Wydarzenia


Ekipa forum
Leśna Polana
AutorWiadomość
Leśna Polana [odnośnik]16.10.15 22:27
First topic message reminder :

Leśna polana

Polana w lesie, nieopodal wybrzeża, uszy przytulnie pieści miarowy szum falującego morza. Wysoka trawa przeplatana wyrośniętymi polnymi kwiatami otoczona jest krzewami różowego bzu, których przesiąknięty słodyczą zapach otumania i porywa w krainę fantazji. Miejsce jest bardzo dobrze skryte przed oczami niepowołanych, trudno jest się tutaj dostać na własną rękę.  

Spodomantka

Popioły z rytualnych, rozpalanych podczas Festiwalu Lata ognisk, są każdego poranka zbierane do urn i zanoszone do namiotu rozstawionego na zacienionej polanie. Namiot wykonany jest z czarnego, ciężkiego materiału, który o zmroku zdaje się niemal stapiać z gwieździstym niebem i cieniami drzew.
Codziennie o zachodzie słońca na polanie ustawiają się kolejki - po zmroku w namiocie wróży z popiołów wiedźma, wprawiona w sztuce spodomancji. Nikt nie wie, skąd przybyła ta czarownica, jak ma na imię, ani ile ma lat. Pojawia się w Weymouth co roku i pamiętają ją nawet najstarszy bywalcy Festiwalu Lata, którzy zarzekają się, że jej wróżby się sprawdzają. Choć wiedźma ma pomarszczoną twarz i garba, to w namiocie, w świetle świec zmarszczki zdają się wygładzać, a plecy prostować.
W namiocie płoną świece, oświetlając hebanowy stół nakryty białym materiałem. Na stole leżą niewielkie kości zwierząt, poświęconych w rytuałach Festiwalu Lata. Do środka wchodzi się pojedynczo. Pod czujnym okiem wiedźmy, każdy może nabrać garść popiołu i rozsypać go na zwierzęcych kościach.
Popiół układa się w obrazy, czasem abstrakcyjne, a czasem przerażająco realistyczne. Czarownica służy pomocą w interpretacji wróżb.

Aby otrzymać wróżbę, rzuć kością k15:

Wróżby:


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.02.23 0:27, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna Polana - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Leśna Polana [odnośnik]07.06.18 12:50
Zerknęła na swoje trudy, oceniając eliksir krytycznym okiem laika. Cóż, na pewno wiele brakowało mu do najsilniejszych wywarów, ale pachniał prześlicznie i wciąż był udany. Swoją przegraną przyjęła bez najmniejszego stresu, nie miało to dla niej znaczenia, bycie na szarym końcu dalej miało swoją zaletę - nauczyła się czegoś, mogła też pozaglądać w fiolki innych zawodników i zanotować w małym, wściekle pomarańczowym notesiku, parę rad na przyszłość. Mogła nawet zrobić wywiad ze zwycięzcą! Gdyby tylko chciał - pamiętała go ze szkoły, zawsze stał nad kociołkiem (czasem Sue myliła godziny, zamiast na obronę przed czarną magią materializując się w klasie eliksirów), raczej stroniąc od ludzi, czasem było jej szkoda młodszego chłopaka, ale chyba jakoś sobie radził. Teraz przyglądała się, jak odbiera nagrodę i biła z myślami - podejść, czy nie? Może powinna napisać do niego list? Może chciałby jej pomóc w rozwijaniu umiejętności alchemicznych? Albo Asbjorn? Teraz zerkała na niego - nie znali się dobrze, tylko pobieżnie, wiedziała też o różnych opiniach na jego temat, ale jej wystarczało zdanie pani Bagshot oraz zaufanie Foxa do Norwega. Była pewna, że potrzebował w organizacji kilku przychylnych dusz, wystarczający tłum siał atmosferę podejrzliwości wokół jego osoby. Drugie miejsce, w oczach Lovegood, w tym przypadku nie stanowiło porażki, był bardzo blisko wygranej. Zagryzła wargę, przypominając sobie zaraz o przelaniu zawartości kociołka do fiolek - robiła to prędko, chcąc jeszcze dopaść któregoś pana z podium - lorda Burke odpuściła. Po pierwsze dlatego, że był lordem i pewnie zwróciłaby się do niego złym nazwiskiem oraz niestosownym zwrotem, po drugie... był jakiś taki burkliwy i nie w jej typie człowieka. Pomachała Charlene, widząc jak umyka z polany zawstydzona - och, nawet nie wiedziała, czy koleżanka zdołała ją dostrzec, ale Sue daleko było do spojrzeń pełnych politowania. Nie było jej głupio, ba, nawet nie próbowałaby się z nikim zakładać, że wygra konkurs.
Nieśmiało postawiła krok, drugi i kolejny, zmierzając do Robina, ale wypaliła tylko - Gratulacje! Świetna robota! - względnie pogodnym tonem (dla niego mógł być to ton najpogodniejszy) i ścisnęła mu dłoń, porywając ją nawet nie wiedział kiedy. Zaraz już zniknęła, kicając ku Ingissonowi, któremu pomachała przed nosem białą dłonią. Na zaklęte króliczydła, per pan, czy po imieniu? - Chciałam pogratulować - oznajmiła, podejmując pewną decyzję. - Jeśli pan pozwoli, niedługo wyślę list z paroma pytaniami, muszą mi się tylko troszkę poukładać, ale spokojnie! - z prędkością strzały musiała sprawę sprostować - nie pracuję w prasie, to tylko w ramach samorozwoju - coś nie dawała rozmówcom czasu na odpowiedź, tylko pojawiała się w jednym miejscu, by zaraz przenieść się w drugie. Znajomi czekali, pewnie trochę naśmiewając się z ostatniego miejsca - przynajmniej mieli ciut powodu do śmiechu wśród strasznych czasów.

