Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny Stonehenge
AutorWiadomość
Ruiny Stonehenge [odnośnik]22.04.15 0:36
First topic message reminder :

Ruiny Stonehenge

Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.

16 września Stonehenge zmieniło się w stertę gruzów pozbawionych ładu, za sprawką potężnego trzęsienia ziemi, wywołanego podczas obrad arystokracji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 0:41
Nestorzy oddali swe miejsca, a wraz z nimi tytuł i władzę młodszym, silniejszym, a w tych czasach najwidoczniej też bardziej wpływowym czarodziejom. Zaskoczenie samych wybranych nie wprawiło ich w bezczynność, a niewypowiedziane przez nich pytania wkrótce miały odnaleźć właściwe odpowiedzi. Jako pierwszy głos zabrał nowy nestor rodu Yaxley. Kiedy się odezwał, szmery w całym Stonehenge ucichły całkowicie, a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Jego słowa o zgodzie na morderstwo sprawiły, że członkowie rodów Bulstrode, Carrow i Rowle pokiwali wyraźnie głowami, a z każdym jego kolejnym słowem czarodziejów wyraźnie przytakującym jego słowom było coraz więcej.
— Mugole nie stanowili dla nas żadnego zagrożenia —  Lord Ofer Greengrass zabrał głos, kiedy Morgoth odnalazł chwilę, by zaczerpnąć oddech. — Atakowanie słabszych nie jest oznaką naszej siły, są tylko ludźmi pozbawionymi magii. To nie oni powinni być naszym wrogiem, a czarnoksiężnicy, który zgodnie z twymi słowami dokonują samosądów, a to wy, wyrażacie zgodę na bezprawne mordy. Prawisz o ochronie społeczeństwa, a kto lepiej je ochroni, jak nie Harold Longbottom? Jego działania prowadzą do wyplewienia zła, niesprawiedliwości, ale najwyraźniej przeżyłeś zbyt niewiele, a twój młody wiek i opaska na oczach nie pozwalają tego dostrzec. To czas na zmiany, a nieudolność dotychczasowych rządów powinna uzmysłowić nam wszystkim, że w końcu właściwy człowiek znalazł się na właściwym miejscu. Zmiany będą bolesne, wymagają ofiar, ale są konieczne. Jeśli wasze trolle nie stanowią zagrożenia, to nie znajduję powodu, dla którego mielibyście kontroli odmówić, lordzie… nestorze.
Słowa starego czarodzieja ucichły w szumie cichych szeptów. Oczy zgromadzonych w kamiennym kręgu zwróciły się w stronę Prewetta, który zabrał głos. Morgana Selwyn uniosła brew, zerkając ku niemu, lecz jej usta układały się w lekko kpiący uśmiech. Malfoy obrócił się lekko, wciąż stojąc na samym środku podwyższenia.
— Nieścisłości, nestorze Prewett?  To, co ma miejsce to nie tylko brak zaufania. Skutki tych działań będą opłakane. Nie tylko dla wskazanych rodów, ale i naszej gospodarki, pozycji dyplomatycznej na świecie. Malfoyowie popierają wniesione wotum nieufności wobec Ministra Magii.
Powstanie Alexandra Selwyna, młodego uzdrowiciela, zabranie przez niego głosu nie uciszyło cichych szeptów. Zgromadził na sobie spojrzenia starszyzny, a przede wszystkim gromiący wzrok ciotki Morgany, która odwróciła się z wyrazem zdumienia na twarzy.
— Nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się Lordowi Voldemortowi — odpowiedział młokosowi Malfoy, nie siląc się na więcej wyjaśnień ze swojej strony. Wydawał się być pewny, że krzykliwe słowa uzdrowiciela za chwilę zostaną zagłuszone.
Kiedy Selwyn wspomniał nazwiska nowych nestorów, jako winnych pożaru w Ministerstwie Magii, w całym Stonehenge zagrzmiało. Czarodzieje nagle zaczęli mówić głośno i przekrzykiwać się między sobą, oskarżać i obarczać odpowiedzialnością. Z całego szumu żadne ze słów nie było wyraźne i zrozumiałe. Minister Magii, Harold Longbottom siedział jednak prosto, nie wyrażając nic wobec oskarżeń padających w swoją stronę. Przyglądał się wszystkim uważnie, z kamienną twarzą pozbawioną konkretnych emocji, spokojną, lecz o silnym i nieustępliwym spojrzeniu. Krzyki i wrzawę uciszył Malfoy, który wzniósł dłoń. Patrzył na Selwyna, wbijał w niego spojrzenie tysiąca igieł.
— Śmiałe to oskarżenia, lordzie Selwyn — powiedział, trzymając wciąż uniesioną dłoń w górze. Czekał na wygłoszone przez mężczyznę oczekiwania, będące krokiem dalej po wywołanych oskarżeniach. I wyraźnie liczył, że zamilknie. — I jawne wypowiedzenie wojny.
Nastała bezwzględna cisza, którą po chwili przerwał Anthony. Sorphon Macmillan skinął mu głową i ruchem reki popędził do powiedzenia tego, co zamierzał — był wyraźnie zdenerwowany tym, co usłyszał przed chwilą. Swój nieprzychylny wzrok skierował w stronę Tristana Rosiera. Krzyk młodego przedstawiciela arystokracji wywołał w niektórych czarodziejach oburzenie, które jawnie manifestowali pogardliwym spojrzeniem i kręceniem głową, wielu jednak słuchało go uważnie. Senior Sophon kiwał głową, piorunując spojrzeniem wszystkich przedstawicieli rodów opowiadających się za wotum nieufności.
W słowo wszedł Macmillanowi Julius Avery.
—  Minister Magii wypowiedział wojnę nam wszystkim. To nas wszystkich uznał za swych wrogów, naszą tradycję i wyznawane przez nas wartości. Jego rządy doprowadzą do upadku arystokracji. Tego właśnie chcecie? Aby zrównali nas z całym społeczeństwem? — prychnął. — Rozmawiamy o tym, co mogłoby się wydarzyć, to i porozmawiajmy o tym co się dzieje. Za rządów tego ministra, przez jego prawa i decyzje rozpoczyna się rewolucja. Rewolucja która zbiera już swoje żniwo. Longbottom sympatyzuje z czarodziejami, których krew napawa mnie obrzydzeniem. I ci sami czarodzieje nagle poczuli się silni, mając go po swojej stronie. Kpią  i śmieją nam się prosto w twarz. A ja nie pozwolę, by szlamy śmiały mi się prosto w twarz. By spoglądali na nas z pogardą, jakby nasz czas się skończył. Nie będę tego tolerował, nie pozwolę na to, by moi wrogowie mieli przyzwolenie na deptanie mojej rodowej tradycji. Jesteście krótkowzroczni. I głupi. Wedle waszej woli, tacy pozostańcie, ale ja nie zamierzam. Wotum nieufności wobec ministra.
— Mów, Anthony — ponaglił go wzburzony słowami nestora Sorphon, który łypał wzrokiem na Avery'ego. Po jego wystąpieniu znów podniosła się wrzawa. Malfoy jednak nie uciszył jej od razu. Patrząc w stronę Macmillanów pozwalał, by gniew niektórych przedstawicieli eskalował.
Słowa lorda Shafiqa zażegnały spór na moment. Jego słowa o porzuceniu dobrobytu i przywilejów ucieszyły niektóre z głosów, inne zmieniły w kpiące prychnięcia, jeszcze inne w ciche przyklaśnięcia. Jeśli wśród obecnych tu arystokratów któryś był gotowy się tego podjąć — był wyjątkiem. Na razie. Teraz, przez ten moment. Nikt nie wystąpił.
Kolejny, Tristan Rosier podjął temat.
— Jeżeli wszczęto śledztwo, muszą być ku temu przesłanki — odezwał się Neville Longbottom, brzydko wchodząc młodemu, ledwie mianowanemu nestorowi w słowa. — Nikt nie rozpoczyna śledztw dla zabawy, własnej przyjemności. A jeśli w tych oskarżeniach lorda Selwyna jest choć ziarko prawdy, winni powinni zostać pojmani, osądzeni i osadzeni w Azkabanie. O ile Azkaban wciąż istnieje.— W jego głosie rozbrzmiała groźba, ale sam Minister Magii milczał. Patrzył na Tristana uważnym, inteligentnym spojrzeniem. Przyglądał mu się bardzo wnikliwie — lustrował go spojrzeniem, od stóp do głów. I milczał. — Longbottomowie nie pozwolą na to— na zdradę stanu. — Wspierają i będą wspierać Ministra Magii.
Edgar, który zabrał głos, skupił na sobie uwagę zebranych. W tym i samego Ministra Magii, o którym mówił pogardliwie. Jako nowy nestor przywołał słowa, na które inne rodziny pokiwały głowami. Również wywołana Morgana, która zacisnęła palce przyozdobione czarnymi rękawiczkami na swej sukni. Lady Selwyn podniosła się z siedzenia oburzona.
Lordzie Rosier, szanowny nestorze, wypraszam sobie podobne insynuacje — jej głos był melodyjny, lecz twardy, nieustępliwy. Jej wzrok zaś — iskrzący, lecz nie wrogi. Alexandrze — zwróciła się bezpośrednio do uzdrowiciela. — Idź wreszcie po rozum do głowy i zamilknij na dobre. Zabawy z ogniem bywają niebezpieczne, łatwo jest się sparzyć — ostrzegła go, a jej wzrok nie tylko palił, a parzył. — Wstyd pali mnie od środka, przykro mi z powodu bezpodstawnych oskarżeń kierowanych w stronę tak znakomitych rodów i nestorów, choć młodych — zasłużonych. Żadne słowa nie opiszą mojego zawiedzenia jego niedojrzałą postawą.— Podniosła głos, wywołana do odpowiedzi. Selwynowie nie opowiedzą się za oskarżeniami o zdradę stanu i nie poprą dziś Ministra Magii. Błądziliśmy. Ale kurs wyznaczony przesz szanowany ród Travers był właściwy, ich bandera wskazała nam drogę. Nie pozwolimy na brukanie naszych tradycji, na bezprawne ingerowanie w interesy rodziny. Sympatyzowanie z mugolami było błędem moich poprzedników, za których winnam przeprosić. Dziś, kierując się we właściwą stronę chcielibyśmy zażegnać dawne waśnie i spory. Lordzie nestorze, sir Alfedzie, z tego miejsca wnioskuję o poparcie dla siebie, nim podejmę kolejne istotne dla mego rodu kwestie. Wolą zmarłego dziś zasiadam przed wami i przyrzekam, że Selwynowie będą pielęgnowali utracone przed laty wartości. Dowodem na to niech będzie poparcie moje i moich krewnych dla wotum nieufności względem sprawującego władzę ministra.
Usiadła z powrotem na kamieniu, ledwie zauważalnie, gładząc palcami sygnet nestora. Lord Malfoy skinął jej głową.
— Rad jestem z obranego stanowiska, lady Morgano. I  przychylam się do Twej prośby w imieniu całej mej rodziny. Masz me poparcie.
Słowa Louvela spotkały się z zadowoleniem Salazara, który w zamyśleniu i gniewie zaciskał i rozluźniał wzniesioną i opartą łokciem o udo dłoń. Słuchał uważnie wypowiadanych przez swego krewnego słów, oczekując od wywołanych odpowiedzi. Wrogo na nich spoglądał.
Minister Magii spojrzał na Blacka, który — jako jedyny — zwrócił się bezpośrednio do niego.
— Kazałem — potwierdził mu krótko i konkretnie, nie wzbogacając swej wypowiedzi tłumaczeniami. Black dokończył, a Harold Longbottom nie uraczył go już ani jednym spojrzeniem. Alfred Malfoy podszedł na skraj okręgu, oddając głos lordowi Lestrange, którego trafne spostrzeżenia zostały skierowane w stronę nestora Prewettów.
Kiedy Anthony Skamander zaczął mówić, z odległego kąta odezwał się nieokreślony głos:
— Co on tu w ogóle robi?
— Niech mówi— który momentalnie został uciszony przez Remusa Abotta, który wzniósł rękę wyżej, by uciszyć niezadowolonych oponentów. Lord Malfoy nie skomentował i nie odniósł się w żaden sposób do słów aurora. Odwrócił się do niego tyłem, poszukując wzrokiem osoby, która zechciałaby się w jakikolwiek sposób odnieść do jego słów. Z radością napotkał twarz lorda Fawleya, który w swoim wyczerpującym wystąpieniu dobitnie przedstawił możliwości aurorów wyposażonych w potężną broń, jaką było użycie zaklęcia niewybaczalnego.
— To prawda, lordzie Fawley, jest nas coraz mniej. Zebraliśmy się tu, by się połączyć, przypominając czym są dla nas szlacheckie wartości. Liczę, że nim dobiegnie koniec tego spotkania, odnajdziecie w głowach rozsądek — zwrócił się z wyrazem nadziei do przedstawicieli rodów, które wyraziły swe poparcie dla ministra. Quentin Burke zabrał głos, odnosząc się do słów aurora, a wokół niego, wśród jego bliskich i krewnych pojawiły się przytaknięcia i wyrazy niechęci dla obecnego w tym miejscu przedstawiciela prawa — lecz żadnego arystokratycznego rodu.
Neville Longbottom, oburzony po raz kolejny słowami arystokratów, tym razem Burków, udzielił głosu Arturowi. Liczył na to, że jego słowa w końcu otworzą oczy pozostałym. Pod nosem szeptał słowa wyrażające pełne zawodu względem pozycji większości zebranych arystokratów.
Poparcie dla wystąpienia Croucha było widoczne. Podniosło się wiele głosów, które powtarzały za nim jego własne słowa. Również i Sir Malfoy pokiwał głową, spoglądając w stronę wciąż milczącego na te wszystkie oskarżenia Ministra Magii. Nowy, istotny temat poruszył zaś Vincent Parkinson. Przemilczane do tej pory anomalie mogły okazać sie istotnym punktem, na które — przedstawiciel ministerstwa również w żaden sposób nie odpowiedział. Nie wyglądał, jakby zamierzał ustosunkować się do któregokolwiek z zarzutów. W jego obronie, a także jego działań stanął Lucan Abbott, który skierował się ku Burkom. W swoich słowach podjął próbę przemówienia innym rodom do rozsądku, przedstawienia konieczności podjętego rozwiązania i poręczenia za aurorów, lecz w jego słowach rozbrzmiało również oskarżenie skierowane względem arystokratów. Tuż po nim, lord Nott potwierdził stanowisko przeciwko rządom Longbottoma. Septimus Nott patrzył na Lysandra uważnie, gotów poświadczyć, iż jest to oficjalne stanowisko jego rodziny. Jednak po chwili, słowa wypowiedziane przez Percivala sprawiły, że skupiona twarz utraciła wszystkie swe żywe kolory. Septimus obrócił się w jego kierunku, kiedy po krótkotrwałej ciszy, która zalgnęła się pomiędzy kamieniami Stonehenge, rozległy się ciche szepty i ukradkowe wyrazy zdumienia. Nestor spojrzał na niego równie zaskoczony, nie tylko oczekując, lecz domagając się od niego natychmiastowej korekty przedstawionej postawy.
— Opanuj się, Percivalu — wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jednocześnie — nie potwierdził słów wygłoszonych przez Lysandra chwilę wcześniej, nie potwierdził stosunku swej rodziny, powstrzymany nagłą i nieoczekiwaną wiadmością. — To błąd. Wycofaj się z tego natychmiast — zażądał od niego cicho, tonem nie znoszącym sprzeciwu. — Jestem w stanie przemilczeć zniewagę związaną ze ślubem, jeśli się ukorzysz. — Nie powiedział nic więcej, najprawdopodobniej uznając, że to nie był czas ani miejsce, aby uczyć go pokory i szacunku. Wstrzymał się z wyrażeniem zdania jego rodziny, a ciemne chmury, zawisły w powietrzu.
Pierwsze krople deszczu spadły z nieba. Wszystkie rozbiły się o niewidzialną powłokę, chroniącą kamienny krąg.

| Czas na odpis wynosi 72h.

Mapka:


ZGŁOSZONE WNIOSKI I POSTULATY:

1)Wotum nieufności wobec ministra:
ZA: 12 (Yaxley, Rowle, Avery, Shafiq, Rosier, Selwyn, Burke, Lestrange, Fawley, Crouch, Parkinson, Nott)
Przeciw: 6 (Prewett, Greengrass, Macmillan, Longbottom, Abbott, Percival Nott)

2)Poparcie dla Morgany Selwyn jako stałego następcy nestora rodu Selwyn.
1 (Mallfoy)

3)Wyciszenie Alexandra Selwyna.
4 (Rosier, Selwyn, Crouch, Nott)

4)Zmiana stosunku Fawley-Longbottom na negatywne
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 3:29
Wciąż czuł się dziwnie siedząc na środku kamiennego kręgu, obserwując jak ludzie dookoła próbują przekrzyczeć swoje racje. Chciał odwrócić się i spojrzeć na twarz wuja Eddarda, a najlepiej pójść zamienić z nim słowo. Dlaczego musiał podjąć ten zaskakujący krok akurat na najważniejszym wydarzeniu politycznym ostatnich lat? Miał dużo większe doświadczenie w dyplomacji. Nie, miał jakiekolwiek doświadczenie w dyplomacji, podczas gdy Archibald całe zawodowe życie spędził na korytarzach szpitala. Owszem, ta wymagająca praca nauczyła go wiele, ale raczej nie tego co dzisiaj by mu się przydało. Rodowy sygnet ciążył na palcu.
Po jego przemowie pierwszy odezwał się Alexander, który wyraźnie tylko czekał aż będzie mógł zabrać głos. Jego słowa były niezwykle odważne, dlatego Archie zerknął na ciotkę Morganę, obawiając się jej reakcji. Niemniej nie potrafił się z nimi nie zgodzić - powiedział prawdę, która powinna wybrzmieć już dawno temu, nawet jeżeli większość obecnych nie była gotowa, żeby ją przyjąć. Zapamiętał sobie jego słowa, ale nie odezwał się, czekając jak dyskusja potoczy się dalej. A potoczyła się żywo. Anthony dołączył do Alexandra, co ponownie ucieszyło Archibalda - wiedział, że są tutaj w zdecydowanej mniejszości, więc każdy głos poparcia niezwykle się dla niego liczył. Kolejne głosy były do przewidzenia: Shafiq, Rosier i Burke, kłamiący wszystkim prosto w twarz. To samo Rowle. - Nie, to nie jest to samo, lordzie Rowle. Wyjście z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów ma się nijak do wprowadzenia stanu wojennego. To nie był kaprys lorda Longbottoma, a konieczna reakcja na zastaną sytuację - powiedział, mając nadzieję, że Harold Longbottom wreszcie zabierze głos. Nie miał zamiaru go bronić w nieskończoność, podczas gdy on tylko przygląda im się w ciszy, jakby przybył tutaj jedynie w roli biernego obserwatora.
- Słusznie zauważył lord Macmillan, że funkcja ministra nie powstała po to, by się tylko ładnie prezentować. Lord Longbottom nie bał się podjąć odważnych kroków, za co teraz jest sądzony. Zmiany są bolesne, jak zauważył lord Greengrass, ale bez nich nie uda nam się pójść do przodu. A jak już wcześniej wspomniałem, ten krok jest nam potrzebny. I wątpię, byśmy mieli przez to wpaść w przepaść, lordzie Lestrange - starał się mówić spokojnie, ale z każdym kolejnym głosem przeciw ministrowi, robiło się to coraz bardziej skomplikowane. Miał ochotę wykrzyczeć tym wszystkim skostniałym szlachcicom co naprawdę o nich sądzi, ale powstrzymywał się przed tym, bo wiedział, że nadmierne emocje mogą mu w tym momencie jedynie zaszkodzić. - Owszem, obecność dam na tym spotkaniu to jest jakaś zmiana, ale z całym szacunkiem, to jeszcze nie dowodzi naszej postępowości. Większość z nich nie ma nawet prawa głosu, więc równie dobrze mogłyby tutaj nie przyjść. Niestety to jednak nie był doskonały przykład - nuta pogardy naturalnie pojawiła się w jego głosie, kiedy odpowiadał na słowa lorda Lestrange'a. Bezsensowne, rzucone tylko dla zamydlenia oczu. Takich słów niestety padało tutaj więcej, większość mężczyzn jedynie powtarzało swoje argumenty za pomocą innych słów, wymądrzali się, ale tylko po to, żeby mówić. - Okazuje się, że nasze rody już dawno przestały szanować te same wartości, więc i Prewettowie nie widzą w was sojuszników - dodał, oto pierwszy raz w życiu tworząc sobie wroga. Ilu jeszcze ich będzie? Bo wątpił, że skończy się na jednym.
- Szanowny lordzie Parkinson, chciałbym odrzucić pańskie bezpodstawne oskarżenia. Festiwal jak zawsze był dobrze chroniony, a incydent z wykorzystaniem czarnomagicznego zaklęcia skutkiem anomalii, która zresztą została szybko opanowana. Uważam, że bezmyślnie porównuje lord tę sytuację do porywczych aurorów. Anomalie nie zależą od emocji czy zawodu rzucającego zaklęcie - to był czysty przypadek, mogący się przytrafić nawet lordowi, podczas rzucania banalnego fae feli -  nie mógł pozostawić opinii o festiwalu bez odpowiedzi. - Pragnę również zauważyć, że ministerstwo składa się z wielu departamentów. Fakt oskarżania niektórych szlachetnie urodzonych nie wyklucza jednoczesnej pracy nad anomaliami, czym przecież zajmuje się Oddział Kontroli Magicznej - kolejny dowód na to, że wielu z lordów wypowiada się tylko dla samego faktu wypowiedzi. Siedzą zamknięci w swoich posiadłościach i nie widzą co się dzieje na ich oczach.
Jednak najbardziej zaskoczyła go wypowiedź Notta. Nie mógł na niego nie spojrzeć, kiedy wypowiadał niezwykle mądre słowa, których nigdy by się po nim nie spodziewał. Zerknął na jego braci i nestora, ale ci wydawali się zbulwersowani przemową krewnego, więc Percival postanowił sprzeciwić się rodzinie. Archibald stwierdził, że to drugi najbardziej zaskakujący moment tego wieczoru, zaraz po mianowaniu go nestorem. - Drodzy lordowie. Wielu z was porusza wątek niszczenia naszego wielowiekowego dorobku, ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Nikt nie każe nam zrezygnować z pielęgnowanych przez stulecia zwyczajów, nikt nie nakazuje nam żenić się z mugolami. To prawda, że nasze rody przyczyniły się do rozwoju magicznej społeczności, jednocześnie stając się ostoją dla jej tradycji. Muszę się zgodzić z lordem Percivalem Nottem, chociaż nasze rody od dawien dawna znajdują się we wrogich stosunkach. Wokół dzieje się mnóstwo niepokojących rzeczy, a państwo przejmują się tylko własnym interesem zamiast pozwolić działać człowiekowi, który jako jedyny jest wystarczająco odważny, żeby stawić tym zmianom czoła. Powinniśmy mu pomóc zamiast marnować czas na przepychanki. Jego rządy wcale nie doprowadzą do upadku arystokracji. Lordzie Avery, skoro takie jest pańskie zdanie, to znaczy, że pokłada lord naprawdę niewielką wiarę w nasze rodziny. Przez stulecia nie złamała nas żadna groźba, tym bardziej nie złamie nas to, szczególnie, że to nie my jesteśmy dla lorda Longbottoma celem. Wszelkie oskarżenia pod adresem niektórych szlachciców na pewno są podparte dowodami, których nie można było zignorować. Jednak to jednostkowe przypadki i nie można ich uznać za chęć zniszczenia całej arystokracji. Przepraszam, ale to brzmi po prostu śmiesznie - powiedział, kiwając głową Percivalowi w geście podziękowania za mądre słowa. Dopiero po powrocie do domu będzie się martwił, że przyznał rację Nottowi. Nie mógł jednak postąpić inaczej skoro przedstawiciel wrogiego rodu mówił o wiele sensowniej niż jego własna ciotka z tak bliskiej mu rodziny jaką są Selwynowie. Z niedowierzaniem słuchał wypowiedzi lady Morgany, nie wierząc własnym uszom w te drastyczną zmianę nastawienia. Spojrzał na Alexandra, przecież jego to miało dotknąć najbardziej. Nie wiedział jak zareagować na tę nowość, mimo wszystko nie potrafił w tej chwili stanąć naprzeciw rodu, z którego wywodziła się jego własna matka.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 4:08
Zignorował dyskusję o mugolach, każdy spośród tu obecnych znał jego stosunek do niemagicznych - tak jak każdy wiedział, że zdecydowana większość  zgromadzonych ten stosunek podzielała. Nie każda z rodzin tak skrajnie, jednak większości - szlam nie obchodził nic. Nie przybyli tutaj jednak po to, by o tym dyskutować. Zjawili się tutaj w interesie wlasnym, w interesie czystokrwistych rodzin, w interesie arystokracji - i te interesy reprezentowali, tak dziś, jak wczoraj i pięćset lat temu. Jak teraz. Jego spojrzenie odruchowo pomknęło na lśniący na palcu pierścień, złoty sygnet Rosierów; Malfoy miał rację, ani nie mogli, ani nie chcieli, i, co najważniejsze, nie zamierzali sprzeciwiać się Lordowi Voldemortowi. A Tristan - był pierwszym spośród jego sług, najbliższym, najmocniej wplecionym w jego łaski. Rzucane oskarżenia i brak zanotowanego wsparcia ze strony większości rodzin, nie mogły sprawić, by odczuł brak pewności siebie. Wielu z nich jeszcze nie wiedziało, jak mocno winni mu byli posłuch. Wsłuchiwał się w kolejne słowa arystokratów zabierających głos, większości z nich przyznając rację  - Blackowie, Crouchowie, dzisiejszego dnia należało porzucić najgłębsze waśnie, zjednoczyć się wobec silniejszego. I on dołączył do głosów przytakujących ich obawom związanym z ministerstwem, choć nie miał w tym interesu. Zaskoczyły go trzeźwe słowa lorda Parkinsonów, któremu podziękował skinięciem głowy - to on poradził sobie z anomaliami w rezerwacie i to on decydować będzie o tym, komu otworzy jego bramy.
Patrzył na Longbottoma, który zabrał głos - nie na ministra - który jak lew widocznie gotów był chronić standardów ministra. Ich szlachetne serca stały po stronie prawości, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Podobnie jak co do tego, że takie podejście w kręgu Stonehege stanowiło o mniejszości, pradawne szlachetne rody oddawały się praktykom czarnomagicznym zdawszy sobie sprawę z tego, jak wielką oferują potęgę. I tylko tacy jak oni  - najzdolniejsi - gotowi  byli po nią sięgnąć. Uniósł lekko brew w zaskoczeniu, słysząc o ziarnie prawdy - nie dowierzając, że ktokolwiek zamierzał podejmować słowa Selwyna bądź brać je na poważnie. Jeśli jednak tak miało się stać: nie mógł ich darować. Stanowisko Morgany Selwyn okazało się zaskoczeniem. Przyjemnym zaskoczeniem. Kolejna rodzina odnalazła swoje korzenie i opowiada się po stronie tradycji: perfekcyjnie, im było ich więcej, tym większą szansę mieli przetrwać. Zawód okazał się jednak zbyt mocny - nie mógł dopuścić do ziszczenia się słów Longbottoma.
- Piękne słowa, lady Morgano - podjął je bez zająknięcia, patrząc samozwańczej nestorce prosto w oczy - spojrzeniem ostrym, choć podobnie jak z jej strony - nie wrogim. Nie wykonała wobec Selwyna żadnego zdecydowanego ruchu - a tego od niej oczekiwał po tym, jak został obrażony - i, co gorsza, głos Longbottomów podniósł oskarżenie. Nie mógł tego zignorować. - Słowa kobiety, która mogłaby uchodzić za dość silną, by na równi z mężczyznami stanowić o losach czarodziejskiej socjety. Mogłaby, jednak jeśli lady nie potrafi poradzić sobie z krewkim krewnym - czy będzie w stanie wzbudzić posłuch u większej części rodziny? Czy Alexander zamierza cię usłuchać?  - Przeniósł spojrzenie na młodego Selwyna - poszukując jego źrenic, tych samych, w które patrzył, kiedy wysyłał go w skok w bezdenną przepaść, na śmierć. - Czy może nie potrafisz wzbudzić posłuchu nawet u dziecka otępionego publiką? Obraził dwóch nestorów, wykazał się ignorancją i impertynencją w trakcie wydarzenia tak doniosłego. Domagam się bardziej stanowczej reakcji i ukarania tego człowieka. Wyraziłaś swój żal pięknymi słowy, jednak słowa pozostają tylko nimi. Czy płeć słabsza zdolna jest także do podjęcia działania? Czy mogę mieć pewność, że twoi krewni, pani, podążą za tobą, jeśli dziś nie potrafią wykazać się szacunkiem wobec sygnetu nestora? Czy będziesz w stanie pojąć powagę, jaką niesie za sobą ten zaszczyt, jeśli lekceważysz nieroztropne plucie na jego insygnia? Od nestora oczekuje się raczej stanowczości i decyzyjności niż kobiecej delikatności i typowej damom przezornej powściągliwości w wyciąganiu konsekwencji, a nade wszystko oczekuje się od niego samodzielności. Jeśli, pani, nie potrafisz sama zadecydować o karze za przewinę teraz, nie zadecydujesz też w sprawie poważniejszej. Rosierowie nie poprą słabego charakteru na czele żadnego rodu. Chciałbym, by wygłoszona deklaracja pozostała w mocy, mówią jednak, że łańcuch jest tak mocny, jak mocne jest jego najsłabsze ogniwo. Ze słabych Selwynów więcej będzie kłopotu niż pożytku. - Kiedy powtarzał swoje żądanie, ton jego głosu był spokojny, ostrożnie pozbawiony drwiny, podobnie jak spojrzenie, w którym nie czaiła się groźba, kiedy wracał nim ku Morganie. Wiedział, że Selwyn nie umilknie z własnej woli - i zamierzał to wykorzystać, ośmieszając kobietę. Im więcej osób rozwścieczy swoją niefrasobliwością, tym lepiej dla niego. Samego Alexandra pomijał w tym wszystkim celowo, stawiając go na pozycji czarodzieja, o którym, nie z którym, zamierzał rozmawiać. W kontekście pozycji Morgany miało to nabrać innego wydźwięku - skupionego na jej charakterze i podejmowanych przez nią decyzjach, nie na słowach samego Alexandra. Lord nestor Selwynów był martwy - ktoś musiał wziąć odpowiedzialność za słowa powstałego z martwych impertynenta. A on - oczekiwał tego działania, a po reakcji pozostałych czarodziejów odniósł wrażenie, że nie był w tym oczekiwaniu osamotniony. Jeśli miała w rodzinie wystarczające wsparcie, mogła ukarać młokosa - jeśli go nie miała, jej byt jako nestorki nie miał żadnego sensu.
Słowa Archibalda obeszły się bez zaskoczenia, Prewettowie uparcie obstawali przy swoim, ignorując zmiany zachodzące w świecie. Nie mogli dłużej tolerować mugoli, nie potrzebowali przywódcy, który działa w interesie niemagicznych. Potrzebowali silnego dowódcy, który zaprowadzi porządek - ale nie w ten sposób.
- Usłyszałem wiele dowodów na bezcelowość kontroli w moim rezerwacie i ani jednej przesłanki, która by ją faktycznie usprawiedliwiała, lordzie Prewett. Zamierzamy zawierzyć ministrowi na słowo? A kimże on jest, by móc rozkazywać nam, wybranym spośród rodzin? Przez stulecia nie złamała nas żadna groźba właśnie dlatego, że pamiętaliśmy o swoim dziedzictwie: do dziś utraciliśmy wiele z dawnych przywilejów i jeśli minister nie zmieni swojego kierunku, utracimy je wszystkie. My: ci, którzy położyli podwaliny pod wszystko, co dziś znamy, ci, którzy kształtowali czarodziejską historię. W imię czego - obrony czarodziejów mieszanej krwi? Mugoli? Już dawno winniśmy ukrócić ich terytorialność, rozpierzchli się po kraju jak czerwie i pożerają padlinę dawnego porządku. - Potrzebowali Czarnego Pana, który poprowadzi ich we właściwy sposób. - Czy bez naszego wsparcia finansowego odbudowa budynków ministerstwa mogłaby być możliwa? - Wątpliwe, podobnie jak wątpliwe było to, by im tej pomocy udzielili. Ministrowi, który jawnie opowiadał się przeciwko arystokracji. - Czy zapowiedziane niczym nieuzasadnione kontrole w naszych majątkach nie mogły być próbą wyłudzenia horrendalnych łapówek, za które Longbottom mógłby czasowo zażegnać kryzys i przynajmniej postawić gmach ministerstwa? Nie otworzę bram mojego rezerwatu przed ministrem ani jego ludźmi - nie znam celu, który chcą osiągnąć, ale wiem, że mija się on z zasadą słuszności. Zamierzam chronić tradycji - mojej rodziny i całej arystokracji. - Deklarację wypowiedzenia posłuszeństwa Longbottomowi wciąż poparło zbyt niewielu czarodziejów.
W największe zdumienie wprawił go jednak Percival. Patrzył na niego przez całe jego wystąpienie, bo choć wsparł go w sprawie, do której go wywołał, wymieniając jego imię, to końcówka jego wypowiedzi wydawała się zupełnie nie taka, jaką być powinna. Przez chwilę sądził, że się przesłyszał, lecz reakcje innych, w tym jego rodziny, utwierdziły go w przekonaniu, że słuch wciąż miał dobry. Nadeszła wojna, a wraz z nią kruszały sentymenty. Nie dało się uniknąć wyłomów - ale cios, który nadszedł, nadszedł od strony, która zawsze zdawała mu się być dobrze zabezpieczoną.
- Percivalu - wypowiedział jego imię, wstając; nieliczni wiedzieć mogli, że nie wstawał w tym momencie jako arystokrata, nie jako Rosier, nie jako nestor: wstawał jako śmierciożerca, pierwszy spośród nich, oddany sługa. Nie naprzeciw dawnego przyjaciela, a naprzeciw rycerza, który oddał się w służbę Czarnemu Panu. - Wycofaj się z tego - nieświadomie jak echo powtórzył ciche słowa nestora jego rodziny, żądając. Przyznając słuszność ministrowi oddanemu mugolskiej sprawie, wzmacniającemu aurorskie struktury, działającej przeciwko nim, przeciwko Czarnemu Panu, Percival sam stawał naprzeciwko nich. Percival Nott zdradzał Rycerzy Walpurgii.
A jako dawny przyjaciel - niemo i błagalnie ostrzegał przed tym ruchem.
Czy ty choć przez chwilę pomyślałeś o Inarze?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 8 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 10:45
Lysander niezbyt nadążał za tokiem konwersacji, trzymał się jednak ogólnie przyjętych ram oraz zasad rodu Nottów, z gracją ignorując wypowiedzi Archibalda Prewetta. Zdołał nawet prychnąć nieco pod nosem, gdy ten przeklęty rudzielec-eleganckik znów zabrał głos. Doprawdy, komiczne. Tak samo jak reszta wypowiedzi zdrajców szlacheckiego stanu, tych wszystkich Abottów, Longbottomów i całej gawiedzi, lubujących się w szlamie. Rozumiałby, gdyby podobne herezje wypowiadali Weasleye, już od dawna zasługujący na to, by z hukiem wyrzucić ich ze skorowidzu czystości krwi, ale miłujący prawo i porządek Abboci? Chętnie powiedziałby o tym, co sądzi o podobnych zagrywkach, rozumiał jednak swe położenie i ostatnim, na co miał ochotę, było zajmowanie przestrzeni wypowiedzi swym dwóm starszym braciom. To oni - bez wątpienia lepiej niż on sam - znali się na polityce, potrafiąc ubierać niegrzeczne słowa w miękkie woale. Lysander zapewne po prostu złapałby się za głowę albo teatralnie westchnął, ewentualnie użyłby jakiegoś tanecznego porównania, którego nikt ze zgromadzonych by nie zrozumiał. No, może poza artystycznymi Fawleyami, nawracającymi się na drogę światła, oraz pięknymi Parkinsonami.
Dyskusja trwała w najlepsze i najmłodszy z Nottów prawie zapomniał o tym, że śmiertelnie się nudził. Zaczynało się robić coraz ciekawiej, choć im dłużej słuchał ostrej wymiany zdań, tym mocniej się denerwował. Herezje. Hańba. Bzdury. Z oburzeniem potaknął na słowa lorda Malfoya, by później z ciekawością przyjrzeć się Morganie. Usadzała w miejscu tego szczypiorka Alexandra, ale Nott spodziewał się raczej, że młokos zostanie wyproszony z kręgu lub chociaż uciszony skutecznym Silencio, pozwalającym uniknąć kolejnych potwornych oskarżeń, wysuwanych pod adresem szanowanych przedstawicieli rodów, teraz już także nestorów.
- Ponownie wnoszę, ba, domagam się, by Alexandra Selwyna wyłączono z obrad lub chociaż w skuteczny sposób uciszono. Dyskutujemy tu o niezwykle poważnych kwestiach, ważą się losy nie tylko czarodziejskiej arystokracji, ale także całego magicznego społeczeństwa. Nasze decyzje będą miały poważne reperkusje. Obrady nie powinny być przerywane szaleńczymi wypowiedziami młokosa, nie potrafiącego uszanować głowy swego rodu. Kogoś, kto w swych pierwszych zdaniach oskarża nestora innego rodu, lorda Rosiera, wszczynając prywatną wojnę. Świadczy to o braku ogłady i rozsądku. A na te przymioty nie ma miejsca wśród tak szanowanego grona - odezwał się ponownie, spokojnie, z szacunkiem, spoglądając na lady Morganę. Wyczekująco, pragnął jasnej deklaracji. Na sekundę zerknął na nestora swego rodu, upewniając się, że i on posiada podobne poglądy. Szybko jednak usiadł, oddając przestrzeń widocznie chcącemu coś powiedzieć Percivalowi.
Odetchnął cicho z ulgą, przebywanie na widoku tylu możnych arystokratów mocno go stresowało, łatwo też unosił się emocjami. Spodziewał się, że Percy w pięknych słowach poprze jego stanowisko, że wypowie wolę ich rodu; był o tym tak przekonany, że w pierwszej chwili nie zorientował się w tym, co też jego brat plecie. Z niedowierzaniem spojrzał na górę, na poważną twarz brata, a potem przeniósł spojrzenie na Eddarda. Czy to jakiś żart? Czy jego bracia, pomimo dorosłego wieku, założyli się o coś i właśnie brał udział w realizacji ryzykownego zakładu? Nie istniało inne wytłumaczenie. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Percivala, udzielającego poparcia Longbottomowi - i gratulującego ślubu Ollivanderom.
To się nie działo naprawdę. Nie mogło. Lysander był tak samo zdziwiony, jak ich nestor, z szokiem wpatrując się w najstarszego z Nottów. - Percy, na Merlina - syknął do niego, czując, że serce przyśpiesza rytm do niedorzecznego pędu a na jego blade, ostro wycięte policzki wypływa rumieniec. Oszalał. Nie było innej opcji. To niemożliwe. I jeszcze Prewett - zgadzający się z Nottem. Cały świat Lysandra stanął na głowie, a później jeszcze wywrócił się na lewą stronę. Zgroza. Szok. To było widoczne w jego oczach, gdy ponownie podrywał się z miejsca.  - Mój brat nie wie, co mówi. Podczas ostatniej smoczej wyprawy doznał tragicznego w skutkach magicznego urazu. Anomalie nie pomagają w leczeniu, czasem jeszcze zdarza się, że Percival traci kontrolę nad wypowiadanymi słowami - odezwał się tuż po nestorze, szybko, jednocześnie rzucając bratu piorunujące spojrzenie. Musieli go ratować, przecież to mogło skończyć się tylko w jeden sposób - a Lysander nie wyobrażał sobie, by mogło to stać się prawdą. Znajdował się w jakimś koszmarze. - A wypowiedział słowa haniebne i zawstydzające, nie mające nic wspólnego z poglądami naszego rodu. Jesteśmy przeciwni aktom agresji wobec przedstawicieli szlachty, nie popieramy zakusów Harolda Longbottoma - powtórzył z mocą, czując, jak strużka potu ścieka mu z karku po plecach. Psidwakosyński Percy; nigdy nie sądził, że kiedyś role się odwrócą i to on będzie musiał ratować starszego brata. - Jestem zdruzgotany niedysponowaniem brata - ale jestem także pewien, że przeprosi wszystkich zgromadzonych. Anomalie oraz tragiczny w skutkach wypadek znacząco wpłynęły na jego zdolności rozumowania, dlatego proszę w jego - i swoim, reprezentanta rodu Nottów - imieniu o wybaczenie - zakończył, ciągle stojąc obok Percivala, z niecierpliwością czekając, aż ten ukorzy się, zgodnie z wolą nestora i zatrzyma się tuż przed skokiem w przepaść. Percy, n i e - wyrażało jego spojrzenie, rzucane w bok, na twarz brata.
Zwariował. Nie było innego wytłumaczenia.
Lysander Nott
Lysander Nott
Zawód : mistrz tańca
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Almost nobody dances sober, unless they are insane.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6435-lysander-nott#164145 https://www.morsmordre.net/t6486-cornelius#165528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6483-skrytka-bankowa-nr-1625#165520 https://www.morsmordre.net/t6484-lysander-nott#165521
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 13:01
Spodziewał się oburzenia. Wiedział, że padną słowa rozczarowania, że zgromią go spojrzenia padające z jego własnego sektora, że odsłoni przed wszystkimi to, co do tej pory pozostawało jedynie w sferze niedopowiedzeń – zdawał sobie z tego sprawę i był na to przygotowany – ale i tak gdy usłyszał cichy syk Eddarda, miał wrażenie, że jego wnętrzności zmroziło wyjątkowo skutecznie rzucone caeruleusio. Jego rzeczywistość na krótki moment ograniczyła się do tej niewidzialnej, zamkniętej bańki, w której miejsce znalazło zaledwie kilka osób; prawie nie pamiętał już wypowiedzi Morgany Selwyn, żądań o wyciszenie rzucającego oskarżeniami Alexandra, dalszego ciągu toczących się dyskusji, w której zabrał już przecież głos; jego uwaga, nagle dziwnie wyostrzona, skupiła się na ciemnych, świdrujących go oczach starszego brata. Chciał mu wyjaśnić, wytłumaczyć – ale w tamtej chwili naprawdę brakowało mu na to czasu. – Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz – mruknął tylko do niego cicho, powstrzymując odruchowy gest zaciśnięcia palców na jego ramieniu w jakimś nieokreślonym, błagalnym instynkcie – a później wszystko potoczyło się lawinowo.
Poczuł na sobie spojrzenie nestora, zanim ten jeszcze postanowił się do niego odezwać – cicho, słowami przeznaczonymi wyłącznie dla jego uszu. Odwrócił się w jego kierunku posłusznie, z szacunkiem; zawsze go respektował, jako czarodzieja i jako głowę rodu – kiedyś, w młodości, był gotów zrobić wiele, żeby lord Septimus chociażby zwrócił na niego uwagę. Dzisiaj również nie pozostawał obojętny na iskrzące się w oczach czarodzieja emocje, na naganę przesączającą się przez głoski – ale jego system wartości, przez ostatnie miesiące całkowicie spopielony, przetopiony i na nowo krystalizujący się, wreszcie przybrał ostateczną, stabilną formę; formę zacementowaną przez złożoną przed tygodniem obietnicę, sobie i jemu. – Z całym szacunkiem, lordzie nestorze – odpowiedział spokojnie, patrząc prosto w oczy starszego mężczyzny; oczy mądre i doświadczone, ale niestety pozbawione zrozumienia – ale w mojej ocenie zniewagą byłoby powstanie i głoszenie w imieniu rodu słów nieszczerych i przepełnionych fałszem. – Skinął w jego stronę głową. – Jestem świadom konsekwencji – dodał jeszcze, zanim znów usłyszał swoje imię, tym razem padające z ust człowieka, którego uwagi się nie spodziewał.
Gdyby sytuacja była mniej poważna, fakt, że Archibald Prewett właśnie publicznie przyznał mu rację, wywołałby falę złośliwych żartów, spływających jeden po drugim z jego warg – jednak w obliczu tego, co działo się w Stonehenge, nie był w stanie przepuścić przez myśli nawet jednego. Odszukał go spojrzeniem, stojącego dumnie na miejscu wyznaczonym dla nestora, nie potrafiąc opanować malującego się na twarzy zaskoczenia; zaskoczenia, które bardzo szybko przekształciło się z powrotem w utkany ze stanowczości upór, kiedy ponownie zwrócił się do niego Tristan. Mimo że nie planował wypowiadać się po raz kolejny, a już na pewno nie po to, by – zgodnie z nakazem nestora – wycofać się ze swoich słów, nie potrafił zignorować wzywającego go do odpowiedzi Rosiera. Powstał: powoli, pewnie, starając się pod wyprostowaną postawą ukryć niekontrolowaną słabość w kolanach, grożących, że się pod nim ugną. Nie umknął mu rozkazujący, bezpośredni zwrot do adresata – wiedział doskonale, jaką rolę przyjął w tamtym momencie Tristan, i jedyne nad czym się zastanawiał (przelotnie, podświadomie) to ilu spośród zgromadzonych zdawało sobie sprawę, że najświeższa wymiana zdań nie rozgrywała się wcale między nestorem, a krnąbrnym członkiem zaprzyjaźnionego rodu, przyzywanym do porządku. Wszyscy Rycerze, na pewno – ale i znajdujący się pośród zgromadzonych Zakon Feniksa, doskonale znający przecież ich nazwiska.
Skłamałby, gdyby stwierdził, że nie odczuwał śladów obawy, spoglądając prosto w oczy Rosiera – nie był na tyle głupi, żeby pozwolić sobie na lekceważenie zwracającego się do niego czarodzieja (przeciwnika?), zdawał sobie sprawę, że wysoka pozycja w ścisłym kręgu sług Czarnego Pana, nie spadła mu z nieba – ale ani przez sekundę nie przeszło mu przez myśl, by wypełnić padające z jego ust polecenie. Percival znał utratę – w ciągu ostatnich lat i miesięcy odebrano mu wiele, niemal wszystko, na czym mu zależało – i być może dlatego tak mocno trwał w swoim uporze, nie mając zamiaru dobrowolne oddać jednej z rzeczy, których inni nie byli w stanie wyrwać mu żadną siłą: szacunku do samego siebie. Otworzył usta, gotowy odpowiedzieć Tristanowi, ale wtedy znów z miejsca poderwał się Lysander, szybko wyrzucając z siebie zdania, które Percivala skonfundowały na tyle, że nie pomyślał, by przerwać ich potok. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co jego młodszy brat próbował zrobić – i następnej, by w jego wnętrznościach rozpaliła się przerażająca, destrukcyjna mieszanka gniewu, rozczarowania, bólu i braterskiego rozczulenia. Wiedział, że Lys chciał dobrze – ale nie mógł pozwolić mu na zaprzeczenie wszystkiemu, co z takim trudem przed chwilą powiedział. – Lysandrze, usiądź – odezwał się, cicho, ale z mocą, tonem tak chłodnym, jakim nie zwracał się do niego chyba nigdy wcześniej. – Rozumiem, że okoliczności sprzyjają twojemu zamiłowaniu do dramatyzmu, ale z tego, co pamiętam, nie wypowiadałem się w twoim imieniu – wolałbym więc, byś i ty nie wypowiadał się w moim – dodał, powoli i spokojnie, za wszelką cenę próbując zachować kamienną twarz – bo emocje, które kotłowały się pod jego skórą, dalekie były od tych, które chciał pokazać publicznie. Nie mógł pozwolić, by wszyscy zgromadzeni dostrzegli, że właśnie pękało mu serce.
Zaczekał, aż Lysander zamilknie, zajmując swoje miejsce w kręgu, zanim ponownie zwrócił się do Rosiera. – Nie rozumiem, lordzie nestorze. Tristanie – odezwał się, tonem niepozbawionym szacunku, ale równocześnie pewnym. Przez moment żałował – konieczności poróżnienia się ze starym przyjacielem, odwrócenia się od kogoś, komu zdarzyło mu się ufać – ale później przypomniał sobie, jak wyglądała pokiereszowana twarz Bena, i jak brzmiał jego zniekształcony czarnomagicznym zaklęciem głos, gdy ze skrywanym bólem opowiadał mu o oślepionej siostrze. Uniósł wyżej głowę. – Czy zająknąłem się, przedstawiając swoje stanowisko? – Odwrócił się, teraz zwracając się już nie tylko do Tristana – ale do wszystkich. – Zdaję sobie sprawę, że moje słowa dla większości stanowią zaskoczenie, zdaję sobie też sprawę z konsekwencji ich wypowiadania – wszystkich, nie tylko tych politycznych, nie tylko tych, które groziły mu pozbawieniem nazwiska i tytułu – ale zdaję ją sobie również i z tego, że nadszedł czas na dokonanie wyboru między tym, co prawdziwie właściwe, a tym, co dobre jest tylko z pozoru. Między tym, co łatwe, a tym, co szlachetne – jak krew, której posiadaniem się szczycimy. Dokonałem już takiego wyboru – znów zatrzymał na sekundę spojrzenie na nestorze Rosierów – i postanowiłem pojawić się tutaj, żeby walczyć nie o zachowanie własnych przywilejów, a o to, by świat, w którym dorastać będzie mój syn, był światem wolnym od toczonej z nienawiści wojny. Jeżeli mam prosić o wybaczenie, to proszę o nie jedynie tych, których taka postawa z jakiegokolwiek powodu uraziła. – Odwrócił się w stronę Archibalda, przez cały czas pamiętając słowa, które wypowiedział. – Dziękuję, lordzie Prewett. Nie mogę niestety obiecać, że konflikt między naszymi rodami zostanie dzisiaj zażegnany, ale mogę zaoferować ci swoje własne wsparcie. – Skinął głową w jego stronę i na powrót usiadł, czekając z dziwnym spokojem, aż ziemia pod kamiennym kręgiem pęknie, pochłaniając ich wszystkich.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 16:10
Już sam początek zgromadzenia wystarczył, by Ulysses poczuł się zmęczony walką obydwu stron. Neutralność odeszła w zapomnienie już dawno, nieważne jak kurczowo próbowali się jej trzymać, unikając ciosów obydwu stron. Krocząc korytarzami zamku Lancaster zdarzało mu się zastanawiać, czy wśród rodziny nastąpiły ciche podziały, szmery zwątpienia i sprzeciwu wobec postępującej polityki oraz przedstawionej, oficjalnej opinii nestora. Widząc rozłam wśród Selwynów, którzy wraz z budzącą podejrzenia zmianą oddalali się od przyjętego wcześniej stanowiska, nie mógł być pewien niczego - lecz sądził, że znaczna większość podjęła decyzję już wcześniej i mogli na siebie liczyć. W takiej sytuacji z wiekowej neutralności mogły wyniknąć przeróżne niespodzianki, lecz dłuższe milczenie mogło ich tylko pogrążyć. Wymienił spojrzenia z doświadczonym i szanowanym Waylonem, po czym dyskretnym skinieniem głowy zgodził się na sugestię dołączenia do dyskusji, spodziewając się jej już parę chwil wcześniej. Wstał w odpowiednim momencie, wyłapując krótkie zawahanie w ożywionej debacie, by nie wcinać się w niczyje słowa. Mówił spokojnie, nie unosząc się - nie zamierzał uczestniczyć w przekrzykiwaniach i kłótniach. Emocje trzymał na wodzy, starając się oceniać wszelkie wypowiedzi obiektywnie, mimo tego, co dyktowały mu rozum i serce. Filtrował wszystkie słowa, szukając ignorancji, nieścisłości, kłamstw i oszczerstw.
- Wypowiadam się w imieniu nie tylko swoim, lecz również szanownego lorda Waylona oraz nas, Ollivanderów. Na początku, nim wszelkie inne sprawy zabiorą okazję, składam gratulacje nowym nestorom - skinął głową każdemu, zaczynając od lady Selwyn, kończąc na młodym, zbyt młodym, przedstawicielu Yaxleyów. Nie wymieniał z nimi zbyt długich spojrzeń, każdemu, nawet Fluviusowi, poświęcając ledwie sekundy, bowiem nikt nie miał czasu na przedłużanie.
- Padło wiele argumentów oraz oskarżeń, nie sposób odnieść się do wszystkich, proszę zatem wybaczyć wybiórczość. Nie sądzę, by aurorzy posiadali skłonności do nadużyć śmiercionośnego zaklęcia. Oskarżenia i przypuszczenia kierowane w ich stronę wydają się wyolbrzymione, niekonkretne. Nie wyobrażam sobie, by którykolwiek z czarodziejów, notabene dbających o nasze bezpieczeństwo, wpadał w morderczy szał z przedstawianą przez szanownych lordów łatwością - panowanie nad emocjami jest jednym z wymogów, dzięki którym na danej pozycji w ogóle się znaleźli, co więcej, znaleźli się tam za przyzwoleniem oraz pod kontrolą Ministerstwa. Mamy tu wielu jego pracowników, którzy wątpią w kompetencje aurorów - na jakiej podstawie mamy ufać owym pracownikom, skoro wcześniej nie składali zażaleń? Czy potrafią wymienić konkretne nazwiska, źródła wątpliwości? Niedopatrzenia w tym temacie będą porażką całego organu, nie Ministra - zasugerował, widząc w oskarżeniach sporo hipokryzji. - Pozwolenie na użycie zaklęcia nie oznacza, że będzie stosowane często - z tego co rozumiem, ma służyć wypadkom jednoznacznym, powiązanym z okrutnymi zbrodniami, których ilość w ostatnim czasie zatrważająco wzrasta. Zgaduję również, że w wielu przypadkach, nawet oczywistych, do jego użycia nie dojdzie - na korzyść przeprowadzenia przesłuchania - nie był aurorem i nigdy nie zamierzał owym zostać. Wśród nich miał za to bliskiego przyjaciela, nie obawiałby się powierzyć swojego bezpieczeństwa w jego ręce. Ufał, że wykonują swoją pracę dobrze. - Zwracając się bezpośrednio do Ministra - skinął Haraldowi Longbottomowi głową - wierzę, że każdy przypadek użycia zaklęcia zostanie dokładnie udokumentowany i nie pozwoli na żadne wątpliwości - mimo wszystko była to decyzja trudna i kontrowersyjna, a przyzwolenie na nią wiązało się z dużym zaufaniem.
- Nie wydaje mi się także, by kontrole rezerwatów czy dziedzictwa były potrzebne. Nie w nich leży problem. Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba w naszym przypadku, Ollivanderowie nie będą się sprzeciwiać tak długo, jak nie naruszy to granic, prywatności oraz zostanie przeprowadzone profesjonalnie - skomentował krótko. Swoich sekretów strzegli od lat, aczkolwiek nie sądził, by przy podobnych kontrolach potrzebne było dzielenie się tajnikami różdżkarstwa. Spod ich palców wychodziły twory doprawdy przeróżne, dlatego konieczność kontroli wcale by go nie zdziwiła.
- Lordzie Rowle - zwrócił się bezpośrednio do Louvela, przenosząc na niego chłodne spojrzenie. Wciąż przemawiał spokojnie, aczkolwiek dosyć szorstko. - Naprawdę sądzi lord, że stan wojenny nie ma uzasadnienia, jest tylko wymysłem? Śmierć i zamachy są naszą rzeczywistością, są jawne, dotykają naszych bliskich. Wypaczona magia nie ustępuje, podobnie jak czarnoksiężnicy. Rozumiem, że w takich okolicznościach czuje się lord bezpieczny, zaś bezpieczeństwo mniej znaczących osób staje się na tym tle nieistotną kwestią? - uniesienie brwi zdradzało jednocześnie kpinę i niedowierzanie. - Inferiusy, dementorzy, czarnoksiężnicy, anomalie - stan wojenny jest informacją, ostrzeżeniem. Ukrywanie go byłoby kłamstwem na szkodę społeczeństwa i nieudolną próbą zatuszowania okrucieństwa, a także pozwoleniem na nie - stan wojenny był w zasadzie tylko formalnością. Jakie klapki trzeba było mieć na oczach, by nie dostrzegać terroru? Nie zdradzał swoich myśli przed szerokim gronem, lecz tak dziwne wypowiedzi wyraźnie stawiały mówców w gronie winnych.
- Chaos, lordzie Crouch, jest wpisany w naszą codzienność od początku maja, nawet dłużej. Lord Longbottom objął stanowisko Ministra w bardzo trudnych warunkach, przy kompletnym braku organizacji, podczas wielkiej tragedii. Sytuacja w naszym kraju jest nadzwyczaj skomplikowana, głównie przez samozwańczego przywódcę morderców oraz niestabilną magię - jak w takiej sytuacji ma reagować świat? W kwestii kontroli urzędników, co do których nabieram coraz więcej wątpliwości, właśnie za sprawą padających tu słów, mogę tylko zgodzić się z poprzednikami - kontrola zaboli tych, którzy mają coś do ukrycia. Nikt nie wątpi w zasługi żadnego z rodów, bowiem każdy ma się czym szczycić, lecz trudne czasy wzmagają podejrzliwość, a jak wiadomo, od słów do czynów droga bywa daleka - zwłaszcza w polityce, siedlisku największego zakłamania i korupcji, jakie widział świat.
- Ollivanderowie wesprą Ministra w jego działaniach i deklarują dla niego swoje poparcie - dodał dla formalności.
Słowa Percivala przyjął z zaskoczeniem, ale też ogromną ulgą, podskórnie obawiając się, że zostaną podzieleni przez różnicę zdań. Patrzył na przyjaciela pewnie, starając się dodać mu otuchy spojrzeniem, czujnym jak zawsze. Podjęty przez niego krok był szalony - gdyby tylko miał świadomość, jak bardzo - z pewnością podjęcie go nie należało do prostych, a sprawie poświęcił mnóstwo przemyśleń. Minęła chwila, nim Ollivander mógł odezwać się ponownie - w międzyczasie powstała wrzawa dyktowana zdradą Notta. Zanim jednak to uczynił, wymienił spojrzenia ze swoim ojcem, znajdującym się nieopodal. Nie miał wątpliwości, że jego myśli odpłynęły teraz w kierunku siostry, wydanej za ojca Percivala.
- Dziękuję w imieniu swoim i Julii - skinął głową, gdy wstał ponownie, wyłapując spojrzenie przyjaciela. - Nie wątpię w trzeźwość twojego umysłu. Gdybym mógł, przyjąłbym Cię w swojej rodzinie, choć już bez tego jesteś mi bratem. Pamiętaj, że byłeś, jesteś i pozostaniesz częścią Ollivanderów - przyznał, nie przejmując się publiką, która mogła wiedzieć swoje. Nie miało to znaczenia.
- Chciałbym jeszcze poruszyć sprawę, nurtującą mnie od samego początku. Kim jest człowiek, skrywający swą tożsamość i przysłuchujący się, podczas gdy wszyscy jesteśmy tu jawni? - zapytał sucho, kierując spojrzenie na pojedynczą, zakapturzoną postać, po czym przeniósł je na prowadzącego spotkanie Malfoya. Czyż naprawdę nikt nie zwrócił na niego uwagi? Płomienie świec ślizgały się po pelerynie, nie zaglądając pod przepastny kaptur, kiedy wszyscy gawędzili wesoło, udając, że chcą się jednoczyć. - Wnoszę o ujawnienie tożsamości - dodał spokojnie, choć w umyśle kłębiły się obawy. Uzasadnione, podejrzewał bowiem, że samozwańczy lord mógł wkroczyć na teren arystokratycznych obrad. Wrócił na miejsce, wymieniając spojrzenia z Julią, zanim zerknął na Ministra Magii, zastanawiając się, czy wie, kto mógł zasiadać w opustoszałym sektorze. [bylobrzydkobedzieladnie]


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees


Ostatnio zmieniony przez Ulysses Ollivander dnia 09.12.18 22:00, w całości zmieniany 1 raz
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 8 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 18:00
Elise wciąż słuchała kolejnych wypowiadających się, grzecznie i cierpliwie trwając u boku rodziny, gdzie było jej miejsce. Była Nottem i czuła ze swojej przynależności niezwykłą dumę, a bycie lady było dla niej wszystkim. Nie mogłaby wyrzec się rodziny, swojego szlacheckiego statusu, przywilejów i majątku. Nie rozumiała, jak mogli istnieć ludzie, którzy byli gotowi oddać to wszystko dla głupich, brudnych szlam i mugoli, którzy byli gotowi zrównać się z nimi i wyprzeć się własnych rodzin oraz wpojonym im zasad. Jej zdaniem tacy osobnicy jak Alexander Selwyn kwalifikowali się do umieszczenia na oddziale zamkniętym, ale lady Morgana mówiła naprawdę mądrze. Czyżby istniała nadzieja, że Selwynowie wzorem Traversów i Fawleyów nawrócą się na jedyną słuszną drogę?
Elise ani jej ojciec nie spodziewali się jednak, że najbardziej druzgoczący cios zada ktoś tak bliski, ktoś siedzący obok nich w tym samym sektorze. Początkowo słuchała słów Percivala, nie wiedząc jeszcze, jak kontrowersyjne słowa padną na końcu. Poparcie dla Longbottoma, który próbował zniszczyć szlacheckie wartości i zrównać wszystkich z pospólstwem, które nigdy, ale to nigdy nie będzie równe starym rodom, od wieków tworzącym podwaliny pod funkcjonowanie ich świata? Szlam nie zrobił dla ich świata nic, byli przybłędami z zewnątrz, szkodzącymi pięknym czarodziejskim tradycjom. Wiedziała to nawet osiemnastoletnia Elise, która ledwie skończyła Hogwart i nie znała dorosłego życia, ale wyrosła na poglądach o pogardzie do brudnej krwi oraz mugoli i całkowicie wierzyła w zasady wpojone jej w rodzinnym domu, nigdy nawet nie próbując ich zakwestionować. Były dla niej wygodne i pozwalały czuć się kimś lepszym i wyjątkowym, a przez swój młody wiek postrzegała to wszystko w bardzo czarno-biały sposób i nie chciała dostrzegać całej gamy odcieni szarości.
Poczuła się zgorszona także publicznym złożeniem życzeń Ollivanderom, którzy złamali wiele dobrych obyczajów, zapraszając na swój ślub gmin. Czy ktoś taki jak oni mógł nadal zasługiwać na miano przyjaciół Notta? Spojrzała na kuzyna z niedowierzaniem. Może był chory lub doznał jakiegoś urazu od anomalii? Może ktoś rzucił na niego zaklęcie, zmuszając go do mówienia tak okropnych rzeczy publicznie? Może jakiś wróg Nottów próbował zaszkodzić ich rodzinie, zmuszając Percivala do takiego postępku i do podkopania autorytetu ich rodziny? Nie mogła w to uwierzyć, bo przecież znała go całe życie i nigdy nie pomyślałaby, że mógłby się wyłamać i zdradzić ród. Lysander najwyraźniej myślał podobnie jak ona, próbując zrzucić winę za jego słowa na uraz i działanie anomalii. Elise także pragnęła myśleć w podobny sposób i wierzyć, że Percival nie myślał tak naprawdę, a zwyczajnie majaczył i bredził od rzeczy. Zerkając kątem oka na swego ojca, widziała że i on patrzył na bratanka z wyraźnym niedowierzaniem i zgorszeniem. Mogła przysiąc, że i nestor zwrócił się do niego karcąco, oczekując odwołania tych słów.
- Percivalu – syknęła do niego, tak, żeby nikt poza bliskimi nie słyszał. Kobiecie nie wypadało głosić swego zdania na forum, powinna była zachować milczenie, ale nie mogła zignorować tego, co wyprawiał jej kuzyn. Przez lata był jej prawie jak brat. Nie miała własnego, ale kochała swoich kuzynów i mimo dużej różnicy wieku tak właśnie ich traktowała. I przeraziła ją myśl, że mogłaby go stracić. – Ty postradałeś rozum. Nie wiesz, co mówisz! – szeptała do niego trzęsącym się z przejęcia głosem. Pragnęła, żeby się otrząsnął i powiedział, że to tylko żart, że właśnie nie sprzeciwiał się woli rodu i nie wypowiadał publicznie poglądów innych niż te, które wyznawała reszta rodziny. Bo przecież musieli wszyscy przemawiać jednym głosem. Byli Nottami, potomkami twórcy Skorowidzu, powinni całkowicie popierać stary porządek, który wywyższał szlachecki stan ponad gmin. Czy Percival naprawdę chciał, by jego syn dorastał jako zwykły czarodziej równy przybłędom urodzonym z mugoli? Było to niepojęte.
Jej ojciec powstał, wyraźnie trząsł się z gniewu, choć starał się ukrywać go za fasadą dumy i wyniosłości. Czuł się w obowiązku, by przemówić, nie mógł sobie pozwolić na dłuższe milczenie i ignorowanie tego, co się wokół działo. Nie chciał, by ktoś pomyślał, że reszta ich rodziny podziela stanowisko Percivala.
- To rzecz jasna nie jest stanowisko naszego rodu. Nie możemy poprzeć słów naszego krewniaka, który ewidentnie postradał rozum, głosząc słowa sprzeczne z ideami, w które wierzymy jako dumni potomkowie twórców Skorowidzu Czystości Krwizaczął  Perseus Nott, dumny lew salonowy ucieleśniający cnoty, które powinien przejawiać członek ich rodu. – Przez wieki z niezwykłą starannością dbaliśmy o jej czystość i w trosce o zachowanie szlachetnego statusu krwi stworzyliśmy ten właśnie spis najznakomitszych rodów. Tradycje naszego świata, w które wkład miał każdy z rodów z uświęconej dwudziestki ósemki, nie mogą zostać zapomniane i zdeptane przez ludzi z zewnątrz, potomków mugoli niegotowych na to, by pojąć magiczny świat i funkcjonować obok nas na równych prawach. Równość to mit stworzony przez niziny, które pragną się dowartościować i wierzyć, że coś znaczą. Wojnę wypowiada ten, kto próbuje zniszczyć to, co budowaliśmy od wieków, by stworzyć świat, w którym szlachetna krew i tradycje już nic nie znaczą – mówił Perseus Nott, a Elise słuchała go z uwielbieniem. Ich relacje nigdy nie były idealne, ale wiedziała, że dobro rodu jest jej ojcu niezwykle drogie. – Popieram słowa lorda Avery’ego oraz innych przedmówców zdających sobie sprawę z ważności wartości wyznawanych przez nasze rody. Nie możemy mieć gwarancji, że każdy pracownik służb zawsze zachowa pełen profesjonalizm i odłoży na bok uprzedzenia, że nikt nie użyje zaklęcia uśmiercającego, kierując się osobistymi przesłankami. Już teraz widzimy przecież, jak łatwo niektórzy szafują uprzedzeniami i oskarżeniami wobec rodów wyznających tradycyjne poglądy, także wobec tych spośród nas, którzy przez lata przykładnie pracowali dla Ministerstwa Magii i dbali o pozycję magicznej Wielkiej Brytanii na arenie międzynarodowej, jak słusznie zauważyli lord Black i lord Crouch. A jednak teraz ktoś podważa nasze kompetencje przez wzgląd na rodową przynależność. – Ojciec Elise także pracował w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów i zdawał sobie sprawę, jak wygląda sytuacja. – Widzimy, jak oskarża się również nas, Nottów, o współudział w tragedii, która rozegrała się na naszych ziemiach dziewięć miesięcy temu. Tragedii, która była ciosem również w nasze serce – kontynuował Perseus Nott; Elise wiedziała, że tragedia na sabacie, uderzenie w samo serce Nottów, wciąż go bolała, tak samo jak oskarżenia, jakoby to oni mieli z tym coś wspólnego. Prychnęła pod nosem, także głęboko oburzona myślą, że szlamoluby naprawdę ich o to oskarżały, że mieli czelność snuć odrażające insynuacje o ich udziale w tej sprawie. – Także popieram wniosek o wyciszenie młodego i zbyt krnąbrnego lorda Selwyna, który poczyna sobie naprawdę bezczelnie, snując niepoparte niczym oskarżenia wobec nestorów i nie czekając na udzielenie mu głosu przez lady Selwyn. Popieram również wotum nieufności wobec ministra sympatyzującego z mugolakami i najwyraźniej darzącego pogardą własną warstwę społeczną, usilnie dopatrując się w niej zepsucia.

| kursywą zapisałam wypowiedzi Perseusa Notta, ojca Elise
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 19:26
Uniósł nieznacznie kąciki ust, gdy jego wystąpienie wywołało pożądaną reakcję - zewsząd dobiegły go słowa poparcia, choć ten, którego odpowiedzi najbardziej wyczekiwał i którego wzywał do konfrontacji, zdecydował się na milczenie, udzieliwszy jedynie lakonicznej odpowiedzi lordowi Blackowi.
Minister Longbottom pozostawał biernym uczestnikiem obrad i Amadeus nie miał pewności, czy był to dobry znak, czy złowróżbny omen.
Przysłuchiwał się dalszej dyskusji pomiędzy lady Selwyn oraz lordami Prewett, Greengrass i Avery, nie planując jednak dołączyć do dysputy. Większość rodów szlacheckich obecnych w Stonehenge od lat pielęgnowała swoją niechęć wobec mugoli i jeśli ktokolwiek ze zgromadzonych tu arystokratów sądził, że dzisiejszy szczyt to zmieni, był w kolosalnym błędzie. Mimo to skupił uwagę na lady Selwyn, gdy ta zabrała ponownie głos, choć tym razem w innej sprawie. Jej słowa zaskoczyły Amadeusa, ponieważ spodziewał się, że czarownica postanowi poprzeć młodego lorda, który tak śmiało rzucał oskarżeniami. Zamiast tego lady Morgana najwidoczniej zrozumiała, że wypowiedź Alexandra postawiła cały ród w niekomfortowej sytuacji, więc słysząc jej deklarację poparcia votum nieufności, Amadeus pokiwał lady Selwyn głową.
Rzadko zdarzało się, aby niewiasta przemawiała rozumnie, zwłaszcza w takich okolicznościach, lecz tym razem Crouch czuł się pozytywnie zaskoczony.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wniosek wyciszenia lorda Alexandra poparła zaledwie garstka zgromadzonych i zanosiło się na to, że jego skandaliczna wypowiedź nie zostanie w żaden sposób ukarana. Gdy głos zabrał w tej sprawie lord nestor Rosier, Amadeus wysłuchał uważnie jego trafnej wypowiedzi, popartej słowami lorda Notta, po czym podniósł się ze swojego miejsca.
- Ród Crouch zgadza się ze słowami lorda nestora Rosiera oraz lorda Notta – odezwał się, spoglądając wyczekująco na lady Selwyn. - Młokosów, którzy wykorzystują jakże pełen powagi moment, aby przyciągnąć uwagę swoimi haniebnymi oskarżeniami, należy odpowiednio karać. Ponownie wnoszę o wyciszenie lorda Alexandra Selwyna do końca obrad, a jeśli to nie pomoże, o usunięcie go ze zgromadzenia.
Umilknął i z powrotem zajął swoje miejsce, choć nie było mu dane spocząć na nim zbyt długo. Słysząc wypowiedź milczącego do tej pory lorda Ollivandera, uniósł wysoko brwi i posłał mu chłodne spojrzenie. Jak śmiał sugerować, że Minister Longbottom miał słuszność, chcąc przeprowadzić kontrolę?
- Lordzie Ollivander, sytuacja w naszym kraju jest skomplikowana właśnie dlatego, że do władzy doszedł nieodpowiedni człowiek, który zamiast poszukiwać dialogu z szlacheckimi rodami, czyni im niewybaczalne afronty. Zgodzę się, że objął stanowisko w trudnych warunkach, lecz mamy już wrzesień i wciąż nie widać, aby którakolwiek z jego decyzji przyniosła pozytywne skutki. To mówi wystarczająco o jego kompetencjach – zerknął jeszcze raz na milczącego Ministra, lecz nie łudził się, że ten zabierze głos. - Jeśli zaś chodzi o kontrolę urzędników, nie spodziewałem się, że usłyszę podobne słowa z ust członka rodu Ollivanderów, z którym ród Crouch nigdy nie był na ścieżce wojennej. Lordzie Ulyssesie, czy dąży lord do tego, aby te stosunki uległy zmianie? – w jego głosie brzmiało wyraźne ostrzeżenie. Crouchowie nie mieli zamiaru ignorować podobnych herezji i pobłażać tym, którzy za nimi stali.
Posłał mu jeszcze jedno lodowate spojrzenie, po czym wreszcie spoczął, by zaraz śladem innych arystokratów zwrócić spojrzenie ku sektorowi Nottów, gdzie po szokujących słowach lorda Percivala zapanowało wyraźne poruszenie. Przez moment w kamiennym kręgu zapadła cisza, której chyba nikt nie miał śmiałości przerwać – tak niespodziewane było stanowisko potomka Nottów.
A Amadeus czuł, sądząc po podnoszących się dookoła głosach, że szlachcic jeszcze tego pożałuje.
Prychnął pogardliwie, gdy lord Lysander podjął marną próbę wytłumaczenia zachowania brata. Zgromadzeni w Stonehenge czarodzieje musieliby być naprawdę głupi, aby uwierzyć w podobny nonses; lord Percival przemawiał zupełnie przytomnie, zdając się rozumieć własne słowa.
Słowa, którym Crouch absolutnie nie mógł przytaknąć.
Choć cieszyło go, że przynajmniej lord Perseus Nott wykazał się rozsądkiem w swej wypowiedzi, zatrważające było to, jak niejednoznaczne stało się w tym momencie stanowisko rodu Nott.
- Lordzie Lysandrze, biorąc pod uwagę to, co powiedział właśnie lord Percival, odnoszę wrażenie, że przemawia on w pełni sił umysłowych. Nie ma sensu uciekać się do opowiadania wyssanych z palca opowieści o urazie głowy, skoro lord najwidoczniej bardzo pragnie zaistnieć jako szlamolub. Pozwólmy mu na to – dodał z ironią, zwracając spojrzenie ku sektorowi Nottów. - Lordzie Perseusie, cieszą mnie lordowskie słowa i to, że nie wszyscy prezentują tak szokujące stanowisko, aczkolwiek zatrważający jest rozłam w rodzie Nott, jakiego jesteśmy właśnie świadkami. Jest to doprawdy bardzo martwiące i zastanawiam się... – tutaj Amadeus zwrócił uważne spojrzenie ku lordowi nestorowi Septimusowi -...co ród Nott zamierza z tym faktem zrobić. Jeśli mogę sobie pozwolić na podobne stwierdzenie, z uświęconego ogrodu tradycji i niezachwianych wartości należy usuwać chwasty hańby.
Przywołał na usta dość kwaśny, ale bardzo znaczący uśmieszek.
Gdy ponownie usiadł, z pewną niechęcią zorientował się, że musiał przyznać rację wypowiadającemu się właśnie lordowi Ollivanderowi. W istocie nie zwrócił wcześniej uwagi na zakapturzonego człowieka, zaaferowany dyskusją, lecz niespodziewanie nabrał przekonania, że jego tożsamość należało ujawnić.
- Popieram wniosek lorda Ollivandera o ujawnienie tożsamości tego człowieka – dodał dość beznamiętnie, świadom, że zaledwie chwilę wcześniej wdał się z lordem Ulyssesem w spór.
Amadeus Crouch
Amadeus Crouch
Zawód : znawca prawa, dyplomata, poliglota po godzinach
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony

I had a taste for you, once

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6411-amadeus-crouch https://www.morsmordre.net/t6576-romulus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6577-skrytka-bankowa-nr-1610#167556 https://www.morsmordre.net/t6575-amadeus-crouch#167554
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 19:53
Salazar przysłuchiwał się głoszonym słowom w milczeniu, ale też i pełnym skupieniu. Doskonale wiedział, że Traversowie stąpali po bardzo cienkim lodzie, pozbawieni sojuszników, z licznymi wrogami, których zgromadzili dzięki ostatniej zmianie kursu własnej polityki. Koronos tłumaczył mu to wielokrotnie i choć Salazar zwykle niespecjalnie się tym przejmował, doskonale wiedział, co to wszystko oznaczało. Musieli być niezwykle ostrożni. Na skinienie brata podniósł się ze swojego miejsca odstawiając szklankę rumu, czując na sobie spojrzenia pozostałych członków rodu. Mówca był z niego żaden, najczęściej wygłaszał krótkie przemówienia na statku, gdy łopotały żagle i wiał wiatr, w krótkich, wręcz żołnierskich słowach, oszczędnie i dosadnie. Tak jak lubili czynić to marynarze. Tym razem jednak nie był na pokładzie, nie miał wydawać rozkazów, nie miał ogłaszać kolejnej wyprawy po tajemnicze skarby skryte na dnie oceanu. A i tak czuł się jakby osaczały go rekiny.
- Drodzy zgromadzeni lordowie i lady - zaczął donośnie, braki w zdolnościach retorycznych nadrabiając głośnością. - Ród Travers wracając na właściwe tory także popiera wotum nieufności dla obecnego ministra. To on stanowi prawdziwe zagrożenie godząc w porządek świata i wszystkich nas zgromadzonych. I jedyną osobą, która szalone zapędy Longbottoma może powstrzymać jest właśnie Czarny Pan i to jego winniśmy obdarzyć zaufaniem, a nie człowieka, który wkłada w ręce aurorów najniebezpieczniejsze zaklęcie zamieniając stróży prawa w morderców!
Salazar uderzył pięścią w kamień podkreślając siłę i doniosłość swoich słów. Traversów nie stać było na balansowanie między dwoma skrajnymi siłami, jeżeli chcieli się jeszcze liczyć, musieli być częścią nadchodzącej zmiany. Postawili wszystko na jedną kartę, ale jednocześnie zdecydowali raz na zawsze zakończyć ze spekulacjami o ich przywiązaniu do zdrajców krwi.
- Dlaczegóż mielibyśmy się mu sprzeciwiać, lordzie Malfoy? - Salazar trzymał się raz obranej linii. - Czarny Pan jest naszym sojusznikiem, sojusznikiem naszych idei, sojusznikiem prawdziwych czarodziejów, powinniśmy go wspierać, nie z nim walczyć i to deklaruje ród Travers, poparcie idei, o które walczy Czarny Pan, poparcie czarodzieja Lorda Voldemorta i jego organizacji znanej jako Rycerze Walpurgii!
Pirat powiódł wzrokiem po zgromadzonych w Stonehenge czarodziejach. Zwilżył gardło dostawionym wcześniej rumem jednocześnie dodając sobie odwagi do prowadzenia dyskusji, która w najlepsze właśnie trwała. Gdyby Salazar miał większe rozeznanie w polityce i interesował się nią częściej niż tylko, gdy wyraźnie mu to rozkazywano, wiedziałby, że oto uczestniczy w wiekopomnej chwili, która prawdopodobnie zapisze się w annałach historii. Ale jak to często bywa, w tamtym momencie nie miał jeszcze pojęcia, do czego w przyszłości doprowadzą obecne wydarzenia.
- Cicho, dzieciaku! - Salazar ponownie użył całej siły swojego głosu, by ten dotarł do uszu Alexandra Selwyna. - Lady Morgano, wiesz, że zawsze możesz liczyć na poparcie Traversów w kierowaniu swojego rodu na właściwe tory, popieramy, pani, twoją kandydaturę i z chęcią wyciągniemy rękę celem polepszenia naszych relacji teraz, gdy ród Selwynów zdaje się odzyskiwać rozum. Nie będziemy jednak popierać insynuacji kierowanych w stronę nestora Rosiera, którego jako rodzinę darzą serdeczną przyjaźnią, dlatego popieramy wniosek o jego uciszenie i jednocześnie wnioskujemy, by kwestią tą zajęła się lady Morgana Selwyn, jako nestorka rodu.
Po tych słowach usiadł i nachylił się do brata. Oczywiście, że popierali Morganę Selwyn, Koronos na nic innego by się nie zgodził.
- Słusznie mówi! - Salazar zakrzyknął jedynie popierając lorda Avery'ego, którzy nie bawił się w owijanie w bawełnę. Co piratowi bardzo przypadło do gustu.
- To nie była żadna konieczność! - Kolejny wybuch emocji nastąpił po słowach Archibalda Prewetta. - Minister ordynarnie układa sobie świat podług własnej, chorej wizji, a wy mu przyklaskujecie i próbujecie usprawiedliwiać jego karygodne zachowanie rzucając oskarżeniami w lorda Tristana Rosiera i lorda Morgotha Yaxleya!
Salazar słuchał słów Tristana potakując pod nosem. Zgadzał się z Rosierem we wszystkich kwestiach, ale nie władał słowem równie sprawnie, by móc mu dorównać. Pozwolił więc przerzucać się pięknymi słówkami kolejnym wypowiadającym się lordom, którzy najwyraźniej odnajdowali dziwną przyjemność w kluczeniu i unikaniu powiedzenia czegokolwiek wprost.
- Czy Nottowie opowiadają się za zszarganiem Skorowidzu, który sami stworzyli?! - Zakrzyknął na słowa Percivala czując rosnącą złość. - To wy, wspierający destrukcyjne zapędy obecnego Ministra jesteście odpowiedzialni za obecną sytuację! Longbottom jest nieudolny i szkodliwy, nie radzi sobie z obecną sytuacją sięgając po niewspółmierne i drastyczne środki! Niech się z nich wytłumaczy!
Salazar lubił krzyczeć. Więc krzyczał. Z całych sił, jakie odnajdywał w płucach przekazywał to, co myślał o chorobie, która toczyła obecnie arystokrację, i która miała nawet imię - Harald Longbottom był szkodnikiem.
- Właśnie, co uczyni ród Nott?! - Poparł ostatnim okrzykiem Amadeusa Croucha siadając z rozmachem na swoim miejscu i wychylając resztę rumu. Buzująca złość była widoczna na jego brodatej twarzy.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 20:36
Tak jest – zawołał głośno, gdy lord Ofer Greengrass zabrał głos w trakcie przemowy lorda Morgotha. Dobrze, że podkreślił on fakt, że przeciwnikiem nie powinni być mugole, a właśnie czarnoksiężnicy. Słowa lorda Malfoya były z kolei oburzające.
Złość przybyła jednak wtedy kiedy w słowo wszedł mu Julius Avery. Natychmiast zacisnął na pięści. Czy konserwatywna szlachta naprawdę tak mocno bała się sprawiedliwości i Ministra? Całe szczęście, że tutaj ze wsparciem pojawił się lord Sorphon.
To wy uznaliście Ministra za wroga! – odpowiedział krótko na niespodziewane wtrącenie. – Nikt nie mówi o upadku arystokracji!
Na odwracanie kota ogonem ze strony lorda Shafiqa i Rosiera zareagował z kolei nieprzyjemnym uśmiechem. Nie chciał tego komentować. Niepotrzebnie strzępiłby język. Wrzawa, którą i tak wywołał była wystarczająca. Pozostali lordowie ładniej mówili. Dopiero słowa lorda Rowle’a głośno skomentował:
Proszę wybaczyć mi to, że ponownie zabieram głos, wasza lordowska mość – tu zwrócił się ponownie w stronę Sorphona, ponownie szukając pozwolenia. – Znaczy, szanowny lordzie, - swoje spojrzenie skierował w stronę Lowela, – najlepiej, żeby czarnoksiężnicy nas poubijali. To w takim razie czego szanowni Państwo – tu skierował swoje słowa do całej szlachty przeciwnej Longbottomowi – czego tak właściwie oczekujecie od Ministra? Całe to zmartwienie z waszej strony jest w takim razie fałszywe, o czym świadczą słowa lorda Avery’ego, którego pozostali czarodzieje, nie będący czystej krwi, „napawają obrzydzeniem”! Martwicie się jedynie o to, żeby Ministerstwo przypadkiem czegoś nie odkryło, mości Panowie! Martwicie się jedynie o samych siebie, a nie o społeczeństwo!
Zaskoczony był natomiast stanowiskiem lady Selwyn. Najpierw zamrugał zaskoczony jej słowami. Zupełnie jak gdyby ktoś obcy znalazł się w jej skórze i przez nią przemawiał. Chwilę zajęło mu zrozumienie tego, co przed chwilą powiedziała. Część jego wujostwa wciąż stała otępiała. Spojrzał zaskoczony na Artura Longbottoma, jak gdyby chciał upewnić się, że się nie przesłyszał. Jakim cudem stanęła przeciwko Ministrowi? Zbliżył się do lorda Sorphona, nachylił się nad jego uchem.
Lordzie nestorze… o czym lady Selwyn mówi? – szepnął mu na ucho. – Selwynowie zdradzają Ministra? J…jak to? – na twarzy wymalowany miał strach. Spodziewał się w końcu tego, że ci staną w obronie Longbottoma, a nie przeciwko niemu. Przecież Selwynowie, od kiedy tylko pamiętał, zawsze mieli pozytywne stosunki z Macmillanami… i z Longbottomami. – Nie powinniśmy zareagować? Sprzeciwić się? To niedopuszczalne, to zdrada wielu lat wspólnej drogi. Naszej, Prewettów, a przede wszystkim Longbottomów.
Nie rozumiał także zawołań w sprawie zjednoczenia. Ten zjazd był przykładem tego, że miał służyć jedynie poróżnieniu. Skoro taki był tego zamiar – niech tak będzie. Słowa lorda Quentina Burke’a o szykanowaniu ich rodu przyjął ze śmiechem. Sami do tego doprowadzili! Zamiast trzymać się prawości, trzymali się nikczemnego i podejrzanego handlu nielegalnymi substancjami!
Jakie kłamstwa… – wymruczał pod nosem. – Najlepiej jest z siebie zrobić ofiarę, którą się nie jest. – Dobrze więc, że wkrótce głos zabrał Artur.
Kolejnym zaskoczeniem była dla niego wypowiedź Lucana. Nie spodziewał się, ze względu na nienawiść, którą darzył Abbotta, że ten stanie po stronie Longbottomów. Największym zaskoczeniem miało jednak okazać się stanowisko jednego z Nottów. Przecież ci stali po przeciwnej stronie barykady, ale jednak mieli jedną czarną owcę w swoim stadzie.
Opa bato – wymsknęło mu się zaraz po tym jak zagwizdał. Z większą rozrywką przyjął tym bardziej reakcję wszystkich Nottów na słowa Percivala, ale także innych członków konserwatywnych rodów. Sensowną wypowiedź dał jedynie lord Ollivander. Reszta, w jego przekonaniu opierała się na urażonym duchu tak zwanych „konserw”.
Słowa Traversa ponowie wzbudziły w nim falę gniewu. Uważnie przyglądał się lordowi, który nie przebierał w swoich słowach, a w dodatku otwarcie popierał stronę tych tak zwanych rycerzy i śmierciożerców, a tym samym po prostu czarnoksiężników.
Wasze zapędy są szalone, lordzie Travers! – wykrzyczał w odpowiedzi. – To wy chcecie wojny! Całe to spotkanie, jak mi się wydaje, dąży do tego, żeby do niej doprowadzić! A w dodatku jawnie popieracie tego tak zwanego „Czarnego Pana”! Wstyd, lordzie Travers! Wstyd! Podpisujecie się swoimi słowami pod pożarem Ministerstwa i śmiercią wszystkich, którzy tam zginęli! Nie ma w tym nic szlachetnego! Powinniście być natychmiast aresztowani, na Merlina! – Był oburzony słowami Salazara. Nie potrafił zrozumieć jak jakikolwiek szlachcić mógł wypowiadać się w taki sposób. – Macmillanowie także żądają tego aby tajemniczy słuchacz się ujawnił – dodał dopiero po chwili, gdy choć trochę nad sobą zapanował.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 8 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 21:03
- Miło widzieć, że choć niektórzy zachowali jeszcze zdolność racjonalnego i samodzielnego myślenia - skomentował wystąpienie Percivala. Nie spodziewał się go, tak jak zapewne większość zgromadzonych. Nott wiele ryzykował, wyrzekając się opinii, którą publicznie ogłosiła jego rodzina. Taka odwaga zasługiwała na pochwałę. - Lordzie Avery, jestem pewien, że nasz wróg ukrywa się zupełnie gdzie indziej. Czyżbyś zapomniał już o okropnych wydarzeniach, które miały miejsce jeszcze nie tak dawno temu? Czy to minister Longbottom jest za nie odpowiedzialny? Czyż nie powinniśmy wszyscy dążyć do tego, aby społeczeństwo żyło w pokoju i poczuciu bezpieczeństwa? Lud Anglii to nie tylko rody szlacheckie, to także osoby o krwi dużo brudniejszej niż nasza. Tak samo jak ty pragnę chronić dziedzictwa swojego rodu, nie mogę jednak zapominać o tych, za których jestem odpowiedzialny. Każdy z nas, ze względu na dzierżoną przez siebie władzę, jest odpowiedzialny za Anglię i za jej mieszkańców. To ty jesteś krótkowzroczny, zamykając się na tę prawdę i wyrzekając się swojego obowiązku, jakim jest wsparcie tego, który pragnie chronić naszych rodaków.
Longbottom w końcu był właściwą osobą na właściwym miejscu. Auror z wieloletnim doświadczeniem, który doskonale wiedział, jak radzić sobie z czarnoksiężnikami. Lucan wierzył, że miał on siłę oraz wiedzę, która była niezbędna do tego, aby w końcu coś zaczęło się dziać. Był zmęczony swoją bezradnością, nawet jako członek Zakonu nie mógł zdziałać tak wiele, jak by chciał - jeszcze nie. Ale oto świeciło światełko w mrocznym tunelu, ktoś, za kim jawnie mogli podążyć i zawalczyć przeciwko śmierci i terrorowi. Nie można było dopuścić do tego, by to światełko zniknęło. Był pewien, że jeśli tylko Longbottom zostanie usunięty ze swojego stanowiska, następną osobą, którą posadzi się na stołku ministra będzie ktoś równie szalony jak Tuft. Albo równie wyrachowany i zakłamany jak Rosier.
- Nie chciałem tego robić, jednak biorąc pod uwagę to, co się tu dzieje, widzę jestem zmuszony. Jestem pewny, że nie ja jeden zdumiałem się sytuacją oraz nagłym i jakże nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, w wyniku którego do zmiany na stanowisku nestora w rodzinie Selwynów doszło tuż przed tak istotnym zgromadzeniem. Czy tylko mnie wydaje się nieco podejrzane, że nikt nie został wcześniej poinformowany o śmierci jednej z głów świętej dwudziestki ósemki? Nie mogę też nie wyznać wprost, że przeraża mnie to, co słyszę z twoich ust, lady Morgano. Od kiedy łączy was tak bliska więź z rodem Traversów? Gdzie podział się silny, ognisty duch Selwynów? Widzę go w oczach Alexandra, którego tak usilnie starasz się uciszyć, na pewno brakuje go jednak w twoich. Tym samym ród Abbott nie wesprze cię na nowym stanowisku, które chcesz zająć. Ponadto... zmuszony jestem wnieść wniosek aby odpowiednie służby ministerialne dokładnie przyjrzały się okolicznościom śmierci poprzedniego nestora Selwynów, sir Fenwicka! - wygłosił z mocą. Bardzo nie chciał myśleć o lordach Essex źle, nie mógł jednak zignorować wszelakich przesłanek, które jednoznacznie wskazywały, że najważniejsza z osób w tej rodzinie wcale nie odeszła z tego świata z powodu nagłej i bardzo gwałtownej choroby. Lucan czuł, że sprawy powoli obierają bardzo zły kierunek. - Jeśli tak wielka tragedia wydarzyła się w waszej rodzinie, kto wie, czy nie było to coś zaraźliwego! Nie chciałbym, aby podobny los spotkał waszych sąsiadów. Jestem pewien, że świeżo mianowani lordowie nestorzy Rosier oraz Yaxley również by tego nie chciał, czy się mylę? - ciężko było nie dostrzec, do czego dokładnie pił Lucan. Lady Morgana obrała przywództwo w swojej rodzinie w dziwnie dogodnym momencie, inni też na pewno to widzieli. Nie zamierzał więc odpuścić tej sprawie, za bardzo szanował zarówno Selwynów, jak i ideę sprawiedliwości, by bezczynnie patrzeć, jak w ich szeregach szerzy się zepsucie. No i jeszcze ci Traversi...
- Ród Abbott wnosi także o to, aby pozwolić młodemu lordowi Alexandrowi mówić - Lucan odszukał wzrokiem młodzieńca, który był obiektem toczonego sporu - Jeśli zebrał w sobie tyle śmiałości, aby rzucić tak odważne oskarżenie, które, jak się okazuje, jest zupełnie sprzeczne z nową polityką jego rodziny, nie można tego zignorować.
Na chwilę obecną nie był w stanie już mu bardziej pomóc.
- Jestem zmuszony zapytać lorda, lordzie Salazarze - to odwrócił się w kierunku sektora zajmowanego przez miłujących morze Traversów - czy słowa, którymi się z nami podzieliłeś na pewno były przemyślane? Czy mówisz poważnie, wychwalając i łaknąc współpracy tego, kogo nazywasz "Czarnym Panem"? Człowieka, który wedle dostępnych nam informacji jest odpowiedzialny zarówno za pożar na Alei Śmiertelnego Nokturnu jak i za podpalenie Ministerstwa Magii, w którym życie utraciło tak wiele osób, w tym między innymi kilkoro arystokratów, których wszyscy tak bardzo chcemy chronić? Czy jesteś pewien, że to właśnie z tym człowiekiem chcesz się bratać? Może masz jeszcze jakieś informacje na temat wspomnianej przez ciebie grupy ludzi, Rycerzy Walpurgii? - Może Travers powinien sobie uciąć krótką pogawędkę z aurorami? - I czy to nie z powodu ich działań obecny minister został zmuszony, aby zezwolić aurorom na korzystanie z jednego z zaklęć niewybaczalnych?


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 21:54
- Być może - gdybyś dał mi szansę, może pojąłbym to nawet teraz dokończył w myślach. Gorzki smak niewypowiedzianych słów wypełnił usta Eddarda, ale nie postanowił powiedzieć ani słowa więcej. Z chłodnym i nieprzeniknionym wyrazem twarzy przysłuchiwał się zarówno cicho wypowiadanym słowom nestora, kolejnemu wystąpieniu braci, jak i na słowach lordów mówiących później. Bacznie obserwował Rosiera - silnego czarodzieja, przy którego boku mogłeś czuć się zwycięzcą. Jednakże gdy staniesz się jego wrogiem z pewnością zmiecie cię z powierzchni ziemi mrugnięciem oka. I chociaż w jego głowie oraz sercu panował chaos i zaledwie centymetry dzieliły jego dłoń od smukłej różdżki znajdującej się w kieszeni płaszcza, to obserwował uważnie właśnie Tristana. Chociaż jemu samemu nowy nestor był kompanem, towarzyszem w walce o wyższe dobro, to w tym momencie, wdając się w dyskusję z oszalałym Percivalem, stał się jego naturalnym oponentem. Niepokój o bezpieczeństwo brata było tym większe iż zdawał sobie sprawę z podwójnego dna tejże wymiany zdań. I chociaż sam hamował chęć obezwładnienia brata zaklęciem to instynkt nie pozwoliłby mu na pozostawienie brata samego sobie, niezależnie od tego jak długo jeszcze będzie mógł tytułować go tym mianem.
I mimo wielkich chęci to kolejne słowa padające na szczycie podsycały jedynie gniew w sercu Neda. Przyczynił się do tego zarówno jego starszy brat, jak i oskarżenia Traversa, który prostym językiem (zbyt prostackim jak na nottowskie uszy) językiem domagał się wymierzenia sprawiedliwości wobec krnąbrnego członka rodu. Na Merlina!
- Co ród zamierza zrobić z zaskakującym występem mego brata leży w gestii rodu i nestora, a nie w pańskiej lordzie Crouch - w końcu przemówił on - jeden z trzech muszkieterów braci Nott. I chociaż jego ton głosu był pozornie opanowany to czarne oczy płonęły z wściekłości, którą próbował zdusić, zaciskając szczęki, wyraźniej rysujące się pod krótko przystrzyżonym zarostem. - Jestem przekonany iż nestor wymierzy sprawiedliwą karę za niesubordynację, ale czy spotkaliśmy się tu, aby sądzić młodych lordów za ich przekonania i niestosowne wypowiedzi. Poza tym, lordzie Crouch nie wydaje mi się, aby odstąpienie jednego członka od stanowiska rodowego zwiastowało rozłam w rodzie, zarówno jeżeli mowa o nas, Nottach jak i Selwynach. Będąc śmiałym w swoich słowach, jestem przekonany, że zarówno szanowna lady Morgana, jak i nasz szlachetny lord nestor Septimus podejmą odpowiednie kroki, gdy dojdziemy do rozwiązania sprawy, w której się tu zebraliśmy - za pomocą eleganckich słów dawał upust swoim emocjom, rzucając nieco wyzywające spojrzenia dwóm lordom, którzy śmieli kwestionować wierność członków jego rodziny Skorowidzowi. Był lwem i jak lew miał zamiar bronić swojej rodziny, całej. - Jednakże sprawiedliwości, o której tak ochoczo wspominają lordowie musi stać się zadość, dlatego zwracam się z prośbą o wyciszenie Percivala Notta do końca obrad - te słowa z trudem przeszły mu przez gardło, ale wierzył, że w ten sposób ochroni brata przed jeszcze większym bałaganem, nie pozwalając mu utonąć w bagnie, w którym i tak zanurzył się po samą szyję. I gdyby kiedykolwiek wątpił w to, że ma serce to w tym momencie przekonał się o jego obecności i to w bardzo bolesny sposób. - Co tyczy się zaś głównego tematu obrad to mogę jedynie potwierdzić słowa mego brata Lysandra i powinszować ministrowi kreatywności oraz zdolności manipulacji, bowiem niekompetencję i mierne wyniki Biura Aurorów ubrał w ciekawą teorię o braku środków do unieszkodliwiania tych, którzy faktycznie nam zagrażają, mimo iż w latach minionych żaden Minister nie podjął się tak zatrważającej decyzji - znowu przerwał, zerknąwszy najpierw na lorda Longbottoma, później na swego nestora, jakby oczekując pozwolenia na kontynuację monologu. - Jednocześnie chciałbym złożyć gratulacje na ręce nowo wybranych nestorów i życzyć sukcesów - kolejna pauza i kolejne spojrzenie na nestora. Czy Nottowie poprą lady Selwyn? - I dlatego chciałbym poprzeć lady Selwyn, wierząc, że poprowadzi godnie swój ród w duchu tradycji i poszanowaniu dla czystości krwi płynącej w żyłach Selwynów - to powiedziawszy zajął miejsce na kamiennym siedzisku. Spełnił swój obowiązek, stanął w obronie rodziny. Teraz przyszło mu czekać na dalszy rozwój wydarzeń, niezależnie od tego jak wielka była jego chęć opuszczenia obrad. Poza tym nie miał nic do dodania, wierząc że Lysander i wuj Perseus wyczerpali temat, a gdyby Nottowie coś jeszcze mieliby do dodania, z pewnością przemówi nestor.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]09.12.18 23:42
Edgara zaczynało męczyć to siedzenie na twardym kamieniu. Starał się uważnie słuchać padających słów, by móc w odpowiednim momencie na nie odpowiedzieć, ale po jakimś czasie to okazało się niemożliwe. Lordowie przekrzykiwali się w kółko powtarzając te same argumenty. Westchnął przeciągle, rozglądając się po coraz bardziej czerwonych twarzach swoich pobratymców. Naprawdę zainteresowały go dopiero słowa lorda Lestrange. - Dziękuję lordzie Lestrange za słowa poparcia. Chyba nadszedł najwyższy czas, żeby ocieplić stosunki naszych rodów - robił to z niechęcią, ale w obecnej sytuacji należało odsunąć dawne konflikty i spojrzeć na szerszy obraz. Po stuleciach wrogości nadeszła okazja, żeby zdobyć nowych sojuszników, a Edgar nie zamierzał tej możliwości odrzucać. - Kim ty w ogóle jesteś i co tutaj robisz? - Zwrócił się do Anthony'ego Skamandera, nie rozumiejąc jego obecności w tym miejscu. - To podobno miało być zebranie przedstawicieli arystokratycznych rodzin - przypomniał, spoglądając na pozostałych obecnych. Nawet nie miał zamiaru odpowiadać na oskarżenia nieznajomego skoro w ogóle nie powinien był pojawiać się w Stonehenge.
Skupił się na słowach swojego brata Quentina, ciesząc się, że postanowił go wesprzeć w tej męczącej batalii. W jego słowach zabrzmiało wiele kłamstw, ale one tylko podkreślały jak wielką farsą było to spotkanie. Z trudnością utrzymał kamienną twarz, maskując parsknięcie śmiechu cichym chrząknięciem. - Jak słusznie zauważył mój brat, przykład naszej rodziny jest dowodem na wadliwą pracę organów ścigania. Nasz drogi kuzyn został niesłusznie przez nich osądzony. Natomiast muszę zasmucić lorda Abbotta, bo udzielona nam pomoc to nie były łapówki, a szlachetne poświadczenia o jego niewinności, za co od razu chciałbym podziękować - powiedział, w miarę możliwości kiwając głową przedstawicielom rodzin, które wysłały odpowiednie listy. Zgadzał się ze słowami lorda Fawleya, z którego rodziną również łączyły ich negatywne stosunki. Nie zamierzał na razie tego zmieniać - to byłoby nierozważne z jego strony, tak rewolucjonizować wielowiekowe relacje na podstawie kilku wypowiedzianych zdań, ale zapisał je w pamięci na przyszłość. - Lord Crouch poruszył ważny temat. Poprzedni minister wyprowadził nas z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, a ten jeszcze bardziej podburza naszą pozycję poza granicami kraju. To tylko kolejny z wielu powodów dla którego każdy z nas powinien opowiedzieć się za wotum nieufności. Dalsza dyskusja nie ma sensu, powiedziano na ten temat wszystko co należało powiedzieć - stwierdził, mając nadzieję, że każdy z obecnych go usłyszał i zrozumiał. Nigdy nie lubił strzępić języka nadaremno, a według niego ta rozmowa powinna się w tym momencie zakończyć, a lordowie rozejść. Padły wszystkie konkretne argumenty, a cała reszta przypominała przekrzykiwanie się małolatów. Edgar miał wrażenie, że jasno wyraził swoją opinię na temat ministra, nie zamierzał się powtarzać.
- Proponuję pozostawienie pogawędek na salony - burknął, słysząc wymianę zdań pomiędzy Nottem i Ollivanderem. Co to miało w ogóle być? Może za chwilę sam wstanie i zapyta się Magnusa czy nie wpadnie z rodziną do Durham na sobotnią kolację?
Jednym z nielicznych interesujących momentów tej dyskusji okazało się wystąpienie Traversa. Z ciekawością obserwował oburzenie malujące się na niektórych twarzach, samemu będąc wdzięcznym za poruszenie tak ważnego tematu, wygłoszenie prawdziwych opinii zamiast mydlenia oczu pięknymi frazesami. Przypomniał sobie słowa wuja Alarica, który podczas ich ostatniej rozmowy jawnie poparł działalność Czarnego Pana. - Lordzie Abbott, lord Travers wyraził tylko swoją opinię, to chyba nie jest karane? Niektórzy popierają Longbottoma, sympatyzującego z mugolakami, inni szukają alternatywy - powiedział dobitnie. Nie bez powodu jego ród był znany z nieokrzesania. Spojrzał tutaj na lorda Avery'ego i nestora Nottów, którzy wyrazili chęć poparcia polityki antymugolskiej. Nowy nestor Selwynów niby też ją wyraził pomiędzy wierszami, ale Edgar sam nie wiedział co o niej myśleć.
- Podzielam obawę lorda Rosiera. Nie mam pewności czy uda się lady przekonać resztę rodziny do tych, bądź co bądź słusznych, poglądów. Do tego potrzebna jest silna ręka - powiedział, spoglądając na lady Morganę. Podziwiał jej odwagę i chęć władzy, ale nie był przekonany czy jest odpowiednią osobą na tak ważnym stanowisku. W obecnych czasach nie można było pozwolić na eksperymenty.
- Lordzie Ollivander, patrol egzekucyjny na pewno zna jego tożsamość skoro go tutaj wpuścił - powiedział z przekąsem. Przecież tak wierzyli ministrowi, dlaczego więc nie ufali ministerialnym służbom bezpieczeństwa? - Ja wolałbym usłyszeć głos lorda Longbottoma skoro toczy się tutaj dyskusja na jego temat - ma zamiar tak milczeć do końca spotkania?

[bylobrzydkobedzieladnie]


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens



Ostatnio zmieniony przez Edgar Burke dnia 10.12.18 23:25, w całości zmieniany 1 raz
Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]10.12.18 15:33
Słuchałem uważnie wystąpień wszystkich lordów, a także jednej lady, która chciała mianować się nestorem Selwynów. Być może za późno zauważyłem ponaglający wzrok sir Acruxa, a może sam skupiłem się na padających słowach oraz dość kontrowersyjnych zdarzeniach, by nie zareagować w porę. To nie było istotne. Obserwowałem wszystkich zdeterminowany do zebrania jak największej ilości informacji, nie tylko z niosących głos wypowiedzi, ale też gestów, choć sprawa była utrudniona przez odległości dzielące poszczególne sektory. Wreszcie wstałem i ja, orientując się, że wszelkie spisane przemówienia nie miały racji bytu. Nie w tym chaosie, przekrzykiwaniu się wzajemnie oraz udowadnianiu swojej racji. Nie było w tym nic złego, choć nie spodziewałem się wymiernych skutków tych wszystkich argumentów. Longbottom nie wyglądał na kogoś, kto zamierzał odpuścić lub choćby wysłuchać tego wszystkiego. Może nawet uciął sobie drzemkę, mając nas w głębokim poważaniu. Tylko Alphard na chwilę wybudził go z marazmu, ale także i on nie dał rady wyciągnąć z ministra nic więcej ponad jedno słowo.
- Sugerujesz, lordzie Greengrass, że lord Leon Yaxley wykazał się bezmyślnością i opieszałością przekazując przywództwo nad rodem swojemu synowi? Cytując, młodemu i z opaską na oczach? – zapytałem wprost, ale to nie miał być koniec wyrazu mojego sprzeciwu wobec obrażania mojej rodziny. Teraz związaną silniej niż kiedykolwiek. – To dość odważne słowa w kierunku do kogoś, kto przez kilka lat poświęcał się pracy w twoim rezerwacie sir – dodałem lekko. – Skąd więc wynika ta surowa ocena? Może ze złości, że lord Morgoth przeszedł do konkurencyjnego rezerwatu w Kent? – dopytywałem dalej, ale z mąceniem wody to dopiero się rozkręcałem. – Nie muszę chyba przypominać o wielkim odkryciu w dziedzinie magicznych stworzeń jakie dokonało się nie tak dawno temu. Mowa oczywiście o odnalezieniu wymarłego ponoć gatunku smoka. Z tego co się orientuję, to odpowiedzialni za ten niewątpliwy sukces w większości są pracownicy rezerwatu podległego Rosierom. Czyż nie zżera lorda zawiść oraz zazdrość w związku z umniejszoną rolą Greengrassów w tym historycznym zdarzeniu? – kontynuowałem. – Śmiem wręcz twierdzić, że rozeźlony porażką Peak District specjalnie napuścił lord obecnego ministra zarówno na rezerwat w Kent jak i trolle należące do rodziny Yaxleyów. W ramach zemsty. Bo te wydarzenia zbiegły się wyjątkowo w czasie, zaś widząc poparcie twojego rodu sir dla lorda Longbotoma jestem skłonny uwierzyć, że nic nie dzieje się w naszym świecie przypadkiem. Zaś lord Harold zachęcony sukcesem oraz poparciem części szlachetnych rodzin postanowił iść za ciosem i upiec wiele pieczeni na jednym ogniu, pragnąć dorwać od dawna znienawidzony ród Burke, a także nas Blacków i Crouchów, by całkowicie podzielić arystokratyczną socjetę – zakończyłem jeden z wątków. Odważnie, ale chciałem ich jakoś sprowokować do mówienia, być może do przejrzenia na oczy. Poniekąd broniłem Rosierów, co sugerowało, że właśnie skończył się świat. Ale tutaj wszyscy członkowie rodzin konserwatywnych byliśmy swoimi sojusznikami w walce z ślepą opozycją. I byliśmy członkami Rycerzy Walpurgii, musieliśmy się wspierać. Zresztą nie tylko my graliśmy nie fair, jak widać. Druga strona starała się wybielić, ale szło im to wyjątkowo nieudolnie.
Potem postanowiłem zwrócić się bezpośrednio do wszystkich zwolenników tolerancji i ministra, choć wątpiłem, że jakiekolwiek argumenty dotrą do ich ciasnych umysłów.
- W imieniu Blacków chciałbym wyrazić ubolewanie dla waszych poglądów drodzy lordowie i drogie lady. Podane zostało już wiele argumentów przyrównujących zarządzenia sir Longbottoma do dekretów zmarłej Wilhelminy Tuft. Jednak wy pozostajecie na nie ślepi. Z początku sądziłem, że to tylko głupota, ale zastanawiając się nad tym dłużej doszedłem do wniosku, że to zwykłe wygodnictwo. To nie wy się przecież musicie obawiać o swój dobytek, o prywatność. To nie do was wejdą z buciorami pracownicy ministerstwa, to nie wam będą zatruwać życie. Bo wy uśmiechniecie się do Longbottomów, powiecie im kilka gładkich słówek i będziecie żyć jak pączki w maśle. Stanowicie klikę, która dodatkowo zaprzecza, że nią jest. Sami wykazujecie się horrendalną hipokryzją. Ale my nie damy sobie zamydlić oczu tą propagandą. Nie zauważacie, że z prześladowań tak ukochanych wam mugoli brniecie w prześladowania szlachty, pragnąć zrównać ją z ziemią. To naprawdę zastanawiające – powiedziałem, autentycznie zmartwiony poziomem jaki reprezentowali. Tak niskim, że aż szkoda było strzępić język, a jednak to robiłem, w naiwnej nadziei, że coś się zmieni. – Jest to zastanawiające o tyle, że przecież lord Shafiq podał wam doskonałe rozwiązanie na wasze bolączki. Zrzeknijcie się tytułów i bogactw, własnego dziedzictwa i idźcie w świat rozdając majątek potrzebującym. Parujcie się z mugolami, czarodziejami mieszanej krwi i pomstujcie na wyższy stan. Co was powstrzymuje skoro przecież arystokracja jest ponoć wylęgarnią zepsucia? Nikt wam nie każe w tym tkwić. A jednak popieracie człowieka, który za nic ma tradycję i to, że miał szczęście urodzić się w dostatku, nie w biedzie. Idźcie w ślady Weasleyów, których tu dzisiaj z nami nie ma, a z którymi poglądami się utożsamiacie – mówiłem pewnie. – Ale nie zrobicie tego, bo tak jest wygodniej, łatwiej. Będziecie twierdzić, że musicie bronić uciemiężony świat przed nami zwyrodnialcami, ale przecież możecie to robić równie dobrze z parteru. Z tego co zauważyłem, to skaczecie wysoko i kąsacie bez wyrzutów sumienia – dopowiedziałem, zerkając na Alexandra, potem na Percivala. Nie optowałem za tym, by ich wszystkich uciszyć, bo byłoby to podejrzane, ale z drugiej strony może konieczne. Westchnąłem ciężko. – Ród Black także oczekuje czynów, nie tylko pięknych słów, lady Morgano – rzuciłem, bo czułem, że akurat do tej kwestii powinienem się odnieść. – Podchwytując sugestię lorda Rosiera chciałem ogłosić, że Blackowie nie dołożą ani knuta do odbudowy ministerstwa rządzonego przez zdrajcę szlachetnej krwi oraz nieudolnych w swej pracy aurorów, nie wspomogą jego działania też w żaden inny sposób. – Znów musiałem powołać się na Rosierów, to chyba już krok do wydziedziczenia z rodziny. Jednak zamiar był szczytny, miałem nadzieję, że lord Acrux zrozumie moje słowa. Spojrzałem przy tym znacząco na nielubianych Crouchów oraz na naszych sojuszników, Malfoyów w nadziei, że również poprą tę decyzję, bo to my mieliśmy większość wpływów w Ministerstwie. Wierzyłem, że nawet jeśli nie ostudzi to temperamentu opozycji, to przynajmniej będziemy w stanie odseparować się od tych wszystkich Abbottów i innych Longbottomów, stanowiąc niejako o sobie samych. – I na koniec, by formalnościom stało się zadość, Blackowie popierają wotum nieufności wobec obecnego ministra – stwierdziłem na koniec, kiwając głową. Miałem nadzieję, że wszystkie padające z moich ust słowa mimo wszystko spotkają się z aprobatą lorda nestora oraz naszego ojca.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]10.12.18 20:37
Zanim jeszcze skończył mówić, rzesza postaci zaczęła zabierać głos. Większość z nich wciąż oscylowała przy konserwatywnych poglądach, mniejszość obierała modernizm jako coś obowiązkowego, nieuchronnego, jedynego i chociaż wciąż pozostali w mniejszej grupie - byli zdecydowanie zbyt liczni. Morgoth obserwował ich przedstawicieli, zauważając z niepokojem, że tak długo wmawiali sobie te kłamstwa, że w końcu w nie uwierzyli. Żaden szanujący się ród, mówiący o tym, że zachowuje czystość linii, nie powinien był wspierać promugolskiej polityki. Nikt przy zdrowych zmysłach nie dążył do autodestrukcji, ale jednak ów zaćmionych wizjami Longbottoma odnalazło się całkiem sporo. Spojrzał na lorda Greengrassa, który wcześniej wszedł mu w słowo i który nie bał się nie tyle podważyć kompetencji Morgotha, ale również i decyzję byłego nestora rodu Yaxley. Z szybszą odpowiedzią ruszył Lupus, którego słowa zlewały się z argumentacją, którą wypowiedziałby na głos on sam. Nie zaskoczyło go to pod żadnym względem, bo wraz z kuzynem posiadali silne poczucie rodzinnej więzi pomimo polityki, która niegdyś skłóciła ich oba rody. Teraz się to zmieniało. Hardość Lupusa i ostre słowa nie były w stylu Yaxleya, wszak uformowałby przemowę w inny sposób, lecz nie mógł się nie zgodzić z tymi słowami. Nie zamierzał jednak dodawać do nich nic więcej. - Lupusie. - Wstając, spojrzał na uzdrowiciela i skinął mu głową w wyrazie uznania oraz wdzięczności. Na jakiekolwiek dalsze słowa między Blackami a Yaxleyami miały jeszcze poczekać. Z loży kuzyna Morgoth przeniósł spojrzenie na oddalonych po przeciwnej stronie arystokratów z łatwością odnajdując swego dawnego pracodawcę. - To prawda, co mówisz, lordzie Greengrass. Jestem wśród was najmłodszy. Dlatego jako jedyny uczęszczałem do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdy władzę na stanowisku dyrektora sprawował Gellert Grindelwald. Wiem, czym jest dyktatura, ciemiężenie - znam je z własnego doświadczenia. Odnajduję te same cechy również i teraz - w rządach aktualnego Ministra Magii. I nie zamierzam milczeć tylko dlatego, że, według ciebie, nie osiągnąłem odpowiedniego wieku - urwał, nie odrywając wzroku od mężczyzny.  - Mówisz, że mugole nie stanowią zagrożenia. A jednak są przykłady z ostatniego czasu pozbawienia życia członków naszego społeczeństwa z mugolskiej broni. Eskalacja magii, nad którą Minister Magii nie zamierza zapanować, wprowadza chaos, a podczas chaosu niełatwo o arogancję. O błąd nie do naprawienia. Lord Parkinson słusznie wspomniał o szalejących wciąż anomaliach. Ani teraz, ani pod batutą wcześniejszych Ministrów nie zostały one ujarzmione, terroryzując mieszkańców. Nikt też nie mówił o ataku. Otwarcie się na mugoli, sprawi, że sami ten atak wpuścimy. Już to robimy. Nawołuję więc do reakcji i obrony. Podkreślasz, że są osobami niemagicznymi. Niech i tak zostanie. Nie zamierzam ingerować w ich świat; niech oni nie ingerują w mój - przerwał, pogłębiając nieporuszany wcześniej temat. Nie zamierzał poświęcać mu zbyt wiele czasu. Wciąż wszak był człowiekiem zwięzłych wypowiedzi i nie widział sensu nad zbytecznym rozwlekaniem. Jego głos jednak był spokojny, podobnie jak ruchy oraz dystans. Zdawać by się mogło, że nic nie jest w stanie go poruszyć. Dopiero po chwili ciszy kontynuował: - Ostatnio poruszana jest kwestia moralności - tego, co właściwe i niewłaściwe. Czasami granica jest wyraźna. Czasami zamazana. Nie zapanowano nad anomaliami. Nie zapanowano nad przemocą skierowaną ku obywatelom. Wprowadzono stan wojenny. Wprowadzono do użytku zaklęcie odbierające życie. Nie zamierzam tego trywializować ani łagodzić, bo to jest niezwykle ważne. Stanowią niepodważalne fakty, o których wszyscy zdajemy sobie sprawę. Nie zgadzam się na żadne samosądy. Ów czarodzieje władają zaklęciami niewybaczalnymi - czym różnią się od nich ci posłani przez Ministra? Dobrą wolą? Czystością serc? Czym różnić się będzie ich morderstwo, od tego rzuconego różdżką czarnoksiężnika? Czyżbyście zapomnieli, że ci sami aurorzy pracowali pod batutą wspomnianej już wcześniej Willhelminy Tuft? Czy nie wykonywali i jej szalonych rozkazów? Twierdzisz, że jedynym, słusznym wyjściem jest pozwolenie im na używanie zaklęcia umożliwiającego mord? Zezwolono na zabijanie. A ten człowiek, Harold Longbottom, wyraził na to zgodę. To jest fakt. To jest prawda, która nie przedstawia oceny moralnej. Ten fakt informuje jak jest. Nie co myślimy ani co czujemy. To, co jest. To, co czuł Harold Longbottom, gdy wprowadzał te zarządzenia, bez względu na to czy jest dobry czy zły, nie ma nic do rzeczy. Chodzi tutaj o fakty i tylko o nie. Minister twierdzi, że działał w obronie społeczeństwa, podczas gdy fakty temu przeczą. Na tej podstawie nikt nie jest w stanie im zaprzeczyć i nie potrzeba nam znać intencji, gdyż są one jedynie odczuciami. Polityka, którą wyprowadził, zagraża nam, społeczeństwu. Na podstawie prawa, którego przyrzekliśmy przestrzegać, musi zostać odsunięty od władzy. Twierdzisz, że bez Harolda Longbottoma twój ród nie przetrwa? Że jest jedynym człowiekiem zdolnym obronić twoją rodzinę? Nie oddam suwerenności ludzi, za których odpowiadam, pod władanie kolejnego Ministra Magii, który przyzwala na mordowanie obywateli, których jak twierdzisz, chce chronić. Których nazywasz ofiarami. Twe słowa wciąż będą miały ważność, gdy będziesz grzebał jednego ze swych krewnych? Jaką więc sprawiedliwość w tym odnajdujesz? Masz rację, lordzie, że daleko mi do twojego wieku, lecz nie boję się stanąć przeciwko dyktaturze. Yaxleyowie nie boją się wyjść spoza samozwańczej opieki Harolda Longbottoma. Nie mogę również tolerować tych, którzy nie potrafią bronić najbliższych. W gronie nawet neutralnym. Nie widzę też powodu, jak sam podkreślasz, do kontroli ziemi moich przodków. Nie zastosuję się do tego rozkazu.
Nie odniósł się do słów młodego Selwyna. Opowiadał się przeciwko aktualnemu opiekunowi, obrzucając wyższych w hierarchii oskarżeniami, nie dostrzegając bezmyślności tych działań. Nie przemyślał wszystkich opcji, lecz tak długo jak rozbrzmiewał jego głos, nie mogli kontynuować istotnych dyskusji. Wspomnienie Lucindy wywołało chwilowe spięcie u Morgotha, lecz nie zareagował. Jedynie przeniósł uwagę na kobietę, która prócz słów nie zrobiła nic, by opanować krewniaka. - Lady Selwyn. Za głosem poprzedzających mnie wnoszę o uciszenie lorda Selwyna. - Nie powiedział więcej. Nie skomentował też słów Ollivandera, który próbował wyłuskać słuszność z rozkazów Longbottoma. Inni podjęli ów potyczkę, lecz sam nie wyrażał gorącego zainteresowania, woląc wsłuchiwać się w prowadzone dysputy. - Nasze rodziny dzielą skrajne poglądy, dlatego nie mogą pozostawać w aktualnych stosunkach - powiedział jedynie, kierując swoje słowa w stronę nestora Ollivanderów, nie zamierzając nawet przyjmować odmowy. Nie mógł tolerować takiego podejścia między biernymi rodami. Nie było na to miejsca. Salazar Travers charakterystycznie dla swej rodziny podchwycił temat wojny, a także Rycerzy Walpurgii. Póki co Yaxley nie zamierzał się w to wplątywać, gdy głównym tematem spotkania była władza Longbottoma - pozostałe kwestie mogli poruszyć w późniejszym czasie. Nie chciał tracić czasu na kolejne wypowiedzi Macmillana, w których treść ciężko było mu uwierzyć i zrozumieć. Jego osoba jedynie potwierdzała jak ów rodzina nie odnajdywała się w realiach przypisanych szlachcie. To dopiero wypowiedź Abbotta sprawiła, że zdecydował się zareagować. Groźba, która wybrzmiała z jego ust, winna nigdy nie paść - po kimś kto zagłębiał się w prawie, takiej ciemnoty się nie spodziewał. - Sugerujesz lordzie, że odpowiedzialność za następną śmierć nestora będzie prowadziła ku twoim ziemiom? - wypowiedział każde słowo spokojnie, lecz jego głos przepełniony był lodowatą wrogością. - Pozwól, że polityką i bezpieczeństwem mojej rodziny zajmę się sam. Nie wątpię, że lord Rosier również nie potrzebuje rad w tych kwestiach - umilkł już, nie chcąc nawet kontynuować tego haniebnego wątku. Abbott chyba stanął w szrankach z Selwynem, by przeganiać się w bezmyślności i absurdzie.
[bylobrzydkobedzieladnie]



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.



Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 10.12.18 22:42, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Strona 8 z 24 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 16 ... 24  Next

Ruiny Stonehenge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach