Temat umożliwia uzupełnienie kart postaci poprzez dodanie fragmentu opisującego to, co działo się przez cały fabularny rok pełen tragedii, zmian i niespodzianek. Każdy gracz, którego postać ukończy rok fabularnej aktywności (będzie to sprawdzane na podstawie wsiąkiewek - miesiąc, w którym postać posiada pierwszy ukończony wątek opisany we wsiąkiewce, będzie uznany za pierwszy miesiąc jej fabularnej aktywności), może w 600-1000 słowach opisać jej dotychczasowe perypetie z uwzględnieniem wydarzeń dla niej najważniejszych i takich, które mogą się przydać przy ustalaniu relacji. Nie istnieją inne wymagania, aktywność postaci nie musi być ciągła ani obecna w każdym miesiącu, jeśli tylko jesteście w stanie opisać jej roczne perypetie na przynajmniej 600 słów, możecie to zrobić.
W momencie, w którym postać ukończy fabularny rok (dla przykładu: postać będąca na forum od początku, a więc od lipca 1955 r. może dodać swoje uzupełnienie w chwili rozliczenia majowo-czerwcowej wsiąkiewki), może skorzystać z poniższego kodu i wkleić w tym temacie opis swoich losów; następnie zostaną one sprawdzone i zaakceptowane, a potem wklejone do Waszych kart postaci. Nagrodą za utworzenie zaakceptowanego uzupełnienia karty jest 1 punkt biegłości.
Fabularny miesiąc końcowy musi zgadzać się z aktualnie trwającym miesiącem fabularnym lub miesiącem trwającym w okresie ubiegłym. W przypadku nieumieszczenia aktualizacji karty w terminie, okres ten wydłuża się o kolejne minione miesiące, musi je uwzględniać, a aktualizacja postaci wymaga rozliczenia aktualnych wsiąkiewek.
Przy rozpisywaniu podsumowania fabularnego roku postaci możliwe jest przesunięcie do 5 punktów statystyk do innych dziedzin lub do reszty (za fabularnym uzasadnieniem bazującym na tym, co zostało rozpisane w podsumowaniu).
Podsumowanie można umieścić za każdy rok fabularnej aktywności, jednak w przypadku, kiedy poprzednie podsumowanie z powodu spóźnienia obejmuje okres dłuższy niż rok, kolejny rok liczony jest od zakończenia tego podsumowania.
- Kody:
- Obowiązkowo:
- Kod:
<div id="up"><div id="up2">
<h6>Sierpień '55 - Wrzesień '56</h6>
<div id="kp"><div class="mFabRok">[b]Orientacja polityczna[/b]: aktualne poglądy polityczne postaci, ich zmiana, powody, wsparcie organizacji
[b]Ścieżka kariery[/b]: awanse, zmiany stanowiska, zakończenie nauki
[b]Rozwój[/b]: fabularny opis rozwiniętych statystyk i biegłości
[b]Więzy krwi[/b]: zmiany w obrębie rodziny, stanu cywilnego, uśmierconych bliskich
[b]Zyskane znamiona[/b]: blizny, znamiona zyskane w trakcie rocznej fabuły</div>
<img src="LINK DO OBRAZKA" class="obr">
<p>Tekst
</p></div></div></div>
Nieobowiązkowo - do wyboru, poniższy kwestionariusz nie wlicza się w limit słów i można go nie uzupełniać wcale, uzupełnić wybiórczo lub uzupełnić cały w zależności od potrzeb i rzeczywistych zmian, jakie zaszły w postaci.- Kod:
[b]Miejsce zamieszkania[/b]:
[b]Znaki szczególne[/b]:
[b]Patronus[/b]:
[b]Patronus - dokładniejszy opis[/b]:
[b]Bogin[/b]:
[b]Amortencja[/b]:
[b]Ain Eingarp[/b]:
[b]Pasja[/b]:
[b]Quidditch[/b]:
[b]Aktywność[/b]:
[b]Muzyka[/b]:
[b]Statystyki[/b]: możliwość zmiany do 5 punktów - za fabularnym uzasadnieniem zarówno zapomnienia jak i rozłożenia (chyba, że punkty zostaną dodane do reszty)
Sierpień '55 - Wrzesień '56
Ścieżka kariery: Została szefową biura aurorów, a potem ministrą.
Rozwój: Porzuciła czarną magię, zgłębiając się w sztukę obrony przed nią, ponadto poświęciła się sztuce malunku, osiągając w tej dziedzinie mistrzostwo.
Więzy krwi: Wyszła za mąż i urodziła trojaczki.
Zyskane znamiona: Zyskała szramę po czarnomagicznej klątwie nad lewym okiem w starciu z dawnymi sprzymierzeńcami.
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Nunc lacinia ipsum sed lorem ultrices tincidunt. Suspendisse fringilla, mauris at posuere sodales, odio turpis hendrerit justo, eget maximus libero massa congue mauris. Donec at sodales quam. Curabitur rutrum dolor ante, malesuada malesuada tortor egestas vitae. Donec vulputate consectetur leo, eu porta sem porttitor et. Proin gravida magna ex, vitae malesuada elit interdum ac. Aliquam at viverra nunc. Nullam imperdiet justo mi, placerat finibus est vehicula nec. Curabitur porta ante quis tempus pharetra. Nullam a turpis quis dui imperdiet pulvinar. Vestibulum ante sapien, euismod at augue ac, bibendum hendrerit eros. Cras ligula augue, euismod et nisi non, sodales faucibus ligula. Morbi eget tortor tristique, suscipit nibh eu, luctus dolor. Cras aliquet varius viverra.
- akcept:
Maj '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: moje poglądy politycznie nie uległy zmianom, nie popieram żadnej ze stron konfliktu; ze względu na swoją pacyfistyczną naturę nie zamierzam walczyć ani o tolerancję, ani o jej brak;
Ścieżka kariery: w maju '56 zszedłem na ląd i od tej pory nie mogłem znaleźć sobie stałego miejsca w żadnej załodze, łapałem się różnych prac, a ostatecznie zająłem się malarstwem; współpracowałem z rodem Prewettów konserwując freski w rodzinnym dworze oraz malując nestorski portret lorda Archibalda, zaś mniej więcej w połowie listopada '56 zatrudniono mnie w magicznym balecie Rosierów
Rozwój: rozwinąłem się w obrębie Sztuk Pięknych - zainteresowałem się literaturą, rzeźbą oraz fotografią; chyba już tak nie fałszuję jak kiedyś; przez słuchanie radiowych audycji dowiedziałem się co nieco o muzyce; przez fakt, że korzystam z transmutacji przy ożywianiu obrazów, podniosły się moje umiejętności z tej dziedziny; nauczyłem się kilku nowych tanecznych ruchów, zaś moje ciało nabrało sprężystości; przyjaciel pokazał mi jak prowadzić mugolskie samochody
Więzy krwi: w kwestiach rodzinnych nie zanotowałem żadnych zmian
Zyskane znamiona: brakW maju '56 zszedłem na ląd i był to moment przełomowy, kolejny niefortunny przypadek, który pociągnął za sobą inne; chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałem, że powrót na morze okaże się aż tak trudny, a ostatecznie zwyczajnie niemożliwy. Rozpadła się wówczas załoga Traversa, pomimo wieloletniego doświadczenia w żegludze żaden inny kapitan nie chciał mnie u siebie na stałe - naprawdę próbowałem, pobiłem się w portowej spelunie o miejsce na statku, ale chuj to dało, wyszedłem stamtąd z pustymi rękami i obitym ryjem (chociaż szala zwycięstwa w ostatniej chwili przechyliła się na moją korzyść). Wcześniej to demony przeszłości złamały mi nos; Mii nie widziałem... kilka długich lat, a nasze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych i chociaż w pewnym momencie poczułem te legendarne motyle w brzuchu, to tamtego wieczora widzieliśmy się po raz ostatni - moja Jaskółka rozmyła się w mroku deszczowej nocy, a ja nie zdążyłem jej złapać.
Chwilę później okazało się, że straciłem także mieszkanie. Przeklęty Joe jebał mnie już od jakiegoś czasu przewalając na alkohol i dziwki wszystkie pieniądze, które wysyłałem mu, żeby opłacał nam chatę (na szczęście ledwie kilka miesięcy później pomocna pięść Ogdena pomogła mi odzyskać hajs). Wylądowałem na bruku, z całym dobytkiem upchniętym w plecaku i klatką z sową. Tak zaczęła się moja tułaczka po różnych miejscach. Wpierw zawitałem w skromne progi przyjaciółki z czasów szkolnych. Przyjęła mnie w jednym ze swoich przytulnych pokoików. Może w tamtym okresie potrzebowała towarzystwa, skoro tragedia dotknęła jej najbliższą rodzinę. Miałem zostać kilka dni, ale te szybko zmieniły się w kilka kolejnych, aż dwóch kretynów wywaliło mnie stamtąd na zbity pysk. Bez wiedzy Leanne; to nie jej wina, powinienem był ruszyć dalej i być może potrzebowałem kopa na rozpęd. Z braku lepszego pomysłu wróciłem do rodzinnego domu, chyba głównie po to, żeby mieć gdzie składować rzeczy. W połowie lata los się do mnie uśmiechnął i znowu stawiałem stopy na pokładzie statku, zabierając ze sobą "swojego młodszego brata"... To znaczy, nie byliśmy spokrewnieni, ale Oscar naprawdę bardzo chciał ruszyć w podróż i nie mogłem mu odmówić; wcisnąłem kapitanowi bajeczkę, że jesteśmy sierotami i nie mam co zrobić z młodym, a on pozwolił mu dołączyć do swojej załogi. Niestety, pod tą banderą służyliśmy tylko podczas krótkiego rejsu do Calais i z powrotem. Później znowu musiałem radzić sobie na ulicy - kradłem, oszukiwałem, spłaciłem kilka starych długów, odnowiłem niektóre znajomości, a nawet stałem się głównym bohaterem piosenki napisanej przez samą królową Agryll!
Nie wiem kiedy dokładnie Ernie zaprowadził mnie do Rudery, ale mieszkałem tam już na jesień, a nawet wziąłem się za remontowanie mojego pokoju. Z pomocą przyjaciółki (słodka Gwendolyn, ile jeszcze razy mnie odrzucisz?) wymalowaliśmy na ścianach kosmos - od tej pory zasypiałem przyglądając się gwiezdnym konstelacjom i muszę przyznać, że przyjemnie było mieć świadomość posiadania własnego kąta. W październiku trafiłem na pokład Syreniego Lamentu - była to moja ostatnia podróż, która skończyła się katastrofą. Statek zatonął, wyjść cało z tej przygody udało się tylko nielicznym - po tamtych wydarzeniach na moment stałem się portową legendą i piłem za darmo wszędzie tam gdzie się pojawiałem. Z kolei w listopadzie wraz z jedną gorącą blondyną zagościliśmy na okładce Czarownicy - to było szalone; wszystko przez niesforne domowe skrzaty oraz amortencję. Tamten miesiąc przyniósł ze sobą wiele innych zmian - pierwszy raz trafiłem do Ogniska Artystycznego; pod fałszywym nazwiskiem nawiązałem współpracę z nestorem rodu Prewettów oraz zatrudniono mnie w Fantasmagorii, gdzie miałem stworzyć scenografię do jednego ze spektakli (chyba wyszło całkiem nieźle, skoro trzymam się tam do tej pory). Spędziliśmy urocze święta w Ruderze i szalonego Sylwestra w Dolinie Godryka, podczas którego zostałem zwycięzcą loterii i mogłem zaśpiewać na scenie z Celestyną Warbeck; nie pamiętam co było później, film mi się urwał podczas toastu.
Na początku stycznia pokazałem swoje obrazy na Salonie Niezależnych, czyli wystawie skierowanej do wszystkich tych, którzy z różnych powodów nie mogli zawisnąć w znaczących galeriach magicznego świata. Wszystko zaczynało się układać, chociaż wewnętrznie czułem się gorzej, pozbawiony możliwości fruwania po świecie. Pękłem wraz z końcówką marca, a czarę goryczy przelał fakt, że złapałem wenere od jakiejś szmaty. Chorobę udało się wyleczyć, ale mnie i tak nie chciało się żyć, z dnia na dzień było coraz gorzej, chociaż mniej więcej w tamtym okresie wszedłem w posiadanie domowego skrzata i z powodzeniem zarejestrowałem różdżkę. Czułem jednak, że głównie wegetuję, a po upadku Rudery, w maju bieżącego roku, na chwilę zniknąłem, włócząc się głównie po nadmorskich mieścinach i nie utrzymując kontaktu z nikim. Musiałem wrócić, skuszony przez panią Pinkstone możliwością wystawiania w duecie z lordem Ollivanderem. Znowu zawitałem do portu, gdzie głównie upijałem się do nieprzytomności i właśnie podczas jednej z libacji wpadłem w ramiona Philippy. Może nie mogła patrzeć jak się staczam, może potrzebowała towarzystwa, ale przygarnęła mnie i od tej pory siedzimy razem - ja, ona, niuchacze, sowy, skrzat i psidwak, niezła zgraja, co? Chyba jest już lepiej.
+
- akcept:
Maj '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: promugolska, Gwen stała się sojusznikiem Zakonu Feniksa
Ścieżka kariery: zakończyła prace w Muzeum Brytyjskim, zaczęła współprace z pismem „Czarownica” oraz rodem Macmillanów. Wciąż wykonuje prywatne zlecenia.
Rozwój: Gwen rozwinęła się wszechstronnie, zdobywając większe umiejętności w dziedzinie obrony przed czarną magią, uroków oraz eliksirów; rozwinęła swoją wiedzę na temat magicznych stworzeń i zielarstwa.
Więzy krwi: -
Zyskane znamiona: -Pierwsze miesiące życia Gwen w stolicy były czasem swoistej stagnacji. Od maja do sierpnia 1956 roku pracowała w Muzeum Brytyjskim, wykonując prywatne zlecenia, ucząc się samodzielnego życia – po raz pierwszy była pozostawiona sama sobie, z dala od rodziny i szkoły.
Początek jesieni zaczął jednak przynosić zmiany w życiu panny Grey. Jej sytuacja życiowa stała się na tyle stabilna, że dziewczyna powoli zaczęła szukać kontaktu z ludźmi, otwierać się na świat i panującą sytuację polityczną, z dnia na dzień zyskując coraz większą świadomość otaczającego ją świata. Odnowiła znajomość ze swoją pierwszą szkolną miłością, Bertie Bottem. Natrafiła także na Johnatana Bojczuka, przyjaciela z czasów szkolnych, który to od tego czasu stał się jej artystycznym powiernikiem. W tym miesiącu także napotkała na swojej drodze kilkuletniego Heatha Macmillana, prędko zaczynając dorywczą pracę jako jego nauczycielka.
Październik przyniósł kolejne zmiany. Gwen zauroczyła się w aurorze, Arturze Longbottomie. Znajomość ta, połączona ze zmianami politycznymi w kraju, zmotywowały malarkę do szkolenia swoich magicznych zdolności. Longbottom stal się pierwszym nauczycielem malarki w dorosłym życiu, początkowo będąc główną motywacją do przyłączenia się do Klubu Pojedynków. Malarka ponad wszystko chciała, aby ktoś był z niej dumny, a z powodu braku bliskiej rodziny zaczęła transferować tę potrzebę na Artura.
Znajomość z szlachcicem nie trwała jednak długo. W grudniu 1956, gdy na jaw wyszło, że mężczyzna jest żonaty, Gwen straciła z nim kontakt. Rozstanie, choć bolesne, zostało przez malarkę dość szybko zaakceptowane: panna Grey nie znała Artura zbyt długo. Niemniej, to ta relacja była pierwszym kamieniem milowym, dzięki której dziewczyna zaczęła bardziej interesować się polityką i zaczęła czuć się coraz gorzej ze swoją biernością. W końcu to tacy jak ona – mugole i mugolacy – byli potępiani przez obecny rząd. Gwen nie zaprzestała nauki czarów mimo trwających wokół anomalii, coraz bardziej wsiąkając w magiczny świat. Rozwijała się możliwie wszechstronnie, czarując i warząc eliksiry. Choć dalej pracowała w niemagicznej części muzeum wśród jej znajomych oraz klientów zaczęli coraz bardziej dominować czarodzieje.
W trakcie imprezy sylwestrowej organizowanej w Dolinie Godryka Gwen przepadkiem dostrzegła podejrzane sylwetki i razem z nowo poznanym Keatem ruszyła ich śladem. Okazało się, że udało im się zatrzymać ludzi, mających niecne plany względem całego wydarzenia. Była to pierwsza sytuacja, w której panna Grey użyła nabyte umiejętności w codziennym życiu, co jeszcze bardziej zmotywowało ją do dalszego rozwijania swoich umiejętności.Styczeń przyniósł załamanie związane ze śmiercią Edith Bones. Gwen straciła wątpliwości: sytuacja w Anglii była tragiczna. Zaczęła odczuwać potężne wyrzuty sumienia: chciała w jakiś sposób pomóc nękanym, czując że pozbawieni magicznych zdolności mugole są w ogromnym niebezpieczeństwie, jednak nie miała pojęcia od czego powinna zacząć.
W lutym, za sprawą znajomego Gwen zaczęła pracę jako ilustratorka „Czarownicy”. Tym samym z końcem tego miesiąca zakończyła pracę w Muzeum Brytyjskim. Coraz mniej łączyło ją ze światem mugoli. Choć oczywiście panna Grey dalej traktowała i traktuje niemagicznych jako swoich jej krąg znajomych oraz współpracowników zaczął składać się właściwie jedynie z czarodziejów.
Marzec 1957 przyniósł kolejne treningi czarów, kolejne artystyczne zlecenia oraz przygody. To wtedy panna Grey natrafiła przypadkiem na wilkołaka, który okazał się być poznanym przez nią wcześniej Michaelem Tonksem. W tym czasie też nauczyła się podstaw latania na miotle. Kluczowa okazała się końcówka miesiąca. Dokładnie 26 marca za sprawą Marcelli Figg Gwen dowiedziała się o istnieniu Zakonu Feniksa i stała się jego sojusznikiem, całym sercem stając po ich stronie. Nie była wprawdzie pewna, czy na pewno będzie wystarczającym wsparciem, ale jednocześnie poczuła przypływ ulgi. W końcu miała przed sobą wyraźną ścieżkę i przestała się dusić: okazało się wszak, że nie tylko ona chce pomagać niemagicznym i że nie jest sama w poczuciu niesprawiedliwości obecnego rządu.
W ostatni dzień tego miesiąca Gwen przebywała poza domem, gdy spotkała na swojej drodze znanego sobie złodzieja, Daniela Wrońskiego. Po unieszkodliwieniu i związaniu mężczyzny wyczarowała swojego pierwszego patronusa, który przywdział kozią postać, aby wezwać stróżów prawa. Nie miała pojęcia, że właśnie w Londynie zaczął się pogrom mugolaków i mugoli. Ci, którzy przybyli jej na pomoc, wcale nie mieli dobrych zamiarów, co prędko stało się jasne. Ku zdziwieniu malarki, Wroński stanął jednak po jej stronie, pomagając dziewczynie uciec z ogarniętego pożogą miasta.Nie mogąc zostać w stolicy, Gwen poprosiła o pomoc rodzinę Macmillanów, z którą była związana od września. Nestor rodu zgodził się, aby panna Grey zamieszkała tymczasowo pod jego dachem, zajmując się Heathem na większą cześć etatu. Ten miesiąc był też pierwszym, w którym malarka z całych sił zaczęła pomagać w Oazie Harolda Longbottoma pomagając chorym, warząc eliksiry oraz wykonując każdą drobną pracę, o którą została poproszona. Nie rezygnowała przy tym z rozwijania własnych umiejętności, czując, że już nie jest to kwestia chęci, a konieczności. W ćwiczeniach zaczął pomagać jej Michael Tonks i choć auror był od dziewczyny znacznie starszy, malarka uświadomiła sobie, że chyba zaczyna coś do niego czuć.
Ten rok był więc absolutnie kluczowy dla życia Gwendolyn Grey. Po dwóch latach ukrywania swoich magicznych zdolności przed mugolską rodziną dziewczyna zaczęła pojmować, że to połączenie magii oraz niemagicznych zdolności i wynalazków przynosi najlepsze rezultaty. Znalazła przyjaciół władających magią, którzy zaczęli wspierać ją w rozwoju. Stała się też bardziej ceniona jako artystka. Niestety, początek wojny przyniósł też wiele nerwów i smutków, które zaczęły coraz mocniej wpływać na psychikę Gwen. Mimo wszystko, wciąż była przecież młodziutką dziewczyną, która trafiła w sam środek wojny, pozbawiona jakiejkolwiek rodziny u swojego boku. A choć wielu okazywało jej sympatię, panna Grey nie potrafiła wyzbyć się narastającego poczucia samotności.
Ain Eingarp: pozbawiony wojny świat, w którym wszyscy jej bliscy są żywi i bezpieczni
Pasja: szeroko rozumiana sztuka, magiczne stworzenia, arkana białej magii, która jest czymś pięknym i inspirującym zarazem
Aktywność: spacery z psemPierwszy pełny watek - dla mojego własnego porządku jest we wsiakiwece w dziale dawniej.
podsumowanie zostało dodane w fabularnym lipcu/wrześniu; końcowym miesiącem poprzedzającego okresu był czerwiec; +
love than fight
- akcept:
Czerwiec '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: Jako Macmillan, w dodatku wcześniej zakochany w mugolaczce, zawsze był zorientowany promugolsko, ale trzymał się z dala od polityki. Jednak za sprawką swojego kuzyna, Brendana Weasleya, po wydarzeniu w Stonehenge (w trakcie którego dorzucił swoją cegiełkę) dołączył do Zakonu Feniksa.
Ścieżka kariery: Brak awansu. Anthony wciąż bawi się próbą tworzenia magicznych alkoholi. Dotychczas tylko raz udał się do Jugosławii w celu lepszego poznania procesu tworzenia mugolskiej rakiji.
Rozwój: Anthony postanowił polepszyć swoje zdolności w walce i zwiększyć zakres swojej wiedzy w innych dziedzinach. Przy pomocy Bertiego Botta nauczył się majsterkowania, pomimo wyraźnego braku zrozumienia dla niekorzystania z magii. Przy pomocy Charlene Leighton nauczył się podstaw anatomii, aby móc bez problemu zażywać część eliksirów. Przy pomocy lorda Ollivandera nauczył się numerologii, aby móc korzystać ze świstoklików. W przeciągu kilku miesięcy polepszył swoją spostrzegawczość. Stał się też bardziej wytrzymały fizycznie, zwiększył swoją sprawność i zwinność podczas treningów i otrzymywanych przez Zakon zadań. Rozwinął także swoje zdolności w urokach i OPCM w trakcie pojedynków w Klubie oraz na misjach i w trakcie walk z Rycerzami.
Więzy krwi: Anthony zaręczył się tuż po wydarzeniach w Stonehenge z Rią Weasley, a następnie dnia 10 maja 1957 r. ożenił się z nią. Ria przyjęła jego nazwisko.
Zyskane znamiona: brakNiezainteresowany polityką, ale zmartwiony wydarzeniami, o których pisała mu w liście matka, postanowił (niechętnie) wrócić do Anglii w czerwcu 1956 r. W obawie przed zderzeniem się z koszmarami z przeszłości i z własną matką, długo wzbraniał się przed wizytą w rodzinnym Puddlemere. W międzyczasie dość niefortunnie stał się ofiarą deszczu amortencji w Londynie, a także zmierzył się w tamtejszym porcie z nieznanymi oprawcami, próbującymi zrobić krzywdę trójce kobiet. Dopiero zbliżający się nieuchronnie ślub drogiej mu przyjaciółki zakończył (jakby się to wydawało) serię nieprzyjemnych wydarzeń i zmusił Anthony’ego do powrotu do Kornwalii i pojawienie się w rodzinnym domu.
Lato przyniosło mu znacznie więcej szczęścia i spotkań z dawnymi znajomymi. Najpierw znalazł się w niezręcznej sytuacji z niechcianą i latającą nad jego głową zaczarowaną jemiołą, której (w dość wstydliwy sposób) pozbyć pomogła mu się Ria Weasley. Osoba, w której nie spodziewał się w przyszłości zauroczyć. Później, po wielu latach, spotkał się z pozostałymi znajomymi w trakcie Festiwalu Lata, w tym z lordem Archibaldem, a także z Benjaminem Wrightem. Festiwal zorganizowany przez Prewettów przyniósł mu wygraną podczas niebezpiecznych zawodów w pokonaniu Wiklinowego Maga. Stał się też jednocześnie Pogromcą, któremu zwycięstwo obiecywało szybki ożenek i gromadkę dzieci. Pomyślnie wziął udział w zabawie w zaczarowanym Labiryncie, w trakcie którego niestety rzucony został na niego bardzo silny wili urok (od strony lady Rosier). Psikus ten spowodował jednak więcej problemów niż mu się to wydawało. Otworzył także mecz Quidditcha.
Chwila spokoju i radości, jaką przyniósł mu ślub Ollivanderów, a w tym także i drobne wyznania wobec panny Weasley, została przyćmiona przez nadchodzącą katastrofę. Stonehenge zupełnie zmieniło jego nastawienie do życia i otaczającego go świata. Jednocześnie w końcu postanowił opowiedzieć się po jedynej słusznej stronie i stanął za lordem Longbottomem. Anthony, będąc oburzonym decyzjami, jakie zapadały na zjeździe, postanowił pomóc Skamanderowi w rzuceniu silnego i niszczycielskiego zaklęcia Terremotio. Miało ono dosięgnąć przede wszystkim samozwańczego Ministra Malfoya i lorda Voldemorta oraz jego popleczników. W zamian za to, w jego stronę zostało rzucone bardzo silne zaklęcie Cruciatusa przez samego „Czarnego Pana”. Zaniepokoiło ono jego umysł na wiele miesięcy.
Macmillan po raz pierwszy, tym razem naprawdę, ubrudził swoje ręce krwią.Złe zdarzenia stały się także prowodyrem dla tych dobrych. Anthony odważył się poprosić Rię Weasley o rękę. Z kolei jego kuzyn, Brendan Weasley, zaproponował dołączenie do Zakonu, na co Macmillan natychmiast przystał. Obiecał sobie i nestorowi, że głowa fałszywego Ministra zawiśnie na bramie wjazdowej do rezydencji w Puddlemere. Kolejne miesiące upływały pod znakiem rehabilitacji. Anthony wziął udział jedynie w jednej misji (do Nowego Roku), która nie zakończyła się sukcesem. Później jednak pomógł pozostałym Zakonnikom przedostać się do Azkabanu, który następnie stał się Oazą Harolda Longbottoma.
Nowy rok stał się okresem przygotowań do ślubu. Macmillan, czując się odrobinę lepiej, postanowił wznowić swoje uczestnictwo w Klubie Pojedynków. Dalej rozwijał swoje umiejętności w walce i obronie (zarówno jeżeli chodzi o zaklęcia, jak i walkę kontaktową), aby być lepszym i bardziej przydatnym Zakonnikiem. Pomógł także w przywróceniu do życia Gabriela Tonksa razem z innymi Zakonnikami. Sukces postanowił uczcić drobnym, ale solidnie zakrapianym przyjęciem w rezydencji Macmillanów.
Wiosna przyniosła mu znacznie więcej radości, nawet pomimo trwającej wokół burzliwej wojny. Ożenił się z wybranką swojego serca i nawet pomimo sporadycznych kłótni o skrzata Kupidynka i jego dość niecodzienny humor, stworzyć szczęśliwy i stabilny związek. Anthony postanowił poświęcić więcej czasu na naukę potrzebnych do walki umiejętności, jak np. numerologia czy anatomia. Skutecznie walczy też o odzyskanie wpływów w Londynie oraz stara się być dobrym Zakonnikiem i wykonywać misje (nawet, jeżeli musi pić z samym olbrzymem).
Bogin: został zamieniony z ciała ukochanej na dementora (tuż po zjeździe w Stonehenge)
Amortencja: Amortencja Anthony'ego nie uległa prawie w ogóle zmiane, z tym że do mieszaniny vilijamówki, ognistej i wrzosów dołączył także zapach rosołu teściowej (związane jest to z tym, że Ria Weasley po wydarzeniach w Stonehenge przyniosła kilka słoików rosołu).
Ain Eingarp: uległ zmianie po wydarzeniu w Stonehenge i od tamtej pory przedstawia Macmillana pokonującego Cronusa Malfoya
+
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
- akcept:
Kwiecień '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: Radykalne poglądy nie uległy zmianie; pozostawał wierny własnym ideałom. Popierał politykę prowadzoną przez Ministra Cronosa Malfoya, a w szczególności decyzję o zamknięciu granic Londynu dla niemagicznych. Zaciągając się w szeregi Rycerzy Walpurgii udowodnił swą lojalność oraz oddanie sprawie, dzięki czemu dostąpił najwyższego z zaszczytu i dołączył do grona najbliższych sług Czarnego Pana.
Ścieżka kariery: Po powrocie do stolicy nie mógł sobie pozwolić na dłuższe wyprawy, dlatego tropienie artefaktów zeszło na drugi plan. Nieustannie pogłębiając swą wiedzę w dziedzinie starożytnych run zaczął czerpać finansowe korzyści z nakładania przekleństw – rzadziej ich ściągania. Został współwłaścicielem Karczmy „Pod Mantykorą”, która stała się jego oczkiem w głowie i zarazem ulubionym miejscem biznesowych spotkań.
Rozwój: Potyczki z wrogiem uświadomiły mu jak wielkie miał braki w dziedzinie magii defensywnej, więc to jej poświęcał najwięcej czasu w trakcie licznych treningów. Nie zapominał przy tym o swym zamiłowaniu do czarnej magii, którą praktykował przy każdej nadarzającej się okazji. Znacznie poprawił swoją spostrzegawczość; coraz trafniej potrafił czytać z ludzkiej mimiki oraz gestów, a czujnemu oku nie umykał żaden szczegół.
Więzy krwi: Przez przeszło dekadę pozostawał z dala od krewnych nie chcąc mieć z nimi nic do czynienia. Wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień zemsty i nie mylił się, albowiem niedługo po powrocie do Londynu postanowił wziąć sprawy korzeni we własne ręce i pozbyć się tych, którzy splamili jego nazwisko. Czystkę rozpoczął od własnych rodziców i to na nich dokonał swego pierwszego mordu. Tuż przed śmiercią ojciec przekazał mu wspomnienie udowadniające, że miał siostrę, jednak do tej pory nie udało się mu jej odnaleźć. Niedługo po tych wydarzeniach do stolicy zawitało kuzynostwo i za jego sprawą opowiedziało się po stronie Lorda Voldemorta.
Zyskane znamiona: Pamiątka po nieudanym zaklęciu w postaci podłużnej blizny ciągnącej się pionowo od obojczyka do wysokości siódmego żebra. Mroczny Znak na przedramieniu.Powrócił do Londynu w kwietniu 1956 roku z zimnych, wschodnich ziem pragnąc zarobić nieco galeonów, które umożliwiłyby mu dalszą podróż. Trwając w swym przekonaniu nie dawał się nikomu namówić na dłuższy pobyt w stolicy ku szczególnemu niezadowoleniu Ramseya Mulcibera. Znali się od najmłodszych lat, nieustannie utrzymywali kontakt, stąd mężczyzna wiedział o zamiłowaniu Drew do czarnej magii, jego rozległej wiedzy o starożytnych runach, a przede wszystkim pasji jaką było nakładanie przekleństw. W opowieściach o niewyobrażalnej potędze, spełnieniu najskrytszych pragnień i bezsprzecznej wyższości czystej krwi miał swój ukryty cel i kiedy szatyn nie dał wiary jego słowom postanowił wcielić go w szeregi Rycerzy Walpurgii siłą. Perfidne, pozbawione skrupułów crucio uderzyło w plecy runisty wywołując niemożliwy do przełamania ból i wtem nigdy nie powiedziałby, że jeszcze kiedyś mu za to podziękuje.
Czas zdawał się mijać znacznie szybciej odkąd po raz pierwszy przekroczył progi La Fantasmagorie zawierzając swą lojalność Czarnemu Panu – człowiekowi, jakiego znał jedynie z opowieści. Z uwagi na ilość obowiązków związanych z organizacją zaprzestał swych podróży nie mogąc sobie pozwolić na nader długie opuszczenie Londynu i skupił się na przekleństwach. Nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie zyska liczne grono stałych klientów i zdoła uzbierać na pięćdziesiąt procent udziałów w Karczmie „Pod Mantykorą”, której stał się właścicielem wraz z Caelanem Goylem. Biznesowo, mimo początkowego sporego ryzyka, był to dobry ruch, bowiem jego status majątkowy uległ znacznej poprawie.
Los zgotował mu kolejną niespodziankę w postaci dziewczyny, z którą w przeszłości weszli sobie w drogę podczas tropienia artefaktu. Skończyła się ona fiaskiem i niesmakiem dla łamaczki klątw, bowiem po wielu trudach w jego zdobyciu szatyn bez skrupułów zabrał go dla siebie i uciekł nim nastał świt. Przypadkowe spotkanie w granicach Londynu doprowadziło do konfrontacji i finalnie zrodziło całą serię kolejnych tylko z pozoru przypominających te na zawodowym gruncie. Pochłonięci własnym towarzystwem odrzucali od siebie możliwość stania po przeciwległych, wojennych frontach, choć patrząc trzeźwym spojrzeniem na utrwalone poglądy było to jasne. Szatyn w końcu postanowił postawić na szali targające nim emocje i potajemnie podał dziewczynie Veritaserum musząc zmierzyć się z druzgocącą prawdą. Wymazał jej pamięć o tym zdarzeniu, a niedługo po tym spotkali się przy rozdrożu i samotnie ruszyli innymi drogami.
Poszerzające się wpływy, wytrwale budowana reputacja nazwiska i pragnienie odwetu doprowadziły w końcu Macnaira do drzwi rodzinnego mieszkania, w którym to egzystowali jego rodzice. Splamiony honor, konieczność dosięgnięcia sprawiedliwości wzmocniło w nim pragnienie wypowiedzenia najplugawszej ze wszystkich klątw i po raz pierwszy bezpośrednio ubrudzić sobie ręce krwią. Wcześniej pozbywał się niewygodnych celów, jednakże czynił to za pomocą trucizn, przekleństw tudzież wynajętych zbirów, zaś wówczas chciał uczynić to samemu. Szmaragdowy promień przeciął brudne, zatęchłe pomieszczenie powalając rodzicielkę na jego powierzchnię, zaś ojca spotkała gorsza kara – obezwładniony, pozbawiony czucia i z wyłamanymi stawami konał kilkanaście dni nie otrzymując od nikogo ratunku. Nim szatyn opuścił mieszkanie uzyskał od Augustusa wspomnienie, dzięki któremu dowiedział się o istnieniu siostry. Tej nie przyszło mu jeszcze odnaleźć i poznać.
Walka o władzę i czystość krwi nieustannie nabierała tempa. Drew angażował się w możliwie wiele zadań powierzonych z rąk Śmierciożerców oraz samego Czarnego Pana. Z każdą kolejną misją widział dla siebie coraz więcej perspektyw, a słowa Mulcibera przestały być jedynie wyssaną z palca mrzonką. Szalejące anomalie przyprawiały o strach i niepewność całe miasto, zaś oni dążyli do ich ujarzmienia i przejęcia potężnej mocy. Właśnie to otworzyło mu oczy, utwierdziło w przekonaniu, że wrota do okiełznania tajemnej, plugawej magii stały przed nim otworem i tylko od niego zależało, czy postanowi przekroczyć ich progi. Działał intensywniej, prężniej i z większym zaangażowaniem zmieniając fundamenty nienaruszonej hierarchii wartości. Nie bał się ryzykować własnego zdrowia, a nawet życia, czuł rosnącą satysfakcję i z dumą przekonywał się o coraz większych umiejętnościach wcześniej będących poza jego zasięgiem.
Z czasem przestał ograniczać się jedynie do rozkazów i zaczął działać na własną rękę między innymi tropiąc na podstawie pozyskanych informacji członków rebelii oraz werbując nowych, solidnych sojuszników. Nie wiodło nim pragnienie wykazania się, a oddanie i bezwzględna lojalność sprawie, co z czasem zaowocowało dostąpieniem najwyższego z możliwych zaszczytów – Mrocznym Znakiem na lewym przedramieniu. Stał się jednym z najwierniejszych sług Lorda Voldemorta i zyskał umiejętności o jakich nawet nie śnił.
+
Ostatnio zmieniony przez Drew Macnair dnia 26.01.21 22:44, w całości zmieniany 1 raz
- akcept:
Sierpień '55 - Wrzesień '56
Orientacja polityczna: radykalizacja poglądów - Michael jednoznacznie opowiedział się po stronie Harolda Longbottoma i czynnie działa w Zakonie Feniksa. Wojna, własne przeżycia i aresztowanie siostry zaowocowały coraz bardziej bezlitosnym podejściem do wrogów, których widzi teraz w zwolennikach Malfoya.
Ścieżka kariery: Chociaż odszedł z Ministerstwa Magii, to czynnie działa jako auror pod komendą Longbottoma, otrzymał awans na starszego aurora.
Rozwój: Tonks nieustannie doskonali się w zakresie magii ofensywnej i defensywnej, jako żołnierz i starszy auror sięga po zaawansowane uroki i zaklęcia z dziedziny OPCM. Chcąc podszkolić się z nakładania pułapek i pierwszej pomocy, nauczył się również podstaw numerologii i anatomii, znacząco poprawił też własną kondycję fizyczną.
Więzy krwi: Zamieszkał z rodzeństwem w nowym domu i nadal nosi w sercu żałobę po swojej matce.
Zyskane znamiona: Blade blizny po pułapce Glacienmortem na obu bokach, rany na psychice i wilcza obecność w głowie.
Jesienią Michael zmagał się z poczuciem wyobcowania w Ministerstwie, a nawet wśród własnej rodziny. Ponowne zatrudnienie aurora-wilkołaka nie przeszło bez echa, eliksir tojadowy został wynaleziony zaledwie kilka miesięcy wcześniej, a Tonks miał posępne wrażenie, że wszyscy znają jego personalia z rejestru. Zaczął też zauważać tajemnice we własnej rodzinie - Justine ewidentnie była w coś zamieszana, a pod koniec października odniosła w tajemniczej walce poważne obrażenia. Wyjaśnień udzielił mu w grudniu przełożony z Biura Aurorów, Kieran Rineheart, wtajemniczając Michaela w istnienie Zakonu Feniksa. Tonks miał okazję „poznać” Rycerzy Walpurgii zaledwie dwa tygodnie później - podczas nocnego patrolu natknął się na trójkę zwolenników Voldemorta, usiłującą podpalić lodziarnię Fortescue. Chociaż budynek został zniszczony, to Michael z pomocą Percivala Blake’a zdołał ocalić Floreana i przeszkodzić Rycerzom w dalszych działaniach.
W Sylwestra 1956-7, Michael był świadkiem zamachu na całą imprezę w Dolinie Godryka - kolejnego razu, gdy przeciwnicy równości krwi postanowili podnieść rękę na spokojnych czarodziejów. Zanim zepsuto jednak całą zabawę, Tonks miał okazję zatańczyć z przyjaciółką rodziny, Hannah Wright i uświadomić sobie, że ich znajomość - zacieśniona jesienią, gdy chętnie pomagał Hani w sklepie miotlarskim - wcale nie jest z jego strony tak przyjacielska, jak mu się zdawało. Ośmielony herbatą z rumem, spróbował nawet pocałować Hannah na zapleczu jej sklepu, ale obopólne speszenie znów zepchnęło ich znajomość na przyjacielskie tory. Michael przyjacielsko zamartwiał się o dziewczynę po przejęciu Londynu przez konserwatywne siły oraz rozesłaniu listów gończych za Zakonnikami, a potem przyjacielsko zaproponował jej zatrzymanie się w jego nowym domu. Zmagania z wilkołaczą naturą zniechęcały go do przełamania dzielącego ich dystansu - jak się okazało, całkowicie słusznie. W sierpniu Tonks po raz pierwszy poddał się gniewowi na tyle mocnemu, by stracić panowanie nad sobą za dnia i pod wpływem emocji przemienić się w wilkołaka. Hannah o mało nie straciła wtedy życia i natychmiast wyprowadziła się do mamy, a Michael nie jest w stanie spojrzeć sobie w oczy. Zawirowania w życiu osobistym aurora wcale się na tym nie skończyły. Tonks pozostaje ślepy na nieśmiałe uczucie przyjaciółki swojej drugiej siostry, Gwendolyn Grey, a w maju przypadkowo odnowił kontakt z Corą Howell, kobietą której niegdyś złamał serce i która uratowała mu życie po pechowej pełni księżyca. Z typową dla siebie mieszanką brawury oraz troski o innych, Michael cały czas podtrzymuje kontakt ze wszystkimi paniami, starając się pomagać poszukiwanej Zakonniczce oraz obu mugolaczkom.
Chaos w życiu Tonksa zapanował również na gruncie zawodowym. W marcu Justine powitała go w szeregach pełnoprawnych członków Zakonu Feniksa. Pierwszego kwietnia, wraz z całym Biurem Aurorów, opowiedział się przeciwko Ministrowi Malfoyowi i zadeklarował lojalność Haroldowi Longbottomowi. Brał udział w walkach Bezksiężycowej Nocy i uciekł z Londynu, choć nadal potajemnie odwiedza miasto aby walczyć o wpływy Zakonu Feniksa. Po raz pierwszy w życiu nie otrzymuje regularnej wypłaty i musi chwytać się prac dorywczych, ale jego nieprzerwane zaangażowanie w wojnę przyniosło mu awans na starszego aurora. Utrata pracy zaowocwała jeszcze jedną poważną konsekwencją - Tonks świadomie złamał warunki Rejestru Wilkołaków, nie mogąc sobie pozwolić na żadne kontakty z pracownikami Ministerstwa. Świadom, że musi unikać brygadzistów, przeprowadził się ze swojej chatki w lesie (gdzie omal nie aresztował go dawny znajomy) do nowego domu na Wybrzeżu Somerset. Po raz pierwszy zamieszkał z rodzeństwem, a choć najpierw z mieszanymi uczuciami podchodził do powrotu Kerstin z mugolskiej mieściny w Kornwalii, to szybko przekonał się, że charłaczka będzie najbezpieczniejsza wśród rodzinhy i zacieśnił relacje z najmłodszą siostrą.
Pojmanie i uwięzienie Justine odcisnęło się ciężkim piętnem na psychice Michaela, który z trudem radził sobie z niepokojem i narastającą agresją. Przetrwać te kilka tygodni pomogła mu obecność Kerstin, troska o rodzinę i lojalność wobec planów Harolda Longbottoma. Aresztowanie Justine było kulminacją wojennych traum, które męczyły Tonksa od początku kwietnia - ciężkich obrażeń po marcowej misji Zakonu Feniksa, poczucia bezsilności wobec rzezi Bezksiężycowej Nocy, codziennej niepewności, a wreszcie skutków Cruciatusa. W lipcu auror oberwał zaklęciem torturującym od kobiety, której twarz znał z dalekiej przeszłości, a niewyobrażalny ból na moment odebrał mu jasność umysłu. To wystarczyło, by stery przejęło coś innego - wilkołacza natura, odczuwana przez Michaela jako osobny byt i głos w jego głowie. Choć nie zdołał przemienić się wtedy w wilkołaka, to wewnętrzny wilk nabrał wtedy siły, karmiąc się strachem i cierpieniem aurora. Od tej pory odzywa się coraz częściej, zwłaszcza w chwilach bólu lub stresu. Bestia próbowała przebudzić się również w Azkabanie, podczas odsieczy Justine, gdy Michael był przerażony i skołowany widokiem pocałunku dementora. Tonks podjął się wtedy ryzykownych negocjacji z własną drugą naturą, zaprzedając wilkowi część własnej duszy w zamian za bezpieczne wyjście z Azkabanu. Gdy dotarł do Oazy i emocje opadły, cichy warkot w głowie pozostał - złowieszczo przypominając o złożonej obietnicy.
W aurorze nadal tli się jednak nadzieja - już nie na normalne życie, ale chociaż na użyteczność w walce i bezpieczeństwo bliskich. Justine przeżyła kaźń w Azkabanie, Kerstin znów jest pod jego opieką, a znajomi, współpracownicy i wszyscy mugole potrzebują jego pomocy - tak sobie powtarza, to pomaga mu utrzymać samodyscyplinę. Nieustannie pracuje nad swoimi umiejętnościami ofensywnhymi i defensywnymi, wytrwale ćwicząc uroki i obronę przed czarną magią; odzyskał także część dawnej kondycji, nadwyrężonej przez likantropię. Próbuje nawet znaleźć iskierkę światła w swoich zmaganich z wilkołaczą naturą. W lipcu był świadkiem, że niektóre wilkołaki potrafią zachować ludzki rozsądek podczas pełni księżyca, we wrześniu przemiana uratowała życie jemu i Corze, a przyjaciele utwierdzają go w przekonaniu, że nad samokontrolą da się pracować.
Aktualizacje:
Miejsce zamieszkania: Wybrzeże Somerset
Bogin: "wilkołak nad rozszarpanymi zwłokami bliskich" [podmiana z "matki", teraz Michael boi się o żyjących przyjaciół i krewnych]
Amortencja: z uwagi na przeprowadzkę i miłe wspomnienia dodać "morska bryza, wrzosy"
Ain Eingarp: podmienić na "On sam - bez blizn na barku i bez złotego błysku w oku. Uśmiecha się, bez żadnych zmartwień i lęku, a za jego plecami widać dom, z którego dobiega śmiech kobiety i dzieci."
Pasja: podmienić na "walka o sprawiedliwość"
Aktywność: podmienić na "treningi uroków i OPCM, ćwiczenia fizyczne"
Muzyka: wilczy warkot
pierwszy wątek Michaela (we wsiąkiewce) pochodzi z września '56, jego fabularny rok kończy się we wrześniu '57; +
Can I not save one
from the pitiless wave?
- akcept:
Wrzesień '56 - Wrzesień '57
Orientacja polityczna: Obecnie nawet silniej stroi po stronie Zakonu niż wcześniej, porzucając zupełnie ślepą wiarę w dobro prawa stanowionego przez Ministerstwo. Aktywnie sprzeciwia się polityce antymugolskiej. Bycie terrorystą również można uznać za pewien rodzaj orientacji politycznej.
Ścieżka kariery: Zakończyła swoją przygodę z Magiczną Policją, za to zaczęła być ochroniarzem Virginii Macmillan.
Rozwój: Marcella znacznie rozwinęła swoje umiejętności w magii ofensywnej oraz defensywnej, które mają przed nią coraz mniej tajemnic.
Więzy krwi: Choć cała jej rodzina pozostaje żywa, Figg postawiła ogromną ścianę między sobą, a rodziną, nie utrzymuje z nimi żadnych kontaktów dla ich własnego bezpieczeństwa. Na początku tego lata wysłała swoją bliźniaczą siostrę poza granice Wielkiej Brytanii, by ta uniknęła konsekwencji wojny.
Zyskane znamiona: czerwona blizna na lewym ramieniu po spotkaniu z ognistym ptakiem szatańskiej pożogi - blizna układa się w odbicie ptasiego skrzydła, bardzo jasna i łatwa do przeoczenia podłużna blizna na plecachand we just happen to be
Historia zaczęła się od dziewczęcia, z silnym kompasem moralnym, które nie wiedziało gdzie powinno szukać swojego miejsca. Jesień i zima '56 roku były czasem zapoznawczym, czasem nauki i względnego bezpieczeństwa. Marcella miała poukładane w głowie, wiedziała, że ścieżka prawa, którą wybrała, niezależnie od tego jak była w tym dobra, sprawi, że gdzieś z gwiazd patrzący na nią Bhaltair Figg będzie uśmiechał się półgębkiem tak, jak zawsze to robił, gdy jego córka wybierała dobrą drogę. Marcella uczyła się jak być w Zakonie Feniksa, rozwiązywała problemy swoich pierwszych anomalii, zdobywała przyjaźnie i zajmowała się swoimi niewielkimi, codziennymi problemami.
Które wydawały się tak błahe.
Wszystko zmieniło się w nocy z 27 na 28 grudnia. Nie do końca nawet dziś potrafi określić czy czuła podekscytowanie, czy bardziej zmartwienie. Była niedoświadczona i zagubiona. Chciała przeć przed siebie, nie do końca wiedząc, dlaczego właściwie to robi. Azkaban był przerażający i otwierający oczy jednocześnie. I póki Justine Tonks była obok niej, wszystko było w porządku. Figg jednak została na chwilę sama. Była to o chwila za długo.
Czarna magia matki anomalii przywołała wstrząsającą wizję. Koszmaru, w którym każdy, na którego mogła liczyć i każdy, na kim jej zależało, leżał przed nią, bez życia, w płomieniach otaczających znane jej ulice. Z Azkabanu wyszli cało, ale żadna noc Marcelli nie była już taka sama. Męczyły ją koszmary, pozwalające usnąć na bardzo krótki czas. Póki praca jeszcze była - pracowała ciężej niż kiedykolwiek, spędzając czas na nadgodzinach, pijąc kawę i zatapiając się w beznadziei kolejnych zgłoszeń o zaginięciach kolejnych ludzi, często o kwestionowanym statusie krwi. Ginęli mężczyźni, kobiety, dzieci, rodziny. Im bliżej było wiosny, tym więcej. Zbiorowy pogrzeb przy Pomniku Pamięci, podczas którego dała się ponieść smutkowi, przypominając sobie nagłą śmierć ojca, uświadomił jej, że powinna rozpocząć naukę powściągliwości w emocjach.
Przełom zimy i wiosny '57 dał jej do zrozumienia, że nie ma absolutnie niczego czego nie zrobiłaby dla Zakonu Feniksa. Złamała siebie samą, decydując się na kradzież towaru ze statku rodziny Shafiq, a chwilę później, wyszła cało z zabrania kilku rzeczy z zabezpieczonej skrytki w banku Gringotta. Nie swojej skrytki, oczywiście.there's nothing like spring in the city
Kwiecień to miesiąc terroru, upewniający czarownicę, że Coccineus to najbardziej bestialskie zaklęcie, jakie kiedykolwiek widziała. Widok tego obudził w niej złość, której wcześniej nie znała, przez co niemal zakatowała czarodzieja, który na jej oczach najpierw pozbawił mężczyznę życia, a po chwili - krwi. Po oczywistym odejściu z Ministerstwa Magii, zmieniła miejsce zamieszkania i zaszyła się w odległej posiadłości na samym skraju Wielkiej Brytanii, próbując choć w swoim miejscu zamieszkania pozwolić sobie na zapomnienie o wojnie.
W chwilach nie wolnych głównie walczyła, coraz bardziej zapominając jaki początkowy bagaż ciągnęło za sobą każde ofensywne zaklęcie. Teraz były one proste, czasami przyłapywała się na tym, że naprawdę chciała kogoś skrzywdzić. Za ten świat, w którym nie mogła żyć jej siostra, ten zimny, wyprany z emocji świat. Trudno jej nawet policzyć przez ile walk przeszła, ale jedna wyjątkowo zapadła jej w pamięci.
Ogień pożerający budynki i spływający na niego deszcz zmieszany z fioletową mgłą. Gdyby przymknąć oczy i bardzo się zmusić może przypominałoby to jej ukochane wrzosowiska nocą. Uczucie ulgi sprawiło, że zrozumiała, że ogień można okiełznać.
Została nazwana terrorystką. Nie czuła oburzenia ze swojego powodu, choć żal jej było przyjaciółki, z którą po tym zamieszkała. Ta straciła rodzinę, ale zyskała nową. Może jednoosobową, ale bardzo się zżyły. Marcella ciągle odnajduje starych przyjaciół, walczy u ich boku, spędza z nimi czas. Wie jednak, że żadna chwila szczęścia nie zmieni jej losu tak długo, jak wojna będzie trwała i tak długo jak u władzy będą ci, którzy nie pozwolą na wolność.Dla Arabelli.
so people say that I'm intense or I'm insane
Marcella odesłała swoją siostrę do Holandii tylko przed rozpoczęciem najintensywniejszej wojny. Miała lepsze i gorsze dni. Wiele schudła na diecie kawowo-papierosowej i ciągle zżera ją stres. Często potrzebuje alkoholu, by zasnąć. Intensywnie uczy się oklumencji i walczy dla Zakonu. I ciągle powtarza sobie w głowie, że nie da się złamać.
Miejsce zamieszkania: bez zmian
Znaki szczególne: czerwona blizna na lewym ramieniu po spotkaniu z ognistym ptakiem szatańskiej pożogi - blizna układa się w odbicie ptasiego skrzydła, bardzo jasna i łatwa do przeoczenia podłużna blizna na plecach, okulary, duże zęby, mała diastema, wyrazisty, szkocki akcent
Patronus: bez zmian
Patronus - dokładniejszy opis: Rudzik w snach symbolizuje nowy początek, przezwyciężanie przeciwności losu, a jego obecność często jest nie do dostrzeżenia. Jedynie niezbyt doniosły, jednak piękny śpiew ptaka może świadczyć o tym, że pojawił się w okolicy, przynosząc ludziom nadzieję na lepszy start. Przywołując patronusa Marcella przywołuje wspomnienie pożogi w Londynie, konkretnie momentu jej wygaszenia, gdy płomienie zaczynały opadać, a miasto zostało uratowane przed zaklęciem.
Bogin: Ciała wszystkich jej bliskich, ułożone twarzą tak, by je widziała ułożone na płonącym polu, przez co same również zajęte są ogniem.
Amortencja: do dodania tytoń
Ain Eingarp: bez zmian
Pasja: bez zmian
Quidditch: bez zmian
Aktywność: bez zmian
Muzyka: bez zmian
+
- akcept:
Kwiecień '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: Zmieniająca się sytuacja polityczna wpłynęła na poglądy Ollivandera - coraz otwarciej opowiada się za mugolami, odchodząc od neutralności. Choć był to proces powolny, a Ulysses nie był skory do otwartego wsparcia, za prośbą Fredericka Foxa wstąpił do Zakonu Feniksa. Udziela się w organizacji naukowo, raczej stroniąc od sytuacji bezpośredniego zagrożenia, choć i w takim zdarzyło mu się uczestniczyć.
Ścieżka kariery: Praca w rodzinnym fachu doprowadziła do awansu na mistrza różdżkarstwa, mężczyzna nie ustaje w zgłębianiu tajników numerologii, sięgając po nowe wyzwania. Z woli zmarłego lorda Weylona, Ulysses został mianowany nestorem.
Rozwój: Ollivander niezmiennie stawia na intensywny rozwój intelektualny, dużym przełomem było opanowanie ćwiczonej od lat oklumencji. Koncentruje się na różdżkarstwie oraz numerologii, powraca do transmutacji. Szlifuje umiejętności obronne, znacznie sprawniej posługuje się zaklęciem Patronusa, którego postać przybiera teraz jastrzębia; nie wzbrania się przed zaklęciami ofensywnymi, ćwiczonymi w klubie pojedynków oraz poza nim.
Więzy krwi: Pojął za żonę Julię Prewett, jednak zaaranżowany przez rodziny związek został unieważniony, kobieta wróciła do Dorset za porozumieniem stron, po licznych działaniach nieprzystających szlachetnej damie. Niepewna sytuacja jeszcze bardziej zbliża Ulyssesa do rodziny. Do kraju wraca też jego dawna miłość, los zdaje się być przychylniejszy.
Zyskane znamiona: brakKwiecień był momentem ostatniego spokojnego oddechu, choć żałoba po małej Ophelii wciąż trawiła Ollivanderów, ciężko znoszących tę trudną rocznicę. Czas deptał mężczyźnie po piętach, nie dając zapomnieć o rodowych zobowiązaniach - po nagłym zniknięciu kobiety, wreszcie poruszającej jego serce, pogrzebał wszelkie nadzieje na związek z wyboru. Niechętnie i wbrew sobie oddał decyzję rodzinie, która prędko skłoniła się ku Prewettom, widząc w mariażu z Procellą Julią szansę na sojusz.
Różnili się, a on sprawnie udawał, że wcale nie dostrzega tej przeszkody. Malowała się przed nimi wyraźnie, lecz oboje postanowili ją zignorować. Ulysses wmawiał sobie nadzieję na lepszy czas dla ich związku, postanowił spróbować, nawet gdy wewnętrznie widział to jako kapitulację. Ponoć tragedie i dramaty łączyły ludzi, czyżby byli zbyt oporni? Majowy wybuch wstrząsnął krajem, oddalając wszystko od normalności. Nie zbliżyło ich to wcale.Nie było łatwo - po ukochanym domu, przepięknym Silverdale, zostały gruzy. Dzięki rodzinnej przepowiedni udało się uniknąć najgorszego, wraz z dobytkiem mieszkańcy zdołali na czas przenieść się do zamku w Lancaster, lecz nic nie mogło równać się z domem, w którym Ulysses dorastał i mimo ulgi - wyszli z tego żywi - ciężko przyjął zniszczenie dworku. Kolejne spotkania z Julią przyniosły nieco nadziei, a raczej sprawiły, że wymusił ją w sobie, usiłując wykrzesać coś dobrego z beznadziejnej sytuacji.
Zaręczyli się we wrześniu, w zimowej scenerii. Wątpliwości kipiały, z ostrzegawczym niepokojem przeszywając całe ciało Ollivandera, za co winę zrzucił na... mróz. Nie było lepszego krajobrazu do oddania chłodu, ostrym szronem kładącym się na ich relacji - bardzo intensywnej i krótkiej, pełnej niezrozumienia. Nie zwlekali ze ślubem, choć prędko okazało się, że powinni - związek został oficjalnie zakończony, gdy Julia trafiła do Tower of London po wyprawie z ramienia Zakonu Feniksa, do którego niewiele wcześniej został wcielony przez najlepszego przyjaciela. Odesłał ją do domu, do którego tak pragnęła wrócić. Oboje musieli mierzyć się z plotkami, które szybko rozeszły się po arystokratycznym światku, zwłaszcza że uległ - zupełnie niepotrzebnie - lady Prewett i zgodził się na zorganizowanie wesela w towarzystwie niższych społecznie czarodziejów. Ślub był ciężkim przeżyciem emocjonalnym i ani przez chwilę nie wydawał mu się dobrym kierunkiem, rozstanie przyjmował więc z ulgą, tak, jak i Procella.
Jesień pozostawiła po sobie gorzki niesmak. W jej poczet wliczał się nie tylko ślub oraz rozstanie, październik został wyciosany w kamieniu - szczyt w Stonehenge był momentem zwrotnym, utwierdzającym Ulyssesa w poglądach. Na zebraniu rodów przemówił w imieniu rodziny, dostrzegł też postać, którą inni zdawali się ignorować, a która okazywała się bezpośrednim sprawcą wojny. Od tego czasu, bardzo powoli i stopniowo, oddalał się od swojej neutralności.
Zaostrzające się konsekwencje anomalii, których źródło wyszło na jaw podczas pierwszego spotkania organizacji, w jakim uczestniczył, coraz bardziej utrudniały życie. Dał się namówić na wyprawę Lisowi, podchodząc do przywrócenia ładu także pod kątem naukowym, ciekawość wygrała z niepokojem o własne zdrowie. Miał też okazję usprawnić proces wzmacniania różdżek Zakonników, którzy wcześniej ugasili ogniska czarnej magii, był świadkiem stworzenia portalu do Oazy Harolda, gdy biały deszcz obijał głowy kryształami.Nowy rok zaczął zaskoczeniem i ulgą (nie tylko przez zażegnanie niestabilności magicznych), gdy podczas sylwestra w Dolinie Godryka trafił na Eunice, jak gdyby nigdy nic krążącą po angielskich ulicach. Dawne rany nie zdołały się zabliźnić, rozmowa nie przebiegła w najcieplejszych emocjach, lecz czas uciekający przez palce oraz niepewna sytuacja rzucały zupełnie inne światło na pewne sprawy - mimo urażonej dumy i nieporozumień, postanowił pielęgnować relację i oczyścić ją z niedopowiedzeń.
Rozwój zawsze stawiał na pierwszym miejscu - eksperymenty, udział w badaniach, a nawet rozpoczęcie własnego projektu dla Zakonu Feniksa, bariery mającej chronić przejście do Oazy - pracował ciężko, odnajdując w tym wiele satysfakcji. Wcześniejsze, oficjalne podsumowanie wybitnych umiejętności różdżkarskich pozwoliło mu na pełen rozwój w numerologii.
Wiosna przyniosła kolejne komplikacje, gdy zdecydował się uczestniczyć w misji pobocznej. Śmierć Tonksa z ręki nieznanego Rycerza Walpurgii pozostawiła trwały ślad, tym większy, gdy okazało się, że Zakon był w stanie przywrócić mężczyznę do życia. Nie wychodził przed szereg ze swoim kontrowersyjnym zdaniem na temat tego działania, choć przerażało go do głębi. Na szczęście razem z Lucanem wyprowadzili z ciężkiej sytuacji trójkę mugoli.
Wieści nadchodzące z początkiem lata na pewien czas wykluczyły Ollivandera z aktywnego życia - śmierć nestora oraz przejęcie jego obowiązków okazały się prawdziwym ciosem. Niechętnie przyjmował rolę, nigdy nie pragnął władzy i odpowiedzialności, co oczywiście wyczuła Klątwa Ondyny, wieńcząc pierwszy miesiąc rządów atakiem. Został zachowany w tajemnicy, różdżkarz dochodził do siebie w spokoju, nie przestając korespondować, choć to jego ojciec był odpowiedzialny za większość decyzji podczas rekonwalescencji lorda. Sir Weylon wybrał sobie najgorszy czas na śmierć, za co był cicho przeklinany przez młodego nestora.
A lasy wciąż brzmiały tak samo, choć w tle grała im wojna.
Miejsce zamieszkania: siedziba rodu w Lancaster, Lancashire (do zmiany, Silverdale zniszczone dawno)
Zawód: nestor (można dopisać)
+
the sound of rustling leaves or wind in the trees
and somehow
the solitude just found me there
- akcept:
Sierpień '56 - Sierpień '57
Orientacja polityczna: Poglądy Maeve nie uległy zmianie, lecz można powiedzieć, że zostały doprecyzowane – w czerwcu ’57 roku zaoferowała swą pomoc Zakonowi Feniksa, stając się sojusznikiem organizacji.
Ścieżka kariery: W trakcie Bezksiężycowej Nocy stanęła po stronie niemagicznych, tym samym decydując się na porzucenie dotychczasowej pracy w biurze wiedźmiej straży. Od tamtego czasu jest wolnym strzelcem, para się różnymi zajęciami; od nakładania zabezpieczeń po pomoc uciekającym z Londynu, poszukującym zaginionych bliskich czy środków do przetrwania czarodziejom.
Rozwój: Odkąd porzuciła pracę w Ministerstwie, postanowiła poświęcić więcej czasu na przypomnienie sobie zaniedbywanych ostatnimi latami dziedzin magii, na szlifowanie daru metamorfomagii i naukę nowości, w tym podstaw gotowania. Przysiadła do numerologii, zaczytuje się w dziełach o historii magii, a także stale rozwija się w zakresie obrony i uroków.
Więzy krwi: Rodzice wyjechali do Rumunii, by tam skryć się przed niepokojami targającymi całymi Wyspami. Do kraju powrócił jej starszy brat, Kai.
Zyskane znamiona: -How much can you take before you snap?W sierpniu ubiegłego roku wciąż cierpiała po stracie najstarszego brata, Caleba. Rana była stosunkowo świeża, czarownica dopiero co powróciła do czynnej służby. Starała się wykonywać swe obowiązki możliwie jak najlepiej, byleby znów nie posłali jej na przymusowy urlop, nie zwątpili w jej stabilność. Potrzebowała pracy, natłoku zajęć, by nie pogrążyć się w rozpaczy. Nie żyła, lecz egzystowała, popadając ze skrajności w skrajność – unikając swego ciasnego, zamieszkiwanego w pojedynkę mieszkania lub zamykając się w nim na cztery spusty z farbami, alkoholem i stertami papierzysk. Unikała większości, jedynie czasem zmuszając się do wyjścia do ludzi, za wszelką cenę próbując odnaleźć zabójców – lub zabójcę – brata. Dopiero koniec roku przyniósł pewne zmiany.
Całkowitym przypadkiem, odwiedzając grób brata, wpadła na Jaydena, przyjaciela jeszcze z lat szkolnych. Okazał jej ciepło i dobroć, mimo faktu, że nie utrzymywali ze sobą kontaktu od dłuższego czasu. To dzięki niemu zaczęła wierzyć, że jeszcze nie jest za późno na naprawienie zaniedbywanych relacji, a także – ruszyła w teren, u boku profesora występując przeciwko ministerialnym rozporządzeniom i próbując naprawiać kolejne anomalie. W listopadzie odpowiedziała na wezwanie Edith Bones i pojawiła się na Zamglonych Wzgórzach, pokonując wewnętrzny opór, coraz silniej sprzeciwiając się obecnej władzy. Wszak skutki wiecu w Stonehenge, tej okropnej tragedii, która wstrząsnęła całą czarodziejską społecznością, wpływały na jej życie w sposób bezpośredni. Praca w wiedźmiej straży, dla której tak wiele poświęciła, przestała dawać satysfakcję. Zmiany wprowadzane przez Ministra Malfoya przyprawiały o mdłości. Z każdym kolejnym dniem, zwolnieniem, bezprawnym przesłuchaniem narastał w niej sprzeciw.
Sylwestra spędziła w Dolinie Godryka, stosując się do wytycznych opublikowanych w Proroku Codziennym – chciała pomóc każdemu, kto mógłby tego potrzebować. I, niestety, miała okazję, gdy ktoś przeprowadził atak na bawiących się na placu czarodziejów. Bała się – o siebie, o kuzynkę, o pozostałych spotkanych tam uczestników zabawy. Podołała jednak ucieczce, zabierając ze sobą starszą, szukającą u niej wsparcia czarownicę.
Kolejne miesiące minęły szybko, może zbyt szybko, i w nerwowej atmosferze. Wchodziła w konflikty ze współpracownikami, woląc pracować w samotności. Na jej nieszczęście, wraz z nastaniem nowego roku przydzielono jej do pomocy drugiego wiedźmiego strażnika, który miałby ułatwić rozpracowanie portowej siatki przemytniczej. Nie podobało jej się, w jakim kierunku zmierza praca departamentu, mimo to nie umiała pogodzić się z myślą, by z dnia na dzień porzucić wszystko to, na co tak długo pracowała; dla angażu w wymarzonej jednostce zaniedbała rodzinę, przyjaciół, w pełni oddając się wymagającemu szkoleniu. Na początku marca podjęła próbę przemiany w barmankę z Parszywego Pasażera, mając nadzieję, że to pomoże jej w pchnięciu stojącego w miejscu śledztwa do przodu – próba ta okazała się jednak całkowitą porażką, która skutecznie zachwiała wiarą w swe metamorfomagiczne zdolności.
Przełom marca i kwietnia przyniósł niepewność, ale i wolność. Tamtej feralnej nocy, nazywanej później bezksiężycową, została wezwana przez szefa biura aurorów, a następnie poinformowana o planowanej przez Ministestwo czystce Londynu. I choć wiedziała, z czym będzie wiązać się stanięcie po stronie niemagicznych, że w ten sposób podpisuje na siebie wyrok, nie zamierzała być jedynie biernym obserwatorem. Wraz z Justine udała się do portu, by uprzedzić jak największą liczbę mieszkańców stolicy o konieczności prędkiej ucieczki z dala od ministerialnych sił porządkowych. Ulice do niedawna spokojnego miasta spłynęły krwią niewinnych, stały się areną dla napędzanych chorymi ideami czarnoksiężników.
Wiedziała, że musi się stamtąd wynieść, że może jeszcze nie zainteresowali się jej zniknięciem, lecz w końcu to zrobią. Ucieczka z pilnie strzeżonego Londynu napawała ją w pełni uzasadnionym lękiem – i pewnie nie powiodłaby się, gdyby nie nieoczekiwana pomoc Wrońskiego. Ten nie tylko pomógł wydostać się poza granice miasta w jednym kawałku, ale i zaoferował schronienie. Następnego ranka ruszyła dalej, szukając pomocy u mieszkającego w Irlandii Jaydena – z którego rodziną pozostała na niemalże dwa miesiące, powoli ucząc się swego nowego życia. Bezrobotna, ale i wolna od obowiązków, w końcu zyskała okazję, by ustalić, co jest dla niej naprawdę ważne i czym chce wypełnić odzyskany w wyniku odejścia z Ministerstwa czas. Nie potrafiła być bezczynna – jeszcze w maju zarejestrowała różdżkę pod inną twarzą, chcąc w ten sposób uzyskać przepustkę do stolicy. Łapała się różnych zajęć, chcąc pomagać dotkniętym przez ostatnie rozporządzenia czarodziejom, nakładając na domy zabezpieczenia, szukając zaginionych bliskich, dbając o odświeżenie nawiązanych w trakcie pracy dla straży znajomości.
Maj przyniósł ze sobą powrót do kraju Kaia, starszego brata, a także przeprowadzkę do obcego, kojarzącego się ze zmarłym Calebem Lancaster. Z kolei w połowie czerwca spotkała się z Justine, która zaufała jej na tyle, by opowiedzieć o Zakonie Feniksa – i zachęcić do zaangażowania się w działania organizacji. Choć tragedia w Stonehenge wciąż napawała ją przerażeniem, wiedziała, że nie znajdzie lepszego sposobu, by przydać się podzielonemu społeczeństwu, a także poczuć, że znów do czegoś przynależy. Niewiele później, w dniu urodzin Ministra Magii, natknęła się wraz z bratem na próbujących wydostać się z Londynu uchodźców – i pomogli im, wraz z niespodziewanie spotkanym Wrońskim, zapłacili za to jednak wysoką cenę. Kai został zatrzymany, osadzony w Tower, ona zaś zyskała kolejny powód do plucia sobie w brodę i kwestionowania dokonywanych wyborów.
Ciepłe letnie miesiące obfitowały w kolejne wyprawy do Londynu, ale i dalsze kroki na drodze do lepszego poznania Zakonu oraz czarodziejów, którzy spletli z nim swe losy.
Ain Eingarp: Ona sama – u boku kogoś, kogo pokocha, w świecie bez wojny.
Pasja: Rysunek, literatura, przytulanie kuguchara Rolanda.
Quidditch: Nie ma czasu, ani chęci, na śledzenie rozgrywek Quidditcha.
Aktywność: Czasem wciąż maluje lub szkicuje, częściej – czyta kolejne książki, szlifuje metamorfomagiczny dar, próbuje pomagać w Oazie.
+
When I look into the glass, I see someone else.
- akcept:
Kwiecień '56 - Czerwiec '57
Orientacja polityczna: Nadal chce pomagać mugolom z całego serca i nie rozumie świata szlachetnie urodzonych. Nauczyła się nieco przymykać oko na odpowiadanie przemocą na przemoc - nie jest na to tak uwrażliwiona, gdy widzi, że innym sposobem nie da się pokonać Rycerzy Walpurgii.
Ścieżka kariery: Nie uległa zmianie. Susanne nadal opiekuje się stworzeniami oraz ludźmi i chwyta w locie wszelakie zlecenia.
Rozwój: Nieustannie królowała transmutacja, do której dziewczę podchodzi z fascynacją. Znacznie rozwinęła się w obronie, ćwicząc pod okiem zdolniejszych zakonników, na pojedynkach oraz misjach Zakonu Feniksa. Poduczyła się anatomii, wie więcej o ludzkim ciele i potrafi dawkować mocniejsze eliksiry lecznicze. Opanowała podstawy numerologii, warzyła wiele eliksirów, a także aktywnie zajmowała się animagią, choć nadal nie opanowała tej trudnej sztuki. Nie rezygnowała z tańca, porusza się tak samo płynnie, wiele śpiewała, by ulżyć duszy, i czuje, że chce śpiewać jeszcze więcej. Dla siebie i dla innych.
Więzy krwi: Adoptowała ślicznego króliczka i znalazła pisklę memortka.
Zyskane znamiona: Tylko na sercu i duchu - po wyprawie do Azkabanu i czerwcowej śmierci najlepszego przyjaciela.Na progu Bertiego zjawiła się z sercem ciężkim jak głaz. Zniszczenia domu rodzinnego okazały się na tyle duże, że niemożliwe było zamieszkiwanie go, lecz nie utracone miejsce przysparzało cierpienia, a śmierć. Dziadkowie nie zdołali wydostać się z pułapki, a koszmary nawiedzały Sue kolejne miesiące - wtedy nauczyła się, czym jest dotkliwe cierpienie, wtedy pierwszy raz ujrzała testrale.
Mimo żałoby i drastycznych zmian w życiu, Lovegood nie chciała i nie zamierzała tkwić w miejscu, była przyzwyczajona do szukania sobie zajęcia, punktu zaczepienia, źródła pozytywnych emocji - zaczęła czynniej uczestniczyć w Zakonie Feniksa i szybko zatraciła się w życiu organizacji, robiąc użytek ze swojej energii oraz zdolności.Tragedia nadchodząca z początkiem maja była dla niej drastycznym przeżyciem. Nie została co prawda teleportowana w środku nocy, nie uległa rozszczepieniu ani nie otarła się o śmierć, lecz miała szczęście trafić na oprawcę, który rzucił klątwę na jej przyjaciela - skryta w ogrodzie magizoologicznym, gdzie próbowała pozbierać myśli, natknęła się na mrożącą krew w żyłach scenę. Usiłowała pomóc przyjacielowi, zrywającemu własną skórę, lecz towarzyszące magii anomalie sprawnie krzyżowały jej plany - Bott wyszedł z sytuacji cało i dotarli do Munga, ale samo wspomnienie nawiedza Sue regularnie, nie dając zapomnieć o bezwzględności niektórych czarodziejów. Niestety, z czasem podobnych historii słyszała tylko więcej.
Mieszkanie w Ruderze jawi się we wspomnieniach jako jeden z najlepszych okresów życia - dom pełen ludzi całkowicie jej odpowiadał, tuż obok miała Bertiego oraz brata. Po majowej powodzi pomagała uratować podziemne mieszkanie, przyzwyczaiła się do obecności przyjaciela, nie do końca rozumiejąc własne uczucia względem niego, coraz cieplejsze i do tej pory nieznane - w nieświadomości pozostała, nie potrafiąc nazwać swojego zauroczenia po imieniu. Może przeszkodził jej lęk i rozsądek, może odpychała własne smutki - przecież życzyła cukiernikowi jak najlepszego życia z Clarence. Niestety, niemal po równym roku od wprowadzenia się, wszyscy mieszkańcy musieli opuścić Ruderę - listy gończe rozesłane za Zakonnikami ściągnęły im na głowy Ministerstwo. Od tego momentu było już tylko gorzej - śmierć Botta nastąpiła niedługo później. Okazała się niesamowitym ciosem, kolejną długą i ciężką żałobą, z której Lovegood zaciekle próbuje się wygrzebać i nieść innym swoją naturalną radość.
Działalność zakonowa Sue nie ograniczała się do jednego pola - pomagała zarówno przy sprawach lżejszych, niewymagających pojedynków, jak i zagrażających życiu. Aktywnie wybierała się do ognisk anomalii, wkładając jak najwięcej swojej mocy w zgaszenie czarnej magii, pomagała w odbudowie kwatery głównej, gdy ta uległa zniszczeniu, uczestniczyła w misjach pobocznych. W listopadzie uratowała mugoli z potrzasku, pokonując swój lęk wielki lęk przed ogniem, by wydostać ludzi ze śmiertelnej pułapki. W grudniu wybrała się do Azkabanu, razem z innymi stając do ostatecznej walki z anomaliami - misja, choć trudna, zakończyła się powodzeniem, lecz i je musieli opłacić stratami. Odnajdywała się w Oazie, chwytając się zajęć adekwatnych do możliwości, udzielała się aktywnie na spotkaniach, dołączyła do nakładania pułapek w miejscach przydatnych organizacji. Starała się działać najlepiej, jak umiała.
Poza rozwojem umiejętności, na uwagę zasługuje emocjonalność dziewczęcia - wciąż wykazuje się wyjątkową wrażliwością na ludzi oraz naturę, lecz ciężkie doświadczenia umocniły ją i zahartowały. Pierwszy raz poczuła złość - mimo dosyć przytłaczającego charakteru tej emocji, pielęgnuje ją, kierując w stronę Rycerzy Walpurgii. Opory przed atakiem zacierają się (nawet jeśli działać może głównie za pomocą szlifowanej do perfekcji transmutacji), ambicje rosną, ona zaś rwie się do walki i obrony każdego potrzebującego. Jest świadoma, że wróg będzie ją atakował, dlatego sama również musi być na to gotowa - nie przestaje się szkolić. W czerwcu kończy ze smoczą ospą, uwięziona w pokoju na trzy miesiące, lecz gdy już wróci - na pewno nie będzie stać bezczynnie.
Ain Eingarp: zmiana na: spokojne twarze bliskich
+
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
I will be your warrior
I will be your lamb
- akcept:
Wrzesień '56 - Wrzesień '57
Orientacja polityczna: Elvira porzuciła neutralność na rzecz strony zwyciężającej i kultywującej podobne jej spojrzenie na społeczność magiczną. W czerwcu '57 za sprawą Drew Macnaira stała się sojusznikiem Rycerzy Walpurgii, a końcówką września '57 pełnoprawnym Rycerzem.
Ścieżka kariery: W marcu '57 została zwolniona dyscyplinarnie ze stanowiska uzdrowiciela na oddziale chorób wewnętrznych, przez kilka miesięcy pracowała jako medyk na zlecenie, od maja '57 pozostaje prywatnym uzdrowicielem lady Wendeliny Selwyn, nawiązała też relację dwustronnych korzyści z prowadzącą dom pogrzebowy Iriną.
Rozwój: Bezustannie rozwija swoje kompetencje w dziedzinie magii leczniczej i uzdrowicielstwa, podjęła się także, po raz pierwszy w życiu, nauki czarnej magii.
Więzy krwi: -
Zyskane znamiona: Blizna wzdłuż pleców; od dolnego kąta łopatki do pośladków. Wskutek wydarzeń w podziemiach Gringotta utraciła także lewe przedramię, ale ma w zamiarze je odzyskać.Najwyższą wartością dla Elviry była zawsze ona sama; nie wyobrażała sobie, aby kiedykolwiek mogło się to zmienić, początkiem września '57 roku nie miała także wątpliwości, że zrobiła wszystko, aby znaleźć się we właściwym miejscu na drodze do realizacji pragnień. Od lat już pięła się po szczeblach kariery na oddziale chorób wewnętrznych, wyrobiła sobie opinię uzdrowicielki oschłej i aspołecznej, ale utalentowanej, podejmującej właściwe decyzje w kluczowych sprawach. Podjęła się trudnej specjalizacji chorób genetycznych, gdyż była ona jedną z bardziej prestiżowych i dobrze opłacanych. Miała własny gabinet, stałych pacjentów oraz mocno ugruntowaną pozycję. Słowem, żadnego powodu do żalu. Mimo to, z biegiem miesięcy popadała w coraz silniejsze zniechęcenie, traciła pasję i morderczy upór, który dotąd napędzał ją do podejmowania następujących krótko po sobie dyżurów oraz akceptowania najtrudniejszych przypadków. Ludzkie problemy i pretensje zaczynały działać jej na nerwy, szybko wpadała w gniew, zachowanie powagi i grzeczności przychodziło coraz trudniej. Nie wiedziała jeszcze wtedy, co spowodowało postępujące wahania nastrojów oraz emocjonalną zapaść, które swoją kulminację osiągnęły na przełomie roku 1956 i 1957. Dopiero z czasem, patrząc z szerszej perspektywy, zrozumiała, że frustrowała ją powtarzalność pracy zmianowej, oddział przestał kojarzyć świeżo z polem nieustannej walki, a stagnacja kontrastowała ostro z postępującymi poza murami szpitala przemianami społecznymi. Stawała się opryskliwa, popełniała błędy, w końcu dopuszczając kardynalnego - została pośrednio winna śmierci pacjenta, co w połączeniu z wielotygodniowymi skargami poskutkowało dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy.
Przerwanie kariery w Świętym Mungu okazało się dla Elviry momentem przełomowym i nałożyło ze spotkaniem czarnoksiężnika, który później pokierował ją w kierunku wojennego frontu i nieodkrytego potencjału. Wtedy jednak, w okolicach marca i kwietnia '57 nie zdawała sobie z tego sprawy, oddając się depresji przesyconej wściekłością i jadem. Postępowanie ordynatora wbrew jej woli odebrała jako upokorzenie, przez długi czas żyła na krawędzi ubóstwa, zarabiając niewielką ilość galeonów na prywatnych medycznych zleceniach, dzięki którym dawała radę pokryć jedynie czynsz oraz podstawowe produkty żywnościowe. I alkohol. Alkohol w dużych ilościach, do którego zawsze miała słabość, wypierała ją jedynie wielogodzinną pracą, w której przerwach nie miała na niego czasu. Od kwietnia i maja przestała przykładać wagę do samokontroli, nie odmawiała sobie już żadnych przyjemności, do tej pory uważanych za poniżej godnego poziomu. Popadała w coraz silniejsze zaniedbanie, a światłami w tunelu okazały się propozycja ze strony lady Wendeliny Selwyn oraz czerwcowe spotkanie w podziemiach karczmy pod Mantykorą. Początkiem lata '57 zaczęła nie tylko zarabiać sowite pieniądze na wartościowym i zapewniającym dodatkowe profity stanowisku, ale także stała się członkiem większego planu. Może nie była jeszcze w pełni zdolna go zrozumieć, lecz nabrała świadomości, że znów zmierza we właściwym kierunku, obierając cel ważniejszy niż którekolwiek poprzednie. Na końcu tej drogi czekać miały władza, potęga i nowy, magiczny porządek.
Długi czas wiodła życie samotnicze, lecz lato '57 wykorzystała na odnawianie społecznych kontaktów oraz otwieranie umysłu na możliwość zawarcia trwalszych znajomości. Czyniła to nieporadnie, wielokrotnie popełniając wpadki wynikające z niedostosowania, we wrześniu '57 była jednak z całą pewnością w stanie powiedzieć, że ma ludzi, do których może zwrócić się z najróżniejszymi potrzebami. Ludzi, którym - w specjalnych przypadkach - mogłaby zaoferować własne zaufanie.
Podejmowała się kolejnych wyzwań, rozciągała granice moralności; w lipcu '57 dokonała pierwszego morderstwa, za które czuła się w pełni odpowiedzialna. Nowe możliwości oraz wiedza, jaką nabywała o sobie, wprawiały ją w dumę, największa próba charakteru czekała na nią jednak końcem września '57 - kiedy to wyruszyła na misję zleconą przez Czarnego Pana ramię w ramię ze znacznie bardziej doświadczonymi czarnoksiężnikami. Wyszła z niej żywa, choć dotkliwie poraniona, zarówno na ciele, jak i umyśle. Zdołała jednak tym samym potwierdzić deklarowane zaangażowanie.
Czas miał pokazać, jak wiele jeszcze będzie w stanie poświęcić i ile wyzbyć z siebie człowieczeństwa - jeżeli miałaby podsumować ostatni rok w jednym, krótkim zdaniu, powiedziałaby, że nie istnieje taka granica, której nie dałoby się przełamać.
Miejsce zamieszkania: Pokątna 20/4 oraz Boreham, Pałac Beaulieu
Bogin: Postać w czarnej szacie, ściskająca w dłoniach żarzące się ogniem łańcuchy; uosobienie śmierci
Amortencja: Suszoną lawendą, ziemią po deszczu, starymi książkami, formaliną prosektoryjną
Ain Eingarp: Samą siebie, potężną i budzącą podziw czarownicę
Pasja: Medycyną, transmutacją, czarną magią
[bylobrzydkobedzieladnie]
+
will you be satisfied?
- akcept:
Październik '56 - Wrzesień '57
Orientacja polityczna: Ścieżka, na którą wstąpił, decydując się zdradzić Rycerzy Walpurgii i otwarcie poprzeć Harolda Longbottoma, okazała się tą bezpowrotną. Po szczycie w Stonehenge, zgodnie z wcześniejszą obietnicą, postanowił wesprzeć działania Zakonu Feniksa; w trakcie przesłuchania z udziałem Gwardii, złożył przysięgę wieczystą, zobowiązując się do walki po stronie organizacji – a po zakończonej wojnie, do dobrowolnego stawienia się przed Wizengamotem i odpowiedzenia za popełnione czyny. W kwietniu oficjalnie wstąpił w szeregi Zakonu Feniksa, wcześniej i później niejednokrotnie stając do otwartej walki z poplecznikami Czarnego Pana. Oskarżony o działalność rebeliancką i zdradę krwi, jest poszukiwany listem gończym Ministerstwa Magii.
Ścieżka kariery: Po przymusowym odejściu z Ministerstwa Magii, on i jego grupa łowców smoków trafili pod zwierzchnictwo rodu Greengrassów – od tej pory pracuje jako smokolog dla rezerwatu w Peak District, organizując wyprawy, opiekując się trójogonami edalskimi i szkoląc nowych kursantów. W styczniu stał się właścicielem prywatnej hodowli smoczogników i zajął się ich tresurą.
Rozwój: Na przestrzeni ostatniego roku niezmiennie szkolił się w dziedzinach pojedynkowych, osiągając coraz wyższy poziom zarówno w magii defensywnej, jak i ofensywnej, a nabyte umiejętności wykorzystując przy pracy ze smokami oraz – w głównej mierze – w walce w szeregach Zakonu Feniksa. Bliskie spotkanie z wybuchem anomalii w Kumbrii skłoniło go do podjęcia nauki oklumencji, którą po kilku długich miesiącach ćwiczeń opanował, ucząc się zamykać swój umysł przed ingerencją z zewnątrz. Dzięki pracy nad badaniami naukowymi i przez wzgląd na konieczność korzystania ze świstoklików, zgłębił podstawy numerologii. Z kolei przeprowadzka do kornwalijskiego lasu, opieka nad magicznymi stworzeniami i praca w rezerwacie sprawiły, że poprawiła się jego kondycja fizyczna.
Więzy krwi: W styczniu został ojcem, do tej pory nie było mu jednak dane poznać swojego syna, dorastającego pod opieką matki, w Sandal Castle. Chociaż początkowo starał się utrzymywać kontakty z rodziną, od kilku miesięcy nie otrzymał od nich żadnej wiadomości.
Zyskane znamiona: Po wybuchu anomalii w Kumbrii pozostały mu blednące stopniowo ślady oparzeń – głównie na dłoniach i przedramionach.the chains are broken,
but are you truly free?Miniony rok rozpoczął się od upadku – zarówno dosłownego, jak i metaforycznego, bo gdy opadł kurz po zniszczonym Stonehenge, Percival pozostał z niczym: skreślony przez rodzinę, pozbawiony pracy, nazwiska i tytułów, musiał od nowa uczyć się funkcjonowania w rzeczywistości, którą do tej pory oglądał zza bezpiecznych okien rodowego dworu. Schronienie odnalazł u przyjaciela i człowieka, którego kochał, na dłuższy czas – a później na stałe – zatrzymując się w jego domu, ukrytym w lasach otaczających kornwalijską wioskę Sennen. To tam powoli stawał na nogi, lecząc rany: te na ciele, i te znacznie gorsze, niewidoczne; na gruzach po starym życiu stopniowo zaczynając budować nowe. Z oczywistych względów nie wrócił do kontrolowanego przez Rycerzy Walpurgii Ministerstwa Magii, początkiem października wraz z grupą łowców smoków przechodząc pod zwierzchnictwo rodu Greengrassów. Jego drugim domem stał się rezerwat w Peak District – w którym zaczął spędzać coraz więcej czasu, poznając tamtejsze smoki, nawiązując przyjaźnie, szkoląc kursantów i organizując smoczą wyprawę w szkockie góry. Gdy za bramy rezerwatu omyłkowo trafiły odratowane z przemytu smoczogniki, nie pozwolił na odesłanie ich za granicę – zamiast tego kupując podupadły budynek i tworząc w nim azyl dla magicznych stworzeń, stopniowo przekształcający się w prywatną hodowlę.
Przeszłości nie dało się jednak ignorować długo, a z obietnic złożonych przyjacielowi wycofywać się nie miał zamiaru – dobrowolnie zgodził się więc stanąć przed Gwardią Zakonu Feniksa, pod wpływem veritaserum wyznając wszystkie swoje dotychczasowe przewiny i dzieląc się informacjami na temat Rycerzy Walpurgii. Za wolność zapłacił złożeniem przysięgi wieczystej – obiecując poświęcić resztę życia walce w szeregach Zakonu Feniksa, a po wojnie stawić się przed Wizengamotem. Silna magia na zawsze związała go z organizacją, a chociaż nie od razu mu zaufano, od tej pory wszystkie siły poświęcił angażowaniu się w jej działania: wyciszając anomalie, stając do otwartej walki z jej wrogami, pomagając w tworzeniu powstałej na gruzach Azkabanu Oazy; smakując zarówno drobnych zwycięstw, jak i gorzkich porażek. Tę najdotkliwszą podniósł w trakcie wyprawy do Kumbrii, gdzie na skutek wybuchu niestabilnej magii, stał się ofiarą zbiorowych halucynacji, przypominających te wywoływane przez czarnomagiczne zaklęcie viento somnia. To wtedy po raz pierwszy zaczął poważnie myśleć nad nauką oklumencji, niedługo po odzyskaniu sił zaczynając zgłębiać sztukę zamykania własnego umysłu. Dzięki pomocy znajomych legilimentów, po długich miesiącach ćwiczeń udało mu się opanować podstawy tej trudnej umiejętności.
Chociaż dla swojej rodziny oficjalnie stał się martwy, to całkowite zerwanie łączących go z nimi więzi okazało się niemożliwe – zwłaszcza, gdy początkiem roku na świat przyszedł jego syn, James Benjamin. Wywalczenie świata, w którym chłopiec będzie mógł żyć bez strachu i uprzedzeń, stało się jego główną motywacją, choć ani jego rodzeństwo, ani była żona, zdawali się nie podzielać tego sentymentu. Z miesiąca na miesiąc wymiana korespondencji niosła ze sobą zresztą coraz większe niebezpieczeństwo; wiedział, że jest poszukiwany, a gdy w trakcie Bezksiężycowej Nocy Londyn spłynął krwią mugoli i mugolaków, stał się zbiegiem oficjalnie: na murach zawisły listy gończe z jego fotografią i hojną ceną wyznaczoną za jego schwytanie. Zmuszony do działania w ukryciu, działać jednak nie przestał, starając się wspomóc Zakon Feniksa w odzyskaniu kontroli nad stolicą. Początkowo mu się to udawało, w końcu jednak się potknął – a jedno ze starć zakończyło się przymusową ucieczką z pola bitwy i długą rekonwalescencją, w czasie której na kilka tygodni zaszył się w Sennen, dochodząc do siebie i pracując nad kiełkującym w głowie projektem badań naukowych. Wojna tymczasem toczyła się dalej, niczym szatańska pożoga przenosząc się na kolejne hrabstwa – coraz ciaśniejszym kręgiem otaczając również Peak District. Perspektywa utraty rezerwatu obudziła go z przedłużającego się letargu; wiedział, że nie mógł się poddać – i to nie tylko dlatego, że przysięgał na własne życie, że tego nie zrobi.
Patronus - dokładniejszy opis: Patronus Percivala formuje się ze wspomnień stosunkowo świeżych, nie tyle tworzących konkretną scenę, co stanowiących mieszaninę jasnych strzępków minionych wydarzeń. Myśląc o rzeczach najszczęśliwszych, najczęściej cofa się myślami do zalanej słońcem kuchni domu w Sennen, wypełnionej zapachem świeżo zaparzonej herbaty oraz donośnym śmiechem Benjamina – lub do zaparowanej łazienki na piętrze, przypominając sobie zmęczone chwile spędzone w pełnej gorącej wody wannie. Silnymi wspomnieniami są też te zabrane na wzgórzach rezerwatu, pogonie za smokami, dalekie wyprawy; wszystko, co choćby odrobinę kojarzy się Percivalowi z wolnością. Sklejone w całość skrawki przyjmują świetlistą formę wilka kaspijskiego – stworzenia stanowiącego uosobienie wolności, radzącego sobie świetnie w prowadzeniu samotniczego trybu życia, ale mimo wszystko najlepiej funkcjonującego w otoczeniu zaufanego, złączonego więzami krwi stada. (do podmiany)
Pasja: dalekimi podróżami, tresurą magicznych stworzeń, opieką nad smokami (do pomiany)
Aktywność: prowadzę hodowlę smoczogników, chodzę na spacery z psami, latam na grzbiecie aetonana; w tajemnicy zbieram karty z czekoladowych żab (do podmiany)
Statystyki: Jeśli to możliwe, chciałabym skorzystać z możliwości przełożenia punktów statystyk i przenieść:
- 1 punkt z czarnej magii do obrony przed czarną magią;
- 3 punkty z czarnej magii do sprawności.
Percy, w czasie dwóch fabularnych lat rozgrywki, ani razu nie użył czarnej magii w fabule (nie licząc jednej anomalii naprawionej metodą Rycerzy Walpurgii) - a przez ostatni rok, rozpoczynający się dla niego od złożenia przysięgi wieczystej Zakonowi Feniksa, nie miał możliwości (ani zamiarów) praktykowania czy studiowania czarnej magii już wcale. Zamiast tego skupił się na rozwijaniu innych dziedzin, potrzebnych mu zarówno w pracy łowcy smoków, jak i w walce. Uroki były jego mocną stroną od dawna, więc to konieczność podciągnięcia się w defensywnie stanowiła dla niego priorytet; uwagę na to zwracała mu zresztą Gwardia - w tym wątku o naukę obrony (po wspólnym treningu) kazała mu zadbać Justine, a w tym podobne polecenie otrzymał od Samuela. Wziął sobie to do serca, nie tylko zostając oklumentą (którą to umiejętność ćwiczył między innymi z Alexandrem (po wcześniejszym treningu w pojedynkowaniu się), jak i z Lucindą, ale też przez cały czas aktywnie wspierając Zakon Feniksa, stając do misji i walki u boku bardziej doświadczonych od siebie aurorów: biała magia uratowała mu życie w trakcie wydarzenia w Kumbrii, pozwoliła na naprawę anomalii (w domu Petriego, na lodowisku i w Szkocji), tylko dzięki niej przetrwał walkę z Rycerzami Walpugii na ulicy Pokątnej oraz ratując mugolaków z londyńskiej mariny. Zgłębienie podstaw numerologii pozwoliło mu na lepsze zrozumienie istoty magii, dzięki temu zaczął ją również wykorzystywać do nakładania zabezpieczeń - w Londynie, czy wokół domu przyjaciółki.
W ciągu ostatniego roku Percival musiał również poprawić swoją kondycję fizyczną; z rodowego dworu trafił do chaty w kornwalijskim lesie, z pracy w Ministerstwie Magii - do smoczego rezerwatu, którego rozległe tereny przemierza najczęściej pieszo, a i sama praca ze stworzeniami tak potężnymi jak smoki, wymaga siły fizycznej (przewija się to w jego opowiadaniach z pracą: tutaj, tutaj, tutaj i tutaj, a także w wątkach z pracą: tutaj, tutaj, tutaj, tutaj, tutaj czy tutaj). Oprócz tego od dłuższego czasu przemieszcza się głównie na grzbiecie aetonana, poprawił umiejętności jeździeckie (co odbiło się w podniesienie poziomu biegłości jeździectwa z I na II), w większości samodzielnie przygotował hodowlę, nie stroni od ruchu (w razie potrzeby mogę zalinkować więcej).
[bylobrzydkobedzieladnie]
+
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget
kissing
d e a t h
and losing my breath
- akcept:
Maj ’56-Wrzesień‘57
Orientacja polityczna: Cressida niezmiennie wyznaje poglądy jakie wpojono jej w rodzinnym domu, wierzy w zasadność hierarchii społecznej opartej na pochodzeniu i stroni od towarzystwa niżej urodzonych. Jak przystało na damę trzyma się z daleka od świata polityki i oddaje się kobiecym obowiązkom, płynąc biernie z prądem i nie angażując się w nic nieodpowiedniego.
Ścieżka kariery: Wciąż jest w pierwszej kolejności żoną i matką, ale nie zrezygnowała z zamiłowania do malarstwa i wciąż szlifuje talent pod okiem Fawleyów. Jest to przede wszystkim pasja, Cressida nie pracuje zawodowo, choć zdarza jej się malować obrazy dla krewnych i przyjaciół, a także użyczać płótna na wernisaże do renomowanych czarodziejskich galerii sztuki.
Rozwój: Po rozwinięciu umiejętności malarskich Cressida doskonali się także w innych sztukach i pielęgnuje znajomość ptasiej mowy, nadal przydaje jej się wiedza z zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami.
Więzy krwi: Brak większych zmian; wciąż jest żoną Williama Fawleya, matką ponad rocznych już Juliusa i Portii, pielęgnuje także swoje bliskie relacje z panieńskim rodem Flintów, choć wyraźnie odsunęła się od rodziny ze strony matki i nie utrzymuje z nimi żadnego kontaktu.
Zyskane znamiona: Brak.Po nadejściu anomalii w życiu młodziutkiej lady Fawley wiele się zmienia. Niebezpieczne magiczne zjawiska stanowią zagrożenie nie tylko dla niej, ale przede wszystkim dla jej niedawno narodzonych dzieci. Pozostaje pod opieką męża, który chroni ją przed złem świata. Nieczęsto opuszcza dwór, a jeśli już, to zawsze w towarzystwie. Stara się podtrzymywać więzi z panieńskim rodem, a także życie salonowe i artystyczne, bo choć nadal nie stała się salonową lwicą, zdaje sobie sprawę z wagi obowiązków i wie, jak ważne są tradycje. Wciąż jednak nie lubi być w centrum uwagi, woli trzymać się w cieniu i unikać wszelkich kontrowersji. Mąż próbuje poprawić jej pewność siebie i poczucie własnej wartości, ale jest to zadanie niezwykle trudne; głowę dziewczęcia wypełniają kompleksy, jest przekonana o swojej niepełnowartościowości, czuje się gorsza od swojego starszego rodzeństwa i pragnie, by pan ojciec kochał ją równie mocno, co jej brata i siostrę.
Z kolejnymi miesiącami daje się zauważyć to, że sytuacja polityczna między rodami szlachetnej krwi ulega zmianom, a między rodzinami o różnych poglądach zaczyna powstawać coraz głębsza przepaść. I choć Cressie panicznie boi się, że te zawirowania oddzielą ją od panieńskiego rodu, postawią po drugiej stronie wyrwy, w sierpniu 1956 roku Fawleyowie nawracają się na bardziej tradycyjną drogę. Na mocy małżeństwa jej i Williama zostaje zawarty sojusz pomiędzy Fawleyami a Flintami. Czuje ulgę, że jej obecny ród znalazł się po tej samej stronie, co drogi sercu ród pochodzenia, ale wydarzenia w magicznym świecie i tak budzą niepokój. Ani ona, ani jej mąż nie są obecni podczas pamiętnego szczytu w Stonehenge w październiku 1956, ale opowieści o przebiegu wydarzeń stopniowo docierają i do nich, każąc zastanawiać się jak będzie wyglądać przyszłość i w jakim świecie przyjdzie dorastać jej dzieciom.Narastające anomalie doprowadzają do tego, że Cressida i jej mąż coraz poważniej snują plany o wyjeździe z dziećmi do Francji. Lecz zanim wyjazd dochodzi do skutku, koszmar anomalii kończy się i jej dzieci nie są już narażone na groźne wyładowania. Cressida i William wraz z resztą socjety świętują koniec anomalii podczas noworocznego sabatu, nie mając pojęcia o tym, jak wygląda prawdziwa przyczyna uspokojenia się magii i pogody. Maskowy bal spędzony w sukni inspirowanej motywem memortka jest dobrą okazją do spotkań towarzyskich, choć niektóre bywają trudne, jak to z byłą szkolną przyjaciółką, która odwróciła się od niej po jej zamążpójściu.
Zarówno małżonek, jak i ojciec dbają o to, by do uszu Cressidy nie docierało zbyt wiele niepokojących wieści, jako kobieta nie powinna kłopotać się takimi sprawami. Żyli w świecie rządzonym przez mężczyzn, a ojciec wychował ją w duchu uległości wobec systemu patriarchalnego, stąd nie przychodzi jej do głowy, by się buntować, poza tym ceni sobie spokój i poczucie bezpieczeństwa. Niezmiennie jest trzymana pod kloszem, z dala od spraw niestosownych czy wręcz niebezpiecznych, żyje niczym ptak zamknięty w złotej klatce, co stanowi znakomitą metaforę jej życia. Wnętrze klatki jest wygodne i bezpieczne, więc nie kusi jej, by poznawać pełen zagrożeń świat poza nią. Cressida nie jest świadoma tego, że niektórzy ludzie z jej najbliższego otoczenia skrywają mroczniejsze oblicze, zatajano przed nią wiele szczegółów o wydarzeniach w magicznym świecie, przez co jej obraz rzeczywistości pozostaje daleki od prawdy. Podobnie jak wiele innych młodych lady jest karmiona opowieściami o tym, że przyczyną niepokojów społecznych jest rozpasana promugolska tłuszcza z zawiści pragnąca obalić ustaloną społeczną hierarchię. Wierzy w to, dlatego choć niegdyś mugole byli jej obojętni, z upływem czasu zaczyna bać się ich, a także czarodziejskich rewolucjonistów, którzy mogliby zagrozić spokojnemu i bezpiecznemu życiu jej i jej dzieci. Jako naiwne, uległe dziewczę łatwo pozwala się formować i wtłaczać w odpowiednie ramy. Unika nieodpowiedniego towarzystwa i miejsc, jest świadoma własnej bezbronności; od czasu skończenia szkoły i zdania egzaminów prawie nie używała uroków i magii obronnej, jako lady od zawsze zależna najpierw od ojca, później od męża nigdy nie musiała samodzielnie dbać o swoje bezpieczeństwo. Zawsze chroniły ją troskliwe ramiona krewnych oraz czujne spojrzenia służby, przez co nie ćwiczyła się w magii, jeśli nie liczyć transmutacji, która jako dziedzina kreatywna przydawała się w tworzeniu sztuki. Nie musząc pracować miała dużo wolnego czasu, który poświęcała aktywnościom odpowiednim swej pozycji, i gdy nie musiała opiekować się dziećmi ani towarzyszyć mężowi w ważnych wyjściach oddawała się sztuce, konnym przejażdżkom i spotkaniom z innymi damami, starając się jak najmniej myśleć o niepokojach i szeptanych pogłoskach o nadchodzącej wojnie. Wciąż chętnie szukała też towarzystwa ptaków, coraz bardziej doskonaląc swą umiejętność porozumiewania się z nimi; ptaki były jej bliskie od dziecka i nie zmieniło się to również w dorosłości.
Wiosna i lato 1957 roku upłynęły jej w zaciszu dworku, z dala od wojny, w gronie rodziny i przyjaciół, ale z obecnym w sercu niepokojem. Obawiała się o przyszłość swoją, swoich bliskich i przede wszystkim dzieci. Pod koniec września dotarła do niej niezwykle przykra wiadomość: jeden z jej ulubionych kuzynów, Alphard Black, przedwcześnie zakończył swój żywot, uświadamiając jej, że nawet ich pełne dostatku życie mogło dobiec końca wtedy, gdy najmniej się tego spodziewali, a w głowie rodziło się pytanie: kogo jeszcze będzie musiała pożegnać, nim nadejdzie świat pełen spokoju i harmonii, który im obiecywano?
Zawód:: do tego co jest dopisać jeszcze „dama, żona swego męża”
Ain Eingarp: ona stoi szczęśliwa u boku męża i licznej gromadki swoich dzieci, w tle z dumą spoglądają na nią jej rodzice; wszyscy żyją w dostatku i poczuciu bezpieczeństwa
Do podmianki zaktualizowany opis patronusa:
Patronus: Patronus Cressidy rzadko przybiera cielesną formę, jej umiejętności w białej magii nie są zbyt wysokie i zazwyczaj udaje jej się wyczarować jedynie strzęp srebrnej mgły, jednak gdy już uda jej się przywołać konkretną formę, to jest to rudzik – mały, niepozorny ptaszek z charakterystycznym pomarańczowym brzuszkiem. W lasach otaczających jej rodzinną posiadłość nigdy nie brakowało rudzików, i to właśnie przy jednym z tych ptaszków ujawnił się jej talent rozumienia ptasiej mowy. Również w dorosłości rudziki są jej wyjątkowo bliskie.
Żeby wyczarować patronusa Cressida skupia się na swoich najszczęśliwszych wspomnieniach; dawniej zawsze były to wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa i dorastania wśród lasów Charnwood w otoczeniu swej rodziny, dziś do jej najszczęśliwszych chwil bez wątpienia należy także dzień, w którym została matką i pierwszy raz wzięła w ramiona swoje dzieci, oraz chwile, w których odkrywała rodzące się uczucia do męża.
Chcę skorzystać z możliwości przesunięcia 5 punktów statystyk: 2 punkty z opcm i 3 z uroków chciałabym przesunąć do reszty i pozostawić do późniejszego wykorzystania, co argumentuję tym (i wspomniałam o tym w podsumowaniu), że moja postać po szkole i po zdaniu egzaminów nie rozwija się w tych dziedzinach, nie uczestniczy w niegodnych damie aktywnościach pokroju pojedynków (a więc jej wiedza i umiejętności nie powinny wykraczać ponad poziom szkolny), i jedyna różdżkowa dziedzina magii z której wciąż zdarza jej się korzystać, to transmutacja, która jako dziedzina najbardziej kreatywna częściej przydaje się artystce.
+
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
- akcept:
Listopad '56 - Październik '57
Orientacja polityczna: Umocnienie poglądów i konsekwentne dążenie do realizacji celów Rycerzy Walpurgii. Całkowite przejście na konserwatywną i radykalną ideologię.
Ścieżka kariery: Rozwój działalności w Rezerwacie Albionów Czarnookich, wspieranie Tristana Rosiera w zarządzaniu Rezerwatem, jako jego prawa ręka.
Rozwój: Solidne zgłębianie tajników Czarnej Magii, jak i również zwiększenie możliwości z zakresu Obrony przed Czarną Magią. Konsekwentne dążenie do wzmacniania tych umiejętności, przydatnych w trakcie starć z przeciwnikami.
Więzy krwi: Pojawienie się nowego członka Rodu Rosier, bratanka - potomka Tristana i Evandry - Evana.
Zyskane znamiona: Blizna po oparzeniu po wewnętrznej stronie lewej dłoni w kształcie runy, po spotkaniu z nieznanym w Locus Nihil.Mathieu zmienił się, niemal nie do poznania. Kiedy stawiał pierwsze kroki w szeregach Rycerzy Walpurgii miał jedynie swoje nazwisko i kuzyna, w którego cieniu żył jeszcze od czasów dzieciństwa. Milczący cień, snujący się gdzieś poza główną sceną, grający drugie skrzypce. Dorósł, dojrzał, doświadczył wielu sytuacji, które wpłynęły na jego życie, zmieniając go diametralne. Miał głos, miał coś do powiedzenia, udowodnił, że poza wiedzą posiada również odpowiednie umiejętności. Wspierał Rycerzy Walpurgii oferując im to, co mógł zrobić najlepiej. Wspierał w walce, przy okazji zdobywając nowe doświadczenia, które niejednokrotnie odbijały znamię na jego charakterze. Doszedł do wniosku, że życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na bycie w czyimś cieniu, zaczął wykazywać się dojrzalszym zachowaniem, prezentować swoje zdanie i poglądy, podejmować indywidualnie decyzje.
Jego zaufanie zostało dwukrotnie nadwyrężone, choć od lat borykał się z problemami z ufnością. Pierwszy raz w życiu stanął przed możliwością zawarcia małżeństwa, która zakończona została w sposób, którego najmniej się spodziewał. Spotęgowało to jego niechęć do Rodu, z którego wywodziła się kobieta na zawsze wykreślona z jego ram. Wtedy właśnie po raz pierwszy zaczęło do niego docierać, że nie jest jedynie marionetką i zabawką w rękach innych, a tym bardziej nie powinien pozwalać sobie na takie traktowanie ze strony innych. Od zawsze wzorował się na bracie, choć nie sądził, aby kiedykolwiek był w stanie mu dorównać. Niemniej jednak, miał możliwość, aby dążyć do tego, by świat poznał go jako Mathieu Rosiera, a nie jako kuzyna Tristana.. Świat musiał poznać jego imię i nazwisko, wiedzieć kim jest.
Ciężka praca przynosiła owoce, pozwalała na budowanie pewności siebie, a każdy sukces powodował wzmocnienie wiary we własne możliwości. Porażki zaczął traktować jako lekcje na przyszłość, a każde niepowodzenie niosło za sobą solidną naukę. Potrafił wyciągać wnioski i unikać popełniania błędów w przyszłości. Zaczął kłaść nacisk na własny rozwój, skrupulatnie przykładając się do rozwijania swoich umiejętności. Czarna Magia z początku stawiała jeszcze opory, ale z czasem zaczęła przychodzić mu z większą łatwością. Szczególnie, że otrzymywał wsparcie bliskiej mu osoby, kobiety, z którą zaręczył się niedługo po tym, jak poprzednie zaręczyny zostały zerwane. Tym razem jednak miało być to coś więcej, niż polityczne przesuwanie pionków.
Nadejście wojny nie zwiastowało niczego dobrego. Sytuacja polityczna stawała się coraz bardziej burzliwa i przyszło im z niepokojem patrzyć w przyszłość. Poprzedni rok zwieńczyło zakończenie problemów związanych z anomaliami, a ostatnie miesiące tego roku przyodziane były w wojenne barwy. Początkowo zdawało się, że sytuacja nie może komplikować się aż tak bardzo, jednak częstsze doniesienia o wzbieraniu sił przez Zakon skutkowały podejmowaniem odpowiednich działań. Musieli być silni razem.
Locus Nihil. Miejsce, które zostanie zapamiętane do końca życia, z którym przyjdzie mu mierzyć się w koszmarach jeszcze niejednokrotnie. Rozkazy Czarnego Pana były proste, a ich obowiązkiem było przetrzeć szlak, zmierzyć się z własnymi lękami i dotrzeć do celu. Podziemia Gringotta okazały się dla niego łaskawe, choć nie obyło się bez komplikacji. To właśnie stamtąd przyniósł nową bliznę, runę wypaloną na skórze po wewnętrznej stronie lewej dłoni, kiedy pokonany przez niego przeciwnik zamienił się w kamień z wyrytym symbolem runy. Z jakiegoś powodu był dumny z tego symbolu, wszak świadczył on o jego obecności i działaniu dla większej sprawy, dla Czarnego Pana. Locus Nihil odbiło piętno nie tylko na jego skórze, ale również i umyśle. Wszystko co wydarzyło się na końcu tej podróży, włączając w to śmierć niedoszłego szwagra, musiała pozostawić w jego umyśle trwały ślad.
Chłód października był dla niego orzeźwiający. Napędzał do dalszego działania pomimo trudów, z jakimi przyszło mu się mierzyć. Wydarzenia z Locus Nihil wciąż dawały o sobie poznać, usilnie wracając koszmarami każdej nocy. Wzburzenie wywołane wojną doprowadziło do wyjazdu Lady Avery z Anglii i zerwania kolejnych zaręczyn. Rozpraszające i niepotrzebne doświadczenie, które jeszcze bardziej utwierdziło go w tym, że powinien skupić się przede wszystkim na sobie i swoich działaniach. Konieczność poszerzenia wpływów Rosierów na ziemiach Kent, dochodzące do niego plotki o krzywoprzysięzcach na ich terenach, którzy pomagali szlamom uciekać poza tereny Anglii, musiała spotkać się z radykalną odpowiedzią. Próba przejęcia Bezimiennej Wyspy, przeciągnięcia na swoją stronę tego miejsca zakończyła się ogólnym sukcesem, choć Mathieu z ledwością wyszedł z tego cało. Dzięki szybkiej reakcji brata i sprowadzeniu przyjaciela, mógł przez drugą połowę października dochodzić do siebie w zaciszu Château Rose, planując dalsze działania i swoją własną drogę.
+
The last enemy that shall be destroyed is | death |
- akcept:
listopad '56 - październik '57
Orientacja polityczna: Pozostając pod nazwiskiem Selwyn, błądziła coraz mniej pewna, ale wraz z ucieczką z domu i zdradą rodu stała się przyjazna Zakonowi Feniksa i jego ideom. Formalnie nie pozostaje jednak członkiem organizacji, ale ją wspiera.
Ścieżka kariery: W lipcu Isabella rozpoczęła staż w leśnej lecznicy w Dolinie Godryka. Uczy się, by pewnego dnia stać się uzdrowicielką. Oprócz tego przygotowuje także eliksiry dla lecznicy, ale i również dla przyjaciół i członków Zakonu Feniksa.
Rozwój: Jako dama nie mogła spełnić marzenia o byciu uzdrowicielem, ale nie było przeszkód, by oddawała się alchemicznym pasjom. Rozwinęła swą wiedzę w zakresie tajemnic nieba i magicznych stworzeń, pogłębiła zdolności w zakresie warzenia mikstur. Od lata bardzo przykłada się do nauki anatomii.
Więzy krwi: Na początku maja Isabella opuściła rodzinę, wyrzekła się nazwiska i tym samym zerwała zaręczyny z lordem Rosierem. Pozostała lady Morganie list i wyruszyła razem z kuzynem Alexandrem Farleyem. Zamieszkała pod jego dachem, w Dolinie Godryka. W sierpniu przyjęła pierścień od młodego klątwołamacza, Steffena Cattermole'a. Choć utraciła tytuły i dawny dom, w jej sercu wciąż płonie ogień salamandry.
Zyskane znamiona: brakBył to niezwykły czas. Moje marzenia płonęły. Mój czas nadszedł. Tęsknotę leczyłam, oddając się wszelkim powinnościom damy. Pogłębiałam relacje ze szlachetnymi sylwetkami, odważnie wychodziłam naprzeciw tym, którzy od czasu Stonehenge spoglądali na nas z niepewnością. Obiecałam być klejnotem, nadzieją, pożarem, który ogrzeje niechętne rody i wypali złą myśl. O nim nie zapomniałam. On był przy mnie cały czas. Kiedy zaśpiewałam dla lorda Tristana Rosiera, nie mogłam przeczuwać, że wybrano dla nie los. Smok i salamandra. Wkrótce mieliśmy się połączyć w jedno. Dostojny Mathieu Rosier i ja, córka Wendeliny. Rozgrzewały się we mnie bajki i dawne legendy, chciałam kontynuować dziedzictwo, chciałam być dumą lady Morgany. Lecz ona nie była tak jaka ja. Podejmowałam tak wiele starań, obiecałam sobie pokochać i być pokochaną, bo przecież to niemożliwe, by smoczy lord nie przyjął miłego ognia. Towarzyszyłam mu, pielęgnowałam przyjaźń ze szlachetnymi różami, odważnie obracałam się w stronę tych herbów, które gardziły splugawionymi Selwynami. Gnałam dostojnie, wystrojona w piękne stroje i efli pył, opatrzona ognistą broszą i nadzieją, że pewnego dnia będę już różą. Ale pamiętałam, wciąż o nim pamiętałam. Pojedyncze łzy, drobne, nikt nie wiedział i nikt nie mógł przyłapać damy na słabości. W tym czasie lady Morgana odprawiała kolejny spektakl pod własnymi dachami. Jej ambicje dusiły mnie, ale przecież wytrącono nas z tego samego ogniska. Jej byłam podległa. Jej i memu lordowi, który poświęcał mi tak wiele czasu. Czarowałam na noworocznym sabacie, uwodziłam i oddawałam serce. Wszystko inne było nieważne. Tylko dama, tylko narzeczona, tylko róża. Zniknął przez chwilę obraz niepozornego chłopca z wyjątkowo roztargana grzywą. Zniknął bliźniaczy płomień pogubiony gdzieś w świecie mi nieznanym.
Wiele to było rozmów, trudnych i długich. Głośne było moje serce, żywe i zaangażowane. Pragnęłam działania, pragnęłam zaoferować się wielkim sprawom, być silną damą, a nie piękną szyją i kojącym ramieniem, obietnicą dzieci i obrączką ciążącą na palcu. Nie dano mi brudzić jedwabnych rękawiczek krwią rannego, a szpital Munga odwiedzałam jako dama, nie uzdrowiciel. W złotym kotle mieszałam wybuchowe napoje, lecznicze maści i trucizny. Nikomu nie śmiałabym dolać do popołudniowej herbatki mikstury żywego ognia. A jednak czasem o tym śniłam. Wczesną wiosną mój duch zaczął się wypalać i to był początek.
Gdy świat się zazielenił, kiedy w powietrzu zagościła woń białych kwiatów, napisałam do Alexandra list. Targana potężnymi emocjami, tonąca w rzece ognia, rozbita, przerażona i niegotowa na to wszystko, co nadejść miało wraz z czerwcowym przyrzeczeniem. Kuzynie, płomieniu, przyjacielu, nie mogłeś mnie tam pozostawić, nie mogłeś mi odmówić. Wyszłam z pałacu i już nigdy nie wróciłam. Różany pierścień przykrył wonny pergamin z wyjaśnieniem. Ograbiłam się z tego, co przecież tak uwielbiałam. Przestałam być lady Selwyn, chociaż nie przestałam być damą, nie przestałam wierzyć w ogniste legendy i zaklęte we krwi dziedzictwo. Stałam się jednak zdrajczynią, uciekinierką. Tak jak i on.
Zaangażowany w wojnę Farley objął mnie opieką i gdyby nie on, to nigdy bym nie odeszła. Z nim zamieszkałam, to on nade mną czuwał. Nie mogłam uwierzyć, nie mogłam przestać szarpać się z własnymi emocjami. Stałam się wolna, osierocona i przeklęta. Minęło trochę czasu, nim udało mi się dumnie unieść głowę i zmierzyć się z losem. Trwała wojna, a mój dom był jak to zakonne gniazdo. Przybywali, czasem w nocy, czasem ranni i przerażeni, a ja trwałam między Kurnikiem a leśną lecznicą. Między damą i kimś zwyczajnym. W Dolinie Godryka jeszcze raz spotkałam roztrzepanego chłopca, który wiele miesięcy temu mnie uratował. Wtedy pozostawił w moim sercu iskrę, niewielką, ale rozrastającą się poza moją kontrolą. Myślałam o nim zbyt wiele, choć były to myśli, których dama powinna się wstydzić. Marzenie wstrętne i niemożliwe. Tylko że ja przestałam być szlachetną panną.
Nazywałam się Isabella Presley, a on, Steffen Cattermole, skradł moje serce. W środku lata przyjęłam pierścień i wyraziłam oddanie. Byłam wolna i zakochana, a pod opieką mistrzów uzdrawiania zdobywałam cenne doświadczenia. Stanęłam po drugiej stronie walki, kochałam tych, którzy buntowali się wobec mojej dawnej rodziny, wobec przyjaciół i sojuszniczych dusz, którym ufałam. Wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu. Bałam się wojny, bałam się, że odbierze moich bliskich, ale nie kryłam się w cieniu. Leczyłam rannych, zaopatrywałam bohaterów w mikstury. Wraz z nadejściem jesieni, w cieniu wojny szykowałam się do ślubu…
Nigdy nie zapomniałam, że ognia nie gasi się ogniem.
Bogin: martwe ciało Steffena Cattermole'a i Alexandra Farley'a
Ain Eingarp: siebie jako spełnioną uzdrowicielkę, u boku ukochanego Steffena i dzieci
Pasja: układem gwiazd, iskrzącymi wywarami, medyczną sztuką, zielarstwem i teatrem
Quidditch: nie kibicuję
Aktywność: tworzę mikstury i zgłębiam sekrety anatomii, przeglądam mapy nieba, doglądam magicznych sadzonek oraz uczę się, jak z damy stać się zwyczajną dziewczyną
Statystyki: Proszę o usunięcie punktów z uroków i opcm (łącznie pięć), Isabella ani razu przez ten rok nie wyczarowała tarczy i nie sięgnęła po uroki. Oddana innym pasjom i naukom zapomina o tych dziedzinach magii, gubi wiedzę pozostałą jeszcze z czasów szkolnych.
Jeśli odjęcie tych punktów zostanie uznane, poproszę o przełożenie ich do eliksirów. Serce Belli oddane jest sztuce warzenia mikstur już od wielu lat, ale teraz może poszerzać swą wiedzę jeszcze bardziej, dzięki świeżym wyzwaniom z ostatnich miesięcy. Isabella nie tylko spędzała i wciąż spędza długie godziny pod parującym kotłem, ale i rozwija się wokoło alchemii, by uczynić swe wywary mocniejszymi, by móc warzyć bardziej skomplikowane formuły, a także jeszcze lepiej zrozumieć magię tkwiącą w składnikach. Przez ostatni rok poszerzyła wiedzę astronomiczną, dowiedziała się o najważniejszych informacjach z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, a także przestała tworzyć eliksiry jedynie przez wzgląd na umiłowanie. Warzy dla leśnej lecznicy maści i napoje uzdrawiające, zaopatruje członków i sojuszników Zakonu Feniksa w potrzebne mikstury, a w ostatnim czasie zaciekawiła się magicznymi kadzidłami, które również wymagają umiejętności i wiedzy o alchemii. Sięga chętnie po trudne receptury, jak np. eliksir wielosokowy, mocniejsze antidota czy eliksir lodowego płaszcza. Również jako uzdrowiciel wykorzystuje swą wiedzę z tego zakresu, znajomość nie tylko środków leczniczych i ich działania, ale i specyfiki plugawych trucizn, które także niekiedy warzy w kociołku. Ponadto uczy również i tych młodszych czarodziejów, którym opowiada o sekretach eliksirów, z którymi wspólnie je tworzy, których prowadzi przez zawiłą ścieżke alchemii.
Tutaj dni spędzone nad kociołkiem: 1, 2, 3, 4, 5, 6
+
Wrzesień '56 - Wrzesień '57
Ścieżka kariery: porzucił pracę w Szpitalu Świętego Munga i otworzył własną praktykę uzdrowicielską w Dolinie Godryka.
Rozwój: nieustannie doskonalił się w zakresie białej magii, zarówno leczniczej i obrony przed czarną magią, a także uroków; poznał podstawy numerologii, wciąż rozwijał swoje zdolności metamorfomagiczne, a wraz z nimi umiejętności kłamstwa i perswazji, zaś praca z ludźmi rozwinęła w nim spostrzegawczość.
Więzy krwi: zaręczyny z Idą Lupin.
Zyskane znamiona: poparzenia wnętrz dłoni rozchodzące się na przedramiona.
Wraz z jesienią tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego szóstego roku moje życie drastycznie się zmieniło. Nie oznacza to jednak, że zmiany te były na gorsze: rzekłbym, że wręcz przeciwnie.
Kiedy wyprowadziłem się z pałacu Beaulieu chyba podskórnie przeczuwałem, że to już nie moje miejsce, a w najbliższym czasie stanie mi się jeszcze dalsze. Z pomocą przyjaciela kupiłem dom w Dolinie Godryka, który po nieznacznych pracach remontowych nadawał się do zamieszkania. Od początku było mi tam dziwnie dobrze, spokój i cisza sprzyjały skupieniu, a bliskość przyjaciół zapobiegała całkowitej alienacji: mimo tego wciąż czułem się całkowicie samotny. Wraz z nadejściem października samotność ta nabrała nowego znaczenia, kiedy podczas szczytu politycznego w Stonehenge nastąpił kres pewnej epoki. Nie mówię tu tylko o tym, że zostałem wydziedziczony, lecz raczej o zamachu stanu, w wyniku którego prawomocny Minister utracił władzę na rzecz marionetkowego sługusa Lorda Voldemorta. I choć teoretycznie tego dnia największe wrażenie powinno pozostawić na mnie to, że straciłem nazwisko, to najgorszym okazał się on. Do dziś nie zapomniałem jak wielki strach we mnie wzbudził, stojąc ponad trzeszczącą i rozpadającą się ziemią jakby był po prostu ponad tym wszystkim.
Patrząc na to z perspektywy czasu i tego, jak wiele straciliśmy tamtego dnia, mogła być to ostatnia z rzeczy, która popchnęła mnie do próby uczynienia czegoś całkowicie głupiego. Jeżeli jednak potrzebowałem całą noc stać na moście, nie do końca zdolnym puścić się barierki, aby poznać Idę, nie zamierzam nigdy wyprzeć się tego, że chciałem zakończyć własny żywot. To był mój moment zwątpienia, którego będę się wstydził do końca świata, albo nawet i jeden dzień dłużej. Był to jednak moment, w którym zrozumiałem, że potrzebuję wziąć się w garść. Pomogła mi w tym, nie wiem czy sama do końca wie, jak bardzo jej wtedy potrzebowałem.
Z silnym postanowieniem poprawy poszedłem po pomoc do jedynego uzdrowiciela, od którego byłem zdolny ją przyjąć, przyznać się do próby odebrania sobie życia, a i tak otrzymać wybaczenie. Archibald krzyczał, ciężko byłoby aby nie stracił do mnie wtedy cierpliwości, lecz pozostawał wciąż jedną z tych osób, których nigdy nie miałem się wstydzić, że łączą mnie więzy krwi. Świat wydawał się wtedy być nieco bardziej łaskawy, w połowie miesiąca zsyłając na mój próg moją siostrę. Przyjąłem ją pod swój dach i jak się później okazało, nie ją ostatnią.
Koniec roku minął pod znakiem walki z anomaliami, zakończonej sukcesem z naszej strony. Oczywiście, że Ministerstwo prędko podchwyciło temat i przypisało sobie nasze zasługi. Nasze poświęcenie, kiedy wdarliśmy się do Azkabanu i ryzykując dosłownie wszystkim okiełznaliśmy rozszalałą czarną magię, kładąc kres anomaliom (oby) raz na zawsze. Poobijani mogliśmy jednak pozwolić sobie na jedną z ostatnich chwil spokoju i normalności, witając rok pięćdziesiąty siódmy ze szczerymi uśmiechami na twarzach. Była to, jak się okazało, ostatnia chwila wytchnienia nim rozpoczął się chaos jeszcze gorszy od tego, którego doświadczyliśmy dotychczas.
Nie zapowiadało się tak źle od samego początku: po spowodowanej przez nas eksplozji białej magii wyspa Azkabanu przekształcona została w oazę, dosłownie i w przenośni. Oaza Harolda stała się naszym drugim domem, w którym prędko zaczęliśmy prace nad tym, aby jak najlepiej wykorzystać jego potencjał. Prędko stał się domem dla tych, którzy uciekając przed reżimem Rycerzy Walpurgii trafili na nas. Praca fizyczna, niekończące się planowanie i Ida, nie będę się z tym krył, pomagały zająć umysł, wyrobić we mnie nową rutynę, dać coś, czego mogłem czepiać się w gorszych momentach. Stopniowo było coraz lepiej i samo to powinno było zwrócić moją uwagę: oczywiście, że wszystko musiało bardzo spektakularnie obrócić się na gorsze właśnie wtedy, gdy miałem nadzieję, że będzie już tylko lepiej.
Kwiecień rozpoczął się krwawą masakrą w Londynie. Walczyliśmy całą noc, starając się wyprowadzić z miasta tylu, ilu tylko mogliśmy. Czarnoksiężnicy wypędzili i wymordowali mugoli w mieście, a przynajmniej większą ich część. Pozostali umknęli bądź zdołali się skryć, abyśmy przez następne miesiące wyprowadzali ich dalej z kraju, który pogrążał się w wojnie. Sam przygarnąłem do domu Louisa, którego jakimś cudem wyciągnąłem z Londynu w Bezksiężycową Noc. W przeciągu następnych dosłownie trzech dni mieszkałem nie tylko z nim i siostrą, ale też z Anthonym Skamanderem i Idą, którzy chwilowo nie mieli gdzie się podziać. Ostatecznie tylko Skamander opuścił Kurnik, a na jego miejsce przyszła Isabella. Na próżno starałem się ją przekonać, że ma inne możliwości niż wydziedziczenie. Ostatecznie jednak, mimo wszystko, jakaś część mnie się cieszyła. Tworzyliśmy dość specyficzną rodzinę, lecz to właśnie z nimi pod dachem Kurnika poczułem się prawdziwie w domu. Pomogli mi w realizacji mojego planu z otwarciem lecznicy w Dolinie, która z mijającymi tygodniami zaczęła mnie inspirować do tworzenia coraz śmielszych planów.
Za każdym razem gdy myślałem, że w końcu będzie lepiej, życie przekonywało mnie, że wcale nie. Wojna o wpływy w Londynie przemieniła się w walkę o wpływy w kraju, którą niestety przegrywaliśmy. Straciliśmy przy tym wiele i wielu. Śmierć Bertiego była ciosem, który zniosłem źle. Nie jestem w stanie zapomnieć jego zmasakrowanego ciała, nawet klątwa którą wtedy oberwałem nie chciała zmyć z mojej pamięci tego widoku. Uświadomiło mi to jednak, że życie nie czeka. Pewnego dnia po prostu się kończy, nawet jeżeli nie sądzisz, że tak się stanie. Przecież wcześniej zawsze jakoś udało się wykaraskać, czemu więc nie teraz? Otóż nie. Postanowiłem więc przestać czekać, oświadczyłem się Idzie. Dookoła zaczynały pojawiać się znajome, serdeczne twarze i raz jeszcze wydawało mi się, że oto może nadchodzą nieco lepsze czasy.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5