| zt


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Leśna Polana - Page 14 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Leśna Polana [odnośnik]10.06.18 19:18
Cyrus nie miał najmniejszego pojęcia co robił nie tak, że mu zwyczajnie nie wychodziło. Oczekiwał znakomitych rezultatów, chociaż patrząc na jego niedawne próby przygotowania pewnych eliksirów mógł założyć od razu najgorsze. Nie spodziewał się, że zajmie pierwsze miejsce, lecz może trzecie? Czwarte? Niestety grał zbyt zachowawczo i to było jego głównym problemem. Zignorował potrzebę rywalizacji oraz zwykłej brawury - sięgnął po rozwiązania bezpieczne. Zresztą, gdy tylko zaryzykował, jego eliksir nie powiódł się wprawiając alchemika w przykry stan rozczarowania brakiem umiejętności. Poświęcił całe życie na ułaskawienie alchemii, a tu taki klops.
Ostatnia runda miała być rozstrzygająca. Wywar miał prawidłową barwę, konsystencję oraz zapach - pan Waffling uznał jego poprawność. Na twarzy Snape’a odmalowała się ulga. Taka prawdziwa, szczera, zrzucająca ciężki balast z ramion. Odetchnął. Niestety, nawet poprawnie wykonana mikstura nie zdołała poprawić mu humoru tak dobrze jakby tego oczekiwał. Zajął szóstą pozycję, na równi z nieznajomą kobietą. Niżej były jedynie dwie osoby. Mężczyzna poczuł gorycz osadzającą się na języku - wykrzywiła mu twarz w grymasie niezadowolenia. Naprawdę spodziewał się po sobie lepszego wyniku, dużo bardziej interesujących dokonań. Zawiódł się na sobie srodze.
Nie omieszkał jednakże pogratulować zwycięzcy - zasłużył. Uśmiechnął się nawet delikatnie, chociaż uśmiech nosił znamiona nieuchwytnej kwaśności. Starał się, naprawdę się starał dać z siebie wszystko w tej konkurencji. Uścisnął mężczyźnie dłoń, skinął również pozostałym uczestnikom konkursu i zamierzał powrócić już do domu. Pobyt w Weymouth uznał za całkowicie nieudany. Po co on tu w ogóle przychodził? Ośmieszyć się? Mógłby nabrać nieco więcej odwagi w działaniu, zdecydowanie. Te udane eliksiry nie były złe, ba, prezentowały się pod kątem poprawności naprawdę świetnie. Stać byłoby go na dużo lepsze wyniki z dużo trudniejszymi wywarami. Niestety ponownie Cyrus przegrał z nieśmiałością oraz brakiem pewności siebie. Skitował to smutnym uśmiechem towarzyszącym mu podczas powolnej wędrówki ku obrzeżom prewettowskich terenów. Oddalał się coraz bardziej; dłonie trzymał w kieszeniach spodni. Patrzył uważnie pod nogi, nie widząc jednak. Ocknął się dopiero w miejscu, z którego mógł się udać na Pokątną.

zt


Love ain't simple
Promise me no promises

Cyrus Snape
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5269-cyrus-snape https://www.morsmordre.net/t5324-poczta-cyrusa#119174 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f89-pokatna-10-3 https://www.morsmordre.net/t5326-skrytka-nr-1322#119181 https://www.morsmordre.net/t5325-cyrus-snape#119177
Re: Leśna Polana [odnośnik]19.06.18 10:39
Był dziwnie pewny, że wywar poetyckości w jego wykonaniu zawierał dodatkowy składnik. A nawet dwa: niezadługi, ciemny włos oraz kilka kropelek potu, obficie spływających z czoła. Wstydliwa dolegliwość, której pozbyć, ani nawet zniwelować nie mógł. Kontrola nad roztańczonymi dłońmi pochłaniała masę energii, a ciepło buchające znad kociołka wcale nie ułatwiało Robinowi życia. Człowiecze wydzieliny nie zepsuły na szczęście konkuroswego eliksiru, co więcej - udał się naprawdę dobrze, osiągnął założoną przez niego moc i tym samym, pozwolił na utrzymanie się w czołówce rankingu. Kiedy przelewał wywar do fiolek, nadal był nieco sceptyczny (dlaczego w ogóle rywalizowali na takich miksturach?), lecz ostatecznie ucieszył się z wygranej. Przynajmniej do momentu, w którym pan Waffling wyciągnął go na podium, tak, że każdy mógł zobaczyć plamy na jego koszuli, niestarannie przystrzyżone włosy i niechętny wyraz twarzy. Robin oblał się szkarłatnym rumieńcem, wybełkotał niezrozumiałe słowa podziękowania i dramatycznie usiłował czmychnąć ze sceny, co nie do końca mu się udało. Dziadyga miał zadziwiającą krzepę w dłoni i trzymał go mocno, najwyraźniej widząc, co się święci. Jeszcze gorzej Hawthorne zniósł pojawienie się przepięknej, długonogiej dziewczyny o wymuszonym uśmiechu - zgadywał, że wolałaby wręczać nagrodę rudemu wikingowi. Przyjął jednak kociołek, starając się nie dotykać jej swoimi spoconymi dłońmi. Miał nadzieję, że to już wszystkie formalności, nie powinien tak długo wystawiać się na pokaz, zresztą całkiem dobrowolnie. Rozgłos nie był Robinowi potrzebny, sceniczne ceregiele okropnie go mierziły, a wzrok gapiów sprawiał, że jego uszy płonęły żywym ogniem. Niemal czuł ich pieczenie pod wpływem gorących rumieńców, więc kiedy tylko wyczuł okazję, dał dyla między tłum, znikając z oczu rozentuzjazmowanego Wafflinga. Prawie żałował, że wziął udział w tej błazenadzie: rywalizowali przygotowując miłosne eliksiry, nagrodę stanowił zdobiony kociołek... Nawet nie miałby dla niego miejsca, w mikroskopijnym mieszkaniu liczyło się zarządzenie przestrzenią, a kolejny gar po prostu się już tam nie zmieści. Przepychał się między ludźmi, usiłując dopełznąć do jakiegoś wyjścia, zaskakująco często robiąc drobne przystanki na przyjmowanie gratulacji. Do czego też nie był przyzwyczajony. Odwzajemnił uścisk dłoni bladego mężczyzny (dzięki Rowanie, nie musiał nic mówić), ale kiedy jasnowłosa dziewczyna (kojarzył ją z hogwarckich korytarzy, a to już sukces) wystartowała do niego z wyciągniętą dłonią i mnóstwem słów na ustach, ze zdziwienia aż wybałuszył oczy, dość biernie odbierając wyrazy uznania. Szlag by to. Z gąszczu twarzy na polanie wyłapał nagle kobietę, która zajmowała stanowisko niedaleko niego i uplasowała się tuż pod podium. Zawahał się chwilę, lecz ostatecznie zbliżył się do niej i otworzył usta, chcąc coś powiedzieć. Wyszło to jednak miernie, zastanawiał się zbyt długo, więc powziął drugą próbę.
-Witam. Ja nie potrzebuję tego kociołka, ale może pani się przyda. Jest ładny, tu ma jakieś kwiatki, listki... - zaciął się, świadom, iż począł wygadywać bzdury. Zamrugał kilkakrotnie lewym okiem, nerwowy tik, którego nie zdołał się pozbyć. Miał nadzieję, że jego gest zostanie doceniony - na równi z odwagą, którą wymagło podjeście do kogoś obcego w celu pogawędki - bo inaczej kociołek wyląduje w śmietniku. A jednak, szkoda by było.
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Leśna Polana [odnośnik]26.06.18 23:57
Nie było żadnego spektakularnego bum. Nie było też dziwnie drżącej pary, która osiadała na włosach, rzęsach i policzkach. Nawet barwa zawartości kotła przypominała tę właściwą. A jednak wywar smutno odbijał blade oblicze Inary, jakby w radosnej kpinie. Odetchnęła cicho, przygryzła wargę i odłożyła na miejsce mieszadło. Brzegi naczynia zdobiła przyjemnie pachnąca piana, ale alchemiczka doskonale wiedziała, że próbowanie zawartości było niebezpieczne. Eliksir, chociaż z pewnością obdarzany mocą, nabrał zupełnie niespodziewanych własności. W innym wypadku, czarnowłosa spróbowałaby poznać powstałą "anomalię" alchemiczną, ale brakowało jej własnej pracowni i ciszy, tak różnej od panującego gwaru.
Zaplotła dłonie za sobą, przyglądając się zwycięzcom. Błysnęła uśmiechem na widok ognistowłosego alchemika, drgnęła w lekkim ukłonie zdolnościom Quentina. Jedynie mężczyzna zajmujący główne podium zdawał się być całkowicie jej obcy. Nie rozpoznawała rozbieganego wzroku i spojrzenia, które umykało wciąż gdzieś do tyłu, jakby w poszukiwaniu ucieczki. A może były to wyłącznie kobiece domysły. Intuicja?
Odwróciła się od zbiegowiska, czując równie silną potrzebę ucieczki z gęstniejącej ciżby czarodziejów. Nasunęła na blade dłonie rękawiczki, tylko na moment przyglądając się ciemnym plamo, które naznaczył wierzch dłoni. Niektóre ingrediencje potrafiły kobiecie uprzykrzyć życie, ale nie przejmowała się. W kwestii alchemii była praktyczna i to, co dla wielu wydawało się być obrzydliwe, Inara przyjmowała, jako nieodłączna część eliksirowego procesu. Nawet ta przesączona naiwnym pierwiastkiem miłosnych uniesień. Nigdy nie wierzyła mocy warzonych wywarów związanych z uczuciami. Emocje, sztucznie napełniane mocą mogły otumaniać na krótką chwilę, ale nigdy nie osiągały ostatecznego sukcesu. Opowieści o sile amortnecji podsycały złudną nadzieję. Natury nie dało się oszukać i czarnowłosa przekonała sie o tym na własnej skórze.
Stanęła na uboczu, czekając, aż tłoczący się do "wyjścia" czarodzieje w końcu zwolnią przejście. Przez moment, Inara zastanawiała się nawet, czy nie pójść na przełaj, ale z zamyślenia wyrwała ją obecność. Nie głos, który początkowo utkwił gdzieś na języku nieznajomego - Tak? - uniosła wyżej brwi czekając na puentę postępującego milczenia. Przerwały go w końcu wyrazy, które utrzymały przeciągającą się dozę konsternacji. Ostatecznie pozwoliła sobie na uśmiech, dusząc rozbawienie - Rzeczywiście, kwiatki - potwierdziła poważnie, przyglądając się z bliska zdobionemu naczyniu - żałuję jednak, że nie da się ich przerobić na realne ingrediencje. Bardziej praktyczne w zastosowaniu, panie...? - zawiesiła głos w niedokończonym pytaniu. Nazwisko, zdawało jej się słyszała, wymawiane przez organizatorów, ale wolała osobiste konfrontacje. Tym bardziej w tak nietuzinkowo nieoczekiwanej formie.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Leśna Polana - Page 14 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Leśna Polana [odnośnik]22.07.18 23:44
Diabli sami wiedzą, co go podkusiło do aktu altruizmu, którgo natychmiast pożałował. Trzeba było oddać ten kocioł na szmelc, zawsze wpadłoby parę groszy, a oszczędziłby sobie wstydu i zdenerwowania. Czoło Robina i tak błyszczało od kropelek potu - znajomy efekt nachylania się nad garem, kiedy para buchała prosto w twarz - ale mokre ręce wywołała nieporadna próba zagajenia oraz uśmiech ciemnowłosej kobiety. Ciepły, przyjazny, stosunkowo miły, lecz Hawthorne ledwo powstrzymał się przed puszczeniem pawia z nagłego emocjonalnego rozstroju. Nie potrafił zachować się w takich sytuacjach, nie umiał rozróżnić kpiny od uprzejmości, więc zdystansował się nieco, starając się utrzymać na twarzy ten sam neutralny wyraz. Latające oko nieco to utrudniało, ale ostatecznie wyszło chyba nawet okej, bo mięśnie mimo początkowego nieposłusznego spięcia, przystały na współpracę i wprawnie zamaskowały obawy Robina. Może niepotrzebne? Kobieta naprawdę zdawała się przyjaźnie nastawiona i nadzwyczajnie ciepła. A do tego rzeczowa, werbalizując wątpliwośc Hawthorne'a w kwestii nagrody, zdaniem młodzieńca raczej miernej jak na konkurs pod honorowym patronatem festiwalu miłosci Prewettów.
-No - mruknął, speszony i kompletnie zagięty przyznaniem mu racji. Bardzo dobrze, Robin, kwiatki. Nie ma co, dał popis inteligencji i elokwencji za jednym zamachem, gotując dwa eliksiry na jednym kociołku. Kwiatki, psidwacza mać, kwiatki!
-Moje nazwisko i tak nic pani nie powie, Robin w zupełności wystarczy - przedstawił się, jak zwykle chowając się za zasłoną bezpiecznej anonimowości. Jedyne dobrego, co dostał w spadku od ojca, bezosobowe nazwisko, za jakie prawie był mu wdzięczny - składniki na pewno nie poszłyby na zmarnowanie. Nawet resztę tych malin mógłbym dobrze wykorzystać - westchnął ciężko, spoglądając tęsknie na długi stół, gdzie wciąż znajdowały się resztki ingrediencji. Może... głupi pomysł uderzył znienacka Robina w tył głowy. Gdyby poczekał, aż większość gapiów i alchemików-amatorów sobie pójdzie, dałby radę niepostrzeżenie zakosić kilka fig abisyńskich albo choćby fiolkę krwi reema. Nieznajoma mogłaby pomóc w zamian za udział, ale nie, nie, nie. Skończył ze złodziejstwem raz na zawsze, a odświeżenie starych nawyków nie wyszłoby mu na dobre. Właśnie wygrał konkurs, miałby psuć sobie reputację w przypadku nieudanego skoku?
-Ucieszy panią ten kociołek? Bo jednak szkoda wyrzucać, ja mam w domu za mało miejsca na kolejny gar - przyznał prostolinijnie, po czym po prostu zostawił ją z tym kociołkiem wciśniętym do rąk. Nic tu po nim.

zt Robina


Ostatnio zmieniony przez Robin Hawthorne dnia 28.03.19 23:22, w całości zmieniany 1 raz
Robin Hawthorne
Robin Hawthorne
Zawód : Alchemik z powołania
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I have seen the moment of my greatness flicker,
And I have seen the eternal Footman hold my coat, and snicker
And in short, I was afraid.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5744-robin-hawthorne https://www.morsmordre.net/t5766-paracelsus#136059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-smiertelny-nokturn-18-13 https://www.morsmordre.net/t5765-skrytka-bankowa-nr-1417 https://www.morsmordre.net/t6217-robin-hawthorne
Re: Leśna Polana [odnośnik]24.07.18 14:07
Ostatni z eliksirów również okazuje się udany. Oddycham z ulgą. Jedna, zbłąkana kropelka potu drąży ścieżkę na czole przechodząc wzdłuż policzka. Ocieram ją jedwabną chusteczką wyciągniętą z kieszeni szaty. Nic nie może zaburzyć działania wywaru. Przyglądam się jego kolorowi, konsystencji oraz wącham unoszące się nad kociołkiem oparami. Jest idealnie. Potwierdza to zresztą organizator, pan Waffling. Odbieram jego gratulacje z umiarkowanym zadowoleniem widocznym w czarnych tęczówkach oczu. Odstawiam wszystkie przyrządy na stół, zaś reszta personelu do spraw pomocy w tym konkursie zajmuje się w tym czasie sprzątaniem.
Poszło mi bardzo dobrze, ale dwaj mężczyźni okazują się być lepszymi ode mnie. Z jednej strony czuję się zirytowany, że to nie ja okazuję się zwycięzcą - z drugiej oddycham z ulgą, że wśród miejsc na podium nie zastałem kobiety. To byłaby pewnego rodzaju ujma na honorze. I chociaż niektóre z alchemiczek były naprawdę bardzo utalentowane, to jednak nie powinny się pchać do miejsc, w którym władzę powinni dzierżyć mężczyźni. Nic nie poradzę, że jestem takim sobie konserwatywnym lordem. To i tak zaskakujące jak wiele czarownic jestem w stanie znieść obok siebie i jak wiele ich wyższych stanowisk zupełnie mi nie przeszkadza. Nikt jednak nie jest idealny i ja na pewno nie należę do grona perfekcyjnych osobników płci brzydszej. Niektóre wady nie są przecież niczym złym, szczególnie, jeśli wpasowują się w rodową politykę.
I tak nie mogę powstrzymać westchnięcia, gdy wszyscy garną się do laureata pierwszego miejsca i nie jestem to ja. To trochę dobrze, gdyż nie chciałbym wzbudzać takiego zainteresowania, ale ze mnie trochę taki megaloman, więc nade wszystko pragnę osiągać wyżyny w alchemii. Nie tym razem.
- Lady Nott - żegnam kobietę, kiedy podchodzę do niej jak rozmawia z nieznanym mi mężczyzną. Pozwalam sobie jednak na skinięcie mu głową w geście uznania - co by nie mówić, ma młodzik talent. Szkoda, że brak mu odpowiednio znaczącego nazwiska.
Nie czekając już na nic i na nikogo, udaję się w drogę powrotną do Durham.

zt.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Leśna Polana [odnośnik]02.08.18 22:29
Zaszumiały drzewa poruszane wiatrem. Åsbjørn poczuł na twarzy lekkie muśnięcie powietrza. Było blisko. Niezwykle blisko. Zaledwie dwa punkty dzieliły go od wygranej. Z nie do końca odgadnionym wyrazem twarzy powiódł wzrokiem do dzisiejszego zwycięzcy. Cóż, nie zawsze można było wygrywać. I chociaż przegrana na alchemicznym polu walki była dla Norwega tą najdotkliwszą to nie okazywał tego. Z pokorą przyjął porażkę - był już do tego przyzwyczajony. Powtarzał sobie jednak to, że nie wyszły mu wszystkie eliksiry. Potrzebował przećwiczyć je jeszcze, żeby wyeliminować wszystkie pomyłki. Tylko tak mógł stać się lepszym. Przez ciągłe doskonalenie się. Pracę nad sobą. Oswajanie słabości i nabywanie zdolności w ich pokonywaniu.
Przez chwilę chciał podejść do zwycięzcy. Pogratulować w zwięzłych słowach, uścisnąć dłoń. Kiedy zauważył jednak, że Hawthorne podszedł do lady Nott, Norweg skapitulował. Podchodzenie do dwóch rozmawiających ze sobą osób było dla niego już zbytnim oddaleniem się od granic swojej strefy komfortu. I tak to zbiorowisko napawało go podenerwowaniem. Zwłaszcza teraz, gdy nie miał już czym zająć rąk. Brak stałego portu w postaci ukochanego zajęcia wprawiło go w to charakterystyczne rozedrganie, kiedy rozglądał się dookoła mając nieustanne wrażenie, że jest obserwowany. Od czasu pożegnania z Nokturnem był bardzo wrażliwy na tym punkcie. Nie chciał być widzianym przez nieodpowiednie oczy, ponieważ mogło doprowadzić to do bardzo niepożądanych skutków.
Ås uporządkował więc naprędce swoje stanowisko. Nim jednak udało mu się je opuścić pojawiła się przed nim jakaś świetlna smuga. Która okazała się być człowiekiem. Norweg popatrzył się na kobietę niepewnie, nie będąc w stanie wtrącić pomiędzy jej słowa jakiejkolwiek odpowiedzi. Znowu ona. Nie mógł pojąć, dlaczego się na niego uwzięła. Na Odyna, nawet nie znał jej imienia. Czy powinien zacząć się obawiać? Chyba nie. Wydawała się dosyć miła. I nieszkodliwa. Obserwował tę istotę uważnie, nie mogąc wyzbyć się wrażenia, jakby miała ona w sobie coś z królika. Tak samo skoczne, krótkie i precyzyjne ruchy, delikatne zadzieranie do góry podbródka, co wystawiało zmysły na więcej bodźców. i w końcu to typowo królicze gnanie. Ledwo skończyła myśl, ledwo Ingisson zdążył wydać z siebie w miarę przystające na zapowiedź mruknięcie, a już jej nie było. Norweg stał tak jeszcze chwilę oniemiały, nie wiedząc co z sobą zrobić. Obrócił głowę powoli w lewo i prawo, rozglądając się po polanie, po czym niepewnie przesunął prawą stopę do przodu. Później lewą, znów prawą, krok za krokiem odsunął się od miejsca tego przedziwnego zjawiska, a każdy z nich był coraz szybszy.
Przebywanie z ludźmi było bardzo męczące. Zwłaszcza, jeżeli ludzie ci byli Anglikami.

| zt
Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Leśna Polana [odnośnik]12.08.18 16:07
| 2 sierpnia, wieczór
Pewien jestem, że moje włosy wciąż pachną morską solą. Tętniące w oddali fale wywołują u mnie jednak pewną irytację. Nawet na lądzie pozostaję tym, kim jestem – przekleństwo i błogosławieństwo zarazem. Kątem oka spoglądam na ciemne niebo, szukając pewnego wsparcia w gwiazdach. Moi nawigatorzy potrafiliby powiedzieć mi o nich wszystko: mnie wystarczą podstawy, podstawy i zaufanie.
Jestem znużony wszystkim, co mnie dzisiaj spotkało: przytłumione rozmowy o moich podróżach, wymuszone, ale piękne uśmiechy. Chłodny dotyk szkła kieliszków wypełnionych szampanem. Rażące serie kolorów, kolumny splatanych ze sobą barw. Potrzebuję miejsca, w którym mógłbym odpocząć od tego zgiełku. Zapach bzu powoduje, że niemal kręci mi się w głowie. Słodycz różu tonącego w zieleni wywołuje u mnie mieszane uczucia – być może sprawdziłbym się będąc malarzem, ale los zadecydował że nim nie jestem. Nie mogę narzekać. Mam więcej wolności niż większość ludzi, a z pewnością już niż większość szlachetnie urodzonych. Jest w tym coś miłego, korzyści płynące z tytułu, nie obowiązki. Bo odpowiedzialność wydaje mi się skrajnie głupia i nieistniejąca. Korzystam z życia, póki mogę, póki nie pochłoną mnie zimne ramiona morza albo stare księgi wypełnione liczbami.
Wieczory mają to w sobie, że są czarujące. Ja jednak odpędzam od siebie wszystkie ich uroki. Złote włosy na czole są nagle niemal ciężarem, kiedy przemierzam wysoką trawę, żeby znaleźć się jak najdalej od wszystkiego. Od niewygodnych pytań, których chcę uniknąć. Od piskliwych głosów i spojrzeń pełnych niezidentyfikowanych uczuć. Na codzień lubię żeglować między nimi, ale nie dziś. Może to dlatego, że wciąż ciąży mi pewien artykuł w gazecie i słowa wyprowadzające z równowagi. Z trudem pojmuję jak wiele zmieniło się, choć nie chcę i nie zamierzam tego akceptować. Nuty niezdecydowania od wielu dni przeszywają mój głos, wszystko wydaje się sypać. Nie jestem jednak człowiekiem, który na siłę chciałby naprawiać świat: nie potrzebuję tego.  Zepsucie i chaos mają swoje piękno, jestem tego pewien.
Zatracony w przemyśleniach postępuję do przodu i do przodu, gdy nagle orientuję się jak daleko znalazłem się od innych. Migotające nade mną gwiazdy wciąż gotowe są wskazać mi drogę, dlatego nie obawiam się o zgubienie ścieżki: im dalej jestem od ludzi, tych serdecznych i tych mniej, szybko orientuję się jednak, że to nie do końca to, czego tak naprawdę chciałem. Dość trudno mi dogodzić, skoro sam z sobą nie potrafię się dogadać. Jestem bliski niemal roześmiania się, myśląc, że jestem tu sam. Powstrzymuję ten z pewnością nie wyglądający najdostojniej gest, gdy przed oczyma miga mi pasmo ciemnego złota. Mrużę oczy, jakby nie do końca przygotowany an to, co mam zobaczyć.
Wszystko w porządku, pani? – w kilka sekund prostuję się jak struna i na mojej twarzy pojawia się zwyczajowy, czarujący uśmiech.
Po niedawnym otępieniu nie pozostaje żaden ślad, gdy szybkim spojrzeniem analizuję sylwetkę, która wyrosła tuż przede mną. Przywołuję umysł do porządku: umysł analityka, naukowca, tak z zasady racjonalny, choć operujący na szokującym spektrum artystycznych instynktów. Zastanawiam się jednak, czy w istocie udało mi się powrócić w pełni ze krain wyobrażeń, bo stojąca przede mną istota wydaje się nie w pełni należeć do tego samego świata. W jakiś sposób światło załamuje się na jej jasnych włosach. Linie pomiędzy snem a rzeczywistością miękko rozpływają się przy konturach jej twarzy i dopiero po chwili ogłupienia potrafię odpowiedzieć sam sobie na niezadane przeze mnie pytanie. Kobieta wygląda na zagubioną. Piękne zagubione kobiety zazwyczaj nie radzą sobie dobrze, choć to w dużej mierze zależy od nich samych. Podnoszę spojrzenie błękitnych oczu, starając się lepiej przyjrzeć nowej twarzy – gdzieś we mnie odzywa się jakaś drapieżna iskra, zaciekawienie tym, co zrobi dalej. Ledwie powstrzymuję się od oparcia głowy na nadgarstku, szybko orientuję się jednak, że nie przystoi mi nic podobnego, przynajmniej nie w sytuacji, gdy ktoś się przygląda. Przywołuję niewinny, szarmancki wyraz twarzy, nie zdradzając w niczym jakie wewnętrzne dyskusje toczą się teraz w mojej głowie. Nikt nigdy nie wie, i nie ma powodów by miał się dowiedzieć.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Leśna Polana [odnośnik]16.08.18 19:10
Nie była zagubiona, choć mogła sprawiać takie wrażenie wciskając nos w niewielki bukiecik różowego bzu, układany skrupulatnie przez ostatnie kilka chwil. Szybko jednak przeniosła jasnoniebieskie tęczówki na twarz nieznajomego, wyrwana z krótkiego letargu; nie znała go, lecz wrażenie, jakoby kiedyś już go gdzieś spotkała mętnie zamigotała na tyłach jej głowy. Przypatrując mu się uważnie, ale nie nachalnie, starała się dopasować jego twarz do imienia lub chociażby samego nazwiska, czy okoliczności, jednak zapadający powoli wokół mrok i odurzająca woń roślin skutecznie utrudniała to zadanie Francuzce. Porzuciła więc wszelkie próby, uznając, że skoro nie zwrócił się do niej imieniem, to najwidoczniej nie łączyła ich żadna znacząca relacja a jeśli jednak – to festiwalowa atmosfera miłości i przyjaźni potrafiłaby wybaczyć podobne faux pas.
Ucieczka przed tłumem? – Nie odpowiedziała na zadane pytanie, niezbyt się tym zresztą przejmując; wszystko było przecież w jak najlepszym porządku, poza tłumem rozbawionych i lekko przyćmionych od słodkawego, ciepłego wina ludzi, od których musiała odejść nawet na kilka minut. Chociaż starała się nie stronić od kontaktów z innymi, tak wcale nie pożądała ich nadmiaru a obecność mężczyzny wcale nie była jej teraz na rękę. Chciała pospacerować w samotności, ale uznała, że najwidoczniej jego pojawienie się nie było przypadkowe; już bowiem po chwili zorientowała się, że nie ma pojęcia gdzie się znajduje, nawet jeśli nie miała zamiaru tego przyznać na głos.
Uważaj, żeby się nie zgubić. – Uśmiechnęła się lekko, nieco w odpowiedzi na jego uśmiech, próbując stworzyć pozory, że wie co robi i że to nie ona straciła drogę powrotną do serca festiwalu. I chociaż orientację w terenie miała zazwyczaj całkiem dobrą, tak teraz postanowiła posłuchać się intuicji i odnaleźć drogę powrotną. Ruchem wolnej dłoni wygładziła materiał jasnej sukienki ignorując wieczorny chłód, brak ciepłego odzienia i zdobiącą skórę gęsią skórkę, a potem ruszyła dalej, wgłąb lasu, wiedziona słodką, podstępną wonią kwiatów. Nie znajdowała się wcale daleko od rozległej polany, lecz kiedy tylko na niej stanęła, wiedziała, że poszła w zupełnie przeciwnym kierunku, niż z tego, z którego przyszła. Przez głowę przemknęła jej myśl, że być może nie powinna wędrować po okolicy sama, lecz naiwna wiara w zabezpieczenie terenu stłumiła chęć zwrócenia się o pomoc.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Leśna Polana - Page 14 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Leśna Polana [odnośnik]25.08.20 0:59
28 lipca, Etap I, Teoria Panmagiczna

Dni dłużyły się niemiłosiernie w oczekiwaniu na zamówione składniki. Zaznajomiony handlarz odesłał krótką, treściwą odpowiedź, sugerując gotowość do sprawnej interwencji. Ufał w pomyślność, skuteczność oraz szybkość działania. Niemalże codziennie zasiadał do porysowanego stolika analizując przygotowane, bezwładne zapiski. Podpierając głowę na krawędzi dłoni, marszcząc brwi w wyrazistym skupieniu, poszukiwał brakujących elementów badawczej układanki. Dlaczego nie udało mu się za pierwszym razem? Może przeoczył coś naprawdę istotnego? Zapomniał o kluczowej właściwości, nie odnalazł ważnej informacji? Popołudnia spędzone w bibliotece nie przyniosły zamierzonych efektów. Wertując literaturę obcą, odnalazł jedynie nic nieznaczące wzmianki, lub niepodparte spekulacje na temat wybranych przez siebie roślin. Sądził, że dość sprytnie pominie działania praktyczne, jednakże niefrasobliwość nieujarzmionej nauki postanowiła zadziałać na własną rękę – postawić przed nim kolejne, wymagające wyzwanie.
Pewnego, wczesnego poranka, brązowa sowa o przenikliwym spojrzeniu, zastukała w zakurzoną  szybę portowej stancji. Mężczyzna trawiony nadmiernym upałem, zerwał się z łóżka odbierając niewielki, lniany pakunek. Zwierzę zaskrzeczało donośnie i wzbiło się do góry ze znajomym dźwiękiem rozpostartych skrzydeł. Siadając na brzegu wąskiego posłania, z zapartym tchem wyciągnął tajemniczą zawartość. Dwie, młode sadzonki spoczywały na szarej pościeli zachwycając roślinnego pasjonata. Zapakowane z istną starannością, świadczyły o nieodpartym profesjonalizmie dawnego współpracownika. Nie chciał już dłużej czekać, dlatego dość pospiesznie przygotował się do działania. Zamierzał wybrać opustoszałą polanę i tam przeprowadzić brakujący eksperyment. Martwił się o warunki atmosferyczne, gdyż zachmurzone niebo zaglądało przez przezroczystą strukturę. Wciągając wczorajsze ubranie zbierał porozrzucane notatki. Wydobył perfekcyjnie wyrysowane wykresy, porównania, ilustracje oraz materiały przygotowane przez profesora. Pakując niewielką skórzaną torbę, rozejrzał się po pokoju. Upewniony, iż zgromadził cały, niezbędny ekwipunek wyruszył w poszukiwania idealnej lokalizacji. Prawa dłoń spoczywała na wierzchu różdżki ukrytej w głębokiej kieszeni spodni. Nadmierne podekscytowanie, rozpoczęcie tak nowatorskich badań, nie mogły osłabić czujności. W pamięci nadal odtwarzał brutalne wizje czerwcowych zamieszek, wizyty w Tower i okrutnego w skutkach wybuchu.
Odległa polana, ukryta przed wzrokiem pobliskich gapiów, znajdowała się w samym środku gęstego lasu. I choć cień okalających drzew uniemożliwiał przeniknięcie zbyt długich promieni, te odnalazły jeden, niewielki, newralgiczny punkt. Rozświetlały go przenikliwym blaskiem, wypalając soczystą zieleń gęstej trawy. Piękno ów miejsca było zachwycające, napawające niewymuszonym optymizmem. Zapach lasu wypełniał płuca, zmęczone długotrwałym marszem. Lekki wiatr osiadał na policzkach, gdy każdy, kolejny krok zbliżał go do jej środka. Uklęknął na miękkim poszyciu, wsłuchując się w śpiew szumiącego otoczenia. Przymknął oczy na kilka sekund, poszukując natchnienia, zaangażowania i wzmożonego skupienia. Zdawał sobie sprawę, iż spędzi tutaj kilka najbliższych, intensywnych i mozolnych godzin. Wyciągając rośliny, delikatnie ułożył je na zielonym dywanie. Każdą z nich obejrzał uważnie, zwracając uwagę na kondycję liści, kwiatów, czy korzeni. Zanim potraktuje je magią, musiał przetestować warunki naturalne. Dlatego też przesuwając się o kilka kroków, wyłożył je na najbardziej nasłonecznione miejsce. Jeden, charakterystyczny punkt. Gorące smugi wbiły się w strukturę żywego organizmu, rozpoczynając destrukcyjne działanie. Wiedział, iż pierwsze efekty zobaczy dopiero po kilku godzinach. Nie chcąc tracić czasu, zabrał się do poprawiania notatek i studiowania księgi wypożyczonej z biblioteki. Po trzech godzinach intensywnej pracy, powrócił do eksperymentu. Brzegi liścia Sanswerii, zmieniły kolor na nieco bardziej żółty. Wydawały się przesuszone, niemalże martwe. Sadzonka Agawy pozostawała niewzruszona, uodporniona na tak potworną dawkę gorącego naświetlenia. Ciemnowłosy zdziwił się niezmiernie, zapisując obserwację. Następnie przeszedł do kolejnych etapów, wspartych umiejętnościami magicznymi. Przez najbliższe godziny testował ów rośliny nadmiarem wody, ogniem, elektrycznością, a także siłą ogromnego uderzenia. Oba okazy pozostawiły na sobie ślady maltretowanie, jednakże sukulent wykazywał się większą odpornością. Rozcinał, wyodrębniał składniki, zauważając iż sok wyciekający z agawy jest niezwykle słodki, a przede wszystkim jadalny. Czy mógł posiadać jeszcze inne właściwości? Zamyślił się. Przeprowadzone przedsięwzięcie utwierdziło w przekonaniu wyboru właściwych roślin. Pierwsze spostrzeżenie, o którym wspomniał w liście, okazało się błędne. Pozytywnie zaskoczony zapisywał obserwacje tracąc czucie w prawym nadgarstku. Piołun oraz Agawa - idealne połączenie. Zostając odrobinę dłużej przygotował wyczerpującą notatkę, którą dołączył do adresowanego listu. Był zadowolony z badań oraz ich sprawnego przebiegu. Miał nadzieję, iż spekulacje okażą się pomyślne, wspierające kolejny etap naukowego przełomu. Lekka adrenalina popychała do działania. W głębokiej podświadomości wymyślał coś własnego, nietypowego, niepowtarzalnego. Kto wie, czy właśnie nie odnalazł hobbistycznego powołania?

Zielarstwo: (II)
| zt


[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 25.08.20 10:12, w całości zmieniany 3 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Leśna Polana [odnośnik]25.08.20 0:59
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 62
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna Polana - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Leśna Polana [odnośnik]31.01.21 18:11
2 październik 1957r.


Biel, błękit i zszarzała żółć nieśmiało przemykała między drobnymi palcami.
Ostatnie tchnienia lata, ostatki życia, nim jesień nie zaciśnie pięści i wszystko wokół nie uschnie, by później spłynąć z wichrem w dół, nagością witając zimę. Liche podmuchy wiatru były słabe – wystarczająco silne by wywołać drobne drżenie na połaciach skóry i zmusić ramiona do szczelniejszego zaciśnięcia się na sobie, porzuciwszy opadłe płatki resztek polnych kwiatów.
Wszechobecna zieleń była bardziej przypadkowa, niźli zamierzona – widywana kiedyś, w dniach gdy wszystko było prostsze, a morze nieopodal nierozszalałe, a spokojne, ciche i witające bose stopy z jakąś dziwną czułością; teraz przypominało warkliwe, spiętrzone fale – niebezpieczne i czekające na śmiałka, który odważy się wypłynąć w ciemną toń.
Jesień przyniosła niebezpieczeństwo, nieznane do tej pory i trudne do interpretacji, pląsające nawet wśród koron drzew i wielkich krzaków, które tylko pozornie ukrywały wnętrze; wierzyła, że mimo wszystko pochłoną ją całą, zamkną w okowach kojących mchów i falujących listków, które zaczynały żółknąć. Skryją, otulą, pozwolą na krótki moment wytchnienia; również pozornego, bo odłożenie przy jednym z drzew torby poprzedziło krótkie westchnienie; była zmęczona.
Zmęczona bardziej niż się spodziewała, nieco zziębnięta gdy otulała się szczelniej za dużym, wełnianym swetrem, naciągając wysłużone sploty na własne dłonie i palce, które niedługo później zacisnęły się na niedużym pudełeczku wydobytym z torby.
Ostrożne kroki wywoływały ciche szeleszczenie liści; między jednym a drugim podmuchem wiatru, następną i kolejną falą zmęczenia, postanowiła odpędzić od siebie pragnienie snu, chociażby na chwilę, na momencik, do czasu gdy zbierze wystarczającą ilość....czegoś, co później będzie mogła zjeść. Bądź upiec i dopiero potem zjeść.
Ciche, dźwięczne słowa popłynęły w eter, kołysane dziewczęcym głosikiem i miarodajnym świszczeniem wiatru ułożone w zasłyszaną w innym życiu kołysankę.
– Był sobie król, był sobie paź – na momencik urwane, kiedy schylała się w dół i małym tępym nożykiem – zapewne tym podwędzonym jeszcze ze szkolnej kuchni – wycinała jasnobrązową łodyżkę niedużego grzybka, później wkładając go do metalowego pudełeczka – i była też królewna.
Był za maleńki, zbyt lichy, zbyt szybko spaliłby się nad ogniskiem; więc poszła dalej, głębiej, schylając się między następnymi górami i dolinami wysokiej trawy, zerkając w okolice konarów drzew i porośniętych mchem głazów. I był; i kolejny, i następny, ale okropnie maleńkie.
- Żyli wśród róż, nie znali burz, rzecz najzupełniej pewna – przez chwilę zastanawiała się, czy są jeszcze miejsca, w których róże wciąż kwitną, burze nie nadchodzą, a liście nie spadają smętnie z wielkich drzew, tak jak ten, który właśnie osiadł na złotawych pasmach zaplecionych w gruby, długi warkocz.
Strzepnęła go z głowy szybkim ruchem, schylając się po kolejne cudo natury z brązowym kapeluszem.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Leśna Polana [odnośnik]31.01.21 23:21
Patrzyła na nią od dłuższego czasu.
Sprowadzona do Dorset przez wypadek przy teleportacji, drobne niedogodności, zaledwie czknięcie - Celine wylądowała w nieznanym jej lesie i zastanawiała się długo czy niezwłocznie wrócić do domu, czy może poznać te bezkresne tereny pogrążone w późnoletniej dekadencji. Ostatecznie postanowiła tu zostać, choćby na chwilkę.
Przechadzała się wśród dumnych, wysokich drzew i na ich gałęziach poszukiwała wiewiórek, ptaków, czegokolwiek co mogłoby zadowolić spragnione żywotności spojrzenie. Czasem przez mech przemknęła żaba, gdzie indziej obok masywnego konaru odgłosem jej miękkich kroków spłoszyła się sarna, prędko uciekając w zasłonę buszu, a jeszcze gdzieś indziej zaledwie kątem oka dostrzegła kitę radośnie wędrującego lisa. Było tu ładnie. Spokojnie. Cicho, ale nie tak cicho jak czasem bywało w Londynie, kiedy każdy spoglądał na własne stopy, ledwo wystawiając twarz za obręcz tradycyjnych kapeluszy i tiar.
Ta dziwna istotka w grubym swetrze nuciła coś pod nosem, a melodia zwabiła Celine bliżej, jak grajek przygrywający myszom podążającym za nim wdzięcznym korowodem. Chowała się za drzewami, przyciskała do chłodnej kory i opierała o nią czoło, wzrokiem śledząc poczynania nigdy wcześniej niewidzianego dziewczęcia. Wyglądała na ledwie odrośniętą od ziemi, jak te grzyby, które podnosiła z leśnej ściółki i chowała na uprzednio przygotowaną tackę. Padało tu zbyt mało deszczu, nie urosła, nie napiła się z gleby dostatecznie mocno - dlaczego więc była tu sama? Przecież to niebezpieczne, choć półwila pamiętała doskonale jak sama, jeszcze młodsza, szwendała się po lasach w poszukiwaniu ziół i kwiatów, do przyrody żywiąc charakterystyczne lovegoodowskie zaufanie. Teraz też tak było. Nie oglądała się za plecy, nie wypatrywała wilków, zamiast tego wpatrzona w plecy podlotki, zanim przemknęła za kolejne drzewo, stojące jeszcze bliżej.
- A co ty śpiewasz? - zagaiła miękko, niespodziewanie, w końcu obnażając przed nią swoją obecność. Chude ręce oplatały konar, chociaż przez jego obwód nie mogła złączyć ze sobą dłoni. W złotych włosach wplecione miała liście, gdzieniegdzie odstawały nitki śnieżnobiałej pajęczyny zniszczonej nieuważnym przypadkiem, a z kieszeni kolorowego płaszcza wystawały gałązki paproci.
Celine dopiero po chwili odepchnęła się lekko od drzewa i prawidłowo zawitała na polanie. Było tu ładnie - ale nie oglądała już widoków, zamiast tego skupiając wzrok na pogrążonej w poszukiwaniu grzybów dziewczynie.
- I właściwie to kto ty jesteś? - dodała za moment z miłym, bezpiecznym uśmiechem. Nie chciała jej robić krzywdy, nikomu by jej nie zrobiła, nie chciała też płoszyć, więc po prostu zatrzymała się w pewnej odległości, zakładając ręce za plecy.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Leśna Polana [odnośnik]01.02.21 12:14
Urokliwy krajobraz potrafił dodać otuchy. Być może dlatego właśnie go wybrała, wśród zieleni, cichej melodii lasu przerywanej szumiącym odgłosem fal nieopodal, w miejscu gdy wspomnienia mieszały się z teraźniejszością, a beztroska z obowiązkiem; tym dziwacznym, którego wciąż nie rozumiała, schylając się raz po raz by napełnić metalowe pudełeczko. Bez zbędnego rozmyślania, nawet nad tym, czy faktycznie same grzyby pozwolą jej napełnić żołądek, ani nad tym, czy jakimś nieboskim cudem nie zerwie jednego z tych, którego pofalowane blaszki mogłyby zrobić jej krzywdę.
Mechaniczne gesty, machinalne ruchy, wyłączone myśli; teraz oparte jedynie na kołysance.
Nuciła ją melodyjnie, cicho, dziewczęco, skupiając się na tym, że może faktycznie wyobrażenie o różach, innym świecie i pięknych chwilach, pozwoli jej znaleźć więcej – pożywienia, spokoju, schronienia.
Jeszcze jedna noc, albo dwie, a może tydzień – to nie miało już znaczenia, bo każdy kolejny dzień podobny był do poprzedniego; jedynie nadchodząca złowieszczo jesień i mróz raz po raz przemykający przez świszczący wiatr nakazywały pośpiech.
Szybciutko, czym prędzej, nim zaskoczy cię chłód nocy.
I schyliła się raz jeszcze, zupełnie nie dostrzegając momentu, w którym stała się obiektem czyjejś obserwacji – kolejny błąd; była zbyt nieuważna, zbyt wolna, zbyt beztrosko się poruszała – gdyby mała zjawa chowająca się za konarem drzew była tymi, którzy faktycznie mogliby chcieć ją znaleźć, zapewne już by nie żyła.
Nieostrożna w prostych gestach i śpiewanej melodii; była niemalże całkowicie oderwana od rzeczywistości, do czasu gdy słowa popłynęły w eter, nakazując gwałtowne wyprostowanie się.
Pudełeczko bezgłośnie opadło na miękki mech, kilka małych podgrzybków wysypało się z wnętrza, kiedy gwałtownym ruchem odwróciła się w tył, wędrując dłonią do kieszeni swetra – dziwaczne, że nawet w takim momencie nie mogła zmusić się do natychmiastowego wydobycia różdżki.
Szeroko otwarte ślepia zastygły; dopiero kilka uderzeń serca sprowadziło kilkukrotne mrugnięcie. Stała tak w bezruchu, z dudniącym niemal na głos sercem, sparaliżowana, spoglądając na kolorowy płaszczyk, jasne pasma włosów i eteryczną buzię.
– Co tu robisz? – pytanie za pytanie; coś tak codziennego jak kołysanka zniknęło, wyparte przez niepokój, choć istotka stojąca naprzeciw nie wyglądała na kogoś, kogo powinna się bać. Panika, do tej pory zaciskająca się boleśnie na ciele, powoli opuszczała tkanki, jak wyziębione kończyny witające zbawienne ciepło – Ktoś jest z tobą? – kolejne pytanie, kolejny brak odpowiedzi. Anne schyliła się nieco, by pozbierać rozsypane znaleziska z powrotem do pudełeczka, nie spuszczając wzroku z dziewczęcia. Skąd się tu wzięła? Czemu wyglądała tak... dziwnie? Kim w ogóle była?
– A ty? Ty to kto? – odpowiadała – zadawała pytania – niepewnie, nieco szorstko, wciąż kucając w bezpiecznej odległości.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Leśna Polana [odnośnik]01.02.21 21:58
Zdziwione hm? wyrwało się spomiędzy rozchylonych, wąskich warg. Chyba nie tego się spodziewała, nie to pragnęła wzniecić w powietrze - Celine chciała jedynie dowiedzieć się więcej o nuconej przez młódkę melodii. Dowiedzieć się czemu akurat to miejsce wybrała na zbieranie grzybów, które wydawały się dość ubogie, świeże, mało okazałe - ale nie ponowiła jeszcze pytania, przyuważywszy nerwową reakcję wiodącą odpowiedzią nieznajomej. Wyglądała na przestraszoną. Jak ledwo stąpająca po ziemi łania poznająca padół zieleni i zapachu igliwia, skonfrontowana z przechadzającym się nieopodal wilkiem. Przez to półwila instynktownie cofnęła się o krok, o dwa, by zapewnić jej większe - jakiekolwiek - poczucie bezpieczeństwa; strach błyszczący w wielkich, okrągłych, niebieskawych oczach nie był tym, co chciała w nich ujrzeć.
- Jestem w lesie - odpowiedziała swobodnie, uprzejmie, pozwalając by widoczny na twarzy uśmiech zabłyszczał wyraźniej. Co innego mogła tu robić? Lovegood nie była nawet pewna gdzie dokładnie znajdowało się tu, co dopiero z bezkresem boru powiązać niecne zamiary. Tych dość było w miastach. W gazetach, komunikatach, na plakatach. - Teraz ty jesteś ze mną, to się liczy? - spytała i delikatnie wzruszyła ramionami. Dotychczas splecione za plecami dłonie powróciły do korpusu, skryły się w przepastnych kieszeniach wypełnionych liśćmi paproci, ale nie sięgnęły po różdżkę. Grenadilowe drewno wciąż spoczywało tam bezpiecznie, sennie; Celine nie czuła zagrożenia płynącego ze strony nieznajomej, nie pozwoliła ciału przeszyć się trucizną podejrzeń, nie chciała tego.
- Nazywam się Celine i powiem ci w tajemnicy, że nie jestem pewna gdzie jestem - westchnęła; przypominała dziś niepoprawnego marzyciela korzystającego z niedzielnego poranka, oderwanego od rzeczywistości. Spojrzenie powędrowało w końcu do podnoszonych ze ściółki grzybów; chyba powinny starczyć dziewczynie na skromny obiad, ale nie wypełnią żołądka do syta, nie dołożą tłuszczu do niepoprawnie chudego ciała. Niedobrze. Była na tyle głodna, że poszukiwała jedzenia w dziczy, wśród dobrodziejstw natury? Półwila przekrzywiła lekko głowę i zwróciła wzrok w kierunku małych krzaczków porastających próg ścieżki. Przylegały do ściany wysokich drzew - i wyglądało na to, że pomimo dość późnej pory roku wciąż uginały się pod ciężarem owoców. Różnokolorowe tęczówki błysnęły podekscytowaniem. Przepadała za nimi, w dzieciństwie często pędząc przez świat umorusana przypadkowo odnalezioną i zjedzoną purpurą. - Zobacz! Jagody - Celine bez namysłu ruszyła w kierunku roślin, pochylając się nad nimi, by zacząć łagodnie oddzielać słodkie kulki od łodyg. Mogłaby zrobić z nich dżem, gdyby wiedziała jak - mogła też poczęstować nimi skrzaty domowe na Grimmauld Place w ramach zacieśnienia więzi wciąż wątłej przyjaźni. - To co takiego śpiewałaś? I dlaczego sama? Ładnie brzmiało - zagaiła ponownie, usadzona na ziemi, pasująca do krajobrazu jak złotowłosa rusałka, jak wila tańcząca pośród drzew.

| widzę jagody. ile uda mi się zebrać?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455

Strona 14 z 21 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 17 ... 21  Next

Leśna Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach