Wydarzenia


Ekipa forum
Pomnik Pamięci
AutorWiadomość
Pomnik Pamięci [odnośnik]21.12.19 14:33
First topic message reminder :

Pomnik Pamięci

Łuk z kamieni stanowiący symbol jedności Zakonu Feniksa w chwilach, gdy owa jedność wystawiona była na największą próbę, również ku pamięci odgonionych magicznych anomalii nękających Wielką Brytanię. Postawiono go po odejściu Bathildy Bagshot, by jej śmierć, ich przewodniczki, oraz śmierć wszystkich zaangażowanych w wielkie idee zakonników, nie została zapomniana oraz by przypominała o tym, że wciąż należało walczyć o wolność dla wszystkich magicznych i niemagicznych członków społeczności.
Pomnik Pamięci stoi na otoczonej lasem niewielkiej, okrągłej polanie blisko granicy z lasem.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Pamięci - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]12.01.20 20:00
Przyjęła drobną ptasią figurkę od Anthony’ego i przypatrzyła się jej, bez zbędnej krytyki, za to z kiełkującym uczuciem zrozumienia i dumy. Nie powinna była tego czuć, była w końcu taka sama jak oni wszyscy – niewielki żuk wrzucony w sam wir wojny, gubiący się często pośród wysokich źdźbeł trawy i szukający drogi wyjścia, uczący się wytrwania w każdych warunkach, które przyniesie natura. A mimo to coś w niej mówiło, że ten ścisk emocji, ten chwilowy objaw człowieczeństwa, był całkiem na miejscu. Oby tylko ta jedność i zrozumienie utrzymały się do czasu kolejnej walki i do każdej następnej, aż do czasów pokoju, które w końcu nadejdą – musiały. Dotknęła papierowego ptaka końcem różdżki i pozwoliła mu wznieść się nieco w górę, by zaraz przysiadł na gałęzi nad pomnikiem. Między zieleniejącymi się gałęziami zaczynała pobłyskiwać biel.
Słowa Keata natychmiast zwróciły uwagę Jackie, więc spojrzała na niego, natychmiast rozpoznając w nim chłopaka z tamtego felernego wieczoru w Dolinie Godryka. Wtedy znalazł jej portmonetkę, a teraz stał pod Pomnikiem Pamięci razem z nią i resztą zakonników. Uśmiechnęła się kątem ust, gdy opowiedział o swoim pomyśle. Pokiwała zaraz, zgadzając się na to, choć wątpiła, by ta była potrzebna. Żałowała jednak, że sama nie mogła opowiedzieć nic więcej o tych, którzy odeszli, większości z nich nie znała, a wspomnienia odnalezione w Starej Chacie wskazywały tylko personalia i datę śmierci. Uwagę Jackie również przykuła Charlie, która wspomniała o Verze. Tę historię całkiem dobrze kojarzyła, ale bardziej z ust ojca, który jakiś czas temu pobieżnie opowiedział jej o tym w domu – spojrzała w jego kierunku porozumiewawczo. Jeśli trzymał pieczę nad tą sprawą, na pewno coś już w tym kierunku robił. Stary Rineheart nie był znany z bierności. Zaproszenie Bena do stołu było całkiem zgrabną uwagą, więc zdecydowała się ją podjąć i zająć miejsce blisko ojca. Przycichł, zmarkotniał i nawet, jeśli to leżało w jego naturze, to wciąż chciała ten czas spędzić przy nim, przy swojej rodzinie, która wciąż żyła. Słuchając rozmów i wymienianych historii o ofiarach, o zakonnikach, machnęła różdżką, odkorkowując miód pitny, który nadal się do tego niewielkiego toastu najlepiej. Butelka po kolei podpływała do każdego czarodzieja i czarownicy, by za pozwoleniem wylać odrobinę złotego napitku do wnętrza szklanek. Sama wzięła swoją szklankę w dłoń i uniosła ją lekko. Wciąż stała przy swoim miejscu. Poczekała, aż ostatnie słowa osiądą lekko na nakrytym stole.
- Jeśli mówimy o zaginionych, warto też wspomnieć Garretta Weasleya… nie znałam go osobiście, ale w Biurze Aurorów był… właściwie wciąż jest legendą. Szalenie uzdolniony czarodziej, zdolny do każdego poświęcenia auror i gwardzista. – spojrzała w stronę Bena i Just, szukając u nich potwierdzenia swoich słów. Wiedzieli o nim na pewno więcej – Dał wiele samemu Zakonowi.
Wzięła krótki wdech i obróciła szklaneczkę w palcach.
- Wznieśmy toast. Za to, co było, bo nauczyło nas to wiele; za to, co jest, bo zostało nam dane żyć i wciąż walczyć; i za to, co będzie, bo jako część Zakonu Feniksa walczymy o lepszą przyszłość. Za tych, których straciliśmy, ale i za tych, którzy są wciąż przy nas. – uniosła lekko szkło do góry i upiła nieco miodu. Dała sobie chwilę na zebranie myśli. – Wszystkim dziękuję za przyniesienie tylu smakowitości, pachnie wybornie i jestem pewna, że smakuje podobnie. I właściwie będzie to już ostatnie, co powiem - jeśli będziecie chcieli upamiętnić czyjąś ofiarę, wyryjcie nazwiska na pomniku. Niech nie będą to tylko kamienie ułożone w łuk, a zaklęte w nim wspomnienia.
Uśmiechnęła się lekko i zajęła miejsce przy stole, zbliżając się nieco do ojca, żeby nikt prócz ich dwójki nie usłyszał jej słów.
Jak mi poszło? – odchrząknęła cicho.
Nie była dobra w przemowach. Ale trening czyni chyba mistrza.

| Czas na odpis trwa do: 15.01, do godz. 16

Menu: paszteciki, tarta wiśniowa, ciasteczka cynamonowe, szarlotka, kanapki z szynką, serem i szczypiorkiem, zgrzewka piwa, ciasto budyniowe, kruche ciasteczka, 6 butelek ognistej, miód pitny, zupa gulaszowa, sałatka jarzynowa, ciasto jagodowe



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pomnik Pamięci - Page 5 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]14.01.20 2:12
Było to dla niej trudne – mówić o Verze głośno, publicznie i to na uroczystości pożegnalnej, co wydawało się tak... ostateczne i gorzkie. Czuła się, jakby sama skreślała szanse siostry, ale nie było jej już pięć miesięcy i racjonalnie myślący umysł, mimo wciąż tlącej się nadziei i pragnienia odzyskania bliskiej osoby, nie potrafił się oszukiwać. Wiedziała, że gdyby Vera żyła, wróciłaby dawno, najszybciej jak byłoby to możliwe. Może gdzieś głęboko, podświadomie czuła, że siostra już nie wróci, a powiedzenie o niej tutaj miało być pewnym sposobem uporania się z faktami i przyjęcia do wiadomości, że siostry może już nie być i jej powrót jest coraz mniej prawdopodobny. Może jej ciało się odnajdzie, a może nie znajdą jej nigdy i nigdy nie pozna jej losów.
Tak czy inaczej zaginieni bliscy i przyjaciele też zasługiwali to, by ktoś o nich myślał i czekał na wieści o nich. Dla Charlie to Vera była najważniejsza, choć naturalnie nie umniejszała wartości innych strat. Prawie każdy kogoś opłakiwał, a każda z ofiar, czy to zmarłych czy tylko zaginionych, była wielką stratą i zasługiwała na pamięć. Pamięć musiała trwać i być jednym z fundamentów walki o lepszy świat.
Po jej policzkach spłynęły łzy, których nie umiała dłużej powstrzymywać. Zbyt mocno kochała siostrę i nie potrafiła mówić o niej bez emocji. Wiedziała, że to słabość, ale czy i tak nie była osobą słabą? Gdzie jej tam do tych wszystkich dzielnych wojowników, którzy ją otaczali? Może więc nie musiała się wstydzić swoich uczuć, tak bardzo naturalnych i ludzkich.
Nagle poczuła na nadgarstku lekki uścisk i odwróciła się w tamtą stronę, dostrzegając stojącego blisko niej Percivala. Mężczyzna był nieco zamazany przez łzy na jej rzęsach, ale ten spontaniczny gest wsparcia sporo dla niej znaczył, zwłaszcza w kontekście ich rozmowy w Piwnicy Zaginionych. Bo Percival wiedział całkiem sporo o zniknięciu Very, tamtego dnia rozmawiali bardzo szczerze i to nie o pracy, jak podczas innych spotkań. Ona też wiedziała co nieco o tym, co sam przeżywał.
Mimo łez posłała mu blady uśmiech i skinęła głową w podziękowaniu, a także lekko i przelotnie odwzajemniła uścisk. Posłuchała też opowieści innych, Ben zdawał się znać zmarłych Zakonników, ale był w organizacji znacznie dłużej od niej, może nawet od samych początków?
Jackie także podniosła temat zaginionych, za co Charlie była jej wdzięczna. Wspomniała o Garrettcie, którego Charlie kojarzyła co najwyżej z widzenia, ale słyszała że był bardzo ważny dla Zakonników i jego losy także pozostawały nieznane, tak jak te Very. W międzyczasie ruszyli też wszyscy w stronę stołu i uczyniła to także Charlie, zajmując miejsce obok Percivala; przeczuwała, że wielu Zakonników wcale nie chciałoby siedzieć przy nim, ale Charlie chciała. Otarła łzy i jeszcze podczas przemowy Jackie chwyciła dłonią stojącą najbliżej niej szklankę, która wypełniła się pitnym miodem i wraz z innymi dołączyła do toastu. Bo mimo strat, o których musieli pamiętać i pielęgnować wspomnienia po tych, których już z nimi nie było, musieli cieszyć się tym, że wciąż żyli i że każdy z nich mógł coś zrobić dla lepszego jutra. Nawet jeśli w jej przypadku miało to być tylko warzenie eliksirów i dzielenie się wiedzą.
Miała też skrytą, ale naiwną nadzieję, że nigdy nie będzie konieczne wyrycie nazwiska Very na pomniku, ale liczyła się z tym, że będzie ich przybywać. Ta myśl też smakowała gorzko, uświadomienie sobie, że ta lista może się wydłużyć, że rzeczywiście może się na niej pojawić Vera lub ktoś z siedzących wokół niej ludzi, a nawet ona sama. Była na tyle słaba i bezbronna, że miała stosunkowo duże szanse zginąć jako jedna z pierwszych, nie przetrwałaby nawet pięciu minut, gdyby tak postanowił ją napaść ktoś z czarnomagicznymi uzdolnieniami. Oceniała swoje szanse naprawdę nisko.
Napiła się miodu; posmak alkoholu w ustach przynajmniej częściowo wypalił gorzkie myśli. Usiadła na krześle, które wcześniej wybrała, obok Percivala.
- Jak się czujesz? – spytała go cicho. Podejrzewała że musiało mu tu być dziwnie, wśród Zakonników, z których wielu postrzegało go w niezbyt pozytywny sposób przez jego przeszłość. Jednocześnie nie mogła nie zastanowić się przelotnie w duchu, czy nie był po tej drugiej stronie, kiedy ginęli niektórzy z tych ludzi, których nazwiska znajdowały się na pomniku. Mimo to uwierzyła, że pragnął się zmienić i być dobry, że nie chciał już dłużej patrzeć na bezsensowne zło. Poświęcił wszystko, by się nawrócić. co też wymagało pewnego rodzaju odwagi. I to teraźniejszość była ważniejsza. To, co robił teraz i co może zrobić w przyszłości, nie to, co uczynił kiedyś.
Skoro już siedzieli i można było zacząć raczyć się przysmakami, Charlie zaczęła wypełniać swój talerz. Poczęstowała się najpierw odrobiną zupy gulaszowej, by rozgrzać się ciepłym posiłkiem w ten wciąż zimny wieczór, w ramach deseru wybrała kawałek ciasta jagodowego i kawałek ciasta budyniowego, a także parę kruchych ciasteczek. Nie jadła dużo, ale liczyła, że dobre jedzenie pomoże jej odegnać smutki. Ale i tak każdy, kto by się jej dokładnie przyjrzał, mógłby zauważyć, że w ciągu ostatnich paru miesięcy dość mocno zmizerniała i niedawno konieczne okazało się zwężanie jej sukienek w talii, bo zaczynały na niej wisieć jak worki. Troski i przepracowanie odciskały się też na jej twarzy, znacząc lekkie cienie pod obecnie nieco zaczerwienionymi oczami.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]14.01.20 23:40
Zaprezentowana została kolejna sylwetka, która wpisała się w historię Zakonu. Garrett Weasley był wzorem, jaki stawiono przed szkolącymi się na aurorów młodzikami. Przepadł nagle i od długiego czasu nie było o nim żadnych wieści. Musieli pamiętać o wszystkich, co poświęcili się w całości słusznym ideom. Nim zasiadł na krześle, pochwycił szklankę wypełnioną pitnym miodem i przechylił ją w toaście. Dane im było wypić za przeszłość, które już nie zmienią, za teraźniejszość, bo mają ją w swoich rękach, ale i za przyszłość, nadal w nią wierząc. Z jaką ulgą zajął miejsce, zerkając na przygotowane na ten dzień wypieki.
Przyjrzał się uważnie Jackie, gdy zdecydowała się zająć miejsce obok niego, choć bardziej w tej kwestii liczył na Leacha. Wydawało mu się, że w takiej chwili chętniej usiądzie bliżej przyjaciół, to z nimi chcąc dzielić te chwile mniej lub bardziej głębokiej zadumy, pomniejsze smutki i rozterki. Kieran nie był ogniwem, które wpasowywało się w zakonowe towarzystwo, zdecydowanie młodsze, noszące w sobie więcej optymizmu, ale nie ustępujące mu w determinacji. Sprawdzał się w boju, był pomocny podczas odbudowy Starej Chaty czy przy tworzeniu Oazy, ale w trakcie takich uroczystości czuł się nieco zagubiony. Podobne odczucie towarzyszyło mu przy każdym pogrzebie poległego w walce towarzysza aurora. Żegnanie starych druhów, grzebanie młodzików, którym rzeczywistość nie zdążyła wybić z głowy ideałów. Bezwiednie spojrzał w stronę pomnika, swoistego symbolu męczeństwa, tych wszystkich strat poniesionych w imię lepszego jutra w postaci wartościowych żyć. Pytanie wyrwało go z rozmyślań, kazało ponownie spojrzeć na Jackie.
Dobrze – odpowiedział cicho, chcąc zachować konspiracyjne brzmienie, które nadała tej wymianie zdań ona sama. Jak zwykle nie był zbyt wylewny, jednak czuł, że tym razem oszczędność w słowach nie jest jakimkolwiek rozwiązaniem, a co dopiero dobrym. – Mądrze mówiłaś – dodał spokojnie, próbując nabrać jak najwięcej łagodności. Z jakiegoś powodu zwróciła się po opinię właśnie do niego, choć nie był przecież dobrym mówcą, potrafił ludzi natchnąć wolą walki tylko z pomocą krzyku, suchymi rozkazami, niekiedy posiłkował się zniewagami, za którymi ciągnęły się niewypowiedziane wprost groźby. Uderzał w gniew, poczucie sprawiedliwości, nie w te pozytywne emocje, w potrzebę jedności. W ostatnich tygodniach musiał jednak zmienić ton, posiłkować się wyłącznie merytoryczną argumentacją. – Zwłaszcza o poczuciu obowiązku, niesieniu nadziei – poczuł, że powinien pokrótce streścić, co podobało mu się w największym stopniu, zarazem nie chciał, by pomyślała, że poddaje jej wnikliwej ocenie. Tym razem nie chodziło o to, aby ją sprowadzał, uparcie szukał i jawnie wypunktowywał słabości, rzadziej, jakby od niechcenia, wskazując mocne strony. Tego dnie mieli być razem, darzyć się wzajemnym zrozumieniem, być dla siebie wsparciem. – W ciemności światło lśni najjaśniej – powtórzył słowa, które najbardziej utkwiły mu w pamięci, ale w jego ustach nie brzmiały tak wyniośle i poetycko, nie pasowały one do jego szorstkiej natury, poważnej twarzy, zmarszczonych wiecznie brwi. Nie za bardzo wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć, dlatego zerknął na szklanicę i chwycił za nią ponownie, upijając kolejny łyk trunku. Jak bardzo niepoprawne było to, że rozmowa z córką na oczach innych przychodziła mu z trudem?
Uporządkowałem większość spraw po awansie – poruszył inny temat, nawiązując do spraw zawodowych. Musiał przyzwyczaić się do nowych obowiązków i zajęło mu to dłużej niż myślał, ale ostatecznie uporał się ze wszystkimi trudnościami. Biurokratyczne bzdury nadal pozostawały dla niego enigmatyczne, jednak kwestie organizacyjne były już bardziej przejrzyste, układanie dyżurów i autoryzowanie większych akcji z czasem stało się zdecydowanie prostsze. – Niedługo zgłoszę się do lorda Longbottoma w sprawie próby – podzielił się z nią kolejną ważną rzeczą. Już dyskutowali o przynależności do Gwardii, ale wreszcie mógł swoje postanowienie urzeczywistnić, to była najlepsza ku temu pora. – Jackie – wymówił jej imię z nutą niepewności, która rzadko wkradała się do jego głosu. Świadom był tego, że również zamierza związać swój los z Gwardią. Gdyby nie miał wpływu na jej życie, obrałaby taką samą ścieżkę? – Chcę, żeby moje dzieci przeżyły tę wojnę – myślał o niej i Vincencie, zwłaszcza o Vincencie, którego powrót nieco dezorientował, całą sytuację nakreślał zupełnie inaczej, choć na samą wojnę wielkiego wpływu tak naprawdę nie miał. Słowa syna dotknęły tych wrażliwych strun, próbował jednak zignorować ten fakt. W taki dzień nie potrafił, dziwnie podatny na emocje, które zazwyczaj wolał w sobie zdusić. Podniósł dłoń i ulokował na jej ramieniu, ściskając je delikatnie w przejawie czułości. – Nie dasz się żadnej szumowinie, wiem to – po wypowiedzeniu wręcz kategorycznie tego stwierdzenie uśmiechnął się pod wąsem i zabrał rękę, następnie odchrząknął w zaciśniętą pięść. – Lepiej się najedz tutaj, bo po cholernych bahankach nie ma w domu zbyt wiele do jedzenia.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Pamięci - Page 5 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]15.01.20 1:46
Ciężko było oderwać spojrzenie od pomnika - Lucan nie mógł się powstrzymać przed krótką myślą o tym, ile jeszcze nazwisk mogło pojawić się wyrytych w kamieniu. Szybko potrząsnął głową, próbując pozbyć się podobnych pesymistycznych rozważań. Światełko niegasnącego znicza miało być dla nich swoistym symbolem. Symbolem tego, że nadzieja nie zginie. Nawet jeśli ktoś polegnie, zostanie zapamiętany przez pozostałych, którzy nadal będą się starać. Tej myśli musieli się trzymać.
Po raz ostatni okazał poległym szacunek - pochylając na krótki moment głowę - decydując się jednak dołączyć do pozostałych. Czuł się wyczerpany i wypompowany, kiedy zajmował miejsce koło Benjamina. Należało dopełnić jeszcze jednego, obowiązkowego rytuału - gdy więc Jackie, jako organizatorka całego wydarzenia, wzniosła ku górze swoją szklankę, Lucan chwycił za jedno z wolnych naczyń, w którym zaraz znalazł się ten sam trunek. Wbijał w sylwetkę aurorki uważne spojrzenie, pilnie słuchając i próbując zapamiętać każde nazwisko - zarówno te wyryte w kamieniu, jak i te należące do osób zaginionych. Abbott przeniósł swój wzrok na drobną postać Charlene. Jedyne, co im tak naprawdę pozostało, to kurczowo trzymać się nadziei, że oni wszyscy gdzieś tam byli. Gdzieś żyli swoim własnym życiem. Może nie mogli wrócić tutaj, ale byli bezpieczni i szczęśliwi.
- Za nadzieję - dodał do toastu Jackie, zanim wlał sobie alkohol do gardła. Czuł się odrobinkę pokrzepiony. Ucieszył się szczególnie widząc wśród nich Percivala. Nie potrafił spamiętać, ile dokładnie czasu minęło od momentu, gdy widział się z kuzynem po raz ostatni. Uciszył się jednak przede wszystkim ze świadomości, że był tutaj z nimi. Z zakonem. Benjamin spisał się naprawdę dobrze, zmuszając go do zjawienia się tutaj. - Znałeś ich wszystkich? - Abbott zwrócił się do Wrighta, skinieniem głowy wskazując Pomnik Pamięci i mając na myśli wszystkich tych, których nazwiska wyryte były w kamieniu. Im dalej sięgała pamieć, tym większy ból musiał dręczyć umysł i serce. Lucan naprawdę podziwiał ludzi takich jak Benjamin, Justine czy Alexander. On sam nie sądził, by był w stanie poświęcić aż tyle. Znieść aż tyle.

tenpostjesttakizłyalejest


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]15.01.20 19:10
Nie wstydziła się łez. Pozwoliła im płynąć, kiedy trwali przy pomniku pamięci, wspominając tych, którzy polegli w walce i tych, których uratować nie zdołali. Nie sposób było wymienić wszystkich. Niektórych imion nawet nie znali, lecz Poppy dałaby wiele, by wiedzieli, że o nich nie zapomną. Łzy popłynęły gęściej zwłaszcza przy wspomnieniu profesor Bagshot i Garretta Weasleya, który był jej przyjacielem. Ukradkiem otarła łzy kraciastą chusteczką.
Z lekkim zawahaniem zerknęła na szklankę, która zmaterializowała się obok niej, nienachalnie zachęcając, by wzięła ją w dłoń. Nie pijała alkoholu, otumaniał zmysły i zaćmiewał umysł, niespecjalnie jej zresztą smakował, nie mogła jednak odmówić wzniesienia toastu za poległych. A może jednocześnie trochę tego potrzebowała? Rozluźnienia i rozproszenia myśli. Zacisnęła palce na szkle, pojawiła się w nim złocista ciecz, wyglądająca jak miód. Trafny wybór, słodycz napitku przebijała się ponad palący smak alkoholu, zdecydowanie wolała to od dymnego posmaku whisky. Wzniosła szkło, czekając, aż wszyscy podzielą się tym, za co wypić powinni.
- Za lepsze jutro. I za zgodę - powiedziała Poppy; jej głos wciąż drżał od emocji, lecz starała się zabrzmieć głośno i pewnie. Zbyt często pozwalali, by wybuchały pomiędzy nimi sprzeczki i konflikty, zwłaszcza podczas cyklicznych obrad, kiedy jednomyślnie powinni rozmyślać nad dalszymi działaniami. Musieli być zgodni i zjednoczeni. Profesor Bagshot o tym wspominała - o tym jakie to ważne.
Wypiła cały miód, który pojawił się w jej szklance, czując jak alkohol pali gardło i nie potrafiła powstrzymać się przed lekkim skrzywieniem. Pokręciła głową na znak, że podziękowania były zbędne, gdy Jackie wspomniała o przygotowanych pysznościach, czekających już na stole. To nic takiego, lubiła gotować, a jej wyroby i tak nie mogły równać się z tym, co przyniósł Bertie Bott.
Podszedłszy do stołu zajęła miejsce obok Charlene, dopiero po chwili zauważając, że zasiadła koło Percivala. Nie wtrącała się w ich rozmowę, nałożyła sobie na talerz dyniowy pasztecik i trochę sałatki, by nie siedzieć bezczynnie. Nieśmiało dotknęła także swojej szklanki, by znów napełniła się miodem i wychyliwszy kilka łyków zwróciła się do sąsiada alchemiczki. - Jak się miewa pański współpracownik? Powrócił już do rezerwatu? - spytała uprzejmie, uznając, że niegrzecznym byłoby trwanie w całkowitym milczeniu. Była także ciekawa, czy smokolog odzyskał zdrowie w szpitalu świętego Munga, nie śledziła jego dalszych losów.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]15.01.20 19:33
Jak się okazało, nie tylko ona pomyślała o ofiarach pożaru w ministerstwie. Ale to Steffen podniósł głośno ten temat, który ona przemilczała. Jej ojciec nie był w Zakonie, a przynajmniej nic o tym nie wiedziała, ale wszyscy ludzie, którzy zginęli tamtego dnia, również byli ofiarami wojny. Ludźmi, którzy zginęli wykonując swoje obowiązki dla czarodziejskiego społeczeństwa i których poświęcono nie patrząc nawet na czystość ich krwi. Na pewno byli tam też jacyś bliscy lub znajomi innych Zakonników. Wiedziała na przykład, że ojciec Marcelli również stracił życie właśnie tamtego dnia.
- Mój ojciec też był wtedy w ministerstwie. Zginął, próbując ratować innych – powiedziała po słowach Steffena, spoglądając w jego kierunku. I czy to nie wpasowywałoby się w zakonnego ducha, jego ostateczne poświęcenie, do którego nie był zobowiązany, bo nie był już czynnym aurorem, a jednak słyszała, że w pierwszej kolejności zadbał o to, by to inni uciekli z płonących podziemi, a sam nie zdążył. Tak powiedział jej jeden z jego byłych współpracowników podczas pogrzebu przeprowadzonego nad pustą trumną, bo ciała zabrakło, nic z niego nie zostało. Tych myśli się trzymała, widząc ojca jako bohatera, choć początkowo często była na niego zła, że nie pomyślał wtedy o rodzinie, o własnej żonie i dzieciach. Ale z czasem pogodziła się z tym, że sumienie nie pozwoliłoby mu na ratowanie tylko swojej skóry, zaś jego utrata umocniła ją i zmusiła do spojrzenia na życie inaczej niż przedtem. Musiała szybciej dorosnąć, przestać myśleć wyłącznie o swojej karierze w świecie quidditcha.
Ale jak przystało na kobietę silną nie mogła płakać. Łzy były zbyt dziewczyńskie, a ona zawsze wzoru do naśladowania upatrywała w postawach uważanych za męskie. To ojciec był dla niej autorytetem, nie matka. Nawet mówiąc i myśląc o nim zachowywała kamienną twarz, nie chcąc by Zakonnicy zobaczyli jej słabość, chociaż niektóre kobiety wokół pozwalały sobie na łzy. Ona nie zamierzała. Zresztą jej ojciec też nie życzyłby sobie łez, zawsze wymagał od dzieci, by były silne i potrafiły sobie poradzić nawet gdy jego już zabraknie. Nie chciałby widzieć słabości, a determinację i zaangażowanie.
Wysłuchała przemowy Jackie i wspomnień innych, oddając część pamięci każdego, kogo żegnali, nawet jeśli danych osób nie znała. Gdy wszyscy ruszyli w stronę stołu, też się tam udała, zajmując jedno z wolnych miejsc i chwytając w dłoń szklankę wypełnioną miodem pitnym. Po toaście przechyliła ją i wypiła zawartość niemal jednym haustem, pijąc za tych, których stracili, ale i za nich samych, którzy nadal byli żywi i gotowi na to, co miało dopiero nadejść.
- Za lepsze jutro – podchwyciła po Poppy. – I za nas wszystkich, i tych obecnych i tych, których już z nami nie ma.
Przeszłość już napisano, nie można było jej zmienić, ale łudziła się, że mogli mieć nadal wpływ na przyszłość. Że mogli sprawić, by przyszłe pokolenia dorastały w mniej gównianym świecie, w którym nikt nie będzie musiał bać się o swoje życie ani opłakiwać przedwcześnie straconych bliskich.
Rzeczywiście było lepiej rozmawiać o tych, którzy odeszli przy stole, nad trunkami i jadłem. Jamie dolała sobie pitnego miodu, a także zabrała się do jedzenia. A że kawał był z niej baby, nie miała w zwyczaju jadać jak ptaszek. Zjadła sobie najpierw zupy, potem poprawiając kanapką z szynką, tartą wiśniową, ciastem jagodowym i cynamonowymi ciasteczkami. Jednocześnie przyglądała się siedzącym wkoło ludziom, ciesząc się, że miała okazję ich poznać.






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]16.01.20 5:01
Naprawdę nie chciała płakać. Nigdy nie uważała tego za okaz słabości, choć wiedziała, że w oczach innych taka będzie, gdy łzy spłyną po policzkach. Ale naprawdę... Nie obchodziło jej to. To był jej moment oczyszczenia, być może ostatni, na jaki będzie mogła sobie pozwolić. Znała siebie, swoje metody, choć od paru miesięcy zupełnie siebie nie poznawała. Niedawno praworządna, wesoła kobieta, dzisiaj była... Zmęczona. Próbowała nadal zachowywać swoją własną pogodę ducha, coraz częściej widywano ją z oczami zmęczonymi brakiem snu i coraz częściej myślała o zmianach. O czymś więcej, czymś ponad śmieciowe dzisiejsze prawo. I Zakon wydawał się być właśnie tym, czego szukała. I on również... Uważałby to za odpowiednie. Na pewno by tak było. Tęskniła za jego ciepłymi, błękitnymi oczami, ale nawet w lustrze nie dostrzegała takich samych.
Nie chciała współczucia, litości. Na chwilę przeniosła spojrzenie na Kierana, gdy poczuła, że jego oczy zatrzymały się na niej na chwilę. I przetrzymała to spojrzenie z pewną nieodgadnioną intencją, otwartą dłonią ocierając zaczerwieniony policzek, jednak dało się dostrzec, że jedynie trzy miesiące zmieniły jej spojrzenie nie do poznania. Nie uciekała, by nie widzieć tej oceny.
I wtedy usłyszała Steffena. Tylko na chwilę przez ramię odwróciła się do niego i uśmiechnęła się delikatnie, z przenikającą sztucznością, jednak niezwykle skuteczną. - Wszystko w porządku. - powiedziała i poklepała go po dłoni spoczywającej na jej ramieniu. Tłumaczyć się nie musiała i nie chciała, bo prawdziwe pożegnanie było gdzieś wewnątrz. - Niczego się nie wstydzę. - Jednak po chwili prychnęła śmiechem, trochę rozbawionym. - Chociaż jestem kompletnie czerwona teraz...
Po tych słowach pewnym krokiem skierowała się w stronę stołu, gdzie część Zakonników już zebrała się by spróbować przekąsek. Zdecydowanie powinna spróbować chociaż rozładować część kłębiących się w niej emocji, więc gdy tylko trafiła na jedną z butelek whisky, nalała sobie odrobinę do szklanki i pewnym ruchem wyzerowała jej zawartość. Alkohol delikatnie zapiekł w gardło, jednak to całkiem znajome i przyjemne uczucie. Choć niespecjalnie używała alkoholu, to na prywatkach od niego nie stroniła. Zatrzymała na chwilę spojrzenie na Percivalu, mimo iż zupełnie nie chciała się gapić. Zastanawiała się tylko czy to... On. Przyznać trzeba, że coś słyszała. Coś, co sprawiało, że wolała zachować dystans. Zamiast dołączyć do którejś z grup, pozwoliła sobie, by zabrać jeden kwiat z przyniesionych przez nią bukietów na stole i skierowała swoje kroki pod pomnik, gdzie ułożyła jeden z nich gdzieś pomiędzy całą resztą. Za tych wszystkich, których już nie ma. I za niego, za Blathaira Figga. Za jej drogowskaz.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]16.01.20 18:16
Obracał w rękach szklankę, wpatrując się w gładką powierzchnię alkoholu o miodowej barwie i wsłuchując się w słowa toastu wznoszonego przez Jackie; niezbyt rozwlekłego, pięknego, trafiającego w punkt - i sprawiającego, że fantomowa, metalowa obręcz oplatająca jego gardło zacisnęła się jeszcze mocniej. Garrett Weasley był kolejną widmową postacią z jego przeszłości, tej plugawej, cuchnącej popiołem i palonym ciałem; nie znali się dobrze - ale wiedzieli o sobie wystarczająco, by darzyć się pogardą; to Weasley obiecał mu kilka lat temu, że wepchnie go do Azkabanu - fakt, że dzisiaj Percival siedział przy jednym stole z ludźmi, dla których zaginiony auror był bohaterem, zakrawało więc o tragikomiczny żart losu. Uniósł dłoń, na moment zatrzymując spojrzenie na Jackie i przechylając szklankę we wzniesionym przez nią toaście, starając się spłukać w ten sposób rosnącą w przełyku gulę. Bezskutecznie.
Pytanie zadane przez Charlie wyrwało go z zamyślenia, przerywając snucie planów jak najszybszej i najdyskretniejszej ewakuacji; spojrzał na kobietę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i z nagłą, zupełną pustką w umyśle; nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Jak się czuł? Jak niepasujący element układanki - choć nie do końca; z jednej strony od miesięcy walczył o to samo co pozostali, z drugiej miał wrażenie, jakby wszystkie jego winy były wypisane na jego czole, tworząc nieprzekraczalny dystans. Tego wszystkiego nie potrafił jednak ubrać w słowa, zresztą - nie chciał tego robić. - W porządku - odpowiedział więc cicho, świadomie idąc po linii najmniejszego oporu. Nie miał nic przeciwko szczerej rozmowie, ufał jej - ale nie tutaj, i nie w tej chwili. Odchrząknął cicho, wciąż nie wypuszczając szklanki z dłoni, jakby chłodny dotyk szkła stanowił dla niego łącznik z rzeczywistością, zapewniając stabilny grunt pod stopami. - Bardzo ładnie mówiłaś. O Verze - powiedział, starając się - odruchowo - nieco odsunąć środek ciężkości rozmowy od własnej osoby. Kwestia jego obecności tutaj była w jakiś sposób niewygodna, kanciasta - nawet jeżeli dosyć trudna do zignorowania. - Żałuję, że nie miałem okazji jej poznać - dodał jeszcze, uśmiechając się do niej lekko. Nie mógł nie zauważyć, jak mizernie wyglądała - miał wrażenie, że od ich wspólnego wyjazdu do Szkocji w grudniu minęły trzy lata, nie trzy miesiące.
W pierwszej chwili miał problemy z przyporządkowaniem twarzy Poppy do magomedyczki, która w listopadzie pomagała rannym smokologom w rezerwacie - tamto popołudnie było wyjątkowo chaotyczne - dlatego potrzebował dłuższej chwili, żeby zrozumieć, o kogo właściwie pytała. Przeniósł na nią spojrzenie, uśmiechając się nieco niepewnie; wtedy nie wiedział jeszcze, że miał do czynienia z czarownicą zasilającą szeregi Zakonu Feniksa. - Tak, od nowego roku wrócił do pracy. Jego oczy są jeszcze trochę nadwrażliwe, dlatego do tej pory przebywał głównie wewnątrz - śnieg go oślepiał - ale uzdrowiciele są dobrej myśli, Gdyby nie pani szybka reakcja, mogłoby być znacznie gorzej - odpowiedział, domyślając się, że chodziło jej o Jonesa, który wypadek z ogniomiotką przeżył z najcięższymi obrażeniami, oślepiony na ponad miesiąc, potrzebny do wyhodowania nowych gałek ocznych.
Odchylił się lekko na krześle, odwracając się na moment w stronę Bena, starając się uchwycić jego spojrzenie - ale zamiast tego dostrzegł wzrok siedzącego krzesło dalej Lucana. Uśmiechnął się słabo, kiwając głową w stronę kuzyna i raz jeszcze wznosząc szklankę z pitnym miodem w milczącym toaście - ale po raz kolejny tego wieczoru zabrakło mu właściwych słów, nie powiedział więc nic, licząc na siłę niewerbalnego przekazu.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]19.01.20 22:06
Roześmiał się, choć miał być poważnym pocieszycielem. Marcella miała w sobie tyle jasności i przedziwnej kobiecej stanowczości (jak młodsza wersja jego mamy, w sumie), że nie dało się przy niej smucić. Szkoda tylko, że ona sama się smuciła, ale może pokrzepił ją chociaż trochę?
-Nie jesteś aż tak czerwona, wyglądasz po prostu trochę jak godło Gryffindoru, to wszystko! - zapewnił, porównując złotorude włosy panny Figg do gryfońskiego lwa. Uśmiechnął się nieśmiało, a potem dał dyla do bufetu, zanim Marcella zdążyła go złoić za ten niezręczny komplement.

Nalał sobie piwa, a potem wzniósł toast - w poważnym milczeniu, pozbywając się z twarzy przeznaczonego dla Marcelli uśmieszku. Z powagą skinął głową Jamie - nie miał pojęcia, że ona również straciła swojego ojca, jak Marcella. Howard nie był jego krewnym, ale ojcował mu w Ministerstwie. Teraz odczuwał w pracy dojmującą pustkę, zajmując się mniej poważnymi obowiązkami i znosząc nudniejszego przełożonego.

Po toaście ochoczo rzucił się na jedzenie, nakładając sobie dwa paszteciki, kanapkę i kawałek ciasta. Odszedł o kilka kroków od stołu, rozglądając się ciekawsko po zgromadzonych. Jego wzrok padł na Percivala, któremu przyglądała się również Marcella.
Już chciał ją o niego spytać, ale postanowił dać jej czas dla siebie - wyglądało na to, że nie jest zainteresowana jedzeniem, a przeżywaniem swojej osobistej żałoby. Westchnął, zastanawiając się ilu ze zgromadzonych straciło swoich bliskich, przyjaciół, mentorów...
Czy byłbyś ze mnie dumny, Howardzie?
Może tak, a może nie. Czuł, że ma jeszcze wiele do zrobienia na tym świecie i w tej organizacji. Może i zyskał już zaszczytny tytuł Zakonnika, ale jego droga dopiero się zaczęła, działał w Zakonie o wiele krócej od innych. Nawet to, że nie wszystkich znał i nie o wszystkich wiedział, było bardzo wymowne.
Z talerzykiem, zaczął przechadzać się wśród zgromadzonych, w końcu zatrzymując się przy Keacie.
-To pierwszy raz, kiedy widzę cały Zakon. - zwierzył się przyjacielowi. -Jak się czujesz? - dopytał, choć nie był pewien, czy "czucie" to najtrafniejsze określenie ich sytuacji - zaszczytu bycia dopuszczonym do grona, które znało się już dobrze i wspólnie walczyło o lepszy świat.

Porozmawiał chwilę z Keatem, zaczekał do końca uroczystości i udał się do domu.

/zt


intellectual, journalist
little spy



Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 11.02.20 20:44, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]20.01.20 11:29
Wspólny toast miał być ostatnim elementem tej wspólnej przeprawy przez rzeki wspomnień, które razem wpadały do przestnego morza, gdzie ciemne wody barwiły się kolorem krwi. Jackie po tym krótkim, ale jednoczącym geście, usiadła, nie za bardzo mając jednak ochotę na cokolwiek do jedzenia. Choć nadszedł koniec przemowy, nerwy wciąż skręcały jej żołądek i grały na kiszkach gorzkie żale. Alkoholu też zaledwie łyknęła, by symbolicznie oddać hołd wszystkim wspomnianym wcześniej sylwetkom, upomnieć się o to, by wypiły razem z nimi. Nachylenie się w stronę ojca miało zająć jej czas myślami o tym, o czym w ostatnich chwilach myśleć nie mogła. Tylko on, niespodziewanie, nie skarcił jej ani nie upomniał, że w którejś niespodziewanej chwili zrobiła coś nieodpowiedniego, coś nie na miejscu. Zamiast tego pochwalił ją, ba, nie jednym słowem, które zazwyczaj ograniczyło się do „dobrze” albo kilku złożonych w metaforyczną naukę. Przymrużyła powieki, słuchając go, i choć nadawało jej to wrażenia zwierza czekającego na drapieżnika wyskakującego z traw, chciała raczej dać do zrozumienia, że prędzej nie rozumie, ale bardzo chce. To było wręcz… nienaturalne, napełniało niepokojem, ale za chwilę przechodziło metamorfozę zupełnie odwracającą cały efekt. Na jej ramionach osiadł spokój, jakiego wcześniej z ojcem wcale nie łączyła. Oboje byli przecież huraganami, wichrami wyrywającymi drzewa razem z korzeniami. A teraz?
Teraz było, o dziwo, dobrze.
Sam mi to kiedyś powiedziałeś. Pewnie nie pamiętasz. Miałam może wtedy z siedem, może osiem, dziewięć lat – wzruszyła lekko ramionami. Była wtedy mała i udawała ojca, jego odwagę, wkładała jego skórę zabarwioną brawurą i niskimi tonami krzyku. – Przemożnie bałam się ciemności, miałam koszmary, które nie pozwalały mi spokojnie spać. Wtedy przychodziłeś i mówiłeś, żebym zapaliła świecę, a w koszmarach szukała światła, bo w ciemnościach to ono lśni najmocniej. Poradziłam sobie z tym, chociaż łatwo nie było – zerknęła na niego, ale bez uśmiechu. Ten schowała na dnie swojej własnej duszy. Magią przywołała galon zupy gulaszowej, chyba autorstwa panny Pomfrey, nalała sobie i ojcu, jeśli tylko miał na nią ochotę. Nerwy odpuszczały, a pusty żołądek domagał się jedzenia. Spojrzała na niego, kiedy poruszył temat próby. Rozmawiali o tym, choć niekoniecznie dzielili się podjętymi decyzjami. Wysłuchała go do końca, sięgając powoli po łyżkę, ale kiedy powiedział o swoich dzieciach, o tej liczbie mnogiej, tak dziwnej w przypadku Rineheartów, zmarszczyła lekko brwi. – Spotkałeś się z nim – stwierdziła odważnie, zaraz w głowie karcąc się za te słowa. Mogli rozmawiać przez pergamin. Mogli nie mieć odwagi na podobne konfrontacje. Vincent Rineheart.Jedno z twoich dzieci idzie w ślady ojca. Kiedyś bardzo tego nie chciało, ale dzisiaj ma zamiar być z tego dumne. Ja też chcę podejść do próby, tato. I możliwe, że wojnę przeżyje tylko to dziecko, które zawsze było najbardziej zachowawcze i… ostrożne – odpowiedziała cicho i upiła nieco zupy z łyżki. Uśmiechnęła się lekko. – Ty też. Napchaj się łakociami, bo tymi dłońmi – pokazała mu je. Dłonie poszarpane na wewnętrznej stronie, dłonie spracowane, dłonie znające trud i szorstkość kamieni. – takiego ciasta z budyniem, które tam stoi – wskazała mu je skinieniem głowy – nie zrobię ci na pewno.
Potoczyła wzrokiem po zgromadzonych i z twarzą łagodnie zakreśloną przez spokój i lekkie spełnienie, stwierdziła, że tak było po prostu dobrze – ciche rozmowy, poznawanie siebie nawzajem. Jej wzrok zatrzymał się na dwóch sylwetkach, które znała dość słabo, a które jednocześnie były zaskoczeniem wśród grupy. Zerknęła na ojca porozumiewawczo, sugerując, że na chwilę od niego odejdzie, i wstała od stołu, swój krok kierując w stronę Keata i Steffena. Jeden znalazł jej portmonetkę na sylwestrze, drugi okazał się mistrzem wszystkich szczurów w okolicy. Oparła dłonie na ich krzesłach, nachylając się między nimi lekko.
Dobrze was widzieć – przywitała się. Prawdopodobnie po raz trzeci lub czwarty dzisiaj. – Jak się czujecie w towarzystwie? Jedzcie zdrów, w Zakonie trzeba mieć siłę na dźwiganie odpowiedzialności.
Pół-żart czy może ostrzeżenie? Nigdy nie wiesz! Jej uniesione brwi i zadarty w ledwo zauważalnym uśmiechu kącik ust świadczyły jednak same za siebie.

| To już ostatnia kolejka na pożegnaniu, ustalmy termin do 23.01 do godz. 9:00. Możecie jednak pisać postów w tej kolejce, ile tylko pragniecie!

Dziękuję wam szalenie za przybycie, za uczestnictwo i przede wszystkim, ogromną cierpliwość i aktywność! <3

Menu: paszteciki, tarta wiśniowa, ciasteczka cynamonowe, szarlotka, kanapki z szynką, serem i szczypiorkiem, zgrzewka piwa, ciasto budyniowe, kruche ciasteczka, 6 butelek ognistej, miód pitny, zupa gulaszowa, sałatka jarzynowa, ciasto jagodowe



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pomnik Pamięci - Page 5 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]21.01.20 2:14
Trudno było myśleć o tym, że tylu Zakonników już odeszło i że mogło to spotkać kolejnych, także ją. Że mogło to spotkać jej siostrę – to było najtrudniejsze, myśl o tym, co spotkało Verę, bo ta tragedia dotknęła ją najbardziej osobiście i nie do końca radziła sobie z zaginięciem siostry, nawet jeśli osobom postronnym mogło się wydawać, że radziła sobie doskonale. Bo przecież chodziła do pracy, wypełniała swoje obowiązki, poszerzała wiedzę, a na dodatek była skora do pomocy Zakonnikom – ale mimo to wcale nie było dobrze. Musiała bardzo się wytężać, by nie rozpaść się na drobne kawałki, bo kto poskładałby je potem w całość, skoro Very nie było obok i nie wiadomo było, kiedy i czy w ogóle wróci?
Była miła i przyjazna wobec każdego z obecnych w Oazie Zakonników, rozumiała że każdy przeżywał po swojemu ten dzień, a także straty których doświadczyli. Usiadła przy stole obok Percivala, chcąc, by i on poczuł się tu choć odrobinę lepiej, by nie czuł się tak wyobcowany. Ją przynajmniej już troszkę poznał wcześniej, i nigdy w żaden sposób nie okazała mu wrogości ani niechęci, nawet gdy jeszcze nosił nazwisko Nott.
Wyczuła jednak, że nie zdradził całej prawdy i wcale nie było do końca w porządku, ale nie naciskała, podejrzewając, że nie chciał zdradzać prawdziwych odczuć, skoro wokół byli inni Zakonnicy, którzy mogli usłyszeć ich wymianę zdań. Nie dopytywała więc, zadowalając się tym lakonicznym wyjaśnieniem, choć jej spojrzenie mówiło wyraźnie, że czuje, że w tym momencie nie był do końca szczery. Wykazała się zrozumieniem i empatią, nie podważając autentyczności jego zapewnienia. No i w końcu czy sama często nie mówiła, że jest w porządku, nawet gdy nie było? Od czasu zniknięcia Very, ilekroć nie chciała wdawać się w szczegóły swojego emocjonalnego stanu, też ukrywała się za tego typu banałami, nie chcąc martwić innych swoimi troskami, kiedy mieli własne. Większość ludzi nie drążyła, choć czasem wbrew pozorom liczyła na to, że ktoś nie zadowoli się tylko lakonicznym zapewnieniem i postanowi drążyć głębiej. Tylko w niektórych przypadkach, bo mimo wszystko brakowało jej zainteresowania kuzynostwa i nielicznych bliższych znajomych, czuła się sama ze swoim smutkiem i czasem rzeczywiście chciała być z nim sama, a czasem wręcz przeciwnie.
- Rozumiem – powiedziała więc. Może łatwiej było mu rozmawiać o jej odczuciach niż o własnych, dlatego poruszył temat jej wcześniejszej krótkiej przemowy dotyczącej siostry. – I... dziękuję. Choć przyznaję, dziwnie mi było mówić o niej tutaj, na pożegnaniu. Nie znaleziono jej ciała, a tymczasem to mogło zabrzmieć tak, jakbym już ją żegnała – westchnęła cicho, mając nadzieję, że jeśli okaże się, że Vera żyje i wróci, to nie będzie mieć jej tego za złe. – Ale... w jakiś sposób chciałam, by pamiętano i o niej. Bo przecież też była Zakonniczką, nawet jeśli tak krótko. Nowi nawet nie zdążyli jej poznać, ale ja też nie zdążyłam poznać większości tych zmarłych. Odeszli zanim mnie wtajemniczono – wyjaśniła mu, jednocześnie zastanawiając się, czy Vera polubiłaby Percivala, gdyby miała okazję go poznać. Była dość specyficzną osobą, bardzo konkretną, ale też mniej ufną wobec ludzi. Bardziej ostrożną i paranoiczną, choć odwagi miała w sobie więcej niż delikatna Charlie. Vera nie bałaby się walki, bez wahania dobyłaby różdżki, podczas gdy Charlene zachowawczo chowała się za kociołkiem, a na samą myśl o walce panikowała. Ale to Charlie miała serce na dłoni i łatwiej dawała ludziom szansę, bo nie została jeszcze zatruta złem świata. A Vera, łamiąc klątwy, więcej wiedziała o tym, co ludzie potrafią wyrządzić złego innym. Lecz Charlie podejrzewała, że duża wiedza Percivala nie pozostałaby dla jej siostry obojętna. Że może na płaszczyźnie konkretów udałoby im się porozumieć, choć pewnie ze starszą Leighton nie mógłby liczyć na taką relację jak ta, jaka powoli tworzyła się między nim a alchemiczką. Vera nie byłaby tak skora do spoufalania się i wpuszczania do swojego życia kogoś obcego, w dodatku z taką przeszłością – przynajmniej tak jej się wydawało, bo jak dokładnie by to wyglądało, wiedziałaby tylko sama Vera. Choć Charlie kochała ją najbardziej na świecie i ufała jej całkowicie, nawet ona nie mogłaby powiedzieć, że wie o niej absolutnie wszystko i zastanawiając się nad tym, co jej siostra by zrobiła, musiała brać poprawkę na to, że Vera była zupełnie inna od niej i czasem trudno było przewidzieć jak zareaguje. Choć były z jednej krwi, ich charaktery pod wieloma względami różniły się bardzo mocno, podobnie jak predyspozycje i zainteresowania. Uzupełniały się. Teraz Charlie trochę brakowało tej twardej, stabilnej opoki, jaką zawsze była dla niej Vera.
- Też żałuję. Sama jestem ciekawa, jak byście się dogadywali – uśmiechnęła się blado. Gdyby Vera nie zniknęła, zapewne Charlie wspomniałaby jej co nieco o Percivalu. Na pewno szukałaby u niej rady, ale niezależnie od tego, co odpowiedziałaby siostra, pewnie i tak coś by ją ciągnęło do towarzystwa Blake’a. – Chciałabym nigdy nie musieć ryć jej nazwiska na tych kamieniach. Ale... zdaję sobie sprawę z tego, że... – urwała, gdy coś ścisnęło ją w gardle. Wiedziała, że szanse na znalezienie Very z każdym dniem spadają coraz bardziej. Musiała wytężyć się, żeby znowu się nie rozpłakać. Podjęła przerwany wątek. – Nie jestem nierozsądna i nie potrafię ignorować faktów mimo wciąż tlącej się nadziei. Anomalie skończyły się prawie trzy miesiące temu, ale ona nie stanęła na progu domu, choć w pierwszych dniach stycznia bardzo na to liczyłam.
Umilkła i zajęła się jedzeniem. Po chwili po jej drugiej stronie usiadła też Poppy. Charlie uśmiechnęła się do niej, ciesząc się, że uzdrowicielka postanowiła się do nich dosiąść, i w dodatku wyglądało na to, że też już znała Percivala. Jej obecność przerwała też tą krótką, ale dość przygnębiającą wymianę zdań, która nastąpiła po tym, jak alchemiczka usiadła obok mężczyzny i zadała mu jedno niewinne pytanie.
Skupiła się chwilowo na osobie uzdrowicielki.
- Och, już się poznaliście? – zapytała z ciekawością znad swojego talerza. Była ciekawa, jak do tego doszło, ale przysłuchiwanie się ich wymianie zdań upewniło ją w tym, że zetknęli się na gruncie zawodowym. Smokolodzy na pewno czasem potrzebowali zdolnych rąk do leczenia. Była też ciekawa, co Poppy myślała o Percivalu. Być może nie była do niego nastawiona tak niechętnie jak niektórzy, skoro zdecydowała się usiąść w pobliżu i odezwać.
Przesunęła też wzrokiem wzdłuż stołu, przyglądając się przelotnie innym, przyłapując się na tym, że znów próbowała szukać wzrokiem Anthony'ego, ciekawa gdzie siedział i z kim rozmawiał. Przez moment obserwowała Steffena, z którym niedawno ćwiczyła transmutację, dostrzegła też Jackie rozmawiającą ze swoim ojcem, choć nie słyszała ich wymiany zdań. Patrząc na nich przypomniała sobie nagle, że miesiąc temu spotkała mężczyznę, handlarza ingrediencjami, który przedstawił się jako brat aurorki. Ciekawe, czy zdecydował się nawiązać kontakt z rodziną? Nadal nie miała pojęcia o tym, co zaszło między nimi przed laty, ale coś sprawiło że akurat teraz Vincent zagościł na krótko w jej myślach.
Po chwili znowu spojrzała na swój talerz. Choć nie zjadła dużo, poczuła się przyjemnie nasycona. Może przez jej ostatnie niedojadanie oraz utratę dobrych kilku kilogramów i jej żołądek się skurczył, przez co nie potrafiła jeść bardzo dużo.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]21.01.20 20:08
Jeszcze przy układaniu stołów zaczepiła go Marcy, z którą przywitał się chętnie. Pewnie nawet z jego piersi wyrwał się głęboki, tubalny rechot, na wspomnienie swoich wyczynów w kuchni, które o dziwo zaczynały przynosić rezultaty, nawet jeżeli jajecznica, której zrobienia podjął się ostatnio sam wyszła zdecydowanie za słona, a naleśniki na śniadanie okazywały się albo za grube i trochę niedopieczone w środku, albo z kolei smakowały spalenizną. - Nie, postanowiłem nie zawstydzać swoim wrodzonym talentem zebranych tutaj mistrzów szpachelki i patelni - rzucił rozbawiony. Potem śmiech opuścił ich wszystkich. Jackie zaczęła przemawiać, wspominając wszystkich tych, którzy poświęcili swoje życie za Zakon, za ideę, której hołdowali. Zacisnął szczęki, które zarysowały się mocniej pod gęstwiną brody. Nie odzywał się, słuchając tych przejmujących słów, z żalem rosnącym w sercu bo chociaż nie miał okazji poznać każdego z nich to niektórych chociażby kojarzył. Charlusa Pottera nie można było zapomnieć, jeżeli pracowało się w Biurze Aurorów, podobnie zresztą jeżeli chodzi o Garretta Weasleya, którego chwilę później wspomniano. Może nie łączyły go z nimi wyjątkowo bliskie, prywatne relacje, ale nieuniknionym było skrzyżowanie z nimi swoich spojrzeń podczas pracy.
Westchnął ciężko. Trzymając w ręku papierowego ptaka nie mógł nie myśleć o swojej matce, która odeszła zdecydowanie za wcześnie z tego świata. Oni nie byli gotowi na jej śmierć, o czym mogły świadczyć obecnie pogarszające się relacje między rodzeństwem Tonks, co zdawali się nagminnie bagatelizować. Być może krążyło między nimi zbyt wiele niewypowiedzianych słów, które powiększały przepaść.
Razem z wszystkimi wznosił toast, ale był wyjątkowo milczący, słowa nie wypływały tak chętnie spomiędzy jego warg jak zazwyczaj. Rozejrzał się dookoła po znajomych twarzach i odnalazł w tłumie Marcellę. Skierował kroki w jej kierunku, nie mogąc nie zauważyć purpurowej czerwieni na jej twarzy. W ręku miał już szklankę szkockiej bo czuł, że tylko ostry smak alkoholu rozlewający się w jego ustach będzie w stanie jakoś go uspokoić i sprowadzić go na ziemię, przypomnieć o tym, że jest tu i teraz, człowiekiem z krwi i kości. Podszedł do kamiennego łuku także z innego powodu, aby w ciszy bez patosu słów oddać cześć pamięci swojej matki. - Aż tak mocna, że poczerwieniałaś? - rzucił żartobliwie, chociaż byłby ślepcem, gdyby nie zauważył śladów łez na jej policzkach.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]22.01.20 20:05
- Bartius lubił Szachy Czarodziejów i był w nie dobry. - odezwała się unosząc łagodnie kącik ust ku górze. Rzadko kiedy udawało się jej z nim wygrać. Właściwie wszystkie te razy można by zliczyć na palcach jednej dłoni. Kiedyś wszystko zdawało się prostsze. Uniosła głowę ku górze by spojrzeć na niebo. - Doree można było przekupić czekoladową żabą. Nie zawsze, ale czasem działało. - zażartowała lekko. Oddali swoje życie w ich sprawie. Tęskniła za nimi. Za wszystkimi, których stracili. Za bezbronnymi ofiarami, które musiały przejść piekło, a czasem nie udało im się z niego wyjść. Opuściła głowę, gdy Jackie wspomniała o Garrecie. Jej wzrok zawiesił się na pomniku, który miał przypominać o nich wszystkich. Jednak samo wspomnienie jego jednostki pociągnęło ją dalej w kierunku Próby na której widziała właśnie jego. To dopiero początek, Tonks powiedział jej wtedy. Wciągnęła powietrze w płuca biorąc głęboki oddech. Kiedy Jackie odezwała się ponownie nie spojrzała w jej kierunku, przesuwała spojrzeniem po zgromadzonych przy pomniku osobach. Myśląc nad wszystkich, co zdarzyło się w ciągu ostatniego roku. Nad wszystkim tym, co jeszcze mogło, czy też miało się zdarzyć. Zdecydowanie czas który wisiał nad ich głowami był niepewny. Ale właśnie w nim powinni chociaż spróbować znaleźć odrobinę pewności i zapewniania. Może tego, czego im wszystkim brakowało. Nader wszystko, przecież nadal byli ludźmi. Żywymi, żyjącymi istotami. Wsadziła dłonie w kieszenie płaszcza, marszcząc lekko nos. Skierowała swoje kroki w kierunku stołu, przy którym zatrzymała się, wpatrując w rozstawione na nim jedzenie. I choć patrzyła na nie, zdawała się go nie widzieć, zagubiona gdzieś we własnych myślach i rozważaniach, na kilka chwil odcinając się od otaczających ją osób i prowadzonych przez nich rozmów. Dzisiaj jej myśli odciągały ją dalej, do rzeczy o których nie chciała myśleć. Do uczuć, które wolała od siebie odsunąć. Do tego, do czego przygotowywała się już od jakiegoś czasu ciągle niepewna, czy podoła zawieszonej przez samą siebie poprzeczce.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Pomnik Pamięci - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]26.01.20 8:28
Ciężar wspomnień na moment wyciszył Benjamina, pozwalając mu w milczeniu wspominać tych, którzy odeszli - walcząc, wykazując się niesamowitą odwagą, dzielnie prąc na przód. Bardziej bolała go śmierć tych zabranych przedwcześnie, wbrew swej woli czy decyzjom; bezimiennych, palonych żywcem pracowników Ministerstwa Magii, nie mających pojęcia, że tamtego potwornego ranka po raz ostatni całowali swe dzieci przed wyjściem z domu. Kolejnym ciężarem były zaś ofiary jego ręki; ci, których zawiódł mimo wszelakich starań. Kobieta, opadająca w potworną szczelinę Wyspy Rzeźb, jej krzyk odbijający się od kamiennych ścian, panika pozostałych po drugiej stronie przepaści ludzi. Dłonie rozpaczliwie chwytające powietrze; dłonie, które niedawno zaciskały się na jego nadgarstku. Nie złapał jej wystarczająco mocno, nie pomógł mu wystarczająco szybko, nie uratował ich tak, jak obiecywał podczas przysięgi Gwardzisty.
Westchnął ciężko, budząc się z chwilowego otępienia przy następnej kolejce ognistej whisky. Przy toaście wygulgotał szklanicę do dna, poprosił gestem o nalanie kolejnej, po czym przesunął swe spojrzenie na nieodległy pomnik. - Pieruńsko mi go brakuje. Garretta - uściślił, przymykając oczy. Potrzebowali przewodnictwa kogoś, kogo naznaczył sam Albus Dumbledore. Surowego, ale sprawiedliwego dowódcy, wprawnego aurora, będącego w Zakonie Feniksa od samego początku, ba, stanowiącego jego fundament. - Pamiętam, jak powiedział mi o Zakonie...Karmiłem go wtedy Ognistą Potrawką Merlina...miał łzy w oczach - wyrzucił z siebie, dziwnie poruszony, z czego szybko zdał sobie sprawę. Odkaszlnął głośno, chcąc ukryć niemęską tkliwość, nieprzystającą, nie przy ludziach. W zaciszu domu pozwalał sobie powoli na odsłanianie blizn, na obnażanie słabości, z zaskoczeniem obserwując, że wcale nie odpycha to Percivala, a wręcz przeciwnie - buduje między nimi jeszcze silniejszą więź. W ukrytej w środku lasu chatce nieopodal Sennen nie musiał już udawać, krygować się, trzymać gardy, a mimo to, mimo pozbycia się perfekcyjnej maski silnego, niewzruszonego, dwumetrowego brodacza, nie został odtrącony. Pochwycił wzrok Blake'a, podejrzewając, że przybycie tu nie jest dla niego łatwe. Tym bardziej go podziwiał, wiedząc też, że to zaangażowanie nie umknie uwadze innych Zakonników. Udowodnił, że jest jednym z nich, że potrafi z nimi nie tylko walczyć, ale i znosić żałobę - a jeden Merlin wiedział, że obydwa działania są dla nich równie częste.
Spędził przy stołach jeszcze chwilę, wspominając, jedząc, pijąc; dopiero, gdy minął już jakiś czas, a ciemnozielone oczy Percy'ego wyraziły niemą zgodę na opuszczenie towarzystwa, Benjamin wstał. Cmoknął w czubek głowy Hannah, poklepał Jackie po ramieniu, szeptem do ucha dziękując za zorganizowanie pogrzebu i za przemówienie - poradziła sobie bardzo dobrze - z resztą przyjaciół żegnając się machnięciem dłoni. Zatrzymał się również przy Keatonie i Steffenie, pochylając się nad dwójką mężczyzn, wręcz wciskając głowę pomiędzy ich twarze. - A wy, łapserdaki, nie pijcie za dużo - ostrzegł surowym tonem nadopiekuńczego tatusia, lecz jego oczy skrzyły się sympatią. Większą w stronę Steffena, Keaton był na cenzurowanym, zbyt często gapiąc się na jego maleńką siostrę. - Dobrze mieć was wśród nas. Cieszę się, że będziemy walczyć razem - dodał, czochrając dużą dłonią imponującą fryzurę Steffena - przez moment zastanawiał się, czy nie zrobić tego z czupryną Keatona, ale zrezygnował. Hannah chyba lubiła te włosy. Nie chciał ich przez przypadek powyrywać.
Później, ramię w ramię z Percivalem, oddalił się w przyjemny półcień otaczającego Pomnik Pamięci zadziwiającego lasu, kierując się ku wyjściu z Oazy. - Dziękuję - powiedział po kilkunastu krokach, zapalając papierosa, na moment oświetlającego zmęczoną twarz. Dziękował za obecność Percivala, za jego wsparcie, za świadomość, że miał go obok siebie, by przeżyć swobodniej żałobę - ale dziękował też za to, że Blake walczył z własnymi demonami, nie uciekając od konfrontacji z nimi, a odważnie i z szacunkiem znosząc konsekwencje swych działań. Ben zaciągnął się głębiej papierosem, wypuścił dym, a później wcisnął papierosa pomiędzy palce bruneta - nie tyle po to, by dzielić się nałogiem, co by poczuć ciepło jego dłoni. Choć oddalili się od żałobników już spory kawałek, dalej nie mógł pozwolić sobie na taką bliskość, która ukoiłaby jego tępy ból. Wkrótce jednak mieli znaleźć się w domu, razem.

| zt


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Pamięci - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pomnik Pamięci [odnośnik]30.01.20 21:52
Przybrała ostrożną pozę, jakby niepewna tego, co może stać za kierowaną w jej stronę pochwałą. I w jakiś sposób ta jej czujność była powodem lekkiej irytacji, ale i dumy, która ostatecznie przeważyła nad chwilowym rozczarowaniem. Sam był sobie winien, zbyt rzadko okazywał jej wsparcie czy uznanie, łatwiej było prezentować kolejne żądania, wytykać błędy, słabości. Nie pamiętał tych słów, wciąż wydawały mu się cudze, choć udało mu się dopasować do relacji Jackie jedno z mglistych wspomnień. Już w dzieciństwie nie żałował jej prób, pozostawiając samą z lękiem przed ciemnością. Powrócił myślami do tamtych lat i nie bardzo wiedział, jak ma się z tym czuć, bo choć nigdy nie był idealnym ojcem, to jednak udało mu się nauczyć ją czegoś ważnego, wpoić jakąś mądrość. Ale czy użył dokładnie takich samych słów? Brzmiały poetycko, tym samym przestawały do niego jakkolwiek pasować. Zgrabne słowa nie były jego bajką, poruszające przemowy wygłaszali inni, nie on. Mimo to słowa wpływały również na niego. Jedna emocjonalna rozmowa wybiła go z rytmu codzienności dyktowanej jedynie przez obowiązki. Podejmował dziwne decyzje, poddawał się sentymentom i zaczął tęsknić za ciepłem, bliskością, namiastką zwykłego szczęścia.
Spojrzał na Jackie, wysłuchując jej do końca, przyjmując od niej również miskę zupy, której chwilę się przyglądał, nim chwycił za łyżkę. Córka odpowiedziała na jego żądanie dokładnie tak, jak powinna; nie karmiła go kłamstwami, nie składała nierealnych obietnic, swoją dojrzałością udowadniała, że jest w pełni świadoma ryzyka, gotowa do boju. Nie chciał odsuwać jej od walki, na to było już stanowczo za późno, gdy przez lata robił wszystko, aby wyszkolić ją do roli aurora. Ale to było niewystarczające, wyjawił jej również prawdę o istnieniu Zakonu Feniksa, aby mogła oddać się w pełni walce ze złem, coraz śmielej panoszącym się po magicznym świecie. Wcześniej nigdy się nie wahał, nie żałował podjętych przez siebie decyzji, wątpliwości podsunął dopiero syn.
To źle, że wrócił – stwierdził oschle, nawet przy Jackie nie mogąc zmienić tej opinii, choć może winien był nieco złagodzić brzmienie tych słów. Ale czy to było możliwe? Powrót Vincenta na nowo rozbudził żal i wyrzuty sumienia, choć od dawnych nieporozumień bardziej przerażające były obecne zagrożenia, które czyhały na wszystkich, na tych nieświadomych w szczególności. – Nic nie wie, niczego nie rozumie, błądzi jak dziecko we mgle, bo uparł się, by na nic nie patrzeć trzeźwym okiem – w głosie rozbrzmiewała złość, trzymana jednak na wodzy, nie chciał podnosić głosu i tym samym zakłócać cudzych rozmów. Mieli się dziś jednoczyć w imię pamięci o poległych, lecz w duszę czarodzieja zbyt mocno wsiąkły podziały. Tak wiele mógłby zarzucić swojemu pierworodnemu, mimo to zamartwił się o to, jak ten poradzi sobie w tej wojennej rzeczywistości. Znów jednak nie potrafił wyrazić swoich obaw głośno, aby stały się w pełni zrozumiałe dla innych. Nie wspomniał też o jakiejkolwiek tęsknocie, być może takową czuła Jackie, ale nawet o tym nie wiedział, wszelkie pytania o brata konsekwentnie odrzucając, póki nie przestała ich zadawać. – Tak, jedzmy – odparł mrukliwie, jak zwykle ucinając niewygodny temat. Zupa gulaszowa okazała się wyrazista, doceniał sposób, w jaki kawałki mięsa rozpadały się w ustach. Jadł spokojnie, nigdzie mu się nie spieszyło. W międzyczasie Jackie ruszyła do innych, oddając się rozmowom. Rzeczywiście po ciepłym posiłku skosztował wskazanego przez nią ciasta, dobierając się do dwóch kawałków. Gdy napełnił żołądek, zdecydował się opuścić zgromadzenie, jego córka dobrze znała drogę do ich nowego domu.

| z tematu



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Pamięci - Page 5 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780

Strona 5 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Pomnik Pamięci
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach