Wydarzenia


Ekipa forum
Łąka pamięci
AutorWiadomość
Łąka pamięci [odnośnik]26.09.15 22:27
First topic message reminder :

Łąka pamięci

Porośnięta niezapominajkami łąka ma znaczenie symboliczne; co roku podczas festiwalu lata schodzą się tutaj czarodzieje, by wysłuchać od nestora Prewettów wzruszającej historii miłosnej o pięknej Caer i odważnym Aengusie. Zamiast krzeseł na łące znajdują się liczne konary, na których można przysiąść, odpocząć, zamknąć oczy i przenieść się w zamierzchłe czasy. A może ty masz opowieść, którą chciałbyś się podzielić?

Ognisko poległych

Korzenie Lughnasadh sięgają legend o wielkim czarodzieju Lughu, który wyprawił pierwsze uroczystości na cześć pamięci swojej przybranej matki, matki ziemi. Zgodnie z tradycją na festiwalu - oprócz hucznej zabawy - wspomina się zmarłych i pali ogniska na ich cześć. I tym razem na bocznej części plaży płonęło wielkie ognisko na cześć czarodziejów poległych na wojnie i zmarłych w minionym roku. Każdy może dorzucić do ognia gałązkę osiki, które gromadzone są w miedzianych dzbanach rozstawionych wokół paleniska, by wspomnieć bliskich lub oddać hołd poległym bohaterom.

Jeśli zdecydujesz się cisnąć w płomienie gałąź, pomyśl o zmarłych i rzuć kostką k100:


Interpretacja rzutów
1: wymagana interwencja Mistrza Gry
2-10: nic się nie dzieje, a płomienie zdają się przygasać - czyżbyś niedostatecznie skupił/a się na zmarłych?
11-20: płomienie buchają mocniej i nagle unosi się nad nimi duch mężczyzny w mundurze londyńskiego Ministerstwa Magii. -Co to za festiwal szlam? - syczy, a jeden z pobliskich czarodziejów wyjmuje różdżkę by odegnać ducha odpowiednim zaklęciem. Zanim to uczyni, masz kilka sekund aby wdać się z duchem w krótką pyskówkę.
21-30: nad płomieniami materializuje się duch piegowatego chłopca. -Pokonaliście już smoka?- docieka, wpatrując się w leżącą na ziemi gałązkę. Drewno drga lekko pod wpływem skupienia ducha, ale pozostaje na ziemi. -Pomógłbym wam, ale potrzebuję miecza! - duch próbuje tupnąć nóżką, również bezskutecznie i wpatruje się wyczekująco to w ciebie, to w gałązkę.
31-40: przy ognisku materializuje się duch młodej dziewczyny o długim warkoczu. -Czy widzieliście gdzieś tego, komu oddałam serce? - pyta, rozchylając sukienkę. W miejscu jej serca widać jedynie pustą dziurę, przez którą prześwitują morskie fale.
41-50: płomienie zdają się przygasać, ale nagle wśród nich pojawia się duch starszego mężczyzny w mugolskim ubraniu. Przy pasie ma pistolet, ale nie wygląda na żołnierza - jest zgarbiony, a jego spojrzenie wydaje się nieco zagubione i poczciwe. Rozgląda się wkoło, szeroko otwartymi oczyma. -Co... co to za uroczystości? - pyta z wyraźną fascynacją.
51-60: za ogniskiem materializuje się postać kobiety o rozbieganych oczach i lekko zaokrąglonym brzuchu. -Nie ma i c h tutaj, prawda? - pyta, spanikowana. Jeśli uspokoisz kobietę, pośle Ci smutny uśmiech. -Dziękuję. Chciałam doczekać Festiwalu Lata... pokazać go małemu... - kładzie dłoń na brzuchu i odpływa w dal by rozejrzeć się po Festiwalu.
61-70:  płomienie buchają jaśniej, a wśród nich unosi się duch młodego, zaledwie osiemnastoletniego chłopaka, z przypinką lokalnej bojówki Hipogryfów na białej koszuli. Uśmiecha się wesoło, rozgląda z podziwem po jarmarku. -To dla nas? Zostałem bohaterem? Jeśli jesteś postacią związaną z podziemnym Ministerstwem Magii, masz szansę kojarzyć tego ducha - był oddanym sprawie rebeliantem, działającym w Devon.
71-80: między płomieniami materializuje się blada, ledwo wyraźna zjawa - rozpoznajesz w duchu kogoś bliskiego, kogoś, za kim tęsknisz. Spoglądasz w twarz bliskiej osoby przez sekundę - wydaje się spokojna, pogodzona z losem. Masz szansę powiedzieć jej lub jemu kilka słów pożegnania, po których kiwnie lekko głowę by rozpłynąć się w powietrzu.
81-90: robi się zimniej i nagle obok materializuje się duch średniowiecznego rycerza w lśniącej zbroi. Zdejmuje hełm, odrzuca do tyłu, błyszczą jasne loki. -Co tu się dzieje? Kto wezwał Gilderoya Białego? - przygląda ci się uważnie. Jeśli jesteś kobietą - nachalnie oferuje ci pomoc i towarzystwo, a jeśli mężczyzną - próbuje cię wyzwać na pojedynek. Możesz porozmawiać z Gilderoyem i przekonać go do zostawienia cię w spokoju albo w inny sposób odwrócić jego uwagę.
91-99: za twoimi plecami materializuje się duch przepięknej, jasnowłosej dziewczyny w długiej, białej sukni i chabrowym wianku na głowie. Czarownica jaśnieje białą poświatą i wydaje się inna od duchów jakie do tej pory widziałeś - dostojniejsza, obdarzona silniejszą energią, właściwą prastarym zjawom. Masz wrażenie, że gdzieś w górze słyszysz łabędzi śpiew. Jasnowłosa czarownica uśmiecha się łagodnie, ale jej oczy pozostają smutne. -Cieszę się, że potomkowie pielęgnują nasze tradycje. Opowiedz mi o tegorocznym święcie. Opowiedz mi o nadziei. - prosi. Jeśli porozmawiasz z czarownicą, ta odezwie się z melancholią: -Miłość pozwoli skruszyć nawet najtwardsze serca. Nawrócić nawet tych, dla których z pozoru nie ma już powrotu. Nieś miłość i nadzieję dokądkolwiek pójdziesz, a może świat zmieni się na lepsze, a może i o n do mnie wróci... - nagle jej głos się załamuje. Zjawa odwraca się, spogląda na w dal - ale ogląda się jeszcze przez ramię. -Niech sprzyja ci szczęście, a głos twego serca niech będzie dla ciebie zrozumiały. - szepcze, rozwiewając się na wietrze. Jej słowa w dziwny sposób rozgrzeją twoje serce, a nocą będziesz mieć same piękne sny. Do końca trwania festiwalu (13 sierpnia) nie będą Cię dotyczyć efekty krytycznych porażek.
Jeśli masz biegłość historii magii I lub wyżej, rozpoznajesz w czarownicy legendarną Caer.
100: wymagana interwencja Mistrza Gry


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka pamięci - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Łąka pamięci [odnośnik]25.06.23 15:51
Zawahał się, nie od razu odnajdując na języku odpowiedź na pytanie jasnowłosej dziewczyny. Czy duchy można było przyzwać wbrew ich woli? Nie był pewien, wiedział, że istnieli czarodzieje, którzy potrafili je przywołać – ale nigdy nie zastanawiał się nad tym dłużej. Czy przyciągnięcie kogoś z powrotem do świata, który już na zawsze miał pozostać poza jego zasięgiem, było właściwe – czy zwyczajnie egoistyczne? – Nie jestem p-p-pewien – przyznał wreszcie, opuszczając wzrok na osikową gałązkę, ale tylko na chwilę; słysząc kolejne słowa padające z ust nieznajomej, spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem wymalowanym w tęczówkach. Było w tych zdaniach coś poetyckiego, coś, co zapadło mu głęboko w myśli – powodując, że poprzecinane przybladłymi wyżłobieniami rysy twarzy ułożyły się w nieodgadnionym wyrazie, wolnym jednak od rozbawienia czy drwiny. Zmarszczył nieznacznie brwi, milcząc przez chwilę. – Chciałbym wierzyć, że te, które nie wracają, zwyczajnie odnalazły sp-p-pokój – powiedział powoli, kierując spojrzenie ku trzaskającym w górę płomieniom. Miał nadzieję, że tak właśnie było: że ci, których duchy nie snuły się już po polach bitew i w murach opuszczonych domów, odeszli do miejsca wolnego od trosk i ciężaru niepewnego jutra. Że nie musieli myśleć już o wojnie, ani o tym, jak zginęli – że zgrzyt opadającego ostrza gilotyny nie nękał Rodericka nawet po śmierci, a jego mama nie pamiętała już cierpienia trwale zszytego z chorobą, która odebrała jej życie. Chociaż czasami wydawało mu się, że zrobiłby wszystko, by przynajmniej jeszcze raz móc z nimi porozmawiać – żeby obiecać przyjacielowi, że zaopiekuje się jego młodszym bratem, albo poprosić o matczyną radę – to tak naprawdę rozumiał, że więcej było w tym jego własnej potrzeby niż autentycznego przekonania, że jego bliscy chcieliby tego samego. Poszli przecież dalej, pozostawili świat żywych za sobą; ich walka się zakończyła, jego nadal trwała.
Skinął lekko głową w geście powitania, odwzajemniając uśmiech. – Billy – przedstawił się, miło mi cię poznać, Celine, mówiło jego spojrzenie, w jakiś sposób ocieplone samym wspomnieniem o siostrze. – Jestem bratem Liddy, i… – zatrzymał się na ułamek sekundy, gdy następne ze wspomnień niespodziewanie uderzyło go w tył czaszki; kamienica w Londynie, wsiąkający w skórę smród śmierci, krew barwiąca koszulę, bezwładne ciało kołyszące się na miotle – d-d-dobrze znam Marcela – dokończył. Imię Neali również było mu znajome, Liddy musiała wspomnieć o niej raz czy dwa, wiedział, że była młodszą siostrą Brendana – ale nigdy nie mieli okazji porozmawiać. Westchnął bezgłośnie, zdawało się, że nawet tak prosta wymiana zdań przesiąknięta była postaciami duchów, tych metaforycznych, należących do ludzi, którzy pewnego dnia po prostu zniknęli – żeby nie pojawić się już więcej. Te nierozwiązane historie ciążyły mu chyba jeszcze bardziej niż tragicznie zakończone, wciąż pamiętał niepewność związaną z brakiem wieści od Teda – i widział, jak bardzo Hannah martwiła się o braci.
Wrzucając gałązkę w płomienie, w pamięci miał ich wszystkich – ale gdy jego uszy wypełnił cichy trzask pękającego drewna, nie dostrzegł przed sobą żadnej znajomej twarzy. Przejrzysta postać kobiety, która wyłoniła się z kłębiącej się szarości postrzępionego dymu, była mu zupełnie obca – nie rozpoznał przerzuconego przez ramię warkocza ani smutku w jasnym spojrzeniu, a kiedy odsłoniła ziejącą w klatce piersiowej dziurę, poczuł się tak, jakby ciężki kamień wpadł mu do żołądka. Kogo szukała, tutaj, w Weymouth? Ukochanego, męża, niespełnionej miłości? Kogoś, kto również zginął? Pokręcił bezwiednie głową, nie odnajdując właściwych słów, a przez chwilę nie rozumiejąc też tych wypowiedzianych przez Celine. Dopiero, kiedy zapytała o żonę, oderwał wzrok od rozglądającej się nieprzytomnie kobiety; w jego oczach odbiło się zdezorientowanie. – Słucham? – wyszeptał, jakby nie do końca pewien, czy dobrze usłyszał. Niepasujące do siebie elementy układanki połączyły się w jego umyśle w całość dopiero po chwili. – Och – mruknął, nagle rozumiejąc. Spojrzał raz jeszcze na przywołaną nieumyślnie postać, ale tym razem – tylko przelotnie. – Nie, ja – nie wiem, kim ona jest – sprostował, nie chciał nawet myśleć o tym, że to mogłaby być Hannah. Albo on, szukający jej – niewiele w końcu brakowało, żeby tamtego popołudnia zginął, tylko cud sprawił, że uzdrowicielom udało się go odratować. – Myślałem o p-p-przyjacielu, ale… pewnie go tu nie ma. To ma sens chyba, nie miał w zwyczaju oglądać się za siebie – dodał, uśmiechając się – uśmiechem, który nie sięgnął jednak oczu. Roderick taki już był; nie bał się nieznanego, zawsze rzucał się ku niemu pierwszy, w dodatku śmiejąc się przy tym w głos. Być może śmierć potraktowałby tak samo – jak nową podróż, nowe wyzwanie.
Wzrok złagodniał mu jeszcze bardziej, kiedy Celine wspomniała o ojcu; uśmiech przybladł, wiedział, jak to było: stracić rodzica. – Bardzo mi p-p-przykro – powiedział szczerze, była jeszcze taka młoda; miał nadzieję, że miała kogoś, kto się nią opiekował. Poza przyjaciółmi, o których istnieniu już wiedział. – Jak zginął? – zapytał cicho, nie do końca pewien, czy powinien.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąka pamięci [odnośnik]26.06.23 0:35
Zmarli zasługiwali na odpoczynek. Ich mgliste, błyszczące bladym błękitem esencje nosiły w sobie rdzę doświadczeń, proszących o spokój; a jednak egoistycznie przylegała do rąbków ich istnienia i przyciągała ich bliżej, niegotowa pozwolić im odejść. Zadręczanie się śmiercią przychodziło naturalniej, niż pogodzenie się z absolutnością osamotnienia. Zanurzając się więc w tej tęsknocie i niezgodzie z wyrokami przeznaczenia, uparcie spychała z ramion ciężar odpowiedzialności, jaką należało wziąć za siebie i własne decyzje, bo nagle zabrakło wokół niej ludzi, których mogłaby nim obarczyć. Czy była na tyle wyrachowana, żeby nękać tatka, skoro ten wybrał dalszą wędrówkę w nieznane, zostawiwszy za plecami naszpikowany trudnościami świat? Czasem wyobrażała sobie, że ruszył dalej, bo wierzył, że Celine sobie poradzi. Że odnajdzie siłę w kruchej skorupce ciała i wykluje się z życiodajnych fluidów, wzmocniona, by wreszcie rozprostować skrzydła. Odetchnęła głęboko, na moment przymknąwszy oczy, i kiwnęła głową, godząc się z nadzieją Williama. Tylko to im pozostało - wiara, że gdzieś za kotarą oddzielającą istnienie od zatracenia, dusze rzeczywiście były już szczęśliwe.
- Oby tak było - westchnęła markotnie. Egerton w otoczeniu jego pstrokato upierzonych dirikraków, przesiadujący na wiecznie zielonych polach, pod niebem, na którym zawsze widać było spokojny księżyc. Oddałaby wszystko, by wcielić tę wizję w życie. - Za dużo płonie tu cierpienia. Zbyt wiele strat wyciąga po nas ręce. Ten spokój... im się należy - przytaknęła cicho. - Dobrze, że nie muszą już patrzeć, jak wokół nich wszystko obraca się w popiół - otwarła oczy, ogniskując wzrok na sylwetkach rozbujanych płomieni. Rzadko kiedy pozwalała sobie na taką szczerość, na nazwanie tego, co obracało ich świat w zgliszcza, na dostrzeżenie wagi problemów toczących Wielką Brytanię zajadłą gorączką. Unikanie wojny przychodziło jej łatwiej, a jednak gdy do głosu doszło zawieszenie broni, odnalazła w sobie pierwszą możliwość stanięcia twarzą w twarz ze zgnilizną spozierającą z serca kraju. Spojrzała kątem oka na Billiego, zastanawiając się, czy jej smutne, osowiałe komentarze dołożyły mu żalu. W jego oczach widziała pokrewną tęsknotę. Ale w porównaniu do niego, co tak naprawdę wiedziała o wojnie? Zamknięcie w Tower of London, pasmo owrzodziałych dłoni, purpura siniaków, to było nic, w porównaniu do tego, co przeżywał on, jawnie wspierając każdego dnia ukryte w podziemiu Ministerstwo. Nie miała o tym pojęcia, nie kojarzyła go przez pryzmat Zakonu Feniksa, o samym Zakonie wiedząc już niewiele; jednak blizny żłobiące korytarzyki w płótnie jego twarzy mówiły o przeżytym cierpieniu i sądziła, że nie mogła się z tym równać. Doświadczył bólu, który zapisał się na jego ciele już na zawsze; może kiedyś zblednie, lecz nigdy nie zniknie, nie tak naprawdę. Umysł nie zapomni. Żałowała go, walcząc z niezdrową ciekawością, z pragnieniem zrozumienia, co mu się przydarzyło, ale nie śmiałaby zapytać, wiedząc, jak trudne było mówienie o takich historiach.
- Miło mi - uśmiechnęła się lekko, ciepło. - Billy i Liddy, oboje macie takie krótkie, pasujące do siebie imiona - zauważyła szeptem. Wokół nich w genealogii krzątało się więcej rodzeństwa, Teddy, Theo, o ich istnieniu nie wiedziała. Jej wnętrze rozświetliło się natomiast jak iskierki zaprószonego ognia na wspomnienie Marcela, serce ścisnęło się we wnykach tęsknoty. Zawsze, gdy myśli schodziły na biegnący ku niemu tor, czuła drżenie rozkwitające w żołądku i miód zalewający wnętrzności, obmywający ściany czaszki drżącą łagodnie ekscytacją. - Och, jesteście przyjaciółmi? - nie zdołała powstrzymać naturalnie wypływającego spomiędzy malinowych warg pytania. Moore wyglądał na sporo starszego od nich, gdzie się poznali? Co razem przeżyli, co ich połączyło? Opuściła wzrok na ognisko, nie mogąc ukryć zażenowania wkradającego się rumieńcem na policzki.
Jakie to szczęście, że mogła potem skupić się na duchu.
Krater w piersi młódki napawał ją cichą drętwotą, zastanawiała się, czy był omenem. Szeptem przyszłości skazującym ją na podobny los. Czy jeśli umrze w zawierusze wojny, na zawsze będzie błąkać się w zawiłościach porzuconej teraźniejszości, poszukując tego, któremu oddała serce? Zamrugała, zdziwiona, kiedy Billy wyjawił, że dziewczyna nie była jego żoną, chociaż Celine dałaby uciąć sobie rękę, że do siebie pasowali. Może to i lepiej? Życzyła mu żywej miłości, bezpiecznej, otoczonej płaszczem ładu i stabilności. - Na Merlina, przepraszam! Założyłam, że... - strzeliła spojrzeniem od niej do niego, urwawszy, bo dokończenie myśli nagle wydało się jej okrutnie niewygodne. - W takim razie jej poszukiwania nie znajdą końca tak szybko - szepnęła z przygnębieniem, po czym wsłuchała się we wspomnienie jego przyjaciela. Cierpiał. Tęsknił. Wypierał się nadziei, a jednocześnie spoglądał w jej winiecie na horyzont, w poszukiwaniu znajomej sylwetki roziskrzonej lunarną poświatą śmierci. Poczuła uderzający w mostek ucisk, po raz kolejny obróciwszy w dłoniach gałązkę osiki. - Nawet jeśli tak jest, na pewno o panu myśli. Gdziekolwiek zabrała go podróż - orzekła z łagodnym przekonaniem. Supełków więzi nie można było rozwiązać tak łatwo, trwały, pomimo przeciwności losów i wyroków przeznaczenia, które izolowały duszę od duszy. - Kim był? - zachęciła delikatną melodią głosu.
Słowa uwięzły później w jej gardle, przytrzymane gulą żelaza, rozgrzaną do czerwoności, lepką i bezlitosną. Potrzebowała dłuższej chwili, by uspokoić oddech i uzbroić się w siłę, choć przecież tak łatwo byłoby zbyć pytanie milczeniem, udawać, że nigdy nie wybrzmiało w aurze strzykających płomieni ogniska. Ale dokąd ją to doprowadzi? Jak bardzo jeszcze ją zniszczy? Cisza wżerała się w jej umysł i maskowała traumy, pozornie bezpieczna i prosta; pozornie.
- Zabito go w... w... w Tower of London - wydusiła z siebie z trudem, wpatrzona w gałązkę, jakby w drewnianych ścianach mogła dojrzeć piękne, życzliwe oczy ojca, tak ciepłe jak ogniki tańczące na polanach kominka podczas mroźnych dni, rozganiające chłód zakradający się do środka przez nieco nieszczelne, stare okna. - Nie zawinił - dodała, tym razem już z niespodziewaną mocą. Uwierzyła w jego niewinność zbyt późno, wyrodna córka, niezasługująca na tak bezgraniczną miłość. Jak mogła poddać w wątpliwość czystość jego charakterów i postępowania? Dziś nie mieściło się jej to w głowie. - Był dobrym, szlachetnym człowiekiem, który nigdy nie odmówił nikomu pomocy. Ale znalazł się w złym miejscu, w złym czasie... I zniszczyli go za to... - ostatnie słowa wyszeptała tak cicho, że stały się niemalże niedosłyszalne. Celine uniosła gałązkę do ust i złożyła na niej pełen miłości pocałunek, po czym ostrożnie cisnęła drzewko do płomiennych objęć ogniska. Kocham cię, tato.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 26.06.23 0:37, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Łąka pamięci [odnośnik]26.06.23 0:35
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 55
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka pamięci - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka pamięci [odnośnik]15.07.23 15:38
graliśmy tutaj z Hanią

- Pomogła mi Celine i jej brat - odparł mało konkretnie, mocno przytłoczony natłokiem informacji i pytań, skołowany i zszokowany tym, kim był. Nie Percivalem, a Benjaminem. Gwiazdą Quidditcha z setką fanek. Kochanym bratem i synem. Kimś prawdziwym, mającym swoją historię, motywacje, listę porażek i sukcesów, na razie pozostających równie tajemniczymi, co detale dotyczące każdego rozdziału życia Wrighta. Zamilkł na dłuższą chwilę, przygnieciony niemal dosłownie do ziemi przemyśleniami; ocknął się dopiero na pytanie o samopoczucie - i choć na usta cisnęło mu się proste, zapewne używane zawsze w takich okolicznościach czuję się doskonale, to patrząc w ciepłe oczy Hannah nie był w stanie skłamać. - Nie wiem. Chyba nie za dobrze - odpowiedział szczerze, cicho. Sądził, że gdy się odnajdzie, otumani go niekskrępowana radość, ale zamiast tego czuł się więcej niż skołowany i zagubiony. Zabrakło mu słów, żeby opisać swój stan, nie chciał się też żałośnie skarżyć, zagryzł wargi i zamilkł,, wpatrując się gdzieś w półmrok lasu nad ramieniem siostry. Miał wielu ludzi, którzy go kochali, a których nie znał. Osób, z którymi spędził kilkanaście - jeśli nie kilka dekad - lat życia, którzy znali go jak własną kieszeń, a on nie potrafił sobie przypomnieć nawet ich imion. Kim się stał? Czy kiedykolwiek zdoła zedrzeć zasłonę mroku z obrazów z przeszłości? Poczuć się w pełni sobą? Nie uzurpatorem, kłamcą, przejmującym czyjąś tożsamość, by ogrzać się w cieple rodzinnego ogniska?
Zaczęła boleć go głowa. Tak wiele się wydarzyło w tak krótkim czasie; tak wiele informacji, zmieniających zupełnie postrzeganie samego siebie. Mruknął z wdzięcznością na zapewnienie Hannah - bez niej nie dałby rady wstać i iść przed las ku kolejnemu wyzwaniu. Podążał za siostrą bez słowa, otumaniony i obolały coraz bardziej, próbując w choć najprostszy sposób ułożyć własny życiorys. Grał w Quidditcha. Miał rodzinę. Bronił słabszych. Wierzył w Zakon Feniksa, czymkolwiek by ta organizacja nie była. Wszystko to brzmiało poważnie i odpowiedzialnie, a on wcale tak się nie czuł; czuł się jak mały chłopiec, zagubiony w dorosłości, wyciągnięty ze swojej zabawy w dom z Celine w zupełnie nową rzeczywistość, w której tak wiele osób na nim polegało. Prawie nie widział ścieżki, jaką podążali z Hannah, szedł za nią ślepo, ufnie; równie dobrze mogła prowadzić go w zasadzkę, mającą na celu dokończenia dzieła sprzed dwóch miesięcy, ale kiedy wyszli w końcu na rozświetloną blaskiem ogniska polanę, nikt się na niego nie rzucił. Nikt go nie zaatakował. Nie wymierzył w niego różdżki.
Wszyscy za to wydawali się poważni, skupieni, przejęci. Wzruszeni. Odczytywał to w mijanych twarzach, dalej stąpając krok w krok za Hannah, zamknięty w kołowrotku niezbyt wesołych myśli - ocknął się dopiero, gdy w korowodzie ludzi rozpoznał jedną sylwetkę. Jasne oczy. Srebrzyste włosy. Uśmiech, smutny, zamyślony - znajomy.
- Celine - mruknął w zdziwieniu, jakby widzieli się pierwszy raz od lat, a nie od kilku godzin, przystając z Hannah przy mężczyźnie i kobiecie; jego nie znał, ją - niemal za dobrze. Nie wiedział, co tu robili, wszystko spowijał szary dym ogniska, a on sam nie był najlepszą i najbystrzejszą wersją siebie. Stanął obok siostry posłusznie, cały zakrwawiony, ze złamanym nosem, bez koszuli i na bosaka, jedynie przelotnie spoglądając na mężczyznę towarzyszącego Celine, nie znał go przecież. A może jednak? Czy to był ten Bill? A może Joe, którego mieli znaleźć? Przesunął nieco bezradny wzrok na Hannah, szukając u niej pomocy, przewodnictwa w tym niedorzecznym świecie, pozbawionym jakichkolwiek wspomnień.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Łąka pamięci - Page 7 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Łąka pamięci [odnośnik]03.09.23 21:29
10 sierpniaUnikała tego miejsca, tego ogniska i smutku, który w tym miejscu zdawał się ciążyć w powietrzu. Czuła się zmęczona takimi emocjami, chociaż jej źródłem nie była już strata, a najbliższy jej człowiek. Z daleka trzymał ją również ogień, płonący żywo w wielkim palenisku. Bała się takich płomieni, chociaż nie były już źródłem koszmarów, które wybudzały ją zlaną potem. Pozostawały jednak wspomnieniem, przypomnieniem tego, co stało się już dość dawno, aby próbowała żyć dalej i nie wracała do tamtych czasów. Dziś, tego wieczoru, przełamała swój opór. Pchana intuicją, jakimś dziwnym przeczuciem, zostawiła za sobą przyjaciół i gwar festiwalu. Przekroczyła nieistniejącą granicę, która wprowadziła ją w całkiem inne otoczenie. Wchodząc między ludzi, miała wrażenie, że wszystkie dźwięki otoczenia cichną, że zabawa i radość świętujących nie przebija się tutaj. Nie miała pewności czy to atmosfera tego miejsca, czy jakieś zaklęcia nałożone przez organizatorów. Przystając kawałek dalej, obserwowała ludzi zebranych wokoło, cierpiących i smutnych. Żegnali bliskich i żegnali bohaterów, którzy zginęli podczas konfliktu. Odwróciła głowę, kiedy jej uwagę przykuł dziecięcy płacz, a spojrzenie spoczęło na małej dziewczynce, która łkała cicho. Drobna, może pięcioletnia. Przeniosła wzrok na klęczącą przy niej kobietę, tłumaczącą jej coś, najpewniej pocieszając. Dziecięca piąstka uniosła się do twarzy, ocierała łzy, chociaż mała powoli zanosiła się płaczem. Nie chciała zastanawiać się, kto był tego powodem i kogo mogły stracić mała i jej mama. To jak ją wychowano, mówiło, że to nie jej sprawa, a konflikty obcych to ostatnie, w co powinna się mieszać. Cyganie mieli własny świat, swoje spory. Świat na około nie tolerował ich, nie akceptował, więc tym samym odwdzięczali się. Tylko że z wiekiem, coraz częściej docierało do niej, że tak się nie da. Czy jej również przyjdzie stać tak ze swoim dzieckiem i pocieszać, kiedy w końcu szczęście przestanie sprzyjać Jimowi? Kiedy wpakuje się w kłopoty o raz za dużo i pójdzie za innymi prosto ku końcowi? Uniosła dłoń do twarzy, ścisnęła palcami nasadę nosa. Nie chciała o tym myśleć, nie chciała się zastanawiać, bo to znów ona martwiła się na zaś i przejmowała, a on miał gdzieś i ją i dziecko i przyszłość. Skrzywiła się, gdy nacisk palców przyniósł trzeźwiące ukłucie bólu. Odsunęła rękę, zerkając znów ku górze, na tych wszystkich ludzi.
Powiodła wzrokiem ku ognisku i kilka osób, które wrzucały do ognia gałązki osiki z rozstawionych wokoło miedzianych dzbanów. Zatrzymała wzrok na jednej osobie, młodym mężczyźnie, który zdawał się znajomy. Zapatrzony w ogień nie zwracał uwagi na nikogo wokół. Przeszła kawałek, nieco w bok, aby upewnić się, czy to faktycznie...? Obserwowała grę światła i cienia na jego sylwetce, zdecydowanie znajomej twarzy. Nie wiedziała, że tu był. Zniknął kilka tygodni temu, zerwał kontakt i nie odpowiadał na listy. Nie miała mu za złe. Czy ktokolwiek z przyjaciół miał świadomość jego obecności? Bawił z nimi któregoś dnia? Nie, to chyba niemożliwe, by dziewczyny nie napomknęły jej o nim.
Zerknęła na gałązki, które ściskał w dłoni, była pewna, że gdyby podeszła bliżej i gdyby światło było nieco lepsze, mogłaby dostrzec, jak bieleją mu knykcie. Widziała spięcie w ramionach, całej sylwetce napiętej od emocji, jakie musiały mu towarzyszyć. Wiedziała dlaczego tu był i dla kogo tu był. Ruszyła się z miejsca i wzięła z dzbana gałązki osiki, gdy mijała naczynie. Zatrzymała się dopiero koło chłopaka, przekładając gałązki w prawą dłoń. Nie spojrzała na niego, nie chciała krzyżować ich spojrzeń. Co miałaby dostrzec w brązowych tęczówkach przyjaciela. Ile smutku i straty z którą najpewniej nadal się nie uporał. Wyciągnęła dłoń, by zamknąć palce lewej ręki na ręce Smitha i dopiero teraz, odwracając głowę ku niemu. Nie wiedziała, czy chciał być tu sam, bo niby przyszedł sam, ale czego chciał tak naprawdę. Nie miała nikogo, kogo straciłaby w tej wojnie, ale Ian był w innej sytuacji i dla jego brata chciała złożyć ten hołd.- Dla Rodericka i za niego.- szepnęła, wrzucając gałązki w ogień. Miała wrażenie, że ciepło ognia mocniej buchnęło w twarz.

[bylobrzydkobedzieladnie]



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach


Ostatnio zmieniony przez Eve Doe dnia 10.09.23 22:53, w całości zmieniany 2 razy
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Łąka pamięci - Page 7 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Łąka pamięci [odnośnik]03.09.23 21:29
The member 'Eve Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka pamięci - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka pamięci [odnośnik]06.09.23 8:16
Cały miesiąc trzyma się od Anglii z daleka. Tylko Billy’emu wysyła wiadomość, że potrzebuje przerwy, że wróci, ale jeszcze nie teraz. Nie tłumaczy się w żaden sposób, a Moore nie dopytuje. Czy wziął go za tchórza? Za kogoś, kto raz szumnie deklaruje pomoc, by następnie wycofać się z podkulonym ogonem? To nieistotne.
”Rodzina jest najważniejsza”, powtarza matka, chcąc wymusić na synu pozostanie w domu. Częściowo jej plan się powodzi, bo Ian odkłada miotłę w kąt i zaszywa się w pracowni. Na dłużej zaprzyjaźnia się z młotkiem i heblem, szlifując umiejętności, pomagając Sheridanom w codziennych obowiązkach.
”Wojna się skończy i będą nas potrzebować bardziej, niż kiedykolwiek.” W to nie wątpi, widząc na własne oczy, jak płoną całe wioski. Ludzie tracą domy, nawet prowizoryczny dach nad głową, do ognisk wrzucając to, co mają pod ręką. Drewniane meble najlepiej się palą.
”Pomóż siostrze, tylko ty jej zostałeś”, wzbudza poczucie winy, choć ma świadomość, że siedzenie w miejscu i chowanie głowy w piasek na nic się nie zda. Konflikt jest zawieszony, ale nie zakończony. Nadal jest o co walczyć.
Stoi wpatrzony w tańczące płomienie, słuchając trzasku palonych gałązek, nie zwracając uwagi na świat wokół siebie. Jak długo tu jest? Godzinę, trzy, a może kwadrans? Zupełnie traci poczucie czasu, kiedy podejmuje wreszcie decyzję i opuszcza Irlandię, chociaż na jeden dzień. Maryborough Woods stają się duszne, ciasne, ograniczające. Nawet jeśli to tu są ci, z którymi wiąże go krew, to jednak rodzina, którą wybrał, pozostaje z dala od Cork. Widzi, że ta o nim nie zapomniała, a sam zachowuje się jak zwykły dupek. Późno się o tym orientuje, ignorując kolejny z otrzymanych od przyjaciół listów.
Serce Iana zaciska się coraz bardziej, kiedy w płomieniach zjawiają się kolejne postacie. Nie potrafi ruszyć się z miejsca, nie chce, bo ma poczucie, że musi oddać im cześć, potrzebuje, by uczcić śmierć ich wszystkich. Nie kojarzy wszystkich sylwetek, jakie pojawiają się w ogniu, ale za każdą upija drobny łyk piwa (gdyby upijał pełen, już dawno zaległby na trawniku). Łączy się z nimi w smutku, uśmiecha w radości, a oczy szklą się od łez. Tych nie wstydzi się wcale, gotów zasłonić się drażniącym dymem, bo tak wypada. Wzdryga się nagle kiedy na oklejonych poszarzałymi już plastrami palcach zaciska się inna dłoń. Natychmiast zwraca się w jej stronę, a gardło zaciska się w smutku i wzruszeniu, nie pozwalając wydusić z siebie słowa. Rzucona w ogień gałązka burzy płomienie, a wśród nich wyłania się dobrze znana Smithowi sylwetka.
- Tak, Hugo, jesteś bohaterem - mówi zduszonym głosem, pozbawionym zwyczajowej sobie barwy. Unosi metalowy kubek w ramach toastu i upiła łyk. To mogłem być ja, stara się więcej nie powtarzać w myślach, a jednak to wraca jak bumerang, z każdym razem coraz silniej.
- Eve, nie wiedziałem, że tu jesteś. Dobrze cię widzieć. - Całą i zdrową, dopowiada w duchu, bo tylko to się dzisiaj liczy. Przesuwa ciemnym spojrzeniem po jej twarzy, obserwując tańczące na niej cienie. Odetchnął z ulgą, unosi rękę, w której zaciska palce Doe i wierzchem dłoni ociera spływającą po policzku łzę. Przy niej nie widzi powodu do wstydu, zbyt często już poruszając trudne tematy, by teraz zgrywać wielce niewzruszonego ważniaka. - Dziękuję, że jesteś. - Na chłopięcej wciąż twarzy pojawia się blady uśmiech, niewiele mający wspólnego z radością, jaką zwykle można u niego dostrzec. - Jak się miewasz? - chce się dowiedzieć, choć ma świadomość, że nie istnieje sposób, by nadrobić te kilka tygodni milczenia. Ona także słała mu listy, na które nie odpowiadał.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Łąka pamięci [odnośnik]06.09.23 11:35
Martwiła się, kiedy listy wysyłane do Iana pozostawały bez odpowiedzi albo kiedy Raven wracał z nieotwartą wiadomością, chociaż była pewna, że docierał na miejsce. Kruk nigdy jej nie zawiódł, a jednak coś kilka razy przeszkadzało mu w dostarczeniu listu. Nie miała pojęcia, kogo mogła spytać o przyjaciela, kto mógł mieć z nim nadal kontakt albo chociaż wiedział skąd te nagłe zniknięcie i cisza. Musiała przywyknąć do tego stanu rzeczy, oswoić się z myślą, że kolejna osoba znikała z jej życia ot tak. Pozostawała jedynie nadzieja, że kiedyś wróci, nawet bez wyjaśnień swoich decyzji. Nie przypuszczała tylko, że takowy moment nadejdzie podczas festiwalu. Wśród ludzi, którzy bawili się i cieszyli z trwającego jeszcze zawieszenia broni. Festiwalu Lata, Święcie żniw i miłości, który dla niej samej już z początku okazał się niewiele mającym wspólnego z miłością. Był prędzej dramatem w trzech aktach i brzydkim zakończeniem pewnego etapu. Właśnie tutaj i przy najsmutniejszym z ognisk, które przez wysokie płomienie budziło w niej niepokój, dotykający wręcz strachu. Tutaj stali ramię w ramię.
Odwróciła minimalnie głowę, gdy ciepło buchające od ognia nieprzyjemnie musnęło skórę. Spojrzała na sylwetkę materializującą się w ogniu, chłopaka niewiele młodszego od niej i od Iana. Może nawet w ich wieku? Nie potrafiła tego trafnie ocenić. Posłała mu odrobinę smutny uśmiech, gdy rozejrzał się i z niepasującym entuzjazmem napomknął o byciu bohaterem. Przeniosła wzrok na Iana, gdy ten zdawał się rozpoznać ducha. Hugo.
- Dla was, dla każdego bohatera.- odparła łagodnie, czując, jakby niewidzialna obręcz zacisnęła się na jej gardle, uniemożliwiając powiedzenie tego głośniej. Dla każdego bohatera, żywego i martwego. Bo chyba zasługiwali na to wszyscy. Zamknęła odrobinę mocniej palce na dłoni Smitha, chcąc być dla niego wsparciem, gdy wznosił toast za nieżyjącego kolegę.
Słysząc swoje imię, odwraca głowę w kierunku przyjaciela, a uważne spojrzenie osiada na jego twarzy.
- Ciebie również, Ian.- te słowa są ledwo szeptem, ale wystarczą, gdy wokół jest całkiem cicho.- Są tutaj też wszyscy, cała ta nasza zgraja.- dodaje, by miał świadomość z obecności całej paczki przyjaciół. Nie miała pewności czy spotkał kogoś z nich wcześniej, ale to wydawało się mało prawdopodobne. Nie daliby mu być tutaj samemu. Obserwuje z uwagą, gdy chłopak grzbietem dłoni ściera łzę z policzka, ale wilgotny ślad i tak pozostaje na skórze. Tknięta impulsem sięgnęła wolną dłonią do jego policzka, by opuszkami palców zetrzeć resztki łzy.- Twoje oczy mają już chyba dość gryzącego dymu.- stwierdzenie pada miękko z minimalnym uśmiechem, który nie sięga ciemnych oczu, pozostającym chmurnymi. Czuła w kościach, że to nie przez dym, lecz wolała o tym nie wspominać. Wystarczył smutek w ciemnym spojrzeniu Iana, by domyślała się wszelkich powodów.- Ile już tu stoisz? – spytała po chwili wahania.
- Nie musisz dziękować. Będę obok, jeżeli tego chcesz. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć tak, jak ja na ciebie.- nieistotne było, że przez kilka tygodni, pozostawał nieobecny. Nie miała mu tego za złe, nie chciała wypominać.
Pytanie, które zawisło między nim, wzbudziło zmieszanie. Takie najprostsze z możliwych, zadawane z grzeczności, a jednak wyciągnęło na wierzch przykre momenty ostatnich dni.
- Nie wiem.- odparła pierwsze, co przyszło jej na myśl. Nie miała pojęcia, jak się miewała i jak się czuła. Nie potrafiła tego określić w żalu i smutku, które czuła jeszcze niedawno, a późniejsze emocje wcale nie ułatwiały. Nie chciała też rozmawiać o tym, co się wydarzyło, nie chciała myśleć i wspominać o nim. Wzięła głębszy oddech, by opanować się.- Brzydka codzienność w której muszę tkwić nie zwalnia tempa, więc chyba już sama nie wiem, jak się miewam.- przyznała, przenosząc spojrzenie na ogień.- Chyba nie umiem bawić na tym festiwalu.- dodała z lekkim wzruszeniem ramion.
- A ty? Mam nadzieję, że masz się lepiej niż ja.- zerknęła na niego, naprawdę licząc, że było o wiele lepiej.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Łąka pamięci - Page 7 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Łąka pamięci [odnośnik]06.09.23 12:29
- Wszyscy? - dopytuje, a zdenerwowanie ściska mu gardło. Powinien się tego spodziewać, dlaczego mieliby dawać sobie na wstrzymanie i wycofywać się ze świętowania? To najświetniejsza z imprez w roku, zapraszającą uśmiechy na twarze, pozwalająca, choć na parę dni zapomnieć o przykrościach. Poza łąką pamięci. - To świetnie, cieszę się, że się dobrze bawicie - wymusza szerszy uśmiech, co w połączeniu z załzawionymi oczami daje prawdziwie tragiczny obraz nędzy i rozpaczy. Z jednej strony bardzo chciałby spotkać się z nimi wszystkimi, usłyszeć durne żarty Jamesa, czy wymądrzającego się Steffena, wznieść toast z Marcelem i zatopić się w błękicie oczu Celine. Z drugiej zaś ogarniają go wstyd i niechęć. Czy nie będą mieć mu za złe nagłego zniknięcia?
- Nie wiem, dłuższą chwilę. Tu jest znacznie ciszej, niż przy głównym ognisku. Chyba się starzeję, skoro hałas mi przeszkadza - śmieje się nieco nerwowo, choć jeśli i ona tu jest, musi podzielać jego nastawienie do imprez. - Oczywiście, że chcę. Nawet jeśli nie zawsze to pokazuję i okazuję się być niewdzięcznym dupkiem. Dziękuję - powtarza raz jeszcze, bo słysząc deklaracje woli upewnić ją w swoich słowach.
Zmieszanie czarownicy umacnia Smitha w przekonaniu, że ostatnie miesiące nikogo nie oszczędzają. Łudził się przez moment, że może choć u niej dzieje się coś pozytywnego, o czym może wspomnieć i oboje zaśmieją się w głos.
- To okazja, żeby na moment zapomnieć o brzydkiej codzienności, a ty nie umiesz się bawić? Co się stało z roztańczoną Eve, co kradnie innym różdżki? - Rozplątuje ich palce i opiekuńczym gestem otacza ją ramieniem, wręczając kubek z niskoprocentowym piwem. - Chciałbym powiedzieć, że tak, bo w sumie źle nie jest. Po prostu… - urywa na moment i nabiera więcej powietrza w płuca. - Za tydzień minie rok, jak zginął Roderick. Nie potrafię też wciągnąć się w zabawę, kiedy mam świadomość, że gdzieś tam bezkarnie chodzą ci, którzy są temu winni - mówi szczerze, przyznając się do powodu podłego nastroju. Wolną ręką sięga do kieszeni, skąd wyjmuje oliwną gałązkę, jaka czeka tam na niego od kilku już godzin. Zamyśla się nad nią, by wreszcie wrzucić ją do ogniska ze słowami:
- Dla bohaterów, o których pamięć nigdy się nie zatrze.
Bo tak miało być już zawsze - wpisani na karty historii, niezapomniani, stanowiący przykład męstwa i odwagi w walce o wolność i lepszą przyszłość. Jeszcze przed dwoma miesiącami sam chce zapisać się tak, jak i oni, stanowić wzór do naśladowania, ale dziś chwyta się go ponury nastrój, skutecznie odbierający jakikolwiek zapał.
- A, właśnie. Mam dla ciebie kołyskę - przypomina sobie o projekcie, jaki tworzy po godzinach między jednym kufrem a drugim. Zlecona mu przed dwoma miesiącami praca pozwalała pamiętać, że gdzieś tu, w dalszym świecie, nadal czeka na niego ktoś, komu zależy, komu jest winien zobowiązanie. - To znaczy, będę mieć, jak skończę malować ozdoby, ale konstrukcja jest już gotowa. Ma płozy, na których można bujać dziecko do snu, i schowek pod łóżeczkiem, na taki niezbędnik, coby wszystko było pod ręką. - O tym, jak powinno wyglądać idealne łóżeczko dla niemowlęcia, dowiaduje się od jednego z wujów. Dostrzega on, nad czym pracuje Ian i udziela kilku cennych rad dla konstrukcji. - Daj mi znać kiedy i gdzie, a dostarczę ją na miejsce. - Przenosi wzrok na mocno zaokrąglony już brzuch czarownicy i kiwa głową z uśmiechem. - To już zaraz, co? Masz już wybrane imię? - Macie, powinien się poprawić, choć podczas ostatniego spotkania Eve wspomina, że James niechętnie angażuje się w całą tę sprawę z ojcostwem. Na romskich zwyczajach nie zna się w ogóle, o małżeństwie i posiadaniu dzieci nie wspominając, a jednak nadal gdzieś z tyłu głowy adresuje do przyjaciela niewypowiedziane dotąd żale.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Łąka pamięci [odnośnik]06.09.23 12:29
The member 'Ian Smith' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 24
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łąka pamięci - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łąka pamięci [odnośnik]08.09.23 20:59
Skinęła delikatnie głową, kiedy upewniał się, czy wszyscy tu byli.
- Tak, wszyscy. Marcel, Steffen, James... ah i Finn. Jest też Celina, Liddy, Aisha i Neala.- wymieniła wszystkich. W myślach szybko przeliczyła przyjaciół, ale nie, nie pominęła nikogo. Nie kojarzyła, by ktoś się wykruszył, a przynajmniej nikt jej o tym nie napomknął. Teraz za to zjawiła się kolejna osoba, brakujący fragment tej grupy i naprawdę ją to cieszyło, nawet jeżeli natrafiła na niego tutaj w zdecydowanie przykrych okolicznościach. Zerknęła na niego, nie była do końca przekonana wobec jego słów, nie wyglądał na szczęśliwego i cieszącego się, że cała banda bawiła się dobrze. Z drugiej strony miał ku temu powody i w jego nieszczęście zwyczajnie wierzyła.
Kącik jej ust unosi się lekko w nieco krzywym uśmiechu.
- W takim razie starzejemy się oboje.- cicho prychnęła, nie kryjąc rozbawienia. Może nie było to najlepsze miejsce na żarty, ale chyba się tym nie przejmowała.- Trzeba się dowiedzieć, jakie będą kolejne objawy poza przeszkadzającym hałasem.- dodała ciszej, pozornie tylko poważniejąc. Ciemne tęczówki coraz bardziej zdawały się jaśnieć od rozbawienia, spojrzenie zaczynało zdradzać więcej emocji niż smutek, który tutaj przy ognisku na cześć poległych był bardziej na miejscu.
- Nie przesadzaj, nie jesteś niewdzięcznym dupkiem.- nie postrzegała go w ten sposób, nikogo nigdy nie określiłaby w ten sposób, chociaż pewnie niektórzy zasługiwali.
Jego pytanie sprawia, że przez chwilę jedynie milczy. Co się stało z tamtą dziewczyną? Sama zadawała sobie podobne pytanie, nie wiedząc w którym momencie tak naprawdę, zgubiła sama siebie. Kiedy zapomniała, że to ona powinna być dla samej siebie najważniejsza, bo dla świata była nikim. Ot cyganka, złodziejka, włóczęga. Zapatrzyła się w przestrzeń, dopiero po chwili reagując na otaczające ją ramię. Czuła, jak własne mięśnie napinają się i gotowe są do ucieczki przed dotykiem. Uniosła wzrok na twarz Iana, niezrozumienie odbijało się w spojrzeniu. Jednak tego chyba potrzebowała i pewności, że może być obok kogoś bez obaw. Przytuliła się lekko do jego boku, opierając odrobinę ciężarem ciała.
- Chyba nie potrafi już być sobą, łapać się beztroski i nie obawiać, że ktoś zaraz sprowadzi ją na ziemię.- odparła z wyraźnym zamyśleniem.- Czyżbyś tak bardzo chciał znów stracić różdżkę? – spytała, wymuszając delikatny uśmiech. Zerknęła na kubek, który trzymała od kilku minut w dłoni. Uniosła go, by upić łyk i kolejny. Słysząc o Rodericku, pochmurnieje, pozbywając się uśmiechu z ust. Brat Iana nie zasłużył na swój los, a jednak poczuła zaskoczenie, że tak szybko to minęło.
- Sprawiedliwość ich dopadnie. Los jest bardzo przewrotny, wtedy im sprzyjał, gdy popełniali ten okropny czyn, ale w końcu się odwróci i z kata staną się ofiarą.- stwierdziła, szczerze w to wierząc. Zawsze wierzyła w przewrotność losu, często w nim opierała żal o pewne sytuacje. Tego ją w sumie nauczono za dziecka.
Wpatrywała się w ogień, kiedy Ian wrzucił w płomienie gałązkę.
- Dla bohaterów.- powtórzyła szeptem i oddała chłopakowi kubek z alkoholem. Jemu przyda się bardziej, może by zapić czymś troski, może by wznieść za ów bohaterów. Uniosła na niego zaskoczone spojrzenie, kiedy napomknął o kołysce. Faktycznie poprosiła go o taką, ale nie sądziła, że naprawdę nad nią pracował. Rozchyliła nieco usta, gdy opowiadał o kołysce.
- Na pewno będzie najpiękniejsza i... jeny, Ian, naprawdę dziękuję, że ją robisz.- gdyby byli w innym miejscu, chyba rzuciłaby mu się na szyję.- Powiem, jasne, że powiem. Tylko daj mi kilka dni dobrze? – nie miała pewności, co stanie się po festiwalu. Czuła, że tworzy się przed nią coraz więcej niewiadomych, coraz więcej niepewności.
- Tak, jeszcze chwila i będzie na świecie.- oparła dłoń na brzuchu, delikatnie przesunęła po nim dłonią.- Chyba tak, ale ostateczną decyzję podejmę dopiero, jak urodzi się.- imiona pozostawiła w tajemnicy, nadal nie mając pewności, które wybrać. Nie konsultowała tego z mężem, przypuszczając, że go to nie interesowało. Zostawiła więc wybór samej sobie, ale na później.
Odwróciła głowę, kiedy kolejna sylwetka pojawiła się wśród płomieni i przerwała rozmowę o nienarodzonym jeszcze dziecku. Chłopiec-duch wyraźnie był gotów walczyć ze smokiem, co w jakiś sposób ją rozczuliło, a z drugiej strony przyniosło smutek, że życie takiego brzdąca zakończyło się zbyt szybko. Spojrzała na przyjaciela, znów z uśmiechem.
- Wspomóż kompana w bitwie ze smokiem.- rzuciła miękko, maskując emocje za rozbawieniem. Odrobinę niezdarnie schyliła się po gałązkę w którą wpatrywał się duch i ułożyła ją na dłoniach jak największy oręż do walki z bestią. Odwróciła się tak, by ofiarować go chłopcu lub Ianowi.- Pokonajcie smoka.- odparła z pozorną tylko powagą.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Łąka pamięci - Page 7 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Łąka pamięci [odnośnik]09.09.23 20:02
Benowi i Billowi i Celinę

Wzruszenie dawało jej się we znaki, ale nie tylko ono. Silne emocje powstrzymywały ją przed beznadziejnym szlochem, trzymały ciasno i skłaniały naprzemiennie ku euforii i zaskoczeniu. Prowadząc go w stron ognisk obracała ku niemu głowę co chwilę. Ściskała jego szeroką, silną dłoń, dławiąc w sobie gulę, która zatykała jej gardło. Spoglądała na niego, bojąc się też, że kiedy spóźni go z oczu na zbyt długo zniknie znów, zapadnie się pod ziemię — całkowicie wykluczając, by ktoś tak wielki i silny i trudny do przeoczenia zwyczajnie rozpłynął się w powietrzu. Kiedy wspomniał o Celinę i jej bracie uśmiechnęła się, rejestrując informację, ale nie potrafiła wskazać żadnej znanej jej kobiety o tym imieniu. Otworzyła usta, by spytać kim jest Celinę, ale przecież nie wiedział — przecież jej odpowiedział. Uratowała go. Pomogła mu. Jak inaczej mógł jej wskazać kobietę, jeśli nie pamiętał ani jej ani ich wspólnych znajomych.
— Będzie lepiej. Z czasem będzie lepiej, obiecuję.— Chciała dodać mu otuchy, obiecując bezwiednie i bezmyślnie coś, co być może nigdy się nie wydarzy. Jaki miała na to wpływ? Jak mogła sprawić, że wszystko w jego głowie odnajdzie właściwe miejsce? Teraz nie była w stanie o tym myśleć, nie przyszło jej nawet do głowy ważyć własne słowa. — Jesteś zagubiony — mówiła głośno, wyjaśniając to jemu, czy może jednak sobie? — Każdy by był na twoim miejscu. Poskładamy to do kupy.— Zaoferowała pozbawiona wątpliwości. Czy mu się narzucała? Nawet jeśli, wierzyła w swoje święte prawo siostry. Była przecież od tego, by mu pomóc, by zebrać to wszystko dla lub za niego i zbudować jego życie. Tak robiły matki, tak robiły żony, siostry, córki.
W zakrwawionej już nie tak białej, bo i brudnej z trawy sukience przemierzała łąki, nie bacząc na spojrzenia czarodziejów. Nie odnajdywała w ich twarzach niczego, szukając tej jednej konkretnej, która miała tu być. Dostrzegła go.
— Billy! — Dopiero po chwili spostrzegła przy nim piękną, drobną dziewczynkę. Drobną, szczupłą, kruchą jak porcelana o jasnych włosach i wielkich sarnich oczach. Na ułamek sekundy zaschło jej w gardle, a serce zmienił rytm. Zamrugała kilkukrotnie, tracąc ostrość. Instynktowni pociągnęła Bena bliżej i tak samo odruchowo objęła przyjaciela i męża, nie dając mu ani chwili na własną reakcję. — Billy, znalazłam Bena — szepnęła prędko i równie szybko puściła go, by odwrócić się w stronę Bena. Dopiero wtedy zarejestrowała jego słowa. Spojrzała na dziewczynę, na Celine.
— Uratowałaś go. Dziękuję— zwróciła się do srebrzystowłosej kobiety. Tak pięknej, że kiedy sobie to uświadomiła spojrzała na męża, by zobaczyć czy jej się przyglądał z zachwytem. Odnalazła prędko jego dłoń i zwróciła się znów w jej stronę. — Szukaliśmy Bena miesiącami, myśleliśmy, że... Że już nie wróci. Jesteśmy wam bardzo wdzięczni, naprawdę. Jeśli jest coś co moglibyśmy dla ciebie i twojego brata zrobić... Potrzebujecie czegoś?


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Łąka pamięci - Page 7 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Łąka pamięci [odnośnik]10.09.23 13:01
| Do Eve:

- Neala? - podłapuje od razu, wielce zdumiony słysząc jej imię. Wprawdzie wie, że dziewczyna zna się z Celine, ale nie ma świadomości, że zna się także z resztą. Jeszcze miesiąc temu sam zabiegał o jej atencję, zgodnie ze wskazówkami Lovegood starając się złapać z nią kontakt, umówił na spotkanie, po czym… nie przyszedł. Jak mógł zachować się tak bezczelnie, myśląc wąskotorowo? Przecież to oczywiste, że ostatnim, czego się robi, próbując zainteresować sobą kobietę, to ją wystawiać. Pocieszał się myślą, że przynajmniej nie umówiła się wtedy wyłącznie z nim, że miało to być przy okazji większego zebrania i akcji pomagania ludziom. Chciał się wtedy wykazać, przedstawić z jak najlepszej strony i co? Fiasko. - Ah tak, to wspaniale, że są tu wszyscy - dodaje pospiesznie, sam już nie wiedząc, czy powinien zostać, czy lepiej ewakuować się czym prędzej do Cork i udawać, że wcale go tu nie było.
- A jednak wypadało się jakkolwiek odezwać, a nie zapadać pod ziemię - posypuje głowę popiołem. Dobrze wie, że zrobił xle i chciałby być lepszy w przyszłości. Czy tak się jednak stanie?
Kiwa głową ze zrozumieniem, zasępiając się nad kolejnymi słowami Eve. Beztroska ucieka, zmuszając do dorośnięcia ludzi, którzy powinni cieszyć się życiem.Jak poradzić sobie z gnającą rzeczywistością, powagą, na jaką nikt nie był gotowy?
- Może niekoniecznie, ale lubiłem widzieć cię uśmiechniętą. To naprawdę piękny widok, podnoszący na duchu, pomimo niedoli, pecha i gapiostwa - żartuje ze wciąż poważną miną. Z przykrością patrzy na smutną twarz, chcąc dla Eve wszystkiego, co najlepsze.
Zawierzenie losowi na nic się Ianowi zdaje. Czasem odnosi się do szumnie wspominanego przeznaczenia, lecz w opinii Smitha to ludzie podejmują działania, wypowiadając komuś wojnę, podnosząc różdżkę w obronie czy podając pomocną dłoń. Przyjmuje na powrót kubek i upija łyk drapiącego gardło, acz nieco już wygazowanego ale.
- Chyba nie sądziłaś, że zapomniałem - rzuca z nerwowym śmiechem, bo Doe ma absolutne prawo, aby tak uważać. Nie dość, że znika na cały miesiąc, to jeszcze nie daje żadnego znaku życia. - Kiedy tylko będzie okazja - przytakuje na prośbę o kilku kolejnych dniach. Nie zna jej adresu, domyśla się jednak, że zgodnie z romskim zwyczajem, nie zatrzymuje się na dłużej w żadnym konkretnym miejscu. Nie dopytuje w sprawie imion, zostawiając matce oczywiste dlań prawo.
Wzrastającą spomiędzy płomieni chłopięcą sylwetkę wita ze ściśniętym sercem. To kolejne dziecko, które kończy swój żywot przedwcześnie, nie rozumiejąc co też dzieje się w świecie. Czy smokiem tłumaczono mu trawiącą całe wioski pożogę? Smith ze zdumieniem przyjmuje patyk od Eve i mimo iż nie ma ochoty na zabawę, unosi go wysoko, przybierając postawę bojową.
- Do boju więc! Zajmiemy się smokiem i uratujemy wszystkich mieszkańców - deklaruje uroczystym tonem. - Chwyć oręż i w drogę. - Wyciąga przed siebie patyk, jakby chciał wręczyć go chłopcu, kiedy ten uśmiecha się zawadiacko i znika. Smith wzdycha tylko ciężko i dorzuca patyk do płonącego stosu. - Nie wiem czy to dobry pomysł, stać tu dalej i wspominać każdego, kto pojawi się w płomieniach. Ale z drugiej strony, co innego można robić? - Bo przecież nie uczestniczyć w szalonej zabawie.
Ian Smith
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11168-ian-smith#343705 https://www.morsmordre.net/t11207-oisin#344724 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f422-irlandia-cork-maryborough-woods https://www.morsmordre.net/t11208-skrytka-bankowa-nr-2441#344725 https://www.morsmordre.net/t11209-ian-smith#344726
Re: Łąka pamięci [odnośnik]10.09.23 15:22
dla Celine, Hani i Bena

Zamyślił się przez chwilę, parę uderzeń serca, zanim krótkim skinięciem głowy zgodził się ze słowami Celine. Nie potrafiłby odpowiedzieć jej w równie pięknych zdaniach, od zawsze miał problem z właściwym ubraniem myśli w głoski, jednak wydawało mu się, że rozumiał, co w poetycki sposób próbowała mu przekazać. Było w tym coś do bólu smutnego, ale miała rację: ich świat naprawdę obracał się w popiół, stopniowo, od dawna; poturbowany huraganem magicznych anomalii, poraniony wojną, która przetaczała się przez niego od miesięcy, splamiony żerującymi pośród lasów i opuszczonych wiosek cieniami. Znajdując się w epicentrum całego tego chaosu i cierpienia coraz trudniej było dostrzec nadzieję, ale Billy wierzył – uparcie i wbrew wszelkiemu rozsądkowi – że tak, jak feniks nieuchronnie odradzał się z popiołów, tak samo oni podniosą się z kolan. Nie wiedział jedynie, ile jeszcze czekało na nich wcześniej tragedii; ilu ludzi mieli stracić, i jak czarny mrok miał ich otoczyć, nim uda im się na dobre go rozproszyć. – To jeszcze nie k-k-koniec – powiedział cicho, do siebie czy do niej – nie był pewien; tak samo, jak nie potrafił zdecydować, czy to stwierdzenie budziło w nim więcej przerażenia czy otuchy. Oderwał spojrzenie od trzaskającego w górę ognia, wyczuwając na sobie wzrok Celine; z trudem powstrzymał odruch sięgnięcia do twarzy, przesunięcia palcami wzdłuż krawędzi żuchwy, policzka poznaczonego wciąż jeszcze tkliwymi bliznami. Czy to im się przyglądała? Uśmiechnął się lekko, trochę nerwowo, bez wesołości, poderwaniem kącika warg starając się zasłonić ogarniające go zmieszanie; próbując odsunąć od siebie cichy wstyd, na zawsze już wyżłobiony w oszpeconej skórze.
Ciepły uśmiech pomógł, a zwrócenie uwagi na imiona skutecznie zwróciło jego uwagę w stronę myśli jaśniejszych, bardziej beztroskich. – Właściwie to William i Lydia – sprostował, odwzajemniając gest – tym razem uśmiechając się szczerze, niewymuszenie. – Ale z k-k-krótszymi imionami było mi łatwiej, i tak już zostało – dodał. Uporczywe potykanie się o głoski, dzisiaj przez przyjaciół ledwie zauważane, w dzieciństwie i wczesnej młodości stanowiło dla niego prawdziwą zmorę. – A przy czwórce rodzeństwa to było sp-p-poro imion – zażartował, czując, jak na wspomnienie rodziny za jego mostkiem rozlewa się przyjemne ciepło. – A ty? Masz braci albo siostry? – zapytał, mając nadzieję, że nie szarpnął przypadkowo za żadną wrażliwą strunę.
Przytaknął w milczeniu w odpowiedzi na pytanie o Marcela, z braku lepszego określenia zgadzając się z tym wybranym przez Celine, chociaż Zakon Feniksa i ludzie walczący w jego szeregach byli dla niego kimś znacznie więcej niż przyjaciółmi. Od pierwszego spotkania w starej chacie, od pierwszej misji, uważał ich za rodzinę; za towarzyszy broni, za czarodziejów, którym zawdzięczał życie – i w obronie których poświęciłby swoje.
Pojawienie się ducha młodej kobiety odwróciło jego uwagę od Celine, choć oderwanie spojrzenia od jej pięknego profilu za każdym razem okazywało się wyzwaniem, na tyle niedorzecznym, by zdołało wprawić go w zakłopotanie. Miała w sobie coś, czego nie był w stanie uchwycić w słowa, dziwną aurę, która sprawiała, że czuł potrzebę mówienia czegokolwiek, byle tylko podtrzymać rozmowę jeszcze przez chwilę – nawet jeśli tematy, które poruszali, należały w większości do tych ciężkich. – Nic się nie st-t-tało – powiedział szybko, nie mogła przecież wiedzieć. Odnalazł wzrokiem smutną twarz ducha, próbując za wszelką cenę nie patrzeć na ziejącą w jej piersi dziurę – a później wypuścił powoli powietrze z płuc, obserwując, jak odchodzi, rozmywając się w szarych oparach z ogniska. – Wygląda na to, że nie – zgodził się nieprzytomnie. – Dziękuję – odezwał się po chwili, łagodnie; uśmiechając się pomimo kanciastego, nieprzyjemnego uczucia wciąż rozpychającego się w jego klatce piersiowej. Opuścił spojrzenie w dół, przez chwilę bawiąc się własnymi dłońmi, nagle nie wiedząc, co powinien z nimi zrobić. – Zawodnikiem Quidditcha. Graliśmy w jednej d-d-drużynie – odpowiedział. W drużynie, która już nie istniała, stając się kolejną ofiarą wojny – tuż po stoczeniu ostatniej bitwy o własne przekonania. – Był też jednym z najodważniejszych czarodziejów, jakich znałem. D-d-dobrym, szczerym. Dokonałby wielkich rzeczy, gdyby… – Urwał, w ostatnim momencie powstrzymując gorzkie słowa, które pchały się na jego język. Gdyby nie został zamordowany, zabity przez bandę tchórzliwych psidwakosynów.Gdyby wciąż z nami był – dokończył, w bezwiednym geście pocierając wnętrze dłoni twardym opuszkiem kciuka.
Chciałby móc powiedzieć, że wyznanie Celine go zaskoczyło, ale właściwie była to chyba odpowiedź, której się spodziewał; właśnie tak teraz umierali, winni i niewinni, żołnierze i ludzie zupełnie przypadkowi, którzy pechowo zaplątali się w ogień walki. Spojrzał na nią ze współczuciem, czując jak bezsilny gniew znów rozpala mu wnętrzności. – P-p-przepraszam – powiedział cicho, nie wiedząc, za co właściwie przeprasza. Za to, że zapytał, że wyrwał się z pozbawionym wyczucia pytaniem? Czy za to, że kiedy po raz ostatni był w Tower of London, nie spalił przeklętego więzienia do gołej ziemi? – To znaczy – przykro mi – dodał po chwili, czując, jak cichnący szept dziewczyny ściska go za serce, podobnie jak czuły pocałunek złożony na gałązce; przez sekundę – absurdalną i otumanioną – ogarnęła go potrzeba przytulenia jej, ale szczęśliwie nim zdążyłby zrobić cokolwiek, kilka rzeczy wydarzyło się bardzo szybko po sobie.
Najpierw jego uwagę zwróciła srebrzysta poświata pojawiającego się przy ognisku ducha; uchwycił jego sylwetkę kątem oka, początkowo całkowicie pewny, że kobieta z dziurą w klatce piersiowej wróciła – ale wtedy jego spojrzenie przesunęło się wzdłuż zaokrąglonego brzucha i obejmującej go opiekuńczo dłoni, i coś w jego wnętrznościach przewróciło się boleśnie. Otworzył usta, chcąc jej odpowiedzieć, ale spomiędzy warg nie wydobył się żaden dźwięk – za to jego uszu sięgnął męski głos, odlegle znajomymi tonami wypowiadający imię Celine. Drgnął, obracając się w stronę jego źródła, starając się odszukać podchodzącego do nich mężczyznę – ale zamiast tego dostrzegł Hannah.
Hannah w białej sukience poplamionej krwawymi smugami i błotem. Hannah wołającą do niego głosem drżącym od przejęcia – tylko tyle usłyszał, reszta słów zlała się z tłem, znikła pod tępym dzwonieniem, które nagle wypełniło jego uszy, gdy krew zaczęła prędzej krążyć w żyłach, popychając go w stan zaalarmowania, zanim jeszcze zdążyłby zrozumieć, co właściwie się stało. – Hannah – wyrzucił z siebie na wydechu, odruchowo otaczając ją ramieniem, kiedy go objęła, w ułamku sekundy zalany falą wspomnień brutalnie wydzierających go z bezpiecznej przestrzeni festiwalu lata, obrazów popychających go z powrotem na leśną ścieżkę w Dolinie Godryka. – Co się st-t-tało? – zapytał z napięciem, odsuwając ją od siebie, czy może: pozwalając jej się odsunąć, ale jednocześnie sięgając dłonią jej twarzy, przesuwając po niej spojrzeniem, szukając zranień, rozcięć, śladów po paskudnych zaklęciach; czując jak strach o nią i o dziecko, lodowaty i lepki, wypełnia mu płuca po brzegi. – Jesteś ranna? – wydusił z siebie, z trudem przepychając sylaby przez ściśnięte gardło. Krew nadal dudniła mu w uszach, nie zachowywał się i nie myślał racjonalnie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedział – nie zastanawiał się nad tym, że nadal trwało zawieszenie broni, i że nie było szans, by Rosier dopadł ją tutaj; jedynym, co dostrzegał, były szkarłatne plamy na bieli sukienki i echo wypowiedzianych przez śmierciożercę gróźb, i…
Ben?
Znalazłam Bena dotarło do niego jak przez mgłę, grubą warstwę szkła; poderwał wzrok, dopiero teraz zatrzymując go na postawnym mężczyźnie bez koszuli i butów, na człowieku, w którym mógł rozpoznać brata Hannah – choć ledwie. – Co? – wypadło mu z ust, to niemożliwe. Szukali go przecież tyle czasu, tyle tygodni bez znaku życia; jakie było prawdopodobieństwo, że Hannah tak po prostu go znalazła, na zabawie w Weymouth? To musiał być podstęp, nie było innej możliwości – i to przekonanie kazało mu zadziałać instynktownie. Nie słuchał słów kierowanych w stronę Celine; zacisnął mocniej palce na dłoni żony, ciągnąc ją lekko w swoją stronę, a samemu robiąc krok do przodu, żeby stanąć na drodze pomiędzy nią a mężczyzną, który wyglądał jak Benjamin Wright. Wolną ręką sięgnął po różdżkę, unosząc ją błyskawicznie i kierując ją w stronę nieznajomego – póki co nie przejmując się tym, że prawdopodobnie ściągał na siebie uwagę wszystkich obecnych na polanie ludzi. – Kim jesteś? – zapytał szorstko, w jednej sekundzie tracąc łagodność, z którą zwracał się do Celine i Hannah. Utkwił wzrok w twarzy czarodzieja, zaciskając mocniej palce na rękojeści różdżki – ale wtedy coś w jego spojrzeniu, sylwetce, zasiało w nim ziarno wątpliwości. Zagryzł jednak zęby, nie wycofując się. – Dwa lata temu we wrześniu – podjął – wyciszyliśmy razem skup-p-pisko niestabilnej magii. Gdzie? – zażądał odpowiedzi, przekonany, że jeśli stojący przed nimi człowiek rzeczywiście był tym, za kogo się podawał – udzieli jej bez problemu.




I wish that I could say
I am a light that never goes out
but I flicker
from time to time

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Łąka pamięci [odnośnik]10.09.23 21:22
dla Iana

Uniosła lekko brew, kiedy chłopak podłapał to jedno imię. Miała ochotę zapytać, dlaczego właśnie Neala, ale po chwili uświadomiła sobie, że wcale ją to nie obchodziło. Nie chciała tracić czas na Weasley, dociekać skąd taka, a nie inna reakcja ze strony Iana. W sumie mogłaby jedynie rozczarować go, zgasić jego zainteresowanie, ale nie była wredna, nie aż tak. Ugryzła się, więc w język i puściła tą kwestię mimo uszu. Przekrzywiła głowę, słuchając tych pospiesznych słów i zastanawiając się nad źródłem. Ponownie jednak zostawia temat, który z jej strony był tylko upewnieniem, że cała banda znajdowała się na festiwalu i mógł trafić na każdego.
- Może i tak, ale przywykłam do mężczyzn, którzy zapadają się pod ziemię, a później wracają, jakby nigdy nic.- stwierdziła, by się tym nie przejmował. Przynajmniej ona nie zamierzała mieć mu tego za złe czy wypominać kiedyś.- Ty, chociaż czujesz się winny za to zniknięcie, a to sprawia, że nie da się być na ciebie złym.- dodała szczerze. Cieszyła się, że był i że za jego zniknięciem nie stało nic złego, żaden dramat, który odcisnął na nim piętno. Co prawda nie wnikała w szczegóły, ale przypuszczała, że sam by je zdradził, by nie wyjść na znikającego bez słowa dupka, którym sam się już określił wcześniej.
Mimowolnie uśmiecha się, kiedy chłopak zdradza, że widok jej uśmiechniętej to, coś, co mu się podoba.
- Przy tobie łatwiej jest się uśmiechać.- przyznaje, bo nawet teraz czuje, że unosząc kąciki ust, nie robi tego z fałszem. Nie próbuje wymusić czegoś, czemu bliżej do grymasu niż szczęścia.- Nie wiem, czy pomoże ci to na niedolę i pecha, a już zwłaszcza na gapiostwo, ale mogę postarać się uśmiechać częściej, byś mógł cieszyć się tym widokiem.- dodaje, trochę żartem, ale ma wrażenie, że to nie będzie wcale trudne dla niej.
Pokręciła szybko głową, by od razu zaprzeczyć. Wcale nie wątpiła w niego ani to, że mógł zapomnieć o kołysce, po prostu...
- Nie, tylko nie sądziłam, że naprawdę się tego podejmujesz. Masz na pewno dużo pracy i zamówień od ważniejszych klientów. A tak tracisz czas na kołyskę.- wyjaśniła nieco zmieszana, czego nie dała rady ukryć w głosie, ale i sylwetce zaczynając delikatnie bujać się.
Pojawienie się chłopca zmienia sytuację, narusza atmosferę i przynosi zderzenie się z ponurymi realiami. Obserwuje, kiedy Ian przejmuje gałązkę i podejmuje wyzwanie, deklaruje pomoc duchowi, co wydaje się wystarczyć. Dziecko uśmiecha się i znika, a cisza przez chwilę rozbrzmiewa jakoś mocniej, jakby jednak była jakimś dźwiękiem. Słyszy, jak Smith wzdycha ciężko, przestając być gotowym do walki ze smokiem. Przysunęła się do niego o krok, ale tyle wystarczyło, by być już obok.
- Pasuje ci rola bohatera, człowieka na którego mogą liczyć inni.- szepnęła, by zaraz wspiąć się na palce i złożyć na jego policzku, krótki pocałunek, ledwie muśnięcie ust. W niewypowiedzianych przeprosinach za to, że musiał stanąć w takiej sytuacji.
Zastanowiła się nad jego słowami, kiedy wyraźnie nie chciał już tu więcej być.
- Ponoć kawałek stąd, zawodnicy Quidditcha trochę się popisują, można zobaczyć, co wywijają.- zaproponowała odrobinę niepewnie, bo wiedziała, że to w pewien sposób dotyka kwestii brata Iana.- Chyba, że chcesz już iść i nie chciałeś mi tego powiedzieć wprost... to wiesz, śmiało. Mogę sobie pójść i dać ci spokój.- dodała nieco zmieszana, gdy nawet o tym mówiła.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Łąka pamięci - Page 7 F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Łąka pamięci
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach