Morsmordre :: Londyn :: Dzielnica portowa :: Magiczny port



Marina


- Znamy bezpieczne miejsce, miejsce, w którym nikt was nie skrzywdzi i w którym będziecie mieli okazję pomóc innym. Ale nie mamy czasu do stracenia. Musimy przenieść się do Szkocji, w okolice Hogmsaede - dalej was poprowadzimy, nie będziemy o tym mówić tutaj, nie mając pewności, kto nas słyszy. Odpowiadamy za bezpieczeństwo zbyt wielu. Na terytorium przystani działa zaklęcie pola antymagicznego, ale pryśnie lada moment i wtedy będziemy mogli się stąd deportować. Pójdziecie ze mną - zwrócił się do gromady czarodziejów, którą Percival zdołał przekonać do opuszczenia statku. - Przeniesiecie się do wioski Hogsmaede, spotkamy się za moment przy wyjściu z niej. Pod osłoną nocy nikt nas tam nie zauważy. Stamtąd poprowadzę was w bezpieczne miejsce. Jackie - uchwycił spojrzeniem aurorkę - pójdziesz z Mirabellą i zajmiecie się pozostałymi. Percival - zwykle zwracał się do niego przez dawne nazwisko, traktując je nieco jak obelgę, jednak w podobnych okolicznościach mogłoby to wzbudzić popłoch. - znajdź tych, których stąd zabrałeś. Wszyscy muszą trafić do Oazy. Jeśli ktokolwiek natrafi na problemy, powiadomimy się patronusami niezwłocznie. Bezpieczeństwo tych ludzi jest najważniejsze. Gotowi? - Zatrzymał spojrzenie na Mirabelli, jej słowo było ważne, ale jeśli mieli odnieść sukces, musiała im zaufać. I nie przeszkadzać.


Don't give in without a fight.


Dopiero, kiedy wszyscy znaleźli się na stabilnym terenie, ruszył ku gromadzącej się wokół kobiety grupie, uparcie starając się nie spoglądać w stronę zwisającego z pajęczyny ciała Deirdre; to nie był dobry czas na rozważanie tego, jak czuł się ze świadomością jej prawdopodobnej śmierci. Zamiast tego skupił się na instrukcjach przekazywanych im przez Brendana, ciesząc się, że Gwardzista zdawał się mieć pełną kontrolę nad sytuacją. Kiwnął głową w odpowiedzi na jego polecenie. – Roger i troje pozostałych są w Kornwalii, w pobliżu mojego domu, na wszelki wypadek ukryci za barierą, która zapewnia im niewidzialność – odpowiedział na pytanie Mirabelli. – Jak tylko zniknie pole antymagiczne, teleportuję się do nich i dopilnuję, by trafili do Oazy – przytaknął, te słowa kierując już zarówno do kobiety, jak i Weasleya. Kiedy padło pytanie o to, czy byli gotowi, rozejrzał się po twarzach otaczających ich ludzi; gdyby któryś z nich nie czuł się na siłach, by się teleportować, mógłby zabrać go ze sobą – ale póki co liczył na to, że obędzie się bez podobnych komplikacji.
scares me to death
are we destined
to burn
or will we last the night?


- Tak jest. Zobaczymy się na miejscu - odpowiedziała Weasleyowi.
Dogoniła Mirabellę truchtem, różdżkę trzymając wciąż w gotowości, nie zwalniając kroku.
- Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy myśl, żeby uwierzyć w podobne banialuki, to przysięgam na własne życie, że ojciec prędzej poderżnąłby sobie gardło, niż dał się sprzedać Malfoyowi - powiedziała do niej, nie wiadomo, czy chcąc wytłumaczyć się przed nią ze słów ich przeciwnika, czy może dać jej jakieś słowo obietnicy na niechęć do całego Ministerstwa. - Wśród osób, które są z tobą, są również dzieciaki? Osoby nie potrafiące używać teleportacji? Jeśli tak, lepiej byłoby zabrać je Błędnym Rycerzem. Im mniejsza grupa, tym mniejsze wykrycie, a przy nas będą bezpieczne. Reszta powinna udać się do Hogsmeade. Tak jak mówił Brendan.
Przed nimi stali już ludzie. Była gotowa.
| poruszam się za Mirabellą tak, żeby dorównać jej kroki i iść z jej lewej strony

pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
as loud as
the thunder upon
our heads


Żył, nie został pochwycony, choćby z tych powodów powinien czuć ulgę, jednak jakąkolwiek iskrę entuzjazmu przyćmiewała gorycz porażki. Wydawało mu się, że zjawili się zbyt późno przy statku, przeciwnik zdołał ich ubiec. Zawiedli i Alphard jedynie słyszał plotki o gniewie Czarnego Pana, lecz nie doświadczył go nigdy na własnej skórze. Ale martwiła go inna rzecz, los jeszcze jednej osoby był dla niego ważny.
– Tam w dole jest jeszcze kobieta – podzielił się ta informacją szeptem, rzucając nią do mężczyzny, z którym się porozumiał. – Jej też musicie pomóc, jak najszybciej, gdy tamci znikną – jego głos nie brzmiał roszczeniowo, ale był wystarczająco mocny, aby nie wybrzmiewała z niego desperacja. Musiał mieć nadzieję, że nieprzytomną przeciwniczkę szlamoluby zostawią w spokoju. Do niczego nie była im potrzebna.
and giving it up


Gabriel i cztery kobiety, które za nim stały, wysłuchali uważnie słów Brendana, kiwając lekko głowami w zrozumieniu. Nie wyglądali tak, jakby się zastanawiali nad tym, co powinni zrobić. Auror wzbudził ich szacunek i zaufanie, spojrzeli więc tylko po sobie porozumiewawczo, zamierzając postąpić dokładnie tak, jak tego chciał. Czekali jedynie na odpowiedni moment. A kiedy nadszedł i wiedzieli, że mogą już skutecznie czarować, wszyscy deportowali się z okrętu, by pojawić po kolei na wejściu do Hogsmeade. Nie stali jednak na środku drogi, pomimo nocy, która powoli bladła. Zeszli na pobocze, próbując nie rzucać się w oczy, oczekując przybycia aurora, który obiecał im pomoc.
Kiedy bariera pola antymagicznego opadła, wszystko powróciło do normy. Pająki znów zaczęły przemieszczać się po nieruchomym ciele kobiety, Craig, który zniknął wszystkim z oczu momentalnie powrócił do postaci mgły, a Black mógł poczuć, jak kajdany znów nabierają mocy i uniemożliwiają mu zarówno chodzenie, jak i chwytanie różdżki — choć w zasięgu ręki nie miał żadnej. Wtedy też Percival bez przeszkód mógł się teleportować na nadbrzeże, na którym pozostawił czwórkę ludzi. Byli osłonięci barierą niewidzialności, ochronieni przed działaniem warunków atmosferycznych i skryci pomiędzy skałami, ale na głos Percivala mogli zareagować tylko wychodząc z ukrycia, nie obawiając się już dłużej. Mogli mu w pełni zaufać i wykonywać wszystkie jego polecenia.
Jackie ruszyła za Mirabellą szybko ją doganiając. Ona sama nie wyglądała już tak nieufnie, ale wciąż pozostawała ostrożna i skupiona na tym, co je czekało. Spojrzała na autorkę kiwając głową.
— Ludzie ministerstwa to szuje, ale wierzę w ostatnie przejawy rozsądku Wizengamotu, który nie pozwoliłby na to, by urząd szefa biura aurorów objęła niewłaściwa osoba — odpowiedziała jej, a kiedy doszły do zaułka, oczom obu czarownic ukazały się wszystkie osoby — prawdopodobnie wszystkie, które znajdowały się na liście znalezionej w domu Mirabelli. — Wszyscy potrafimy używać teleportacji, to nie będzie konieczne. Możemy uczynić to od razu. — dodała jeszcze, nim zatrzymała się przez garstką ludzi. — Niestety plan z wypłynięciem z portu nie będzie możliwy do zrealizowania, niewłaściwi ludzie pojawili się tu i wiedzą o wszystkim. Próba wyruszenia o świcie w kontenerach jest zbyt niebezpieczna. Podjęcie się tego to zbyt wielkie ryzyko, w każdej chwili w porcie mogą zjawić się pracownicy ministerstwa. Ale na szczęście jest inne rozwiązanie, więc musicie jej zaufać— zwróciła się do wszystkich, jej głos był cichy, ale na tyle wyraźny, że każdy z obecnych mógł ją usłyszeć dość dobrze. — Ta kobieta jest aurorem, pomoże nam — wskazała na Jackie. Aurorka widziała przerażenie i niepewność w oczach ludzi, których miała przed sobą, ale słowa czarownicy sprawili, że byli gotowi jej zaufać i postąpić zgodnie z tym, czego zażąda.
Sam Black został wciągnięty przez dwóch mężczyzn do tawerny i zaciągnięty na zaplecze. Żaden z nich nie wzbudzał w nim zaufania. Oni sami, kryjąc się przed barmanem i właścicielem tego przybytku przeszukali szlachcica niezależnie od tego, czy stawiał opór (mógł przy okazji nabawić się kilku dodatkowych stłuczeń), czy nie. Nie znaleźli przy nim jednak pieniędzy ani niczego, co uznali za wartościowe. Choć postanowili go w pierwszej chwili przeszukać okraść i porzucić, ale umiejętności krasomówcze (lub raczej obiecana zapłata) pozwoliły arystokracie na przemówienie im do rozsądku. W końcu zdecydowali się powiadomić listownie osobę wskazaną przez Alpharda. Pergamin przyjął jednak nieco bełkotu i podstawowych błędów, podważając tym samym prawdziwość zanotowanej treści.
| Mistrz Gry bardzo dziękuje wszystkim za sprawne odpisy i informuje, że nie kontynuuje z Wami rozgrywki (pod warunkiem, że nie zdecydujecie się w dalszym ciągu na ingerencję w losy drugiej organizacji). Nie obowiązuje Was dłużej kolejka, ani termin na odpis. Ukończoną misję poboczną należy zgłosić w odpowiednim temacie.
Zakon Feniksa w celu ukończenia misji powinien opisać swoje dalsze działania w kolejnym poście (lub postach).
Alphard, po napisaniu kończących postów przez Zakon Feniksa możesz uznać, że Twoje negocjacje z pijakami okazały się skuteczne. Im samym nie udało się zdjąć z ciebie kajdan, ani w żaden sposób Ci pomóc, ale zgodzili się wystosować koślawe napisany list do dowolnej, wybranej przez Ciebie osoby (postaci lub NPC - musisz jednak pamiętać, że powinna móc uwierzyć w słowa pisane przez zapijaczonego marynarza). Ta odpowie na twoje wezwanie i przybędzie ci pomóc w bardzo krótkim czasie. W marinie nie będzie już wtedy członków Zakonu Feniksa. Możesz odzyskać swoją różdżkę, a także pomóc Deirdre. Jeśli tego nie uczynisz, zostanie znaleziona przez służby ministerstwa i przetransportowana do Munga.
Deirdre, Twoja różdżką znajduje się na dnie portu, tuż przy murze. Jeśli zdecydujesz się tu wrócić, aby ją odszukać uda Ci się to bez problemu. Jej lokalizacja instynktownie będzie Ci znana. Podążając za intuicją będziesz mogła ją wydostać.
Wszystkie obrażenia muszą zostać wyleczone, może się to jednak odbyć w dowolny sposób — poprzez wątek z uzdrowicielem, post w szpitalu św. Munga lub wspomnienie o procesie rekonwalescencji w dowolnym późniejszym wątku.
Deirdre i Craig, w kolejnym okresie fabularnym będą utrzymywać się ślady po ranach kłutych. Blizny znikną całkowicie po upływie dwóch miesięcy pod warunkiem stosowania odpowiednich maści (należy o ich stosowaniu wspomnieć w rozgrywce fabularnej) - ten fakt należy zgłosić w aktualizacjach. Na ten moment tkwią w znakach szczególnych waszych postaci.
Alphard, stłuczenia będą Ci doskwierać przez cały następny okres fabularny. Wyleczone nie będą stanowiły dla Ciebie większego problemu, ale będą reagować na każdą zmianę pogody bólem.
Z ekwipunków zostały usunięte zużyte przedmioty.
- Żywotność:
Deirdre: -22/200 nieprzytomna
(-20 tłuczone - bark i pośladki), (kąsane: 45 ręce), (kłute: -157 plecy)
Craig: 102/248 kara:-30
(-131 kłute), (tłuczone: -15 plecy)
Alphard: 83/220 kara: -40
(psychiczne: -30 ), (tłuczone: -71 - biodro i plecy; -36 prawa ręka)
Brendan: 380/380
Jackie: 220/220
Percival: 270/270
- Ekwipunek:
- Deirdre:
różdżka, przedmioty z bonusami, sztylet, biały kryształ,
-antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 40)
-wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek)-felix felicis
Alphard:
różdżka,peleryna niewidka,kryształ
Craig:
Różdżka, maska śmierciożercy (schowana), fluoryt, pazur gryfa w bursztynie, wszystkowidzące okulary (na nosie)
Eliksiry:
- [?] Antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 21)- Eliksir uspokajający (1 porcja, stat. 32)
- Eliksir grozy (1 porcji, stat. 21)
Brendan:
Torba, a w niej: 3x antidotum, 2x eliksir natychmiastowej jasności, 1x czuwający strażnik, 2x wywar ze sproszkowanego srebra, 2x eliksir znieczulający, biały kryształ z grudnia.
Jackie:
różdżka, mała torba - peleryna niewidka, kryształ z białego deszczu
-eliksir Garota (2 porcje)
- eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja)
Percival:
różdżka, pelerynę z włóknami ze smoczej skóry (na sobie), juchtową szarfę (na sobie), brosza z alabastrowym jednorożcem, czarną perłę, amulet wyciszenia, fluoryt, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, wygaszacz, opakowanie papierosów ze schowaną w środku zapalniczką, kryształ z białego deszczu, oraz eliksiry:
-smocza łza (2 porcje, stat. 31),
-eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 31)


Czując, jak magia ponownie zaczyna krążyć w otaczającym ich powietrzu, obejrzał się jeszcze za siebie, niemal mając nadzieję, że gdzieś w odległym końcu alejki dostrzeże sylwetkę uciekającego Śmierciożercy, że zdoła cisnąć w niego ostatnim zaklęciem - ale Craig zniknął, podobnie jak jego towarzysz, a coraz intensywniejszy ruch w spokojnym do tej pory porcie przypominał mu, że musiał się spieszyć. - W takim razie - do zobaczenia na miejscu. I powodzenia - odezwał się jeszcze cicho, posyłając ostatnie spojrzenia w stronę Jackie, Brendana i Mirabelli; później skupił się już wyłącznie na celu, przestając widzieć port i gromadzących się ludzi, a zamiast tego wyobrażając sobie odległe, kornwalijskie wybrzeże; fale uderzające w klify, chmury kotłujące się ponad niespokojną wodą - i charakterystyczny układ skał, formujących się w łuk, przed którym rozciągnął magiczną barierę. Obrócił się na pięcie, przygotowując się na nieprzyjemne, towarzyszące teleportacji uczucie - i na nagłe uderzenie zimnego, morskiego wiatru, tym razem jednak niosącego ze sobą nadzieję.
| Percy zt, za moment napiszę jeszcze tutaj, dziękuję pięknie Mistrzu Gry za misję i nieskończone pokłady cierpliwości

scares me to death
are we destined
to burn
or will we last the night?


Mogli nazwać to sukcesem.
- Nazywam się Jackie Rineahert, jestem aurorką i córką Kierana Rinehearta, szefa Biura Aurorów. Doprowadzę was do miejsca, w którym będziecie bezpieczni i niczego wam nie zabraknie, zadbamy o was – my, Zakon Feniksa, o którym jeszcze usłyszycie. Wzięła głęboki wdech. – Za chwilę wszyscy będziemy musieli teleportować się do Hogsmeade, skąd ja, Brendan Weasley i Percival Blake, doprowadzimy was do przejścia w Zakazanym Lesie, którym dostaniecie się do Oazy Harolda, przystani stworzonej przez ludzi chcącym nieść pomoc takim jak wy. Zaufajcie nam tylko i pozwólcie się prowadzić. – pozwoliła sobie na chwilę przerwy, szukając w oczach ludzi niemego zezwolenia na podjęcie jakichkolwiek działań. Nie zabierze ich tam siłą, nie zmusi do niczego. Chciała tylko pomóc. Spotkajmy się na miejscu przy sowiej poczcie. Stamtąd poprowadzimy was dalej. Gotowi?
Skinęła głową, ale nie teleportowała się pierwsza; poczekała, aż w przestrzeni zabrzmią znajome pyknięcia, krótkie, zgromadzone w ciąg przemijających sylwetek. Sama zniknęła z mariny jako ostatnia. Dalej droga była już prosta i prowadziła tylko ku celowi.
| zt; dziękuję Mistrzowi Gry za tak piękne i wytrwałe mistrzowanie! <3

pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
as loud as
the thunder upon
our heads


Proszenie o pomoc samego ojca nie napawało go dumą, jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że tylko najbliższej rodzinie może zaufać w tak krytycznym momencie. Rozważał jeszcze możliwość szukania ratunku w osobie starszego brata, jednak to wydawało się jeszcze bardziej upadlającym rozwiązaniem. Łatwiej było mu znieść spojrzenie pełne wyższości ze strony Polluxa niż Cygnusa. W przypadku ojca był przekonany, że ten, pomimo chęci wyplenienia z własnych dzieci uczuć i sentymentów, nie pozostanie głuchy na odezwę odbiegającego od ideału syna. Nikt nie miał prawa okryć rodu hańbą, należało szybko i sprawnie zamaskować niewygodne fakty. Wspólne nazwisko zobowiązywało wszystkich członków rodu do takiego działania, ale współpracy wymagał także sam Lord Voldemort, skoro to za nim opowiedziała się większość szlachty. Służba u Czarnego Pana mogła być tylko powodem do dumy, jednak tak rażąca porażka będzie źródłem pogardy.
Rodziciel przybył dziesięć minut później i z wyrazem niezadowolenia na twarzy uwolnił syna z kajdan, nie zaszczycając go żadnym komentarzem. Alphard nie wydusił z siebie słów podzięki, skupiając się na kolejnych poczynaniach, pomimo swego osłabienia. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce, lecz nie mógł dokonać tego sam. Wyjawił ojcu szczegóły dotyczące położenia jego sojuszniczki, dalsze tłumaczenia zostawiając na później. Po pozostawieniu marynarzom sakiewki z galeonami wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po otoczeniu, lecz nie dostrzegł ani jednej żywej duszy. Nie było śladu po Mirabelli, mugolakach czy Zakonie Feniksa. Już z pełną swobodą ruchów skierował ku głębokiemu dołowi, aby zajrzeć do środka. Od razu dostrzegł sylwetkę Deirdre, nie zabrali jej, ale też nie dobili. To Pollux pomógł odzyskać synowi różdżkę i wydobyć nieprzytomną czarownicę z dołu. Również starszy lord zadecydował zabrać dwójkę poturbowanych zwolenników Voldemorta do Munga, gdzie znajdowali się zaufani sprzymierzeńcy.
| list adresowany jest do Polluxa Blacka, przepraszam za zwłokę z postem kończącymi i dziękuję MG za rozgrywkę

and giving it up


Dadzą radę, musiał w to wierzyć, kiedy deportował się do Szkocji z cichym pyknięciem charakterystycznym dla teleportacji, znikając z oczu tak Jackie jak Percivalowi. Swoich ludzi odnalazł, na poboczu, zlanych z ciemnością, ale gotowych do drogi.
- Za mną - powiedział krótko, kierując się do Zakazanego Lasu - dobrze znał drogę do Oazy a teraz poznać ją mieli oni.
zt


Don't give in without a fight.


Czarodziejski port od zawsze stanowił - i nadal stanowi - jedną z podstawowych dróg zaopatrzenia miasta. To tutaj każdego dnia przybijają statki, niosąc na pokładzie importowane z innych krajów towary, żywność, ingrediencje, środki medyczne, tkaniny, czarodziejskie przedmioty; jest to również jedna z głównych dróg umożliwiających przedostanie się stolicy oraz ucieczkę z tejże. Z tego powodu, od wybuchu wojny portowe alejki stały się polem regularnych walk o wypływy - ograniczanych jedynie przez świadomość, że doszczętne zniszczenie czarodziejskiej mariny stanowiłoby bolesny cios dla każdej ze stron konfliktu. Może ona być istotnym punktem Londynu.
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.
Nałożone zabezpieczenia: Lignumo, Oczobłysk (przy wejściu na teren portu), Widzimisię, Zawierucha (na terenie mariny)
Walka: Postać, która pojawi się w wątku jako pierwsza, kieruje czarodziejem A, postać, która pojawi się jako druga, kieruje czarodziejem B, postać, która pojawi się jako trzecia (lub pierwsza, jeżeli w wątku są tylko dwie postacie), kieruje czarodziejem C.
Czarodziej A: ma żywotność równą 120, statystykę opcm równą 25 i statystykę uroków równą 30, atakuje w pętli zaklęciami Lamino, Deprimo, Ignitio oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Czarodziej B: ma żywotność równą 130, statystykę opcm równą 20 i statystykę czarnej magii równą 35, atakuje w pętli zaklęciami Crepito, Larynx depopulo, Locuste (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Czarodziej C: ma żywotność równą 120, statystykę opcm równą 15 i statystykę uroków równą 40, atakuje w pętli zaklęciami Lamino Glacio, Timoria, Fulgoro (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Jeżeli wszyscy funkcjonariusze nie zostają unieszkodliwieni w przeciągu 10 kolejek, zostaną wezwane posiłki, a do walki dołączą kolejni dwaj czarodzieje o statystykach i żywotności równej tym, które posiadają czarodzieje A i C.
Rycerze Walpurgii: Ze względu na strategiczną rolę portu, jest to jedno z miejsc, w którym intensywnie działa ruch oporu, którego członkowie napadają na ministerialne statki, okradają transporty i pomagają przeciwnikom władzy w ucieczce na pokładach okrętów. Aby rozbić zorganizowaną grupę i ograniczyć ich działania na terenie mariny, musicie pozbyć się ich przywódców. Czarodzieje są niezwykle ostrożni, nie wiedzą jednak, że posiadacie szpiegów w porcie, dzięki którym od czasu do czasu otrzymujecie informacje o aktualnym miejscu przebywania najważniejszych jednostek ruchu.
Walka: Postać, która pojawi się w wątku jako pierwsza, kieruje przywódcą, postać, która pojawi się jako druga, kieruje obrońcą A, postać, która pojawi się jako trzecia (lub pierwsza, jeżeli w wątku są tylko dwie postacie), kieruje obrońcą B.
Pierwsze posty wszystkich postaci z grupy atakującej powinny zawierać rzut na biegłość ukrywania się (ST 50) lub akcję mającą na celu ukrycie swojej obecności w inny sposób. W przeciwnym razie cała grupa zostaje zauważona przez jednego z obrońców, a w ich stronę zostaje rzucony eliksir Banshee. Buteleczka rozbija się na ziemi, ogłuszając wszystkich w zasięgu słuchu (zgodnie z mechaniką). Należy uznać, że członkowie ruchu oporu zabezpieczyli się wcześniej i efekty eliksiru na nich nie działają. Zaatakowani, podejmują walkę.
Przywódca: ma żywotność równą 130, statystykę opcm równą 40 i statystykę uroków równą 15, atakuje w pętli zaklęciami Protecta, Magicus Extremos, Lancea (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Obrońca A: ma żywotność równą 120, statystykę opcm równą 20 i statystykę uroków równą 30, atakuje w pętli zaklęciami Drętwota, Commotio, Casa Aranea (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Obrońca B: ma żywotność równą 120, statystykę opcm równą 25 i statystykę uroków równą 30, atakuje w pętli zaklęciami Everte Stati, Lamino, Caeruleusio oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 28.03.20 22:44, w całości zmieniany 1 raz


Nie chciała tu wracać . Przeklęta marina zbyt często objawiała się przez Deirdre w najgorszych koszmarach, z których budziła się zlana potem i nie przerażona - z tym nauczyła sobie radzić w czasie poazkabanowej rekonwalescencji - a wściekła. Gniew trudniej było opanować, nienawidziła tego uczucia, wydawało się, że pożera ją od środka, pochłania, przepala z trudem odzyskaną energię, wspina się po żebrach, wgryza w blizny po głębokich rozcięciach, mami ostrość wzroku, igra z wrażliwością zmysłów, pozbawiając ją najszlachetniejszych przymiotów. Gardziła słabością niekontrolowanych emocji, po cichu z podobną odrazą spoglądając na samą siebie, pokonaną, zepchniętą w brudny dół pełen błota, pozbawioną różdżki, mogącą tylko czekać aż ktoś uratuje ją jak słabą arystokratkę w opałach. I choć logika podpowiadała, że uczyniła wszystko, co mogła, by konfrontację ze śmierdzącym zdrajcą wygrać, to i tak bolesne wspomnienia marcowej nocy wbiły się ostrą zadrą w rozooraną wcześniejszymi doświadczeniami psychikę Deirdre zbyt głęboko, by mogła się ich pozbyć. Gdzieś zniknęła lodowata maska, stalowa zbroja, niepozwalająca na przyjęcie razów; najpierw wyćwiczoną latami obronę rozerwały decyzje Tristan, później hormonalne szaleństwa magicznego macierzyństwa, w końcu sromotna i niezrozumiała porażka, przynosząca wstyd najwierniejszej służebnicy Czarnego Pana.
Czuła się źle, z trudem tłumiła intensywne emocje, karała samą siebie separacją od jedynego człowieka, w którego ramionach, paradoksalnie, odnajdywała satysfakcjonujący spokój, masochistycznie też zgadzając się z poleceniem Śmierciożercy. Miała powrócić w miejsce, w którym zawiodła; nie wiedziała, czy Rosier uczynił to z premedytacją, czy chciał zaoferować jej lekcję, dać nauczkę czy może pomóc w przezwyciężeniu własnych słabości. Wyjątkowo nie zastanawiała się długo nad jego intencjami, ruszyła za nim w mrok, jak zawsze ufna i wierna, gotowa naprawić swe błędy. Lub tylko mocniej zapaść się w lepkim brudzie wyrzutów sumienia, wstydu i żałosnego gniewu, tłumionego w ponownie smukłym, zwinnym ciele.
Szła pół kroku za Tristanem, odziana w ciemną pelerynę, z twarzą skrytą pod kapturem - kalka z wielu starć z anomaliami, wtedy jednak wypełniała ją mroczna ekscytacja, palące pragnienie, pewność, że dany wieczór eksploduje w jej żyłach przyjemnością czarnej magii oraz ekstremalnych doznań. Teraz wątpiła nawet w siłę swojej różdżki, obracanej nieco nerwowo w długich palcach. Zbliżali się już do bocznej ulicy, na której mieli spotkać przywódców żałosnej partyzantki; ludzi okradających statki, organizujących nielegalny przemyt szlam i dokonujących innych przestępstw, które należało przykładnie ukarać. Jak wtedy; wtedy, kiedy zawiodłaś. Deirdre poczuła zimny skurcz w brzuchu, ale nie okazała bólu czy niepokoju w żaden sposób, czujna, rozglądająca się dookoła - i postanawiająca zadbać o to, by jak najdłużej pozostać wraz z Tristanem ukrytymi przed oczami innych, znajdujących się za załomem bywalców portu. Terrorystów, których miejsce pobytu poznali dzięki lojalnym podszeptom tutejszych szpiegów. - Salvio hexia - powiedziała spokojnie, celując różdżką przed siebie, pomiędzy dwie ściany kamienic chylących się nad wąską ulicą prowadzącą w bok, w bezpiecznej odległości, co pozwoliłoby na zaatakowanie szaleńców znienacka i ukrycie się przed ich natychmiastową reakcją za magiczną barierą niewidzialności.

seven deadly sins
like a shark I'll be ripping you apart and celebrate
with lots of champagne
✦


'k100' : 14
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...


Mówią, że ruch oporu jest w tym miejscu silny. Że wciąż walczy, napada ministerialne okręty, wywożą tędy ludzi - i nadszedł czas, żeby z tym skończyć, ostatecznie i na zawsze. W ręku ściskał różdżkę z różanego drewna, całkowicie i ufnie zawierzając jej wielkiej mocy.
- Musimy dostać się do przywódców - mruknął do swojej towarzyszki, cichcem, pozwalając wiatrowi porwać jego słowa; Deirdre usiłowała wywołać zaklęcie, które pozwoli im na spokojną obserwację terenu - bezskutecznie, ale zamysł miała słuszny - poprawił po niej:
- Salvio hexia - wypowiedział ostrożnie, starannie, dokładając wysiłku do poprawnego akcentu, modulacji głosu, jednocześnie nie podnosząc go zbyt wysoko. Nie mogli ich usłyszeć - jeszcze nie - a oni zachowają przewagę, jeśli nie zdążą ich również ujrzeć.

o u t g r o w n


'k100' : 81
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...


Miała okazję z nim zerwać, udowodnić, że było to tylko chwilowe potknięcie, odnaleźć przyprószoną żalem siłę, dlatego rozglądała się po obskurnej ulicy uważnie, trzymając różdżkę w gotowości. Szła tuż za cieniem Tristana, kiwając powoli głową na polecenie - tak, mieli dziś ukarać kogoś ważnego, wierchuszkę terrorystów, organizujących tuż pod nosem Ministerstwa Magii nielegalne interesy. I choć szczerze gardziła podobnymi rzezimieszami to miała świadomość, że nie zetrą się z byle chłystkami, a z przeciwnikami, którzy podejmowali wysokie ryzyko - a więc było więcej niż pewne, że będą gotowi do walki, kto wie, może nawet specjalnie wyćwiczeni.
Deirdre wstrzymała oddech, gdy znaleźli się blisko załomu ulicy - a potem znów ledwie powstrzymała syknięcie zawodu i gniewu, kiedy wypowiedziane zaklęcie okazało się słabe, nieudane. Wymagające nienagannej poprawy przez Rosiera, prawie od niechcenia skrywającego ich za niewidzialną barierą. Mieli przewagę, mogli zaatakować z zaskoczenia, a zgromadzeni za zakrętem terroryści nie mogli ich dostrzec. Mericourt nie zamierzała dłużej czekać, śmiało ruszyła jeszcze kilka kroków w przód, obok Tristana, ciągle znajdując się za ukrywającą ich barierą, a później uniosła różdżkę po raz kolejny, próbując skoncentrować się w pełni na inkantacji.
| idziemy do szafki zniknięć

seven deadly sins
like a shark I'll be ripping you apart and celebrate
with lots of champagne
✦


Strona 21 z 22 • 1 ... 12 ... 20, 21, 22
Morsmordre :: Londyn :: Dzielnica portowa :: Magiczny port