, niźli te otwarte. Nie wyobrażała sobie go w roli męża. Zdawał się jej wolnym duchem, chaotyczną istotą, której nie sposób zakuć w podobne kajdany - i doskonale to rozumiała.
Machnęła ręką, przewracając oczyma na uwagę o wspólnych sposobach. O nich nie należało mówić głośno w podobnym miejscu, nie, kiedy mieli wokół siebie całe tłumy czarodziejów, nieświadomych, kto błąka się pośród nich. A zwłaszcza już dziewczęta, które dały się nabrać, które dały wiarę ich fałszywym przepowiedniom. Szczery strach, przejmujący smutek, sprawiający, że drżały im usta, a w oczach szkliły się łzy... To wszytko satysfakcjonowało zarówno Drew, jak i Sigrun; oboje rozbawiły te emocje, umilły im ten dzień choć na chwilę, bo i prędko znużyła ich ta niezbyt wyrafinowana zabawa. Oddalili się więc nieśpiesznym krokiem, kręcąc głowami nad losem nieszczęsnych młódek; a kiedy opuścili zagajnik, wkroczyli między drzewa, rudy odcień wypłowiał, a długie włosy Sigrun znów przywodziły na myśl łany zboża.
Zaśmiała się perliście, poprawiając naszyjnik z fluorytem, który zakupiła kilka godzin wcześniej na jarmarku, gdy zapytał o jej sypialnię. Bezceremonialnie objęła go ramieniem, jak gdyby byli prawdziwymi przyjaciółmi. - Na to jeszcze nie zapracowałeś, Macnair, ale nie ustawaj w staraniach. Najpierw mnie upij - rzuciła bezczelnie. - Szkoda tego ryżego odcienia. Pasowało do twego braku duszy - dodała złośliwie, śmiejąc się pod nosem.
W zagajniku nie mieli już czego szukać.

| ztx2


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Zagajnik [odnośnik]30.09.18 17:07
Nigdy wcześniej nie zyskali sposobności, by zamienić więcej niż zdanie. Lord Rowle był od niej starszy, a na sabatach i tak ciężko jej było odnaleźć chwilę spokoju. Pomiędzy szczebiotem koleżanek, a podejściami kawalerów. Wszystkich traktowała równie miło i odpowiednio, nikomu nie poświęcaj więcej uwagi, niż mogłaby to zostać uznane opacznie. Nikogo nie traktowało inaczej, neutralnie, swobodnie i spokojnie. Odnajdując się w każdej z prowadzonych rozmów z swobodą, której uczyła się latami. Nie szukała, bowiem wiedziała, że jej wybór nie miał znaczenia.
Była niemniej wdzięczna Louvelowi, że pomógł jej wyjść z opresji. Zdecydowanie musiała później zwrócić uwagę swojej przyjaciółce. Teraz jednak mogła spędzić chwilę z lordem, które nadal nie znała. Nie poddając się urokom jak i tajemnych wróżb, jak i urokliwych lampionów. Niestety, jej logiczny umysł nie potrafił tego zrobić, a złość nadal gorejąca w sercu miała wpływ na odczucia, choć pozornie nie dawała tego po sobie poznać.
Okazał się zadziwiająco łagodny i nie mogła odnieść wrażenia że w jakiś karykaturalny sposób, albo to jego wygląd nie pasuje do charakteru, albo odwrotnie. Gdyby miała sądzić po powierzchowności określiłabym go jako człowieka pewnego, silnego, ale i temperamentnego. Tymczasem on okazywał się ułożony i nad wyraz przyjazny, a ciężkie, ostre rysy łagodził uśmiech. Zdał się nową zagadką, czymś jak niewiadomą. Czy za przyjemnym uśmiechem i pięknymi zdaniami skrywał coś więcej? Czy może pokazywał jej się w całej okazałości, prowadzą zwyczajną konwersację. Choć fakt zainteresowania jej osobą, zdecydowanie pokazywał, że wart był więcej, niż niektórzy którzy uważali się za mądrzejszych, albo wiedzących lepiej, czym winna się zajmować. Jej myśli mimowolnie pomknęły w kierunku Flaviena. Co gdyby przed laty nie próbował pchnąć ją na właściwią drogę. a całkowicie zaakceptował ją i jej zajęcie? Możliwe, że teraz byłaby lady wyspy Wight. Ale przeszłość była inna, a oni oboje musieli zerkać u przyszłości.
Podziękowała za jego słowa łagodnym uśmiechem i lekkim skinieniem głową. Nie widział oporów, by przyznać jej rację. Tylko, czy rzeczywiście zgadzał się z jej poglądami, czy też postanowił nie weryfikować ich podczas wylewania wróżb? Nie wiedziała.
Zaśmiała się lekko na jego ostatnie pytanie, kręcąc lekko głową rozbawiona.
- Nie jestem alchemikiem. Pomniejsze mikstury lecznicze i te użytku codziennego nie stanowią dla mnie problemu. Jednak w tych skomplikowanych lepiej odnajduję się moja siostra. Co do samej specyfiki pracy w laboratorium niewiele się lord myli. Badamy ingrediencje i części smocze, poddając je różnym reakcjom. Choćby - co ciekawe - istnieje eksperyment, a może bardziej badanie, które wskazuje do czego odpowiedniejsza jest krew danego smoka. I tak, krew Ogniomiotów najlepiej sprawdza się w miksturach bojowych, ogniowych. Ta albionów odnajduje się świetnie w tych wspomagających - zarówno umysł jak i siłę. Jest szereg założeń i koniunkcji, które mają wpływ na współgranie konkretnych ingrediencji ze sobą. Ale to tylko jeden z przykładów. - łagodny, lekko speszony uśmiech posyła w jego kierunku. - Jako behawiorysta opracowuję plan postępowania z danym smokiem. Sprawdzamy postawione tezy i weryfikujemy je przy pomocy pracujących w rezerwacie opiekunów. - uzupełniła jeszcze, unosząc dłoń, by przeczesać włosy. Uniosła wzrok znad misy, chcąc sprawdzić, czy zainteresowanie nie wyparowało z oczu jej towarzysza. Wielu mężczyzn wolało, gdy milczała nie rozdrabniając się na szczegółowe relacje. - Od jakiegoś czasu wiadomym jest, że zmiana dyplomaty będzie nieunikniona. Oddanie posady w ręce kogoś wrośniętego w miejsce i rozumiejącego jego bolączki, jak i znającego wszystkie zalety zdaje się właściwie. - dodała, skupiając spojrzenie na powrót na wosku, który kształtował się właśnie w owoc. Tristan nie zawsze był odpowiedni do rozmów, choć wysławiać potrafił się pięknie, nie umiał pochować niechęci ku Greengrasom. A, jednak, mimo wszytko, musieli ze sobą współpracować.
Słowa dobywająca się z ust lorda uniosły jej spojrzenie ku górze.
- Dziękuję, lordzie Rowle. - odpowiedziała swobodnie, uśmiechając się w podzięce, choć na końcu języka ciążył jej wniosek, iż smuci ją ten fakt. Zazdrość powierzchowności nie była godna pochwały, świadczyła o mało bogatym wnętrzu - w jej mniemaniu. A ona sama nie mogła zrozumieć, jak ktoś mógłby jej zazdrościć - jak określiła to któraś z jej znajomych - plebejskich piegów. Niemniej zatrzymała te słowa dla siebie.
- Sprawdźmy więc, co jeszcze skrywa Weymouth. - zgodziła się łagodnie, podnosząc się z siedzenia, by zaraz móc opleść dłoń wokół jego ramienia. Przez kilka chwil milczała, by unieść błękitne spojrzenie ku górze na jego ciężki, ostry profil. - Nie sądziłam, że interesują lorda smoki, są o wiele żywsze niż byty z którymi przychodzi lordowi obcować na co dzień. - pozwoliła sobie na bardziej odważne pytanie, dając jednocześnie przyzwolenie, by i on opowiedział więcej o własnej profesji.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Zagajnik [odnośnik]02.10.18 14:14
Ernest nigdy nie był w stanie pojąć, cóż może przeszkadzać pasażerom w jego prowadzeniu potężnego pojazdu — czyż nie docierali na czas, zawsze pewni, iż nie przyjdzie im się ni razu spóźnić? Błędny Rycerz dzięki wkładzie jego jakże skromnej i niezaprzeczalnie wspaniałej osobie zyskał pewnego rodzaju renomę: Szybko, wściekle i zawsze na wyznaczoną porę. Totalnie tak było! Rozbijać też nie rozbijał przecież, bo mugolskie skrzynki pocztowe dzierżyły w sobie jakiś instynkt samozachowawczy, który pozwolił im uniknąć zderzenia z niewiadomoilukilogramowym pędzącym cielskiem ze stali oraz magii. Rozwagę przy tym zawsze miał ze sobą, bo przecież martwy klient to niewypłacalny klient, a ile przy tym papierkowej roboty by było! Może dlatego zwykł wozić ze sobą swój optymistyczny szpadel, z żółtą szuflą i uśmiechem wesołym nań wymalowanym. Ot, pewne zabezpieczenie, gdy rozsądek ruszał na całkowicie niezasłużone wakacje. No, ale dość rzec, iż Prang był niesamowity i absolutnie nie zasługiwał na pogadanki, które próbowali mu urządzać co odważniejsi pasażerowie. Ich wściekłość oraz protekcjonalność nader prędko zeń uchodziła, gdy przyszło im się z mierzyć z charyzmą oraz totalną beztroską kierowcy, odpornemu na dąsy wszelakie.
Na dźwięk słów panny Pomfrey, jedynie puścił jej oczko oraz poruszył sugestywnie brwiami. Naturalnie, że był pokorną oraz skromną osobą, do tego całkiem w porządeczku, więc żartobliwe zdanie mógł przyjąć jedynie z ciepłem w ciemnoniebieskich tęczówkach.
Często od dobra oczekuje się jakiś wielkich, rzucających się w oczy wydarzeń. A sztuką jest dostrzegać je w drobnych gestach, skupić się na niewielkim świetle, które przy dobrych wiatrach jest w stanie rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów —  wyjawił swój pogląd nader pewnie, choć wzrok odwrócił ku przestrzeni rozpostartej przed nimi. Zapewne, gdyby był osobą bardziej asertywną i skłonną do walki, ugiąłby się pod naciskiem przykrych doświadczeń, jakie miały miejsce podczas długich lat jego istnienia, cóż...od zawsze. Ale wychodził w zasadzie z założenia, że inni mieli gorzej, a on mógł się pochwalić wiedzą, jak działać w przypadku złamanej szczęki. Płakać i zwijać się z bólu, ot co!
Przyznam ze wstydem, że moje trzecie oko zwykło się głównie otwierać na perspektywę jedzenia — zdradził Ernie wesoło, zaraz to gwiżdżąc nie bardzo przejęty potencjalnym zakłóceniem czyjegoś spokoju. Trwał w końcu Festiwal Lata, a nie jakieś święto śmierci i innych upiorności, żeby tak się wyciszać miał. Ale konspiracyjna Poppy była konspiracyjna i ujmująca, tak też skłonny był swój magnetyczny głos zniżyć o kilka tonów — Numerologia powiada panna? No, no, no! Przyznaję, mnie nie pociągała ona wcale, bardziej przerażała. Więc tym bardziej mogę podziwiać odwagę panienki, żeby tak w szranki stanąć z tymi wszystkimi zawiłościami — aż głową kręci w niemym uznaniu. Nie przejmował się on nauką specjalnie, w zasadzie nie przejmował się niczym specjalnie ani też niespecjalnie, co mogło tchnąć jałową egzystencją, aczkolwiek nie mógł uznać swego życia za całkowicie puste — miał gorzałkę, Błędnego oraz znajomych, a to chyba było coś. Co prawda domu nie zbudował, drzewa nie zasadził, a co do spłodzenia syna miał jakieś takie wątpliwości — bo nigdy nie wiesz — ale generalnie narzekać nie mógł.
Gdzież bym śmiał! — zaperzył się sztucznie, bo ciężko było w nim gniew obudzić. Zresztą pielęgniarka swoją wiarą i przyjemnym usposobieniem, prędzej wpędziłaby go w wyrzuty sumienia (i nieco w stany lękowe, bo surowość również jakaś w niej tkwiła) niźli we wściekłość. Zresztą wściekły Prang, ha! To byłoby dobre!
Przykrość, jaka odbiła się na licach towarzyszki, była niezaprzeczalna, a mężczyzna po raz kolejny mógł się przekonać, iż los oraz przeznaczenie to jedna wielka kicha. Nie tak powinien postępować on z kobietami, narażać je na rozczarowanie oraz nieszczęścia wszelakie. Czy to nie była męska rola, by brać wszelkie niedogodności na klatę, a partnerki — nawet chwilowej i czysto platonicznej — pozostawiać w błogim szczęściu oraz pewności co do świetlanych dni? Zdecydowanie.
To dobrze, szkoda planować, gdy to, co jest niespodziewane, należy do tych z rodzaju najlepszych — mówi łagodnie, choć marny z niego pocieszyciel. W zasadzie ze smutkami nie potrafi sobie radzić w ogóle, ze swoimi szczególnie, a co dopiero z obcymi. Wydaje z siebie zaraz przeciągłe aww, na uroczy pokaz życzliwości charakteru. Poppy była dobrym stworzeniem i miał nadzieję, że tej dobroci nigdy nie zostanie pozbawiona. Zaraz jednak skupił się na własnym przelewaniu, w zaintrygowaniu oraz swoistym sceptycyzmie przyglądał się, jak woskowa figurka przybiera postać najstraszliwszą ze straszliwych. Wyszczerzył zęby raptownie w uśmiechu szerokim i z lekka szalonym, widząc jak przerażający ponurak, pyszni się na wodach misy. Superowo. Znaczy, teoretycznie powinno być mu przykro, ale kurde bele! Ponurak! Jakie to genialne w swym okrucieństwie i szczęśliwe w pechu! Taka wróżba wzbudzi szacun na dzielni, lęk pośród tych maluczkich, sądzących, że są w stanie zgnoić Ernesta Wspaniałego!
Poppy, patrz jakie to niesamo...co? - odwraca zafascynowane spojrzenie od figurki, skupiając się teraz na brunetce, która...płakała? Ale...co? Jak? Dlaczego? Przez co? Roześmiał się zaraz szczerze, przygarniając do siebie zapłakaną dziewczynę rozczulony nagle — Aj tam wykrakałaś, po prostu wszechświat postanowił spełnić moją prośbę co do interesującego pecha. Nie można mieć za złe wszechświatowi, bo będzie mu przykro i mścić się zacznie — uznaje pogodnie, ale widząc, że to wcale nie działa, bo tak jakby marny z niego pocieszyciel, wzdycha przeciągle. Ostrożnie, z delikatnością unosi podbródek uzdrowicielki — Panno Pomfrey, jedynymi nieszczęśnikami mogą być te osoby, którym niedane było panny poznać. Jesteście jednym z najmilszych poznanych mi stworzeń i ogromną byłoby stratą dla mnie, gdybym nie miał panny w pobliżu — oświadcza z pewnością, drugą ręką ocierając łzy z jasnych, teraz lekko przyrumienionych przez płacz policzków — Zresztą, proszę mi wierzyć. Nawet nie zauważę różnicy — dodaje, czekając cierpliwie, aż dziewczątko uspokoi się chociaż odrobinę. Wtedy to się odsunie, coby więcej dyskomfortu Poppy nie sprawiać, bo taką bliskość łatwo uznać za coś niepotrzebnego.


The risk I took was calculatedBut man, I'm so bad at math...

Ernie Prang
Ernie Prang
Zawód : kierowca Błędnego Rycerza, lep na kłopoty, twoje marzenie
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't do the right thing

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nanananana Ernie!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6139-ernest-prang https://www.morsmordre.net/t6223-keto https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6224-skrytka-bankowa-nr-1526 https://www.morsmordre.net/t6225-ernest-prang
Re: Zagajnik [odnośnik]05.10.18 10:10
3 sierpnia
  Pojawiła się na polanie bez eskorty. To była dla niej nowość, jako, że dotychczas podczas prawie wszystkich uroczystości towarzyszyła jej ciotka. Poruszała się powoli, z rozwagą dobierając każdy krok, jakby spodziewając się, że zaraz z krzewów dziko wyglądającej róży czy jeżyny wyskoczy na nią stado równie dzikich trolli. Słyszała jako dziecko historie, że i takie niespodziewane spotkania w Anglii wcale nie odbiegają tutaj od normy. Chociaż rozsądek kazał jej podejrzewać, że takich atrakcji nie musiałaby się spodziewać tutaj, ten podszyty cynizmem i sarkazmem charakter jej myśli, pomagał jej zakładać inaczej. Przechadzając się pomiędzy świeżo, wolno rosnącą jeżyną, sięgnęła dłonią po jedną z nich. Obróciła ją pomiędzy palcami, obserwując jak ich opuszki zabarwiają się na różowo. Chociaż wyglądała na pogrążoną we własnych rozważaniach, w istocie nawet lekkie przechylenie głowy na bok, pozornie w ucieczce przed słońcem, które padało jej do oczu, miało swój cel. Nie tylko ten oczywisty, aby ukryć twarz w cieniu luźno zagęszczonego drzewa, obok którego stała. Obserwowała z bezpiecznego dystansu ludzi, głównie arystokrację, nierzadko szukającą u Pelagii Prewett wskazówek co do rozczytania wyłowionych przez nich figur woskowych. Większość twarzy wydawała jej się obca, a chociaż wyraźnie potrafiła rozpoznać arystokrację, po ubiorze, czy kroku – tym, którym dawali do zrozumienia, że ziemia po której stąpają należy do nich – do żadnego z nich nie podeszła. W Paryżu to było oczywiste. Na bankietach i wydarzeniach społecznych bywała w swoim towarzystwie, które przedstawiało ją należycie nowym osobom. Tutaj, była bezimienną szlachcianką, którą nie wszyscy musieli pamiętać. Samotnie przemierzającą zagajnik, z lekką dozą ograniczonego zaufania kosztującą owoc, żeby później móc zanurzyć dłoń w wodzie, w której moczono wosk, obmywając skórę ze słodkiego miąższu. Nic bardziej nie frustrowało ją jak pozostanie niewidzialną. Pomimo, że przecież mogła skupiać spojrzenie choćby eleganckim strojem, na francuską modłę, nie o taką uwagę jej chodziło.
  Skoro już i tak zatrzymała się przy glinianej misie z wodą, podążyła za czynnościami obecnych. Ciężko powiedzieć czy przekonała ją do tego figura przechadzającej się po terenie Pelagii Prewett, czy może ciekawość, jakie niespodzianki przygotuje dla niej Anglia. Miała oczywiście pewne swoje oczekiwania co do czekającej ją wróżby, ale przechowała je w ciszy, dla siebie. Z wyboru. Nie dlatego, ze nie miała się nimi z kim podzielić, bynajmniej.
  Chwytając jedną z lewitujących za sprawą magii świec, przechyliła ją na bok. Ciepły płomień odbijał się w jej skupionych tęczówkach, kiedy przelewała wosk przez dziurkę miedzianego klucza.
  Czekając na werdykt.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.




Ostatnio zmieniony przez Blaithin Fawley dnia 09.10.18 14:41, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Zagajnik [odnośnik]05.10.18 10:10
The member 'Blaithin Fawley' has done the following action : Rzut kością


'Wróżby' :
Zagajnik - Page 24 MItRpKl
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 24 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagajnik [odnośnik]07.10.18 14:32
Nie był pewien, co właściwie skłoniło go do pojawienia się w zacienionym zagajniku. Nie wierzył we wróżby, nie rozumiał też magii, jaką niektórzy dostrzegali w rozczytywaniu przyszłości z ułożenia gwiazd, herbacianych fusów czy woskowych kształtów; świadomość, że jego los mógł być z góry przesądzony i zapisany, kłóciła się z jego przekonaniami, powodując w umyśle coś w rodzaju psychicznego dyskomfortu. Jeżeli wszystkie ścieżki były już wytyczone, a wybierane zakręty i tak miały koniec końców doprowadzić go do tego samego celu, to jaki był sens w szarpaniu się z trudnymi decyzjami i niemożliwymi wyborami? Przystanął na skraju polany, przez moment jedynie obserwując poczynania zgromadzonych tam czarodziejów i czarownic. Widział przechadzającą się między świecami Lorraine – w jej talent do zaglądania w przyszłość akurat wierzył, ale nigdy nie stawiał znaku równości między urodzonymi wieszczami, a wyuczonymi wróżbitami – jednak zdecydował się tym razem nie zaburzać jej spokoju swoją obecnością. Ukrył dłonie w kieszeniach, biorąc głęboki oddech; powietrze pachniało różanymi krzewami i jeżynami, skrywającymi się już na tle wieczornego, ciemniejącego nieba, dodatkowo wpychając go w samotność własnych myśli. Może i w przyjęciu teorii o nieuchronności nadchodzących wydarzeń leżało też jakieś ukojenie, ściągające z ramion przynajmniej część odpowiedzialności za własne czyny – ale Percival nie wierzył, by taka droga na skróty, była drogą właściwą. Jakie znaczenie miałyby wtedy wszystkie te decyzje, które finalnie doprowadziły go do miejsca, w jakim znajdował się obecnie?
Przez chwilę planował się wycofać i wrócić do bezpiecznego schronienia własnych komnat, ale skoro nogi doprowadziły go aż tutaj, mógł chociaż oddać hołd tradycji. Ruszył więc przed siebie, pozdrawiając po drodze skinieniem głowy kilka znajomych osób, lecz nie zatrzymując się, żeby porozmawiać z którąkolwiek z nich. Nie miał ochoty na wymianę uprzejmości ani rozmowę o woskowych kształtach; nie znał się też na wróżbiarstwie na tyle, by być w stanie zinterpretować własny – liczył tu jednak na pomoc innych, którzy godziny spędzone w dusznej klasie poświęcili na faktyczne studiowanie ksiąg, a nie snucie dalekosiężnych marzeń o smoczych wyprawach.
Podszedł do jednej z glinianych mis, tych stojących bardziej na uboczu, niż w centrum polany, początkowo nie przyglądając się dokładniej kobiecie, która już przy niej stała, przelewając wosk przez dziurkę mosiężnego klucza. Zauważył jedynie – mimowolnie i raczej podświadomie – że nosiła się dumnie, jak jedna z przedstawicielek brytyjskich, magicznych rodów, choć gdy znalazł się tuż obok, nie rozpoznał jej twarzy z salonów. Miała w sobie coś odmiennego, ale też dziwnie znajomego i przez chwilę wydawało mu się, że powinien był znać jej imię – ale mimo że próbował, nie potrafił przypomnieć sobie, skąd. Możliwe, że tylko mu się wydawało, lub że mylił ją z kimś innym.
Przeniósł spojrzenie na woskowy kształt, pływający po powierzchni wody. – Księżyc – zauważył cicho, mniej z racji realnego zainteresowania, a bardziej ze względu na fakt, że dobre wychowanie nakazywało mu się odezwać. – Wie lady, co oznacza? – zapytał, upewniając się, że zwrócił na siebie jej uwagę i dopiero wtedy kiwając z szacunkiem głową. Nie znał jej nazwiska, ale stan wydawał mu się oczywisty; jej szaty, chociaż skrojone raczej na modłę francuską niż angielską, zdecydowanie nie zostały uszyte na zamówienie kogoś spoza arystokracji. – Mogę? – dodał jeszcze, samemu sięgając po jedną ze świec oraz klucz, ale dając jej jeszcze chwilę na zrezygnowanie z jego towarzystwa, biorąc pod uwagę, że mogła chcieć pozostać sama. Dopiero później przechylił ostrożnie świecę, wylewając ciepły wosk na chłodną powierzchnię wody.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Zagajnik [odnośnik]07.10.18 14:32
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością


'Wróżby' :
Zagajnik - Page 24 254OLqE
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 24 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagajnik [odnośnik]07.10.18 18:40
Zazwyczaj starała się analizować na chłodno ważne sytuacje, by ich części składowe oraz ich znaczenie przybliżyły jej wagę całości, lecz wrodzona ciekawość nie pozwoliła jej zamknąć się na tylko jeden sposób odbierania świata. Nie wierzyła we wróżby, nie uznając ich dziedziny za naukową, lecz skłamałaby, gdyby twierdziła, że nie interesowały jej ani trochę; w przeciwnym razie przecież by jej tu nie było. Marine uważała się za osobę racjonalną, ale nie zamierzała ujmować sobie rozrywki w postaci odwiedzenia zagajnika. Na dodatek pojawiła się tu w towarzystwie twardo stąpającego po ziemi Amadeusa, dlatego tym bardziej nie groziło jej przejęcie się tym, co osoby odpowiedzialne za wróżby wyczytają dla niej z wosku.
Zanim oboje znaleźli się przy właściwym stoisku, musieli oczywiście przedyskutować kwestię zaręczyn panny Lestrange. Lord Crouch był już raz żonaty i wkrótce miał stanąć na ślubnym kobiercu po raz drugi, był więc cennym źródłem opinii na temat instytucji małżeństwa. Konserwatywne poglądy czyniły go odpowiednim powiernikiem w tej kwestii, a sympatia, jaką darzył mieszkańców Wyspy Wight, dodatkowo pogłębiała pewność młodej śpiewaczki.
- Lord Yaxley, syn nestora – nie mogła odpuścić okazji do pochwalenia się pozycją zajmowaną przez przyszłego męża; wiedziała, że Amadeus doceni dumę w jej głosie oraz niewielki uśmieszek pojawiający się na twarzy – Opiekuje się smokami w rezerwacie Kent, dlatego śmiem twierdzić, że będę mogła czuć się przy nim bezpiecznie.
Kroczyli dalej przed siebie, nie poświęcając wiele uwagi mijającym ich osobistościom; oczywiście odpowiadali na powitania kogo trzeba, Marine pozdrowiła także Lorraine Prewett, ale poza tą wymianą uprzejmości pozostawali parą niewzruszoną przez nikogo z zewnątrz.
- Co sądzisz o tej decyzji? – zapytała, szczerze zaciekawiona tym, co lord Crouch ma do powiedzenia. Lordowie z Fenland znani byli ze swojej nieustępliwości i konserwatywnych poglądów, a mimo iż daleko im było do lwów salonowych, sama panna Lestrange nie miała nic przeciwko wyborowi ojca. Wszyscy rozprawiali o tym, że nadchodzą ciężkie czasy, jej zaręczyny były więc doskonałym momentem by ogłosić, że lordowie z Wyspy Wight stoją po właściwej stronie.
Zanim się obejrzała, stali już przy jednej z mis; młoda czarownica zachęciła swojego towarzysza aby pierwszy przelał wosk przez klucz i z zaciekawieniem spojrzała na kształt, który chwilę później pojawił się na wodzie.
- To chyba rozgwiazda. Wróżę Ci więc rychłą kąpiel w Morzu Śródziemnym, a co za tym idzie, podróż na kontynent. Na pewno czeka cię jakiś wyjazd służbowy – zawyrokowała, drocząc się odrobinę ze swoim towarzyszem.
Nie minęło jednak wiele czasu, zanim sama nie chwyciła klucza. Wiedziała, że od jednej sylwetki nie będzie zależał jej los, co nie zmieniało faktu, że była odrobinę podekscytowana przesłankami na temat domniemanej przyszłości.

[bylobrzydkobedzieladnie]



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on




Ostatnio zmieniony przez Marine Lestrange dnia 28.03.19 19:36, w całości zmieniany 2 razy
Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Zagajnik - Page 24 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Zagajnik [odnośnik]07.10.18 18:40
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością


'Wróżby' :
Zagajnik - Page 24 OSUKa5r
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 24 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zagajnik [odnośnik]07.10.18 23:14
  Skoncentrowana na skrupulatnym przelewaniu wosku, nie zwróciła uwagi na towarzystwo mężczyzny. Prawdopodobnie posłała mu zaledwie ulotne spojrzenie. Żeby jednak dłoń nie zadrżała jej przy wykonywanej czynności, nie poświęcała mu więcej uwagi. Jedynie ściągnęła ledwie dostrzegalnie łopatki, wciągając powietrze, przybierając możliwie jak najdostojniejszą postawę. Miała ku temu przynajmniej dwa powody. Pierwszy, onieśmielić śmiałka w taki sposób, żeby nie miał odwagi się do niej odezwać. Drugi, zwrócić jego uwagę na jej atuty, dla własnej satysfakcji, żeby poczuła się doceniona za wysiłek jaki włożyła w dobrą prezencję na tym angielskim padole. Ani jedna z jej motywacji nie zadziałała, czym Blaithin jedynie upewniła się, że ma do czynienia z arystokratą, oswojonym z takimi zagrywkami. Dlatego właśnie spojrzała na niego z ukosa, z mieszanką ciekawości i nieufności, choć nie sprawiała wrażenia mocno zaangażowanej w posturę mężczyzny, jakiego miała przed sobą.
  Do czasu, dopóki nie oceniła całokształtu jego osoby. Głosu, nieznacznie ostrzejszych rysów jego twarzy i gęstszego zarostu. Niedługo miała je skojarzyć z konkretną osobą. Jeszcze zanim echo jej wspomnień dopadło jej myśli, pozwalając jej zidentyfikować mężczyznę, już instynktownie czuła do niego niechęć. Nawet pomimo faktu, że jego wizerunek nie ranił jej oczu, a głos uszu. Wręcz oba te aspekty wydawały się w jakiś sposób przyjemne i dla oka i ucha, żeby nie powiedzieć: magnetyczne.
  — Podejrzewam, że zaraz mnie o tym poinformujesz, lordzie?
  Na razie zdystansowana, odłożyła klucz na tacę obok misy, nie wywołując przy tej czynności nawet najmniejszego dźwięku. To przez pedantyczne wychowanie ciotki, którą drażnił nawet najdrobniejszy brzdęk łyżeczki o porcelanę. Wolno odciągając dłoń od kluczyka, cofając ją pod żebra, splotła swoje dłonie razem, z początku nie znajdując dla nich zastępczego zajęcia. W tej pozycji uniosła w końcu z większym zainteresowaniem twarz ku mężczyźnie. Jego profil, sylwetka, nawet jego ubiór świadczyły o jego przynależności do szlachetnego rodu. Ale to, co poruszyło lady Fawley bardziej, to fakt, że po kilkunastu sekundach, w których dojrzała wiele zmian w jego prezencji, rozpoznała w nim Percivala Notta. Dowodem na to mogło być choćby, ledwie dostrzegalne, spięcie jej ramion i ostrzejsze spojrzenie. To było niełatwe do rozczytania, kiedy łagodziły je refleksy płomienia świecy odbijającego się w jej tęczówkach. Gdyby jednak patrzeć uważniej, można byłoby zauważyć groźny błysk, który zaraz przygasł, kiedy odwróciła spojrzenie.
  — Proszę.
  Typowa, grzecznościowa formułka miała go zachęcić do skorzystania z oferowanych przez rodzinę Prewettów zasobów. W czasie, kiedy ona obeszła go od tyłu, obejmując krytycznym spojrzeniem całą jego sylwetkę, upewniając się, żeby tego wzroku nie wyłapał. Stając w końcu po drugiej stronie misy powstrzymywała się od cisnących się na usta niesympatycznych epitetów. Zamiast tego uśmiechnęła się kącikiem warg.
  —  Księżyc i słońce.
  Jakże ironicznie… Ta ironia wcale nie trafiła w jej gusta, dlatego jej następna wypowiedź przesiąknięta była odrobiną niebezpiecznej nuty. Zasłyszana wcześniej od Polagii Prewett interpretacja znaczenia słońca, okazała się w jej komentarzu niezastąpioną pomocą.
  — Ktoś mógłby pomyśleć, że żeby siła słońca mogła wzejść, ktoś inny – nacechowany na przykład przez księżyc – w przeszłości musiał zostać zepchnięty na margines, żeby ciebie w przyszłości czekało szczęście i świetlana droga… lordzie Nott.
  Specjalnie jego personalia wypowiedziała przy końcu swojego zdania, dawkowane odpowiednim tonem – irytująco powolnym i enigmatycznym, żeby mógł się zastanawiać skąd się znali. Na co ona sama, póki co, nie chciała mu udzielać odpowiedzi. Nie planowała niczego ułatwiać żadnemu z Nottów.



Rodzimy się w jeden dzień. Umieramy w jeden dzień. W jeden dzień możemy się zmienić. I w jeden dzień możemy się zakochać. Wszystko może się zdarzyć w ciągu zaledwie jednego dnia.


Blaithin Fawley
Blaithin Fawley
Zawód : kuratorka i krytyk muzyczny
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Cofnęłabym się tysiąc razy i straciła go tysiąc razy, żeby tylko usłyszeć jego snute opowieści albo tylko głos. Albo nawet bez tego. Jedynie wiedzieć, że gdzieś tutaj jest. Żywy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6537-blaithin-fawley#166787 https://www.morsmordre.net/t6543-galahad#166862 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t6545-skrytka-bankowa-nr-1654#166865 https://www.morsmordre.net/t6544-blaithin-e-fawley#166863
Re: Zagajnik [odnośnik]08.10.18 12:26
Tak. Z naszej dwójki to ja powinnam ekscytować się trollami oraz innymi, niegodnymi damie zainteresowaniami. Los jednak bywa przewrotny i to, co kocham w roślinach, nie jestem w stanie jednakowo umiłować w zwierzętach oraz magicznych istotach. Owszem, uwielbiam hipogryfy, nawet gumochłony są całkiem fajne, ale trolle - nie, nie i nie. Są ohydne, śmierdzące i głupie. Ich język jest tak prymitywny, że aż to niesłychane, żeby się go jeszcze uczyć. Prawdopodobnie wychodzę teraz na ignorantkę, ale słowo daję, że nie wiem czego tam się można uczyć. Sekwencji bekania? Podniosłe, nie powiem. Jednak tak kocham Julkę, że nie jestem w stanie powiedzieć tego wszystkiego na głos. Zamiast tego uśmiecham się jakże tajemniczo.
- Chyba tak - śmieję się cicho. Trollofobka, tak, to chyba mnie opisuje w tym momencie. - Ale nie złość się na mnie, kuguchary czy psidwaki są super! - dodaję, pragnąc się trochę usprawiedliwić przed wielkim gniewem przyjaciółki. Ona wie, że lubię zwierzęta, ale wolę to zaznaczyć, skoro robi taką groźną pozę. Strach się bać, ot co. - Nigdy w to nie wątpiłam - przyznaję szczerze i kiwam głową. - Ale wiesz, że znawca trolli nie pasuje do tego obrazka, prawda? - dopytuję, naturalnie z czułością oraz wyrozumiałością, taka przecież jestem! - Nie zrozum mnie źle. Ja się po prostu boję, że te trolle to cię kiedyś zaciukają maczugą. Nie chcę, żebyś stała się drugą Gondoliną Oliphant - mówię tym razem śmiertelnie poważnie. Tamta czarownica skończyła bardzo źle i zdecydowanie nie widzę w tej roli Julki. No po prostu nie i już. Wolałabym już, żeby była nadętą arystokratką, przynajmniej pozostałaby żywa. Jak wiemy z doświadczenia, Prewettówna nie stanie się ani jednym, ani drugim, więc to tylko czcze marzenia oraz próby przekonywania do porzucenia niebezpiecznego zajęcia podglądania śmierdzących istot i uczenia się od nich języka.
- Nie ma. To musi być ten jedyny - wyrokuję niczym najwyroczniejsza z wyroczni, niczym Pytia, Cassandra i wszyscy inni, co wsławili się w bystrości trzeciego oka. Towarzyszy temu powaga, wyprostowana przy misie sylwetka oraz pełen stanowczości wyraz twarzy. Ale tak naprawdę to dokładnie to myślę - skoro dobrali ich tak cudownie harmonijnie, to niedługo i oni sami dobiorą się do siebie, chociaż to brzmi w mojej głowie jakoś tak… obcesowo i niejednoznacznie. Wręcz nieprzyzwoicie! Dlatego krzywię się lekko do własnych myśli.
- Wiesz, odkąd w czerwcu była zima, to nie można niczego wykluczyć. Nim się obejrzysz, a we wrześniu będziesz stroić choinkę - odpowiadam na pełen powątpiewania głos rudowłosej. Ja już w nic nie wątpię, a wręcz wszystkiemu daję wiarę. Magia jest zaskakująca sama w sobie, a jeśli dodać do tego jej załamania, to już w ogóle niemożliwe staje się możliwe. Jednak muszę przyznać, że odpowiedź na moje pytanie jest niesamowicie zaskakująca, stąd moje uniesienie brwi i zaskoczenie. – Bardzo dojrzale! - rzucam trochę z kpiną, niestety. - Tym bardziej do siebie pasujecie. I jedno i drugie uparte jak osioł gotowe do narażania swojego życia. - Kręcę z dezaprobatą głową. - Ale nie odmówię sobie obserwacji zmagań panów - dodaję po krótkiej pauzie pełnej zamyślenia. Coraz gorsze myśli nawiedzają mój umysł, na przykład to, czy zobaczymy czarodziejów z nagimi torsami. Och! - Ale przez większość czasu musisz zasłaniać mi oczy - śmieję się, ale to poniekąd prawda. Nienawidzę brutalności. Z drugiej strony po wydarzeniach z kwietnia muszę się do niej przyzwyczajać.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Zagajnik [odnośnik]15.10.18 20:33
Czekając, aż wosk zastygnie, Amadeus zamyślił się głęboko nad odpowiedzią Marine. Wyglądało na to, że wieści o zaręczynach były bardzo świeże, skoro nie dotarły do niego jeszcze przed spotkaniem z przyszłą lady Yaxley. Sprawiło mu pewną satysfakcję – lubił być o krok przed wszystkimi i wiedzieć o czymś, o czym większość arystokratycznego światka nie miała jeszcze pojęcia. Natomiast wybór, jakiego dokonał Theseus, nie był dla niego żadnym zaskoczeniem; co więcej, pochwalał fakt, że lord Lestrange w tak oczywisty sposób oświadczał szlacheckiemu gronu, jakie wartości wyznawał jego ród.
Nie mógł również nie wyłapać dumy w głosie Marine; bez wątpienia zdawała sobie sprawę z tego, że stała u progu wyjątkowo zaszczytnego małżeństwa.
- Niech tylko spróbuje splamić twój honor, Marine – odrzekł tak cicho, aby usłyszała go tylko lady Lestrange, a w głosie lorda zabrzmiała subtelna nuta groźby. Marine była przecież córką jego długoletniego przyjaciela i Amadeus czuł się w pewien sposób odpowiedzialny za jej dobro; wierzył zresztą, że gdyby sam posiadał dzieci, Theseus zachowywałby się wobec nich podobnie. Gdyby tylko jego syn żył… - Oczywiście nie zmienia to faktu, że jest to zadowalający kandydat na męża. Szczerze ci gratuluję, moja droga – odrzekł, tym razem nieco głośniej, posyłając Marine ciepły uśmiech, który wyżłobił na jego twarzy kilka dodatkowych zmarszczek. - Jeśli chodzi o moją opinię, śmiem twierdzić, że czeka cię odpowiedni prestiż związany z byciem żoną szlachcica, którego w bliższej lub dalszej przyszłości będzie można typować na kolejnego nestora rodu Yaxley – dodał, na powrót zagłębiając się w gąszczu myśli. Jego ród od lat pysznił się umiejętnością trafnej analizy skutków szlacheckich mariaży, jako że Crouchów od dziecka oswajano ze skomplikowaną siatką wpływów i koneksji. - Twoje dzieci będą miały szansę cieszyć się podobną pozycją – dodał jeszcze, między wierszami przypominając Marine, że wydanie na świat potomków było nie tylko jej obowiązkiem, ale również przypieczętowaniem małżeństwa i swojego statusu.
Zamilkłszy, spojrzał w misę z wodą, odkrywając, że wosk utworzył w niej dość kształtną gwiazdę.
Jego towarzyszka już śpieszyła mu z pomocą w interpretacji.
- Podróż służbowa nad Morze Śródziemne w istocie byłaby wspaniała – odrzekł, uśmiechając się dość pobłażliwie, choć zaraz zorientował się, że sugestia Marine mogła być dobrym pomysłem. - Ale być może wybiorę się tam w nieco innym charakterze – rzekł, a na jego twarzy pojawił się lekko rozmarzony wyraz. Ilekroć myślał o swojej drogiej Madeline, czuł się jak w najpiękniejszym śnie. - Lady Slughorn zapewne ucieszyłaby się z podróży poślubnej po Włoszech bądź Riwierze Francuskiej.
Teraz jednak nadeszła jego kolej, by zinterpretować kształt, jaki utworzył wylany przez lady Lestrange wosk. Amadeus pochylił się lekko nad misą, mrużąc oczy i usiłując użyć swojej dość skostniałej już wyobraźni.
- Ptak – oświadczył wreszcie, zerkając na Marine. - Niewątpliwie symbolizuje rychłe wyfrunięcie z rodzinnego gniazda i wzbicie się w przestworza magicznej socjety. Sądząc po rozmiarze skrzydeł… wróżę ci wysokie loty – niemalże bawiła go ta interpretacja; z jednej strony będąca elementem nieszkodliwej, dość dziecinnej zabawy, a z drugiej brutalnie realna.
Wysokie loty mogły przecież oznaczać wyjątkowo bolesne upadki, a każda szlachcianka – zwłaszcza Marine, jak podejrzewał Amadeus – wolała przecież wystrzegać się tych drugich.
Amadeus Crouch
Amadeus Crouch
Zawód : znawca prawa, dyplomata, poliglota po godzinach
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony

I had a taste for you, once

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6411-amadeus-crouch https://www.morsmordre.net/t6576-romulus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6577-skrytka-bankowa-nr-1610#167556 https://www.morsmordre.net/t6575-amadeus-crouch#167554
Re: Zagajnik [odnośnik]19.10.18 23:55
Zmierzhalo kiedy wstąpiłem do zagajnika. Posuwistym krokiem, otaczającym zebranych przechadzałem się wzdłuż linii młodych sosen nie znających jeszcze pojęcia marności wiążaćej się z przemijniem. Być może właśnie tego powodu przyciągały mnie ku sobie w sposób bezwiędny każąc sobie zazdrościć, a więc i owszem - z dobrodusznym uśmiechem na ustach spoglądałm na nie właśnie z zazdrością. Postąpiłem kilka kolejnych kroków by przystanąć i zastanowić się czy tego chcę. Prawdopodobnie dla większości tu zgromadzonych była to zabawa, nic nie znaczący akt, który zostanie zapomniany po przekartkowaniu kilku kolejnych stron w dal. Nie byłem tak pyszny by twierdzić, że żyją w błędzie, że się mylą. Tak właściwie to takim ludziom zazdrościłem posyłając te same spojrzenie które opierałem na młodych, wiotkich wiciach mijanych wcześniej drzew. Ja nie potrafiłem nie widzieć jednego wielkiego kłębowiska przecinających się nici przeznaczenia zawiązywanych przez każdego z tu zebranych chcących odgadnąć bądź zakpić z podglądanego w niepozornej tafli wody historii przyszłości. Ja sam poniekąd się tego obawiałem i nie wiem, czy zbliżając się do jednej z wielu kadzi oczekiwałem zobaczyć...właśnie, co? Już dawno przestałem zawiązywać nadzieję w jego cudowne odratowanie więc skąd ten niepokój? Fantomowy odruch amputowanej nadziei...? Zmrużyłem powieki patrząc na taflę wody w naczyniu nieco machinalnie. Czując to oderwanie myśli od ciała nieporadnie podciągałem szerokie, długie rękawy szaty nie chcąc by rozgrzewany wosk zniszczył materiał. Ostrożnie przelewałem go do wody patrząc na odlewany kształt, który zmieniał się w każdej sekundzie. Zmieniał się w każdej sekundzie by ostatecznie zastygnąć. Przypieczętowany los. Zaklęta przyszłość. Czekająca na odkrycie, czy zmianę? Trudno było powiedzieć. Ostawiłem przyrządy na bok, sięgając po serwetkę którą rozłożyłem na jednej dłoni, a drugą zanurzyłem w wodzie by delikatnie wyłowić wróżbę.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Opowiedz mi o śmierci, o śnie, który tam prowadzi,
O wypoczynku wiecznym,
Gdzie nie wie się nic o miłości i nienawiści,
ani o zadowoleniu smutnym.



Ostatnio zmieniony przez Laurent Baudelaire dnia 08.12.18 16:37, w całości zmieniany 2 razy
Laurent Baudelaire
Laurent Baudelaire
Zawód : Właściciel antykwariatu, artysta
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A gdy czasem, tonący w leniwej niemocy,
Na ziemię łzę ukradkiem zroni w cieniach nocy,
Poeta, nieprzyjaciel snu, dusza marząca,

Zaraz w dłoń swoją zbierze tę bladą łzę żalu,
O odbłyskach tęczowych jak odłam opalu,
I w sercu swym umieści, z dala oczu słońca
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6341-budowa https://www.morsmordre.net/t6376-pan-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f187-dzielnica-portowa-thames-path-7 https://www.morsmordre.net/t6557-skrytka-bankowa-nr-1591#167298 https://www.morsmordre.net/t6398-laurent-baudelaire#162760
Re: Zagajnik [odnośnik]19.10.18 23:55
The member 'Laurent Baudelaire' has done the following action : Rzut kością


#1 'k6' : 1

--------------------------------

#2 'k100' : 90

--------------------------------

#3 'Wróżby' :
Zagajnik - Page 24 GvdWVlZ
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagajnik - Page 24 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 24 z 30 Previous  1 ... 13 ... 23, 24, 25 ... 30  Next

Zagajnik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach