Wydarzenia


Ekipa forum
Szmaragdowy Zakątek
AutorWiadomość
Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]10.03.12 23:10
First topic message reminder :

Szmaragdowy Zakątek

Szmaragdowy Zakątek mieści się w głębi lasu, niedaleko matecznika. Nazwę zawdzięcza wyjątkowej roślinności, żyjące tutaj rośliny nie przypominają krzewów, drzew, ani traw rosnących w żadnej innej części magicznej kniei. Ich liście lśnią, jakby wciąż były pokryte poranną rosą, a barwy mają tak jaskrawe, że aż wydają się nienaturalne, niepokojąco nienaturalne. Podobnież z płatkami polnych kwiatów, piękno ich szkarłatów, błękitów i żółci aż zapiera dech w piersi. Parę kroków dalej szemrze krystalicznie czysty strumyk, a całości obrazka dopełnia drżenie melodyjnego ptasiego śpiewu. Jest to miejsce równie przerażające, co zniewalająco piękne. Nietrudno sobie wyobrazić, iż w tradycji ostało się częstym miejscem potajemnych schadzek kochanków, a także ukrytą samotnią wrażliwców - poetów, artystów. Problem może stanowić jedno: złośliwe chochliki, które ów teren również sobie z lubością przypodobały.
Zdarza się, iż zbłądzi tu zgubiona mugolska stopa; czasem taka stąd nie wyjdzie, padając ofiarą różnorakich magicznych bestii, które zwęszą bezbronną ofiarę. Zdarza się, iż pozostanie znaleziona kilka dni później, na skraju lasu, wycieńczona, wymęczona... i oszalała.

Kadzidła

W głębi lasu, w pobliżu matecznika, gdzie liście połyskują nienaturalną wręcz szmaragdową zielenią rozłożono na miękkiej ściółce dywany i poduszki dla zmęczonych festiwalowymi uciechami uczestników Brón Trogain. Rozlokowano je w grupkach i odseparowano je od siebie tak, by liczne grupy mogły komfortowo wypoczywać  z dala od zgiełku, głośnej muzyki i szumu. Miejsce to jest spokojne i idealne na chwilę wytchnienia, ale jednocześnie ze względu na bliskość matecznika budzące niepokój. To również aura połyskujących liści, przedzierającego się przez konary drzew światła księżyca, lekka mgła unosząca się nad ściółką — a może coś innego, dym.

Szelest liści, drobne gałązki pękające na ściółce zapowiadają czyją obecność jeszcze zanim z półmroku wyłoni się postać. Bardzo stara wiedźma, o siwych jak kamień włosach i długich aż do kolan, w czarnej, długiej powłóczystej szacie przechadza się pomiędzy odpoczywającymi czarodziejami. Na twarzy bladej jak śnieg i dłoniach widnieją czarne znaki i symbole narysowane tuszem lub atramentem — kreski kropki, koła i półksiężyce. Jest mocno przygarbiona, a jej kroki są powolne, chwiejne, lecz nie wygląda jakby potrzebowała czyjejkolwiek pomocy, choć kroczy z zamkniętymi oczami, szepcząc słowa w staroceltyckim języku. Modły o pomyślność, modły o płodność choć cichuteńkie, są doskonale słyszane przez wszystkich zgromadzonych kiedy przechodzi obok nich. W jednej dłoni trzyma glinianą miskę i palcami przytrzymuje w niej tlące się kadzidło; w drugiej krucze pióra, którymi niczym wachlarzem rozpyla specyficzny dym. Kiedy was mija, jego zapach was otula i otumania.

Jedna osoba z pary lub grupy rzuca kością k6 na rodzaj kadzidła rozpylanego przez starą wiedźmę.

1: Mieszanina żywicy i sosnowych igieł przepełniona jest też czymś, co pachnie jak świeże górskie powietrze. Bardzo orzeźwiająco, nieco otumaniająco. Zapach jest łagodny, koi zmysły, uspokaja nastroje, wzbudza zaufanie do rozmówców. Pobudza do szczerych wyznań i zdradzania sekretów, ale nie hamuje całkowicie naturalnych barier związanych z rozmową z osobami nieznajomymi lub takimi, przy których postać naturalnie czułaby się skrępowana.
2: Drzewny zapach musi mieć swoje źródło w drzewie sandałowym, które zmieszano z niedużą ilością suszu opium oraz ostrokrzewu; kadzidło jest trochę duszne, głębokie, wprowadza w przyjemne odrętwienie, spowalnia zmysły i pozwala w pełni odprężyć ciało. Pod jego wpływem trudniej jest zebrać myśli. Wprowadza w przyjemne otępienie i relaksację, odpędza troski, nakłania do myślenia o zmysłowych przyjemnościach.
3:  Słodki zapach bergamotki przebija się przez skromniejszy bukiet egzotycznych owoców, które prowadzi passiflora oraz nieznacznie mniej wyczuwalne mango, zapach jest przyjemny, świeży, lekko cytrusowy, dodaje energii, poprawia nastrój. Dalsze nuty kadzidła lekko i przyjemnie otępiają. Czarodziej znajdujący się pod wpływem tego kadzidła staje się pobudzony do flirtu, a dobiegające z parteru dźwięki muzyki kuszą do udania się na parkiet.
4: Najpierw daje się wyczuć paczulę, indyjska roślina roztacza ciężką, duszną i drzewną toń. Przez nią przenikają się gryzące zioła, pieprz, rozmaryn i tymianek, które przemykają do odrętwionego umysłu, wyciągając z niego cienie. Niektórzy twierdzą, że to kadzidło oczyszcza umysł: pobudza smutek, zmusza do sięgnięcia po problemy i uzewnętrznienia ich, do szczerych wyznań odnośnie tego, co ostatnim czasem trapi czarodzieja, co jest jego zmartwieniem. Przelotnie smuci, ale dzięki temu pozwala przeżyć wzruszające katharsis: zostawić najczarniejsze myśli za sobą i przeżyć dalszą część wieczoru bez obciążeń, w lepszym nastroju.
5: Zapach wiedziony przez silnego irysa w towarzystwie polnych kwiatów wywołuje wesołość, a przy dłuższej ekspozycji - niekontrolowany śmiech. Rozmówcy wydają się czarodziejowi charyzmatyczni, on sam również nabiera pewności siebie i chęci do podzielenia się własnymi przemyśleniami albo opowiedzenia o swoich pasjach. Każda kolacja przy tym kadzidle minie w radosnej atmosferze, pozostawiając za sobą przyjemne wspomnienia żywej dyskusji.
6: Lawenda przeważnie koi zmysły, ale w towarzystwie czterolistnej koniczyny i konwalii odnosi podobny efekt na istoty, nie na ludzi. Czarodziejów zaczyna drażnić, roztrząsa najdawniejsze urazy. Pod jego wpływem niektórzy mogą stać się skorzy do drobnych złośliwości, a inni skorzy do zaufania rozmówcom i podzielenia się z nimi sprawami, które doprowadzają czarodzieja do złości lub pasji. W Azji palone przez mędrców, naukowców i reformatorów, którzy szukali przyczyny niedoskonałości świata zanim zabrali się za jego zmianę.

Skorzystanie z kadzideł przy ognisku zastępuje jedną wybraną używkę z osiągnięcia hedonista.



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szmaragdowy Zakątek - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]02.12.23 16:46
Pism było dużo i Rogerowi nawet nie przeszło przez myśl, że Rigel mógł być jednym z tych szaleńców, który czyta wszystkie z nich. Czy to miał jednak jakiekolwiek znaczenie? Nie, tak po prawdzie, to wcale, że nie. Wieczór jednak przyniósł mu niespodziewanie fascynujące spotkanie, które to z chwili na chwilę wzbudzało w detektywie coraz to większe emocje, mimo że sam nie do końca rozumiał dlaczego. Przecież to było tylko zwykłe spotkanie, zwykłe ognisko i zwyczajny, młody mężczyzna, który w blasku ogniska nie wyróżniał się niczym szczególnym.
Wokół wciąż roznosiła się woń mącących w głowie ziół, które niczego nie świadom Bennett wdychał do płuc, oddychając głęboko, aby nacieszyć się panującym wokół klimatem. Mimo że wciąż było gorąco, ciepło ogniska było zaskakująco przyjemne.
Jest czego żałować, zaiste jest — rzekł, kiwając głową. — Och, naprawdę? Zajmuje się pan magipsychologią? To fascynująca dziedzina, znam pewnego specjalistę z Ar… Armenii, przyjechał do Anglii na staż, już wyjechał, niestety, opowiadał, że to fascynująca dziedzina. Co interesuje pana najbardziej?
Roger nigdy nie interesował się dziedzinami psychologii czy psychiatrii, choć wydawało mu się zawsze, że dość dobrze rozumie ludzi. Współpraca z terapeutą pozwoliła mu jednak nie tylko lepiej zrozumieć samego siebie i swoje własne reakcje, ale również lepiej pojmować zachowania innych, co dla detektywa było rzeczą wręcz nieocenioną.
Wysychał słów Rigela, kiwają głową.
Gdyby istniał sposób na wyplewienie strachu… nie sądzi pan, że to byłby intrygujący eksperyment? No… niebezpieczny, człowiek bez strachu to człowiek, którego nie interesuje moralność, który jest pozbawiony odpowiednich reakcji i być może nawet, empatii do drugiej osoby, nie sądzi pan? Strach przed śmiercią zaś wydaje się słuszny, choć z drugiej strony, nie uważa pan, że obecność duchów dowodzi istnienia życia pośmiertnego? Nie powinniśmy się może wcale jej szczególnie bać — wdał się w dywagacje z lordem Black. Odpowiedź na pytanie jednak skwitował ramionami: — Nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Śmierci, to na pewno, nie jest to jednak nic odkrywczego… Ale czy lęki muszą być odkrywcze?
Mimo tego, że wpadł w wir rozmowy, nie miał przecież zamiaru zwierzać się obcej osobie z tego, że co drugi, trzeci dzień dręczy go ten sam koszmar z szalonym kapelusznikiem w roli głównej. To wydawało się zdecydowanie zbyt intymne, zwłaszcza na wokółnaukowe rozważania.
Nie omieszkał sięgnąć po fajki, skoro te był mu proponowane. Chwycił jedną sztukę między palce, odpalił ją za pomocą szybko wyciągniętej z kieszeni różdżki i przyłożył papierosa do ust, gestem dziękując Rigelowi.
Nie byłem w Leicestershire od lat. Ale ostatnio klientka polecała, żebym spróbował Red Leicester, jeśli będę miał okazję. Pewnie już go pan próbował? Nie znam się na wytwarzaniu serów, ale słyszałem, że nawet to, gdzie pasą się krowy, może mieć wpływ na ich smak. To zaprawdę fascynujące. — Pokiwał głową jakby sam do siebie.



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]07.12.23 9:45
-Armenia? - Uniósł brwi. - To dość daleko…
Nie interesował się tamtą częścią świata na tyle, by cokolwiek wiedzieć o tamtejszych możliwościach dla naukowca. Jednak będąc prawdziwym synem tej ziemi, twierdził, iż, oczywiście, możliwości dla badaczy na Wyspach są najlepsze na świecie i tamta osoba dokonała właściwego wyboru.
-Cóż, po części jest to magipsychiatria, a z drugiej strony — magiczne możliwości naszych umysłów. Nawet sobie pan nie wyobraża, ile jest jeszcze rzeczy do odkrycia! Na przykład to, jak wyobraźnia wpływa na kształtowanie samej magii. Ot na przykład małe dzieci, które nie panują jeszcze w pełni nad swoim darem i czarują bardzo chaotycznie, często, kiedy czują jakieś bardzo silne emocje. - Widać, że Rigel przypomniał sobie coś wyjątkowo zabawnego i to na tyle, że zaśmiał się krótko. - Niedawno miałem do czynienia z pewna komiczną sytuacją. W sierocińcu, w którym pracuję, od jakiegoś czasu, w losowych miejscach zaczęła pojawiać się wielka jaskrawoniebieska zbroja. Takich elementów wnętrz nie mamy, więc nikt nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Czy może zwariowaliśmy przez kometę? A może to duchy? Okazało się, że jeden z chłopców wymykał się z różnych zajęć, żeby czytać książki. I tak był pochłonięty lekturą o dzielnych rycerzach, że mimowolnie wyczarowywał nam tę zbroję, niedaleko miejsc, gdzie się chował. Całe szczęście, malec brnął przez książkę jeszcze bardzo powoli i nie dotarł do rozdziału o smokach…
Od kiedy sierociniec otworzył swoje drzwi na potrzebujących, Black bardzo szybko nauczył się bardzo wielu rzeczy o dzieciach i samej magii. Był bardzo zaangażowany w stworzenie dla najmłodszych miejsca, gdzie nic im nie będzie brakowało — nie tylko pilnował budżetu sierocińca, ale również, wspólnie z kadrą nauczycielską i opiekunami, tworzył plan zajęć i aktywności. Jeszcze rok temu nie pomyślałby nawet, że jest to tak fascynujące.
-Tak, ten eksperyment byłby niesamowicie ciekawy, ale niepokojący - zgodził się. - Ale również taka osoba nie pożyłaby długo, gdyż strach pomaga w przetrwaniu. - Kiedy temat powoli zszedł na duchy, arystokrata zamyślił się. - Nie jestem jakimś znawcą duchów, ale wiem, że nie każda osoba nim zostaje. W śmierci jest dużo niewiadomych. Co się dzieje z tymi, których duchów nie ma? Co się dzieje z duchami, które uznały, że odejdą… gdzieś? To ta niewiadoma przeraża ludzi. I też to, że nie chcą rezygnować z dotychczasowego materialno-mięsnego życia.
Spojrzał gdzieś w przestrzeń.
-Kiedyś czytałem, że wszystko na świecie już zostało wymyślone, tylko zapomniane. I naukowcy nie odkrywają rzeczy, tylko przypominają społeczności o tym, co dawno odeszło w niepamięć. Do mnie ta teoria jednak średnio przemawia, muszę się Panu przyznać.
Uznał, że nieznajomy czarodziej woli nie mówić o strachu i własnych przeżyciach. Doskonale go rozumiał.
Kolorowy dym z zapalonego przez Rigela papierosa uniósł się w niebo, mieszając się z dymem ognisk i kadzideł. Ten papieros w końcu miał jakiś smak. Była to miła odmiana, gdyż nawet osoby bogate i szlachetnie urodzone, miały problemy ze znalezieniem dobrego jakościowo tytoniu.
-Tak, zdarzało mi się, choć osobiście nie jestem wielkim entuzjastą twardych serów. - Spojrzał na mężczyznę. - Też o tym słyszałem! I nawet, podobno, należy wypasy zsynchronizować z fazami księżyca, ale nie wiem, ile w tym prawdy.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]08.12.23 22:44
Pokiwał głową. Tak, tak, zdecydowanie daleko! Nie tak, jak Arkansas, ale przecież nie miał zamiaru temu tłumaczyć obcemu mężczyźnie, nawet jeśli towarzysz rozmowy wydawał się całkiem przyjazny i elokwentny, mimo młodego wieku. Jakby był jakimś naukowcem czy co. Szczerze mówiąc, Roger o Armenii pewnie wiedział jeszcze mniej, niż Rigel, nigdy nie przykładając szczególnej uwagi do tego, jak wygląda rozkład krajów na mapie świata. Po ponad jedenastu latach w Stanach całkiem nieźle kojarzył tamtejszą mapę, wiedział, czym charakteryzują się poszczególne rejony państwa i gdzie czego tam szukać. Armenia jednak wydawała się odległym, orientalnym krajem, do którego nigdy nie będzie miał powodu podróżować.
Fascynujące! Ale z takimi umiejętnościami chłopiec chyba zostanie w przyszłości potężnym magiem, nie sądzi pan? To naprawdę dobrze mu wróży, wyobraźnia jest kluczowa do tworzenia zaklęć i skutecznego z nich korzystania. To znaczy, chyba, nie znam się szczególnie na ich tworzeniu. W jakim sierocińcu pan pracuje? W takich czasach to trzeba mieć do tego złote serce, naprawdę. Dużo dzieciaków jest pod pana opieką? – pytał ze szczerym zainteresowaniem. O sierocińcach po prawdzie nie wiedział zbyt dużo. Raz czy dwa zajmował się sprawami związanymi właśnie z takimi placówkami, jednak nigdy nie próbował bliżej zapoznać się z wychowankami, nie mówiąc o sprawdzaniu, jakie warunki mieli w nich podopieczni.
O samej dziecięcej magii też nie wiedział szczególnie dużo, właściwie nic ponad to, co wiedział każdy czarodziej. Potrafiła być całkiem nieokiełznana, kreatywna, ale czasem również wręcz niebezpieczna. Dlatego młodzi czarodzieje powinni jak najszybciej rozpoczynać naukę, przynajmniej zdaniem Bennetta.
Zdaje się, że to pytania, na które powinien próbować odpowiedzieć jakiś wróżbita czy… kto właściwie zajmuje się duchami? – spytał, szukając w głowie odpowiedniego słowa. To jednak jak na złość ukryło się na końcu języka, trzymając się go niczym życia i nie chcąc z niego spaść. – To ciekawa teoria, ale chyba też nie wydaje mi się najbardziej rozsądna – zgodził się z rozmówcą.
Nie dało się ukryć, papieros podarowany mu przez Rigela smakował lepiej, niż te, po które ostatnio sięgał w Anglii.
Fazy księżyca? One też wpływają na eliksiry, prawda? Właściwie, jeśli byłaby to prawda, można by rzec, że krowie mleko to swego rodzaju eliksir właśnie, tylko tworzony przez krowy. Jak pan myśli, czy niektóre z nich też mogą mieć talent magiczny? Ciekawe, czy w liniach zwykłych zwierząt pojawiają się takie możliwości, tylko być może z jakichś powodów ich nie dostrzegamy… – mówił, zamyślając się. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad takimi kwestiami, jednak teraz, przy blasku pachnącego ogniska, czuł, że sprawa ta jest nadzwyczaj interesująca i mimo braku wiedzy na temat zwierząt poczuł, że chętnie spróbowałby rozwiązać tę zagadkę.



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]09.12.23 1:37
-Mam szczerą nadzieję! Malec ma niesamowicie chłonny umysł i bardzo wyróżnia się na tle rówieśników - odpowiedział entuzjastycznie. - Trochę obawiamy się, że inne dzieci mogą zacząć mu dokuczać, gdyż zamiast bawić się z innymi, to woli czytać książki. Jednak to zrozumiałe. Chłopczyk, mimo swojego bardzo młodego wieku doświadczył naprawdę okropnych rzeczy. Może jednak z czasem się otworzy na innych. - Ton głosu arystokraty był pełen nadziei. Widział już progres u niektórych podopiecznych: ot taki drobiazg, że część z nich już nie bała się zasypiać sama. - Ależ oczywiście. Mówi się, że wyobraźnia to jedyna rzecz, która nas ogranicza. Chociaż tutaj to bym się odrobinę kłócił z tym stwierdzeniem.
Pozostawały jeszcze ogólne prawa działania świata i teoria magii, oczywiście.
-Sierociniec znajduje się w Buckinghamshire i obecnie mamy pod opieką około pięćdziesięciorga dzieci w różnym wieku. Pewnie będę jeszcze rozbudowywał ośrodek, gdyż nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość.
Kiedy tylko skończy się zawieszenie broni, strony ponownie rzucą się sobie do gardeł, a Black chciał być przygotowany na kolejne fale dzieci, które będą potrzebowały nowego domu.
-Chyba wróżbici. Oraz pracownicy odpowiedniego departamentu. No i Niewymowni z Sali Śmierci, jednak oni są dość mocno skryci. Nikt nie wie, co znajduje się w tamtej Sali, chociaż krąży wiele plotek. Może butelki, z uwięzionymi niebezpiecznymi i bardzo starymi duchami? A może okno, przez które widać zaświaty? - Mimo iż Rigel pracował w Departamencie Tajemnic, to nie do końca miał pojęcie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami poszczególnych sal. Nie mógł tego wiedzieć. Jeszcze nie.
-Krowy i magia? - Black szczerze roześmiał się, gdyż wydawało mu się to niedorzeczne. Po chwili jednak umilkł i zastanowił się. - Pewnie zależy, czy nie próbowały się krzyżować z magicznymi rasami. Chciałbym powiedzieć o tym coś więcej, jednak na roślinach znam się o niebo lepiej, niż na zwierzętach.
Rozmowa była przyjemna. Towarzystwo — wyborne. Jednak gdy czarodziej w końcu poczuł się w pełni zrelaksowany i bezpieczny, zauważył znajome twarze, które zbliżały się w kierunku ognisk. Nie był gotów, by tłumaczyć się, czemu przegapił rozpoczęcie wydarzenia. Nie było innego wyjścia — należało uciekać.
-Drogi panie, bardzo dziękuję za cudowną rozmowę, jednak kompletnie straciłem poczucie czasu, a czeka mnie jeszcze dziś kolejne spotkanie. - Wyciągnął rękę, by uściskiem dłoni pożegnać się z nieznajomym. - Oby żaden inferius nigdy nie próbował atakować pańskiego kurnika.

/zt


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]09.12.23 14:55
Pokiwał głową, być może nieco zbyt gwałtownie, ale palące się opary cały czas sprawiały, że czuł się nieco inaczej, niż zwykle. Bennett unikał używek, no, może poza fajkami i alkoholem, toteż nie był w stanie zbyt dobrze rozpoznać ich działania na samym sobie, a co za tym idzie, kontrola powodowanych przez nie odruchów nie była u niego na szczególnie wysokim poziomie.
Oby chłopiec sobie poradził — powiedział, w ostatniej chwili gryząc się w język; przeszło mu bowiem przez myśl, że hej, może u niego chłopcu byłoby lepiej. Potem jednak przypomniał sobie, że przecież nie ma go praktycznie w domu, nie da maluchowi matki, a poza tym dzieciak to nie jest zwierzak. Roger nie uważał zaś, że byłby szczególnie dobrym ojcem.
Wysłuchał kolejnych słów mężczyzny na temat sierocińca, woląc jednak nie wypowiadać się za bardzo na jego temat, skoro i tak już był bliski popełnienia sporego błędu. Widząc entuzjazm towarzysza, był przekonany, że po takiej propozycji chłopiec szybko mógłby do niego trafić, albo co gorsza, nieznajomy zaczął sprawdzać warunki, jakie Roger ma do zaoferowania, a biorąc pod uwagę, gdzie obecnie mieszka, to mogłoby nie skończyć się najlepiej.
Na moje to przejście w zaświaty. Inaczej by tego tak bardzo nie pilnowali, prawda? Wyobraża sobie pan, móc przechodzić to w jedną, to w drugą? — To zdecydowanie byłoby coś. Ale Roger nie był wcale pewny, czy takie wycieczki byłyby szczególnie bezpiecznie, zważając na to, jak niestabilne emocjonalnie potrafiły być duchy.
Rigel roześmiał się, a Bennett mu zawtórował, orientując się, że właściwie faktycznie brzmiało to całkiem zabawnie, choć z drugiej strony ta wizja wciąż była kusząca. Albo byłaby, gdyby cokolwiek o krowach wiedział.
Nawzajem, szanowny panie, dziękuję za rozmowę. — Skłonił się, kończąc fajkę i gasząc ją butem. — A ja mam nadzieję, że praca z dzieciakami nie pójdzie na marne, to piękna rzecz — dodał, powoli ruszając w swoją stronę. Właściwie to faktycznie był całkiem miły człowiek, a jako wolontariusz bez wątpienia nie mógł być też w pełni zły, nie? Ciekawe, ciekawe kim tak naprawdę był? Na pewno musiał mieć pieniądze, na co wskazywał i sposób prowadzenia rozmowy, i zainteresowania, i wiedza, a także sposób ubioru. Czy jednak taki młody człowiek mógł być członkiem arystokracji? Wątpliwe, ci byli często zbyt zadufani w sobie, aby z taką pasją opowiadać o pomocy w sierocińcu.

| zt



Serenely splendid heron,
staring into river,
wind that blows your feathers

Roger Bennett
Roger Bennett
Zawód : szukam tropów i rozwiązuje sprawy
Wiek : 35 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I will write peace on your wings and you will fly all over the world.
OPCM : 20 +5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
Czego potrzebujesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11848-roger-bennett https://www.morsmordre.net/t11892-losos#367625 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f429-devon-plymouth-ford-park-road-13 https://www.morsmordre.net/t11893-skrytka-bankowa-nr-2575#367639 https://www.morsmordre.net/t11894-roger-bennett#367641
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]10.12.23 14:52
Kornel

- Nerwowe, ale stabilne.- odparł, kiedy padło pytanie o nastroje w Essex.- To nie najlepszy czas dla wszystkich, ale to przecież wiesz. Sądzę, że jesteś ostatnią osobą, której musiałbym o tym opowiadać.- nie widział sensu w zagłębianiu się w oczywistości.- Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wiesz więcej ode mnie, ale przebiegłość i chęć trzymania w rękach najlepszych kart, nie pozwala ci podzielić się pewnymi opiniami, czyż nie? – spojrzenie zawisło na rozmówcy. Nie był głupi, żaden z nich nie był, bo obaj lubili mieć przewagę i wiedzę, aczkolwiek czy sięgali po to właśnie teraz? Przypuszczał, że to prędzej przyzwyczajenie i naleciałości z dnia codziennego popychały ich ku tematom.
Prychnięcie przepełnione rozbawieniem, zawisło między nimi. Carpe diem. Mądre, a jednak niepraktyczne w jego przypadku. Tak przecież próbował, zamierzał żyć chwilą, chwytać dzień i iść dalej. Teraz po długim czasie czuł się z tego rozliczanych, trzymany krótko przez nestora.
- Niepodobne to do ciebie słowa, Corneliusie. Za lekkie i sentymentalne.- odparł, może nieco krytycznie. To przecież Sallow, wpoił mu patrzenie na wszystko z dystansem, spoglądanie na całokształt, a nie skrawki każdej sytuacji. Na palcach dwóch rąk nie zliczyłby, ile razy Cornelius skrytykował go za małostkowość, kiedy jeszcze taką cechę można było mu przypisać.- I co dalej? – spytał, mając jednak ochotę pociągnąć go za język czy jeszcze czymś był gotów się podzielić. Widział zmiany, które miały miejsce w sąsiednich hrabstwach, ale i samym Londynie, który zyskał namiestniczkę. Nie wyrobił sobie jednak jeszcze zdania co do tego. Nie wiedział, czy jest bardziej za, czy przeciw, aby ludzie, którzy nie stali na równi z arystokracją sięgali po władzę w hrabstwie. Czy bardziej drażni, czy staje się obojętna kolejna kobieta u władzy. Póki co mógł obserwować bez wniosków, ale ten czas coraz bardziej mu umykał. Jeszcze trochę i będzie musiał nabrać bardziej oczywistych poglądów na wiele spraw.
- Już miałem okazję to zobaczyć, a przynajmniej skrawek tych zmian w stolicy. Ministerstwo upomniało się o mnie po przyjeździe do kraju. Powrót wiązał się dla mnie ze zmianami, które trzeba było dopiąć.- wyjaśnił. Krótki spacer po Londynie dał mu jakiś obraz tego, jak wyglądało teraz miasto. Było inne, ale czy lepsze, nadal nie był pewny. Na pewno dobrze było pozbyć się z miasta mugoli, dawało to więcej swobody, odjęło konieczność stykania się z nimi przypadkiem.- Jeszcze stamtąd wypełźnie, więc może wtedy będziesz miał okazję, dowiedzieć się, jakie wrażenie wywarła na nim ostatnia noc, gdy mógł sobie swobodnie być gdzie chciał.- stwierdził i miał dziwną pewność, że tak będzie. Zawtórował mu śmiechem, kiedy Sallow napomknął o znikaczach.
Powiódł wzrokiem, tam, gdzie spojrzenie rozmówcy zawisło na dłużej. Przyjrzał się dziewczynie, która zerkała w jego kierunku z nieśmiałością. Śliczna i niewinna, idealna wręcz.
- Że jestem żonaty.- odparł z rozbawieniem, jawnie rezygnując z chwili zabawy. Ze wspomnieniem ducha nad ogniskiem i otępieniem kadzidłami, nie miał ochoty na towarzystwo, nawet tak ładnej panienki.
- Ciebie również i do zobaczenia.- rzucił, stojąc jeszcze przez moment w miejscu. Dziewczyna ruszyła ku niemu, ale on minął ją bez słowa, zerkając na nią tylko przelotnie. Musiała znaleźć sobie kogoś innego.

|zt
Blaise Selwyn
Blaise Selwyn
Zawód : Dyplomata i urzędnik w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Polityka to zawsze kłamstwo, nieważne kto ją robi
OPCM : 5 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11686-blaise-selwyn#361704 https://www.morsmordre.net/t11700-minerva https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t11701-skrytka-bankowa-nr-2541
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]09.01.24 13:22
Dla Elviry i Marii

Nie powiedziała, oczywiście, że nie. Całą tę aferę uznawał za kobiece i nieszkodliwe awanturowanie się, dlatego też podjął się tego tematu z Multonówną tak lekko i swobodnie. Brew mu drgnęła, ale uśmiech pozostał ten sam, podobnie jak wpatrzone w nią spojrzenie, nie dając jej zbyt wielkiego pola do popisu w interpretacji — bo uśmiech wskazywał na to, że wiedział wszystko i nie traktował tego zbyt poważnie. Poważny był zarzut, że zrujnowała mu czas i nie mijał się wiele z prawdą, bo stała się powodem, dla którego Cassandra zdecydowała się wyładować w domu. Obiecał sobie cierpliwie znosić kobiece fochy. Gdyby nie był na to gotów, nie mógłby mieć żony, a tę szanował i przyrzekł bronić, nawet jeśli były to idiotyzmy, które zraniły ją do żywego. Nawet błachostki, sprowokowane przez nią samą przewiny.
— Odbiłaś zaklęcie w przyjaciółkę— zauważył, choć największym zaskoczeniem nie był fakt, że jego żona miała pretensje właśnie o to, a uzdolnienie Multon. Nie podejrzewał, że władała białą magią biegle. — Gdzież bym śmiał — wtrącił się urażony w jej wyjaśnienia skierowane do kuzynki, ale nim kontynuował, pozwolił jej już skończyć bez nieuprzejmych wtrąceń. — My wszyscy zawsze jesteśmy winni. W dorosłym świcie nazywamy to konsekwencjami własnych czynów. Jak zapewne wiesz, wiele z nich łączy się ze sobą, a kiedy popełniamy gdzieś błąd, reakcja łańcuchowa jest szybka. Stawianie się w roli wiecznej ofiary ci nie pasuje. — Wydawała się pragnąć sprawczości, władzy, szacunku. Unikaniem odpowiedzialności, uciekaniem od przyznania się do błędów nigdy tego nie uzyska, pozostając w oczach pozostałych wiecznie rozkapryszonym dziewczątkiem. — Nie bawią mnie nieszczęścia, bawi mnie wyłącznie ludzka głupota — sprostował, pozostałe słowa umykały mu w szumie. Ściszanie głosu było niegrzeczne, ale nie mógł się spodziewać niczego innego po Elvirze. Zerknął na jej kuzynkę, chwilę jej się przyglądając. Jej reakcjom, lśniącym od łez oczom, aż w końcu westchnął ostentacyjnie i obrócił głowę w drugą stronę ze znudzeniem. Kiedy Elvira znów odezwała się do niego uniósł brwi, obserwując czarodziejów zajmujących poduszki nieco dalej.
— Musiałaś być wspaniałą i bardzo zaangażowaną ciocią, że tak dobrze znasz moje dziecko. Jestem pewien, że darzy cię takim samym zaufaniem jak ty ją i mówi ci o wszystkim. — Uśmiechnął się drwiąco i spojrzał na starszą blondynkę. Nie wdawał się w dyskusje zwykle i zwykle też mniej mówił, częściej milczał, ale opium zachęcało do szczerości, do bardziej otwartej zabawy, rozluźniano, otwierało. Miał nastrój do zabawy. Lysandra nie miała najmniejszego powodu zdradzać jej tajemnic, mówić jej o czymkolwiek. Znał Vablatsky krócej niż Elvira, o czym nie mogła wiedzieć, ale i tak zdążył pojąć jak bardzo obie były skryte. Przechylił lekko głowę. Gdyby był zdolny do szczerego przeżywania, zapewne byłoby mu go żal jej wiary w swoją istotność i pozycje wśród nich, ale umiał tylko grać, więc pozwolił sobie na krótki przebłysk politowania w spojrzeniu — pełnego wybaczenia i łaskawego zrozumienia. — Zdrowie — zawtórował ironicznemu toastowi, nie zważając na to, że miał być dotkliwy, uszczypliwy. Nie był. — Cassandra towarzyszyła mi na noworocznym sabacie, nie widziałaś? — Uśmiechnął się szerzej i wzruszył ramionami od niechcenia. Wiedział, że nie widziała ich razem, była zajęta Rosierem. — Jak sama przyznałaś, musiałem być wspaniałym mężem, by moja żona po tylu latach wciąż była zazdrosna i to o ciebie— przytoczył jej słowa miękko. — Mario, uczyłaś się w Hogwarcie, jak Elvira? — obrócił głowę ku młodszej Multonównie. Była młodziutka, choć w takim świetle trudno było jej się przyjrzeć. Wydawała się być podlotkiem, panienką, która dopiero wkraczała w świat dorosłych. Elvira nie była dla niej dobrym wzorem do naśladowania. Odprowadził ją wzrokiem, kiedy odeszła na bok, by zapewnić im trunek i wrócił uwagą do Elviry, kiedy zgodziła się na zaproponowaną zabawę.
— Masz olbrzymi problem z zaufaniem — zawyrokował, nie spuszczając z niej spojrzenia. — Ale to twój problem, nie mój. — Cokolwiek nie powie, zaakceptuje to lub nie wyłącznie wtedy, gdy zgodzi się z jej własną wizją i oczekiwaniami. To nie była prawda, to była zafałszowana rzeczywistość, którą przyjmowali do siebie wyłącznie szaleńcy. Ale nie miał nic do stracenia i nie miał powodu, by nie chcieć grać wedle własnych reguł. Nieco zawiódł się krótką i konkretną odpowiedzią, ale przyjął ją jako prawdziwą, więc idąc w ślad za nią odparł w podobnym tonie. — Lojalnym sojusznikiem znającym, ale też rozumiejącym swoją misję, cel, prawa i obowiązki — odparł bez wahania. Kwestię Sigrun przemilczał; temat był bardziej złożony i nie nadawał si na tą chwilę. Przybrał sympatyczniejszy wyraz twarzy, kiedy obok pojawiła się znów Maria. Odebrał od niej kielich, dziękując za wino. Była naprawdę uprzejmą i dobrze wychowaną panną. Miły wyraz twarzy zbladł, a nawet całkiem spłynął z niego, ustępując sceptycyzmowi i powadze. Ton rozmowy Elviry się zmieniał.
— Naprawdę myślisz, że odpowiedzią na wszystko zawsze i wszędzie będzie męskie ego? Jak piłka, którą odbija się w krykieta?— spytał poważniej. Teraz mówiła tylko o ego, ale chwilę wcześniej zarzuciła mu, że uznają ją za niegodną, a przykładami innych kobiet posłużyła się dla oczywistego porównania. Dlaczego oni, mężczyźni, śmierciożercy akceptują Deirdre, Primrose, dlaczego też akceptowali Sigrun?— Myślisz, że podkreślanie, że jesteś ofiarą ludzi, którzy zrzucają na ciebie nieuzasadnioną winę sprawi, że świat zacznie ci współczuć? Dostaniesz profity z litości? Inne kobiety spojrzą na ciebie przychylniej? Naprawdę? Niewiele masz rzeczowych argumentów poza tym, że największym twoim wrogiem na każdej ścieżce jest potworne męskie ego. My, mężczyźni. My, śmierciożercy. Nie demonizujesz tego nieco? — Zaczynał być zmęczony tą współczesną narracją krzykaczek, które uważają, że mają trudniej bo banda idiotów blokuje im drogę do sukcesu. Primrose próbowała go przekonać do tej tezy, ale przestała. — Oszukujesz samą siebie. Cały czas. Gdybyś wierzyła w to, że mamy rację, nigdy nie traktowałabyś nas jak wrogów, a jak przewodników, którzy są nimi, bo mają większą wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Bo nimi naznaczył ich Czarny Pan. Gdybyś nas szanowała nie sprowadzałabyś problemów do tak prymitywnych komentarzy jak męskie ego. A ty nawet teraz nie potrafisz mi spojrzeć w oczy, więc proszę, nie mów mi, że nie trzyma cię w tym strach — dodał lżejszym tonem, ale jednocześnie odwrócił wzrok, wzdychając cicho. Niepatrzenie w oczy bywało wyrazem pokory, ale nie to Elvirą kierowało i oboje o tym wiedzieli. — I znów to bycie ofiarą, pokrzywdzoną, niedocenioną. Kiedy przestaniesz uważać się za niesłusznie skarconą, a nas traktować jak idiotów, zauważysz, że potrafimy docenić oddanie — zakończył cierpko. Nie zauważyła, że tworzyła błędne koło próbując im udowodnić jak bardzo się mylą nie mogąc oszacować jej wartości, jednocześnie wątpiąc w ich inteligencję. Maria świadomie lub nie próbowała przenieść ciężar rozmowy na inny temat i to było bardzo sprytne i subtelne rozegranie. Aż trudno było uwierzyć, że obie są ze sobą spokrewnione. — Odrobinę— odparł więc bez ociągania się, spoglądając na Marię. — Nieco o winie nauczyła mnie dawna koleżanka. Włoszka. Prowadziła restaurację Wenus w Londynie. Była bezwzględna w ocenie, także mich kubków smakowych — dodał z lekkim rozbawieniem. — Powiedzieć, że sięga do tradycji to jak nie powiedzieć nic. Zwykła mawiać, że wino jest tak stare jak stara historia ludzkości. I zawsze towarzyszyło ludziom o określonym statusie. Biedniejsza część społeczeństwa jeśli w ogóle mogła sobie na cokolwiek pozwolić to miód lub piwo— zamyślił się na chwilę. — Giovanna powtarzała często, że jego niezwykłość wynika z niezwykłego bogactwa smaków różnych szczepów. — Spojrzał w głąb kielicha i zaciągnął się aromatem trunku. — Jest w nim coś dostojnego. Wytworniejszego niż rum, delikatniejszego niż whisky, mniej cierpkiego niż gin. Doskonałe dla każdego, kto może sobie na to pozwolić.[/b] — Upił łyk, delektując się wyraźnie tym smakiem i wrócił spojrzeniem do Marii. — To było wyjątkowe spotkanie i miło było cię poznać, panno Multon. Nie będę zabierał wam więcej czasu, napewno macie wiele do omówienia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Szmaragdowy Zakątek - Page 12 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]17.01.24 13:03
stąd przychodzimy

Wewnętrzny monolog mężczyzny był pełen mieszanych uczuć. Niewątpliwie, atmosfera tego spotkania była nieco spięta, a on sam zastanawiał się, czy to wynikało z ich obecności razem, czy też może z innych powodów. Czy obydwoje naprawdę odczuwali niewygodę, czy to tylko jego subiektywne odczucie? Myśli skakały od jednej kwestii do drugiej. Ile lat miała obecnie ta kobieta, którą rzekomo zobaczył po latach? Z pewnością był ciekaw, ale zamieszanie z informacjami, które w ostatniej chwili dostarczyła sowa, nie sprzyjało jego spokoju ducha. Dlaczego właśnie teraz musiała być taka kapryśna? Udręką również były myśli o tym, czy uda mu się jakoś załagodzić atmosferę. Chciałby, aby wieczór był przyjemny, a nie tylko formalną koniecznością. I wreszcie, gdzie oni obydwoje naprawdę stoją wobec siebie? Te pytania krążyły mu w głowie, podczas gdy starał się utrzymać grzeczność i nie zatracić swojej elegancji.
Szedł powoli, wzbraniając się przed kolejnym spróbowaniem wina. Zwyczajnie nie przypadł mu do gustu, tak czasem bywało. Tylko dlatego, by obserwując jak kobieta, najprawdopodobniej młodsza, boryka się z własnymi rozterkami. Jego rozbawienie wzbudzała przyzwoitka, która czuwała nad etykietą i gromiła wzrokiem wszelkie potencjalne wybuchy negatywów. Był przyzwyczajony do takiego zachowania, obserwując podobne sytuacje na francuskich spotkaniach, gdzie kobiety potrafiły być jednocześnie urocze i wybuchowe. Jego myśli jednak uciekały w przeszłość, do czasów, gdy jego serce było oddane innej kobiecie. Była jak najpiękniejszy obraz, w którym się zapatrywał, poddając się fascynacji. Niestety, ostatnie lata obfitowały w manipulacje, a uczucie, które kiedyś było mu życiodajne, teraz stało się źródłem bólu. Oddał jej cały swój świat, dając to, czego nie otrzymała od rodziny. Była dla niego jak powietrze, bez którego nie mógł żyć. Dziś jednak, w ferworze walki i wściekłości, przeklinał zarówno siebie za łatwowierność, jak i ją za istnienie. To uczucie bólu, żalu i rozczarowania tkwiło głęboko w jego duszy, odbijając się echem pośród własnej ciemności.
- Es ist nicht weiter schlimm. Zwyczajnie pragnę z czystej dobroci serca, aby tego wieczora, lady czuła się swobodnie. Nie chcę sprawiać zakłopotania na Twej twarzy, choć mam świadomość, że moje zimne spojrzenie ma do tego przyłożenie — Lekko skinął głową, przepraszając damę za ewentualne nieścisłości, jednocześnie kontynuując swoje subtelnego prowokowanie. Kreował scenariusze na poczekaniu, starając się przewidzieć jej możliwe reakcje. Wyobrażał sobie, jak może go postrzegać – być może jako otwartego, nieco zuchwałego, rzucającego wyzwania. Jednak nawet jego najbardziej wyrafinowane projekcje były utrudniane przez obecną w cieniu przyzwoitkę, która bacznie obserwowała ich interakcję. Jej obecność dodawała elementu niepewności i wprowadzała subtelny, ale zauważalny nacisk na kulturalne zachowanie obojga.
- Nie mylisz się wcale, droga kuzynko. Faktycznie ostatnie lata poświęciłem na pracę w tamtejszym Ministerstwie. Oferowali fascynujące możliwości i nowatorskie podejście do wielu kwestii. Przyswoiłem tam wiele cennych doświadczeń, uczestnicząc w projektach, które z pewnością mogą zainspirować również naszą społeczność w Anglii. - Podając kobiecie przestrzeń na zebranie myśli i prawdopodobne uspokojenie emocji, lord Efrem przyglądał się urokliwej przyrodzie otaczającej ich. To miejsce wydawało się nieco nierealne, bowiem nigdy wcześniej nie ujrzał tak intensywnie szmaragdowej zieleni. Była w tym magia, coś wyjątkowego, co przywodzi mu na myśl jedynie ukochane Alpy i spokojne chwile spędzane tam, kiedy pracował dla Niemieckiego Ministerstwa. Wspomnienie tamtych dni powodowało w nim tęsknotę, ponieważ to właśnie w tych górach odnajdywał swój osobisty spokój. - Czasem trzeba oddalić się od domu, by docenić jego wartość. Niemcy nauczyły mnie wielu rzeczy, ale w końcu serce zawsze pociąga ku korzeniom. Teraz jestem tutaj, gotów podzielić się swoimi doświadczeniami i przyczynić się do rozwoju naszej wspólnoty. Jutro jednak… Ponownie mogę zniknąć, zagłębiając się w tamtejszą społeczność na nowo.
Gdyby ponownie zniknął, byłaby zadowolona? Zauważył kontrast między radosnymi głosami innych ludzi a ich własną sytuacją. Cisza, która towarzyszyła im podczas spaceru, była jakby dźwiękiem ich własnej izolacji. Wzrok skierował ku szczeniakowi, który zdawał się być jedynym, który w pełni cieszył się chwilą.




In the tapestry of shadows, I find my strength – silent guardian, unwavering beliefs, a figure cloaked in the allure of the unknown.Through the labyrinth of mysteries, I navigate with resolute steps, embracing the enigma that defines my existence.
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : arystokrata; aspirujący polityk; działacz w MKCz; wsparcie Ambasadora Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Potęga tkwi w cieniu, gdzie niebezpieczeństwo rodzi się z milczenia, a moc kryje się tam, gdzie oczy nie śmieją spojrzeć.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]17.01.24 18:32
Może świadomość kryjących się za pazuchą oczekiwań zmieniłaby jej zachowanie, teraz jednak nie widziała najmniejszego powodu, aby celowość tego spotkania była czymkolwiek innym niż ledwie przetrwaniem kilku, wspólnych chwil. Nie darzyła go absolutną antypatią, na przestrzeni lat zdążyła jakoby zapomnieć o istnieniu mężczyzny, teraz jednak powielający się schemat sylwetki obleczonej chłodem — trzymał ją w ryzach niepokoju. W istocie przyjemność mogłaby przyjść z pogrążeniem dotychczasowych niechęci, jak jednak mogłoby się to odbyć, gdy nastawiona była w samych szrankach na negatywne, wpojone domysłami i retrospekcjami emocje.
Zbliżali się jednak, w pewien sposób dla niej nieświadomie, w kierunku Szmaragdowego Zakątka. Wspomnienia otulały zirytowane emocje, gdy gra półcieni dobrała się do pierwszych warstw wspomnień. Zamrugała kilkukrotnie, wpoiwszy sobie obraz emocjonalnych uniesień pod powieki, które teraz w nerwowym geście pragnęła trzymać bacznie otwarte. A mimo to, oczy pozostawały szeroko zamknięte na jego próby, które zwalała na karb konieczności szlacheckiej  i próby wbicia jej kolejnych, lodowatych szpileczek. Ona natomiast, szargana złośliwością charakteru, nie miała zamiaru — pozornie — odpuścić. A może po prostu nie miała kontroli, gdy akurat dziś, kapryśny umysł powziął władzę nad jej zachowaniem. Mimo to wspomnienia przyjemnych chwil, które nadawały wrażenia spokoju i bezpieczeństwa, złagodziły półwile rysy. A może to były jego słowa? W tle, w ich pobliżu, przeszła znajoma już sylwetka kobiety, która, mimo że powoli stawali się jedynymi obecnym o półzmroku bywalcami błyskotliwej zieleni w pobliżu matecznika, nie zwróciła na nich większej uwagi. Miast tego pozostawiła po sobie tlący się w jej dłoniach dym kadzidła, którego zapachem napełniła drżące płuca.
Może w istocie, gdybyś kuzynie nie zechciał niegdyś obdarzyć mnie tym chłodnym spojrzeniem i negacją, nie spotkałbyś jej teraz z mojej strony. Zjeść ciasto i mieć ciastko, w istocie może być celem dyplomacji, ale zdecydowanie nie jest jej sposobem. — Z jednej strony wydawała się wystawić, z drugiej strony zdobywając się na szczerość, w oczach przyzwoitki stawała w roli ofiary, toteż próba odgryzienia się czy zakpienia spowiłaby jego sylwetkę głębokim zniesmaczeniem. Co mógł jej powiedzieć, co miał na swoją obronę? Czy postanowiłby się bronić, a może sztucznie kajać? Jaki widział cel w tym, by teraz z nią rozmawiać? Irytacja chciała dobrać się do trzewi, zamiast tego pozostała jednak w granicach jedynie spojrzenia, bo całe ciało objęte oparami kadzidła, napawało ją stopniowym spokojem. Dlaczego szczerość przyszła jej tak łatwo?
Nie możemy zapominać, że dzieło oczyszczenia wymaga zwieńczenia. Z tego co się orientuję... popraw mnie, proszę, jeśli się mylę, niemiecki rząd opowiada się po stronie antymugolskiej. Festiwal dał nam ukojenie, ale cel jest jasny, klarowny i nieodzowny, nawet gdy trwa zawieszenie broni. — Nikt wszakże nie hamował dyplomacji i planów, które zapewne działy się za zamkniętymi drzwiami. Ona sama pozostając wierną ideałom, poświęcała kolejne godziny na spotkania z dziećmi i ich rodzicami, w tym pośród ukochanych murów Królewskiej Szkoły Baletowej, by ukazać wartość dzierżonych tradycji. Rola matki (i żony) była nieodzownym elementem kobiecości; winna stanowić opiekunkę i ciepły płomień ogniska, ukazać, że to oni — od wieków, aż po teraz i na zawsze — dbali o lud i dawali mu bezpieczeństwo, nie zaś plugawe próby zawładnięcia systemem objętym szarpaniną poglądów, brakiem jednolitości i pozwalającym na to, by jednostki niebezpieczne stąpały po ulicach.
Zerknęła na Yaxleya, chyba po raz pierwszy tego wieczoru nie wykazując się głęboką niechęcią. Spokój, który otulił kobiece ramiona, sprowadził na nią otrzeźwienie umysłu, a wspomnienia ciepłoty ostatnich dni przypomniały o podarowanym jej oddaniu, które natomiast otuliło niczym najdelikatniejszy jedwab. Słowa mężczyzny nie spotkały się z momentalną odpowiedzią. Imogen przesunąwszy, podobnie jak on, spojrzenie na psiaka, próbowała pozbierać słowa w szereg logicznych epitetów. Miał się pojawić na moment, ten ledwie krótki spacer, czy więc potencjalne zniknięcie miałoby ją jakkolwiek interesować? Z drugiej strony w słowach krewnego odnalazła gorycz, która nakazała jej porzucić wrogość napiętych brwi i złagodzić obraz, nie tyle ze współczucia, ile raczej głębszej konsternacji. A może to jej własna gorycz na myśl, że choć pragnęła — jak każdy potomek Króla Rybaka i każda potomkini Cliodny — zdobywać morza i lądy, to jej miejsce było statecznie tutaj, w Anglii.
A chciałbyś tego? — Nie powróciła spojrzeniem do mężczyzny jeszcze przez dłuższy czas, w zaróżowionym języku Zory upatrując właściwie to samo, co mężczyzna obok — zadowolenie, którego im brakło. W młodym umyśle rozkwitły wizje tak dalekie i nierealne, jak tylko mogłoby się jej wydawać; projekcie senne podróży do kolonii w Afryce, ukazujących potęgę niesienia lepszego świata na kolejny kontynent, wędrówki po słowiańskich krajach jej protoplast, które naradzały się naturalnie na terenach Bułgarii. Nawet Francja, choć powielana w słowach uwielbienia przez jej matkę, a tym samym znienawidzona przez Imogen, wydawała się kusząca, gdy pozostawała w odmętach chłodnych ścian Corbenic. Odetchnęła głębiej, szmaragd współdzielony z lasem przeniósł się na twarz Efrema i po krótkiej kontemplacji tego, jak bardzo różnił się od jej wspomnień sprzed lat w męskiej strukturze twarzy, pozwoliła sobie na kolejne słowa. Mogłaby milczeć, pozwolić temu spotkaniu trwać dłużej w niezręczności, coś jednak wprawiło ją na powrót w ochotę rozmowy o czymś głębszym niż ledwie kąsania, które godne szczenięcia, sprowadzała na męskie jestestwo. Nie narażała się, stąpała dalej po gruncie swobodnym, ale jednak wyciągnęła do niego obleczoną mleczną skórą dłoń, twarz pozostawiając nie tyle we wrogości, co w obojętności, która i tak była progresem.
Co sprowadza cię do Anglii, w takim razie, skoro masz zamiar lada moment wrócić do Niemiec? Zmiany w systemie, ministerialne, nie zajdą od kilku rozmów...

K1


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 12 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]18.01.24 19:30
Unosząc lekko brew w zdziwieniu, niemal niezauważalnie, dostrzegał w rozmowie z towarzyszką ciche spełnienie pragnienia serca. Jego spojrzenie, choć zdawało się skupiać na młodym szczeniaku, działało jakby taktyczny zwiadowca, skierowany ku niemu kątem oka, jednocześnie utrzymując spokojną twarz w stronę rozmówczyni. To było jak subtelne tańczenie między skrytym zaciekawieniem a zewnętrzną obojętnością, ukazując wewnętrzne ruchy emocjonalne, które niezauważone pozostawałyby dla obserwatora. Chociaż młody psiak przemykał między nogami, dostarczając chwilowego uśmiechu, to spojrzenie Efrema było głębokie, zahaczające o ciekawość. Jakby odnajdywał w rozmowie z nią coś, co dawno pozostało w ukryciu, a teraz wychodziło na światło dzienne. Był to moment subtelnej ekspansji zmysłów, gdy każde słowo stawało się jak trop w tropie, prowadząc do nieodkrytych obszarów. Jego mina, choć stoicka, nosiła w sobie nutę zaskoczenia, niemal jakby dostrzegał coś, na co nie był przygotowany, ale jednocześnie z tym cichym unoszeniem brew sugerował, że jest gotów kontynuować tę fascynującą rozmowę w tym nowym, niezniszczonym kierunku.
Rozejrzał się nieoczekiwanie po leśnym zakątku, wciągając głąb płuc pełne, świeżego powietrza. W miarę jak wypełniał swoje płuca, zapach zdawał mu się iście znajomy, przywodzący na myśl leśne, podgórskie rozstępy. Lasy sosnowe, gdzie często spędzał poranki na wakacjach. Zapach igliwia i żywicy, kapiącej po chropowatej korze. Jego kochane Alpy, oaza ukojenia. Nie wiedział, co się właściwie stało, ale w tym momencie był wdzięczny. Za chwilę spokoju, za jedno miłe wspomnienie, które niespodziewanie wypełniło jego zmysły. Przez chwilę poczuł się jak w tamtych dniach, gdzie czas zdawał się zatrzymywać, a natura otaczała go swoją siłą i pięknem. W tym zapachu było coś magicznego, coś, co przeniosło go do innej przestrzeni, nawet jeśli tylko na chwilę. Powrócił szybko na ziemię, czując na swoich barkach swoisty atak towarzyszki, który przywodził mu na myśl wspomnienia z czasów dzieciństwa. O jakim konkretnie zdarzeniu mówiła? Nie był do końca pewien, wprawdzie dwie sytuacje miały większe znaczenie w historii ich wspólnych rozmów.
Doskonale pamiętał dwa wydarzenia z ich dwójką w roli głównej, więcej razy nie mieli kontaktu. Zwyczajnie starszy od niej wiekiem, albo się skrywał, bądź siedział już w dalekiej Norwegii. Wspomnienia o uratowaniu wtedy jeszcze małej dziewczynki z łapsk trolla były kwestią, którą najbardziej zapamiętał. Tamto wydarzenie, dzięki pomysłowości blondwłosego aniołka Traversów, praktycznie zamieniło się w dramat. "Nakrzyczał na mnie" - te słowa zapamiętał idealnie jako wyraz tamtych kontrowersji. Trzymał się wtedy swoich racji, a rodzice uwierzyli mu, były przecież starszy od niej i bardziej zdecydowany w słowach. Uratował co prawda księżniczkę, pouczył o niebezpieczeństwie, ale nie pogłaskał po głowie, nie zmierzwił blond włosów i nie opłakiwał zabrudzenia jej sukienki. Był zdecydowanym i stanowczym "rycerzem", a nieczuły na delikatność chwilowego bohatera. Uśmiechnął się szczerze, ulotne jak dym kadzidła, które roznosiła po kryjomu starsza kobieta w ciemności.
- Chłodne spojrzeniem i negacją? Lady Travers, wybacz moje słowa, które zamierzam powiedzieć… Na przestrzeni lat i życia, mało sposobności kontaktów mieliśmy. Srogie mam spojrzenie lica, twarz skostniałą, niczym u nieboszczyka… Takie rysy twarzy mam po przodkach, tego nigdy nie zmienię. Nie miałem nic złego na myśli, pamiętam, że uratowałem Twe piękne oblicze, chodź dramatyczne przy tamtym wydarzeniu. - Zastygł w krótkim momencie, gdy poczuł, że atmosfera między nimi osiągnęła pewien punkt, ponownie się zdziwił. Dlaczego odpowiadał z taką łatwością na wypowiedzi towarzyszki?. Lord, zdecydowanie i kulturalnie postanowił zareagować na jej posunięcie. Wyciągnął swój łokieć w stronę damy, sugerując niemal mimowolnie, że chciałby jej zaoferować swoje ramię. Zgrabnie, jakby śmiało podejrzewał, kobieta przyjęła ofertę. Wygodnie, delikatnie układając swoją dłoń na jego ramieniu, stworzyła subtelną aluzję pewności działań. Czyżby przełom w rozpadlinie znajomości?
- Niemcy, podobnie jak my tutaj, muszą stać razem, by przeciwstawić się wszelkim przejawom zagrożenia ze strony mugoli. Zawieszenie broni to tylko chwilowe wytchnienie, trzeba pamiętać, że równie wiele państw nigdy nie zmieni własnego stanowiska. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musimy zjednoczyć siły, by osiągnąć trwałe i skuteczne rezultaty. - Efrem zamyślił się głęboko, gdy myśli zatoczyły krąg wokół wspomnianych słów Imogen. Wojna w Anglii i niestabilna sytuacja na arenie międzynarodowej stawiały przed nim niezwykle skomplikowane wyzwania. Polityka, zawsze delikatna i nieprzewidywalna dziedzina, teraz wydawała się jeszcze bardziej skomplikowana w obliczu zagrażających ciemnych sił. Spoglądał na drzewa w lesie, jakby w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które krążyły w jego umyśle. Jak utrzymać jedność w Konfederacji w obliczu wojny? Jak przeciwdziałać mrocznym zagrożeniom, jednocześnie utrzymując równowagę polityczną? To były pytania, na które trudno było znaleźć jednoznaczne odpowiedzi.
- Anglia jest moim domem, tak samo jak Niemcy. Przybywam tu czasem, by zanurzyć się w korzeniach, które wciąż czuję. Ale z pewnością podróże i zmiany są nieuniknione w naszym świecie. Niemcy... cóż, to bardziej zawiłe. - Odpowiedział z refleksją w głosie, starając się znaleźć słowa odpowiednie do wyjaśnienia swojej sytuacji. Uświadomił sobie, jak wiele się zmieniło od czasu, kiedy ostatni raz ją spotkał. Zasłyszał tu i owo, jak znaczącą kobietą była w obecnym czasie. Zaczynał dostrzegać w niej więcej niż tylko "laleczkę". - Podzielę się z Tobą pewną zawiłością, tylko proszę, byś zostawiła to dla siebie… Wróciłem, by nie zostać nazwany tchórzem, swoistym zdrajcą rodzinnych zasad i wypełnić obowiązki. O każdego z nas, wysoko urodzonego, spuścizna przodków nareszcie się upomni. Zbyt długo uciekałem od oddania serca sprawie, bo pragnąłem wolności.
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : arystokrata; aspirujący polityk; działacz w MKCz; wsparcie Ambasadora Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Potęga tkwi w cieniu, gdzie niebezpieczeństwo rodzi się z milczenia, a moc kryje się tam, gdzie oczy nie śmieją spojrzeć.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]18.01.24 23:50
Zwycięzcy biorą wszystko, przegrany leży na dyskach. Każdy krok zbliżał ich do rozstrzygnięcia sporu nieistniejącego, odległego od współgrania z istotą spotkania. Wszystko działo się w niej, w jej umyśle i odczuciach, które powielane retrospekcjami, niesionymi przez zachłanną Mnemozynę, eskalowały scenerię dziecięcej nieroztropności do rangi dramatu. Nie było w tym jednak nic złego, bacząc na młodziutki umysł ówczesnej — ale i teraźniejszej — lady Travers, który dopiero kształtował się w bombardowaniu półwilim temperamentem, dumą i przeświadczeniem o nieomylności. Pozostały w niej nadal, kiedy więc słowa tłumaczenia opadły na podatny grunt dyskusji, blond brwi zmarszczyły się i wsłuchały w o tyle bolesne słowa, co wyjątkowo prawdziwe. W głębi duszy, w zwodniczej złośliwości przodkiń, była gotowa zakpić z jego samoświadomości, ale wtem na dnie płuc znalazł się ciężar podduszającego dymu, odsuwając od niej tę myśl.
Po naszych wspólnych przodkach, lordzie Yaxley. I niech oni mi świadkami, że pamiętliwość współdzielimy — zaczęła, początkowo brzmiąc na subtelnie oburzona, ton ten stopniowo ustępował. — Ale również tylko oni współdzielili z nami moment, który pamiętamy absolutnie różnie... wątpie, by byli łaskawi skłonić się ku jednej stronie. — Szczęka zaostrzyła się zagryzieniem zębów, ale spojrzenie spode łba nie odebrało zamiaru uwiecznionego w unoszącej się dłoni. Ta spoczęła na jego ramieniu, niepewne i z dozą stawianych granic, a jednak zgodnie z konwenansami. Wzrok przesunął po okalającej ich zieleni, spektrum od zieleni po czerń kontrastowała do wspomnień ciepłych, przebijających się promieni nieodległego, acz znaczącego dnia. Ciało doskonale pamiętało, w jaki sposób było dotykane, gdy ciepło otulenia nadały nie poły pościeli a wspierające ramię — wspomnienia przesiąknięte przyjemnością rozkwitły zarumienieniem na kobiecej twarzy i tragizm cały krył się w tym, że to nie mężczyzna obok był jego powodem. Mimo to, niechętnie dla siebie samej, musiała przyznać, że rozmowa ją po prostu zaintrygowała. W prozaicznych i lakonicznych podsumowaniach i kalkulacjach, które teraz prowadziła wewnątrz myśli, odnalazła wartość dodaną tego — w jej mniemaniu — ostatniego poznania z dalekim krewniakiem.
Do tego chciałbyś dążyć, zapewne... Zwycięstwo i tak niesie za sobą straty, nie każde państwo podejmie się wsparcia sprawy, jeśli miałaby ucierpieć na tym ich gospodarka, ale Niemcy zdają się w magicznej socjecie dość stabilne, podobnie co Skandynawia i Rosja. Myślisz, że to wpływ wpajanej już w szkole niechęci do brudnej krwi? Hogwart i Beauxbatons były zawsze tak pobłażliwe... tylko my, spod pieczy Slytherina, wydawaliśmy się widzieć skazę w akceptacji magii u tych, którzy nie winni mieć z nią styczności — temat edukacji wracał do niej niczym bumerang, bo choć nauka nie szła w parze z kobiecością — a jeśli już szła, to wraz z męskim przedramieniem i nazwiskiem — i rolą matki, to wyedukowane odpowiednio społeczeństwo mogło doprowadzić do zmian i rozwoju. Głupimi sterowało się łatwo, zmanipulowanymi systemowo — od podstaw wychowania — jeszcze prościej i choć w lady Travers nie było jeszcze na tyle zgorzknienia, by odrzec to samodzielnie, to kroki podejmowała dość rozsądnie. Otulała dziecięce głowy słodkimi kłamstwami, gdy szczuplutkie sylwetki sierot zbliżały się naturalnie do półwilego ciała. Piękno przyciąga, piękno ostudza hamulce i to właśnie wykorzystywała, gdy niemalże mechanicznie, młode dusze czerpały z jej słów i obecności. Czy krzywdziła je czczą nadzieją? Być może, ale niektóre — co silniejsze jednostki — właśnie w nadziei — matce głupich — odnaleźć mogły swoją przyszłość, swoją potęgę.
I gdy zdradził tenże sekret, z jej ust wydobył się śmiech. Nie był to jednak śmiech kpiny — raczej zdziwienia, promienny i łagodny; w tonie niskiego głosu pozostawał po prostu ciepły. Zaskoczenie objęło na moment jej twarz, może była w tym nuta nostalgii, która spłynęło na kobiece, niegodne wolności ciało.
Może ucieczka od bycia nazwanym tchórzem to nie asekuranctwo, a prawdziwa bojaźliwość? - Nie chciała go tym urazić, ton zabrzmiał raczej niczym zaczepka, niewinne podgryzienie za kostki. Chwilę powędrowała spojrzeniem po szczenięcej swobodzie. Tylko to jedno stworzenie, pośród całej czwórki, było prawdziwie wolne. Pod pieczą troskliwych dłoni damy i jej świty, wychuchane i wykarmione w przeciwieństwie do wychudzonego rodzeństwa. Wolne od cierpienia i obowiązków, wolne od dysput i rozłamów. Ona i jej świat, gdy niczym promotorka imienia — Zorza, słowiańska bogini — powstawała na czarnym tle ludzkich dramatów.
Nie musisz z niej rezygnować. Coś za coś, wolność za wypełnienie obowiązków. Scenariusz może być... klarowny. Obowiązki, kuzynie. Pozostaje ci powzięcie żony, spłodzenie dziedzica i podniesienie ciężaru wojny, by wraz ze zwycięstwem, zostawić to wszystko tutaj, w Anglii, a samemu wrócić tam, gdzie przynależysz emocjonalnie. Czyż się mylę? Czyż jako mężczyzna, nie masz tej sposobności i czyż nie grzechem byłoby jej nie wykorzystać? — Choć mówiła odważnie, to z butą godną władców siedmiu mórz i pewnością kobiety wychowanej w konsekwentnym zapewnieniu jej jednej, jedynej przyszłości. Nie mówiła z rozgoryczeniem, nie brzmiała też na prowokującą. Była lady Travers, żegnanie mężczyzn było jej codziennością, gdy ci oddawali się morzu, a w dłoniach kobiet pozostawał ster. Mieli wolność, upragnioną i wymarzoną, której jej nie było dane zasmakować. Spojrzenie wbite w przestrzeń przed nimi powędrowało do jego twarzy, dość otwarcie obrzucając go chwilowym poszukiwaniem niesnasek mimiki.
Den som vil ha alt, får ingenting. Cieszy mnie, że pośród tylu możliwości, wybrałeś jednak drogę, która uwzględnia wsparcie Anglii. Wybrałeś, nie próbując pozyskać wszystkiego na raz. — Nie spodziewała się, że rozmowa złagodzi się mimo ciągle pozostających w nich niepewności. Jak miała mu w pełni ufać, skąd w nim ten gram zaufania? Gdyby świadomość czyhających na nią planów była dla niej wiadomą, to również jego zachowanie spotęgowane żywicznym zapachem kadzidła oddałoby więcej z sensu. Ale uniosła się czymś na kształt ciepła, bo choć dalej obdarzała go dozą niepewności i wspomnień sprzed lat, to nadal był elementem dobra jej rodziny. I kraju.
I jej własnego, o czym tkliwiej miała się dopiero dowiedzieć.
Do niektórych przodkowie odzywają się nieustannie, o wolności nie można nawet pomarzyć.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 12 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]19.01.24 14:56
W umyśle burzyły się myśli niczym wzburzone fale na morzu. Słowa pięknej towarzyszki, zdawały się być strzałem w sedno, trafiając w miejsce, gdzie schowane były nie tylko jego osobiste przemyślenia, ale także dziedziczone przekonania z domu rodzinnego. Chociaż duma z bycia czarodziejem i przekonanie o wyższości nad niemagicznymi istotami było mu zaszczepiane od dzieciństwa, to teraz, w obliczu słów kobiety, zaczęły się pojawiać wątpliwości. Podczas rozmowy, zaczął analizować własne poglądy, zastanawiając się, czy są one jedynie wynikiem wychowania, czy może warto je ponownie ocenić. Widział swojego ojca w wymownych scenach z przeszłości, słyszał jego surowe wyroki i przekonania, które wydawały się być niekwestionowane. Jednak teraz, patrząc na młodą kobietę obok, zdawał sobie sprawę, że świat może być bardziej złożony, niż mu się wydawało. W sercu zaczęła kiełkować refleksja, a jej słowa stawały się iskrą, która podsycała płomień wewnętrznego pytania. Czy należy trwać w przekonaniach wypracowanych przez pokolenia, czy może warto poszukać nowej równowagi między tradycją a nowoczesnością? Ta wewnętrzna burza myśli przewijała się na twarzy lorda, choć na zewnątrz starał się zachować stoickie wyrażenie.
W duszy kiełkowała tęsknota za nowością, za światem, który bardziej otwierał się na różnorodność i postęp. Jego doświadczenia w Niemczech, gdzie nowoczesność mieszała się z tradycją, sprawiły, że zaczął postrzegać świat bardziej wielowymiarowo. Widział, jak tamtejsza polityka i gospodarka dążyły do równowagi między przeszłością a teraźniejszością, jak otwarcie na różne koncepcje przyczyniało się do rozwoju. Takie doświadczenia zrodziły w nim pragnienie, aby i w Anglii zapanowała drobiny nowoczesność, a przekonania przeszłości nie były jedynym wyznacznikiem postępu. Niemniej jednak świadomy konserwatywnego otoczenia, skrywał te myśli w głębi serca. Jego podróże i obcowanie z różnorodnymi kulturami skłoniły go do refleksji nad wartościami, które pragnąłby zaszczepić w swojej ojczyźnie. Patrząc na Imogen, zdawał sobie sprawę, że to, co w niej widział, stanowiło dla niego swoiste wyzwanie. Czy zdecyduje się przekroczyć granice własnych przekonań i otworzyć się na nowe spojrzenie na świat? Te pytania krążyły w jego umyśle, wywołując wewnętrzne napięcie, które, choć ukrywał przed światem, nie pozostawało obojętne.
- Lady Travers, nie należy jednoznacznie prowadzić ukłonu w tezy, iż wszelkie zmiany należy podpiąć pod gospodarkę. Liczy się przede wszystkim mentalność i władza, dłoń prowadząca, która nakreśla aspiracje do myślenia i przyszłych działań — spoglądał z namysłem w piękno nocnego nieba. Uwielbiał ten nawyk, który niegdyś wypracował na bagnach rodzinnych włości, bądź pobliskim jeziorem. Było w tym jakaś sposobność, nakazująca ujawnić wszelkie myśli i pragnienia. Przez to, uważał noc za idealną towarzyszkę do trudności. - My, urodzeni w wyższych warstwach niegdyś szanowanej hierarchii, te kwestie mamy wpajane od najmłodszych lat. To coś naturalnego, dodatkowo moje przekonania kształtowały się w surowym i wymagającym środowisku Durmstrangu. To szkoła, gdzie tradycje i czystość krwi były na wagę złota. Zdobywałem kunszt tych doświadczeń żelazną dłonią, ale z biegiem lat zacząłem dostrzegać, że świat nie jest czarno-biały.
Ojciec, surowy i wymagający, zawsze znajdował mankamenty w działaniu Hogwartu. Kiedyś to była szkoła z tradycją, miejscem, w którym przekazywano wartości i uczono umiejętności magicznych. Jednak ostatnie lata przyniosły wiele kontrowersji, a brak klarownych zasad i odpowiedzialności zaczął wchodzić w serce. Sam doskonale pamiętał przerażenie i zimny pot, gdy podczas treningu obwieszczono mu informację o przyszłej szkole. Szpada wypadła mu z dłoni, rosa powstała przez ciężki rozruch fizyczny zdawał się utrzymać na czole, jakby ktoś zamroził trwale czas. Był przerażony wizją wyjazdu tak daleko, bał się surowości i traktowania. Pamiętał wręcz odmienione kuzynostwo, wracające z tamtejszych odmętów. Potężni, doświadczeni, znali swoje podbudowane możliwości. Beauxbatons, miejsce wdzięku i elegancji. Kuzyni zawsze malowali je w kolorach pastelowych, jako zakątek dla delikatnych dziewczynek. Ale to tylko powierzchowność. Szkoły mogą być jak klejnoty, ukrywające swoje prawdziwe oblicze pod warstwą pozorów. Wszystko zależy od tego, jakie wartości są tam przekazywane. Francuska placówka nie pochylała się tylko do tego, co widać na pierwszy rzut oka. Zrozumiał, że wartości i filozofia każdej szkoły mogą się różnić, nawet jeśli pewne stereotypy się o nich krążą.
- Nähe aufzugeben für eigene Bestrebungen ist nicht der Weg zur wahren Freiheit. Usłyszałem to od pewnego doświadczonego polityka, gdy rozmawialiśmy po jednej konwencji, niezobowiązującej dla innych... Freiheit. Czemu miałem pozostać w zamknięciu rodowych wymogów i poświęceń, gdy w tamtejszym czasie straciłem moją wolność. Które kreowałem, będąc jeszcze w szkole. - Potencjalnie mógł myśleć na głos, jednak wydźwięk jego zmagań w umyśle zawsze był złożony. Dawniej miał wykreowaną wolność, którą miał dzielić z tą jedyną… Wyśnione iluzje obietnic, skrzętnego planowania, gdy leżeli pośród miękkich traw podgórskich bezkresów zieleni. Obietnice, marzenia zniszczone w drobny mak. Skrzywił się nieznacznie, chętnie by coś rozwalił. Oddać się negatywowi własnych odczuć, jednak sytuacja wymagała poszanowania dla innych, elegancji. - Jako polityk, ciągle podróżujący człowiek, swoisty dyplomata, nie wyobrażam sobie kiedykolwiek próbować zamknąć kobiecie drogę do samorealizacji i rozwoju. Podobnie jak w polityce, w życiu prywatnym widzę wartość w otwieraniu drzwi dla kobiety. Rozwój jednego oznacza rozwój dla obojga. Niech życie nie będzie ograniczone, ale pełne możliwości i nowych doświadczeń. To, co osiągniemy, możemy osiągnąć razem, wspierając się nawzajem na każdym kroku. Ale to moje drobne zdanie.
Spojrzał na nią z ciekawością, pierwszy raz od dłuższych chwil, odkąd wyruszyli na spacer. Skarcił się dogłębnie, jakby na chwilę zapominając, że nie jest teraz sam na tej wyprawie. Towarzystwo. Zwykle był samotnikiem, wolał towarzystwo zwierząt czy starych ksiąg niż ludzi. Typowy Yaxley.
Obserwując ją, zauważył w jej ruchach pewne pragnienia, ale wydawały się one być jakby poza zasięgiem, jakby skazane na niedoskonałość. Dlaczego? Miała przed sobą wiele możliwości, ale jednocześnie były one silnie związane z decyzjami przyszłego męża. Współczuł jej swoiście. Patrzył na nią uważnie, próbując zrozumieć, co kryje się za jej spojrzeniem. Czy to pragnienie wolności, czy może tęsknota za czymś, co przekracza jej obecne możliwości? Jego własne życie było proste, chociaż czasem samotne. Jej świat natomiast był spleciony z oczekiwaniami, ograniczeniami i niemożliwymi marzeniami. Westchnął nieznacznie. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek zdoła się uwolnić od tych niewidzialnych więzów, czy też pozostanie uwięziona w klatce zbudowanej z konwenansów społeczeństwa. Była jak motyl, ale skrzydła miała skaleczone jeszcze zanim zaczęła latać. Czuł współczucie, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jego myśli niczego nie zmieni w tej rzeczywistości. To, co miała przed sobą, było trudne do zmiany, a on mógł jedynie obserwować, nieingerujący, jak stara się znaleźć swoje miejsce w tym pełnym ograniczeń świecie.
- Kobieta pełna pasji i zapału, a jednocześnie skazana na ograniczenia… Trzymaj ster, dziel i rządź, tego pragnę Ci życzyć, gdy świat skieruje się na lepsze wody wyrozumiałości.





Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : arystokrata; aspirujący polityk; działacz w MKCz; wsparcie Ambasadora Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Potęga tkwi w cieniu, gdzie niebezpieczeństwo rodzi się z milczenia, a moc kryje się tam, gdzie oczy nie śmieją spojrzeć.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]20.01.24 3:34
Była jednym z przypadków, gdy Tiara do prawdy nie wiedziała. Dwa nurty zderzały się ze sobą, nacierały i zdradzały obecność, której nie była pewna do teraz. Gdy wzywała ją Rowena, w istocie, poczuła woń przywiązania i szacunku, ale to do Domu Węża pragnęła należeć, niejako przepowiadając mistyczną wprost historię własnego jestestwa. Tak oto swoiste węże przewijały się po stokroć — od upodobania w herpetologii, aż po Meduzę, której głowę obejmowały szlachetne gadziny, jak gdyby stygma krzywdy miała z niej tworzyć agresora. Gdy cierpienie nadało Meduzie rangi potwora, gdy i jej przykleiło łatkę niegodnej, tak i teraz, przy nim — po raz kolejny jej losy miały się spleść z manifestacją beznogich gadzin. Jak dalece miała pewność, że i on — dziedzic krwi węży, dziecię zrodzone ponad wijącą się, niczym wstążka wokół szyi, Serpentynę — nie jest kolejnym pokazem przekorności i kpiny losu. Powinna się więc poczuć niczym w domu, gdy raz po razem, symbolika węży niosła istotne zmiany? Jak bardzo, w ogólnym rozrachunku, wyciągała z tego konkluzje?
Miał absolutną rację, odpowiedni władca był w stanie wyciągnąć z ludzi wszystko, a niezgrabne dłonie przetrzymujące zbyt napiętą smycz w końcu puszczały lub dawały sobą szargać. Ale istniała jednak siła mediacji, a także zdrowy rozsądek, który jednak powstrzymywał rozpad nawet pod najsilniejszymi władzami.
Masz rację, choć... słowem społeczeństwa nie wyżywisz. Jeśli państwa nie stać na wsparcie sprawy a mimo to narazi swoich obywateli, to owszem, uzyska wojnę... domową. — Stawała w opozycji do swojej naturalnej roli kobietcej opoki, mentorki czy wsparcia. Winna podnosić — szczególnie ona, obdarzona urodą i urokiem — na duchu i budować morale społeczeństwa; jako dama siedmiu mórz powinna natomiast czuć przywiązanie do wartości dodanej samego czynu nad jego opłacalność, ale wtedy do gry przychodziła twarz prawdziwej, zrodzonej z połączenia sztormu i spokoju zatoki Imogen, która pragmatycznie i kalkulacyjnie spoglądała na wszystko, co ją otacza. Nie była człowiekiem, który gotów był na poryw serca, bo choć mogła pragnąć i kochać, to oczekiwała zapewnień. Właśnie to przed kilkoma dniami zażądała, gdy mimo wewnętrznych, rodzących się w podbrzuszu pragnień, nie podarowała od siebie zbyt wiele, dopóki wiele nie otrzymała. To trzymało jej reputację, kondycję i bezpieczeństwo — jakże sławetne, powtarzane niczym mantra.
To decyzją ojca — nieświadomie dla obojga, współdzieląc podobne historie — pozostała w Anglii, nie podążając za wilczą walką matki i jej pragnieniem uczynienia z córki kopii samej siebie. Los zadecydował wraz z dniem jej urodzin, że nie przyszła na świat jako córa lady z domu Lestrange, a lorda Traversa. Mogła nie mieć z nim zbyt wiele do czynienia, bowiem prawdziwie jej obecność ujrzał dopiero wtedy, gdy na krótki moment w życiu utracił synów, to nadal ojciec był tym, który nie mógł się jej wyprzeć. Współdzielili zieleń tęczówek, nie zaś matczyny (i braterski) błękit; to różdżka uczyniona z wyłowionego fragmentu drewna współgrała z jej dłonią, gdy obie hartowały ducha solą, piaskiem i morzem. Daleko jej było do talentów artystycznych, jeszcze dalej do zamiłowania do Francji — chłód kwitował spojrzenie młodziutkiej damy, brwi marszczyły się w identyczny do ojcowskiego gestu. Była potomkinią krwi skąpanej słoną wodą i rumem, a morze i alkohol nie akceptowały czczego gadania.
Chyba nad wolność cenię kontrolę. W regułach, choćby łamanych, możemy odnaleźć jedyny możliwy ratunek w niepewne dni. Ciężar odpowiedzialności jest może cięższym niż porażki, to nadal stanowi silniejszy stelaż. — Gdy on doświadczył wolności, zasmakował jej, to ona zasmakowała utraty tej kontroli. Nestor mógł decydować o dzierżonym przez nią nazwisku, mógł wepchnąć ją do lochów lub wspiąć na wyżyny — nic z tego nie było porównywalne do momentu, w którym cały zbudowany świat wartości runął mimo podejmowanych walk. Ceną za wolność był brak powrotu; gdyby się na nią zdecydowała ona, jako kobieta, nigdy nie mogłaby obejrzeć się za siebie, spojrzeć na rozlegającą pośród krajobrazu Sodomę i Gomorę. Na moment zapomniała o obecności przyzwoitki, wzrok skupiając na będącym obok szczenięciu. Wargi skryte czerwienią skryły się w cienkiej linii, wzrok zmrużył w poszukiwaniu odpowiedzi na kolejne słowa. Coś, coś ponownie niespotykanego, odsunęło od niej ciężar niedopowiedzeń i zgorzkniałej niechęci, pozwalając po prostu na dyskusję, w której nie tylko czuła się dobrze, co doceniała będącego obok rozmówcę. Ten, choć nosił znamiona nieczułości i podlej oschłości, wykazał się słowami, które przeszły dreszczem wzdłuż pleców.
Brzmiał szlachetnie, nie pierwszy, jednak gdy za samorealizacją i pasjami widzieli to, co w ich mniemaniu mogło kobiety interesować. Doceniła próby, obdarzając mężczyznę krótkim, subtelnym uniesieniem kącika ust, to jednak zdałoby się na nic, bo gdy dochodziło do dyskusji, samorealizacja przeczyła przyjętym rolom i to w 'niedocenianiu' ze strony kobiet leżał problem. Chciały wszakże zaniechać porządkowi świata, a oni — mężczyźni — byli tak dobrzy i tak wiele pragnęli im dać. Czy kiedykolwiek zapytali, czego tak naprawdę potrzebują?
W takim razie twoja przyszła żona ma szczęście, mogąc mieć u boku wyrozumiałego męża. Przykre jest natomiast, że jeden kwiat wiosny nie uczyni, a w kobiecej wolności kryje się chytrość nagannych poglądów, które, chociażby rebelianci próbują używać na swoją stronę. Niektóre rzeczy potrzebują czasu, ale chęci to już dobry krok. — Czy był gotów poświęcić swoje dobro, aby móc wspierać rozwój kobiety? Wątpliwe. Nikt nie rodził się altruistą, chęć zmian sięgała do momentu, do którego nie trzeba było oddawać cząstki własnego dobra. Żona spełniająca się w Ministerstwie nie była żoną, która sprawowała opiekę nad dziećmi. Żona, która poznała smak praw i możliwości, nie pozwoliłaby zacisnąć sobie dłoni wokół nadgarstków, by w grabieżczym przywłaszczeniu posiąść możliwość spłodzenia dziedzica, mimo jej potencjalnej niechęci. Łatwo było mówić o możliwościach, gdy się je ma. Jeszcze sprzed kilku minut czerpała w niej źródło wściekłość, teraz już nie będąc nakierowaną na niego, a na ogół. A mimo to plusował. Nie odkryła zwrotu do adresata w poprzedniej wypowiedzi, ujrzała natomiast spersonalizowany wprost komplement, który uniósł brodę delikatnie ku górze, wysmuklając łabędzią szyję w geście dumy.
A Ty rządź nieugięcie żelazem i krwią, kuzynie. — Ton zniżył się do lekko mruczącego półszeptu, zmrużone powieki powędrowały po zarysowaniu twarzy, starając się odnaleźć w tym prowokacje. — I nie dziel się tą władzą z nikim innym.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Szmaragdowy Zakątek - Page 12 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]20.01.24 22:24
Wolność wydawała się być dla niego nieosiągalnym ideałem w obliczu złożoności jego życia. Wiedział, że jako polityk i członek szlachty niemieckiej, ma swoje zobowiązania wobec rodziny i tradycji. Jednak równocześnie odczuwał ciężar odpowiedzialności za przyszłość, co kłóciło się z pewnymi konwencjami i ograniczeniami. Wolność była jak magnes, przyciągając go ku nowym możliwościom, a jednocześnie był świadomy, że nie może uciec od swoich dziedzicznych powinności. Rozważał, jak połączyć te dwie sfery życia, jak znaleźć równowagę między tradycją a pragnieniem indywidualnej wolności. To było jak balansowanie na cienkiej linii, gdzie każdy krok musiał być przemyślany. Ta refleksja wypełniała go zdecydowaną determinacją, choć równocześnie towarzyszyło jej pewne niepokojące uczucie.
Dostrzegł subtelne odniesienie do frazy, które zawsze było nieodłączną częścią historii Yaxleyów. "Czysta krew i żelazo nieugięte" – te słowa były jak święta formuła dla jego rodu. Wyryte w kluczowych miejscach na rodzinnej posiadłości, te zasady były mu wpajane od najmłodszych lat. Słowa te, stanowiące połączenie czystości krwi i siły nieugiętej, zdawało się przypominać o dumie, jaką powinien czuć z przynależności do swojej rodziny. Szczeniak, którego dotąd nie zauważył, nagle pojawił się przed nim, praktycznie hamując w ostatniej chwili. Wybił go z trybu ciągłych myśli i wyłączenia, przypominając, gdzie się znajduje. Kolejny raz przeklął swoje zachowanie. To było coś nietypowego, ponieważ większość zwierząt zwykła unikać jego obecności, jakby instynktownie wyczuwały jego historię polowań na niewinnych stworzeń. Przekrzywił subtelnie głowę, kiedy towarzysz lady zaczepił go swoją łapką. Było to nietypowe i nieco humorystyczne. Zwierzę zdawało się traktować go bez lęku, a to zaintrygowało, który nie był zwolennikiem bliskich kontaktów z istotami nieludzkimi. Chociaż nieco zaskoczony, postanowił pozostać spokojny, obserwując, co wydarzy się dalej.
- Jak mawiał Goethe, “Man sieht nur das, was man weiß” - Delikatnym skinieniem głowy przeprosił swoją towarzyszkę, jednocześnie subtelnie uwalniając swoje ramię z jej objęcia. Z gracją uklęknął na jednym kolanie, starając się unikać zabrudzenia spodni wszechobecną trawą. Z pozycji klęczącej zwrócił uwagę na zwierzę, zaintrygowany tym niecodziennym momentem. Spojrzał na szczeniaka, który zdawał się być pełen energii i entuzjazmu. Zachowanie psiny i jego bezpośrednie podejście do świata stanowiło zupełny kontrast wobec zazwyczaj zimnego i powściągliwego zachowania mężczyzny. Przyzwyczajony do utrzymania dystansu i kontrolowania swoich emocji. Jednak teraz, w obliczu tej radosnej energii, zaczynał odczuwać pewne rozbrajające uczucie. Chociaż był zwolennikiem dystansu do nieznanych zwierząt, postanowił zachować spokój i obserwować, jak sytuacja się rozwinie. Jego twarz pozostawała spokojna, choć wewnętrznie czuł pewne zdziwienie i ciekawość. - Chęci są jak fundament pod przyszłe czyny. Są jak korzenie, które przewidują nasze rozwinięcie, nasz postęp. Jednak samo pragnienie nie wystarcza. Musi być głęboko zakorzenione, silne i pełne determinacji. W tych chwilach zastanawiam się nad swoim celem, możliwościami na rodzimej ziemi. Czy naprawdę pragniemy urzeczywistnić to, co nosimy w sercach?
Lewą dłonią, nie dominującą, skłonił się delikatnie, okazując zainteresowanie szczeniakiem. Pogłaskał zwierzę za uchem, jak pamiętał z czasów dzieciństwa. Spokój zapanował na chwilę, a zwierzę okazało radość głośnym szczekaniem i zamachem ogona. Następnie, jak gdyby uznając, że czas na zabawę się skończył, szczeniak oddał się wolności, biegnąc w bok. Pozwolił sobie na niemrawe uniesienie kącików ust, prostując się do pionu. Dostrzegł wyraźny sygnał, żeby uwolnić towarzyszkę od jego zimnego towarzystwa. Czy to było już zakończenie tego nieoczekiwanego spotkania? Zatrzymał się naprzeciwko swojej towarzyszki, pozwolił sobie na chwilę zadumy, zatrzymując wzrok na niej. Chciał zapamiętać tę chwilę, być może, spotkają się ponownie za kilka miesięcy, lat, albo może to było ich ostatnie spotkanie. W obliczu niepewności, jaka niesie czas, nie mógł przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Jednak wiedział jedno – nie żałował tego spontanicznego spotkania i rozmowy. To był moment, który zapisze sobie w pamięci. Jeden z nielicznych, jakie pozostawił w odmętach własnego umysłu.
- Pewne znaki na niebie, które ujrzałem chwilę temu na bezkresnym niebie tajemnic, szeptają, że czas uwolnić Cię, lady Travers, od mojej chłodnej obecności. - Spojrzał na młodszą kobietę, dostrzegając na jej twarzy lekką nutkę zdziwienia. Jednakże trwało to ulotną chwilę, na nowo sprawiając, iż przybrała dotychczasową mimikę. Pochwycił subtelnie wyciągniętą do niego dłoń i ucałował jej wierzch jako gest pożegnania. - Dziękuję ci za tę ulotną chwilę, którą mi poświęciłaś. Obiecuję, że będę pamiętać o twoich słowach, nie oddając nigdy władzy innym. To było cenne spotkanie, które z pewnością zostanie ze mną na dłużej. Życzę ci wszelkiej pomyślności w drodze, którą obrałaś. Mam nadzieję, że nasze ścieżki się jeszcze kiedyś przetną.
Dostosował się do sztywnej etykiety, jako przykładny mężczyzna odczekał, jak postać dalekiej krewnej zniknie w czeluściach tutejszych drzew. Uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, dochodząc do pewnych wniosków. Zniknął równie szybko, co pojawił się w umówionym miejscu. Przecież polityk nie może marnować czasu. 

zt x2



In the tapestry of shadows, I find my strength – silent guardian, unwavering beliefs, a figure cloaked in the allure of the unknown.Through the labyrinth of mysteries, I navigate with resolute steps, embracing the enigma that defines my existence.
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : arystokrata; aspirujący polityk; działacz w MKCz; wsparcie Ambasadora Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Potęga tkwi w cieniu, gdzie niebezpieczeństwo rodzi się z milczenia, a moc kryje się tam, gdzie oczy nie śmieją spojrzeć.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Szmaragdowy Zakątek [odnośnik]03.02.24 21:36
Dla Marii i Ramseya

Bywała kobietą burzliwą, impulsywną i okrutną, ale zawsze darzyła opieką to co uznawała za swoje - niezależnie od tego czy była to osoba czy rzecz. Gdy przyszło co do czego jej sojusznicy nigdy się na niej nie zawiedli; nikogo ze swoich nie opuściła w potrzebie, nikomu nie odmówiła pomocy, nikogo nie porzuciła nieposkładanego z powrotem w całość. I nawet jeśli Maria mogła usłyszeć od swojej siostry czy rodziców, że Elvira Multon nie należała nigdy do typu rodzinnych czarownic, to odkąd za rodzinę uznała Marię - odkąd ją sobie sama znalazła i wybrała - nie pozwoliłaby na to, aby stała jej się krzywda.
Czy znaczyło to, że przez jej myśli nie przenikały już jak odpryski szkła agresywne impulsy by złapać ją za brodę? Och, nie. Maria irytowała ją gdy nie zachowywała się tak jak tego od niej oczekiwała.
Ale przecież miała nad sobą kontrolę a dzień był piękny i zwodniczo parny.
- Przestań mruczeć, Mario, Merlin dał ci język, żebyś go używała - powiedziała więc tylko tonem półreprymendy, a potem uśmiechnęła się kątem ust i pogłaskała dziewczynę po złotawych włosach, jak dzieci głaszczą kota, bo wszystkie jej mięśnie zdawały się wiotczeć rozkosznie przy dusznej atmosferze zadymionej polany.
W towarzystwie Ramseya ciężko było jej się zresztą skupić na Marii. Chociaż czuła ciągle przy boku jej ciepłą obecność i gdzieś na pograniczu świadomości majaczył jej lęk o jej... może nawet nie tyle bezpieczeństwo co wątpliwości jakie mógł w niej zasiać mężczyzna tak onieśmielający jak Mulciber, to większość koncentracji musiała poświęcić na to, by próbować odczytać to co śmierciożerca sądzi i sugeruje.
I - jak zwykle zresztą - niczego w tym aspekcie nie była pewna. Cholernik.
- Nie odbiłbyś lecącego w ciebie zaklęcia? Niezależnie od tego kto by je rzucił? - spytała nieco leniwie, właściwie ciekawa. Przez jej myśli na najkrótszą chwilę przewinęła się mroczna sylwetka Czarnego Pana, ale prędko to zbyła; nie byłaby w stanie zatrzymać żadnego jego zaklęcia choćby chciała, nie mówiąc o jego odbiciu.
Zacisnęła zęby, kiedy w uprzejmym tonie zupełnie nieprzystającym do kpiących słów próbował zrobić z niej dziecko, ale potem spomiędzy jej pobielałych warg wydostało się parsknięcie śmiechu - być może za sprawą opium.
- Co więc twoim zdaniem do mnie pasuje? Proszę, opowiedz - Chciała dodać coś jeszcze, ale jej brwi drgnęły w nerwowym tiku, gdy Maria zaczęła histerycznie zaciągać powietrze i zadawać jej pytania, które w tym wszystkim zdawały się nie mniej irytujące od brzęczenia muchy. Ale była jej kochaną kuzynką, więc obróciła tułów bardziej w jej stronę, by przyjrzeć się lepiej tym lekko zaczerwienionym, wilgotniejącym oczom. - Mario... - W pierwszej chwili zabrzmiała tak jakby chciała ją zbesztać. Co to były w ogóle za dziecinne wybiegi w towarzystwie namiestnika? Potem jednak uśmiechnęła się ponuro i nachyliła, by złożyć na jej czole krótki, troskliwy pocałunek. W tej samej chwili też szepnięciem zapewniła ją, że... - Jeszcze nie, ale pogodzimy się. Nie martw się, pogodzimy się. Ucz się pilnie dalej, pani Cassandra nie będzie myślała o tobie inaczej przeze mnie... - Kiedy słowa uciekły z jej ust niespodziewanie zatrzymała się i zamrugała. Przez nią? To zabrzmiało tak jakby była w pełni winna, ale czy naprawdę w to wierzyła? - Nie płacz, proszę - Już nieco na oślep otarła jej policzki kciukiem, a potem spojrzała w ogólnym kierunku Ramseya, ignorując jego wspomnienie głupoty. Nie powinna się z nim kłócić, starała się też zresztą, by frustracja faktem, że niemal doprowadził Marię do płaczu nie była tak wyraźna w jej oczach.
Nie żeby Marię trudno było doprowadzić do płaczu.
- Tak będzie - przytaknęła kuzynce dla świętego spokoju, ale jej spojrzenie nie uciekało już od Mulcibera; od jego brwi i ust w każdym razie, bo niektóre rzeczy się przecież nie zmieniały.
- Nie darzę jej... - urwała i pokręciła głową. Czy naprawdę zamierzała tłumaczyć się Ramseyowi z tego, że jej sympatia do dziecka nie była równoznaczna z tym, że wierzyła w każde jej słowo? Nie zamierzała znowu łapać się na te gierki. Lysandrę ciężko było czasem zrozumieć w jej abstrakcyjnych wywodach, niemniej jednak stwierdzała fakt. Dziecko nigdy o nim nie wspomniało. Nie wymsknęło jej się nic nawet przypadkiem. Musiała być niezwykle dobrze wytresowana. Gdyby sama planowała dzieci, zapewne mogłaby zazdrościć Cassandrze takiej córki.
Jeśli już nie zazdrościła.
Wiedziała, że nie wspomniał Sabatu przypadkiem, ale w swoim rozluźnieniu nie dała się sprowokować; minęło zbyt wiele czasu, by jeszcze była w stanie łatwo wpadać w żal z tego powodu. Wiedziała gdzie leżała jej wina, jakie popełniła błędy. Nie zamierzała ich powtarzać.
- Nie rzuciłeś mi się w oczy - odparła lekko, wcale nie sugerując, że łatwo było go zgubić w tłumie, w każdym razie nie świadomie. - Osobiście nie sądzę, by tak gwałtowna zazdrość mogła być zdrowa. Powiedziałabym nawet, że wiele komplikuje - dodała i zaśmiała się cicho znów, spuszczając wzrok i przymykając na moment powieki, bo czy te słowa w jej ustach nie brzmiały wprost wybornie?
Ugryzła się w język, gdy skierował pytanie do Marii, spoglądając na nią kątem oka i dając jej wypowiedzieć się za siebie; to najwyższa pora, żeby nauczyła się rozmawiać z obcymi bez jąkania się i zalewania łzami, zwłaszcza gdy stykała się z czarodziejami znacznej wartości. Merlin jeden wiedział, że zamierzała sprawić, by spotykała się z nimi częściej.
Wzruszyła nieznacznie ramieniem, gdy dziewczyna na moment znalazła się poza zasięgiem słuchu, chociaż nadal ją obserwowała. Problemy z zaufaniem, też coś. Uśmiechnęła się jednak lekko, gdy usłyszała jego odpowiedź; było w tym uśmiechu nieco z gorzkiego zawodu. Jakiejkolwiek odpowiedzi oczekiwała, zawsze miała chęć wbić samej sobie paznokcie w gardło słysząc o sojuszniku sprawy. W którym momencie utrwaliło się, że jest tylko tym?
- Męskie ego i kobieca histeria, moglibyśmy to sobie udowadniać w nieskończoność, ale racja, co to zmienia - przyznała, przyjmując od Marii kielich. A potem jej twarz nagle, gwałtownie, wykrzywił grymas wściekłości. - Nie potrzebuję litości. Nie widzisz... - Odetchnęła, uśmiechnęła się znowu, złagodniała. Jak wąż w wazonie na którym ktoś w porę zatrzasnął wieko. - Nie widzisz hipokryzji w tym co mówisz, nie zmienię tego. Nawet mi na tym nie zależy, już nie. Ale nie sądź proszę, że nie wierzę w to, że mamy rację. Walczymy z jednym wrogiem, bo magia jest dla mnie ważniejsza niż płeć, ale to nie znaczy, że zawsze zgadzamy się we wszystkim. Masz jednak rację, nie zamierzam się już z tym afiszować, to nie jest dla nas korzystne. Jesteś przede wszystkim moim przywódcą, namiestnikiem ważnego hrabstwa. Nigdy nie byliśmy sobie równi - przyznała, nie mniej zmęczona niż on. Potem jednak przez jej lewą rękę przeszedł nerwowy tik. zacisnęła spazmatycznie palce na nóżce kielicha z winem. - Wiesz dlaczego - wysyczała, kiedy wypomniał jej na głos, przy Marii, coś o czym oboje wiedzieli, ale nigdy dotąd... nikt... - Przy idei nie trzyma mnie strach, ale tak, boję się ciebie. To chyba rozsądek, nie głupota - Opium mogło ją rozluźnić, ale nie na tyle, by nie poczuła złości, nie poczuła się urażona; na moment zapomniała o Marii, Mulciber zresztą sam nie szanował jej obecności, i niesiona frustracją podniosła wreszcie wzrok, by zetknąć się z jego źrenicami.
W tej sekundzie, w tym jednym oddechu, spięła się i zesztywniała, czekając na przypływ złych wspomnień, którego przecież zawsze się spodziewała. Na ból, który oślepiał, na swąd krwi i palonego ciała, na to przemożne, odbierające rozum przekonanie, że umiera...
Ale nie stało się nic.
I po drugiej sekundzie na jej usta wrócił szeroki uśmiech, pełen tak zaskoczenia jak satysfakcji. Jego oczy były przenikliwe, były zimne... ale przecież wcale ich nie pamiętała. Na dobrą sprawę mogła wcale ich wtedy nie widzieć, nie potrafiła tego stwierdzić. W innych okolicznościach zezłościłoby ją, że zdołała jakoś przekonać samą siebie o tym, że jeśli na niego spojrzy to wróci do tego momentu zawieszenia między życiem i śmiercią. Ale nie w pełni trzeźwa mogła tylko się uśmiechać, wreszcie, wreszcie patrząc mu twardo w oczy.
- Masz rację. Zwykle ją masz - powiedziała cicho, unosząc brew jakby sama do siebie, a potem spojrzała na Marię, z pewnością tak zmieszaną, tak zmartwioną i niepewną i uśmiechnęła się nawet jeszcze promienniej. - Bycie ofiarą zupełnie do mnie nie pasuje.
Rozluźniła się w końcu i popijała cierpkie wino, które na jej języku zdawało się dziś wyjątkowo słodkie. Jednak mieli rację twierdzący, że opium czyni każde spotkanie przyjemniejszym. Przysłuchiwała się wywodowi Ramseyowi o winie bez większego zainteresowania, ale była dumna z Marii, że odważyła się zadawać własne pytania.
Patrzyła głównie na nią, ale co jakiś czas, na przekór wszystkiemu, jej spojrzenie wracało do bladych, szarych oczu Ramseya. Zawsze były szare?
Odnosiła wrażenie, że powinny być ciemne.
- My również dziękujemy - odparła miękko, gdy wstał, odchylając głowę w tył, by móc wciąż na niego patrzeć. - Ja dziękuję. Za oświecającą rozmowę - Bez najmniejszego śladu ironii. Może mówiła poważnie, a może robiła się już w to wystarczająco dobra.
Kiedy odszedł pogłaskała Marię po dłoni.
- Zrobiłaś nienajgorsze wrażenie - stwierdziła dla zasady, ale myślami odbiegała już daleko.

/zt


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 12 z 13 Previous  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Next

Szmaragdowy Zakątek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach