Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.



Podgląd mapki i pierwszy post - spotkanie Rycerzy Walpurgii.[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 24 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]05.10.23 12:19
Łańcuchy kołyszą się u nóg, skwierczą w rytm wykonywanych kroków. Wiedziała, że nikt nie zrozumie ciężaru podnoszonych stóp; nikt go nie zdejmie, zaciskając coraz więcej kłódek na przęsłach wymagań. Dorastała w dążeniu do niedoścignionego piękna, które winno nosić jej imię, charakter i historię. Gdy zdawać by się mogło, że niża upatrzona pośród lingwistów, stanowi swoisty argument i kolejny, pokonany krok, los rozszarpywał poły sukni, stawiając ją nago wobec kolejnych, niemożliwych do sprostania konieczności. Ten wieczór, niczym migocąca przed oczyma sceneria snów i książkowych opisów, niósł usilną walkę o zachowanie racjonalności - tępota zmysłów mogła zniweczyć proces dążenia do ideału, tego, którym miała być i była, choć nigdzie na świecie nie odkryto złotej proporcji idealnego człowieczeństwa, idealnej kobiecości. Karm się mną, mówiła dzierżona w żyłach krew. Napij się, skosztuj. Bliskość piękna była mu bliższa niż kiedykolwiek wcześniej, nadal niedościgniona, nadal niemożliwa do tknięcia.
Ale i ona upatrywała w tej obecności przyjemność, z uporem godnym lepszej sprawy pozostając przy nim i tkwiąc w tym, stale i stale, mimo kolejnych słów, kolejnych gestów. Bo chciała, chciała tak bardzo, że smak jego bliskości wydawał się najlepszym tego wieczora alkoholem. Chciała, chciała tak bardzo w y g r a ć, oddana w kapryśność półwilego temperamentu, który dumą przewyższał Mauna Kea, niegdyś szalejący - aktualnie uśpiony. Czy i jej krew, buzująca żarem represji, miała pozostać w pewnym momencie uśpiona? Czy miała mu oddać smak spokoju, gdy ledwie docinka sprowadzała kolejne siedem plag egipskich, a ich poplecznice niosły się następnie echem tygodniowych migren? Wypominały, wspominały, poiły na powrót wygraną, z głośnym haustem wykończonego po wyścigu na plaży wierzchowca. I gdy wydawałoby mu się, że kobiece nogi rozkładając się w lubieżnym geście; że pozwala mu dostać się do owocu upragnionej bliskości, wstrzymywała ledwie dotykiem skradające się cało, sprowadzając poniżającym gestem do parteru; przydeptując, umniejszając, karcąc.
Jeśli nie podzielisz się z przyjacielem, to oddasz wrogowi w całości. — Prowokujący uśmiech nie schodził z kobiecych ust, ciała kołyszące się w nerwowym ruchu pieściły ciekawskie spojrzenia. Nie była jego i być nie mogła, oboje tego wszakże nie chcieli, nawet nie rozważając tego w najczarniejszych snach. Ponoć. Wskaże najcenniejsze kamienie, nie powinny znajdować się pośród ledwie kamyczków, ale to w nich - w rozłupionych wnętrzach - owe drogocenności odnajdywano. Czy odnajdą jego? Jak to będzie obserwować jego rozpościeranie skrzydeł, jego słodki smak ciężkiej pracy, którą ponoć to się brzydziła? Zaprosi na kolację, pozwoli mężczyznom rozmawiać, licząc, że wynaturzenie przyjętych tradycji i historii, zabawi ją na powrót tak, jak bawi teraz.
Chyba nie wyraziłam się jasno... — pomruk wskazywał na przyjemność, na twarzy pozostała jednak nieprzejednanie chłodna. Podziwiała ledwie zarysowania skóry, skąpaną w uśmiech twarz Bułgara, jakże odległego od scenerii otaczającego bankietu. Niczym laleczka, niczym zabawka. Czy wiesz, chłopcze, że zaraz cię porzuci?
Bo policzki zapiekły delikatnym rumieńcem, oczy zeszkliły się iskrami buty, którą zagryzła w zalążku zaciśnięciem zębów na delikatnym języku. Bo słowa niosły wizje, wyobrażenia, smaki i lęki, lęki tak niezrozumiałe, że niemalże wstrzymujące przeponę w stanie rozkurczenia. Nie potrafiła złapać oddechu, nie potrafiła oprzytomnieć z lęku, który mieszał się z drwiną napływających ripost. Nie chciała czuć tego, co teraz rozniosło się dreszczem po plecach. I chciała, by cierpiał, cierpiał tak jak ona, cierpiał bardziej.
Muszę poćwiczyć intonację. — Łoskot przemieszany z goszczącą w gardle chrapliwością stanowił pierwszeństwo w zasłyszanych słowach. — Bo sprawię ci tę przyjemność, Igorze, abyś mógł powtarzać swoją własną mantrę mojego głosu... — Łopatki złączyły się w geście wyprostowania, twarz powędrowała w kierunku jego lica, wskazując na idący weń odwet. — Ale obiecaj mi milczenie, słodką tajemnicę... nie chcę byś w tych uniesieniach zwał byle kogo moim imieniem. — Oderwali się od siebie, a ledwie muśnięcie ust na dłoni powędrowało przyjemnością podbrzusza, podczas gdy szmaragd tęczówek przesunął po uniżonym spojrzeniu współtancerza. Takim chciała go widzieć - uniżonym, czczącym, oddanym. Obecność w tejże nieregularnej figurze interesantów rozegnała burzowe chmury dalszych dysput, skupiając uwagę na jegomości Slughornie. Lekkie zawahanie się, krótka walka rozochoconych w walce manier. Wybacz lordzie, potrzebuję świeżego powietrza. Wybacz Igorze, potrzebuję zostać sama.
I uciekła, na powrót, niczym nieznośna księżniczka. Uciekła na powrót, ledwie na moment obracając się przez ramię świadoma, że on pójdzie za nią.
Niczym najlepiej wytresowany pies.
Ogrodnika.

| Imogen zt.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Sala bankietowa - Page 24 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Sala bankietowa [odnośnik]01.11.23 0:44
Niewystarczająca, zniewolona, nieidealna. Tym właśnie była, ulegając kaprysom rozpieszczonej do cna duszy; tym właśnie była, ulegając ciążącemu na okrąglutkich ramionach brzemieniu wszelkiej rangi. Rysował ją stygmat arystokratycznego pochodzenia, kreślił też fatalny w swej dźwięczności gen półwilego jestestwa, i tak wyglądała jako ładny, harmonijny obrazek, wysnuty wizją wprawnego rzemieślnika, nieprzekazujący jednak niczego więcej. Niczego więcej poza karykaturą własnej perfekcji; nic ponad to, z czym feministyczna ideologia usilnie próbowała walczyć. Mogła tylko wić się dalej bezradnie w otchłani narzuconej roli; mogła dygać służalczo przed całym rzędem śniących o niej mężczyzn, każdym wzgardzając zarazem we współmiernej sile. Wydawała się czynić to z nienazwanym dreszczem ekscytacji, tak cichutko karmiąc się fragmentami podobno złamanych i wstrzymanych zawałem odrzucenia serc; wydawała się robić to w pełnej premedytacji ruchów, z zastanawiającą naturalnością gestów i sugestywnych słów, których przecież bynajmniej nie wypadało wyciskać z arystokratycznej piersi. Pieprzona Imogen, na pozór dziewiczo niewinna, istotnie jednak fantazyjnie kusząca, w swym sprzężonym otwarciu i zamknięciu; pieprzona panna Travers, w ślad za historią rodziny sprytnie zarzucająca sieci na całe ławice tych bezmyślnych ryb, w ślad za braćmi wybywająca ku głębinom słonego morza. W poszukiwaniu czego? Tego jedynego tuńczyka lub jesiotra, co to całować ją będzie po rękach, pragnąc nie tyle zakłamanej wizji jej osoby, co jej samej, namacalnej, rzeczywistej? A może osobistej, prawdziwej tożsamości, porzuconej gdzieś pomiędzy tym miałkim teatrem, ścierającym się w goryczy ze straszliwą reminiscencją zalążków kobiecości? Mogła pragnąć łowić, mogła marzyć o stołku decydującego o wszystkim kapitana, ale żaden był z niej przecież marynarz. Zaledwie posłuszny majtek, jedna z wielu figur wielkiego organizmu wybywającej w zakątki akwenów łajby, jeden z licznych pionków tej zawiłej gry o splot bliżej niepoznanych nici losu. Dlań była tylko uosobieniem powabu, śliczną, porcelanową laleczką cieszącą spragnione oczy, przy tym jednak bezgłosą, tylko pozornie w tym sporze triumfującą. Jego skamieniałe serce nie zachwycało się brzmieniem szeptanych prowokacji, jego zezwierzęcona natura nie chciała ostrzegać niuansów szlacheckiego bytu, trochę chyba drwiąco traktując domniemane trudy milczącym spojrzeniem ironicznego politowania. Dlań była bodaj przedmiotem usypiającej rozkoszy, na tyle jednak odległej, że majaczącej niekonkretnością wydumanej słodyczy. Jak zakazany owoc, wyjątkowo soczysty i pyszny, zaś z przeciwnej strony niedojrzały, kwaśny, grzeszny. Pewnych granic nie należało nigdy przekraczać, oboje zdawali się wszakże pamiętać o tym aż zanadto. I najpewniej też dlatego bez ustanku próbowali przypominać sobie o dzierżonej obopólnie nienawiści; i najpewniej też dlatego równie chętnie kąsali się złośliwościami, wystarczająco wymownymi, by wstrzymać oddechy ciekawskich uszu, dostatecznie sugestywnymi, by przezorność nakazywała ukrywać je pod płaszczykiem norweskiej mowy.
Szczęśliwie dla ciebie, nie mam w tej kwestii sprawczej mocy — stwierdził cicho, rozplątując nieco ucisk własnej dłoni, gasząc też chyba płomień narastającego napięcia. Wstąpił na tor wariackiego amoku, jakby faktycznie miał jej coś do udowodnienia; postawił krok naprzód tej absurdalnej pozy, jakby istotnie chwilowo zapomniał. Że nie może jej mieć i nigdy nie będzie miał; że już wiecznie pozostaną w ciasnym objęciu nad wyraz oficjalnych koneksji, niesionych wartkim nurtem obłudnych pozorów. Zatem biegnij do naprawdę w r o g i c h ramion, biegnij i baw się lepiej, niż ze mną. Zdołasz o mnie zapomnieć? Nie nazwiesz go przypadkiem I g o r e m?
Och, jak zwykle sobie schlebiasz — dodał już niebawem, na pozór bez przejęcia, gdy tylko niewieście oblicze zajaśniało nieznającym uzasadnienia grymasem, gdy tylko tęczówki rozbłysły nie iskrą, lecz łzawym filmem. Coś u wnętrza samego psyche zakłuło jednak ostrością świadomości, coś jednak rozniosło się drżeniem statecznych kończyn, po raz ostatni sklejonych w finałowej figurze przedłużającego się tańca. Zaraz tylko dziękował kurtuazyjnie, czczo muskając wierzch dłoni; zaraz gotów był — z tym fałszywym uniesieniem kącików ust — oddawać ją rywalowi, zgodnie z zasłyszanym niedawno ostrzeżeniem.
Ale ona, jak ta rozpieszczona królewna, uciekła przed lordowskim życzeniem, uciekła przed niegroźną prośbą o pojedynczego, pozbawionego znaczniejszego wydźwięku, walca. Ale ona, jak ta kapryśna dziewucha, przepadła w szumie nużącego bankietu, pozostawiwszy blond paniczyka na sczeźnięcie w mroku upokorzenia. A on jednak nie musiał udawać, jednak zaśmiał się całkiem szczerze, z zadartym podbródkiem, wśród pieśni oznajmiającej o osobniczym zwycięstwie. Parkiet zapełniał się na nowo, a nikt już — zwłaszcza ten przebrzydły Slughorn — nie dostąpił zaszczytu poznania wklęsłości jej talii.

| ztx2 < 3
Igor Karkaroff
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 16 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
beyond your face I saw my own reflection
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11807-igor-karkaroff-budowa#364730 https://www.morsmordre.net/t11827-listy-igora#365077 https://www.morsmordre.net/t12117-igor-karkaroff#373077 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t11813-skrytka-nr-2571#364862 https://www.morsmordre.net/t11812-igor-karkaroff#364859
Re: Sala bankietowa [odnośnik]02.10.24 19:28
18 października

Wiele spraw mieli do załatwienia tego wieczoru, wiele rzeczy do omówienia, wiele się wydarzyło, a jeszcze więcej przyjdzie im uczynić, by przywrócić w Anglii ład i porządek. Nie zdołali uporządkować rzeczywistości po przedziwnych atakach cienistych istot, niewyjaśnionych zniknięciach, katastrofach, gdy nastał prawdziwy koniec świata i niebo zwaliło im się na głowy. Ale i to przetrwali, co było dostatecznym powodem na to, że nic nie mogło ich już powstrzymać. Dzisiejszy wieczór pełen będzie spraw i wątków, które czekały i czekać już nie mogły. Wiedział, że przez salę, na którą wkraczali przetoczy się wiele głosów, pomysłów i deklaracji. Wiedział to, bo byli silni, a dzisiejszy wieczór — bardziej odświętny i uroczysty od wszystkich dotychczasowych spotkań miał być tego dowodem.
Pozostawiwszy długi, ciemny płaszcz mężczyźnie, który zbierał wierzchnie okrycia, przodem w drzwiach przepuścił zarówno swoją żonę, jak i dochodzącą do siebie w Warwick Sigrun. Sigrun Powstałą z Martwych. Gdyby miano jej tego wieczora nadać jakiś tytuł, to byłby właśnie taki. Powróciła do nich z zaświatów, po raz kolejny wyrwana ze szponów samej śmierci. Dla ilu jej twarz dziś będzie szokiem? Ilu nie uwierzy? Przepuścił w drzwiach też swojego ojca, ruchem dłoni uprzejmie zaprosił go do środka sali bankietowej przygotowanej specjalnie dla nich, dla Rycerzy Walpurgii na tę okazję.
Tuż po przekroczeniu progu, jak jego bliscy przed nim i każdy po nim otrzymał kieliszek z szampanem. W wysokim szkle doskonale widoczne były wolno uwalniające się z wyśmienitego trunku bąbelki. Światło w sali było stłumione, poza sceną ładnie i intensywnie oświetloną. Na trzech dużych okrągłych stołach okrytych zielonkawymi obrusami paliły się bezwonne świece, a przy każdym z nich znalazło się po dziesięć krzeseł dla wszystkich zaproszonych gości. Scena, pod którą je ustawiono była prawie całkiem pusta, choć na jej środku zgodnie z życzeniem śmierciożerców znalazła się mównica.
Było cicho, bo wewnątrz sali bankietowej nikt się nie kręcił, nie licząc milczącego i śmiertelnie poważnego kelnera stojącego przy wejściu z lewitująca tacą z kieliszkami, byli tu właściwie sami. I byli pierwsi. Poprowadził rodzinę i Sigrun w stronę środkowego stołu, gdzie wybrał dla siebie i dla nich miejsca jego zdaniem najwygodniejsze, bo ustawione przodem w stronę mównicy. Liczył, że jego ojciec doceni fakt, że nie przyjdzie mu cały wieczór skręcać karku w tamtym kierunku.
Rozejrzał się wokół, ale wiedział, że Deirdre wszystko przygotowała odpowiednio, a w tym miejscu nie znajdzie się żaden nieupoważnionych gość, i nikt ich nie podsłucha. Odsunął krzesło Cassandrze, a potem zajął miejsce po jej lewej stronie, przygładzając na piersi czarodziejską szatę w kolorze matowej czerni.

| Witamy na spotkaniu Rycerzy Walpurgii. Zachęcamy wszystkich szanownych gości do zajęcia miejsc w tej turze. Termin gromadzenia się w sali bankietowej mija 8 października o godzinie 23:59.

Sala bankietowa - Page 24 RvlIgMM

Stół 1:

1.
2.
3.
4.
5. Drew Macnair
6. Irina Macnair
7. Igor Karkaroff
8. Mitch Macnair
9. Larissa Macnair
10. Antonia Borgin

Stół 2:

1. Manannan Travers
2. Elvira Multon
3. Tatiana Dolohov
4. Sigrun Rookwood
5. Cassandra Mulciber
6. Ramsey Mulciber
7. Ignotus Mulciber
8. Valerie Sallow
9.
10. Melisande Travers


Stół 3:

1. Maerin Scorsone
2.
3. Efrem Yaxley
4. Harlan Avery
5. Idun Avery
6. Primrose Burke
7. Xavier Burke
8.
9. Tristan Rosier
10. Evandra Rosier



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala bankietowa - Page 24 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala bankietowa [odnośnik]02.10.24 20:49
Jeśli coś pójdzie nie tak, dźgnij mnie różdżką pod żebrem i rzuć najsilniejsze zaklęcie jakie znasz, mówiła do Cassandry, gdy zaplatała czerń jej włosów w gruby warkocz na kształt korony; musiała dwukrotnie go rozplątywać i zaczynać od nowa, aby wyglądał jak należy, lecz od podeszła do tego z niepodobną sobie cierpliwością. Do śniadania zamiast herbaty otrzymała silny napar, później sączyła go powoli niemal przez cały dzień. Może powinna była się wstrzymać jeszcze przed pierwszym publicznym wystąpieniem, może potrzebowała jeszcze czasu, lecz bezczynność zaczynała jej doskwierać. Ponad dwa miesiące ukrywała się przed światem, na wzór niedźwiedzia zapadając jakby w sen, tyle że nie zimowy, a jesienny; długi, odprężający sen, dzięki któremu miała wybudzić się na dobre z psychozy w jaką wpadła przez pułapkę Arawn. Palce świerzbiły, by chwycić za różdżkę. Chciała wiedzieć na czym stoją, a choć Śmierciożercy przekazali jej wiele, Cassandrę męczyła wielokrotnie, aby uzupełniała ich opowieści tym, co wydawało się mniej istotne, lecz chciała to usłyszeć z ust Rycerzy Walpurgii. Przekonać się kto żył, kto nie, kto wciąż był z nimi, a kto teraz przeciwko nim. Jakie mieli plany?
Czuła pod skórą, że musi się dziś pojawić w La Fantasmagorie, lecz zarazem musiała zachować ostrożność. Opary ziół rozpalonych w jej pokojach nie pozwalały myślom odbiec gdzieś daleko, dzięki opiece i talentom Cassandry odzyskiwała spokój i panowanie nad sobą, ale... Przekonanie się jak wiele ją ominęło mogło wytrącić ja z równowagi. Dlatego prosiła Vablatsky, by nie wahała się użyć wszelkich środków w celu niedopuszczenia do publicznego zasłabnięcia. Wolała dosłownie stracić przytomność, niż okazać słabość przed nimi wszystkimi. Za nic w świecie nie mogła dopuścić do tego, by wiedzieli. Nie miała pojęcia do ilu z nich trafiła wieść o jej odnalezieniu, kto miał niejakie pojęcie co się z nią działo, wierzyła jednak, że stan jej zdrowia pozostał dla większości tajemnicą. Pojawiała się więc tego wieczoru jak niespodzianka - niezapowiedziana, niespodziewana.
Jeśli myśleli, że zmarła, to byłby już nie pierwszy raz.
Korytarze magicznej opery Sigrun przemierzała z wysoko uniesioną brodą; górne partie włosów Cassandra upięła jej wysoko, dolne opadały na elegancką suknię z ciemnozielonego, gładkiego materiału, zdobioną złotymi nićmi. Mulciber zastrzegł, że okazja jest wyjątkowa, że powinny prezentować się elegancko; Rookwood nie dopytywała jednak dlaczego nie spotykają się w Białej Wywernie, czy teraz regularnie obradują w La Fantasmagorie, uznawszy, że prestiż tego miejsca znacznie bardziej odpowiada ich pozycji. Z zaciekawieniem spojrzała na mównicę, zachowała jednak milczenie, podążając za Ramseyem, Cassandrą i Ignotusem do jednego ze stołów. Zajęła miejsce obok uzdrowicielki, z nadzieją, że w razie potrzeby niepostrzeżenie dźgnie ją różdżką pod stołem. Dłonie splotła na podołku, siedząc wyprostowana jak struna, z miną tak beznamiętną i obojętną, że wyglądającą niemal obco na jej twarzy, zawsze wykrzywionej z niezadowolenia, wściekłości lub w kpiącym wyrazie. Dziś ciemne oczy nie wyrażały nic.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala bankietowa [odnośnik]02.10.24 21:11
18 październik

Mass hysteria and false accusation
Our strange domination got no explanation

Bardzo niewiele czasu minąć musiało od niespodziewanej wizyty Tristana Rosiera - oraz związanych z nią rewelacji - do momentu, w którym ponownie została zaproszona na spotkanie Rycerzy Walpurgii. Gruby pergamin pachnący słodko kobiecymi perfumami sprowokował ją do niechętnej refleksji - czyżby Rycerze Walpurgii spotykali się cały czas przez te ostatnie pół roku, lecz zwyczajnie nie chcieli jej zapraszać? Łatwo byłoby ulec zgorzknieniu i złości, ale przysięgła sobie, że nie będzie już pozwalać na to, by dominowały nad nią tak patetyczne i prozaiczne emocje. Przygotowała się więc do wyjścia z ostrożną pieczołowitością, zważając na to, by ani nie przesadzić ani nie wtopić się w tłum. Przyznać należało, że grubym spódnicom, śliskim koszulom i kamizelkom daleko było jej do jej dawnego niechlujnego wizerunku, spodni i męskich marynarek. Zamiast płaszcza wybrała miękkie, białe futro - sztuczne, ale Harland za którąś wizytą nazwał je zachwycającym - wykonała skromny makijaż, odpuszczając sobie próby ukrycia kościstych, wychudłych rysów, a w uszy włożyła małe srebrne węże.
Co jednak najistotniejsze, w Fantasmagorii pojawiła się dumna, z wysoko uniesioną brodą i swobodą, jakby nigdy tak naprawdę stamtąd - od nich - nie odeszła. Nie została ukarana. Przegnana i upokorzona. Mogła nie chcieć już iść na noże z żadnym ze swoich sojuszników, ale nie znaczyło to, że będzie unikać spoglądania im w oczy i biczować się za przewiny, za które już odpokutowała. Które były przeszłością. A przed nimi; na tej oświetlonej scenie, wśród mocy i piękna czystej krwi, malowała się przyszłość.
Tę przyszłość nosiła również w sobie, lecz kamizelka z podszytymi zielonkawą nitką haftami nie opinała się na jej ciele tak, by w rozpoczynającym się ledwie trzecim miesiącu rzucało się to w oczy. Oddała futro milczącemu pracownikowi i powiodła leniwie spojrzeniem po oferowanych kieliszkach na cienkich, smukłych nóżkach. Szczęśliwie nie musiała nawet sięgać po jeden dla pozorów - dopiero co wyznała przecież samemu Rosierowi, że wykorzystuje abstynencję jako środek na utemperowanie swojego porywczego temperamentu. Zastanawiała się, czy powinna zażądać od kelnera kawy lub herbaty, ale ostatecznie zrezygnowała z odzywania się do kogokolwiek. Nie zasychało jej w gardle, nie ściskało w piersiach, nie bała się. Skinęła uprzejmie głową Ramseyowi, Cassandrze oraz towarzyszącemu im mężczyźnie, ale gdy jej spojrzenie padło na wymizerowaną kobietę - wtedy dopiero rozchyliła usta, a serce za jej mostkiem zabiło nierówno.
- Sigrun... - szepnęła bezgłośnie, pod nosem, sama do siebie, a potem pozwoliła, by stukot płaskich obcasów pokierował ją do śmierciożerczyni. Zatrzymała się przed nieznacznie tylko wyższą czarownicą, a po sekundzie napiętego milczenia pozwoliła sobie na zimny, surowy uśmiech. - Gdybym wiedziała, że będzie to wieczór cudów, przygotowałabym się lepiej. Miałabym ze sobą coś co mogę ci wręczyć. Sigrun... jak dobrze cię widzieć - Pochyliła nieco głowę, w gładkim, ale nie służalczym wyrazie szacunku. Nie dopytywała o szczegóły, spodziewała się ich później; myśli wciąż pędziły w jej głowie setkami na sekundę, ale uciszyła je wszystkie, opadając na jedno z wolnych miejsc przy tym samym stole co śmierciożerczyni.
Nigdy nie wiązała ich sympatia, co najwyżej ostrożny respekt, jaki Elvira wobec niej czuła. Prawdziwie jednak doceniła jej obecność, jej siłę i wkład w reprezentowanie czarownic na wojnie dopiero, kiedy jej zabrakło. Kiedy wszyscy byli przekonani, że nie spotkają jej nigdy więcej.
Nie płakała po niej. Nie zatopiła się w żalu.
Ale czasem, w ciszy zimniejszych wieczorów, wznosiła za nią niemy toast.
I tyle wystarczało.

zajmuję miejsce numer 2 stolik 2


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 02.10.24 22:27, w całości zmieniany 1 raz
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Sala bankietowa [odnośnik]02.10.24 22:23
Spotkanie Rycerzy Walpurgii mogło objąć wiele innych tematów, ale każdy jeden z nich łączył wspólny mianownik w postaci dążeń do zaprowadzenia ostatecznego ładu w którym czysta krew – szczególnie ta szlachetna, niezmącona mugolskim elementem przez wieki – zyska należny jej szacunek.
List Deirdre – choć dość enigmatyczny – wpisywał się tematyką w ostatnie miesiące mojej pracy. Powierzona końcem sierpnia sprawa analizy stanów poszczególnych hrabstw, ocena szkód i potencjalnych, długofalowych strat była dla mnie istotnym elementem dnia codziennego, a wielostronicowy raport zawierający wszystkie wnioski, prognozy i szacunki stanowił ostateczne zwieńczenie projektu; zgodnie z prośbą Ramseya – najpierw trafił on w ręce Śmierciożerców. Teczkę z oryginałem naszykowałem także na dzisiejszy wieczór, podejrzewając, że przedstawione wcześniej prognozy trzeba będzie zaprezentować szerszemu gremium Rycerzy.
Dopilnowanie pory spotkania powierzyłem Idun; byłem zbyt zaangażowany w omawianie nowych planów z nestorem, by móc skupić myśli nad terminarzem, a w mojej pamięci nieustannie przeplatały się szeregi liczb, okrągłe sumy, które będziemy musieli podjąć z rodowego skarbca by zacząć stabilizację sytuacji w Shropshire. Gdy pierwsze pożary zostały ugaszone, gdy uprzątnięto pierwsze ruiny i gruzowiska, gdy pochowano zmarłych i otoczono opieką najbardziej potrzebujących – nadeszła pora na właściwe działanie. Na odbudowę.
Nadejście właściwej pory – okraszone przyjemnym widokiem własnej żony – przyjąłem z mieszanymi uczuciami; nie zwykłem porzucać pracy nim ta nie została zakończona, ale nie robiłem tego przecież z lenistwa – sprawy Rycerzy Walpurgii zawsze miały dla mnie wysoki priorytet. W garderobie zastałem uprzednio wybrany przez Idun strój – elegancką szatę utrzymaną w stonowanych, ciemnych barwach nawiązujących do kolorystyki rodu. Czerwona wstawka była tu jedynym żywszym elementem.
Na miejscu pojawiliśmy się parę minut przed wskazaną porą. Sam pomogłem Idun zdjąć wierzchnie okrycie i podałem je obsługującemu nas mężczyźnie, potem przekazałem mu własny płaszcz, a w następnym odruchu – podyktowanym tak przyjemnością, jak i salonowym nawykiem – zaoferowałem żonie ramię. Spacer od frontu do właściwej części sali nie należał do najdłuższych; na miejscu dostrzegłem dwie znajome twarze. Skinąłem głową Ramseyowi w milczącym pozdrowieniu, na dłuższą chwilę zawiesiłem spojrzenie na Sigrun. Nie widziałem jej od dawna i w zasadzie spisałem na straty; jej obecność była po równi zaskoczeniem jak i dobrym proroctwem, dowodem na to, że raz wprawionej w ruch machiny nie da się powstrzymać, a ludzie wierni Czarnemu Panu i jego ideom umykają samej śmierci. Drobna chwila wystudiowanego milczenia i pełne uwagi, ciężkie spojrzenie – tyle poświęciłem Sigrun. A potem – w uznaniu dla jej przeszłych zasług, tak na froncie, jak i w grupie łowców wilkołaków – nieznacznie pochyliłem głowę, witając się z nią bez słów.
Pozostałe dwie kobiety i mężczyzna byli mi obcy, ale spodziewałem się, że jeszcze przed końcem tego spotkania poznam choćby ich imiona.
Nie zwlekając dłużej, odsunąłem Idun krzesło, ułożyłem teczkę na stole i odebrałem od kelnera dwa kieliszki szampana; jeden z nich od razu przekazałem mojej towarzyszce, uśmiechając się przy tym kątem warg. Zająłem miejsce tuż obok.

|stolik numer 3, miejsce 4 dla Harlana i 5 dla Idun


close your eyes, pay the price for your paradise


Harlan Avery
Harlan Avery
Zawód : analityk finansowy, doradca nestora
Wiek : 44
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

I know there will come a day
When red runs the river

OPCM : 7 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 21 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11936-harlan-avery#368946 https://www.morsmordre.net/t12105-vidar#372860 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t12103-skrytka-bankowa-nr-2578#372853 https://www.morsmordre.net/t12106-harlan-avery#372876
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 9:58
Normalność zdawała się być dziwacznym tworem. Zdarzenia z połowy sierpnia zmieniły coś zarówno w znajomych jej twarzach jak i w niej samej. Deszcz ognia spadł na ich domostwa, dobytek, zbudowany przez lata świat. Dążyli do ładu, porządku, a finalnie dostali chaos, z którym na pierwszy rzut oka ciężko było sobie poradzić. Nienawidziła marnotrawstwa. Ktoś obeznany w sztuce manipulacji prawdopodobnie powiedziałby, że krajem w ruinie o wiele łatwiej się rządzi. Ludzie są podatniejsi na sugestie, poszukują pomocy, pragną wsparcia nawet jeśli to miałoby być zaledwie zlepkiem pustych słów. Nikt nie zganiał apokalipsy na toczącą się wojnę, nie mógł przypisywać strat rządzącym i to zdawało się być tym co warto wyciągnąć z chaosu. Ci, co stracili nadzieję, stawali się najłatwiejszym łupem. Choć wszystko zdawało się być teraz inne i wielu zdążyło przewartościować swoje życie, to jednak cel pozostawał ten sam. Bez względu na ogarnięty kurzem krajobraz, bez względu na śmierć i cierpienie mieszkańców, którym przyrzeczono godny byt. Zakon Feniksa z całą pewnością wciąż istniał – karaluchów toczących zamęt nawet kometa nie pokona. Osłabieni nie mogli jednak stanowić już tak wielkiego zagrożenia i znowu – należało to wykorzystać.
Ktoś kiedyś powiedział jej, że prawdziwa władza leży nie w rękach tych, którzy kontrolują teraźniejszość, lecz tych, którzy potrafią manipulować przyszłością. A przyszłość, nawet teraz, wydawała się być jeszcze bardziej niepewna, nieprzewidywalna. Trzeba było działać szybko. Tam, gdzie upadł ład, wkradł się nowy porządek, surowy i bezwzględny, gotowy na żniwa strachu. Świat należał do tych, którzy nie bali się sięgnąć po jego kawałki, układając je w coś, co można było nazwać rzeczywistością – choćby tylko na chwilę.
Czy nie po to dziś się tu spotkali? By wrócić do normalności, powierzonej im misji? To pokazywało jak szybko człowiek adaptował się do sytuacji. Znajdował sposób na przetrwanie w każdym nawet najgorszym momencie istnienia. Łatwiej odhaczyć było teraz ludzi słabych – tych, którzy poddali się szybciej, niż sami mogli się tego spodziewać. Życie w chaosie odsłaniało prawdziwą naturę każdego człowieka. To, co kiedyś kryło się za maskami codzienności, teraz stawało się jawne. Ci, którzy byli silni, podjęli walkę. Słabi stali się ofiarami losu, narzędziami w rękach tych, którzy widzieli w chaosie szansę.
Spotkali się dziś, by decydować, co dalej.
Czarownica przekroczyła próg sali bankietowej w La Fantasmagorie. Powietrze wypełniała subtelna mieszanka zapachów aromatycznych świec, a delikatne światło lamp z miękkim blaskiem odbijało się od ścian. Niektóre miejsca przy stołach były już zajęte, co mimowolnie przyciągnęło jej wzrok ku zgromadzonym. W ciszy i zaledwie skinieniem przywitała obecnych. Szok spowodowany obecnością kuzynki zdołał wymalować się na jej twarzy zanim na dobre stłamsiła go w sobie. Była też w tym ulga. Śmierć już niejednokrotnie pokazała, że nie jest tak potężna i tak okrutna by odebrać światu ważne dla niego jednostki. Szatynka pozbyła się płaszcza, a dźwięk odbijanych od płyt obcasów towarzyszył jej aż do chwili, gdy zajęła miejsce przy stoliku. Wyczekiwała pojawienia się wszystkich – czy przyjdzie im się spotkać w tym samym czy może mniejszym składzie?



zajmuje miejsce 10 przy stoliku numer 1



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 10:14
Enigmatyczny list, który tamtego ranka znalazł się pośród stosu codziennej korespondencji, od razu przykuł jego uwagę. Na tle formalnych zaproszeń, rachunków i nużących podziękowań od starych znajomych, ten jeden kawałek papieru emanował czymś niewyjaśnionym, niemalże niepokojącym. Smukłe, acz starannie wyćwiczone pismo na kopercie, brak jakiegokolwiek herbu czy znaku rozpoznawczego – już same te detale zwiastowały, że jego zawartość przyniesie wieści, które będą wymagały natychmiastowego działania. Odkładając na bok sprawy dnia, jego ręce powoli rozdarły kopertę, odsłaniając pergamin o staroświeckiej fakturze, która pod opuszkami palców wydawała się dziwnie chłodna. Po chwili milczenia jego wzrok przesunął się po linijkach, a w miarę jak zapoznawał się z treścią, wyraz twarzy stopniowo ulegał zmianie. List, choć skąpy w słowach, zawierał wiadomość nie tylko istotną, lecz i złowrogą – spotkanie sojuszników, rycerzy frakcji, w której krąg wciągnięto go na przekór własnym moralnością, zanim zdążył w pełni pojąć, czym był ten ścisły, nieformalny sojusz.
Czuł, jak w sercu rodzi się konsternacja, gdy czytał o planowanych działaniach, tajnych rozmowach, które miały nastąpić w najbliższych dniach. Te niejasne plany i delikatne wskazówki, które pojawiły się na kartce, nie budziły zaufania. Mimo to wiedział, że nie miał wyboru – przynależność, była wpisana w jego dziedzictwo, w imię jego rodziny, która od pokoleń wspierała rycerskie dążenia i ich ideę nieugiętej walki. Nawet jeśli po latach stawało się to coraz bardziej niejasne i wydawało się dalekie od pierwotnych, idealistycznych celów, którym kiedyś hołdowano. Westchnął ciężko, niemalże mimowolnie, pozwalając sobie na chwilę zawahania, zanim skrył list z powrotem w kopercie. Zniknęła ona w jednym z górnych szuflad jego biurka, jakby próbował oddalić od siebie to, co nieuniknione, chociaż na chwilę. Lecz wiedział, że to tylko kwestia czasu. Wyraźnie wyznaczona data w kalendarzu, zaznaczona ledwie zauważalnym symbolem, nie pozwalała mu o tym zapomnieć.
Od tamtej chwili czekanie stało się dla niego nowym ciężarem. Oczekiwanie, które nie było wyłącznie bierne, lecz pulsowało wewnętrznym niepokojem. Nieznośna świadomość tego, co mogło nastąpić, podsycała w nim mieszankę taktownie ukrytej niechęci. Rozważał konsekwencje – nie tylko te polityczne, ale również osobiste, które mogą dotknąć zarówno jego, jak i bliskich. Każda decyzja w takim momencie miała swoje echo, które rozbrzmiewało długo po tym, jak samo działanie zostało podjęte.
Przekroczył progi La Fantasmagorie z wyraźną precyzją, subtelnie balansując na krawędzi punktualności, nie chcąc dać się poznać jako człowiek, który marnuje cenny czas. Przyodziany w stonowane barwy, które idealnie współgrały z jego pragnieniem niepozorności, niemal stapiał się z cieniem otoczenia. Jego spojrzenie, odziedziczone po pokoleniach bacznych obserwatorów, sunęło po twarzach zgromadzonych. Każdy gest, każda mina, subtelne niuanse w tonie głosów – wszystko to wyłapywał, dokonując natychmiastowych ocen i spekulacji, analizując tkankę towarzyskiej gry. Jego obecność na wyspach, nie była na tyle długotrwała, by pozwolić mu na pełne zrozumienie zawiłości układu sił. Trzy miesiące to zdecydowanie za mało, by odróżnić każdego z tych, którzy poświęcili swoje życie walce z zakulisową machiną zakonu, wrzucając się w nieustający konflikt z siłami, których rola była coraz zdradziecka. Witał się uprzejmie z każdym mijanym gościem, starannie odgrywając rolę, której oczekiwał od niego etykietalny świat. Gesty były grzeczne, wyważone, pozbawione nadmiernej serdeczności, która mogłaby wzbudzić podejrzenia. Jego wzrok szybko wyłapał znajomą sylwetkę, gdzieś pośród tłumu – starsza kuzynka, u boku swojego męża, nieco zbyt teatralnie przypominająca portret dystyngowanej damy, której życie toczyło się w ramach wytyczonych przez pokolenia. Zajął miejsce w sposób przemyślany, dogodne miejsce, na tyle strategiczne, by widzieć każdy detal na scenie, a jednocześnie nie nadwyrężać karku przez konieczność nieustannego odwracania głowy. Kelner przeszedł obok, podając mu kieliszek szampana, którego delikatny blask kontrastował z ciężarem wspomnień, jakie w tej chwili powróciły. Skrzywił się nieznacznie, przypominając sobie pewne wydarzenia z przeszłości, kiedy to właśnie szampan był nieświadomym katalizatorem jednej z mniej fortunnych przygód. Usiadł wygodnie, prostując plecy i opierając się na oparciu krzesła. Z pozoru spokojny, gotowy na czekające go przedstawienie.

|zajmuje miejsce 3 przy stoliku numer 3



Wolę raczej swoją wolność niż Twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierasz?
Efrem Yaxley
Efrem Yaxley
Zawód : polityk, wsparcie Ambasadora Anglii w Magicznej Konfederacji Czarodziejów
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Bezkarność to iluzja — każdy czyn, choć niezauważony przez ludzkie oko, zapisuje się w moralnym wszechświecie.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12223-efrem-yaxley https://www.morsmordre.net/t12224-aurelius#376340 https://www.morsmordre.net/t12339-efrem-yaxley#379333 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t12475-skrytka-bankowa-2622 https://www.morsmordre.net/t12286-efrem-yaxley
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 10:49
Wieczorne powietrze osiadało w ustach chłodem, rozlewało się od opuszków wzdłuż kościstych palców, w końcu zniknęło z drobną mgiełką pary kiedy weszła do środka budynku.
Ciężko było jej określić ile czasu faktycznie minęło — od ich ostatniego spotkania, od ujrzenia któregokolwiek z nich, od momentu, w którym nieskuszona ludzką trywialnością opuściła nokturnowskie mieszkanie całkiem świadomie i poddała się czemuś co można byłoby określać jakąkolwiek socjalizacją. Ostatnimi czasy łapała się na tym, że dnie zlewały się w jałową jedność, a przytłaczające poczucie beznadziei i bezcelowości pogłębiało się z każdą kolejną obojętnie wyrzuconą do kosza gazetą codzienną.
Zawieszenie wojennej broni (chyba?) zniknęło w gąszczu rozciągających się kataklizmów, pospolitość codzienności zniknęła pod potrzebą odbudowy — budynków, społeczeństw, rodzin, uczuć i nadziei; nie była pewna jakiej i wobec czego przez długi czas. Dopiero list Deirdre stał się namiastką jakiegoś metaforycznego światełka i potrzebą obowiązku — tęsknotą? musem? — ruszyła do sali bankietowej z głuchym stukotem obcasów, uprzednio oddając w ręce oddelegowanego pracownika podszyty futrem płaszcz.
Mogła oczekiwać wiele, snuć domysły, pogrążać się w niepewności i rozgryzać enigmatyczne słowa, które docierały do niej listownie, ale tego dnia to wszystko wydawało się dziwacznie wyblakłe; ona, pogrążona w jakiejś niecodziennej samej sobie apatycznej manierze.
Zlokalizowanie znajomych sylwetek w głównej sali przyszło jej z łatwością; wzrok obiegł po elegancko urządzonym pomieszczeniu, palce zacisnęły się na chłodnej nóżce kieliszka wypełnionego szampanem; w drodze do stolika upiła z niego łyk, niekoniecznie pewna czy ciepła fala rozciągająca się po krtani jest wynikiem złocistych bąbelków czy widokiem Sigrun na swojej drodze.
Nie zdążyły zamienić wielu słów odkąd Rookwood zmartwychwstała otrząsając się z czegoś w rodzaju snu w ciemnej piwnicy zamczyska. Nie zdążyły powiedzieć sobie wszystkiego; to nie był czas i miejsce, nie minęło też tyle, by Sigrun rzeczywiście wydobrzała — mimo to, to na niej przede wszystkim skupił się wzrok Tatiany, i była niemal pewna, że nie tylko ona będzie lustrować kobietę spojrzeniem tego wieczoru.
Elvira, którą Dolohov zauważyła niedługo później, niezaskakująco wydawała się całkiem poruszona — co w wykonaniu tejże nie zdarzało się przecież tak często. Miejsce przy stoliku między nimi wydawało się nagle najbardziej odpowiednie, przez myśli na moment przemknęły dawne wspomnienia, w których wspólnie mierzyły różdżką w tym samym kierunku, wobec wspólnej sprawy. I to wydawało się odległe i niedawne jednocześnie, inne a jednak wciąż swoje.
Nieopodal mignęły kolejne postaci zajmujące miejsca po dwóch skrajnych stolikach; i choć ich twarze wydawały się poniekąd znajome, nie rozpoznawała ich nazwisk. Środkowy stolik był oczywistym wyborem; Tatiana obchodziła go spokojnym krokiem, Ignotusowi posyłając jedynie leciwe kiwnięcie głową — uporczywie ignorując nieprzyjemnym ucisk w żołądku jaki niespodziewanie zaczął jej towarzyszyć. Do sylwetki Ramseya zbliżyła się bliżej, by, tak jak czyniła to wcześniej, przy niemal każdym ich spotkaniu, także tych przy rycerskim stole, uraczyć zimnym muśnięciem warg krzywiznę jego policzka.
Bracie było bezgłośnym szeptem, które towarzyszyło temu gestowi. Spojrzenie prędko prześlizgnęło się do Cassandry, której ułożyła dłoń na ramieniu i do której uśmiechnęła się — niemal ciepło, w przydługim zmęczeniu, które wydawało się niemal bliźniacze do momentów gorzkiej tęsknoty za Grahamem, na którą Tatiana kilkukrotnie prawie—nieświadomie skazywała byłą Vablatsky.
Sigrun zasiadała kolejno, a jej widok wciąż wywoływał abstrakcyjne uczucie na granicy snu; przed przywitaniem zerknęła jeszcze na Elvirę, posyłając tej życzliwe kiwnięcie głową — ta również wydawała się jakoś inna, ale nie było przestrzeni by ten fakt roztrząsać.
Dolohov zajęła miejsce pomiędzy jasnowłosymi kobietami, prędko odnajdując dłoń Rookwood poniżej wzroku wszystkich.
Dobrze wyglądasz — cichemu stwierdzeniu towarzyszył uśmiech ulgi i zaciśnięcie palców na tych należących do drugiej.

stolik 2, miejsce 3
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 11:04
Zobowiązała się do wspierania Rycerzy Walpurgii swoimi talentami gdy tylko postawiła ponownie stopę na angielskiej ziemi. Od tamtego czasu zdarzyło się wiele — ponowne zamążpójście, szereg przeprowadzek, rodzinne niespodzianki, które dawno temu powinny zniknąć z pamięci oraz nowe życie, które nosiła pod sercem. Syn, Valerius. To dla niego i dla wciąż małej w oczach matki Hersilii Valerie chciała starać się jeszcze bardziej. Pomóc przy tworzeniu świata, który będzie dla nich — czarodziejów czystej krwi — światem prawdziwie bezpiecznym. Wierzyła, że nie ma na świecie mocniejszej motywacji i silniejszego oddania niż to matki.
Dlatego też po przeczytaniu listu od Deirdre wiedziała, że nie było innej drogi, jak radosne wypełnienie jej woli. W podróży między Sallow Coppice a Londynem towarzyszyła jej — jak zawsze — Beksa, czujna na zmiany nastrojów swojej pani i już przez nią ceniona za obronę życia w krytycznym momencie Nocy Tysiąca Gwiazd. Teraz, gdy do rozwiązania zostały niecałe dwa miesiące, Valerie potrzebowała znacznie więcej pomocy, choć jej stan zdrowia nie wzbudzał u niej większych obaw. Mogła sobie pozwolić na masaże, które odciążyłyby kręgosłup i obrzęknięte kończyny, tryb życia artystki scenicznej nie wymagał od niej regularnej pracy poza domem, dlatego też w La Fantasmagorie zjawiła się w całej swojej elegancji. Długie, jasne włosy spięte zostały nad karkiem, pozostawiając kilka lokowanych pasm wokół twarzy. Usta jak zawsze podkreślone zostały czerwienią — teraz zgaszoną — szminki, pasującą do luźniejszej kreacji, dopasowanej do stanu brzemiennego, choć nie mniej wystawnej, niż te, które królowały w szafie madame Sallow. Pozwoliła mężczyźnie pomóc w ściągnięciu z siebie futra ze srebrnego lisa, sprezentowanego przez męża, po czym ruszyła otwartymi dla niej drzwiami, zaraz po przestąpieniu progu odmawiając oferowanego szampana. Och, w innych okolicznościach nie miałaby takich oporów.
Początkowo jej spojrzenie uciekło — a jakże — do sceny. Pięknie oświetlonej, mamiącej Valerie swym majestatem. To tam czuła się jak w domu, na widowni przyjmując rolę surowego krytyka. Spieszno jej było do powrotu, oczywiście. Ale nie miał on nastąpić dzisiaj, nie jutro, nie w najbliższej przyszłości. Dlatego też, darując sobie ukłuć żalu w sercu, zwróciła spojrzenie w stronę stolików, już zapełniających się coraz to kolejnymi gośćmi. Na każdym z nich, począwszy od pierwszego stolika, zatrzymała na moment spojrzenie, uraczyła pełnym gracji uśmiechem i pochyleniem głowy.
Gdy dotarła do drugiego ze stolików, na dłużej zatrzymała swoje spojrzenie na Elvirze. Nie robiła tego oceniająco, nawet nie chłodno — w jej manierze nie dało się wyczuć właściwie niczego, dokładnie tak, jakby w ogóle się nie znały. Po prawdzie, tak właśnie było. Nie było jej szkoda braku kontaktu z czarownicą, wręcz przeciwnie, moment ich pożegnania się ze sobą przyjęła z ulgą, oddając się przyjemniejszym czynnościom. Niemniej jednak, i ją obdarowała ciepłym uśmiechem, następnie zwracając uwagę na jej towarzystwo. Tatianę zamknęłaby w czułym uścisku ramion, stęskniła się za ich wspólnymi wizytami w salonach urody, ale to obecność Sigrun sprawiła, że Valerie ledwie powstrzymała się przed zaskoczonym uniesieniem brwi. Niemniej jednak, ruch wokół niej był już wyraźnie spory, a sama Valerie nie chciała przytłaczać przyjaciółki ze szkolnej ławy jeszcze swoją obecnością. Zagadnie ją po wszystkim.
Zajęła miejsce obok starszego czarodzieja, którego pamiętała jeszcze z obchodów pierwszego dnia Brón Trogain, wcześniej witając się z serdecznością ze wszystkimi Mulciberami. Lubiła tę rodzinę, choć nie łączyły ich z Sallowami przesadnie bliskie stosunki. Wydawali się wycofani względem uwielbiającego uwagę i rozgłos małżeństwa, ale według Valerie to wcale nie było ich wadą, a jeszcze większą zaletą.


| stolik nr 2, miejsce 8




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 12:26
Nie chciałem tu przebywać, absolutnie. Poczucie obowiązku pozostawało jednak we mnie silne, zaś posmak ciężkich spojrzeń przechylił szalę, aby pojawić się pośród sojuszników i ze spokojem wkroczyć w gamę odcieni zieleni.
Przechodząc, zerknałem na kilka znajomych osób, wśród nich upatrując Valerię czy Tatianę, którym skinąłem głową w geście szacunku. Liczyłem na upatrzenie miejsca wśród cienia, skąd obserwacja mogłaby przynieść najwięcej rezultatów. Blask uwagi skupiony był na mnie ostatnio zbyt często — w dobie kryzysu, ludzie przypominają sobie o istnieniu polityków. Ciężka praca i walka o przyszłość powinny nam teraz przyświecać; każdą sekundę poświęcałem pracy, nic więc dziwnego, że znajdując się na spotkaniu, tematy wojny był w pewien sposób marginalny - nie patrzyłem na ludzi przez pryzmat dokonań, a ziem, nad którymi trzymali pieczę.
Ostatnie skienienie podarowałem Dei, ledwie uśmiechem spod nosa obdarowując namiestniczkę, aby zająć miejsce w pobliżu lordów, znanych mi z ministerstwa.
Lordzie Yaxley, lordzie Avery — zacząłem, chwilę później skinąwszy na wpół w kierunku Idun lady, jak zwykle olśniewająca. - Pięćdziesiąt lat na karku to kilka spotkań z każdym z owych młodzików przy innych stolikach i co najmniej kilkadziesiąt z takowymi. Cenieni w swych branżach lordowie byli zdecydowanie lepszymi kompanami do spędzenia tego czasu niżeli inne persony, które skupiały na sobie zbyt wiele uwagi. Poczułem się tu pewniej, gdy zająwszy miejsce, zerknąłem w stronę kłębiących się tłumów przy stoliku środkowym.
Moja żona na powrót wyjechała, pozostawałem więc sam i tylko słodkie wspomnienie zataczało krąg, gdy poszukiwałem spojrzeniem Iriny. Nie znajdując jej wzrokiem, zdawałem się odetchnąć, choć sam przed sobą ukrywałem ten nikczemny fakt. Zagęszczona sytuacja utkwiła przyjemnością w myślach i gulą zepsutego honoru w gardle, kiedy na powrót myśli kotłowały się wokół obowiązków głowy rodziny, nie zaś podlotka obdarzonego luźnymi pragnieniami. Rodzina, no właśnie.
Zabini, jeszcze jego mi tu brakowało i na bogów, niechże się pojwią.



| stolik 3, miejsce 1



prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 12:59
Treść listu, który wylądował w jego rękach sprawił, że mimowolnie odetchnął z ulgą. Od jakiegoś czasu zastanawiał się czy i kiedy takowe spotkanie się odbędzie. Wydarzyło się dużo, bardzo dużo, od ostatniego zgromadzenia, więc fakt, że w końcu postanowiono się spotkać sprawił, że lekki uśmiech wpłynął na jego usta. Co prawda pracy było co niemiara, nie tylko w Londynie, ale dla niego, przede wszystkim w Durham. Spotkania w celu ustalenia wyrządzonych krzywd mieli już dawno za sobą, planowanie również, teraz jedyne co im pozostało to działanie. Chociaż wiedział, że wuj nestor z całą pewnością korespondował z innymi rodzinami na temat stanu ich hrabstw, Xavier wiedział, że to może nie wystarczyć. Żywił nadzieję, że podczas spotkania, ni tylko dowie się wszystkiego dokładniej, ale również, przy odrobinie szczęścia, pozna odpowiedzi na dręczące go pytania. Poświęcał całe dnie na ich uzyskanie, spotykał się z ludźmi, którzy mogli chociaż trochę odsłonić przed nim rąbka tajemnicy. Bezsenność dawała mu się coraz bardziej we znaki. Jego cera straciła kolory, był blady, oczy podkrążone. Odnosił wrażenie, że zaczynał wpadać w dziwną paranoje, a francuska piosenka była jego nieodłączną towarzyszką, łapał się na tym, że sam zaczynał ją nucić.
Wiedział, że Primrose z całą pewnością będzie się wybierać na spotkanie, nie wiedział jednak jaka będzie decyzja jego brata. Znał jego aktualne podejście do tematu, nigdy nie zdradziłby sprawy, tego był pewny, w końcu razem się wychowali, jednak nie był pewny co do jego udziału w samych działaniach. Finalnie postanowił nie namawiać go na siłę, to musiała być jego decyzja, miał tylko nadzieję, że brat będzie miał na uwadze dobro rodziny i jej dobre imię. Taka była ich rola, działanie w imieniu rodziny, dbaniu o to by jej status był nienaruszony, musieli uważać na to co i jak robią. Byli do tego przygotowywani od najmłodszych lat.
Miejsce spotkania wymagało odpowiedniego ubioru. Dobrał odpowiedni garnitur, spinki do mankietów w rodzinnym herbem, prezent od zmarłej małżonki, oraz naturalnie spinka z wzorem maku na krawacie. Można było powiedzieć o nim wiele, ale nigdy nie to, że nie potrafił się ubrać stosownie do okazji.
Kilka minut przed wyznaczoną godziną przekroczył próg razem z kuzynką u boku. Pomógł Primrose z płaszczem, po czym sam zdjął swój i podał go mężczyźnie przy drzwiach. Po chwili przyjął kieliszek szampana i oferując kuzynce ramię ruszył do wnętrza sali. Na miejscu zgromadziło się już kilka osób, co przyjął z zadowoleniem. Im więcej ich było tym lepiej. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, na jednych zatrzymując wzrok na dłużej, jak na przykład na pannie Borgin, a na innych krócej. Obecność dawno nie widzianej Sigrun Rookwood wywołał u niego lekkie zaskoczenie, ale to z tych dobrych. Nie słyszał o niej od dawna, ostatnie co do niego dotarło to to, że nie żyje. Miło było jednak dowiedzieć się, że plotki pozostały jedynie plotkami, a czarownica na nowo jest z nimi by walczyć o lepsze jutro. Wiele znajomych twarzy siedziało już przy stolikach, więc pozwolił sobie zając miejsce przy tym najbardziej na prawo.
- Szanowni Lordowie, Lady Avery.- skinął głową w kierunku Lorda Avery’ego i Yaxley’a, po czym lekko skłonił się przed małżonką tego pierwszego – Pozwolą państwo, że się przysiądziemy. - dodał, po czym odsunął krzesło dla kuzynki, a jego spojrzenie padło na trzeciego mężczyznę przy stole, którego nie miał okazji poznać wcześniej – Witam pana. - odparł uprzejmie również skinając mu głową, a kiedy Prim zasiadła na swoim miejscu, sam usiadł obok niej.

rzut na splamienie

stolik 3, miejsce 7 dla Xaviera, miejsce 6 dla Primrose


I know what you are doing in the dark

I know what your greatest desires are.
Xavier Burke
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t9606-xavier-burke-w-budowie https://www.morsmordre.net/t9631-korespondencja-lorda-burke#292826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t10032-skrytka-bankowa-nr-1569#302913 https://www.morsmordre.net/t9630-xavier-burke#292819
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 13:05
List mnie zaskoczył, a jednocześnie napełnił dumą. Posmak zwycięstwa przełknęłam z łykiem alkoholu, który dostałam od Croucha kilka tygodni temu. Ostatnio nawet whisky wchodziła słabo, nie dawała ukojenia, gdy mroził mnie brak upojenia nałogiem.
Szczerze liczyłam, że pojawi się wśród zgromadzonych Sigrun, z którą ostatnie spotkanie napełniło mnie szczerą nadzieją w przekroczenie barier własnego umysłu. Posmak potęgi, tego cholernego poczucia siły, napawał mnie motywacją i był jedynym stymulatorem, aby pojawić się tutaj, wśród takich, jak ja. To właśnie tu celebrowano zniszczenie splugawionych wywłok, tu musiały być podejmowane decyzje i tutaj było miejsce dla tych, którzy nie chcieli żyć w uciśnieniu ograniczeń narzuconych przed zdrajców i półludzi. Duma wzrosła we mnie kolosalnie, choć już dawno bywało, że się nią dławiłam.
Sukienka, wygrzebana z dna szafy znajomej z kamienicy przylegała. Śmierdziała tym całym przepychem, pierdolonym bogactwem, które nie komponowało mi się z prawdziwą potęgą, bo mimo zaproszenia, nie uległo moje zdanie o nadętych bucach ze złotymi monetami zamiast przyrodzenia — materiał wydawał się mierzwić, dręczyć, opinać zanadto wychudzone lekko ciało, ale nie poddałam się temu — idea, potęga, przyszłość były ważniejsze. Pozwoliłam ubrać twarz w barwy makijażu, nadal nie wiem skąd handlarka ziołami miała szminkę, ale wcale bym się nie zdziwiła, jakby nauczyli ją tego w ciemnych kątach jakiegoś plugawego przybytku. Ponoć czerwone usta całkiem pasują mi do oczu, jakiś szum tkwił mi dalej w uszach, kiedy poprawiałam dłońmi materiał sukni i modliłam się tylko o to, by nikt nie spoglądał na mnie jak na odmieńca, bo nawet ciężko było mi powiedzieć, czy długi rękaw i długi materiał są odpowiednie do sytuacji.
Jedyne, co odpowiadało, to czerń. Czerń we mnie, na mnie i wokół, nadająca blasku instytucji niesienia czystości krwi, która nas tu sprowadziła.
Zauważywszy Sigrun, skinęłam do niej głową i na ustach pojawił mi się nietypowy grymas uśmiechu. Ciemno-brązowe loki zaczesałam nerwowo za ucho, odsłaniając odziedziczone po babci kolczyki, które jakimś cudem dalej nie opchnęłam i chyba Merlin nade mną w tym momencie czuwał. Wzrokiem przesunęłam po innych w jej otoczeniu, złapawszy z kimś kontakt, skinęłam. Jak oni się witają? Mam się kłaniać, dygać nogą, pal licho co innego? Byłam zagubiona, po 40 latach od mojego istnienia pewnie będą nagrywać o mnie magiczne filmy, jakieś Pretty Witch czy inne badziewia, ale w tym momencie byłam po prostu słaba, a taka czuć się nie chciałam.
Rozejrzałam się za alkoholem, wszędzie widziałam jednak butelki win i innych bąbelków, które mroziłyby mi gardło. W ostateczności byłam w stanie przystać i na takie procenty, na trzeźwo tutaj raczej nie wytrzymałabym, ale póki co czaiłam się na ognistą czy nie wiem, no cokolwiek.
Na bogów, co ja tu robię?
Skierowałam się szybko w stronę zewnętrznego stolika, gdzie pośród gości ujrzałam Antosię. Oczy rozszerzyły mi się mocniej, na ustach pojawił się krótki uśmiech, gdy usiadłam obok niej.
Coś mnie ominęło, czy dopiero się zbierają? — starałam się brzmieć obojętnie, nawet nie kierowałam spojrzenia po innych stolikach, aby moja twarz nie zdradzała zdziwienia czy niesmaku. Ta kurtuazja, zasrane zasady dobrego obycia, które nie doprowadziły do niczego innego niż brylantów na szyi pustych marionetek i portfeli wypełnionych pracą ludzkich rąk poddanych. Nie wiem, może już zaczęłam żałować pojawienia się tu, a może chciałam tu być.
Wszystko było niewiadomą, poza ochotą na fajki, zwilżenie gardła alkoholem i uniknięcia konfrontacji z tymi, których personalia mogły wykopać mi grób.
Nie było ich, nie było tu Macnairów.

| stolik 1, miejsce 9
Larissa Macnair
Larissa Macnair
Zawód : konstruktorka, przyszła naukowczyni
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
all the hate coming out from a generation
who got everything and nothing, guided by temptation
are you killing for yourself or killing for your saviour?
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16
CZARNA MAGIA : 8
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12165-larissa-a-macnair https://www.morsmordre.net/t12350-tretten#379537 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12351-larissa-a-macnair#379538
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 13:32
Październik wiąże się z mieszaniną różnych emocji. Każdego dnia nastrój jest inny, zmienny w zależności od pogody, koloru sukni, czy ułożonych na kanapce dodatków. Wszystko może się zmienić za sprawą mocno wdzierającego się w nozdrza zapachu perfum ciotki, zbyt głośnego chichotu młodszej szwagierki, bądź przez wiatr niesfornie targający stronami czytanej lektury. Radość przeplata się z irytacją, a miłość z gniewem, jednak dla samej Evandry zdaje się to być naturalnym stanem, nawet jeśli częstotliwość zmian znacznie wykracza typową codzienność.
Tamten dzień zapowiadał się bez żadnych wzburzeń, ot sielankowe popołudnie spędzone w ogrodzie wśród przyjemnego chłodu i mieszaniny barw późnych kwiatów. Wpół przymknięte powieki, szelest żółknących z wolna liści, a później ten łopot sowich skrzydeł, złamana pieczęć i pionowa zmarszczka dzieląca kobiece czoło we wzrastającym zdenerwowaniu. Nakreślony dłonią namiestniczki list wywołuje więcej irytacji, niż powinien, gdyż Deirdre mogła zwyczajnie przyjść do jej komnat i przedstawić zaproszenie na spotkanie. Zamiast tego zdecydowała się na idącą oficjalną drogą wiadomość. Czyżby wyczuwała przebijającą się czasem przez półwili uśmiech niecierpliwość względem przedłużającej się obecności Śmierciożerczyni w Château Rose? Oczywiście, że ceni sobie jej towarzystwo i chętnie trzymałaby ją jak najbliżej siebie, jednak pewnych zasad należy pilnować.
Próg La Fantasmagorie przekracza pewnie, wszak ten balet należy do niej, wzniesiony został na jej cześć, dlaczego miałaby się tu czuć nieswojo? Już od rana zaprawiona eliksirem kojącym zmieszanym z rozgrzewającym kieliszkiem laudanum czuje w sobie siłę. Wybrana na ten wieczór kreacja jest prostą, acz elegancką suknią w kolorze ciemnej czerwieni, która to idealnie koresponduje z linią ust. Mięsisty materiał kreacji tuszuje zaokrąglenia ciężarnego brzucha, mimo iż część obecnych w sali osób jest świadoma jej stanu. Złote włosy upięte w niski kok zdobiony perłowymi szpilkami odsłaniają nagi kark. Przypięta do piersi broszka z morskim motywem, złota obrączka oraz pierścień z rubinem są jej jedyną biżuterią. Roztaczany wokół zapach jaśminu prędko staje się wyczuwalny w pomieszczeniu.
Pojawia się w obecności Tristana, lekko wspierając się na jego ramieniu. Kelner dostrzega ją w momencie, w którym półwila przekracza próg sali i natychmiast znajduje się obok, by zaoferować dostosowany do jej brzemiennego stanu napitek. Przechodząc wśród stolików, przesuwa wzrokiem po kolejnych gościach, by sprawdzić, kto zdecydował się odpowiedzieć na wezwanie. Znaczną większość tych czarodziei zdążyła już poznać, niektórych bliżej, innych nadal wyłącznie z widzenia. Jako żona prawej ręki Czarnego Pana powinna zaznajomić się z każdym.
Absolutną nieznajomą wydaje się być postać przy pierwszym stoliku. Czarownica o nieobecnym spojrzeniu nie przywodzi na myśl żadnych skojarzeń, pozostaje czystą kartką, podobnie co kobieta odziana w sukienkę, która zdecydowanie nie wygląda, jakby skrojona była właśnie na nią. Obecność Elviry nie jest zaskoczeniem, całkiem niedawno otrzymała od Tristana łaskawą szansę na odkupienie swoich win i powrót na łono rodziny, bo tak też lubi nazywać Rycerzy, stojący ramię w ramię, gotowi do sięgnięcia po oręż w walce o przyszłość kraju. Delikatne spięcie mięśni wiąże się z profilem Tatiany, z którą to od pewnego już czasu nie miała kontaktu; prawdę mówiąc od dnia, w którym w portowym zaułku wspólnie pozbawiły szlamę życia. Czy wywarło to wrażenie na Dolohov, a może przywykła od odbierania innym ostatniego tchu? W tamtym momencie, jak i później z każdą kolejną chwilą Evandra umacniała się w przekonaniu co do słuszności tego aktu. Zdrajcom należy się najwyższa z kar.  Napięta twarz Sigrun budzi ciekawość. Czarownica ponoć dokonała niemożliwego i wróciła do życia, śmiejąc się śmierci w twarz. Co zobaczyła po drugiej stronie? Cassandrę miała przyjemność poznać przelotnie podczas obchodów Brón Trogain, nie będąc w stanie nałożyć nań żadnej konkretnej opinii, poza ostrożną powściągliwością, zaś sam Ramsey - tu trzeba przyznać - swoim wyglądem coraz bardziej pasuje do piastowanego stanowiska. Na przydługie, zaciekawione spojrzenie zasługuje Ignotus, którego momentalnie kojarzy sobie z rytualnym kręgiem i godną pochwały męskością, jaką zamierzał wykazać się właśnie dla niej. Szczerze żałuje, że w tamtych dniach nie miała okazji, by bezpośrednio mu za nią podziękować, ale może jeszcze nie wszystko stracone? Ciężko cokolwiek stwierdzić na temat pani Sallow, z którą finalnie nie udało im się rozpocząć współpracy. Obie pozwoliły sobie porwać się własnym sprawom, wspólny projekt musi zaczekać. Chyba zdążyła już zdobyć zaufanie siedzącej przy następnym stoliku Idun. Niesiona potrzebą radzenia sobie z najmłodszymi - jak i z sobą w ich otoczeniu - zasięgnęła porady starszej czarownicy. Kilka słów nie zmieni jej nastawienia, ale przynajmniej podniesie na duchu, pokazując, że w poszukiwaniu wskazówek nie musi wcale zwracać się do teściowej. Siedzący obok lord Avery pozostaje tajemnicą, jakiej nigdy dotąd nie miała potrzeby rozwikłać. Kim jest i co sobą reprezentuje? Już wkrótce wypadałoby tam sięgnąć. Zaciekawione spojrzenie osadza także na Efremie, o którym nie sądziła, że finalnie na dłużej zostanie w Anglii. Przed dwoma tygodniami znalazła na swoim parapecie list od ukochanej kuzynki, w którym ta chwaliła się pierścionkiem zaręczynowym i w samych superlatywach opowiadała o nowym ukochanym. Evandra nie ma żadnych wątpliwości, że lord Yaxley jest czarodziejem intrygującym, ale czy poradzi sobie z delikatną duszą Imogen? Pociechą podnoszącą na duchu jest obecność kochanej Primrose, będącej wciąż pierwszą i najważniejszą w jej życiu przyjaciółką. Towarzyszący jej Xavier wygląda nieco lepiej, niż podczas ich rozmowy na festiwalu. Jak głęboka jest jego rozpacz po odejściu żony? Zastanawiającym jegomościem zastanym też przy tym stoliku jest starszy mężczyzna o chłodnej aparycji. Co powoduje jego dystans?
Do wszystkich nich lady doyenne Rosier uśmiecha się w sposób, jaki pozwala odnieść wrażenie, iż gest ten skierowany jest specjalnie dla niego. Bijący od niej blask wzbogacony niezachwianą pewnością siebie może być dla jednych onieśmielający, w drugich budzący rozdrażnienie. Poprowadzona do trzeciego stolika zajmuje odsunięte sobie krzesło i jeszcze raz omiata wszystkich zebranych spojrzeniem.
- Dobry wieczór państwu. To sama przyjemność znaleźć się w tak wybornym towarzystwie w chłód październikowego wieczoru - zwraca się do swojego stolika miękkim, melodyjnym głosem. - Wierzę, że serca nas wszystkich zostaną dziś rozpalone myślą o pięknym, wspólnie wybranym kierunku. - Bo czy nie po to się tu spotkali, by podjąć kolejne kroki w działaniu na rzecz jedynego słusznego dobra?
Zwraca twarz w stronę siedzącego obok czarodzieja i ścisza nieznacznie głos, by nie przeszkadzać innym w konwersacji.
- Pan wybaczy, nie mieliśmy dotąd przyjemności. Evandra Rosier - przedstawia się Maerinowi wbrew zwyczajowi, jednak z bezczelną świadomością ignoruje ten konwenans, obdarzając Scorsone rozbawionym uśmiechem.

| Stolik nr 3. Evandra miejsce 10, Tristan miejsce 9.
[bylobrzydkobedzieladnie]



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed


Ostatnio zmieniony przez Evandra Rosier dnia 03.10.24 16:04, w całości zmieniany 2 razy
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Sala bankietowa [odnośnik]03.10.24 13:37
Listy od Deirdre wleciały do Niedźwiedziej Jamy jeden po drugim, niosąc zaproszenia na spotkanie. Nie pytałem o nie Ramseya, nie musiałem. Wspólnie udaliśmy się do Londynu. Nasza dwójka, Cassandra i Sigrun. Śmierciożerca z podążającą za nim trzódką, dwoma zmartwychwstałymi Rycerzami i ich uzdrowicielką wyrywającą raz po raz dusze ze szponów śmierci, a nawet co gorsza, z objęć szaleństwa. Stanowili piękną parę, Ramsey i Cassandra. Potężną, pomiędzy ich dwójką zdolni ujarzmić więcej niż śmierć. Podążałem za nimi w milczeniu, co jakiś czas spoglądając na Sigrun, szukając w jej zachowaniu niepokoju, który czasem pokrywał ją jak całun, w najmniej oczekiwanych okolicznościach. Nie odzywałem się jednak. Cokolwiek działo się w Niedźwiedziej Jamie pozostawało do wglądu tylko dla tych, którzy mogli przekroczyć próg surowego domostwa. Wszyscy byliśmy bezpieczni, Rookwood nie była wyjątkiem, nawet jeśli nie była rodziną.
Doceniłem wybrane przez Ramseya miejsce. Nie chciałbym całego spotkania spędzić z głową odwróconą do tyłu, jak sowa. Zająłem swoje miejsce, po lewej stronie od syna. Elegancka, ciemnozielona szata pozbawiona ozdób zwisała ze mnie miejscami, pomimo jej zwężenia. Przyglądałem się kolejnym, wchodzącym do środka Rycerzom. Niektórych, jak Tatianę rozpoznając i odpowiadając na jej powitanie płytkim skinięcie głowy. Innych obserwowałem z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Z Elvirą Multon zamieniłem za mało słów by uznać ją za znajomą, ale dość, by nie była obca. Ale też, czy ktokolwiek tu był naprawdę obcy? Na chwilę odwróciłem wzrok od wejścia.
- Panno Multon - przywitałem cicho kobietę, która zajęła miejsce przy naszym stole, dokładnie naprzeciwko mnie. Przyglądałem jej się chwilę zanim wróciłem do obserwowania kolejnych Rycerzy wlewających się do sali bankietowej. Szybko jednak moją uwagę przykuła małżonka Corneliusa. Skłoniłem głową Valerie w powitaniu kiedy zajmowała krzesło obok mnie. Mój kostur, nieodłączny towarzysz podróży spoczywał oparty o stół, przy mojej lewej stronie tworząc niezbyt subtelną granicę pomiędzy mną a kobietą. Ale nie zamierzałem przesuwać jej pomiędzy siebie i Ramseya.
Na dłuższą chwilę mój wzrok spoczął na wchodzącej do sali z Tristanem lady Rosier. Wydarzenia Festiwalu Lata wciąż odbijały się echem w mojej pamięci, ale nie pozwoliłem wpłynąć im na wciąż pozbawioną wyrazu twarz. Skłoniłem się Śmierciożercy i jego małżonce z szacunkiem i wróciłem do obserwacji przybywających.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 24 B3e8d48ddeaf7e46b947b02738129a68
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512

Strona 24 z 29 Previous  1 ... 13 ... 23, 24, 25 ... 29  Next

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach