Wydarzenia


Ekipa forum
Zielona Wróżka
AutorWiadomość
Zielona Wróżka [odnośnik]22.05.16 0:01
First topic message reminder :

Zielona Wróżka

★★★
To miejsce idealne do nielegalnych utargów, ukradkowych spotkań bez zachowywania nadmiernej ostrożności. Jedno jest tutaj pewne - pracowników nie interesują intencje czy rodowód gości, stąd nigdy nie wiadomo, na jaką klientelę się natrafi. Lokal nie należy jednak do najtańszych - na odwiedzanie go mogą sobie pozwolić jedynie osoby co najmniej średniozamożne. Jak można by się spodziewać po nazwie zamieszczonej na zielonym szyldzie nad drzwiami wejściowymi, całe wnętrze utrzymane jest właśnie w tonacji głębokiej zieleni - podstarzała, lecz wciąż elegancka tapeta, obicia odrobinę zbyt wysłużonych, aksamitnych sof, a nawet kotary w bardziej prywatnych lożach, do których prowadzą zawiłe, wąskie korytarzyki. Stoliki skryte są w głębokim półmroku o niepokojącym, zielonym odcieniu, gwarantującym gościom dodatkową anonimowość. Powietrze wypełnione zapachami mieszających się ze sobą olejków eterycznych jest ciężkie. Jednak Zielona Wróżka słynie nie tylko z nielegalnych interesów odbywających się pod ciężkimi obrusami wyłożonymi na okrągłych stolikach - już od samego momentu otwarcia lokalu, a więc ponad pół wieku temu, dostać tutaj można było jeden z trunków, dziś już nielegalny. Pomimo zakazu nie zrezygnowano jednak ze sprzedaży; podstarzały barman i jednocześnie właściciel, po dziś dzień własnoręcznie wytwarza i nielegalnie handluje zieloną wróżką, mocnym alkoholem, który swoją nazwę zawdzięcza zielonej barwie oraz silnemu działaniu halucynogennemu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zielona Wróżka - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zielona Wróżka [odnośnik]23.09.18 14:13
Skinęła głową, upijając kolejny łyk ze swojego kieliszka; temat Sigrun Rookwood postanowiła zostawić już za sobą, mając w tej chwili całkiem sporo kwestii do przedyskutowania z najstarszym bratem. Zamierzała oczywiście wziąć pod uwagę jego rady, zwłaszcza tę finalną, lecz nie wykluczało się to z jej planami na przyszłość – następne spotkanie z łowczynią wilkołaków i tak miało dojść do skutku, a o ich przebiegu jak zwykle zadecydować miał głównie nastrój obu pań. Caley nie zamierzała świadomie narażać się na plotki mogące mieć wpływ na jej reputację, dlatego wyciągała wnioski z każdej sytuacji i tym razem zamierzała udać się z blondynką w o wiele bardziej ustronne miejsce. Przez moment jeszcze zastanawiała się nad jej relacją z Caelanem, lecz uznała, że to nie jemu będzie wiercić dziurę w brzuchu na ten temat; druga strona na pewno także miała wiele ciekawego do powiedzenia.
Nie kryła radości z pojawienia się na stole pakunku, przeznaczonego przecież jako prezent właśnie dla niej. Mogła spodziewać się wszystkiego i cokolwiek by to nie było, miało spełnić jej oczekiwania. Najstarszy brat wiedział doskonale, czego jego siostra może potrzebować i co ucieszy ją najbardziej. Nie do końca legalne ingrediencje, kamienie szlachetne pochodzące z wątpliwych źródeł – Caley nigdy nie miała problemów z przyjmowaniem podarunków tego rodzaju. Była dumna z umiejętności swojej rodziny, z ich talentu do wyłuskiwania z każdej okazji maksimum korzyści, ze zręcznego panowania nad własnymi interesami. Choć w żeglarstwie nie mogła się im równać, planowała kiedyś sięgnąć podobnego poziomu w meandrach swojej ministerialnej kariery.
- Być może rękojmia z jeleniego poroża uświetniłaby jakiś sztylet dla ciebie, ale będę musiała jeszcze o tym pomyśleć – mrugnęła, przesuwając pakunek ku sobie i bez zaglądania do środka przejmując go już oficjalnie. W domu zamierzała przyjrzeć się bliżej nowym zdobyczom, na razie wolała skupić się na rozmowie z bratem.
Alkohol sprawiał, że miała do powiedzenia więcej i nie starała się wcale ukrywać pewnych opinii. Czuła się bezpiecznie i wiedziała, że Caelan nie wykorzysta zdobytych informacji przeciwko niej. Sama zrobiłaby przecież to samo.
- Ktoś w końcu będzie musiał przemówić tym postępowcom do rozumu – przewróciła oczami, opierając się wygodnie i ujmując kieliszek w dłoń – Nasza rodzina na pewno opowie się po właściwej stronie. Cała rodzina – dodała, nie musząc właściwie już bardziej utwierdzać brata w przekonaniu o tym, po której stronie stała – Gdyby w Ministerstwie zaczęło dziać się coś niepokojącego, poinformuję cię – zapewniła, dopijając swoją porcję Zielonej Wróżki.
Być może rozmowa o rodzinnych problemach nie była najlepszym tematem do poruszania w stanie upojenia alkoholowego, lecz nie widywali się z Caelanem na tyle często, by poświęcić tę okazję i z niej nie skorzystać.
- Odwiedziłam go w zeszłym miesiącu, próbowałam zadośćuczynić mu za sprowadzenie Calhouna na ląd – przyznała się wreszcie co było powodem pojawienia się najmłodszego Goyla w porcie, lecz podejrzewała, że najstarszy już to wiedział – Wydaje mi się, że to kwestia kilku tygodni. Albo oboje przestaniemy się łudzić, albo Cadana trafi szlag i wsiądzie na statek by odpłynąć byle dalej.
Ciche westchnięcie kłóciło się z jej zrelaksowaną miną; dopiero za kilka dni miała spotkać się z Eir i szczerze porozmawiać o kondycji jej męża.
Tymczasem alkoholu ubywało, a czas płynął nieubłaganie i rodzeństwo Goyle zorientowało się, że czas opuścić już ulubiony lokal. Caley poprosiła brata o odprowadzenie jej na Mansfield Road i nie wykluczała, że niektóre postacie mijane po drodze mogły być jedynie wytworami wizji wywołanymi Zieloną Wróżką. Za to Caelan znikający w londyńskiej mgle był jak najbardziej prawdziwy; następnym razem mieli spotkać się dopiero na osławionym Sankthansie, a do tego czasu wiele mogło się zmienić.

zt x 2




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]23.01.19 16:37
cyrus & jayden12 października
Dziwna muzyka, nieprzypominająca żadnej ze znanych Jaydenowi, wybrzmiewała z potężnego gramofonu ustawionego w rogu pomieszczenia, nadając abstrakcyjnego nastroju całemu lokalowi. Zieleń przebijała się z każdej strony i nie trzeba było szukać daleko, by móc poczuć tę atmosferę pewnego unoszenia się ponad ziemią. Zupełnie jakby wkraczając do wnętrza Zielonej Wróżki przenosiło się z jednego świata do drugiego. Patrząc po niektórych klientach, w sumie Vane nie pomylił się aż nadto i nie spodziewał się, że niedługo będzie mu obojętne to, co działo się dokoła. Nigdy nie podejrzewałby się o chęć spędzenia w takim miejscu nawet chwili czasu, ale przekraczając próg pijalni, było mu wszystko jedno. List, który wysłał do Snape'a mówił jasno, że oddawał mu kontrolę nad tym wieczorem i zapewne całą nocą - Cyrus miał poprowadzić go tam, gdzie uważał za słuszne. Zanim jednak dotarli do przesiąkniętego mistycyzmem lokalu, zahaczyli o kilka barów, jednak nie zagrzali tam miejsca. Zresztą wszystkie bardziej znane placówki odstraszały samego astronoma. Dziurawy Kocioł był między innymi jednym z nich. Bardzo łatwo było spotkać tam znajome twarze, nauczycieli, uczniów czy ich rodziców. Nie powinni byli oglądać jednego z kadry profesorskiej Hogwartu w takim stanie. Nie mogli wręcz. A Jayden nie zamierzał specjalnie się oszukiwać, gdy ten jeden raz potrzebował typowego zapomnienia nad szklanką z alkoholem i rozmowy z kimś bliskim. Snape nie zadawał pytań tylko zgodził się na towarzyszenie przyjacielowi i z tego co Vane zdołał zauważyć, sam nie wyglądał na kogoś kto odmówiłby takiego spotkania. Być może obaj potrzebowali marudzenia nad szkłem.
Gdy pojawili się w Zielonej Wróżce, nie było wielu klientów, jednak teraz lokal wypełnił się aż po brzegi i jak wcześniej zwracano na nich uwagę, tak teraz klientela była zbyt pijana lub zbyt zajęta swoimi sprawami, by wbijać spojrzenia w lekko zagubionych mężczyzn. Początkowo mogli faktycznie być spięci, ale Jayden czuł się teraz o wiele bardziej rozluźniony; zupełnie jakby żył w symbiozie z blatem, o który się opierał. Wpatrywał się w niebieskawy płomień na kolejnej już porcji słodkiego trunku, który zaserwował im barman, mówiąc, że to specjalność zakładu. Cena wydawała się kosmiczna, jednak astronomowi było tak naprawdę obojętnie. Z każdym kolejnym łykiem pieniądze schodziły na dalszy i dalszy plan. Teraz liczyło się jedynie odczekanie, aż ogienek zgaśnie, a on będzie mógł poczuć ziołowy posmak w gardle. Przedramiona położył na blacie baru, a brodę oparł na złączonych dłoniach, nie robiąc sobie nic z wydawanych nad głową zamówień - tace ze szklankami, przystawkami praktycznie latały non stop i aż dziwne że nie zdarzył się jakiś wypadek. Jay w końcu od zawsze przyciągał kłopoty. Nie miał pojęcia, ile już tu siedzieli z Cyrusem, ale specjalnie go to nie interesowało. Nie chciał wracać do swojego pustego mieszkania, które krzyczało z każdego kąta o tym, że został sam. Bez Mii, bez Pandory. Teraz też bez Pomony, której towarzystwo ostatnimi czasy stało się dla niego niezwykle istotne. Wcześniej nie podejrzewał, że mógł kiedykolwiek się z nią tak zgrać i silnie przywiązać. Owszem - byli przyjaciółmi, ale przed tym wszystkim potrafił przecież funkcjonować bez niej. Poświęcał się pracy, astronomii, obserwacjach nieba i jedzeniu kolejnych czekoladowych żab. Obecność zielarki nie była czymś codziennym, obowiązkowym. Przez większą część czasu pozostawali rozdzieleni. Aktualnie wydawało mu się to praktycznie niemożliwe. Jak miał sobie teraz poradzić? Co jeść?
Między kolejnymi porcjami alkoholu zdążył już zaznajomić Cyrusa z wiadomością o śmierci swoich kuzynek i o tym jak Jocelyn przekazała mu ją w dwa miesiące po całym wydarzeniu. Jak pojawił się u Pomony przed domem i jak już u niej został. Jak zaadaptował się w mieszkaniu z dwoma kotami i mnóstwem dziwnych roślin. Jak wrócił do Hogwartu i jak obco się ta czuł. Jak odkładał decyzję o tym, żeby wrócić do swojego mieszkania. Aż w końcu doszedł do momentu, w którym spektakularnie się pokłócili ze Sprout na dziedzińcu... Całe szczęście, że uczniowie jeszcze spali i raczej nikt ich tam nie słyszał ani nie widział. Finał być dość jednoznaczny i oznaczał to, że po powrocie do siebie nie chciała go widzieć. - To bez sensu - bąknął, nie podnosząc głowy z baru i wpatrując się w barmana naprzeciwko, który jedynie pokiwał głową w akcie zrozumienia i przeszedł dalej ku kolejnym klientom. Mimo to słowa Jaya nie były skierowane do mężczyzny, a do siedzącego u jego boku Snape'a. - Wysłałbym jej chociażby sowę, ale... Wiem, że i tak by nie odczytała mojej wiadomości. I najgorsze jest to, że nie mogę wrócić do siebie. Widzę jej okna od siebie z kuchni - zakończył smętnie, wzdychając i jeszcze nie biorąc swojego absyntu. - Więc zatrzymałem się u rodziców, ale nawet u nich nie chcę być. Chyba została mi Wieża Astronomiczna... - Kiedyś wizja mieszkania w Hogwarcie nie byłaby mu niemiła, jednak nawet zamek go irytował, a Jay motał się niczym ryba w sieci, nie mogąc znaleźć swojego nowego miejsca. - Myślałem, że zostanę tam i będzie dobrze. No, wiesz... Po prostu. Nie mogło tak być? - spytał, unosząc się lekko i przenosząc spojrzenie na przyjaciela. Dopiero wtedy przekręcił łyżeczkę z kostką cukru, po czym wlał zawartość kieliszka do ust. Już na początku tego wieczoru zrozumiał, dlaczego ludzie tak często i ochoczo oddawali się temu uzależnieniu.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]31.01.19 19:26
Miał dość. Tak potwornie dość tego, że nic mu nie wychodziło. Dramatów, kłótni, rzygania emocjami - zdawało się, że całego swojego życia. Doskonale odnalazł się w potrzebie zatopienia smutków w alkoholu, wszakże kiedyś miał dokładnie taką samą taktykę na zbolałe serce. Niewiele się zmieniło od tamtego czasu. Owszem, pił mniej, koncentrując się na pracy, jednakże wciąż radził sobie z problemami w ten sam sposób. Skłamałby, gdyby nie powiedział, że list od Jaydena go nie zadziwił. Spędzali ze sobą czas na różne sposoby, głównie dyskutując na tematy astronomiczne oraz ogólnie naukowe, lecz ani razu nie byli razem w knajpie. Nie w celu upicia się. Cyrus przeczuwał zatem, że musiało zdarzyć się coś naprawdę paskudnego. Nie oponował, ochoczo przystępując do planu zrzucenia trosk z ich barków. Rozplanował szczegółowo drogę dwóch czarodziejów po największych pijalniach Londynu, prawdopodobnie wprawiając Vane'a w zdumienie. Większości z nich nie widział pewnie na oczy, lecz to tym lepiej - większa niespodzianka.
Niestety to Snape był tym, który zdziwił się najmocniej. Lokale - niegdyś tak doceniane przez alchemika - nie prezentowały dziś najwyższego poziomu. W dodatku Jay w kółko marudził, że zaraz wszyscy go rozpoznają, celebrytę pieprzonego. Mężczyzna wzdychał raz po raz, mając mimo wszystko głowę bardziej wprawioną niż astronom, zatem upicie się przychodziło z większym trudem. Wraz z większym uszczupleniem sakiewki - jeszcze nie skończyli barowej rundki, a już ubyło połowę wypłaty. Mimo to balety nie zostały zakończone, zaś Cyrus jedyną nadzieję dla dwóch zmizerniałych typków upatrzył właśnie w Zielonej Wróżce. Tam każda - nawet najmniejsza - porcja absyntu zrobi z nich beztroskich bobasów. Takich, którzy zapomnieli o trudach doczesności, niepowodzeniach i przede wszystkim największych bolączkach obecnych czasów - kobietach. Niszczycielskich, zdradzieckich oraz niewdzięcznych, chociaż bez nich było jeszcze gorzej. Z drugiej zaś strony… Snape i tak przeżył niemałe zdziwienie faktem, że jednym z problemów przyjaciela była przedstawicielka płci przeciwnej. Przykro o tym myśleć, lecz nawet śmierć kuzynek nie zaszokowała go w tym stopniu co pomieszkiwanie u niejakiej nauczycielki oraz rozpaczanie - między innymi - z jej powodu. Przez to słaniał się już dość podpity na stole, co jakiś czas podejmując heroiczne próby podparcia opadającej na blat głowy. Zdążył wyrazić ubolewanie z powodu straty krewnych najbliższych sercu nauczyciela, wypili zresztą już za ich wieczne odpoczywanie oraz spokój gdziekolwiek teraz były. W międzyczasie Cyrus wyraził ubolewanie z ogólnego powodu dotyczącego kobiet - i od tego wszystko się zaczęło. W oczekiwaniu na specjalność zakładu obaj panowie postanowili wylać swoje frustracje - w przeciwwadze do wlewanego w siebie alkoholu.
- Słuchaj - mruknął w odpowiedzi, twarz mając taką, jakoby miałby świetny plan. - To może ty do niej po prostu się włam przez te okna? - zaproponował z miną myśliciela. Chwilę później wypiął mężnie pierś, dumny ze swojego wspaniałego pomysłu. - I powiesz jej tak: kobieto, nie kłóć się ze mną tylko piwo podaj - dodał, czując, że miał dobrą passę odnośnie porad. Te były złote, jak nic. - Mogło, tylko baby lubią wszystko komplikować - stwierdził tonem znawcy. - Trzeba je krótko trzymać, o! - zakrzyknął niczym najprawdziwszy spec; to nic, że sam nigdy nie zastosował się do tej cennej rady, lecz we wnętrzu pijanego alchemika utkwiło przeświadczenie, że sprzedawał kumplowi przepis na szczęśliwe życie. Dlatego uniósł kolejną szklankę szykując się do toastu za tę fenomenalną propozycję.


Love ain't simple
Promise me no promises

Cyrus Snape
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5269-cyrus-snape https://www.morsmordre.net/t5324-poczta-cyrusa#119174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-pokatna-10-3 https://www.morsmordre.net/t5326-skrytka-nr-1322#119181 https://www.morsmordre.net/t5325-cyrus-snape#119177
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]04.02.19 23:54
Czy wybranie się na miasto w poszukiwaniu czegoś do picia było dobrym pomysłem? Zapewne nie. Czy stwierdzenie, że to właśnie Cyrus powinien był mu towarzyszyć podczas tej wyprawy? Ciężko powiedzieć. Czy postępowali właściwie? Absolutnie nie, bo w końcu obaj byli dorosłymi mężczyznami, którzy powinni sobie poradzić ze swoimi problemami w inny sposób niż szczeniackie picie, ale najwidoczniej ich mózgi na ten moment nie chciały nawet przetwarzać odmiennej możliwości. Jayden był zachęcony wystarczająco własnym poczuciem beznadziei, porzucenia i odczucia alienacji, a zasłyszane mity oraz legendy dotyczące napoju bogów dotarły nawet do niego. Czemu Snape tak chętnie zdecydował się na pójście w miasto i chwycenie za kieliszek, tego nie wiedział, ale nie zamierzał pytać tak od razu. Możliwe, że nawet w ogóle, preferując cierpienie egzystencjalne we własnym zakresie, chociaż nie mógł wiedzieć jak miała się rozwinąć sytuacja w trakcie jej trwania. W sumie to nic nie wiedział tak na dobrą sprawę. Dał się więc poprowadzić Cyrusowi, nie raz i nie dwa mówiąc, że trzeba było iść dalej i nie zatrzymywać się w tych bardziej obleganych miejscach. W końcu nie zamierzał jeszcze dawać wywalić się z Hogwartu za niewłaściwe zachowanie. Do tego ścisłe centrum ulokowane blisko Ulicy Pokątnej sprawiało wrażenie tej radosnej części jego podświadomości. Nie chciał jej kalać smutnymi wspomnieniami, gdy nad sporą dawką alkoholu tkwił jak ten dzban wraz ze wcale nie lepiej zrobionym przyjacielem. Ostatnie czego chciał to zawirowań na najbardziej magicznej ulicy Wielkiej Brytanii. Zdecydował więc, że jak ma już się napić, to tam gdzie będzie uważał, że miejsce było akuratne. Przesycona niezdrową zielenią Zielona Wróżka była właśnie akuratna i gdy obaj mężczyźni klepnęli przy barze, wiedzieli, że to było to. A przynajmniej Vane wiedział, a Snape miał z nim zostać czy tego chciał, czy nie. Jednak po kilku głębszych nie było już różnicy. Ludzka desperacja nie znała granic.
Nie obchodziła go w tym dniu wygoda współtowarzysza. Liczyło się tylko marudzenie i chlanie. Typowy dzień dla większości narodu świata. Jayden uczestniczył w tej celebracji jednak dopiero pierwszy raz, nie chcąc nawet się specjalnie powstrzymywać. Pozwolił więc, żeby mężczyzna za barem wlewał w dwójkę ochotników wszystko, co tylko sobie zażyczył. Urządzeni nie mogli nawet sprawdzić, ile tak naprawdę tam wydawali. I dobrze, bo w końcu kogo to interesowało? Astronom miał trzydzieści lat abstynencji do nadrobienia. Najwyraźniej nie tylko on był jednak w kiepskim nastroju, bo gdy tylko Snape wyraził żal nad kobiecą nacją, JD nie został dłużny, dodając swoje trzy knuty. To wystarczyło, żeby rue się wylało. - Co ty gadasz? - spytał z wyraźnym niezrozumieniem na twarzy, chociaż wyglądało to bardziej żałośnie niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Mina zdekoncentrowania na twarzy pomieszana ze sporą dawką alkoholu nie prezentowała się najlepiej, jeśli w ogóle o prezencji można było mówić. - Nie widziałeś jej okien - westchnął wyraźnie niepocieszony, że ten genialny plan, który zrodził się w głowie przyjaciela nie mógł się ziścić. A przecież był doskonały! Wszystko mogłoby się udać, gdyby nie pewien drobny szczegół w zielonej postaci. - Otwierając je, chociażby odrobinę, zrzuciłbym jej wszystkie mandragory czy inne ziemniaki, które tam trzyma. Po prostu powiedziałem, że to nie jest w porządku, a ona Ooooo. No, to ja jej Ooooo i wszystko poszło, tak o - zakończył swój arcydokładny wywód pstryknięciem palców. Co przynajmniej jemu wydawało się odpowiednim podsumowaniem. - Nie chcę żadnego piwa, Ciri. - Westchnął, po czym znów zamilkł, dając wypowiedzieć się towarzyszowi. Ten zdawał się wyjątkowo pewny siebie i swoich słów, co jednak specjalnie nie wpłynęło na nauczyciela. Przecież miał zupełnie inne wyobrażenie tych wszystkich relacji - o co chodziło w tych, które przedstawiał Cyrus? - Krótko? Kiedy ja chcę jeszcze długo się z nią znać - odparł, czując, że jak tylko zamykał na dłużej oczy, zaczynał wirować. - Zresztą nie potrafię być tak przekonujący jak ty. - No, nie umiał. Mistrz powinien był jednak przekazywać wiedzę uczniowi.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]28.02.19 14:33
Oczywiście, że byli odpowiedzialnymi dorosłymi ludźmi. Oczywiście, że powinni wszelkie problemy przegadać z samymi zainteresowanymi - tak się czasem zwyczajnie nie dało. Kobiety jawiły się Cyrusowi jako istoty z kompletnie innej planety - możliwe, że Wenus, chociaż w obecnych realiach brzmiało to nadzwyczaj parszywie - i trudno było się z nimi dogadać. Szczególnie mając naprzeciwko rozwścieczoną, buchającą emocjami czarownicę pełną własnych wyobrażeń. Takim nie przemówi się do rozumu, chociażby miało jej się wyłuszczyć wszystkie prawa logiki jakie są na świecie, niezbite argumenty oraz dowody - wtedy nie działa absolutnie nic. Nawet urok osobisty. Takie momenty najlepiej było przeczekać w spokoju, może właśnie oddać się alkoholowemu szaleństwu w celu zapomnienia o doznanych wcześniej krzywdach. Lub zwyczajnie odprężenia się po kolejnej awanturze. Ile można znieść takich kłótni? Snape nie wiedział. Z narzeczoną nie rzucali w siebie mięsem zbyt często, prawie wcale, chociaż alchemik miał wtedy dość porywczy charakter. To życiowa tragedia tak go zmieniła - stał się spokojniejszy, bardziej… wyluzowany? Obojętny? Markotny? Któreś z tych słów mogłoby opisać obecny stan ducha mężczyzny, lecz to nie było tak ważne w obliczu katastrofy spływającej na szczęśliwe, beztroskie dotąd skronie Jaydena. Cyrus naprawdę nie mógł pojąć jak to się mogło stać, lecz będąc w Zakonie Feniksa domyślał się, że ten dzień kiedyś nastąpi. Wojna nie oszczędzała nikogo - sam obawiał się otrzymać list o śmierci któregoś z braci. Wiedział, że ten dzień w końcu nastąpi, prędzej czy później.
Strach najlepiej zatopić w alkoholu. Tak samo jak złość, krzywdę oraz wszelkie inne negatywne emocje. Do dlatego znaleźli się w kilku knajpach docierając aż do wnętrza Zielonej Wróżki. Gdzie przepijali całą swoją młodość oraz wypłatę, lecz Snape w przeciwieństwie do przyjaciela próbował liczyć wydane galeony. Po którymś już razie zrezygnował, ponieważ dwoiło mu się w oczach. Albo po prostu tak dużo wydawał… wolał żyć w niewiedzy.
- No mówię, że… - Podjął trud wyjaśnienia tematu, jednakże w międzyczasie zaplątał mu się język. Westchnął zrezygnowany i rozzłoszczony jednocześnie nim stuknął szklanką o blat domagając się następnej porcji wysokoprocentowego trunku. - Aha - mruknął, gdy sprawa okien została wyjaśniona. Podrapał się pod brodą, myśląc dość intensywnie nad tym jak poradzić sobie z problemem roślinności. Nie, zrzucanie ich to niedobry pomysł, nakręci kolejną kłótnię. - To musisz wyważyć drzwi, nie ma innej opcji - zadecydował ostatecznie. To nic, że wcześniej temat kręcił się wokół okien, trzeba przecież znajdować wyjście z każdej sytuacji. - Na moje, to za dużo ooo tam było. Z babami to nie ma co dyskutować, jak powiedziała ooo to trzeba było to ukrócić jakimś yyy, ma dużo mocniejszy wydźwięk - odparł tonem znawcy, chociaż nie miał pojęcia o czym oni w ogóle rozmawiali. - To może być whisky albo zielona wróżka, nieważne, stary, nie o to chodzi - żachnął się nad niezrozumieniem Vane'a. Pokręcił też głową z wyraźną dezaprobatą - musiał chłopu tyle wiedzy jeszcze przekazać, że to głowa mała! Jak niewiniątko, naprawdę. - To jak chcesz długo i nie zwariować, to musisz krótko. Nie ma innego wyjścia. Kobiety jak mają za dużo swobody to się gubią i o. Wymyślają jakieś ooo, na co to komu, kiedy mają yyy? No zrozum to - bełkotał dalej, niepomny głupot jakie właśnie opowiadał zdezorientowanemu kumplowi. W pijanym umyśle Cyrusa jego słowa brzmiały jak prawda objawiona. - To ja cię nauczę - rzucił nagle, z większym podekscytowaniem. Aż jego ciemne, szkliste oczka rozjaśniały niezdrową iskrą ciekawości. Czekał, aż ta udzieli się także Jaydenowi.


Love ain't simple
Promise me no promises

Cyrus Snape
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5269-cyrus-snape https://www.morsmordre.net/t5324-poczta-cyrusa#119174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-pokatna-10-3 https://www.morsmordre.net/t5326-skrytka-nr-1322#119181 https://www.morsmordre.net/t5325-cyrus-snape#119177
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]08.03.19 8:46
Zdecydowanie za bardzo to wszystko wałkował, ale nigdy nie miał podobnej sytuacji, a ostatni czas pokazał, że wszystko na raz zamierzało się walić niczym klocki domino. Jedna rzecz chybotała się nad krawędzią, po czym runęła, by później pociągnąć za sobą kolejne i tak bez końca. Chociaż Jaydenowi wydawało się, że po wiadomości o śmierci Mii i Pandory oraz rekonwalescencji u Pomony był już na prostej. A przynajmniej bardziej prostej drodze niż jeszcze pod koniec wakacji, gdzie był w tak opłakanym stanie, że nie było czego zbierać. Nie mogło być tak dobrze zbyt długo. W końcu co by to było za życie bez niespodzianek? Najwidoczniej Vane miał wszystko psuć i nieważne czego się to tyczyło. Gdyby i Cyrus postanowił z jakiegoś powodu się obrazić, Jayden jedynie pokiwałby głową, bo to tylko potwierdzałoby jego beznadziejność w relacjach z ludźmi. Przecież jeszcze z nikim tak bardzo się nie pokłócił jak właśnie z Pomoną - a przynajmniej o żadnych poprzednich kłótniach nie pamiętał z oczywistych względów - i przez to, co się między nimi działo, zabolało go to zdecydowanie mocniej niż ktokolwiek mógłby sądzić. Byli przyjaciółmi potrafili koegzystować w najtrudniejszych warunkach i pozwolili, żeby artykuł w gazecie ich poróżnił... Tragedia w Stonehenge nie była błahostką i miała dotykać każdego, ale skąd ta nagła zmianie w poglądach panny Sprout? Kiedy stała się takim radykałem, któremu większy cel przysłonił najważniejsze? Utrata kuzynek była ciosem prosto w serce, ale wtedy mógł znaleźć wsparcie właśnie w jej osobie, a teraz... Nie wiedział, co miał robić, dlatego też napisał do Snape'a, żeby zrobili coś, po co Vane jeszcze nigdy nie sięgał. Może w alkoholu tkwiła odpowiedź, a może wcale nie - nieważne. Musiał sam się tego dowiedzieć. Tyle osób szukało w nim zapomnienia, dlatego może on też? Nie wiedział, jakie podejście do tego wszystkiego miał Cyrus, jednak nie opierał się żadnym namowom, za co astronom był wdzięczny przyjacielowi. Wybrali się właśnie we dwójkę, żeby się wysłuchać i, przynajmniej starać się, porozmawiać. Gdy tylko alchemik otwierał usta, Jay wkładał wszystkie pokłady pozostałej koncentracji, by złożyć do kupy przesłanie wynikające z wypowiadanych przez towarzysza słów. Marszczył wtedy wymownie brwi i potakiwał. Odetchnął, łagodząc rysy twarzy, gdy Cyrus stwierdził, że trzeba było za wiele nie dyskutować z Pomoną.
- Powiedziałem jej, że żałuję tego wszystkiego, co się stało, odkąd się u niej zjawiłem, a potem... - westchnął ciężko, wracając wspomnieniami do tamtych paskudnych momentów. Sęk w tym, że wcale nie chodziło mu o to, że się nim zajęła. Miał wtedy na myśli całą aferę ze Stonehenge i słowami, które między nimi padały. Ale czy miało to jakieś znaczenie po fakcie? Przecież jej tutaj nie było, a gdyby tylko chciał z nią porozmawiać, uciekłaby z krzykiem, wzywając czarodziejską policję. Albo gorzej - swoich kuzynów aurorów. Może jednak zamknięcie w Azkabanie byłoby wskazane dla takiego nieudacznika, jakim się właśnie czuł astronom. - No i zostawiłem tę gazetę na ziemi - dodał, rozkładając ręce jakby Prorok Codzienny grał tam niesamowicie istotną rolę. Chociaż był głównym winnym całego zajścia, więc może i grał. - Tęskno mi, ale po prostu za mocno mnie zraniła... - mruknął pod nosem, omijając już kwestię alkoholu, o którym tak nagminnie wspominał Cyrus. Przecież Jayden nigdy by tak nie powiedział. Do nikogo. Może i byli napici, ale nie szaleni. A może? W końcu w jego myślach wciąż galopowały jak szalone wspomnienia z dnia poprzedniego i deklaracja Pomony, że byłaby w stanie poświęcić dzieci dla swojej idei. - Jak w ogóle mogła powiedzieć coś podobnego? - obruszył się nagle niczym pięciolatek, by zaraz znów opuścić ciężko głowę na blat baru. Jęknął żałośnie nad swoim losem albo swoim stanem, a możliwe że nad dwoma naraz. Zaraz jednak Cyrus przyszedł z pomocą swoją dość ożywioną deklaracją. To ja cię nauczę! - Nauczysz? - powtórzył za przyjacielem, podnosząc gwałtownie głowę - zbyt gwałtownie - i patrząc na niego z wyraźnym niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Tego można było się nauczyć? - I mówisz, że to mi pomoże się z nią pogodzić? - Jeśli tak, to na co czekali! Musieli działać!


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]24.11.20 9:25
16 września '57

Przemykająca przed oczyma, na pozór kojąca zmęczone ślepia głęboka zieleń lawirowała na granicy przymknięcia powiek; otulała i obezwładniała, ułudnie przynosząc ulgę, faktycznie drażniąc zmysły niczym skrzące się łuski śmiertelnego gada. Szmaragdowe błyski odbijające się w wypolerowanych szkłach, przemykające czujnie między wysokimi płomieniami świec, chyboczących niespokojnie ilekroć drzwi otwierały się, i wraz z nowym klientem wpuszczały podmuch świszczącego wiatru.
Jesień przejmowała władzę nad wrześniowymi wieczorami, butnie wyrywając światu ostatnie ochłapy ciepła i skazując letni zmierzch, do tej pory przyjemnie kojący, na przeszywające zimno.
Kołysząca się w szklance przezroczysta ciecz raz po raz skazywana była na zapomnienie, kiedy jasne spojrzenie wędrowało w stronę iście legendarnych butelek z zielonym napitkiem. Po którymś z kolei kieliszku, Tatiana przekrzywiła nieco głowę; skryta w cieniu jednego ze stolików obserwowała istną specjalność lokalu zamkniętą w niedużych flaszkach, walcząc z nęcąca pokusą, by kolejnym zamówieniem obarczyć zieloną wróżkę, czymkolwiek zielonkawy alkohol nie był.
Majacząca sylwetka, nader znajoma i niemalże wyczekiwana; w rzeczywistości powrót ojca na Aleję Śmiertelnego Nokturnu pod numerem dziewiątym przyniósł więcej szkód niż pożytku. Być może częste podróże Dolohova, a może inne spojrzenie na pewne sprawy, zakrapiane przemocą, przestrachem i cichą groźbą wybrzmiewającą słodką tonią w powietrzu, były powodem, dla którego wyczekiwane pojawienie się ojca z powrotem w domu były przyczyną kolejnego wieczoru spędzanego nad hojnie napełnionym szkłem.
A może po prostu potrzebowała wymówki; powodu, dla którego mogła po raz kolejny, nieco chwiejnym, wciąż nader kocim krokiem, w ciemnej, dopasowanej suknii i kapeluszu z szerokim rondem skierować kroki poza granice smętnej kamienicy; zmęczona rozmową i zmęczona ciszą, zirytowana tłumem i samotnością; kurewsko znudzona ludźmi.
Cichy cień anonimowości działał podobnie co gorąca kąpiel z drogocennymi olejkami, na które stać ją nie było; skryty w  odmętach mroku stolik, sąsiadujący z jedną ze ścian, wyłożoną ciemnozieloną boazerią pozwalał na pozorny spokój; wszyscy interesowali się tutaj tylko swoim własnym interesem, a spoglądanie jak nad szklanką ognistej ktoś niszczy swój żywot; słowem, decyzją, przekleństwem czy przypieczętowaniem interesu; dostarczało pannie Dolohov nieprzyzwoite ilości przyjemności.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]28.11.20 22:44
Ostatnie tygodnie przyniosły jej więcej spraw do przemyślenia, niż mogłaby przypuszczać po nie mniej intensywnym początku lata. Życie nabierało tempa, otrzepywało ramiona z kurzu i pyłu po miesiącach stagnacji na absolutnym dnie społecznej drabiny, nawet nie ostatnim szczeblu, ale gdzieś głęboko pod nim. Im więcej się działo, tym chętniej zrzucano na nią nowe obowiązki, na co nie narzekała, ponieważ człowiek zajęty był człowiekiem, który rozwijał się, parł do przodu i nie miał czasu przejmować się błahymi sprawami. Na wyzwania zawodowe i sojusznicze od początku nakładały się Elvirze także wyzwania osobiste, ostatnio jednak wyjątkowo, ogrom w jednej chwili. Myślałby kto, że istnieje ograniczona ilość problemów, z jakimi czarownica może się mierzyć nim ją przytłoczą, ale uzdrowicielka Multon nie była równie słaba.
Nie istniało nic takiego jak jeden pacjent za dużo, jeden zgon za dużo, czy o jedną za dużo aferę do rozwikłania. Wystarczyło wiedzieć, jak odpocząć, odsunąć od siebie rozum na parę rozkosznych chwil - tylko tyle i aż tyle.
A kto nigdy nie urżnął się dla relaksu, ten najwyraźniej cierpiał z powodu nudnego, prostackiego życia.
Elvira nie bytowała w tych samych lokalach zbyt długo w krótkim odstępie czasu, częściowo dla renomy, a bardziej z ciekawości - wciąż było wiele barów w Londynie, których nie miała okazji odwiedzić, a dopiero mając pełen repertuar będzie mogła z pełną świadomością wybierać, na jakie efekty i towarzystwo danego dnia odczuje ochotę. Do Zielonej Wróżki trafiła dotąd wyłącznie raz, zbyt mało na wyrobienie opinii, a zresztą, akurat dzisiejszego, podszytego chłodem wieczoru udało jej się mniejszym lub większym przypadkiem napatoczyć na handlarza. Uznała, że zakup środków do celów naukowych jest więcej niż pożądany, nowoczesny uzdrowiciel musiał zdawać sobie sprawę, z czym ma do czynienia, gdy pod jego różdżkę trafiali narkomani.
Ona z narkomanią nie miała nic wspólnego, wychodziła jednak z założenia, że tylko odpowiednio zakrojone badania i doświadczenia umożliwiają ocenę szkodliwości - bo i nie każdy narkotyk był nadzwyczaj szkodliwy, tak jak alkohol nie robił krzywdy, jeżeli znało się własną granicę i nie przekraczało jej. Zbyt często.
Nikt nie wiedział o tym, co ma ze sobą, bo i się tym nie chwaliła - miała zamiar jedynie napić się odrobinę dla rozwiania natrętnych myśli i wrócić z tym wszystkim do mieszkania, rozdzielić na rzędy, po czarodziejsku ocenić. Zielona Wróżka zdała się bezpieczna pod tym względem, że nie spodziewała się tu żadnych ciekawskich spojrzeń, pytań, żądań oddania wierzchniego płaszcza. W cieniu było najspokojniej.
Trwała w nim, dopóki ze szklanką whisky nie odnalazła sobie drogi do innego stolika, przy którym rozpoznała znajomą twarz. Zanim się odezwała, opadła na siedzenie obok, nie zamierzając robić sceny ani przyciągać niczyjej uwagi; ubrała się nawet po temu skromnie, choć z pewnością nie przypominała tej samej wybiedzonej uzdrowicielki, która z rozczochranymi, niedbale upiętymi włosami pochylała się niegdyś nad połamanymi kośćmi tej dokładnie kobiety. Dziś Elvira wyglądała pewniej, silniej, ubrana w dokładnie zapięty męski płaszcz, a jasne jak świece włosy opuszczając na ramię ciasnym warkoczem.
- Dolohov, dobrze pamiętam? Czekasz na kogoś? - zapytała z ironicznym uśmieszkiem, stukając się z nią szklanką zanim zdążyłaby zareagować. Nawet jeżeli czekała, to trudno, ewentualnie odejdzie wcześniej, ale teraz nie miała już dłużej ochoty w milczeniu medytować nad oparami. - Pamiętasz mnie chyba? Chowałam ci kości z powrotem do ciała, z pół roku temu. Zabrakło ci galeona do zapłaty, powiedziałaś, że mi postawisz drinka. Los dla mnie dzisiaj łaskawy - Przechyliła się wyzywająco i założyła nogę na nogę. Dziewczynie brakowało mniej niż galeona z pewnością, kwotę pewnie można było liczyć i w knutach, ale zaokrągliła jej to z odsetkami, dawno się przecież nie widziały.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]29.11.20 17:39
Angielska parszywość doskwierała jej coraz bardziej. Na dobre pożegnane lato, deszczowe popołudnia, obskurny chodnik pod oknem jej sypialni który nader prędko zamienił się w cuchnący rynsztok; wszelakie znaki z niebios i na ziemi dostatecznie mierziły pannę Dolohov, która mimo wzniosłych zapewnień, zwykle kierowanych ku samej sobie po zbyt dużej ilości alkoholu, nie pogodziła się na dobre ni z naturą Wielkiej Brytanii; ni z ojcem, ni z czyhającym za zakrętem małżeństwem, ni śmiercią brata. Choć czas upływał nieubłaganie; prędko i bezlitośnie kreśląc kolejne dni zakrapiane alkoholem, obsypywane prochem lekarstw bądź narkotyków, gdzieś w tym wszystkim przestała zauważać sens czy cień szansy na to, że któregoś dnia faktycznie będzie jak kiedyś. Bywały także momenty, że wszystko to, co robiła, dokonywała z czystej przyjemności, nie musu.
Zatapiane w wypełnionym po brzegi kieliszku smutki nie dziwiły już nikogo; nie były nawet smutkami, raczej najzwyklejszą codziennością i czymś, co na dobre przywlekło się do Tatiany, która bez cienia alkoholu; w żyłach, w dłoni lub na ustach, nie była sobą. Na coś trzeba było umrzeć, choć zdawać by się mogło, że Dolohov jak mało kto, nie odczuwa skutków nadmiernego spożywania wysokoprocentowych napojów.
Palec raz po raz przemierzał krawędź szkła, wzrok wędrował pomiędzy zacienionymi stolikami okraszonymi soczystym szmaragdem; raz po raz wyłapywała strzępki rozmów, w innej chwili zwalczała pokusę zaśmiania się w głos po wysłuchaniu skrawka życiowej tragedii; finalnie unosiła kieliszek ku górze, by niedługo później zapalić kolejnego papierosa, zerknąć na tykający zegar i spróbować obliczyć, ile jeszcze kwadransów błogiego opierdalania się jej zostało.
Ciemna brew zmarszczyła się nieco, kiedy rzeczywistość przecięło pasmo jasnych włosów; niedługo później zajmująca sąsiednie miejsce kobieta wydała się Tatianie dziwnie znajoma, a dźwięk własnego nazwiska w jej ustach sprawił, że gotowa była powiedzieć, że dziś nie zajmuje się ojcowskimi biznesami. Wsunięty między zęby papieros zastygł w bezruchu, a brwi zawędrowały ku górze w wyrazie chwilowego zdumienia, kiedy panna Dolohov próbowała sklasyfikować eteryczną postać przed sobą do którejś z kategorii angielskich znajomości.
– Och? – mruknęła krótko, przez dobrych kilka chwil faktycznie odczuwając trudności z rozpoznaniem dziwacznie znajomych pasm jasnych włosów, które jaśniały wokół kruchej sylwetki dziewczyny. Po słowach płynących z jej ust momentalnie jasne ślepia Rosjanki rozbłysły, Tatiana westchnęła głośno i wyjęła w ust żarzący się papieros, przy okazji pozwalając sobie na krótką gestykulację – Jakże mogłabym zapomnieć, anielskie włosy prawdziwego anioła – wargi przyodziały szeroki uśmiech, czarujący, bajerancki, zapewne jeden z tych, których używała nader często będąc winną jakiekolwiek pieniądze. Panna Multon, bo takie nazwisko zapamiętał umysł Dolohov, nie sprawiała jednak wrażenia tej, która przyszła prosić się o zapłatę.
– I dla mnie, znowu spadasz mi jak z nieba, tym razem ratując od alkoholowej samotności – wymruczała, z wciąż drgającym uśmiechem, w międzyczasie wskazując dłonią na barmana, a następnie pokazując mu jedną z wysokich, wypełnionych zieloną substancją butelek.
– Co tutaj robisz, moja droga? – rzuciła, miękko, niemalże słodko, obarczając spojrzeniem buźkę Elviry, nim na blacie stołu z cichym łoskotem nie postawiono Zielonej Wróżki i dwóch kieliszków na cienkich nóżkach.
– Nie miałam jeszcze okazji spróbować tego specjału, a ty?



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]02.12.20 22:50
Elvirze nawet przez moment nie przeszło przez myśl, że Dolohov może jej nie rozpoznać. Bez względu na mglistą, zieloną mgiełkę zawisłą w powietrzu i rozmywającą szczegóły twarzy, czy ciężki zapach dymu papierosowego ze słodką nutą cukru, który utrudniał rozpoznanie charakterystycznej woni suszonej lawendy i korzenia mandragory, będącego bazą pod eliksiry wzmacniające krew. Niektórych znaków profesji nie dało się z siebie zmyć niezależnie od miejsca pracy - tyle dobrze, że nie cuchnęła już odkażaczami ani ropą. Fakt, zmieniła się od czasu ich ostatniego spotkania, zadbała o siebie, nie nosiła ubrań zachlapanych ignorowanymi plamkami krwi ani nie pozwalała dłonią pierzchnąć z zimna i wielokrotnego mycia jak wtedy, kiedy wyszukiwała pacjentów z ulicy. Nic z tego nie oznaczało jednak, że jej gładka, dziewczęca twarz oraz - zwłaszcza - samoistnie połyskujące włosy nie będą stanowić znaku rozpoznawczego.
Spędziła przy Tatiance sporo czasu, częściowo dlatego, że jej kość okazała się pęknięta w kilku miejscach, ale i dla czystej przyjemności spowodowanej tym, że była to jedna z nielicznych okazji, gdy zamiast zaułkowych ochlejusów, bandytów i prostytutek miała okazję leczyć młodą, ładną i po ludzku pachnącą dziewczynę. Odpuściła jej te parę knutów na lepszą okazję, nie myśląc właściwie, że takowa kiedykolwiek nadejdzie. Na brak złota dzisiaj już nie narzekała, co nie oznaczało, że wypada zignorować tak doskonałą okazję na odnowienie znajomości.
- Ściągnij to bydlę z głowy, bo ci upośledza wzrok - rzuciła głosem przesyconym ironią, dosiadając się bez pozwolenia i nie przejmując nadzwyczaj, w jaki sposób zostanie to odebrane.
Nie uzurpowała sobie prawa do twierdzenia, że zna Tatianę dobrze, ale wiedziała o niej dość, by uznać, że dziewczynie nikt w dzieciństwie tyłka kijem nie przepychał i nie zrobi histerii bez przyczyny, a przynajmniej nie zacznie sztucznie dramatyzować. Korzystając z chwili przerwy od życia, Elvira miała podejrzanie dobry nastrój i zamierzała wycisnąć z niego wszystko, co tylko się uda.
- Anioła mówisz? - parsknęła, wychylając resztkę bursztynowego płynu w swojej szklance do dna. - Chyba mnie z kimś mylisz. Powinnam się obrazić. - Kącik cienkich ust drgnął jej do wymuszonego uśmiechu; alkoholowa samotność była tym, na co sama nie miała dziś nastroju. Jeżeli ktoś tu komuś spadł z nieba, to Tatiana Elvirze, oferując neutralne towarzystwo czarownicy, która niewiele o jej prywatnym życiu wiedziała, z pewnością nie oczekiwała głębokich zwierzeń, a przy tym była na tyle poznana, że wspólne picie nie miało budzić dyskomfortu. - Odpoczywam. Degustuję. - Przechyliła głowę z cieniem zastanowienia, gdy na stole postawiono butelkę Zielonej Wróżki. - Daję się ponieść przygodzie... - dodała znacznie ciszej, pierwsza sięgając po kieliszek. - Ja również nie miałam, ale jeżeli już próbować nowości... - oderwała korek butelki, płyn z sykiem rozprysnął się w szkle - ...to oby w dobrym towarzystwie.
Niektórych decyzji nie należało planować ani rozbijać na części; iskra szaleństwa dodawała wszak życiu rozkosznej pikanterii.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]03.12.20 12:46
Gdzieś na skraju faktycznego stanu odbierania rzeczywistości, a działania kolejnego kieliszka wlanego w gardło, Dolohov zmarszczyła brwi; nie przywiązywała zbytniej uwagi do Anglików, ba, nie obchodziła ją nawet sama Anglia; być może panna Multon padła ofiarą zwyczajnej, niegrzecznej ignorancji, choć dużo bardziej prawdopodobny zdawał się być alkohol i zmęczenie, przez które Tatiana potrzebowała dłuższej chwili, by faktycznie zarejestrować, do kogóż to należały charakterystyczne jasne pasma włosów.
Uwaga z ust Elviry nie obyła się jednak bez dźwięcznego śmiechu; rozbawiona pokręciła nieco głową, by wraz z poleceniem swojej towarzyszki zdjąć bydlę, w postaci ciemnego kapelusza z głowy, tym samym pozbawiając się zbytecznej anonimowości i dodatkowej ochrony w ciemnym kącie. Nakrycie głowy wylądowało na pustym krześle obok, Rosjanka wpierw uniosła brew, później uśmiechnęła się, nieco konspiracyjnie, i przytaknęła głową.
– Oczywiście, mogłabym powiedzieć, że nawet stróża – pociągnęła swój jakże wniosły koncert komplementów w stronę dziewczyny, która, jakby na to nie patrzeć, faktycznie pomogła Tatianie w chwili zaniemogi. Być może sama chciała wyrzucić z pamięci bynajmniej niechwalebny moment, w którym musiała prosić o pomoc kogoś obcego; typowy uzdrowiciel czy magomedyk nie wchodził w grę, plotki rozpowszechniały się zbyt szybko i zbyt daleko, a ostatnie, czym Rosjanka chciałaby się przejmować to głupie, naiwne szepty wśród szlacheckich mimoz. Snująca się po wątpliwie moralnych miejscach, z wątpliwie moralnymi osobami, młodziutka dziewczyna łącząca koniec z końcem za pomocą kilku uzdrowicielskich zaklęć była więc wyborem idealnym – przynajmniej dla starego Dolohova; Tatiana miała do powiedzenia w sprawie swoich skruszonych kości prawie tyle, co nic.
– Daj spokój, jestem twoją dłużniczką, jak zdążyłaś zauważyć, ale nie martw się – nie zamierzam proponować ci niczego anielskiego – stwierdziła, z błyskiem chytrości w spojrzeniu, nim na blacie faktycznie nie postawiono zielonej substancji zamkniętej w zdobionej butelce. Nie potrafiła pohamować uśmiechu; czy to za sprawą alkoholu na horyzoncie, czy po słowach Elviry; kąciki ust wzniosły się wyraźnie, niedługo później Tatiana oblizała nieznacznie wargi i podniosła spojrzenie na jasnowłosą, zerkając jak ta radzi sobie z flaszką.
– Czyń honory – mruknęła, by zaraz potem rozsiąść się wygodniej na swoim miejscu – Interesy chyba idą ci trochę...lepiej, co? – rzuciła, unosząc nieznacznie brew ku górze. Panna Multon wyglądała zdecydowanie lepiej niż ostatniego razu kiedy ją widziała – przez na wpół przymknięte powieki, w nieprzyjemnym amoku przeplatanym tępym bólem i wypowiadanymi zaklęciami – ale widziała.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]05.12.20 21:10
Nie próbowała powstrzymywać krzywego uśmiechu ani przewracania oczami. Tatiana należała do kobiet dość pyskatych, odważnych, nie obawiających się mówienia głośno o tym, co myślą - a przy tym niepozbawionych tej przyjemnej nutki posłuszeństwa, której Elvira nienawidziła odnajdować w sobie, za to chętnie wykorzystywała, gdy tylko nasunęła się u obcych. Najlepsza towarzyszka do flaszki, przy której ani nie będzie się nudzić ani nie musi obawiać, że zdoła wyprowadzić ją z równowagi jeszcze zanim procenty porządnie uderzą i rozmiękczą napięte nerwy, zazwyczaj dziecinnie łatwe do podrażnienia.
- Za stróżowanie będę musiała policzyć sobie podwójną stawkę - odparowała bez zawahania, misterną łyżeczką dosypując cukru do kieliszka, delikatnie postukując o jego cienkie ścianki. Uniosła szkło za nóżkę i przyjrzała mu się łapczywie; zielonkawe światło odbiło się na błękitnych tęczówkach, nadając im bladej, widmowej barwy. - Zobaczymy jak ci dziś pójdzie spłacanie długu. Nie zapowiada się na wyzwanie. - Sięgnęła po butelkę raz jeszcze, rozlewając do kolejnego kieliszka zgodnie z propozycją. Tatianie polała szczodrzej, po części przypadkiem, ale i z egoistycznych pobudek; to, że chciała się urżnąć, nie oznaczało, że miała zamiar skończyć w tym stanie pierwsza. - Mówią, że Zielona Wróżka potrafi okazać się toksyczna. Cóż za szczęście, że masz przy sobie uzdrowiciela... - wymamrotała pokrętnie, bo zdążyła poznać skład tego alkoholu, przynajmniej umowny, już wcześniej i nie sądziła, aby miały się zatruć. A nawet jeżeli; procedury postępowania były jej doskonale znane. - Można powiedzieć, że idą. Na pewno nie muszę już tułać się po ulicach w poszukiwaniu potrzebujących. - ironicznie przeciągnęła sylaby. - Teraz pracuję dla jednego klienta.
Nim rozmowa pognała dalej, przechyliła kielich do połowy, pozwalając alkoholowi rozpalić usta, przełyk, na moment odebrać dech i załzawić oczy pikantno-słodkim posmakiem, z jakim dotąd nie miała jeszcze do czynienia. Nie była nowicjuszką w piciu, w ostatnim roku zdążyła dość dobrze zapoznać się z urokami londyńskich barów, ale Zielona Wróżka różniła się od zwykłego absyntu przede wszystkim intensywnością, która zdawała się sięgać aż zatok. Kiedy odstawiła szkło na blat, jej policzki były różowsze, oczy bardziej błyszczące, uśmiech przygaszony, choć z zaskoczenia, nie awersji.
- Sypnij sobie mniej cukru niż ja, bo przesłodziłam - Przesunęła paznokciem po krawędzi kieliszka.- A co z twoimi interesami, złotko? Nie pozwalasz już przypadkiem gruchotać sobie kości? - Jeżeli była złośliwa, to tego nie czuła, skupiona na czymś zgoła innym. - Bez nerwów, to ciekawość. Nigdy mi nie powiedziałaś, co ci się wtedy właściwie stało. - Bo uliczny uzdrowiciel nie zadawał zbędnych pytań; inaczej niż w szpitalu, którego niektóre jednostki unikały z konkretnych przyczyn.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]06.12.20 19:04
Na ustach Dolohov pojawił się uśmiech; pozornie szczery, nawet odrobinę czarujący, dość kulawo skrywający czystą, zwyczajną ironię; nie starała się nader bardzo w udawaniu przed Elvirą – to nie był czas i miejsce na grę w kotka i myszkę, na bawienie się w kolejną część bezustannej maskarady, w tytuły i podziękowania. Była jej dłużna – to na pewno – wiele, bo własne zdrowie; jednak równie szybko co przyszły, równie prędko odrzuciła na bok jakiekolwiek iskierki sentymentalności.
– Za takie towarzystwo jestem w stanie zapłacić sporo – mruknęła, nieco kokieteryjnie, choć lisi uśmiech kraszący wargi doskonale zdradzał rozbawienie, które jedynie przybrało na sile, kiedy panna Multon zabrała się za sporządzanie alkoholowego specyfiku według odpowiednich wytycznych.
Całe szczęście, że nie upominała się o te przeklęte galeony.
Parsknęła krótkim śmiechem na uwagę jasnowłosej; doprawdy, w razie zatrucia alkoholem – choć w to Tatiana nie uwierzyłaby we własnym przypadku za żadne skarby świata – faktycznie dobrze było mieć przy sobie kogoś pokroju Elviry. Nastawi kości, pozbędzie się wódy z żołądka; same plusy.
Nie przyglądała się hojnemu napełnieniu kielichów – kielicha, bo ten należący w teorii do niej ugościł w swoich krawędziach większą ilość zielonej, potencjalnie toksycznej substancji; Tatianie ten dziwaczny alkohol przynosił na myśl jedynie absynt; absynt, który dla wielu istotnie oznaczał strzał w kolano; absynt, który wciąż nie palił tak dobrze jak ruski spirytus.
Z błądzącym na wargach uśmiechem podniosła spojrzenie na swoją towarzyszkę, zaraz potem z uznaniem skinając głową na jej słowa.
– Znam go? – rzuciła, niby od niechcenia, jednak z nutą, wątłym cieniem ciekawości – Brytyjczycy jej nie interesowali, ale plotki na temat kogoś, kimkolwiek panna Multon musiała się zajmować, mogły okazać się przydatne w niewiadomej przyszłości.
Jasne spojrzenie spoczęło na dobywającej kieliszka dziewczynie; brew Tatiany drgnęła ku górze, kiedy Multon przechyliła szkło; sunęła nim przez krótką chwilę, badając reakcję blondynki na specjalność lokalu, nim sama nie zabrała się do powtórzenia schematu sprzed chwili, decydując się posłuchać rady koleżanki i w istocie oszczędzić sobie nadmiernego, skrzącego się bielą kruszcu.
– Nie pozwalam, jestem już dużą dziewczynką – stwierdziła z cichym prychnięciem, niemalże rozbawiona, choć wspomnienie tegoż pamiętnego wieczora nie należało do najprzyjemniejszych. Zamieszała łyżeczką w wysokim kieliszku, przez dłuższą chwilę spoglądając na falujący za przezroczystą powłoką ze szkła szmaragd. Później oplotła palce wokół wątłej nóżki, unosząc naczynie ku górze i wychylając całą zawartość.
Strumień zielonej wróżki spłynął w krtań; gardło objął ogień, być może dziki, być może smoczy; otulił nieco zachrypnięte ścianki i rozpalił podniebienie; mocno, natychmiastowo, natarczywie. Finalnie spłynął w dół, a Tatiana oblizała usta, odchrząkując cicho.
– Oficjalnie? Złamałam nogę jeżdżąc konno. Ależ ze mnie niezdara – rzuciła, karykaturalnie naśladując swój własny, do cna teatralny głos, który wybrzmiewał pół roku temu – Nieoficjalnie... cóż, Elviro, parowanie różdżki z kimś, kto przewyższa cię gabarytami i magią, przy okazji nazywanie go pierdolonym złamasem, nie zawsze jest dobrym pomysłem. Potraktuj to jako radę, na przyszłość.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]12.12.20 12:51
Na udawanie i tańce pozorów istniały odpowiednie miejsca, właściwe po temu sytuacje - ludzie sięgali po przybrane, fałszywe persony zdecydowanie częściej niżeli po bezlitosną prawdę skrywaną pod nakładającymi się na siebie warstwami osypanych złotem masek. I Elvira nie była wyjątkiem, posiadała własną kolekcję ubranek oraz towarzyszących im cieni, od uzdrowicielskiego kitlu pachnącego krochmalem do czarnych płaszczy przywdziewanych w ciemnych zaułkach Nokturnu. Tylko czasami, rzadko - jak dzisiaj, teraz - na powierzchnię wypływały chwile, podczas których jakiekolwiek próby zgrywania się byłyby absurdem, komiczną szarpaniną kukiełek. Nie zamierzała udawać, że na galeonach Dolohov zależy jej bardziej niż na stojącej przed nimi flaszce i buźce, z którą mogła powymieniać się złośliwościami bez zobowiązań, czy wspomnień. Nie kryła ani głodu w szeroko otwartych oczach ani swobody, z jaką co i rusz przygryzała napęczniałe, czerwone z pragnienia usta.
Z kieszeni wysunęła paczkę czarodziejskich papierosów, wsunęła jednego do ust i po odpaleniu zaciągnęła dymem, który mieszał się w dusznym powietrzu z oparami alkoholi i cygar oddalonej od nich klienteli. Nie było przejawem ani odwagi ani przesadnego flirtu, gdy wychyliła się do Tatiany, by szepnąć jej prowokacyjnie do ucha:
- Uważaj, co obiecujesz. Mam zadziwiająco dobrą pamięć, zwłaszcza do ciekawych kobiet - Jasne, miękkie jak puch włosy musnęły policzek dziewczyny, gdy Elvira odsunęła się, wtykając fajkę z powrotem między zęby.
Skrzyżowała kolana, niezdarnie uderzając łydką o nogę stolika. Nie zwróciła uwagi na to, że drżenie rozlało część trunku po blacie, tylko chwyciła w palce własny kieliszek i znad krawędzi przyglądała się jak Tatiana pochłania całość na jednym hauście. Czy była zaskoczona? Nieszczególnie, Dolohov brzmiało rosyjsko, a o ludziach wschodu krążyły specyficzne opinie. Rozbawiła ją jedynie myśl, że towarzyszka może już wkrótce rozluźnić się i rozochocić procentami. Ale noc była wciąż młoda, tak samo jak i one, Elvira miała jutro dzień wolny, mogła sobie pozwolić na spontaniczność.
- Na pewno. Jak każdy brytyjski czarodziej - odpowiedziała na pytanie z przewrotną nieścisłością, nie widząc jednak potrzeby w tym, by zwierzać się dogłębnie na tak przypadkowym spotkaniu. Chyba nie wypiła jeszcze wystarczająco wiele. Te przebłyski rozwagi i poddenerwowania zaskakująco drażniły po zmysłach. - Naprawdę? Kto by pomyślał - Parsknęła jeszcze, dopijając resztę swojego alkoholu i krzywiąc się z powodu resztek cukru pozostałych na dnie. Zapewne powinny odczekać dłużej. Trudno.
Sprostowanie historii pogruchotanych kości wyrwało z gardła Elviry stłumiony chichot, brzmiący chrapliwie, zbyt wysoko, jak fałszywa nuta w pieśni - jakby kobieta nie nawykła do tego, by śmiać się szczerze.
- Nie musisz mi mówić - zdradziła leniwie, bowiem również miała swoje... epizody. Oraz inteligencję i urok osobisty, którymi koniec końców dawała radę wyśliznąć się z niewygodnych sytuacji. - Widać zasłużyłaś. Chyba niepotrzebnie zgodziłam się pomóc, jakbyś poleżała ze złamaną kością z tydzień lub dwa, to może byś się czegoś nauczyła, a tak? Pewnie od tamtego czasu nie raz powtórzyłaś ten sam błąd. Nie udawaj. Masz kurwę w oczach. Kurwicę, znaczy. Jestem pewna, że nie potrafisz panować nad złością. - Tak jak ja.
Kościste palce Elviry przesunęły się po stole w kierunku zielonej butelki, koniec końców zatrzymując w połowie i przechylając na stronę spoczywającej blisko dłoni Tatiany.
Już było jej gorąco w skroniach, już serce szybciej tłoczyło krew. Długo nie będzie się oszukiwać, prawda? Była przecież tak cholernie niecierpliwa.
- Złotko, może udasz się ze mną do łazienki? - zapytała podejrzanie łagodnie, miło, podpierając brodę na elegancko zwiniętych palcach drugiej ręki. - W takich lokalach jak ten bezpieczniej jest trzymać się razem - Uśmiechnęła się kącikiem ust. - Rozumiesz, damskie sprawy. Muszę przypudrować nosek.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Zielona Wróżka [odnośnik]14.12.20 16:04
Być może aura gęstego wieczora; skąpanego w gęstym dymie drażniącym nozdrza, smrodzie alkoholu, gęstwinie ludzkich śmiechów, krzyków i rozmów o niczym, równocześnie wszystkim, sprzyjała prawdziwości, na którą – zdawać by się mogło – obydwie się kusiły. Krążący w żyłach alkohol, zmęczenie odnajdujące miejsce w drobnych sińcach znaczących dolinę pod przekrwionymi oczyma, mgliste wspomnienie dziwacznego spotkania i gruchotu złamanej kości – wszystko to przysłonięte cudowną pokusą, obietnicą pozornego wytchnienia, która składała się na dość ładny obrazek jasnowłosej dziewczyny. Anielskie pasma przetykane zwodniczym szmaragdem naprawdę przynosiły swego rodzaju przyjemność dla spojrzenia i zmysłów Rosjanki.
A może po prostu powinna już przestać chlać.
Uśmiech – kolejny z tych niemalże szelmowskich, naznaczonych nutą złośliwego buntu – będący odpowiedzią na urokliwą uwagę panny Multon, przemknął przez usta, które nader szybko – za szybko znalazły drogę do zielonkawego alkoholu; płyn przelał się przez krtań i otulił ją szczelnie, rozpalając i pobudzając do życia.
Dolohov odchrząknęła cicho i zgasiła niedopałek w obskurnej popielnicy.
– Powiedz coś więcej, skarbie, nie jestem brytyjską czarownicą – mruknęła z nutą rozbawienia, w międzyczasie przekrzywiając głowę w jedną ze stron; być może zwyczajna ciekawość, być może tylko jej parszywa atrapa zasiały ziarno w myślach. Wiedziała – mniej więcej – kto w brzydkim kraju uchodził za szychę; szanowanych było od grona, tych parszywych jeszcze więcej; dwa lata wystarczyły by oddzielić jednych od drugich grubą, tłustą kreską.
– Och, daj spokój – dźwięczny śmiech potoczył się przez pomieszczenie; wpełzł na usta i zgłoski, zawibrował, wypełniając współdzieloną okolicę – Byłoby ci mnie żal. Było, wtedy, przyznaj – zabawne, jak niewiele czasu wystarczyło by w istocie zapomnieć – o bólu, upokorzeniu, głupich błędach i jeszcze głupszych konsekwencjach; mogła uniknąć potrzaskanych kości, uniknąć narażania się na niepotrzebne, gdyby tylko zamknęła w porę własną buzię – wiele rzeczy mogła; takich jak droczenie się z Elvirą również – Wbrew pozorom jestem naprawdę cierpliwa. Czasem tylko ta cierpliwość bardzo głęboko się chowa, dziwna sprawa – coś na kształt wywiniętych w podkówkę ust zatańczyło wśród grymasów Rosjanki. Kurwa w oczach brzmiała doprawdy rozkosznie; Tatiana finalnie zacmokała cicho i westchnęła, wzruszając ramionami. Nie potrzebowały się okłamywać i wmawiać, że było inaczej.
Nie musiała także kryć własnego zaskoczenia, które podyktowały wznos brwi, kiedy sens słów jasnowłosej dotarł do świadomości. Dolohov zaśmiała się po raz kolejny, zdumiona propozycją, której nijak mogła spodziewać się od młodej panny uzdrowiciel.
– Tym razem ja mam cię ochronić? – rzuciła, na skraju rozbawienia a wyzwania – jakimkolwiek by nie było – unosząc znów brew ku górze. Oblizała usta, leniwie i powoli, ostatecznie podnosząc się ze swojego miejsca.
Pudrowanie nosa wymagało eskorty, a ciążąca w kieszeni różdżka dostatecznie tłumiła wszelaką podejrzliwość.
– Prowadź, królewno.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Zielona Wróżka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach